wtorek, 15 maja 2018

E13S3.Beautiful faces no cares in this world, where a girl loves a boy and a boy loves a girl.


AMERICA

Dzięki temu, że Caroline i Zoe postanowiły zostać w Los Angeles na dłużej, możemy dzisiaj wspólnie świętować urodziny tej drugiej. Wydaję mi się, że słoneczna Kalifornia jest o wiele bardziej odpowiednia na tą celebrację niż pochmurny Londyn.
Udaję mi się też to zauważyć po reakcji Woods, która od samego rana krząta się po domu niczym ćwierkający z radości skowronek. Jestem pewna, że jest wdzięczna, iż może spędzić ten dzień z najbliższymi w tak cudownym mieście. 
Kolejnym plusem jest to, że jej „chłopak” również jest na miejscu i może cieszyć się tymi momentami razem z nim.
Urodziny odbędą się w klubie Secret i będzie to prawdziwa gwiazdorska impreza. Kolorowe drinki, wielka dyskotekowa kula i ścianka, na której będą pozować zebrani goście ci znani, i ci mniej znani.
Dlatego dzisiaj jest dzień, w którym oficjalnie świat dowie się, że jestem z Nick’iem. 
Stwierdziliśmy, że nie ma sensu tego ukrywać bo kto żyje w kłamstwie ten kłamstwo głosi. Ciało zawsze zdradzi kłamczucha, bo nie zna ono kłamstwa.
Długo żyłam w ukrywaniu prawdy i czułam się z tym fatalnie. Ale w końcu znalazłam partnera, który nie ma na to ochoty zupełnie tak jak ja.
Krzątam się po pokoju w bieliźnie upewniając się, że sukienka którą wybrałam na dzisiejszą okazję jest trafna. Zmieniałam outfit na to wydarzenie chyba więcej razy niż na swoje własne urodziny. 
To wszystko dlatego bo chcę wyglądać perfekcyjnie. 
Dla niego.
Puk, puk.
-Proszę! - krzyczę, będąc pewna, że Victoria po raz setny przychodzi z zapytaniem o kolor butów.
Ale zaraz. Victoria nigdy nie puka.
-Przyszedłem wcześniej bo… - Nick zjawia się w drzwiach, a ja przez chwilę stoję jak zamurowana. Przypominam sobie, że mam na sobie jedynie biały koronkowy komplet bielizny i czuję się lekko zagubiona. Patrząc na jego minę można stwierdzić, że on czuje się tak samo.
-Przepraszam, nie wiedziałem, że jesteś nie ubrana. - chrząka, odwracając głową. Po chwili jego spojrzenie znów kieruje się na moje ciało, a ja mam wrażenie, że ten wzrok pali mnie niczym ogień.
-Nic się nie stało, wejdź. - odpowiadam po chwili. - Obiecuję, że na co dzień mam mniejszy brzuch. Wczoraj zjadłam dużego burgera. - mówię na rozluźnienie atmosfery. 
Śmieje się.
-Ale cóż… - kontynuuję. -Najwyższy czas, żebyś zobaczył jak twoja dziewczyna wygląda w bieliźnie. Tak na wszelki wypadek, jakbyś miał się rozczarować. 
Wiem, że moje ciało wygląda teraz dobrze. Moja skóra jest pięknie opalona od kalifornijskiego słońca, pupa wyraźnie zaokrąglona, brzuch płaski jak nigdy, a piersi mocno sterczące. Jednak nigdy nie byłam pewna swojego ciała na sto procent, więc trochę dziwię się, że teraz tak swobodnie daję mu szansę zobaczenia mnie w negliżu. 
-Rozczarować… - mruży oczy. - Tak to powiedziałaś? - staje na przeciwko mnie, kładąc swoje dłonie na moich biodrach.
-Yep. - potakuję głową, starając się nie roześmiać. Teraz wydaję się to zabawne.
