sobota, 18 kwietnia 2020

E7S6. See the river runs I hear it runs every night. The misty sun where cool lovers lie.


⚞VICTORIA⚟
         America obiecała mi zabawę jak za starych lat i swoją obietnicę spełniła. Bawię się dziś wyśmienicie. Zupełnie jakbym zapomniała o całym świecie. O separacji z mężem, o żałobie po siostrze, o zbliżającym się końcu kariery piosenkarki, którą już od dawna się nie czuję.
         Żyję chwilą, tym co jest teraz.
         Wypijam litry bezalkoholowego szampana. Nadrabiam zaległości z Farrow, odstawiam dzikie tańce z moim nowym kumplem gejem. Zachwycam się poczuciem humoru Timothee. I w końcu poznaję czarującego Jonathana.
         Nikt z nas nie jest idealny, ale w ta chwila, to miejsce, ci ludzie - to wszystko wydaje mi się perfekcją.
 - Więc się rozwodzicie, hm? - Farrow porusza głową w rytmie muzyki, mocząc usta w napoju. Przytakuję luźno, bo wiem, że to jest jedyne wyjście dla nas. Nie potrafimy z Charlesem żyć razem i ostatnie kilka miesięcy nas w tym utwierdziło.
         Wcześniej nam się to udawało, bo osobą na której się skupialiśmy była Everly i nie myśleliśmy o nas. A później rzeczywistość zapukała do naszych drzwi, uświadamiając nas, że na dobrą sprawę "nas" nigdy nie powinno być.
 -  Tak. Jesteśmy teraz w separacji - potwierdzam - To dziwne… ten stan w którym teraz tkwię. Jakby ciągle do kogoś należę, a tak naprawdę już nie. Jestem gdzieś pośrodku zupełnie niczego.
 - Słońce, mój ojciec był w separacji pięć razy - Farrow spogląda na mnie, a ja uśmiecham się szeroko - Jeśli chcesz, dam Ci do niego namiary. Poradzi Ci jak sobie z tym radzić.
 - Nie, dzięki. Chyba jakoś poradzę sobie bez pomocy Twojego ojca - śmieję się. Skupiam swój wzrok na parkiecie, gdzie rządzi większość naszej dzisiejszej ekipy. America już od dobrej chwili porusza się w rytm muzyki z Luke'm u boku.
         To dziwne. Jeszcze jakiś czas temu to ja ocierałam się o jego krocze. Teraz robi to America i jak widać, zupełnie nam to nie przeszkadza. Po weselu Caroline i Paula, Ami przyznała mi się, że flirtowała z Hemmingsem, a on nie był jej dłużny. Już wtedy powiedziałam jej, że totalnie mi to nie drażni. W sumie im kibicowałam. Cóż... Mnie z Luke'm, nie łączyło nic oprócz kilku gorących numerków.
 - Muszę spadać - Farrow oznajmia, nagle wpatrując się w ekran telefonu. Przytula się do mnie mocno - Poznałam kogoś ostatnio i lubimy do siebie wpadać późnym wieczorem - mruga mi okiem znacząco. Doskonale wiem co ma na myśli.
 - Mam nadzieję, że się zabezpieczacie.
 - Tak, mamo. Oczywiście! W kontakcie?
 - W kontakcie - odpowiadam, a brunetka daje mi pożegnalnego buziaka w policzek, po czym opuszcza loże. Widzę, jak żegna się jeszcze z Americą oraz Lukiem, a potem znika w tłumie.
 - Victoria - zapatrzona w ludzi, nie zauważam kiedy do loży dołącza Calum. Spoglądam na mężczyznę i oceniam jego wygląd. Ma na sobie szary garnitur i czarny podkoszulek. Stwierdzam jednogłośnie i niezaprzeczalnie, że wygląda bardzo przystojnie. Chyba wyrobił się od ostatniego razu, kiedy mieliśmy ze sobą styczność.
 - Calum - mówię jego imię, przysuwając się do niego bliżej.
 - Świetnie dziś wyglądasz - komplementuje mnie. Już od długiego czasu nie słyszałam szczerej pochwały, więc jego słowa wprawiają mnie w zawstydzenie.
         Kiedyś komplementy były dla mnie jak chleb powszedni, potem wiele rzeczy się zmieniło, ja się zmieniłam więc nawet tak błaha rzecz jak powiedzenie mi miłego słowa, sprawiają, że od stóp do głów zalewa mnie przyjemne uczucie ciepła.
 - Dziękuję - przygryzam wargę. Oczy Caluma od razu skupiają się na moich ustach. Przez chwilę przygląda im się bacznie, po czym wraca do patrzenia mi w oczy. Jest ciemno, jestem pewna, że Calum już jest pijany, ale totalnie mi to nie przeszkadza.
         Jego stan upojenia alkoholowego wynika z dobrej zabawy, nie jak w przypadku Charlesa - obwiniania mnie o niepowodzenie naszego małżeństwa.
 - Ciekawi mnie jedna rzecz.
 - Jaka? - przekrzywiam trochę głowę, ciekawa tego o co zapyta.
 - Jak to się dzieje, że ciągle Ci się nie udaje.
         Nie odpowiadam od razu, nie jestem też zniesmaczona ani oburzona jego pytaniem. Teraz sama zaczynam zastanawiać się czemu.
 - Wiesz czemu?
 - Powiedz mi - ciemnowłosy zmienia trochę pozycję, pochylając ciało bardziej w moją stronę. Siedzimy tak blisko siebie, że prawie możemy poczuć ciepło ciała drugiej osoby.
 - Bo nie potrafiłam pokochać siebie na tyle mocno, żeby obdarzyć kogoś innego zdrowym, bezwarunkowym uczuciem.
 - Jak jest teraz? - twarz Caluma znajduje się prawie przy mojej. Teraz czuję jego słodki oddech, a sama jakby tracę na chwilę swój.
 - A jak Ci się wydaje, Calum? Jak Ci się wydaje?

