AURORA
23 luty, Ameryka Północna, Nowy York
Odwaga jest chwilą, ulotnym momentem i błogim zatraceniem w nadziei, że ktoś choćby przez sekundę spojrzy naszymi oczami i zobaczy ten sam obraz. Odwaga jest melodią, która pobrzmiewa w twojej głowie za każdym razem inaczej, choć tak samo mocno i wyraziście. Odwaga to siła, której musisz się poddać, gdy przyjdzie, i za którą płacisz gdy twoje ulotne wrażenia dogoni ciemna płachta tak realnie otaczającej rzeczywistości. Odwaga jest demonem, który ukazuje słabość i niczym więcej, jak głośnym wołaniem pomocy! Odwaga jest słowem, którego definicja jest tak bardzo nieadekwatna do ukrytego wewnątrz majestatu.
Idąc przez długi korytarz i słysząc przez dźwiękoszczelne ściany stłumione okrzyki, wiem, że idę w dobrym kierunku. To właśnie odwaga sprawia, że kroczę z taką pewnością, jakiej nigdy wcześniej nie czułam.
Kilka ostatnich dni uświadomiło mi kilka rzeczy.
Że jeśli naprawdę chcesz realizować marzenia, musisz cierpieć, bo dzięki temu będą coś znaczyły, gdy dotrzesz na szczyt.
Że prawdziwi przyjaciele są czymś zupełnie niezastąpionym. Trzeba mieć wielkie szczęście, żeby trafić na osoby, które będą za tobą stały murem zawsze - choćby nie wiem co, i będą tak samo aktywnie cię w tym wspierać. We wszystkim co złe i wszystkim co dobre.
Że nie potrafię sobie wyobrazić świata bez muzyki. A jeśli taki świat gdzieś tam istnieje, nie chciałabym w nim żyć. I chyba właśnie ta myśl najbardziej sprawiła, że się nie poddałam. Choćby mówili o mnie rzeczy, za które będę się wstydzić do końca życia, to i tak najważniejsze jest to, że w tym życiu pełnym upokorzeń i przeciwieństw, zawsze będzie mi towarzyszyła muzyka.
Zawsze będę robić to co kocham.
Zerkam po kolei na szóstkę ludzi, którzy są ze mną od początku tej przygody.
Liv, jedna z najbardziej szalonych osób które znam, okazała się również jedną z najbardziej lojalnych. Pamiętam jak często wstawiała się za mnie, kiedy na mojej drodze pojawiały się przeciwności losu. Broniła swoich racji do końca pokazując mi tym samym, że zawsze warto walczyć o swoje.
Thomas, zazwyczaj cichy i dość opanowany, w ciągu ostatnich dni pokazał mi swoje niewiarygodne oddanie i uczciwość. Pokazał, że cokolwiek by się nie stało, zawsze stanie po stronie dobra. I choć myślałam, że skoro łączyło go ze Sloan coś więcej niż przyjaźń, razem z nią, stracę również i jego. Niesamowitego pianistę, którego ciężko byłoby zastąpić kimś równie wspaniałym i utalentowanym. Los chciał jednak inaczej, i tym razem uśmiechał się do mnie, machając pogodnie dłonią.
Medison, przesłodka istota, która od początku skradła moje serce. Niesamowicie wrażliwa, delikatna i nieśmiała, w przeciągu naszego wspólnego czasu razem, stała się pewną siebie, twardo stąpającą po ziemi kobietą, którą teraz tak bardzo podziwiam. Ponadto mogłam ją powoli nazywać swoją szwagierką. Z tego wszystkiego chyba właśnie ta perspektywa podobała mi się najbardziej.
Martin, mężczyzna, który wciąż wywołuje zapewne w całej damskiej obsadzie zespołu przyśpieszone bicie serca, do końca został moim przyjacielem. I choć momentami sądziłam, że może jest cień szansy, aby łączyło nas coś więcej, to jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna. I nie mogę powiedzieć, żebym żałowała, że wszystko potoczyło się tak a nie inaczej. Widząc, jak bardzo szczęśliwy jest z powrotu do swojej dziewczyny, nie mogłabym być mniej zadowolona z tego fantastycznego obrotu sprawy. Doskonale wiem, że zasługuje na wszystko co najlepsze świat ma do zaoferowania.