Wzdycha, patrząc na mnie z uśmiechem.
-Nie rozczarowałbym się nawet jakbyś była dwa razy cięższa ode mnie.
-No nie wiem… - główkuję. - Coś mi się wydaję, że wtedy nie zwróciłbyś na mnie aż takiej uwagi. Wiesz… W przeliczeniu, dwu-krotność twojej wagi to naprawdę sporo.
-Racja… - przyznaje. - Faktycznie chyba trochę przesadziłem. W zasadzie dobrze, że nie masz większej oponki na brzuchu. Wtedy faktycznie moja uwaga byłaby zmniejszona do minimalizmu…
Klepię go w ramię.
-Jesteś okrutny! 
-A ty jesteś niewiarygodnie piękna. 
-Pocałuj mnie.
Uśmiecha się, ochoczo spełniając moje życzenie. Całuje mnie w usta, w trakcie gdy ja błądzę dłońmi po jego włosach, zauważając, że jeszcze na początku miesiąca były minimalne, a teraz podrosły o kilka centymetrów.
Pogłębia pocałunek, a mnie momentalnie ogarnia pożądanie, które charakterystycznie daje o sobie znać. Gdy zmysłowo dotyka mnie językiem, wydaję ciche jęki. Mam wrażenie, że jestem odurzona jego bliskością. Niemal jakbym była pijana. 
-Cholera, który ostatecznie mam wybrać kolor!? - głos Victorii rozbrzmiewa po moim pokoju niczym bumerang. 
Cóż, miałam rację. Ona nigdy nie puka.
-O, o. Oooo. - patrzy na nas podejrzliwie. - Przeszkodziłam w czymś pikantnym?
-Skąd! - odpowiadam. - Właśnie czytaliśmy baśnie Andersena. - odpowiadam sarkastycznie.
Blondynka patrz na mnie ze zmrużonymi oczami, kręcąc głową.
-Ironiczna i seksowna. - komentuje. - Czy można jej nie kochać? - kieruje swoje pytanie do Nick’a, na co chichoczę.
-Kompletnie niemożliwe. - odpowiada mój chłopak.
-Kremowe. - odpowiadam na jej wcześniejsze pytanie. - Zdecydowanie kremowe.



Klub nie jest tak duży jakby można się było spodziewać, więc nie jest też trudno wpaść na kogoś znajomego. Jest masa ludzi, a ja zastanawiam się jakim cudem pomieścimy się wszyscy na parkiecie. Można by zrobić kilka tur, aby każdy miał szanse na swobodne ruchy, tylko nie wiem kto miałby tym wszystkim koordynować.
-Miejmy to już za sobą. 
Nick wybudza mnie z organizacyjnego transu, kiwając głową w stronę ścianki.
Nie mam zbyt dużej ochoty się na niej pokazywać i przeczuwam, że jego ochota na to jest jeszcze mniejsza, ale tym sposobem rozwiejemy wszelkie wątpliwości naszej znajomości. Prasa przez kolejny tydzień będzie drążyć ten temat na okrągło, ale w końcu da sobie spokój. To o wiele lepsze niż stałe rozmysły nad naszym życiem uczuciowym, które stałyby pod wielkim znakiem zapytania.
Damy im to co chcą, a sami uzyskamy pełną swobodę.
-Show time.

Zoe przyjeżdża spóźniona na swoją imprezę. Nikogo tutaj to nie dziwi, bo tak właśnie wyglądają urodziny każdego celebryty. Wszyscy goście się zbierają i cierpliwie czekają na gwiazdę wieczoru zajmując się swoim życiem i swoim kieliszkiem. 
Cała sala śpiewa jej sto lat i obsypuje prezentami, które idą na zaplecze. Często trzeba wynajmować samochód dostawczy na przewiezienie tychże podarunków, bo nie ma szans aby zmieściły się w zwykłej osobówce. To chyba jeden z plusów WIELKICH URODZIN.