         Całujemy się jeszcze zanim dotrzemy do jego pokoju hotelowego.
 - Cudownie smakujesz - mówię, kiedy na trzy sekundy odrywamy się od siebie. Calum śmieje się w moje usta.
 - Sekretem świeżego oddechu jest porządne umycie zębów przed wyjściem - odpowiada poważnie, a ja prycham.
 - Naprawdę? To jest ten sekret?
 - Oczywiście, że nie - czuję jak dłonie Caluma lądują na moich pośladkach, a potem bez problemu, podnosi mnie jak piórko i  przerzuca mnie sobie przez ramię.
 - Ale nie zdradzę Ci nic więcej.
         Nie protestuję, nie piszczę i nie rzucam się na jego ramieniu. Jest mi tu całkiem przyjemnie, zważywszy, że już dawno nikt nie zrobił ze mną tego co robi teraz Calum.
         W końcu ktoś nie traktuje mnie jak jajko, które przy pierwszej lepiej okazji może się rozbić. W końcu ktoś traktuje mnie zupełnie normalnie, nie bacząc na okoliczności jakie przyniosło moje życie. 
         Calum szamocze się przez chwilę, w poszukiwaniu karty do pokoju, aż w końcu słyszę piknięcie i przekroczeniu progu znajdujemy się w pomieszczeniu. Stawia mnie na podłogę, a ja jedynie co zauważam, to ciepłe, różowo-fioletowe światło płynące z głębi pomieszczenia. Kolorowe ledy oświetlają przestrzeń nad łóżkiem tworząc przytulny klimat. Tuż za owalnym łóżkiem światła nowojorskich budynków sprawiają, że czuję się tak wolna jak nigdy przez kilka ostatnich miesięcy.
 - Ładnie tu - komentuję, podchodząc bliżej okna.
 - Co czujesz?
 - Swobodę - odpowiadam od razu, spoglądając na mężczyznę przez ramię. Stoi praktycznie za mną, także wlepiając wzrok w błyszczące elementy za oknem.
 - Wolność - dodaję - Ostatni czas… ostatnio ciągle byłam do kogoś przywiązana. Do siostry z powodu jej choroby, do Charlesa z powodu małżeństwa. A teraz jestem tu z Tobą i czuję, że w końcu nie muszę do nikogo należeć.
         Dłonie Caluma wsuwają się na moją talię i przy wykorzystaniu niewielkiej siły przyciągają mnie do jego ciała.
         Stoimy ciało w ciało, oddycham szybciej, czując jak jedna ręka wysuwa się by ściągnąć z mojej głowy kapelusz. Palcami przesuwa moje włosy tak by dostać się do mojej szyi. Składa kilka krótkich pocałunków na mojej rozgrzanej skórze. Nie zaznałam takiej czułości od tak dawna, że reakcja mojego ciała jest zdecydowanie silniejsza, niż myślę, że powinna być. Zamykam oczy i wzdycham, kiedy czuję jak sprawnie odszukuje palcami guziki mojej spódnicy i odpina je. Wsuwa dłoń w moje majtki, by kilkoma ruchami palca i pieszczotą mojej łechtaczki, sprawia, że jęczę cicho, drżąc cała.
 - Jeszcze… - jedno słowo wypada z moich ust, pomiędzy krótkimi rozkosznymi sapnięciami. Sięgam do jego uda i ściskam je mocno przez materiał spodni, by chociaż trochę rozładować napięcie. Calum przyśpiesza ruchy, a mnie wystarcza chwila by dosięgnąć spełnienie.
         Stoimy tak jeszcze przez chwilkę, w tej samej pozycji. W odbiciu szyby okna widzę jedynie jak Hood unosi dwa palce, które jeszcze chwilę temu były we mnie i wkłada je sobie wprost do ust.
         Oblizuje je, ciągle patrząc w moje odbicie w oknie, by zwieńczyć to wszystko łobuzerskim uśmiechem. Obracam się powoli. Kosztuję tę chwilę.
 - Chcę więcej, Calum - moje piersi unoszą się i opadają w urywanym oddechu.
         Calum nie odpowiada, podchodzi do mnie i bez słowa znów wpija się w moje usta. Całujemy się zachłannie, wodząc wzajemnie swoimi językami o język drugiej osoby. W międzyczasie ściągamy z siebie ubrania, które lądują wszędzie i nie wiadomo gdzie.
         Odrywamy się od siebie. Calum siada na krawędzi łóżka, patrząc na mnie z pożądaniem. Takim, jakiego dawno nie doświadczyłam. Podoba mi się to i nie trudno mi to przyznać.
 - Podejdź do mnie - ruchem palca, zachęca mnie bym podeszła bliżej niego. Nie opieram się, robię dwa kroki w jego kierunku, pozwalając by jego oczy rozpalały moją skórę.
         Calum dosięga dłonią za moje kolano i przyciąga mnie możliwie najbliżej siebie. Jego usta są na wysokości moich majtek, więc patrzę na niego z góry, a on na mnie z dołu, kiedy składa słodkie pocałunki na skórze tuż nad czarną koronką bielizny, którą mam na sobie.
         Pożądam go, a on mnie, więc nie chcę czekać ani chwili dłużej na to co ma się wydarzyć. Chcę się z nim kochać, przy różowym świetle lam hotelowych i migoczącym blasku nowojorskiego miasta.
         Wsuwam dłonie w jego włosy, zmuszam go krótkim szarpnięciem by lekko się odchylił i całuję go zachłannie. Ocieram się o jego ciało, czując jak jego dłonie wędrują po moich plecach, pośladkach i udach.
         Zupełnie brakuje mi tchu, totalnie zszokowana tym co się dzieje, ale uświadamiam sobie, jak bardzo pragnę tego co ma się wydarzyć za chwilę.
         Zanim zupełnie naga siadam na nim okrakiem, pozbywamy się reszty garderoby. Ciągle patrzymy sobie w oczy, ja z tęsknotą, on z uznaniem.
 - Jesteś piękną kobietą, Victoria.
         Mówi to kiedy wchodzi we mnie, sycząc. Poruszamy się w jednym skoordynowanym tempie, jakby to co się dzieje było nie pierwszym a kolejnym razem, kiedy dochodzi między nam do zbliżenia. Całuję go, smakuję i mam wrażenie, że budzę swoje ciało do życia.
         Lubię seks, lubię jego niezależność i swobodę. Lubię kiedy usta Caluma błądzą po moich piersiach, kiedy jego ciepłe dłonie suną po moich udach i lubię kiedy patrzy mi w oczy kiedy dochodzi.
         Jęczymy, dyszymy, cieszymy się sobą i tą nocą, wiedząc, że nigdy więcej się ona nie powtórzy.