Joy od początku była moją koleżanką od serca. Razem się śmiałyśmy, razem płakałyśmy, objadałyśmy i plotkowałyśmy. Wiedziałam, że mogłam powierzyć jej każdą tajemnicę i przyjść nawet z najmniejszym problemem. Że zawsze mnie wysłucha i wskażę odpowiednią drogę nawet jeśli miałaby się sprzeciwić moim racjom. Była szczera do bólu, ale jednocześnie wyrozumiała, bezinteresowna i niebywale troskliwa. Osoba, z którą pragnie się kroczyć przez życie.
Pozostał jeszcze Aaron. Mój brat, z którym myślałam, że zawsze łączyły mnie bliskie relacje, okazały się niczym przy tym, co przeżyliśmy w przeciągu tych trzech miesięcy. Po raz pierwszy - on miał okazję dostrzec z jak wielkim zdeterminowaniem i oddaniem poświęcam się mojej pracy, a ja mogłam zobaczyć jak wspaniale rozwijał się jego talent muzyczny. Wydaję mi się, że oboje zaczęliśmy się doceniać o wiele bardziej niż wcześniej i postrzegać swoją działalność i pasję jako ważną część naszego życia.
Miałam najlepszą ekipę pod słońcem, z którą przeżyłam wiele wspaniałych, ale i burzliwych chwil.
Był śmiech, płacz, zabawa, zmęczenie, szczęście, gniew, lęk, zdrada. Wszystkie emocje, które mogą towarzyszyć człowiekowi przez cale życie., my przeżyliśmy w zaledwie kwartał. I choć wiem, że rozłąka z nimi będzie trudna, to zdaję sobie jednak sprawę, że wszystkie te doświadczenia sprawiły, że staliśmy się rodziną.
I zawsze będziemy do siebie wracać.
Kiwamy do siebie głowami, z uśmiechami na ustach.
Jesteśmy świadomi, że to ostatni występ i chcemy aby był równie wyjątkowy jak wszystkie pozostałe, które mieliśmy okazje razem zagrać.
A może nawet najbardziej wyjątkowy.
Wiem, że potrafimy to zrobić.
-Zawsze razem. - Liv zaczyna wypowiadać nasz okrzyk, kiedy składamy ręce w jedną całość.
-Zawsze razem.
Uśmiecham się do publiczności, machając z wielkim entuzjazmem do każdego słuchacza z osobna. Cieszę się, że wciąż jesteśmy przyjmowani tak licznie i żarliwie. Są tu dzisiaj niemalże wszystkie osoby, które niewyobrażalnie kocham i były dla mnie oparciem przez wiele ostatnich lat.
To właśnie im dedykuje dzisiejszy koncert.
Bo pomimo tak wyboistej drogi, którą mieliśmy okazję przejść, wciąż tu jesteśmy.
Razem.
-Witaj Nowy York! Dzisiejszego wieczora chcemy się z wami podzielić naszych małym, muzycznym światem. Światem prawdy i radości. Światem, w którym wierzymy w siebie, cokolwiek by się nie działo. Światem, gdzie muzyka jest najlepszym lekarstwem na każde zło. Więc bawcie się tak mocno, aż zabraknie wam tchu! Tetris!