Do momentu aż nie ofiarują ci diamentowego wibratora. Ewentualnie kilku. Znam to z autopsji. Niezbyt udany prezent, wierzcie mi na słowo.
-Wyglądasz bombowo! - Caroline przytula Zoe, która w końcu wyswobadza się z uścisków gości. Trochę to trwało, muszę przyznać, ale taka kolej rzeczy.
-Tak myślisz? Nie przesadziłam? - dopytuje się nas, jakby sama nie miała świetnego gustu. W końcu to ona z nas czterech interesuje się modą najbardziej, więc to nie nam ją oceniać.
-Skąd! - odzywa się Vicky. - To twoje urodziny. Musisz się wyróżniać!
-Dzięki. - uśmiecha się do nas. - Trochę mnie uspokoiłyście.
-Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Zozo! - odzywam się w końcu. 
Standardowa procedura następuje, gdy wszystkie zamykamy się szczelnie w jednym uścisku. Zoe dostaje od nas torbę w której znajdują się okulary przeciwsłoneczne z najnowszej kolekcji Versace, buty od MiuMiu oraz jej wymarzona torebka Louis Vuitton.
Myślę, że będzie nam za to dziękować przez kolejny tydzień. Znając ją.
-Sto lat! 
Słyszę męski głos i nawet nie muszę się odwracać, żeby wiedzieć, kto jest jego autorem.
-Harry! Cieszę się, że wpadłeś. - grzeczność Zoe jest czasem nie do zniesienia, ale taka właśnie jest. Nie wdaje się w bójki i nie uznaje zasady WROGOWIE MOICH PRZYJACIÓŁ SĄ MOIMI WROGAMI. 
Nie to, żeby Harry był moim wrogiem, ale cóż. Powiedzmy, że nie był osobą, przez którą byłam stale szczęśliwa.
-Nie mógłbym tego ominąć. - uśmiecha się do niej, gdy jego wzrok najpierw pada na mnie, potem na Nick’a, a później znów na mnie.
Widzę lekkie zdziwienie na jego twarzy, ale chyba stara się tego zbytnio nie pokazywać.
-I ja chciałbym was zaprosić na moją imprezę. - kieruje swoje słowa chyba do nas wszystkich. Ciekawa jestem czy robi to z grzeczności, czy serio chce nas wszystkich zobaczyć.
Szczerze w to wątpię. 
Pierwszy lutego. Urodziny Harry’ego Styles’s. Nawet na moment o tym nie zapomniałam.
-To bardzo miło z twojej strony, ale ja i America nie wracamy na razie do Londynu. - odzywa się Victoria za co w duchu bardzo jej dziękuje. Nie chciałabym się teraz odzywać na ten temat.
-Nie ma potrzeby, żebyście jechały do Londynu. Impreza będzie w LA.
-W LA? 
Słyszę swój zdziwiony głos. Sądziłam, że wypowiadam go jedynie w myślach. Niestety się przeliczyłam.
-Tak. - potakuje. - Zostaję tu na dłużej.
-Skąd ta zmiana? - pyta tym razem Caroline, kiedy znikąd pojawia się bardzo szczupła blondynka, z niemałym uśmiechem na twarzy, ustawiając się obok Styles’a.
-Właśnie stąd. - odpowiada szatyn. - To Camille. Spotykamy się od jakiegoś czasu.
Spotykamy się od jakiegoś czasu. Rozbrzmiewa w mojej głowie.
Jestem ciekawa czy to stwierdzenie jest zgodne z prawdą. Jeśli tak to by znaczyło, że na pewno znał tą dziewczynę, kiedy doszło do naszego kulminacyjnego momentu tuż po pokazie VS.
To w końcu było całkiem niedawno. Niemożliwe, że pokazałby się z nią publicznie po krótkiej znajomości.
