piątek, 25 września 2020

E17S6.Put your head on my shoulder, hold me in your arms, baby.

AMERICA


Music on





Olivetta to zdecydowanie najpiękniejsza i najbardziej romantyczna restauracja w jakiej kiedykolwiek byłam. Myślę, że wystrój jak i całokształt zrekompensowałyby nawet niedobre jedzenie gdyby takowe było ale oczywiście jest wręcz przeciwnie. Roślinny sufit i żyrandole w kształcie kwiatów skradły moje serce od pierwszego wejrzenia. Dodatkowo bluszcz na ścianach i mnóstwo zieleni wokół dodają temu miejscu ciepła i uroku. Na sali oprócz nas jest jeszcze kilka par, ale to wokół naszej dwójki dzieje się najwięcej. Może dlatego, że od samego początku kelnerzy zaczęli przynosić wazony z długimi, pełnymi czerwonymi różami i stawiali je wokół nas jakbyśmy byli ich ołtarzem. Podejrzewałam, że to pomysł Harry’ego, ale skłamałabym mówiąc, że nie była to najsłodsza rzecz jaka spotkała mnie w życiu. 

Kolacja składa się ze świeżej baraniny z sosem chrzanowym, która wspaniale działa na podniebienie, mnóstwa warzyw i maślanego pieczywa. Dodatkowo czerwone wino pomaga mi się rozluźnić, bo nie powiem, że nie jestem lekko zestresowana. Zupełnie jakby była to nasza pierwsza randka.

Kiedy w końcu skończyłam tą wspaniałą ucztę, spojrzałam na Harry’ego. Z jego ust nie wydobywały się żadne słowa. Siedział bez ruchu, wpatrując się we mnie z uśmiechem.

-Masz dość? - pytam w końcu.

Szatyn pokręcił przecząco głową, nie spuszczając ze mnie wzroku.

-Nie… ani trochę. Wyglądasz pięknie.

Uśmiecham się nieśmiało.

-Chodziło mi o jedzenie, ale dziękuję. - dopowiadam cicho, niemal szeptem. Przypatrujemy się sobie dalej, aż w końcu podnoszę kieliszek z winem.

-Chyba powinniśmy wypić za ten wieczór.

-Zdecydowanie tak. - unosi swój kieliszek i styka się z moim. Bierze moją dłoń w swoją, delikatnie ją gładząc. Upijam łyk wina, zadowolona ze swego dzisiejszego wyglądu, jak i samopoczucia, ze smaku i aromatu wina i ze wszystkiego co mnie aktualnie otacza. Migotliwy odblask płonących świec sprawia, że ten wieczór jest jeszcze bardziej romantyczny niż mogłabym sobie wyobrażać. 

-Tu jest wspaniale. - wzdycham. - Cieszę się, że mnie tu zabrałeś.

-Nawet sobie nie wyobrażasz w ilu cudownych miejscach byłem i za każdym razem, gdy trafiałem na to wyjątkowe, od razu myślałem o tobie. Chciałbym cię zabrać w każde z nich. 

Uśmiecham się nieśmiało.

-Więc, co zamierzasz zrobić gdy skończysz trasę? 

Wzruszam ramionami.

-Kto wie. Myślę, że mogę udać się gdziekolwiek. Nie zostawiłam w Nowym Jorku raczej nic, do czego chciałabym wrócić. Szczerze mówiąc, nie myślałam w ogóle o tym, co będę robiła po powrocie. 

-Jeśli być zechciała, udałabym się z tobą. Gdziekolwiek.

Zerkam na niego nieufnie. 

-Nie mów takich rzeczy.

-Jakich?

-Które nic nie znaczą.

-Dlaczego uważasz, że nie mówię serio?

Przez chwilę unikam jego wzroku. Dodatkowo przeszkadza mi cisza, która następuje w sali. Zupełnie jakby wszyscy przestali nagle rozmawiać i czekali z niecierpliwością na dalszy ciąg akcji. Moja pierś unosi się i opada przy każdym oddechu. Przypuszczam, że on zauważa jak po mojej twarzy przemyka cień obawy. Tym razem chwyta moją drugą dłoń, przywierając ją sobie do ust. Całuje delikatnie moje palce, a ja czuję jego ciepły oddech na skórze.