[Verse 1]
We got that push, that pull, that friction / Mamy to odpychanie, to przyciąganie, to tarcie
We got that yin, that yang, juxtaposition / Mamy yo Yin i Yang, kontrastowe zestawienie
Side by side I feel like you could / Tuż obok siebie, czuję, że mógłbyś
Ride with me, symbiotically / Kochać się ze mną symbiotycznie
Take our broken pieces / Zbierz nasze zepsute kawałki
Make a symphony, you and me / Stwórz symfonię, ty i ja
[Chorus]
Playing Tetris / Gramy w tetrisa
Bodies on a mattress / Ciała na materacu
How we fit together, how we fit together / Jak my do siebie pasujemy
Perfect messes / Idealny nieporządek
Damn, I love your edges / Cholera, kocham twoje krawędzie
How we fit together, how we fit together / Jak my do siebie pasujemy
[Verse 2]
We are a walking contradiction, yeah / Jesteśmy chodzącą sprzecznością
I feel your fingertips in high-definition / Czuję opuszki twoich palców w wersji HD
Learning all your twists and turns / Uczę się twoich wszystkich zawiłości
So carefully, your anatomy / Tak ostrożnie, twojej anatomii
Take our broken pieces / Zbierz nasze zepsute kawałki
Make a symphony, yeah, you and me / Stwórz symfonię, ty i ja
[Chorus]
Playing Tetris / Gramy w tetrisa
Bodies on a mattress / Ciała na materacu
How we fit together, how we fit together / Jak my do siebie pasujemy
Perfect messes / Idealny nieporządek
Damn, I love your edges / Cholera, kocham twoje krawędzie
How we fit together, how we fit together / Jak my do siebie pasujemy
Feel the chemistry when you're kissing me / Czuję chemię, kiedy mnie całujesz
There is poetry in our symmetry / W naszej symetrii jest poezja
When you move with me, move with me / Kiedy poruszasz się ze mną
When you move, when you move with me / Kiery poruszasz się ze mną
Feel the chemistry when you're kissing me / Czuję chemię, kiedy mnie całujesz
There is poetry in our symmetry / W naszej symetrii jest poezja
When you move with me, move with me / Kiedy poruszasz się ze mną
When you move, when you move with me / Kiery poruszasz się ze mną
Playing Tetris / Gramy w tetrisa
On the mattress / Na materacu
Playing Tetris / Gramy w tetrisa
On the mattress / Na materacu
Playing Tetris / Gramy w tetrisa
Bodies on a mattress / Ciała na materacu
How we fit together, how we fit together / Jak my do siebie pasujemy
Perfect messes / Idealny nieporządek
Damn, I love your edges / Cholera, kocham twoje krawędzie
How we fit together, how we fit together / Jak my do siebie pasujemy
Koncert powoli dobiega końca. Przebieramy się w eleganckie stroje. Chcę, żeby ostatnia piosenka była wyjątkowa.
Będzie miała swoją premierę właśnie dzisiaj, właśnie w Nowym Yorku.
To zaskakujące, ale napisałam ją razem z Martinem dokładnie trzy tygodnie temu. Oboje wtedy czuliśmy, że musimy napisać tekst, który będzie hymnem samego siebie.
Hymnem każdej zdrowej relacji. Że pomimo, że chcemy komuś pomóc, lecz nie dostrzegamy z tej drugiej strony chęci lub potencjału, nie należy walczyć ze wszelką cenę. Że czas się wyzbyć toksycznych znajomości, które z każdym dniem coraz bardziej napierają na twoje życie. Że stawianie siebie na pierwszym miejscu nie jest samolubne. Bo czasami najodważniejsza rzeczą, jaką można zrobić, to odejść.
Wydaję mi się, że przy tworzeniu tego utworu, musiałam przenieść się w czasie. Czerpałam inspiracje spoglądając w duszę wielu relacji, z którymi miałam styczność. Nie tylko z mężczyznami. Każdej, która miała na mnie jakiś wpływ i która wykreowała mnie na osobę, którą jestem dzisiaj.
-Na zakończenie chciałam wszystkim podziękować za obecność. Nie tylko na dzisiejszym koncercie, ale na wszystkich, których mieliśmy okazję zagrać w przeciągu tych trzech miesięcy. To był wspaniały czas refleksji i świetnej zabawy. Pokazaliście, że jesteście najlepszymi osobami na świecie i jesteśmy wdzięczni, za to ciepłe przyjęcie. Stoję tutaj dzisiaj przed wami bez żadnych tajemnic. Czuję się odsłonięta, ale też w jakiś sposób wolna. Bo żyję. I to życie jest wspaniałe. I choć spotkacie na drodze ludzi, którzy będą wam je uprzykrzać, to nie zwalajcie winy na swój los. Raz na zawsze powiedzcie do widzenia tym, którzy sprawili, że zwątpiliście. Bo nigdy nie jest za późno, żeby nacisnąć reset i zakochać się szaleńczo na nowo w życiu, które zostało nam dane.
[Verse 1]
Do you know I watch you when you're sleeping? / Wiesz, że obserwuję cię kiedy śpisz?
I swear I've never seen you look so peaceful / Przysięgam, nigdy nie widziałam cię tak spokojnego
I wonder if it's pretty things you're dreaming / Zastanawiam się czy śnisz o ładnych rzeczach
Or something even darker than your demons? / Czy może o czymś mroczniejszym niż twoje demony?
