AMERICA
Lot do Nowego Yorku będzie długi, przez co mam czas na przemyślenie kilku spraw, które nurtują mnie od dawna, ale tak teoretycznie rzecz biorąc, najwięcej zmieniło się od wczoraj.
Oglądam na ekranie swojego telefonu zdjęcia, które mam zrobione z Harry’m. Wszystkie te, których świat nie widział i których nigdy nie zobaczy. Zdjęcia gdzie jesteśmy razem i to dosłownie RAZEM.
Te, na których się przytulamy, całujemy i jesteśmy sami dla siebie. Niektóre robione przez nas samych, a inne robione przez naszych przyjaciół. Właśnie takich nas pamiętam.
Beztroskich, zadowolonych i zakochanych.
Istnieje jeszcze jedna seria zdjęć, tych, które są widoczne dla całego świata.
Też jesteśmy na nich razem.
Razem, jednak osobno.
Wpisuję w wyszukiwarkę google: America Carter and Harry Styles.
Wyskakuje milion zdjęć, a niektórych nawet nie miałam okazji ujrzeć, choć doskonale pamiętam każde z nich, kiedy i w jakich okolicznościach było robione.
Na nich jesteśmy tylko Americą i tylko Harry’m. Dwojgiem znanych ludzi, którzy są przyjaciółmi i pozują ze sobą z grzeczności i dla prasy. Nie widzę w nich nic szczególnego i jeśli byłabym osobą z zewnątrz, raczej nie zorientowałabym się, że naszą dwójkę może łączyć jakieś głębsze uczucie.
Na wielu z nich pozujemy z naszymi wspólnymi znajomymi.
Dostrzegam jedno, które zrobiłam ja i widać na nim również Michaela Z 5SOS i Harry’ego. Byliśmy wtedy na wspólnej kolacji i chyba nawet do dzisiaj to zdjęcie widnieje na moim instagram’ie.
Kolejne zdjęcie z moimi znajomymi z rodzinnego miasta, których Harry polubił niemalże natychmiastowo. To były moje dwudzieste pierwsze urodziny, a ja niesamowicie cieszyłam się, że mam obok siebie tych wszystkich wspaniałych ludzi.
Widzę również wspólne zdjęcie z Zayn’em kiedy to jeszcze wszyscy byliśmy dobrymi przyjaciółmi, a Harry nie wiedział o moich uczuciach, które do niego żywię.
Teraz patrzę na fotografię z jakiegoś after party. Załapał się na nie również Niall i Selena Gomez. Do dziś chce mi się śmiać na samo wspomnienie tej sytuacji. Choć było to tak niedawno, to jednak tak wiele się zmieniło. Jestem pewna, że Niall już nawet tego dnia był zakochany w Victorii do szaleństwa, ale ukrywał to.
Wszyscy coś ukrywamy. Musimy się z tym w końcu pogodzić.
Noc z Harry’m przebiegła w spokoju. Praktycznie od godziny osiemnastej do drugiej w nocy spaliśmy jak zabici. Później nastąpiło przebudzenie i do piątej nad ranem rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim, żeby później znowu zagłębić się w mocny sen.
Wspominaliśmy Dean’a i to jak od samego początku bardzo kibicował naszemu związkowi. On również zaliczał się do wąskiego grona osób, którzy o nas wiedzieli. Pamiętam kiedy zobaczył nas razem po raz pierwszy i powiedział: „W końcu coś zadziałałeś z tą wspaniałą dziewczyną. Myślałem, że jesteś cipą Harry. Cieszę się, że jednak wyprowadziłeś mnie z błędu.” W tym momencie wszyscy śmialiśmy się do rozpuku, nie zdając sobie sprawę, że człowiek tak zabawny i cieszący się życiem jak Dean, może w głębi duszy myśleć o samobójstwie.
Mówiliśmy o tym jak wiele się zmieniło od naszego rozstania i o tym, co czeka nas w przyszłości.