-Przepraszam, jeżeli wprawiłem cię w zakłopotanie, ale ten wieczór wiele dla mnie znaczy. Jest czymś czego nie znałem od momentu, kiedy przestaliśmy ze sobą być. To jak jakieś marzenie senne. Ty jesteś spełnieniem moich marzeń. 

Ciepło płynące z jego dłoni zdaje się przenikać moje ciało aż do kości.

-Ja też wspaniale spędzam czas. - mówię.

-Lecz nie czujesz tego samego. 

Podnoszę głowę i spoglądam na niego gwałtownie.

-Oczywiście, że czuję! Może nasza więź momentami wahała się w równowadze, ale nigdy nie wygasła na dobre. Nigdy nie czułam do nikogo tego, co czułam do ciebie. Ale ostatni rok mojego życia pozostawia wiele do życzenia. Mam wrażenie, że niektóre sytuacje były końcem wszystkiego, na co miałam nadzieję w przyszłości. Umarła osoba, którą byłam. Sądziłam, że chcę prowadzić dalej normalne życie, i próbowałam, ale świat nie wydawał się już być zainteresowany tym, kim jestem. Otaczałam się skorupą i kiedy w końcu zamknęłam ten okropny rozdział, musiałam na nowo uczyć się nowej siebie. 

-Nie jestem pewien, co chcesz mi przez to powiedzieć.

-To, że nie mówię nie. Chciałabym budować z tobą przyszłość. Ale właśnie dlatego, że dałam odejść staremu życiu, dałam rownież odejść tobie. Jesteś miłością mojego życia, a nasze ostatnie spotkania znaczyły dla mnie więcej niż możesz sobie wyobrazić, ale nie możesz mówić, że pojedziesz za mną wszędzie. Zobacz, jak bardzo zmieniliśmy się w ciągu ostatnich miesięcy. Czy możesz z ręką na sercu obiecać, że za rok będziesz czuł to samo co dzisiaj?

-Tak. - odpowiada. - Mogę.

-Skąd ta pewność?

-Bo wpatruję się w ciebie z przekonaniem, że nie ma na świecie piękniejszej i bardziej odpowiedniej kobiety dla mnie. Bo wiem, że jesteś jedynym powodem dla którego miałbym gdziekolwiek podążać. I nie wiem dokąd zmierzamy, ale nie chcę tam iść bez ciebie…

-Harry… - odzywam się. Czuję, że moje powieki stają się mokre. Wprost idealne miejsce do wzruszeń.

-Będę próbował do końca. Nie mogę dać ci odejść. Bo jesteś cierpliwa. Ufna i dobra. Masz tysiące innych rzeczy, które sprawiają, że ja nigdy taki nie byłem. Więc jeśli pozostanie mi jedynie wspomnienie tego, że mnie kochałaś, przetrwam wszystko. 


***


sobota, 5 września 2020

E16S6. So hold me darling, love me, open up your arms and let me in. Kiss me like its never gonna end... cos you are everything.

VICTORIA 
MUSIC ON         

            Ostatni tydzień upłynął mi w błogim życiu, jakie omijało mnie podczas pracy w zespole. Chociaż byłyśmy w tylu zakątkach świata, tak naprawdę nigdy dobrze żadnego nie poznałyśmy. I tym miejscem jest również Londyn, który z dnia na dzień odkrywa się dla mnie, kawałek po kawałku.
            Jednak nie jestem tu sama. Myślę, że nic nie smakowałoby tak dobrze, gdyby jego nie było przy moim boku.

            Maraton codziennych spotkań zaczęliśmy w poprzednią sobotę, gdzie wycieczkę rozpoczęliśmy w Muzeum Brytyjskim. Następnie odwiedziliśmy Muzeum Historii Naturalnej, kończąc wycieczkę w London Eye. Po skoku ze spadochronem jaki ostatnio zafundował mi Dylan, żadna wysokość nie jest dla mnie problemem. Teraz wręcz mnie to ekscytuje.

