sobota, 15 grudnia 2018

E30S3.And I could easily lose my mind, the way you kiss me will work each time.


AMERICA

Sydney posiada wiele wspaniałych walorów. Jednym z nich jest przepiękna plaża, która ciągnie się długością całego miasta.
Mieszkając tutaj, można podziwiać ten widok calusieńki rok, bez względu na porę.
Nie przepadam za górami tak bardzo jak za morzem czy oceanem, więc spędzenie dnia na wybrzeżu to zdecydowanie coś, co mi bardzo pasuje. 
-Dziewczyny górą! - krzyczę, kiedy po raz kolejny wygrywamy z Hope mecz siatkówki.
Ashton i Harry okazali się dobrymi rywalami, ale nie tak dobrymi, żeby z nami wygrać.
-Oh, man… - Ashton patrzy na swojego brata. -Niewiarygodne.
-Mówiłem ci, że lepiej radzę sobie na tyłach. - odzywa się chłopak, jakby była to oczywista oczywistość i gdyby ten jeden warunek został spełniony, na pewno by wygrali.
-Masz metr sześćdziesiąt wzrostu. Jakim cudem poradziłbyś sobie na tyłach?
-A jakim cudem Kawhi jest jednym z najlepszym koszykarzy NBA? - Harry patrzy na swojego brata tak, jakby ten drugi był conajmniej niedorozwojem umysłowym.
-Kto? - zerkam na Hope.
-To jego idol. - tłumaczy.
-A czy Harry nie jest przypadkiem fanem piłki nożnej? - dopytuję zdezorientowana.
-Tak. - kiwa głową. - Też tego nie rozumiem.
-Nie wiem. - Ashton wzrusza ramionami. - Dlaczego?
-Bo nie liczy się wzrost. Liczy się spryt. I to co masz w głowie. - stuka się palcem po czuprynie, na co chichoczę.
Jest naprawdę zabawny.
Ale w zasadzie ma rację.
-Kto ostatni do wody ten oferma! - krzyczy nagle Hope, po czym cała trójka rodzeństwa biegnie w stronę morza.
Śmieję się na ten widok.
Siadam na kocu obok Anne, która opala swoje smukłe ciało.
Jak na mamę trójki dzieci, muszę przyznać, że prezentuje się naprawdę rewelacyjnie.
-Tęskniłam za tym widokiem. - mówi, zerkając na zadowoloną trójkę, bawiącą się wspólnie w morzu.
-To piękny widok. - przyznaję zgodnie z prawdą.
-You know… I’m really happy that Ashton met you. I haven’t seen him that happy since… - zerka na mnie z nagłym zakłopotaniem.
Wiem co miała zamiar powiedzieć.
I nie mam jej tego za złe.
-Since the other one? - uśmiecham się.
Wiem, że Ashton przedstawił swoim rodzicą byłą dziewczynę.
I zdaję sobie też sprawę, że również bardzo ją lubili.
Byli ze sobą trochę czasu, więc ich zerwanie zapewne również nie było łatwe dla jego rodziny, która zdążyła się już do niego przyzwyczaić.
-Przepraszam… Nie chciałam cię wprawić w zakłopotanie.
-W porządku. Cieszę się, że o tym mówisz. Cieszy mnie też fakt, że wcześniej trafił na kogoś wartościowego, a nie kogoś, kto go wykorzysta.
-Bianca była wspaniałą dziewczyną. - Anne uśmiecha się, zapewne na jej wspomnienie. - Miła, dobra i zawsze uśmiechnięta. Bardzo mi ją przypominasz. To była chyba pierwsza prawdziwa miłość Ashton’a. Ale pomimo tego, że się kochali, często się też kłócili. Wydaję mi się, że do końca nie byli gotowi na ten związek. Byli też bardzo młodzi. 
Kiwam głową, bo potrafię utożsamić się z tym, co mówi Anne.
Przypominam sobie mój związek z Harry’m.
I pomimo, że wtedy sądziłam, że to moja miłość życia, tak teraz potrafię zauważyć, że nie był to nasz czas.
Oboje nie wiedzieliśmy czego do końca chcemy i nie byliśmy wystarczająco dojrzali i silni, aby o to walczyć.
Dlatego skończyło się to w taki, a nie inny sposób.
-Pewnego razu, kiedy oboje do nas przyjechali, postanowiliśmy iść wspólnie na kolacje. Jacyś ludzie śledzili nas całą drogę. Pamiętałam ich, bo wcześniej często krzątali się wokół naszego domu. Zadawali głupie pytania, cały czas nagrywali filmiki, robili zdjęcia… - wzdycha. - Ashton się wtedy bardzo zdenerwował. Wręcz błagał jednego z nich, żeby przestali. Mówił, że przyjechał do domu i chcę spędzić czas z bliskimi. Że ma na to tylko cztery dni… - marszczę brwi ze smutku. - Do dziś pamiętam jego smutny głos, który wciąż powtarzał: „Please. Stay away from me and my family.”
Na chwilę zapada cisza. Mam wrażenie, że przetwarza w myślach całe to wydarzenie.
Dokładnie wiem co czuje.
Takie sytuacje dla rodziny bywają bardzo męczące.
A cała wina tego spoczywa właśnie na nas.
I choć bardzo chcemy ich przed tym uchronić, czasami po prostu nie potrafimy.
-Nigdy wcześniej nie byłam świadkiem czegoś takiego. Nie muszę chyba mówić, że kolacja minęła nam w okropnej atmosferze. - prycha. - Widziałam po Ashton’ie jak bardzo był zmęczony. Ona również wydawała się być nie taka jak zawsze. Jakby… - myśli. - Uleciała z niej wszelka radość. Chyba od tego czasu zaczęło się między nimi psuć. 
-To smutne. - komentuję krótko, bo w zasadzie wydaje się mi bezsensu niepotrzebne rozgadywanie się na ten temat.
-Yeah. Dwa miesiące później dowiedziałam się, że nie są już razem. Od tego czasu podobno nigdy nie zamienili ze sobą słowa.
Patrzy na mnie z pocieszającym uśmiechem. 
-Dlatego tak bardzo cieszę się, że ten stary, wesoły Ashton do nas powrócił. I wiem, że to twoja zasługa. Nie chcę, żebyś przez tą opowieść pomyślała, że lubię bardziej ją niż ciebie. Wiem, że ona należy już do przeszłości. - obejmuje mnie ramieniem. -A ty… Do przyszłości.