         O godzinie siedemnastej wychodzimy z mieszkania Americy na późny obiad. Obydwie spałyśmy do późna, ja po wyczerpującej nocy z Calumem, a moja przyjaciółka po upojnym seksie z Lukiem Hemmingsem.
 - I jak było? - ruszam znacząco brwiami znad ogromnego menu.
 - To było coś czego od dawna potrzebowałam.
         Dopiero teraz zauważam, jak Carter jest zrelaksowana. Jej skóra jest świetlista, bije od niej ciepło i siła, a cegiełką do tego celu była noc z Lukkiem.
 - Już dawno nie czułam się z nikim tak dobrze. Tak swobodnie - pozwalam jej kontynuować - Cieszę się, że to zrobiliśmy.
 - Słodziak z niego, co? - trochę ją podjudzam, ale kiedy patrzy na mnie, wiem, że potwierdza moje słowa.
 - Totalny słodziak - sięga po wodę, którą wcześniej zamówiłyśmy i upija łyk - Teraz Ty.
 - Calum to też słodziak.
 - Chyba po raz pierwszy nie widzę na Twojej twarzy wyrzutów sumienia, że się z kimś przespałaś. No i mówisz mi to od razu… - America rozgląda się aktorsko wokół siebie - Gdzie jest moja Victoria i co z nią zrobiłaś?
         Śmieje się szczerze wraz z Ami, napawając się nieprzeciętnością tej chwili.
 - Jesteś moją przyjaciółką, chcę mówić Ci takie rzeczy - przyznaję już poważnie, sięgając po jej dłoń - Pogodziłam się z wieloma rzeczami, wyzbywając się wstydu i poczucia winy, jakie zawsze wbijałam sobie do głowy. Jesteśmy po prostu zwykłymi ludźmi. Potrzebujemy w naszym życiu odrobinki przyjemności.
 - Czyli rozumiem, że seks z Calumem był przyjemnością?
         Mówi to szeptem, nachylając się nad stolikiem, tak by nikt oprócz mnie tego nie słyszał.
 - I to jaką przyjemnością - odpowiadam, przygryzając koniuszek palca. Jestem szczęśliwa i podekscytowana jak dziecko.
 - Nie wiem przyjaciółko, czy ogarniasz, ale zaliczyłyśmy 3/4 5 Second Of Summer - Ami chichocze.
 - Cholera, masz rację.
 - Wiem, zawsze mam rację - uśmiecha się szeroko. Nagle zmienia ton, z radosnego na bardziej poważny - Cieszę się, że tu jesteś. Ze mną. W Nowym Jorku. Nie tam, w tej zimnej Norwegii.
 - Też się cieszę - przyznaję bez ogródek. Dawno nie czułam się tak spokojna i wyluzowana. Dawno nie czułam się tak bardzo sobą.
 - Co teraz planujesz?
 - Garret znalazł mi mieszkanie w Londynie. Mogę wprowadzić się od zaraz. Ale zanim załatwię wszystko, pomieszkam jeszcze u Ciebie kilka dni, jeśli to nie problem.
 - Jasne, mieszkaj ile chcesz - kelner przynosi nasze dania, więc od razu zabieram się za jedzenie.
 - Zaczęłam pisać książkę dla dzieci - wyznaję - Kocham Londyn i jego atmosferę. Myślę, że to najlepsze miejsce dla mnie.
         Biorę łyk wody, by powstrzymać łzy które kumulują się w moich oczach. Nie wiem czemu zebrało mi się na płacz, to chyba ten moment wzruszenia, kiedy człowiek uświadamia sobie, że siedzi przed ważną osobą w jego życiu. Siedzi praktycznie nagi i wyznaje wszystko co leży na sercu.
 - A w połowie lipca, znów będę wolna. W końcu się rozwiedziemy z Charlesem.
 - A co z żałobą? - to śliski temat, ale jestem Americe ogromnie wdzięczna, że go poruszyła. Nastał czas w którym gotowość do odrzucenia żałoby po Everly w końcu nadszedł.
 - W końcu jestem na tyle silna, by przestać ją nosić. Ona jest tutaj - kładę otwartą dłoń na mojej klatce piersiowej - I tutaj na zawsze pozostanie.
         Przerywamy na chwilę jedzenie, by spojrzeć sobie w oczy. Ciszą dziękuję jej za wszystko co dla mnie zrobiła. Teraz czy kiedykolwiek.
 - Nigdy nie podziękowałam Ci, że wysłałaś mnie na ten odwyk. Nie wiem co byłoby gdyby nie Ty i Niall.
         Wypowiadam jego imię z trudnością i suchością w gardle. Jego osoba nadal wzbudza we mnie wiele wręcz skrajnych emocji i czuję, że to nigdy się nie zmieni. 
          Na twarzy Ami pojawia się zadowolenie.
 - Od tego są przyjaciele, Vicky.
 - A ja mam najwspanialszych.
 - Chcesz się kłócić? - Ami marszczy czoło, robiąc groźną minę - To ja mam najwspanialszych!
         Dziękuję całemu wszechświatu, że jestem tu gdzie jestem. Za doświadczenia, wypalone i obudzone uczucia. Z bagaż przejść. Za satysfakcję po odniesionych sukcesach, za łzy które płynęły po porażkach.
         Od bardzo dawna, upierałam się przy nowych początkach, które okazywały się tylko nieudanymi falstartami.
         Powinnam wiedzieć od początku, że mam ze sobą jeden problem - nigdy nie kochałam się wystarczająco mocno. Ciągle polegałam na kimś, a nie na samej sobie.
         Teraz wiem, że to powinien być pierwszy krok.
         Akceptacja.
         Pokochanie siebie. 
         Wybaczyłam sobie, w końcu to, że nigdy nie będę doskonała.
         Chociaż tak naprawdę zawsze byłam i będą najdoskonalszą wersją siebie.
         Ja, Victoria Santangel, idealnie niedoskonała.

sobota, 11 kwietnia 2020

E6S6. Don't make them bleed, just give them hell.

AMERICA


13 czerwiec, Nowy Jork.