            Niedziela zapoczątkowana pysznym śniadaniem w moim domu, składającym się z jajka w koszulce, tostach i czarnej kawie, była tylko wstępem do dnia pełnego jedzenia. Przeprowadzając się do Londynu, pod wpływem emocji zapisałam się na warsztaty robienia sushi. I chociaż najczęściej uczęszczałam na kurs sama, w poprzednią, deszczową niedzielę zabrałam ze sobą Dylana. Kiedy spoglądałam na niego znad alg i ryżu, widziałam dumę wypisaną na jego twarzy. Chociaż byłam jedną z najgorzej radzących sobie kursantek. Ten fakt, że radziłam sobie ma prawdę kiepsko powodował, że zaczynałam się wstydzić za brak umiejętności. Ale wystarczyło jedno spojrzenie na niego i wstyd mijał. Dla Dylana nie miało to żadnego znaczenia. Bo chyba ja zaczynałam dla niego znaczyć o wiele więcej, niż mogłam przypuszczać.

            Poniedziałek był bardzo aktywny. Dzień zaczęłam od samotnej przebieżki po Hyde Parku, by w południe spotkać się z Dylanem oraz grafikiem. Blue nie mogła pojawić się na to spotkanie w Londynie, a ja nie chciałam zostać z tym sama, więc poprosiłam Dylana o towarzystwo.
 - Mam dla Ciebie projekty okładek - Ryan wyciąga tablet na stolik, odpalając kilka grafik. Przeglądam je przez chwilę w ciszy, zatrzymując się na jednej, która szczególnie przypadła mi do gustu.
 - Też uważam, że jest świetna - głos Dylana jest szczery. Spoglądam na niego, przygryzając wargę - Myślę, że jest idealna - patrzymy sobie w oczy i praktycznie bez głośnie decydujemy, że to właśnie będzie okładka mojej książki.


            We wtorek celebrowaliśmy zamknięcie procesu powstawania mojej książki. Wybór okładki był ostatnim krokiem, a kiedy wczoraj wspólnie wybraliśmy tą idealną, poczułam, że to co tworzyłam przez ostatnie miesiące w końcu staje się czymś materialnym. Namacalnym. Czymś moim i tylko moim, ale równocześnie tym czym chcę się dzielić z dziećmi, ich rodzicami i członkami rodzin.
            Wybraliśmy się do obłędnie ekskluzywnej i drogiej restauracji, nie zważając ani na cenę, ani na ilość kalorii pochłoniętych w trakcie kolacji.
 - Wznoszę toast - Dylan unosi kieliszek wypełniony skrzącym się w świetle szampanem - Za Twój sukces.
 - Za sukces mojej książki - poprawiam go. Dylan przewraca oczami z dezaprobatą.
 - Twoja książka, Twój sukces. Masz w siebie wierzyć, Victoria.
            Kiedy wypowiada te słowa uśmiecha się tak ciepło, że czuję ten uśmiech w całym moim ciele. I jak za pstryknięciem palca, to właśnie się dzieje. Bo Dylan przywraca mi wiarę w więcej rzeczy niż mi się wydaje.