I want to stay, but we'll both suffocate / Pragnę zostać, ale oboje będziemy się w tym dusić
I can't keep giving you all my oxygen / Nie mogę ci stale dawać mojego tlenu
How can I save a life if there's nothing left? / Jak mam uratować życie, skoro nic z niego nie pozostało?
Never knew loving you is losing me instead, yeah / Nie wiedziałam, że kochanie ciebie, to zatracenie mnie samej
How can I breathe again? / Jak mam znów oddychać?
When you take my oxygen / Kiedy zabierasz mój tlen
If I give you everything / Jeśli dam ci wszystko
How can I? / Jak ma mi się udać?
What have I been filling up my lungs with? / Czym napełniałam swoje płuca
Thought that I was stronger, but I wasn’t / Myślałam, że jestem silna, ale nie byłam
Do you ever wonder where you're running? / Czy kiedykolwiek zastanawiać się nad tym gdzie biegniesz?
I won't follow you over if you're jumping / Nie będę za tobą już podążać, jeśli skaczesz
I want to stay, but we'll both suffocate / Pragnę zostać, ale oboje będziemy się w tym dusić
I can't keep giving you all my oxygen / Nie mogę ci stale dawać mojego tlenu
How can I save a life if there's nothing left? / Jak mam uratować życie, skoro nic z niego nie pozostało?
Never knew loving you is losing me instead, yeah / Nie wiedziałam, że kochanie ciebie, to zatracenie mnie samej
How can I breathe again? / Jak mam znów oddychać?
When you take my oxygen / Kiedy zabierasz mój tlen
If I give you everything / Jeśli dam ci wszystko
How can I? / Jak ma mi się udać?
Oh, I can't be your life jacket / Nie mogę być twoją kamizelką ratunkową
I have to save me first / Najpierw muszę uratować siebie
Can't bandage your damage / Nie mogę zabandażować twoich szkód
And even though it hurts / I nawet jeśli to boli
I can't keep giving you all my oxygen / Nie mogę ci stale dawać mojego tlenu
How can I save a life if there's nothing left? / Jak mam uratować życie, skoro nic z niego nie pozostało?
Never knew loving you is losing me instead, yeah / Nie wiedziałam, że kochanie ciebie, to zatracenie mnie samej
How can I breathe again? / Jak mam znów oddychać?
When you take my oxygen / Kiedy zabierasz mój tlen
If I give you everything / Jeśli dam ci wszystko
How can I? / Jak ma mi się udać?
Zmierzamy na After Party we wspaniałych nastrojach. Razem z moim zespołem dojeżdżamy na miejsce odrobinę później niż wszyscy. Musieliśmy jeszcze udzielić kilku wywiadów, spędzić trochę czasu z fanami, odświeżyć się i porządnie wystroić.
I tak oto dwie godziny po skończonym koncercie dojeżdżamy na miejsce.
W międzyczasie zdążyłam także wymienić kilka wiadomości z Timothee. Pomimo, że ma dzisiaj w Nowym Yorku premierę swojego najnowszego filmu, to jakimś cudem znalazł odrobinę czasu, żeby pojawić się na moim koncercie. Byłam bardzo zdziwiona, kiedy mi o tym zakomunikował, bo wcześniej nie wspominał na ten temat ani jednym słowem. Cieszyłam się, że mógł zobaczyć mnie na scenie trochę dłużej niż ostatnio na gali, gdzie wykonałam jedną piosenkę. Mam nadzieję, że mu się podobało i wczuł się w to tak samo jak ja.
Oczywiście, żałuję, że nie pojawi się na After Party, ale doskonale rozumiem, że sam ma ważne obowiązki, i ogromny sukces do świętowania, dlatego mam nadzieję, że dla niego ten wieczór będzie równie owocny.
Rozmawiam z każdym, komu udało się dzisiaj przyjechać, aby świętować razem ze mną mój mały, duży sukces.
Ludzi jest naprawdę sporo, więc dopiero około godziny pierwszej mam czas aby usiąść przy stoliku z najbliższymi i napić się trochę wina.
Najbliższymi, mam na myśli oczywiście Victorię, Caroline, Paul’a, Zoe, Lewis’a i Harry’go.