Siedzę na lotnisku od dwudziestu minut. Specjalnie przybyłam dużo przed czasem, aby mieć pewność, że nie utknę w nowojorskich korkach. Nie chciałabym, żeby mojej najlepszej przyjaciółce zabrakło godnego powitania kiedy tylko jej stopy dotkną północno-zachodnich ziem Ameryki. 
Tak strasznie się cieszę, że Victoria w końcu postanowiła przylecieć do mnie w odwiedziny! Co prawda, to tylko kilka dni, ale mam nadzieję, że zdążymy się chociaż odrobinę sobą nacieszyć. Starannie zaplanowałam nam czas i jestem pewna, że spożytkujemy go doskonale.
Jeszcze bardziej cieszę się, że zgodziła się nagrać ze mną piosenkę.
Ten plan wpadł do mojej głowy nagle. 
A może by tak stworzyć album, na którym będzie mnóstwo duetów ze wspaniałymi muzykami  i artystami, których tak dobrze znam?
Tego świat się nie spodziewał.
Jeszcze nikt nie wpadł na taki pomysł.
A, że mam całkiem sporo utalentowanych i znanych na całym świecie przyjaciół, uznałam, że to będzie wspaniała okazja do podzielenia się ze światem muzyką, którą możemy wspólnie dokonać. 
Kiedy zadzwoniłam do mojego menadżera, przez chwilę sądziłam, że uzna, iż to totalnie odjechany pomysł. I kompletnie niemożliwy do zrealizowania.
Na początku faktycznie tak myślał. I zadawał pytania. Mnóstwo pytań.
„Jak uda ci się spotkać z tymi wszystkimi ludzi? Są porozrzucani po całym świecie”.
„Nie uważasz, że wielu z nich ma na pewno sporo swoich spraw na głowie?”
„Czy ich menadżerowie zgodzą się na to, aby byli gośćmi na twojej płycie?”
„A podzielenie kosztów? Będzie strasznie trudne”.
„Uważasz, że jesteśmy na to gotowi”?
Na każde z tych pytań miałam jedną odpowiedź.
Nie wiem.
Ale dlaczego by nie spróbować?
I tym oto sposobem stworzyłam listę osób, z którymi marzyłam stworzyć tą płytę.
Victoria, Harry, Caroline, Niall, Zoe, Nick a nawet chłopcy z 5 Second Of Summer. 
Bo każda z tych postaci znaczy dla mnie bardzo wiele i z każdym z nich mam swoją własną, oddzielna historię.
I wtedy zaczęłam dzwonić.
Wspaniale było usłyszeć te wszystkie głosy. I za każdym razem kiedy opowiadałam o moim pomyślę, słyszałam podekscytowanie. Wspaniałą energię i chęć do pracy.
Nie mogłam się doczekać, aż mój plan się ziści.
-Ami!? - rozmyślanie przerywa mi głos Victorii. Patrzę na nią z uśmiechem. Macha mi entuzjastycznie dłonią, wlekąc za sobą ogromną walizkę, która pomieściłaby ubrania przynajmniej na miesiąc czasu. Ale rozumiem to. Kobiety tak mają. A kobiety artystki? Nawet nie każcie mi zaczynać.
-Vicky! - przytulam ją mocno, roniąc przy tym kilka łez. Wiedziałam, że tak będzie, ale jej widok nigdy nie cieszył mnie bardziej. Patrzę na nią z troską. Doszukuję się jakiś zmian, które o dziwo nie są trudne do zauważenia.
Znacząco schudła i mam wrażenie, że jej twarz jest pozbawiona tego dziewczęcego blasku. Już nie wygląda jak dojrzewająca kobieta. Ona już dojrzała. Wygląda jak osoba, która naprawdę dużo przeszła. Kiedy się uśmiecha, w kącikach jej oczu pojawiają się kurze łapki, których wcześniej tam nie było.
Znowu mam ochotą ją przytulić i zapewnić, że życie już nigdy nie da jej w kość.
Ale nie mogę tego zrobić, bo nie mam takiej pewności. Nikt z nas nie ma.
-Strasznie za tobą tęskniłam. - mówi, ściskając moją rękę.
-Ja też. Nie wierzę, że tu jesteś. To takie nierealne. - wzdycham. - Nie sądziłam, że kiedyś to powiem.
-Prawda? Nie widziałyśmy się od… - przerywa. 
Od pogrzebu Everly. To już ponad trzy miesiące. 
Skinam głową, ujmując jej ramię.
-Czas płynie. Ale najważniejsze, że tu jesteś. - zmieniam temat, aby choć trochą ją pocieszyć. - Pomogę ci z walizką. Ile par butów zabrałaś? - pytam, czując jej ciężar, pomimo tego, że porusza się o własnych kółkach.
-Nie pytaj.


Victoria jest zachwycona moim loftem. Obiecuje, że wynajmie sobie podobny, kiedy w końcu wyjedzie z Norwegii na dobre i uwolni się od Charles’a. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to małżeństwo potoczyło się tak a nie inaczej.
Co prawda kiedy dowiedziałam się o ich szybkich zaręczynach i równie spontanicznym ślubie, byłam bardzo zaskoczona. Victoria nie należała do impulsywnych osób. Takich, które podejmują decyzję z dnia na dzień.
I choć wierzę, że w tamtym momencie faktycznie czuła coś do Charles’a, to nigdy nie zgodziłaby się na ślub, gdyby była sobą. Gdyby myślała trzeźwo i racjonalnie.
Chciała spełnić ostatnie życzenie swojej siostry, ale chyba nie zdawała sobie do końca sprawy, że Everly pod żadnym warunkiem nie zgodziła się na ten ruch wiedząc, jak feralnie potoczy się relacja małżonków.
Wydaję mi się, że Victoria wtedy również jeszcze nie miała pojęcia w co się wpakowuje i jaki będzie tego skutek.
-Mam masę pomysłów! - mówię, stawiając na stoliku przed nami dwa kubki z zieloną herbatą i imbirem. 
-Opowiadaj.
Siadam, patrząc na nią z uśmiechem.
-Sądzę, że to może być coś mocnego. O zemście na przykład. Oczyścimy się z negatywnych emocji i wyrzucimy z siebie całą tą złość, która leży nam na duszy.
Victoria mruży oczy, jakby się nad czymś zastanawiała.
-Wzięłam pod uwagę nasze ostatnie doświadczenia, które jak obie wiemy nie były zbyt… - biorę oddech. - Pogodne. Pomyślałam, że raczej nie będziesz za pisaniem miłosnych tekstów ani nic z tych rzeczy. I totalnie to rozumiem. 
-W zasadzie jeśli mam być szczera, to chyba nie chcę wyrzucać z siebie żadnej złości. W prawdzie, nie czuję jej. Czuję ulgę. Chyba inaczej opisałabym uczucie, które towarzyszyło mi przez ostatnie kilka miesięcy.
-Mianowicie? - pytam ciekawa.
-Tęsknota… - odpowiada, kiwając głową na znak, że dobrała odpowiednie słowo. - Tak, zdecydowanie.
Trochę mnie tym dziwi, ale po przemyśleniu uważam, że to może być prawda. Sądzę, że to właśnie tęsknotę czuła i być może nadal czuję Vicky. 
-Tęsknotę za czym?
Chwilę się zastanawia.
-Za wami. Za Everly, moją rodziną, moim domem. Za każdym innym krajem na świecie, byleby nie Norwegią. 
Uśmiecham się do niej pokrzepiająco. Ujmuję jej dłoń.
-Rozumiem. Myślę, że potrafię się w to wczuć. 
-Tak. - kładzie swoją dłoń na mojej, dając mi tym samym wsparcie. Ona również wie, o czym myślę, bo ja także czuję tęsknotę. Za tym co mogłam mieć, a czego tak naprawdę ostatecznie nie miałam szansy dostać. 
-W takim razie weźmy się do pracy. - mówię, podając jej notes i długopis. 
-A, i Ami? 
-Tak?
-Mam pewną myśl przewodnią na tę piosenkę. A może nawet tytuł.
-Jaki?
-Ocean eyes.
I wystarczą tylko te dwa słowa, żebym mogła domyślić się za czym, a raczej za kim - Vicky tęskni najbardziej.
Bo chyba tylko jedna osobą którą znam, ma barwę oczu przypominającą głębie oceanu.
Nie mówię jednak tego na głos. To nie jest coś, co w tej chwili chce usłyszeć.
Zamiast tego uśmiecham się lekko, potakując głową.
Daję jej całkowicie wolną rękę.