Fryzura? Gotowa.
Makijaż? Gotowy.
Suknia? Gotowa.
I kiedy razem z Anne patrzymy na Hope, która stoi przed nami wyglądając jak prawdziwe bóstwo, aż łza nam się kręci w oku.
-Przestańcie… - zerka na nas, o wiele mniej wzruszona.
-Moja mała dziewczyna idzie na bal. - Anne podchodzi do szatynki, tuląc ją w swoich ramionach chyba trochę dłużej, niż jej córka by tego chciała.
Chichoczę.
Mimowolnie przypominam sobie mój bal.
Anne i moja mama zdecydowanie mają ze sobą jedną wspólną cechę.
Nie trzeba zbyt wiele, aby je wzruszyć.
I chyba ja również mam to po nich.
-Okey ladies. I think we gotta go now. - Ashton pojawia się w czarnych jeansach i ciemnej koszuli w groszki. Kiedy Hope będzie bawiła się na swoim balu, my w tym czasie zjemy kolację z resztą zespołu. 
-Baw się dobrze, skarbie!
-Dobrze mamooo!
Kiedy wsiadamy do samochodu, po raz kolejny zerkam na Hope w lusterku. Widzę, że się trochę denerwuje, ale to zupełnie naturalne w tej sytuacji.
Wzdycham.
-Jednak to prawda co mówią. Siostry są zazwyczaj ładniejsze od swoich braci. - odzywam się, by nieco rozluźnić atmosferę.
Widzę jak dziewczyna chichocze na tylnym siedzeniu.
Zerkam na Ashton’a, który uśmiecha się w moją stronę.
-Nie mogę temu zaprzeczyć.
Droga zajmuje nam dziesięć minut.
Szkoła jest ogromna, więc zapewne mają również godne warunki na zorganizowanie cudownego balu, co bardzo mnie pociesza.
Zależy mi na tym, aby Hope przeżyła najlepszą noc swojego życia.
-Będziemy po ciebie o dwunastej. - informuje ją Ashton, kiedy zerkam na niego jak na jaskiniowca.
-Dwunastej? - pytam lekko oburzona. - Wiesz, że godzina kopciuszka już dawno przestała być modna?
-Właśnie! - Hope przyznaje mi rację. - Nawet nie zdążę postawić nogi na parkiecie! 
-Jest dwudziesta! - odzywa się znów mój chłopak. - To kupa czasu na dobrą zabawę.
Obdarowuję go wzrokiem mówiącym: „Czy ty kiedykolwiek zaliczyłeś jakąkolwiek zabawę w cztery godziny?”
-Dobrze. Niech będzie pierwsza.
-Druga! - negocjuje Hope.
-Pierwsza trzydzieści i jest to moja ostateczna oferta. 
Uśmiecham się sama do siebie.
Ale z niego tatuś.
-Dobra. - wzdycha.
-Have fun! - krzyczę na odchodne.
Wyciągam telefon i piszę jej krótkiego sms’a. 
Ktoś w końcu musi wziąć sprawy w swoje ręce.
-Wiem co robisz. - Ashton patrzy na mnie, zwężając oczy.
-Daj spokój. Ty w jej wieku byłeś już w zespole i zapewne podrywałeś dziesiątki dziewczyn na imprezach.
-Well, yes, but…
-Daj jej trochę swobody. 
-Mogę jej dać swobodę, ale nie chcę, żeby stała się taką dziewczyną, które ja podrywałem. 
-Ona nigdy nie będzie taką dziewczyną. 
-Skąd wiesz? - zerka na mnie podejrzliwie.
-Bo jest od ciebie mądrzejsza. - odpowiadam, a po chwili widzę jego uśmiech.
Zbliża się do mnie i całuje w usta.
-Tak, to prawda.