            Słoneczne środowe popołudnie okazało się dla mnie dość nerwowe. Od rana czekałam na wieści od Caroline w sprawie zdrowia Paul'a. Kiedy o dwunastej dwadzieścia dwie, zadzwoniła do mnie z radosną nowiną, że wyniki coraz bardziej się poprawiają część kamienia ciążącego na moim sercu spadła z hukiem na ziemię. Jednak druga połowa serca była z Dylan'em, w trakcie kolejnych castingów do filmu, na którym mu tak zależało. Nie miałam z nim kontaktu od rana, aż do późnego wieczora. Jedną z wielu rzeczy jaką zauważyłam w momencie, kiedy cały dzień odbijałam się od ścian swojego mieszkania, był jego brak. Nienaturalny brak Dylana, bez którego czułam się dziwnie samotna i smutna. Dzwonek telefonu wyrwał mnie z otępienia.
 - Halo? - mówię do słuchawki.
 - Dlaczego masz taki nerwowy głos? - Dylan wyczuł moje zdenerwowanie. Wiedza o moich emocjach przychodziła mu z taką łatwością, że było to dla mnie totalnie niezrozumiałe. Zważywszy, że czasami nadal sama nie wiedziałam co czuję.
 - Bo się o Ciebie martwiłam.
 - Nie rozumiem czemu - lekkość jego głosu dała mi podpowiedź, co do jego następnych słów - Jak myślisz,  kto wyjeżdża do Australii, by wcielić się w rolę głównego bohatera?
 - Niech zgadnę… - zeskakuję z kanapy na równe nogi, by odtańczyć taniec radości - Ty?
 - Jak udało Ci się zgadnąć? - przekomarza się ze mną.
 - Jestem z Ciebie ogromnie dumna - uśmiecham się szeroko z ekscytacją - Wpadnij na kolację. Zrobię nam coś dobrego do jedzenia, pewnie jesteś okropnie głodny.
            Dylan informuje mnie, że za godzinę pojawi się w moim mieszkaniu, po czym kończymy rozmowę. Następnie udaję się do kuchni, by przygotować szybkie danie z tego co zalega w mojej lodówce, a potem uświadamiam sobie, że będę musiała go pożyczyć Australii na kilka miesięcy.
            Ta myśl niespodziewanie rozdziera mi serce.


            Czwartkowy wieczór zarezerwowaliśmy na wyjście z jego znajomymi do pubu, gdzie odbył się koncert miejscowej kapeli rockowej. To było ekscytujące wyjście, bo działo się w nim wiele pierwszych rzeczy. Pierwszy raz poznałam kogoś kto jest mu bliski. Pierwszy raz publicznie objął mnie ramieniem. Pierwszy raz spojrzał na mnie tak jak całe życie marzyłam, żeby ktoś na mnie patrzył. Z nadzieją na przyszłość. Z uczuciem, które tak bardzo chciałam dostać od Niall'a, a którego on na mnie nigdy nie przelał. Spojrzał na mnie z zaufaniem, prośbą. Pośród obcych ludzi, w zadymionym klubie, w rytm ciężkich basów, ja obdarzyłam go takim samym wzrokiem. W głębi duszy prosząc by to nigdy się nie skończyło.
            NIGDY.


            Chociaż siłownia na której się ponownie spotkaliśmy była naszym szczególnym miejscem, to nigdy tak naprawdę nie mieliśmy okazji do tego by wspólnie na niej ćwiczyć. Piątek okazał się dniem idealnym do takiego wydarzenia, ponieważ obydwoje wylądowaliśmy na niej w tym samym czasie, o tej samej godzinie.
 - Mocniej uderz - Dylan lekko mnie podjudzał. Wysunęłam rękę by wymierzyć mu cios w brzuch, ale on był ode mnie szybszy i zdecydowanie silniejszy. Złapał mnie na nadgarstek, obrócił, a następnie z impetem obydwoje upadliśmy na matę w totalnie kontrolowanym ruchu.
 - Za co to? - wysapałam, skanując jego twarz ze zmarszczonym czołem.
 - Za to, że jesteś leniwa - cwany uśmiech wpłynął na jego usta. Poczułam jak powoli osuwa się, że praktycznie całą masą ciała spoczął na mnie. Wzięłam głęboki wdech nosem, czując jak napięcie i podniecenie zaczyna palić moje wnętrzności.
            Na seks z Dylanem miałam ochotę od dawna. A teraz kiedy leży na mnie, pachnie tak nieziemsko, a z jego czoła spływają kropelki potu podnieca mnie to jeszcze bardziej. Poruszyłam się pod nim, zachęcając go trochę.
 - O nie - szepnął, zagryzając mocno wargę. Przysunęłam się do jego twarzy tak, że stykaliśmy się nosami. Wystarczył jeden maleńki ruch i mogłabym go pocałować, ale wtedy on odsunął się ode mnie, energicznie wstając.
            Patrzył na mnie z góry, z uniesioną brwią. Oparł dłonie o kolana, nachylając się nade mną. A ja nadal leżałam spocona i zdyszana, no i znając życie wyglądałam jak rozgnieciona kupa nieszczęścia.
 - Victoria - szepnął z szelmowskim uśmiechem - To jest ostatnie miejsce w którym chciałbym Cię po raz pierwszy pocałować.
            Wyprostował się i odszedł, zostawiając mnie spragnioną i niespełnioną. Bo po raz pierwszy nie dostałam tego czego właśnie pragnęłam.
            Ale dał mi obietnicę. I tylko o tym mogłam myśleć przez resztę dnia.
 