15 czerwiec, Nowy Jork


Sobota jest piękna. Od samego rana można poczuć na skórze ciepło słońca, które świeci dzisiaj bardzo intensywnie.
Kocham tę porę roku.
Szczególnie w Nowym Jorku, gdzie wszędzie jest tak zielono i kwitnąco. Parki zajmują bardzo dużą powierzchnie miasta. To chyba głównie dlatego człowiek ma wrażenie, że gdziekolwiek się nie znajduje, towarzyszy mu zieleń, wysokie drzewa i zapach różnorakich kwiatów.
Dzisiejsze przedpołudnie postanowiłyśmy spędzić właśnie w Pelham Bay Park.
Usiadłyśmy na trawie, rozkładając koc. Z torebki wyjęłam dwie kanapki z Subwaya, które udało nam się po drodze kupić. 
To zdecydowanie jeden z bardziej relaksujących dni odkąd zamieszkałam w Nowym Jorku.
-Więc, kiedy Caroline i Paul przyjeżdżają? - pyta Victoria, biorąc gryz kanapki z tuńczykiem.
-Za dwa tygodnie. - odpowiadam podekscytowana. - Ale tylko Caroline. Podobno Paul musi teraz odpoczywać w domu.
-Odpoczywać? - pyta zaskoczona. -Coś się stało?
-Nie wiem. Caroline mówiła, że to nie rozmowa na telefon. Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku.
-Dziwne… Myślisz, że może mieć jakieś nawroty choroby?
-Tak pomyślałam. Ale sądzisz, że gdyby to była poważna sprawa to zgodziłaby się na przyjazd?
-W zasadzie masz rację. Gdyby było poważnie, Caroline za wszelką cenę zostałaby z Paul’em. 
-Bądźmy dobrej myśli. - wzdycham, powtarzając w głowie, że to na pewno nic groźnego. Zawsze byłam optymistką. Sądziłam, że dzięki temu odciągnę myślami złą energię. I zazwyczaj faktycznie tak było. Teraz również mam nadzieję, że nie ulegnie to zmianie,
-Strasznie dzisiaj gorąco. - blondynka zaczyna wachlować się dłonią. Ma na sobie czarną sukienkę, a wiadomo, że ten kolor przyciąga słońce jak nic innego. Nie dziwię się, że jej ciepło.
Chichoczę.
-Zawsze wolałaś zimę od lata.
-I wciąż to podtrzymuję.
Patrzę na nią przez chwilę i w końcu postanawiam zapytać.
-Jak długo chcesz jeszcze nosić żałobę? 
Zerka na mnie, ale nie jest zaskoczona tym pytaniem.
-Chyba powoli będę od tego odchodzić. Czarny był zawsze twoim kolorem. - uśmiecha się. - Mnie tylko dołuje.
-Tak. Zdecydowanie bardziej do twarzy ci w weselszych barwach. 
-Prawda. - kiwa głową. - Nie mogę się doczekać motywów kwiatów na moich ubraniach. 
Siedzimy chwilę w ciszy, obserwując przyrodę i ludzi, którzy tak samo jak my, postawili dzisiaj na odpoczynek i relaks. 
Nowojorczycy to bardzo zapracowani ludzie. Jestem pewna, że te kilka momentów, które mogą zagospodarować sobie na wyciszenie są dla nich niebywale cenne. 
-Dzisiaj wychodzimy. - odzywam się.
-Gdzie? 
-Do Marquee. Super ekstrawagancki klub. Jeden z lepszych w jakich byłam. Pomyślałam, że musimy się wystroić. - uśmiecham się.
-Od wieków nie byłam w klubie. - wzdycha, a po jej mienie widzę, że nie jest do końca przekonana do tego pomysłu.
-Wiem. - przyznaję. - Ale musisz zacząć znowu żyć Vicky. Wyjść do ludzi. Wystarczająco długo byłaś sama.
-To prawda. Może zadzwonię do Farrow. Z tego co wiem mieszka teraz w Nowym Jorku. Co o tym myślisz?
-Świetny pomysł, będzie nas więcej.
-A ktoś jeszcze z nami idzie?
-Muszę przyznać… - mówię tajemniczo. - Całe mnóstwo osób.
-Jak to?
-Napisałam do kilku moich znajomych. Z radością chcą cię poznać. A poza tym, gwarantuję ci również, że dzisiejszego wieczoru ujrzysz też swojego byłego kochanka.
Widzę jak Victoria nagle się spina.
Nie wiedzieć czemu mam wrażenie, że pomyślała o Niall’u.
-Luke. - prostuję szybko. Widzę ulgę na jej twarzy.
-Hemmings? Co on tu robi?
-Kilka dni temu nagrywałam z nimi kawałek. Z tego co wiem, Ashton i Michael wrócili do Los Angeles, ale Luke i Calum postanowili zrobić sobie małe wakacje.
-No proszę. W takim razie zapowiada się ciekawe.
-Tak. Więc obiecaj mi. Żadnych barier. Należy nam się chwila rozrywki. Jak za starych lat. - podnoszę butelkę San Pellegrino, czekając na toast.
-Jak za starych lat.