Pocałował mnie w skroń i znów zasnęliśmy.
Tym razem w swoich ramionach.
I choć poranek był przyjemny, i po tym jak zjedliśmy na śniadanie naleśniki z nutellą, które sama przyrządziłam, nastała chwila załamania.
Nie chciałam wychodzić i jestem pewna, że on też tego nie chciał.
Ale ta noc była czymś jednorazowym.
Nie miało to nic wspólnego z naszą przyszłością.
Bo może nie jesteśmy sobie pisani. Może nie wyjdzie nam nigdy, choć bardzo byśmy tego pragnęli.
Może tak właśnie musi być. Przeznaczenia nie da się oszukać.
Zapewne o tym, czy byliśmy sobie pisani dowiemy się na samym końcu naszej życiowej podróży.
Wiem jednak jedno.
„Zawsze będę myślała o wczorajszej nocy. Nawet wtedy, gdy nie powinnam…”
VICTORIA
Dziwnie jest po prostu nie rozmawiać. A tak właśnie działo się w czasie podróży do Nowego Jorku. America w skupieniu oglądała coś na swoim IPhone i uderzcie mnie kilofem za moją ciekawość, ale nie potrafiłam nie rzucić okiem co tak pochłonęło jej uwagę. Zauważyłam przeglądarkę Google oraz listę małych ikonek, które wskazywały na to, że ogląda zdjęcia. Jej i Harry’ego.
Od dnia pogrzebu Dean'a nie miałyśmy zbyt wiele czasu by porozmawiać. Ciągle mijałyśmy się w drzwiach albo na szybkim śniadaniu, a przecież przy jedzeniu owsianki z owocami nie poruszymy ważnych tematów. Cóż, może i byśmy mogły. Rozmowa to rozmowa, ale dla nas liczyło się coś więcej. Pełna uwaga i skupienie na drugiej osobie.
Kiedy wysiadamy z podstawionego samochodu tuż przed hotelem Mandarin Oriental, nasze twarze owiewa zimne, nowojorskie powietrze. Oprócz niezbyt pięknej pogody, która przywitała nas dzisiejszego dnia, zostajemy zaatakowane przez błyski fleszy paparazzi. Słyszymy ich krzyki i prośby by spojrzeć w ich stronę. Z dnia na dzień zachowują się coraz bardziej bezczelnie. Marszczę nos, zakładam kaptur bluzy na głowę i prę przed siebie, żeby jak najszybciej dotrzeć do wnętrza hotelu.
Obsługa jak zwykle jest perfekcyjna. Zostajemy odprowadzone pod same drzwi apartamentu podzielonego na trzy strefy. Centralna część to salon wielkości sporej kawalerki. Po prawej i lewej stronie znajdują się drzwi, które prowadzą do mojego pokoju i pokoju Americy. Wierzę w szczęście lewej dłoni, więc od razu go zamawiam. Przyjaciółka udaje się więc do swojego pokoju.
Nie mija piętnaście minut, kiedy słyszę pukanie do drzwi. Zapraszam Carter głośnym "wejść", a kiedy przekracza próg mojego pokoju, zamyka ponownie drzwi, jakby bała się, że ktoś stoi za nimi i może nas podsłuchać. W naszym przypadku to zupełnie normalna reakcja. Pilnujemy nasze sekrety, myśli i czyny, by nikt nie mógł ich odkryć. Cóż. Sława ma również swoje ciemne strony.
- Możemy pogadać? - siada na skraju ogromnego łóżka. Porzucam dotychczasowe zajęcie, którym było przygotowywanie stroju na dzisiejszy casting. Dołączam do niej. Uśmiecham się ciepło. Odwzajemnia mój gest.
- Oczywiście - mówię. Nie waha się ani chwili. Od razu przechodzi do sedna sprawy.