 - Pokaże Ci jak pokroić te pomidory - sięgam po nóż i z całkiem niezłą precyzją dzielę soczystego pomidora na kilka plastrów. Dylan z nietęgą miną stoi tuż obok mnie, obserwując moje poczynania.
 - Zdajesz sobie sprawę, że nie jestem w stanie tego zrobić w tak perfekcyjny sposób?
 - Dasz radę - oddaję mu nóż, odwracając się w stronę wyspy - Jeżeli mi nie pomożesz, nie wyrobimy się z kolacją do przyjścia Nathalie i Roberta.
            Zaprosiłam na kolację naszych trenerów, ale nie była to zwykła kolacja. Postanowiłam, że ich ze sobą zeswatam. Dylan był przeciwny mojemu pomysłowi, bardzo długo próbując nakłonić mnie do zmiany zdania. Byłam nie ugięta. I takim oto sposobem, w sobotni wieczór szykujemy coś specjalnego nie tyle dla nas, co dla tych dwóch samotnych dusz, które moim zdaniem idealnie do siebie pasują.
 - Wiesz, że jak coś pójdzie nie tak i między nimi nie pyknie, to będą mieli straszny kwas w pracy. Przypominam, że oni ze sobą pracują - słyszę wywody Dylana. Bardzo dobitnie akcentuje słowa "praca". I jedyne co robię to prycham pod nosem.
 - To musi się udać.
            Obracam się na pięcie, w międzyczasie próbując sosu.
 - Zobaczymy kto będzie miał rację.
 - Domowe pappardelle z dynią, panzanella, najlepsze włoskie wino i wyjdą stąd zakochani.
            Odkładam wielgachną drewnianą łyżkę i biorę pod pachę serwetki.
 - Zakochają się na pewno w twojej kuchni, bo pachnie nieziemsko. I to wszystko.
            Na odchodne pokazuję mu środowy palec. Dylan karmi się moim wkurzeniem, ale jeszcze zobaczymy kto będzie miał rację.
            Wieczór upływa w wyśmienitej atmosferze. Moi goście piją wino, zajadają się smakołykami, śmiejemy się, wymieniamy spostrzeżeniami na temat życia, opowiadamy o swoich pasjach i o tym co kochamy.
 - Robert, wiesz, że Nathalie uwielbia wakeboard? - spoglądam na mężczyznę, by następnie skierować wzrok na moją trenerkę.
 - Naprawdę? - Robert jest zachwycony tą wiadomością. Dylan opowiadał mi kiedyś, że Robert też uwielbia sporty wodne.
 - Tak. Moja zajawka na wake trwa już kilka dobrych lat - Nathalie pochłania rozmowa z Robertem na tyle, że nie zauważają jak odchodzimy z Dylanem od stołu by udać się po nową butelkę wina.
 - Victoria, wiesz, że to był cios poniżej pasa? - ciemnowłosy sięga po otwieracz do wina.
 - Wykorzystałam w praktyce wiedzę, jaką sam mi przekazałeś. Nie przesadzaj. Z resztą, czy się świetnie nie składało, że obydwoje kochają sporty wodne?
            Dylan w ciszy otwiera wino, w ogóle na mnie nie patrząc. Przysuwam się do niego, obejmując go od tyłu w pasie. Jego ciało jest przyjemnie ciepłe. Czuję się przy nim, jakbym dobiła do bezpiecznej przystani.
 - Spójrz na nich - opieram policzek na jego szyi, czując, że i on się obraca w ich stronę. Ciemnowłosy wzdycha głośno.
 - No, dobra. Możesz mieć rację.
 - Dziękuję, że mi ją w końcu przyznałeś - niezmiennie przyglądam się jak pochłonięta w rozmowie z Robertem Nathalie lśni pięknym blaskiem.
            Słyszę jak Dylan odkłada otwieracz do wina i obraca się w moją stronę, tak, że stoimy oko w oko, praktycznie nie pozostawiając między naszymi ciałami żadnej przestrzeni. Sięga do moich włosów, zakładając luźne pasmo za ucho.