Victoria jest pod wrażeniem klubu. Zdążyłam zauważyć, że trochę się wyluzowała, a nawet wkroczyła do budynku z niemałym uśmiechem na ustach. Od początku właśnie na to liczyłam. Że sprawię, iż na chwilę zapomni o szarej, dołującej rzeczywistości, która niebawem ma dobiec końca, i otworzy się na nowe realia, które czekają na nią otworem. Z łatwością znalazłam odpowiednią lożę, ponieważ Timothee machał do mnie niemalże od progu wejścia. Pomimo, że to ja rezerwowałam stolik na dzisiejszy wieczór, to cieszę się, że Chalamet postanowił przyjść wcześniej i wszystkim się zająć. 
Na stoliku leżą już trzy wiaderka wypełnione lodem i butelkami dom Perignon, a także wiele innych napoi i przekąsek. Wszystko wygląda dokładnie tak jak chciałam. Witam się wylewnie z Timothee i Florence, którzy byli tu przed nami. Przedstawiam ich sobie z Victorią i mamy chwilę czasu na zagłębieniu się w rozmowę do momentu, aż reszta uczestników dzisiejszej imprezy nie zacznie się kolejno schodzić.
-Więc Timothee, jesteś oficjalnie moim nowojorskich zastępcom. - Vicky bardziej stwierdza niż pyta.
-Jestem?
-Yeah! America bardzo dużo o tobie mówi. To wspaniałe z twojej strony, że pomogłeś jej w przeprowadzce.
-No spójrz na nią. - Timothee zwraca się do Vicky, zerkając na mnie. - Jak mógłbym jej nie pomóc?
Chichoczę.
Opatulam go ramionami, patrząc w stronę mojej przyjaciółki.
-Awww, he is my sweet ponytail. 
-Yeah, I can see that. - śmieje się Vicky, kiedy słyszę głos Jordan’a. 
-Ami! Honey! - jego charakterystyczny ton głosu zwraca uwagę Vicky. Blondynka patrzy na mnie z uśmiechem i zapewne już zdała sobie sprawę, że Jordan jest gejem.
-Jord! - wstaję, dając mu się uściskać. Tuż za nim widzę Jonathan’a i nieznaną mi jeszcze rudowłosą, wysoką dziewczynę. Obstawiam, że jest modelką. Przynajmniej na takową wygląda.
-Hej. - Groff uśmiecha się pogodnie, całując mnie w policzek.
-Hej! - patrzę na niego, później na rudowłosą, a później znów na niego. Dość znacząco.
-To jest Ingrid. Ingrid, America.
-Miło mi cię poznać. - mówi rudowłosa, podając mi rękę.
-Wzajemnie. - uśmiecham się, ale nie pytam czy ona i Jonathan są razem. Wydaję się to teraz nieodpowiednie.
-A to jest moja przyjaciółka Victoria. 

Jordan zabawia towarzystwo jak to zwykle ma w zwyczaju. Pomimo, że znam się z nim niecały miesiąc, to mam wrażenie, że zdążyliśmy zwiedzić większość barów, które ma do zaproponowania Nowy Jork. Znienacka stał się moim homoseksualnym przyjacielem, którego zawsze chciałam mieć i muszę przyznać, że znakomicie spełnia się w owej roli. Opowiada właśnie Victorii o Roberto. Przystojnym meksykaninie, który pewnego razu podszedł do nas i zaproponował, że postawi mi drinka, pomimo, że kilka chwil wcześniej Jordan zapewniał mnie, że latino jest gejem i zdecydowanie na niego leci. Do tej pory pamiętam zdezorientowaną minę Jordan’a i jego późniejszy lament, iż jego gej radar coraz częściej zaczyna go zawodzić. Było mi go żal, dlatego obiecałam, że następnym razem odwiedzimy miejsce tylko dla homoseksualistów. Wiedziałam, że to może być dla mnie nieco krępujące, ale uśmiech i ogromne podekscytowanie Jordan’a na usłyszenie tejże wieści zdecydowanie było tego warte.
Kiedy dostrzegam, że Ingrid kieruje się w stronę toalety, sprytnie zajmuję miejsce obok Jonathan’a. 
-Jest modelką? - pytam prosto z mostu.
-Modelką Victoria’s Secret.
-Jezu. Dobry jesteś.
Prycha śmiechem.
-Yeah… Nie sądzę, żeby to było coś poważnego.
-Dlaczego nie? - pytam zdezorientowana. 
-Jest miła i w ogóle, ale szczerze powiedziawszy nie mamy zbyt wielu wspólnych tematów.
-Może dlatego, że nie jesteś modelką. - zauważam z humorem.
-Też o tym myślałem. To zapewne główny powód.
-Byliście w ogóle na randce? - pytam dociekliwie.
-Jeśli poranne śniadania po dość intensywnej nocy można nazwać randką to tak. Dwa razy.
Wybucham śmiechem.
To dość zaskakujące, że złapałam z Jonathan’em taki dobry kontakt, pomimo, że jego również nie znam zbyt długo i widziałam się z nim o wiele mniej razy niż z Jordan’em. W większości wymienialiśmy się sms’ami. 
Po naszym pierwszym spotkaniu w The Dubliner i pamiętnym karaoke, o którym Jordan właśnie wspomina Victorii, Jonathan odezwał się do mnie na Instagram’ie. Okazało się, że dość szybko znaleźliśmy wspólne flow i rozmawialiśmy o muzyce, filmach i wielu innych kwestiach, które okazały się nam bliskie.
Odnalazłam w nim naprawdę dobrego doradcę i sądzę, że on miał o mnie takie samo zdanie.
-Nie do końca jestem pewna czy to randka, ale! Mam dla ciebie wiadomość. A raczej pytanie.
-Okej.
-Pamiętasz jak jeszcze nie dawno mówiłeś mi, że byłoby świetnie razem coś zaśpiewać?
-Pamiętam. I wciąż tak uważam. Ale chyba nie organizują tu karaoke.
-Cóż, nie mówię o karaoke. Postanowiłam nagrać płytę z duetami. I strasznie bym się ucieszyła, gdybyś zgodził się na niej ze mną zaśpiewać.
-Mówisz serio? - pyta zaskoczony.
-Śmiertelnie serio.
-Nie wiem co powiedzieć. To świetny pomysł. I jestem zaskoczony, że o mnie pomyślałaś.
-Zaskoczony? Masz wspaniały głoś. I czuję, że stworzylibyśmy coś naprawdę super.
-Ami! - przerywa mi głos Luka, który zmierza w naszym kierunku z Calum’em.
Macham mu, pośpiesznie wstając.
-Słuchaj, jutro do ciebie zadzwonię i opowiem ci o szczegółach. Ale twoja odpowiedź na tę chwilę jest twierdząca czy jednak przecząca? - dopytuję, mając nadzieję na tą pierwszą opcję.
-Oczywiście, że twierdząca!
-Super. Nie mogę się doczekać.