- Chyba wciąż kocham Harry’ego - wzdycha, bawiąc się swoimi palcami. Patrzy na nie, jakby bała się, że zaraz ją skarcę. Nie mogłabym, nie w przypadku, kiedy mówi, że kocha drugiego człowieka. Łapię jej dłoń, ściskając ją mocno. Wiem, że nie powinnam pytać, ale i tak to robię.
- Miłość do Harry’ego tak naprawdę nigdy w Tobie nie umarła. Ale co z Tyler'em?
Podnosi na mnie swoje niebieskie jak ocean oczy, mrugając nimi szybko. Widzę w nich szczerość, więc wiem, że to co zaraz powie, też będzie szczere i prosto z jej serca.
- Na nim też mi zależy. Ale spędziłam z Harry’m cudowny czas po pogrzebie, jakkolwiek surrealistycznie to brzmi. Wiem, że oboje tego potrzebowaliśmy. Potrzebowałam po prostu położyć się koło niego, przytulić i czuć jego bliskość. Wiedzieć, że jest cały. Że się trzyma. Że dzięki mnie będzie mu lepiej.
- Postąpiłaś właściwie jadąc z nim - puszczam jej dłoń. Widzę, że się rozluźnia po moich słowach.
- Zapytał mnie, czy jestem szczęśliwa. Wtedy w tamtej chwili. Powiedziałam, że tak. Nie wiem czy byłam kiedykolwiek bardziej szczera w moim życiu.
Widzę delikatny uśmiech wpływający na jej usta.
- Widziałam, że oglądałaś zdjęcia… - zaczyna chichotać, chociaż jej chichot stłumiony jest jakby przez zaciśnięte gardło.
- Nie ładnie tak podglądać, młoda damo! - klepie mnie po ramieniu w zaczepce - Ale wracając do Tyler'a… jest mi z nim dobrze. Chcę to kontynuować. Tak długo jak będzie możliwe.
Kiwam z aprobatą głową. Chociaż samo przedsięwzięcie o nazwie "Tyler Hoechlin" nie jest moim ulubionym i z chęcią odprawiłabym go z kwitkiem gdzie pieprz rośnie, nie mogę pozwolić, by America sądziła, ze jej nie wspieram. Bo wspieram, chociaż mam mieszane uczucia. Kiedy o nim myślę, żołądek dziwnie mi się kurczy. Jakby chciał powiedzieć, że wyczuwa w Tyler’ze coś nieodpowiedniego. A co jeśli się po prostu mylę? Może to dobry człowiek, tylko nie miałam jeszcze szansy go na tyle poznać?
Wstaję i idę do walizki. Muszę się czymś zająć po wyznaniu Ami, bo sama mam dla niej nowości.
Wracam myślami do stypy i Niall'a. Boże. Teraz to nawet jelita, kiszki i cała reszta moich wnętrzności zawiązuje się w gruby supeł. Na udach czuje mrowienie i odrętwienie ust. Mam wrażenie, że całowaliśmy się dosłownie dwie sekundy temu, a nie kilka dni wstecz. To było tak niesamowite. Intymne. Przerażająco pierwsze, że wracając do domu rozważałam myśl, żeby nigdy w życiu nie umyć zębów. Tak jakby moje ciało pragnęło czuć smak ust Niall'a na moich. Ale potem z siłą spadającego z wieżowca słonia, odtwarzałam nasze słowa, czując jakby ten słoń spadł wprost na moją głowę.
Chyba musimy wszystko poukładać. Nasze sprawy.
Będziemy wiedzieli, kiedy jest odpowiedni moment, prawda?
Tylko, do cholery, czemu myślę, że już jest odpowiedni moment na nasze sprawy?