            Przez dłuższą chwilę przygląda się całej mojej twarzy, jakby zapamiętując jej krzywizny. Patrzy w moje oczy, późnej na nos, zatrzymuje się dłuższą chwilę na pieprzykach, na punkcie których miałam w młodości nie małe kompleksy. By swoją wycieczkę skończyć na moich ustach.
            Czuję jak zasycha mi w gardle. Czy to ten moment? Czy teraz mnie pocałuje?
 - Jestem pewny, że nie raz słyszałaś, że jesteś piękna, co? - uśmiecha się delikatnie. Kiwam potwierdzająco głową. Jego ciepłe dłonie ześlizgują się na moje policzki, obejmując je delikatnie.
 - Jak za każdym razem ktoś mógł pozwolić Ci odejść?
 - Nie wiem - wzruszam ramionami, marszcząc nos - Pewnie przez to, że byłam zepsutą sławą egoistką.
            Dylan kciukiem zatacza delikatne kółka na mojej skórze. Serce wali mi w klatce piersiowej i choć próbuję uspokoić oddech, on ma swoje plany.
 - Ten czas jaki ostatnio ze sobą spędzaliśmy… wiesz, że go uwielbiam? Uwielbiam Twoje towarzystwo.
 - A wiesz skąd się to bierze? - zadaję mu pytanie, a on zachęca mnie do kontynuacji, przechylając lekko głowę w lewą stronę. Jest ciekawy tego co powiem - Bo lubię siebie, kiedy jesteś obok mnie, Dylan.
 - Czyli… - przygryza wargę, ukazując proste białe zęby i lekkie dołeczki w policzku - Wzajemnie się lubimy?
            Unoszę wzrok ku sufitowi. Moja mina mówi jedno: LOGICZNE!
 - Skoro ja lubię Ciebie i Ty lubisz mnie, chyba mogę zrobić w końcu to.
            Powoli, podkręcając moment, przysuwa głowę w moją stronę. Jestem niecierpliwa i podekscytowana tym, co ma się zaraz wydarzyć, że wyciągam szyję i już mamy się pocałować kiedy on niespodziewanie odsuwa się ode mnie. Otwieram oczy i piorunując go wzrokiem.
 - Dylan - mówię przez zęby - Pocałuj mnie w końcu!
            Wkurzenie wyparowuje tak szybko, jak słyszę jego dźwięczny śmiech, a potem czuję miękkie usta na moich.
            Całuje mnie z takim zaangażowaniem i poświęceniem, jakiego nigdy w życiu nie doznałam. Nasze usta złączyły się w niezapomniany pocałunek, przy którym musiałam się skupić tak mocno, żeby nie zapomnieć o oddychaniu.
            Zapisuję w pamięci wszystko co mogę. Winny smak jego ust, zapach kolacji unoszący się w kuchni i cichą muzykę płynącą z salonu.
 - Hej, wracacie do nas? - otwieram oczy. Mam wrażenie, że unoszę się nad ziemią, kiedy całuje mnie w czoło, przytulając mnie do siebie. Oplatam go rękoma i już nigdy nie chcę puścić.
 - Zaraz - odpowiadamy wspólnie i chociaż nie chcę odsuwam się od niego, sięgając za jego plecy po wino - Chyba musimy iść do naszych gości.
 - Hej, Vicky, czekaj - zatrzymuje mnie - Ja jeszcze nie skończyłem.
            Znów całuje mnie tak, jakby robił to po raz pierwszy. Albo i ostatni. Całuje mnie tak, jak jeszcze nikt mnie nigdy nie całował.
            Całuje mnie, akceptując wszystko co przeszłam w życiu. I choć jeszcze niedawno obiecywał mi pierwszy pocałunek, teraz obiecuje mi coś zdecydowanie ważniejszego - że zawsze będę mogła na niego liczyć.
            Na dobre i na złe.