Chyba, że wraz z moim odejściem jego perspektywa publicznego życia również uległa zmianie. 
Szkoda, że to ja nie byłam osobą, która mogła się tego doczekać.
Czasami, żeby ocalić jakiś związek, musisz go najpierw poświęcić…
Przypominam sobie jego słowa tamtego wieczora.
To nie może być prawda, że cię tracę.
Czy wiedział, że to już definitywny koniec i od tej pory każde z nas zacznie układać sobie życie na nowo?
Zawsze będę cię kochał. I zawsze będę na ciebie czekał. Nawet wtedy, gdy już nie powinienem. 
Nawet wtedy, gdy już nie powinienem…
-Och! Miło nam cię poznać Camille! - Caroline jak zwykle przejmuje stery, w trakcie gdy każda z nas jest w kompletnym szoku i znając życie żadna nie miałaby odwagi odezwać się pierwsza.
Na pewnie nie ja, po tym co mi zrobił, a już na pewnie nie Victoria, która również ma tego świadomość i stoi za mną murem.
-Bardzo miło mi was poznać. I oczywiście wszystkiego najlepszego. - zwraca się do Woods, z tym swoim uśmiechem, który nie schodzi jej z twarzy.
Cóż, widocznie dobrze jej ze swoim partnerem. Ciekawe tylko na jak długo.
-Najlepsze życzenia! 
Sylwetka Niall’a wyrasta przed nami znienacka, a drobna postura Zoey, chowa się tuż za nim. Oboje trzymają się za ręce i wyglądają na szczęśliwych. 
Zerkamy na siebie z Vicky, przesyłając sobie werbalne zapytanie: CO TU SIĘ WŁAŚNIE ODWALA?
To wszystko wygląda tak abstrakcyjnie, że aż trudno mi w to uwierzyć. Do szczęścia brakuje nam tylko Liam’a Payne’a ze swoją partnerką i sądzę, że mielibyśmy wtedy stały komplet rozbitych par. 
-Wspaniale was widzieć! - Zoe wita się z nimi wylewnie.
Niall częstuje wszystkich uściskiem zaczynając ode mnie i Nick’a czyli jak mniemam swoich dwóch najlepszych BFF. Następnie to samo robi z całą resztą, kończąc na Victorii i Joe.
I wcale nie sądzę, żeby było to cholernie niezręczne.
Gdzieżby?
-Fajnie się znowu razem spotkać w takim gronie… - odzywa się znów Horan.
Wszyscy zerkają na siebie ze sztucznym uśmiechem, mając zapewne w głowie spore zakłopotaniem.
I cóż… Jesteś w błędzie Niall.
Ani trochę nie jest fajnie.
Wcale, a wcale.


VICTORIA

Urodziny Zoe to dla nas duże wydarzenie. Składają się na to dwie rzeczy. Jedna to to, że po raz pierwszy Woods spędza swoje urodziny z nami. 
Druga sprawa to taka, że zorganizowałyśmy na ten dzień naprawdę wielką imprezę.
W wynajętym wcześniej klubie kręci się wielu naszych znajomych, przyjaciół a nawet członkowie ich rodzin. 
Ogólnie rzecz biorąc - dzisiejsza impreza to wielka pompa sama w sobie.
- Pomyśl życzenie! - Caroline krzyczy na całe gardło, klaszcząc energicznie w dłonie. Właśnie wjechał na salę wielki tort, udekorowany dziewiętnastoma świeczkami. Wszyscy podekscytowani spoglądamy na uradowaną Zoe. Przymyka na chwilę oczy, by skupić się na życzeniu, a kiedy w końcu jakieś wymyśla, nachyla się nad bogato zdobionym ciastem i zdmuchuje świeczki.
- Brawa dla naszej solenizantki! - Turner znów zabiera głos, po czym wszystkie tulimy naszą najmłodszą przyjaciółkę.