- Całowałam się z Niall'em - biorę do ręki kosmetyczkę. Nie wiem po co to robię. Pewnie dlatego, że tak jak America, chcę zająć czymś ręce. Przez pierwsze sekundy w pokoju panuje przerażająca cisza. Choć atmosfera nie jest ciężka, czuję, że brakuje mi powietrza. W końcu powiedziałam to głośno. Powiedziałam to tak głośno, że ostatecznie uwierzyłam, że to nie był sen. My naprawdę się całowaliśmy. On mnie całował. Ja go całowałam. I, zabijcie mnie motyką, ale nie potrafię wyrzucić z głowy myśli, że to był mój pierwszy pocałunek. Mój pierwszy prawdziwy pocałunek.
- Jaja sobie robisz, prawda? - jej reakcja jest taka jakiej się spodziewałam. W sumie, nie. Nie wiem czego się spodziewałam. Na pewno nie wybuchu fajerwerków i gratulacji. - W końcu! Ile można było czekać na to?
Spoglądam na nią podejrzliwie. Czy teraz ona sobie robi ze mnie jaja?
- Dziewczyno, przecież on się w Tobie kochał od kiedy pamiętam - przygryza wargę. Nagle z melancholijnego humoru, wchodzi w stan ekstazy.
- Co Ty bredzisz? - prycham.
- Nie bredzę. Jestem pozytywnie zaskoczona, że w końcu wziął sprawy w swoje ręce. Kiedy?! Gdzie?!
- Na stypie - odpowiadam. Ami mruży oczy. Drapie się po brodzie zanim odpowiada.
- Cóż, to bardzo… nieodpowiednie.
Dziękuję Bogu, że ona też tak myśli.
- Wszystko jest nieodpowiednie - to słowo staje się moim ulubionym w przeciągu ostatnich dni.
- Chcesz to przegadać, czy jak na Victorię Santangel przystało, musisz to przetrawić?
- Zdecydowanie muszę to przetrawić.
- Okej - rozgląda się po pomieszczeniu. Jej wzrok pada na moją torebkę rzuconą w górnej części łóżka - A co tam masz? - pyta ciekawsko, wyciągając dłoń po szarą kopertę.
Zapomniałam o niej, aż do tego momentu. Dziś przed wylotem do NY, Violet wręczyła mi ją, tłumacząc, że znalazła ją na naszym ogródku. Często dostajemy listy od fanów, ale zazwyczaj wysyłane są do naszej wytwórni płytowej. Nigdy do naszego prywatnego domu. Z resztą, ta przesyłka różni się tym, że zamiast naszego adresu widnieje na niej tylko moje imię i nazwisko. Moje pełne imię i nazwisko, którego nie zna nawet America.
Podchodzę z powrotem do niej i sięgam po paczuszkę. Jest wielkości średniej koperty, ale ma całkiem sporą zawartość. Otwieram ją niezgrabnie, a Ami przygląda się uważnie moim ruchom.
- Co to? - pyta kiedy wyciągam z wnętrza koperty plik wywołanych zdjęć. I dołączoną do nich kartkę. Oddaję przyjaciółce fotografie, a sama zaczynam czytać na głos wiadomość z kartki.
- "Jesteś taka piękna, że codziennie walę sobie przy Twoich zdjęciach. Przysięgam, jeszcze nie spuściłem się na Twoje zdjęcia. SAMA ZOBACZ."
Przebiegam wzrokiem po kartce. Po wyciętych z gazety literach. Nie wiem czy oddychałam przez ostatnią minutę. Ale na pewno wiem, że bije mi serce. Bije tak mocno, że zaraz wyskoczy mi z piersi.
- To są Twoje zdjęcia, Vick… z różnych miejsc - marszczy brwi - To jest z premiery filmu Dylan’a. Spójrz. On zrobił przybliżenie na Twoją bieliznę.
Wyrywam jej zdjęcia. Trzęsącymi dłońmi przeglądam je wszystkie. Wszystkie pokazują mnie w mało komfortowych pozycjach. Wszystkie robione są przez laika. Przypominam sobie ten moment, kiedy po wyjściu z budynku miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Krew tężeje mi w żyłach. Czyli się nie myliłam. Ktoś tam był.