Razem z siostrą Calum’a zdążyłam już wyzerować dwie butelki wina. Okazało się, że dziewczyna również nagrywa swoje piosenki, więc w zasadzie od początku wieczora nie kończą nam się tematy do rozmowy.
Maliko bardzo przypomina z charakteru swojego brata.
Jest może trochę bardziej kontaktowa i towarzyska niż on i okazuje się, że te cechy są jej dużą zaletą. 
-Muszę cię znaleźć na spotify. - odnajduję swój telefon i ściągam całą płytę Maliko na swoją playlistę.
Już wiem czym się zajmę w drodze powrotnej do Los Angeles.
-Nie mogę się doczekać twojego albumu. - mówi podekscytowana. - Nagrałam sobie na dyktafon urywek piosenki, którą śpiewałaś na gali, ale przez ten szum prawie nic nie słyszę. - robi smutną minę, na co chichoczę. 
-Nie martw się. Wyślę ci audio!
-O matko! - ekscytuje się. - Tak, proszę!
Chichoczę, kiedy nagle czuję jak ktoś mnie delikatnie szturcha z lewej strony.
Kiedy się odwracam, widzę uśmiechniętą twarz Jack’a Hemmings’a.
A, nie. To tylko Luke.
-Jak ci się podoba w Australii, Amerio? 
-Ile myślałeś nad tym pytaniem? - widzę jak robi sobie żarty.
-Tylko przez chwilę. Okazuje się, że na głos brzmi to tak samo zabawnie jak w moich myślach.
-Jesteś chory. 
-Hej, a co tam u twojej przyjaciółki Victorii? - pyta, „niby” bezinteresownie, ale doskonale wiem, że go to bardzo ciekawi.
-Wszystko w porządku. Była w Tajlandii, kiedy ostatni raz z nią rozmawiałam.
-W Tajlandii… - raczej stwierdza, niż dopytuje. - Ciekawe. Wiesz kiedy ja z nią ostatni raz rozmawiałem?
-No kiedy? 
-W walentynki. 
-Ale przecież w walentynki ona była w…
Luke uśmiecha się w moją stronę, kiwając głową dając chyba znać, że też wtedy tam był.
-Vegas.
-That’s correct.
-Nieźle się bawisz Luke Hemmings.
-Cóż mogę powiedzie? Życie gwiazdy rock’a zobowiązuje.
-Yeah, right.
Muszę ostrzec Victorię, że Luke ma na nią oko.
I że choć jest bardzo pozytywną i zabawną osobą, to nie ma zbyt po kolei w głowie.
Ale z resztą…
Czy ktokolwiek z nas ma?