Impreza rozkręciła się na dobre, wszyscy piją kolorowe drinki i świetnie się bawią. 
Ja wraz z Americą, Car oraz Paul’em opanowaliśmy parkiet, tańcząc do setu z kilkunastu imprezowych kawałków.
- Lecimy na shota? - Ami nachyla się do mojego ucha i wykrzykuje pytanie. Na słowo "shot" kiwam potwierdzająco głową. Ciągniemy za sobą nasze narzeczeństwo i stajemy przy barze, by zamówić alkohol. Barman uwija się bardzo szybko, by już po chwili przeźroczysta tequila płynęła naszym gardłem, zagryzana limonką.
- Kto by pomyślał, że Zoe tak szybko dorośnie? - pytam nostalgicznie, spoglądając na nią i Lewis’a, dryfujących między zebranymi gośćmi. 
- Wierz mi, że nie mam pojęcia - Carter wzrusza ramionami - Sporo przeszła, ale teraz ma się naprawdę dobrze. A Lewis…
- Lewis to zdecydowanie facet dla niej! - Caroline przerywa Americe, dumna z siebie. W końcu to w większości jej zasługa, że Zoe jest teraz szczęśliwa z Hamilton’em - Od zawsze to wiedziałam. Niezaprzeczalnie jestem najlepszą swatką z naszego towarzystwa. 
Śmiejemy się, przyznając Caroline rację. Pijemy jeszcze jednego szybkiego drinka, po czym rozchodzimy się w swoją stronę. Paul i Car dołączają do Zoe oraz Lewis’a, America znika gdzieś z Nick’iem, a ja czekam za Joe.
Po raz setny tego wieczoru. Jeszcze wczoraj mówiliśmy o tym, jak fajnie będzie spędzić ze sobą czas na imprezie, tańcząc i celebrując urodziny Zoe. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna, bo koledzy z branży muzycznej i filmowej totalnie pochłonęli jego zainteresowanie.
Rozglądam się po klubie. Mam wrażenie, że przez ostatnie kilkanaście minut tłum znów się powiększył. Gdzieś pomiędzy znajomymi lub mniej znajomymi twarzami zauważam Niall'a, który z ogromnym uśmiechem przysuwa do siebie Zoey i całuje prosto w usta. Żołądek ściska mi się mimowolnie. 
To chyba właśnie jest zazdrość. Bo czuję jak palące uczucie zalewa moje ciało, skurczając każdy możliwy organ. Teraz jestem nie tylko wkurzona, ale także owładnięta uczuciem, który starałam się omijać szerokim łukiem.
Teraz dopadło mnie w najmniej oczekiwanym momencie.
- Victoria Santangel? - słyszę moje imię i nazwisko, więc odwracam się do osoby która je wypowiada. Wysoki, umięśniony mężczyzna z bardzo bujną brodą i czarną czapką nasuniętą na oczy stoi przede mną. Przyglądam mu się pytająco.
- Mamy mały problem z pani chłopakiem - mówi dziwnym, niskim głosem. Wydaje mi się znajomy, ale totalnie nie mogę go skojarzyć. Mrugam oczami, automatycznie szukając Joe wzrokiem. Nigdzie nie mogę go zlokalizować.
- Gdzie on jest? - pytam. Wielgachne ciało ochroniarza pokazuje kierunek drzwi wyjściowych. 
- Tam - krótka odpowiedź. Znów dziwny, niski głos.
- Okej - spoglądam na telefon. Nie ma go od pół godziny. Jeśli przeholował z alkoholem trzeba będzie go odwieść do domu.
Ruszam za ochroniarzem. 
Witajcie kłopoty, miło was znów widzieć w moim życiu. 

NIALL

Bywałem na wielu branżowych urodzinach, ale te zdecydowanie wymiatają. The Fame jest świetne nie tylko w tym co robią, ale także w organizowaniu imprez.
I ta nie jest wyjątkiem.