Przez kolejne dwie godziny wszyscy wspólnie prowadzimy zaciętą konwersacje, robiąc sobie jedynie przerwy na taneczne występki na parkiecie. Tańczę z Victorią, tańczę z Luke’m, Jordan’em i  Timothee.. Zdążyłam się już wczuć w atmosferę i mam naprawdę doskonały humor. Jestem pewna, że nie tylko są temu winni ludzie, z którymi tu dzisiaj jestem, ale podejrzewam, że dom Perignom również maczał w tym palce.
Kiedy wracam do stolika już lekko zziajana, zajmuję miejsce obok Luke’a. 
Pomimo, że ostatni raz (nie licząc wizyty w studio w tym tygodniu) widziałam go w lutym na moim koncercie w Nowym Jorku, to mam wrażenie, że od tego czasu jeszcze bardziej zmężniał. Widać na jego twarzy swojego rodzaju blask. Wygląda na wypoczętego. Muszę przyznać, że świetnie się z nim bawiłam, kiedy pracowaliśmy nad wspólną piosenką. Spędziliśmy we dwójkę kilka godzin nad tekstem, kiedy w między czasie reszta chłopaków pracowała nad podkładem muzycznym. Piosenka poszła nam bardzo szybko, ponieważ stwierdziliśmy, że świetnym pomysłem będzie zremiksować utwór, który pojawi się na ich nowej płycie, i dodać mu akcent, w którym zagram główną rolę. Dzięki temu mieliśmy dużo czasu na rozmowę o innych rzeczach i przyznaję, że nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, jak świetnym facetem jest Luke Hemmings.
To prawda, jest kobieciarzem, ale taki już po prostu jest jego styl bycia, a mnie nie powinno to przeszkadzać. Wręcz przeciwnie. Zaczęłam w nim dostrzegać kogoś niewiarygodnie pociągającego. 
Przypomniałam sobie wesele Caroline, na którym niespodziewanie zaczęliśmy flirtować, ale nie wiedzieć czemu nic szczególnego z tym nie zrobiliśmy. Podejrzewam, że stało się tak, ponieważ obydwoje byliśmy wtedy zagubieni i pełni zmartwień, które nie do końca chciały nas opuścić. 
Ja nie radziłam sobie ze stratą dziecka i Ashton’a, a Luke, pomimo, że nie dawał po sobie poznać, że widok jego przyjaciela i byłej dziewczyny sprawia mu swego rodzaju ból i stawia w niekomfortowej sytuacji, to jednak podejrzewam, że w środku przeżywał to na swój własny sposób. 
Teraz kiedy na niego patrzę, nie mam tych zmartwień. I znów flirtujemy. Jakbyśmy robili to w jakimś szczególnym celu.
Czuję zapach mocnych męskich perfum, kiedy jest blisko, a jego szept delikatnie łaskocze moje ucho.
-Wyglądasz dzisiaj nieziemsko. 
Uśmiecham się delikatnie i postanawiam pójść o krok dalej.
Kładę dłoń na jego udzie, kierując ją coraz wyżej.
-Powiedz, że jestem tu najseksowniejsza.
Przełyka ślinę, a jego oddech na chwilę się zatrzymuje.
-Jesteś tu najseksowniejsza. 
Nagle przypominam sobie jego słowa skierowane do mnie, na ślubie Caroline.
Jeszcze cię nie bzyknąłem, a już zaczynasz mnie irytować.
Prowadziłam z nim świadomą grę. Zastanawiam się, czy już wtedy wiedział, że między nami coś zajdzie. I czy wciąż tego chce.
Kiedy teraz zerka na moje usta, rozchylając delikatnie swoje wargi, z których wydobywa się nierównomierny oddech, mam wrażenie, że odpowiedź jest twierdząca.
Wydaję mi się, że powinnaś na chwilę wyłączyć myślenie i po prostu dobrze się bawić. Sięgnąć po to, co ci się należy i korzystać całymi garściami. - powiedział mi niedawno Harry.
W sekundę postanawiam skorzystać z jego rady.
-Czego ode mnie chcesz Luke?
-Niczego konkretnego. - mówi, i zbliża swoje usta do moich. - Po prostu chcę ciebie.
-Dlaczego? - pytam.
-Bo kiedyś, dawno temu, postanowiłem sobie, że będę cię mieć. Choć ten jeden raz. I nie odpuszczę zanim to się nie stanie.
Rozglądam się po loży.
Victoria i Calum są zajęci sobą.
Blondynka śmieje się głośno, kiedy Hood jej coś opowiada.
Widzę pomiędzy nimi jakąś iskrę. Jestem zdziwiona tym faktem.
Być może nasze dzisiejsze motto „Żadnych barier” ziści się w obu przypadkach. Ale czy Victoria poszłaby na całość z Calum’em?
Otrząsam się z rozmyśleń. Nie mogę odbiegać od tematu.
Jordan jest już bardzo pijany. Rozmawia z jakimś chudym blondynem, na którego wcześniej nie zwróciłam uwagi.
Nikogo więcej tu nie ma.
Obstawiam, że Jonathan i Ingrid zebrali się na schadzkę, a Timothee szaleje na parkiecie z Florence.
Jest bezpiecznie.
Niespodziewanie rozsuwam rozporek jego spodni. Patrzy na mnie nieco zdziwiony, ale nie protestuje. Wręcz przeciwnie. Widzę w jego oczach ekscytację i podniecenie.
-Masz mnie. Co ze mną robisz?
Wzdryga się, kiedy dotykam jego penisa.
Odczuwam jego podniecenie.
Jest duży i twardy. 
Strasznie mnie to pociąga.
To dziwne.
Nie poznaje samej siebie, ale podoba mi się ta wersja.
Nigdy wcześniej nie przejmowałam inicjatywy w tak odważny sposób.
Mam wrażenie, że moja odwaga jest większa, ponieważ siedzi koło mnie właśnie Luke. Jestem pewna, że robił wiele rzeczy w różnych miejscach. Rzeczy, o których zapewne mnie się nawet nie śniło.
-Podgryzam płatek twojego ucha. - szepce, i właśnie tak robi. Czuję ucisk pomiędzy nogami. Jego oddech muska moją szyję. Wzdycham. - Liżę twoją szyję i całuję usta. Rozbieram cię od góry. Ramiączka twojej cholernie seksownej kiecki opadają. Patrzę na twoje piersi. Nabrzmiałe i sterczące. Drażnię twoje sutki palcami. Potem je podgryzam. Twoja sukienka ląduje na podłodze. Chwytam cię za pupę. Wbijam palce w skórę. Kładę cię na łóżku. Góruję nad tobą. Składam pocałunki na twoim cielę. Docieram niżej. Całuję pępek, łaskoczę cię włosami po brzuchu. Zatrzymuję się pomiędzy udami. Dmucham we wrażliwe miejsce. Delikatne drażniące liźnięcia wzdłuż twojej cipki doprowadzają cię do szaleństwa. Unosisz się niespokojnie, jęczysz. Jesteś zajebiście mokra. Podoba mi się to. Jesteś gotowa.
-Jestem. - wzdycham, pocierając dłonią jego penisa. - Od roku nikt mnie nie pieprzył. Tak. Jestem na ciebie gotowa.
-Najłagodniejsze muśnięcie czubka języka wywołuje orgazm. Krzyczysz z ulgą. To rozpływa się pulsująco po całym twoim wijącym się w ekstazie ciele. Układam się na tobie. Skubię ustami twoje wargi. Rozkładasz dla mnie uda, a ja unoszę się pomiędzy twoimi długimi, zgrabnymi nogami. Drżysz. Przesuwam dłońmi po twoich ramionach i barkach, rozkoszuję się dotykiem twoich miękkich piersi na moim torsie. Żar twojej idealnej cipki doprowadza mnie do szaleństwa.
Łapię się na tym, że jęczę. Victoria automatycznie zerka w moją stronę. To jest ten moment, w którym się czerwienię.
Dziwię się, że dopiero teraz.
Odchrząkuję głośno, niezauważalnie wyjmując rękę z jego spodni.
-Idziemy? - pytam go. Przygryza wargę. Bierze mnie pewnie za rękę. Na migi daję Victorii znać, że mam zamiar wyjść. Kiwa głową, dając mi tym samym zgodę i swoje błogosławieństwo. Upewniam się jeszcze, czy aby na pewno ma zapasowe klucze do mojego mieszkania.
Ma.
Kiwam głową, patrzę na Luka.
Jego uśmiech i podniecenie w oczach mówi wszystko.
Dzisiaj będę na krawędzi.