- Ami, chyba potrzebujemy prywatnej ochrony. I proszę, nie mów nikomu. Nikomu, zrozumiano?
Potrzebuję dłuższej chwili by ochłonąć. Potrzebuje też długiego prysznica i nie jestem pewna, czy cokolwiek mi pomogło. No, może mógłby pomóc alkohol, ale teraz nie mogę go pić. Nie w momencie, kiedy za pół godziny mam przesłuchanie do roli.
Ami kontroluje mnie co dziesięć minut i sprawdza jak się trzymam. Bez niej nie dałabym rady. Nie dość, że przyjechała tu dla mnie, aby mnie wesprzeć to teraz jeszcze ta przesyłka. Kocham tą dziewczynę nad życie. Totalnie.
Mam na sobie jasne jeansy, coś na kształt żakietu, wykończonego koszulą i czarne botki. Tom ostrzegł mnie, że mam ubrać na siebie coś ładnego, ale nie wyzywającego, a zarazem eleganckiego. Więc wybrałam to i modlę się w duchu, by nie dość, że prezentować się nienagannie to jeszcze dobrze wypaść w przesłuchaniu. Ami jak zwykle wygląda seksownie, w skórzanej spódnicy, połączonej z bordowymi butami i płaszczem. Fajnym, przełamującym elegancję elementem jest szara koszulka od CK. Wyglądamy razem jak dwa miliony dolarów i kiedy wychodzimy ponownie z hotelu, znów zostajemy obfotografowane. Teraz te zdjęcia wydają mi się jeszcze bardziej obrzydliwe niż dotychczas.
Budynek wytwórni filmowej jest ogromny, wysoki aż po same chmury. Recepcjonistka kieruje nas na dwudzieste drugie piętro. Tam czeka już na nas Tom oraz drobna, ruda dziewczyna.
- Witam drogie Panie - podaje mi dłoń, puszczając do mnie oczko - Jestem Tom Hiddleston, a Ty jesteś America Carter, prawda? Jeszcze nie mieliśmy okazji się spotkać osobiście - podchodzi do Ami, ujmuje jej dłoń i całuje wierzch - Bardzo miło mi Cię poznać.
- Cześć - szatynka lekko się rumieni, co jest dziwne, ale Tom ma w sobie tyle z gentlemana, że totalnie się jej nie dziwię - Mów mi Ami. Po prostu Ami.
- Świetnie, dziewczyny. Pięknie wyglądacie, tak a propos. Z chęcią obydwie obsadziłbym was w filmie - śmiejemy się. Rudowłosa dziewczyna kiwa tylko głową, jakby nasza obecność ją peszyła - Ale niestety, wcześniej przyuważyłem tylko jedną z was.
- Wolę śpiewać, niż grać - Ami macha lekceważąco ręką. Dźgam ją palcem w bok, a ona w odpowiedzi marszczy nos - Wydaje mi się, że z nas dwóch Victoria śni o Oskarze.
- Świetnie - Tom aprobuje słowa Ami - Jesteś gotowa? Mam nadzieję, że nie rozproszyłaś się niczym przed przesłuchaniem.
Staram się ukryć moje zdziwienie. Nie wiem czy wyglądam na zestresowaną czy coś innego zdradziło mój niepokój. Spoglądam na Ami. Uśmiecha się promiennie i kiedy mam odpowiedzieć wtrąca mi się w słowo.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku - mówi - Poćwiczyłyśmy jej kwestie. Myślę, że wypadnie znakomicie.
To czy wypadłam znakomicie, ocenią ludzie od castingu. Sam fakt, że weszłam tam, zagrałam to i widziałam zadowolony uśmiech na twarzy Tom’a świadczy o tym, że chyba nie jest tak źle. Główna prowadząca casting, Miranda, nie wyrażała żadnych emocji. Powiedziała tylko, że dadzą znać i poprosiła kolejną osobę do środka.