Zoey również jest zachwycona polotem i cudownościami tego miejsca. 
- Tak jest zawsze? - pyta, pokazując palcem na wnętrze klubu. 
- Zawsze. Ale dziś to już naprawdę jest coś więcej - przyciągam ją do siebie, całując w usta. 
Tańczymy na parkiecie już dłuższą chwilę. Jest nam razem lepiej, niż sobie mogłem wyobrazić. Lubimy swoje towarzystwo, czy siedzimy przed telewizorem czy bawimy się w tłumie obcych ludzi. Lubimy te same rzeczy i śmieszną nas podobne żarty.
Więc albo w końcu uśmiechnęło się do mnie szczęście i znalazłem idealną kobietę albo nie wiem co to mogło by być innego. 
- O czym marzysz? - nachylam się do jej ucha, zakładając za nie kosmyk włosów. Czuję jak wsuwa dłonie w tylnie kieszenie moich spodni.
- Żeby to wszystko nigdy się nie kończyło - patrzy mi prosto w oczy - To między mną a Tobą.
Delikatnie układam dłonie na jej policzkach, unosząc jej twarz lekko do góry. Znów ją całuję.
- A co powiesz na to, żeby połączyć nas na zawsze? - Zoey przygryza wargę, patrząc na mnie z pytaniem wypisanym na twarzy. 
- Masz na myśli… - nie daję jej skończyć, bo znów ją całuję. Mocniej, angażując w to całego siebie. Kiedy kończę szepcę jej w usta.
- Chciałbym, żebyś została moją żoną. 
Gdzieś pomiędzy bitami muzyki, ciałami obcych ludzi i okrzykami radości, Zoey Deutch powiedziała "tak". Tak dla nas i naszej przyszłości. 
A ja powiedziałem "do widzenia" mojej przeszłości. 
Wraz z uczuciem ulgi, nieopisanego szczęścia, przez moje ciało przebiegło uczucie niepokoju. Odwracam się, by rozejrzeć się wokół. 
Na początku nie zauważam niczego niepokojącego. Może oprócz jednego małego szczegółu. Victoria, która spędziła dużą część imprezy przy barze, zniknęła. Teraz jej miejsce przy barze zajmuje już dość wstawiony Joe Keery. Biorę Zoey za rękę i kieruję się w stronę chłopaka Vick. Kiedy mnie zauważa, kiwa do mnie energicznie. Jednak alkohol robi z człowiekiem dziwne rzeczy.
- Gdzie Vick? - dziwne uczucie niepokoju daje o sobie mocniej znać. 
- Co się dzieje? - Zoey ściska mocniej moją dłoń.
- Vick? - Joe lekko bełkocze - Nie wiem. Tańczyła niedawno tam.
Pokazuje w mniej określone miejsce na parkiecie.
- A potem nie wiem… poszedłem do drugiego baru. 
Szturcham osobę siedzącą obok spitego Joe.
- Widziałeś gdzie wychodziła niewysoka blondynka? Jasna sukienka - tłumaczę, ale to nic nie daje. Prościej będzie po prostu podać jej imię - Victoria Santangel. Kojarzysz?
Twarz mężczyzny od razu się rozświetla się myślą. 
- Tak. Wychodziła z jakimś osiłkiem. W tamtym kierunku.
Całe następne dziesięć minut to tylko szara mgła w moim mózgu i wspomnieniach. Pamiętam tylko tyle, że poprosiłem by Zoey została z Joe i chwile go popilnowała, a jeśli nie wrócę za chwilę, niech zawiadomi dziewczyny.
Nie wiem skąd wiedziałem, że Victoria znajduje się w niebezpieczeństwie. Nie wiem skąd wzięło się u mnie to dziwne poczucie niepokoju. Skąd wiedziałem, że muszę ją ratować.
Byłem skupiony na Zoey. W końcu jej się do cholery oświadczałem, ale wiedziałem, że jej coś się dzieje.