Są tu również chłopcy z 5SOS, którzy razem z Sarah i Claire zajęli miejsca niedaleko nas, więc obiecuję sobie, że za kilka chwil do nich podejdę.
Cieszę się też, że przyszło wiele znajomych członków mojego zespołu, bo dzięki temu oni również porozsiadali się w kilku miejscach na sali i czują się swobodnie ze swoim towarzystwem.
-Jestem strasznie zmęczona. - zaczynam się śmiać, kiedy zerkam na moich wspaniałych przyjaciół. - To chyba nie powinny być słowa, którymi was powitam.
-Nie martw się. Ja na twoim miejscu już dawno zgarnęłabym jakiś kocyk i ulokowała się pod stołem. - Vicky pociesza mnie, częstując mnie swoim uśmiechem.
Kiedy tak na nią patrzę, żałuję, że nie ma z nami Niall’a. Z tego co wiem Zoey jest już na ostatniej prostej swojej ciąży, więc lada moment może zacząć rodzić. Oczywiście niebywale się cieszę ze szczęścia mojego przyjaciela i absolutnie nie mam mu za złe, że nie ma okazji go dzisiaj z nami być. Jestem pewna, że nadrobimy to jeszcze nie raz.
-Vicky zaczyna się starzeć. - komentuje Caroline, dając usłyszeć swój dźwięczny śmiech. Jej ręka spoczywa na kolanie Paul’a, a ja wpatruję się w nich jak w najpiękniejszy obrazek. Niedawno wzięli ślub i mam wrażenie, że od tej pory ich miłość jest jeszcze większa niż była, choć szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia czy to w ogóle możliwe.
-To prawda. - wzdycha. - Rola mężatki rządzi się swoimi prawami.
-Co ty mówisz? - oburza się Caroline. - Ja wciąż jestem wystrzałowa i chętna do zabawy, prawda skarbie? - blondynka zerka na Paul’a, chwytając jego brodę w swoją dłoń. Kiedy on potakuje, ona obdarza go krótkim, ale uroczym muśnięciem w usta.
-Nawet sobie nie wyobrażacie jaka jest chętna do zabawy, kiedy zostajemy sam na sam. A kiedy następuje wybór serialu… Uf… - kręci głową. - Wtedy dopiero jest zabawa.
-Widzisz. Zdradziłeś nas. - wywraca oczami. - Powinniśmy przynajmniej stwarzać pozory.
Śmiejemy się z ich wymiany zdań.
Caroline i Paul od zawsze byli promyczkami w naszej ekipie i mam wrażenie, że to się nigdy nie zmieni.
-Zoe, a co u ciebie? - zagaduje Vicky. - Wszystko w porządku po tej całej „aferze przecieku”? - mówi ostatnie słowa w cudzysłowiu. Myślę, że potrzeba nam abyśmy porozmawiali o tym przynajmniej przez chwilę, aby każdy mógł się wyżalić lub ewentualnie oczyścić z negatywnej energii, jaką wywarła na nas ta sytuacja.
-Wszystko w porządku. Co prawda zerwano ze mną dwa kontrakty, ale nie były dla mnie tak ważne jak te, które na całe szczęście dalej utrzymuję. I tak wydaję mi się, że dostało mi się najmniej.
-Tak jak i mnie. - zgadza się z nią Care.
-No i mam mojego mężczyznę, który mnie w tym wszystkim wspiera. - Zoe patrzy na Lewis’a z czułością, a ja nie mogę uwierzyć, że z relacji, która wytworzyła się nagle i niespodziewanie, przy zasłudze Caroline, mogło powstać coś tak fajnego i długotrwałego. Widać, że oboje są w sobie zakochani, a ja cieszę się, że Woods w końcu spotkała na swojej drodze kogoś, na kim może polegać, zważywszy, że jej życie nie było usłane różami, a Lewis pojawił się w idealnym dla niej momencie.
-A ty Harry? Jak na tobie się odbiła cała ta pokręcona sytuacja? - pyta go Caroline.