Idąc korytarzem w stronę Ami, która właśnie gawędzi z jakąś parą ludzi, Tom woła za mną. Zatrzymuję się wiec i czekam aż do mnie dołączy.
- Byłaś świetna, Victoria. Już ja się postaram, żebyś dostała tą rolę. Jesteś do niej, cholera, idealna.
- Dzięki Tom - klepię go po ramieniu, chociaż w sumie nie wiem po co to robię - W sekrecie Ci powiem, że fantazjuję o tych scenach łóżkowych z Tobą.
Wybucha śmiechem. Ja również śmieję się pod nosem.
- Macie może ochotę na jakiś wypad dziś wieczorem… na przykład na kolację? - pyta, mrużąc oczy. Kiwam przecząco głową.
- Mamy już plany, ale dziękuję - przytulam go - Będę czekać na telefon. Obiecaj tylko, że skontaktujesz się również z moją menadżerką. Ona musi wiedzieć wszystko o dodatkowych projektach.
- Ma się rozumieć - salutuje, co powoduje, że znów się śmieje - To do zobaczenia. Mam nadzieję.
Macham mu jeszcze na pożegnanie, po czym odchodzę. Dawno tak bardzo nie pomyliłam się co do osoby jak do Tom’a. Czasami mój radar na ludzi zawodzi i chyba powinnam oddać go do szybkiej naprawy.
Bardzo szybkiej naprawy.
Shawn. To on jest naszym planem. A dokładnie jego koncert. Wpadamy szybko do hotelu, by przebrać się w coś luźniejszego. Mam dziwne poczucie winy, kiedy wkładam na siebie koncertowy outfit. Nasz kontakt jest ostatnio dość ograniczony. Ja miałam na głowie film, on trasę, i choć dbałam o to, żeby przesyłać mu zdjęcia z moich treningów i on także chwalił się tym, co mu najlepszego bozia dała, czuję, że coś totalnie nas od siebie odsuwa.
I tym czymś, a raczej kimś - jest Niall. To on totalnie zawładną moimi myślami i jego wiadomości kompletnie w tym nie pomagają.
Telefon! Nie miałam go w ręce od trzech godzin, więc kiedy odblokowuje go i widzę, że mam kilka nieodebranych połączeń i milion wiadomości w skrzynce, od razu szukam tych, na których należy mi najmocniej.
Niall: wiem, że nie chciałaś nic mówić na temat filmu… ale powodzenia. wiem, że jesteś w NY.
Shawn: YEAHHHH!!!!!! Za kilka godzin zobaczę moją dziewczynkę. też się tak za mną stęskniłaś, jak ja za Tobą? Cholercia, jak Cię dopadnę, to już nie puszczę. OBIECUJĘ:)
Shawn: PS każdą piosenkę dedykuję dzisiaj Tobie
Znów czuję to dziwne uczucie wyrzutów sumienia, zżerających mnie od środka. No, no. Gratulacje Victorio Santangel. Nie dość, że jakiś psychol podsyła Ci twoje zdjęcia, co oznacza, że masz prześladowcę i powinnaś coś z tym zrobić, to jeszcze prowadzisz podwójną grę na uczuciach mężczyzn.
Wzdycham. Po czym klepie się w czoło. Mocno. Chociaż myślę, że w tym przypadku przydało by się krzesło. Najlepiej ze stali.
Madison Garden gdzie odbywa się koncert Shawna, wypełniony jest po brzegi. Stajemy w miejscu z ochroną i świetnym widokiem, czekając na rozpoczęcie koncertu.
- Jestem lekko podekscytowana - Ami krzyczy, chcąc, być głośniejsza niż fanki Shawna - Dawno nie byłam na żadnym koncercie.
- Byłaś na swoim, to za mało? - pytam, a ona wzrusza ramionami.
- Czasami mam dość słuchania naszych piosenek. Przyda mi się jakaś odmiana - śmiejemy się pod nosem. Jeśli ktoś myśli, że gwiazdy są chodzącą inteligencją, my zdecydowanie przeczymy tej teorii.
Koncert trwa ponad półtorej godziny, wliczając w to bonusowe piosenki. Kiedy wszyscy zaczynają się zbierać, rosły ochroniarz podchodzi do nas i mówi, że ma zaprowadzić nas za kulisy. Po drodze zatrzymujemy się, by zrobić jeszcze kilka zdjęć i rozdać autografy więc na miejsce docieramy dopiero po kilkunastu minutach.
Witamy się z wieloma osobami, które krzątają się w tą i z powrotem. Wszystko wygląda tak samo jak na naszych koncertach, więc jesteśmy przyzwyczajone do tej sytuacji. Osiłek z ochrony prowadzi nas do pokoju Shawn’a, gdzie ten kiedy nas zauważa od razu wstaje i podbiega by nas przytulić. Mnie trzyma w ramionach zdecydowanie dłużej, a jego pocałunek znajduje się zdecydowanie bliżej moich ust niż w przypadku Ami.
- Poznajcie moją ekipę - przedstawia nas po kolei z chłopakami. America jak zwykle szybko załapuje kontakt z nowymi kolegami, a oni zostają oczarowani jej wewnętrznym i zewnętrznym wdziękiem (No, helou. Spójrzcie na jej seksowną bluzeczkę). Kiedy widzę, że Carter zajęła ich uwagę komentując nowości na rynku instrumentów, wyszczególniając w tym gitarę i pianino, czuję, że Shawn ciągnie mnie w stronę toalety. NIE, SHAWN, TO WCALE NIE JEST DZIWNE.
Kiedy znajdujemy się w środku, opiera mnie o drzwi i całuje namiętnie. Jego włosy są jeszcze mokre od potu, a on cały pachnie tak elektryzująco, że mam ochotę rozebrać się i od razu pozwolić mu zrobić ze mną co chce. Czy już wspominałam, że mam rozdwojenie jaźni?
- Jezu, Victoria - jęczy w moje usta, wplatając dłonie w moje włosy - Gdybym mógł, już bym Cię tu wziął.
- Ale nie możesz - odsuwam go od siebie. Moje dłonie spoczywają na jego torsie - Nie możemy tak robić. To niebezpieczne. Oni nie są głupi. Domyślą się.
- Wiem, ale stęskniłem się za Tobą.
- Pisałeś mi o tym - mówię, po czym składam na jego ustach krótki pocałunek - To musi Ci wystarczyć.
- Chcesz wiedzieć co dzieje się - tu wskazuje palcem na swojego penisa, który nadal znajduje się w jego spodniach i robi smutną minkę - On też za Tobą tęskni.
Parskam śmiechem, znów przelotnie go całuje, a potem pozostawiam go samego w łazience.
Przez resztę nocy bawimy się w pobliskim barze, wlewając w siebie shoty i tańcząc do upadłego. Chociaż nie opuszcza mnie dziwne uczucie obserwowania przez kogoś, bawię się świetnie, do momentu, kiedy czuję wibrację w moim telefonie.
Niall: chciałbym, żebyś tu ze mną była. Wkurzam się na NY, bo on Ciebie ma, a ja nie.
Zerkam na Shawn’a, który uśmiecha się do mnie szeroko. Jego całe ciało aż krzyczy, że mnie chce. Jestem pewna, że moje ciało krzyczy to samo. Za to mój mózg krzyczy, że dawno świat nie widział tak popieprzonej kobiety jak ja.
A oprócz tego, mój kochany, pijany mózg powtarza tylko jedno zdanie - gdybyś wiedział, że nie tylko Nowy Jork mnie ma, nie byłbyś w najlepszym humorze, Niall.
***