Nie zapalam nawet światła. Na ślepo kieruję się na piętro mojego loftu. Dochodzimy do sypialni. W końcu odnajdujemy drogę do swoich ust. Luke smakuje miętą i whisky. Dopiero teraz doceniam to połączenie.
A później dzieję się wszystko tak samo, jak opisał to wcześniej.
Podgryza płatek mojego ucha. Liże moją szyję i całuje usta. Rozbiera mnie od góry. Ramiączka mojej cholernie seksownej kiecki opadają. Patrzy na moje piersi. Nabrzmiałe i sterczące. Drażni moje sutki palcami. Potem je podgryza. Moja sukienka ląduje na podłodze. Chwyta mnie za pupę. Wbija palce w skórę. Kładzie mnie na łóżku. Góruje nade mną. Składa pocałunki na moim ciele. Dociera niżej. Całuje pępek, łaskocze mnie włosami po brzuchu. Zatrzymuje się pomiędzy udami. Dmucha we wrażliwe miejsce. Delikatne drażniące liźnięcia wzdłuż mojej cipki doprowadzają mnie do szaleństwa. Unoszę się niespokojnie, jęczę. Jestem zajebiście mokra. Podoba mu się to. Jestem gotowa. Najłagodniejsze muśnięcie czubka języka wywołuje orgazm. Krzyczę z ulgą. To rozpływa się pulsująco po całym moim wijącym się w ekstazie ciele. Układa się na mnie. Skubie ustami moje wargi. Rozkładam dla niego uda, a on unosi się pomiędzy moimi długimi, zgrabnymi nogami. Drżę. Przesuwa dłońmi po moich ramionach i barkach, rozkoszuje się dotykiem moich miękkich piersi na jego torsie. Żar mojej idealnej cipki doprowadza go do szaleństwa.
Wytycza ustami szlak od mojej szczęki przez podbródek do ust. Zaczyna ssać moje wargi i język. Jego penis pulsuje. Odrywa ode mnie biodra i rozpina spodnie. Ujmuje swoje przyrodzenie w dłoń i zaczyna badać gorące, wilgotne miejsce docelowe. Odprężam się pod nim z westchnieniem. Patrzy prosto w moje oczy. Uśmiecha się lekko. Daję mi satysfakcje. Wie, że doprowadza mnie na skraj ostateczności. Podoba mu się to co widzi, kiedy we mnie wchodzi. Wypełnia mnie leniwie. Zaciska oczy. Czuje jaka jestem ciasna. Znów się uśmiecha. Dyszy, a ja wyginam plecy w łuk z rozkoszy. Nie odwracam wzroku. Wpatrujemy się w siebie, rozkoszując się swoją więzią. Wysuwa się i wsuwa powoli, raz za razem. 
-Nie szukam spełnienia. - mówi nagle. - Chcę cię doświadczać. Ten jeden raz. Jest tego wart. 
Staje się moją fizyczną częścią. Czuje mnie. Poznaje. 
Ten jeden jedyny raz.
Jest tego wart.

***