Mojej pierwszej, prawdziwej miłości.
Ratowała się. Szarpała i wyrywała, kiedy z całej siły przywaliłem jej napastnikowi metalowym prętem w głowę, który wziąłem ze sobą przy wyjściu. 
Była roztrzęsiona, przestraszona i zapłakana. Ale cała.
Jedyne słowa jakie powiedziała, które dałem radę zapamiętać wychodziły z jej trzęsących się ust.
- To on. Mój prześladowca… dzwoń… na policję… Proszę… 

Siedzimy wszyscy w poczekalni w szpitalu. Przed drzwiami znajduje się chmara ochroniarzy, którzy skutecznie powstrzymują paparazzi usiłujących dostać się do środka. 
Są tu wszyscy. America, Nick, Car, Paul, Zoe, Lewis, ja, Zoey i Joe, który magicznie otrzeźwiał.
- Długo jeszcze to potrwa? - Keery wstaje z plastikowego krzesła. Wywracam oczami.
- Victoria została napadnięta - mówię przez zęby - Zeznania i obdukcja to dłuższy proces.
- Skąd wiedziałeś? - Ami podnosi głowę by na mnie spojrzeć. Wzruszam ramionami. Żebym ja sam wiedział. Kiedy mam odpowiadać z sali wychodzi policjant oraz lekarz.
- Z panną Santangel wszystko w porządku. Złożyła zeznania, badania nie wykazały większych obrażeń - zamyka mały notesik i chowa go do kieszeni - Chce widzieć się z panem Horan’em.
Puszczam dłoń Zoey, która nie odstępuje mnie na krok i udaje się do Vick. Siedzi na łóżku szpitalnym i patrzy w swoje dłonie. 
- Cześć - zamykam za sobą drzwi. Nie patrząc na mnie, klepie miejsce obok siebie.
- Usiądź.
Spełniam jej prośbę. 
- Nie rozpoznałam go od razu. - mówi spokojnie - Dopiero po chwili uświadomiłam sobie kim jest. Ten facet… To mój nauczyciel śpiewu. Evan Philips. To z nim… Miał ze mną romans. Kiedy rozstał się z żoną by ze mną być, ja wyprowadziłam się do Lonydnu by śpiewać z The Fame i tak słuch o nim zaginął. 
Wzdycha, po czym patrzy na mnie przekrwawionymi od płaczu oczami. 
- Przyznał, że to on mnie prześladował. To on podpalił mój rodzinny dom i próbował zastraszać. Przez poprzednie lata, jak przyznał, miał obsesję na moim punkcie, aż w końcu postanowił, że musi mnie mieć. I dziś chciał to zrobić. Ale dzięki Tobie jestem cała… Uratowałeś mnie Niall. Nie wiem jak mam Ci dziękować.
- Nie musisz mi dziękować. - dotykam wierzchu jej dłoni. Widzę jak zaczyna jej sinieć w miejscu, gdzie ten psychol ją ściskał. - Ważne, że jesteś cała.
- Skąd wiedziałeś…?
- Wszyscy zadają mi to samo pytanie - mówię, ale przerywam. Czuję jak przywiera policzkiem do mojego ramienia - Sam nie wiem. Poczułem, że dzieje się coś złego i poszedłem Cię szukać.
- Uratowałeś mnie… - jej głos jest słaby - Chcę jechać do domu. Zabierzcie mnie do domu.
Mówi łamiącym się głosem. A ja spełniam jej prośbę. Zabieram ją tam, gdzie będzie czuła się bezpiecznie.
W momencie, kiedy pożegnałem przeszłość, ona wróciła do mnie dwa razy szybciej. Czy kiedykolwiek będę mógł odwrócić się od niej i iść dalej swoją drogą?
To może mi pokazać tylko moja przyszłość. 

PRZYSZŁOŚĆ.  

***