Zerka na mnie automatycznie, a ja uśmiecham się w jego kierunku. Doskonale wiem, że Harry nie żałuje niczego, co doprowadziło do momentu, w którym znajdujemy się właśnie teraz. Wiem to, bo po aferze rozmawialiśmy ze sobą przez telefon przez długie godziny. Ja także tego nie żałowałam. I choć poczułam swego rodzaju ulgę, że świat w końcu dowiedział się o uczuciu, które kiedyś było całym moim życiem, to jednak przez chwilę miałam wrażenie, że tym samym coś zostało mi odebrane. Coś co było tylko dla nas. I pamiętam jak dzisiaj, kiedy byłam na niego zła o to wszystko. Że świat nie może się o nas dowiedzieć, że on tak bardzo się przed tym bronił. Zaczęłam to rozumieć dopiero później. A teraz, kiedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszyscy o tym wiedzą, to jednak nie czuję się z tym tak doskonale, jak kiedyś myślałam, że będę się czuć.
-Pamiętam, jak Ami mi kiedyś powiedziała, że nigdy nie byliśmy w prawdziwym związku.
Mrużę oczy, bo zastanawiam się do czego dąży.
-Zapewne musiałem wtedy coś przeskrobać. - śmieje się, a za nim podąża cała reszta. - Powiedziałem jej wtedy, że byliśmy. Ale nie dla całego świata. Pamiętam też jak raz jej powiedziałem, że nigdy nie chciałem, żeby była dla świata. - znów obdarza mnie tym czułym wzrokiem, którym zawsze na mnie patrzył i mam wrażenie, że będzie patrzył do końca swoich dni. - Chciałem, żeby była dla mnie.
Kąciki moich ust lekko się podnoszą. Czuję łzy wzruszenia, które zbierają się w moich oczach. Sięgam po jego dłoń, by po chwili nasze palce mogły się spleść.
-I kiedy już wszyscy o nas wiedzą, żałuję, że nie wiedzieli o tym wcześniej. Że miałem przy swoim boku kogoś tak wspaniałego, kogo dzisiejsza mowa na koncercie tak bardzo wzruszyła tysiące ludzi.
Nie patrząc na resztę, jestem w stanie zgadnąć, że patrzą na nas z wielkimi uśmiechami na twarzach i wzruszeniem, równym mojemu.
Harry Styles był, jest i zawsze będzie najwspanialszym człowiekiem jakiego spotkałam w życiu.
Zawsze będzie należał do mojej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
A ja nie mogłabym w tym momencie prosić o nic więcej.
-Przepraszam, muszę to odebrać. - z nostalgicznych chwil wyrywa nas zaniepokojony głos Victorii. Oddala się od stolika, rozmawiając z kimś zawzięcie przez telefon. Automatycznie podnoszę się ze swojego krzesła i idę w jej kierunku.
-Vicky, co się dzieję? - pytam, kiedy kończy połączenie.
-Muszę iść… - mówi z powagą, a ja nie pamiętam, kiedy widziałam u niej tak przerażoną twarz.
-Powiedz o co chodzi. - idę, wręcz biegnę za nią, ponieważ jej krok momentalnie zwiększył obroty.
-Everly. - zatrzymuje się, by popatrzeć na mnie z niewyobrażalnym bólem. - Ona umiera.
-Nie… - kręcę głową, ze łzami w oczach, jakby to był jakiś okropny sen.
Wszyscy wiedzieliśmy, że Everly powoli przegrywa walkę ze swoim życiem, ale nikt chyba tak naprawdę nie był gotowy na tę chwilę. Przekładaliśmy ją nieustannie, nie biorąc pod uwagi, że ten koszmar zjawi się w naszych drzwiach bez zapowiedzi. Zupełnie nieoczekiwanie.
-Jadę z tobą. - odzywam się jakbym była w amoku. Jestem w stanie wyjść w samej sukience na ramiączkach, nie zwracając uwagi na minusową temperaturę na zewnątrz.
-Nie Ami. - mówi stanowczo. - Zostaniesz tutaj i będziesz świętować swój sukces. Zasługujesz na to. Proszę, nie zadręczaj się tym dzisiaj.
-Vicky…
-W porządku. - uśmiecha się lekko przez łzy, dotykając mojego rozgrzanego policzka. - To już czas. Tak jak powiedziałaś. Musimy zaakceptować to co się dzieje, bo nigdy nie zrobimy kroku w przód. A ja jestem gotowa to zaakceptować. Już się nie boję.
Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że jedno życie powoli dobiega końca, a gdzieś niedaleko inne dopiero się zaczyna.
***