Zerkam na zegarek w telefonie. 
2:03.
Ashton rusza nerwowo kolanem, jakby miał zespół niespokojnej nogi.
Wzdycham.
-Relax. 
-Myślisz, że jestem nadopiekuńczy? - zerka na mnie z miną myśliciela.
-Może trochę. - odpowiadam szczerze. -Ale to urocze. - pochylam się, całując go w usta, na co mruczy.
-Mogłem jej dać czas do trzeciej. Przynajmniej moglibyśmy jeszcze wskoczyć na tylne siedzenie iii… 
Chichoczę.
-Yeah, right. Mieliby tu niezłe widowisko. - skupiam swój wzrok na przedniej szybie. - Czy to Hope? - mrużę oczy, by lepiej dostrzec, ale tak. 
Wszędzie poznam tę piękną suknie.
-Co ona robi? - Ashton emocjonuje się zanadto.
-Wygląda na to, że całuje się z chłopakiem. - uśmiecham się podekscytowana.
-Idę tam. - podnosi się z miejsca, ale szybko go zatrzymuję.
-Nawet nie żartuj! Zrobisz wstyd mnie, sobie, a co najważniejsze - jej!
-Więc co powinienem zrobić? Siedzieć i patrzeć jak jakiś facet obściskuje moją siostrę? 
-Po pierwsze, trzymanie dziewczyny za biodra to nie od razu obściskiwanie, a po drugie, to tylko niewinny pocałunek. A ty w wieku siedemnastu lat chodziłeś z kagańcem na buzi?
-Nie, ale to inna sytuacja. 
Patrzę na niego spod byka.
-Dobra, to całkiem podobna sytuacja. - przyznaje mi po chwili rację.
Wzdycham.
-Rozmawiałam dzisiaj z twoją mamą. O Biance…
-Dlaczego? - pyta mnie, jakby nie widział w tym żadnego sensu.
-Ja… Sama nie wiem. Tak się złożyło.
-Moja mama uwielbia wspominać stare czasy. Szczerze powiedziawszy nie wiem po cholerę to robi.
-Hej, nie bądź zły. Nie przeszkadza mi to, że o niej wspomniała. Przynajmniej upewniła mnie w fakcie, że pomimo tego, że łączyło was coś wyjątkowego, jest to skończone.
-Nie wystarczyło, że ja cię upewniłem w tym fakcie? 
Patrzy na mnie z rozczarowaniem.
I ma rację. 
Nie wiem co sobie myślałam, mówiąc mu o tym.
-Przepraszam, nie potrzebnie o tym wspominałam.
-Nie. - odpowiada. - Dobrze, że o tym wspominasz, ale nie wiem dlaczego wątpisz w moje uczucia. 
-Po prostu wiem jak to działa w tym biznesie. Ludzie szybko się sobą nudzą.
-Cóż, ja nie należę do tych osób, a ty?
-Oczywiście, że nie.
-Dobrze. - kiwa głową. - Wiem, że na swojej drodze spotykałaś samych palantów i przez to może sobie myślisz, że nie jesteś wystarczająco dobra, ale to gówno prawda. To co powiedziałem ci tamtej nocy jest prawdą. Kocham cię, Ami. - dotyka dłonią mojego policzka. - To wszystko. I nie mówię tak tylko dlatego, że ona należy już do przeszłości, a ty do teraźniejszości. Po prostu tak jest. W kategoriach absolutnych. To znaczy kochałem ją. Tak było. Ale ciebie kocham bardziej. Trudno to nawet porównywać.
-Yeah? - pociągam nosem.
Znowu te cholerne łzy.
Dlaczego mnie to spotyka?
Hormony, dajcie w końcu żyć!
-Yeah.
Dotykam jego ust najczulej jak tylko potrafię.
Te usta są mi przeznaczone.
Wiem, że są.
Czuję to.
-O matko! - przerywa nam głos Hope, który roznosi się po samochodzie. - Co to była za noc!
Ashton uśmiecha się przy moich ustach, na co reaguję tym samym.
-Dobrze się bawiłaś? - pyta siostrę.
Zerka na niego trochę zakłopotana i zarumieniona, ale po chwili przyjmuje obojętny wyraz twarzy, jakby nie miała nic na sumieniu, a sytuacja sprzed chwili nie miała miejsca.
-Tak. Świetnie.

-Great. - kiwa głową, patrząc znów na mnie. - Let’s go home now.


Powrót do domu okazał się trudniejszy niż myślałam. Dwadzieścia godzin podróży oraz wielokrotna ilość odwiedzin samolotowej toalety w celu wyplucia żołądka okazała się tragicznie męcząca.
Nie miałam pojęcia dlaczego się tak dzieje, ale mocno obwiniałam się za pieczone kalmary, które zjadłam przed wylotem.
Przynajmniej wtedy tak było.
Teraz znów siedzę przy toalecie, ale tym razem w innym celu.
Będąc w Australii nie martwiłam się faktem, że moja miesiączka spóźnia się kilka dni.
W zasadzie mój okres zawsze pojawiał się regularnie, ale postanowiłam się zanadto nie przejmować zważywszy, że jego spóźnienie mogło być wynikiem spożywania nowych tabletek, które przepisała mi moja ginekolog.
Chciałabym wrócić do tych beztroskich dni, zamiast martwić się teraz podwójnie.
Nie mam odwagi spojrzeć na test.
Ale to przecież nie może się wydarzyć.
Mnie?
Osobie, która jeszcze jakiś rok temu nie miała okazji gościć nikogo w łóżku.
Osobie, która wykonuje wszystko w odpowiedniej kolejności.
Najpierw miłość, potem ślub, pies i dopiero na końcu dzieci.
Wzdycham ze zdenerwowaniem.
Chciałabym, żeby była tu moja mama.
Albo nie, lepiej nie.
Chciałabym, żeby była tu Victoria.
Przełykam ślinę, biorąc do ręki plastik.
Raz się żyję.
Jeśli już mam być przyszłą mamą, to nie mogę być tchórzliwą fretką.
Biorę głęboki oddech.
Kreska.
Jedna?
Dwie.
Dwie kreski.
-Jestem w ciąży.
Jeden dzień może zmienić wszystko.
  Ale czasem jedna noc, może zmienić jeszcze więcej…

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz