poniedziałek, 31 października 2016

20.If you scary, let's do it, give it my candy.

Music on


AMERICA

Minął tydzień odkąd wróciliśmy z wysp i naszych przerażająco długich wakacji. Znowu zaczęłyśmy prowadzić taki sam tryb życia jak przed wyjazdem czyli wywiady, występy i konkretne przygotowania do przyjęcia z okazji wydania naszej nadchodzącej płyty.
Ale dziś znów powracamy do tej zabawowej części, ponieważ z okazji Halloween zostałyśmy zaproszone do posiadłości One Direction na wspólną zabawę. Rzekłabym, że to w pytkę pomysł, zważywszy, że ja i Harry unikamy się jak ognia. To znaczy to on unika mnie, ze względu na wyznanie, którym miałam okazję się z nim podzielić. I wcale się nie dziwię, że mnie nienawidzi. Okazałam się cholerną zołzą i hipokrytką, bo nie zdawałam sobie sprawy co musiał czuć przez ten cały czas, gdy ja po prostu go olewałam i nie pozwoliłam się wytłumaczyć z głupiego pocałunku, który tak naprawdę ukartowała ta wredna żmija pod publikę. Nie, ja wolałam zabawiać się z innymi gwiazdkami show biznesu i ledwo poznanymi dj’ami. 
Wszystkie cztery wyjątkowo postarałyśmy się w tym roku, aby wyglądać naprawdę odstrzałowo. Jak to na Halloween przystało.
Ja zdecydowałam się na strój super woman, który odsłania wiele krągłości na moim ciele, ale zrobiłam to specjalnie, a nóż może kogoś chwyci to za serce. Czuję się ohydnie z myślą, że używam ciała, aby przekonać Harry’ego do minimalnej zmiany zdania co do mojej osoby, ale jestem pewna, że zdziała to więcej niż moje zbędne słowa i tłumaczenia, których on nie chce słuchać.
Caroline jako najsłodsza z nas wszystkich przebrała się za kopciuszka i stwierdzam, że faktycznie wygląda jak prawdziwa księżniczka. W między czasie ku jej boku kroczy Paul w granatowym garniturze, więc z tego co wywnioskowałam robi za jej księcia. Słodko.
Vicky, która na dzisiejszą imprezę postanowiła nie zapraszać Lucas’a, wygląda jak myszka mickey w ludzkim wydaniu i to raczej ta seksowna wersja, zważywszy na jej długie kozaki i krótką czerwone sukieneczkę w białe grochy. 
Zoe ma na sobie strój Kleopatry, który fantastycznie układa się na jej perfekcyjnej sylwetce. Sądzę, że nie mogła wybrać lepiej, bo właśnie owa postać idealnie do niej pasuje. Brunetka w porównaniu do Vick postanowiła przyprowadzić swoją drugą połówkę, który dzisiejszego wieczoru okazuje się być Ludwikiem XVI. A może, Oliverem XVI? Ja tam nie wiem.
Impreza jak to impreza, dużo elity znanej jak i tej mniej znanej, wszyscy przebrani za ludzi z innej epoki, wiele powtarzających się kreacji, zważywszy, że już zdążyłam się napatoczyć na dwie super woman, trzy księżniczki, dwie myszki mickey i cztery Kleopatry. Jednak nie jesteśmy tak pomysłowe jak myślałyśmy. Poza tym dużo alkoholu, świetna muzyka i ani śladu Harry’ego Styles’a.
-Hej, super woman! Ale wyglądasz seksownie - doskakuje do mnie jakiś pirat z mieczem, a po chwili uświadamiam sobie, że to mój wierny przyjaciel Niall Horan.
-Dzięki Niall. Kim konkretnie jesteś? Jack Sparrow?
-Cholera, widziałem ich tu już dzisiaj z piętnastu. Więc załóżmy, że jestem pospolitym piratem z małym statkiem - odpowiada, na co śmieję się do rozpuku. Pewnie dlatego, bo zdążyłam już wypić jakieś trzy drinki z większą ilością wódki niż soku. Where is Harrison?
-Dlaczego się tak błąkasz sama bez celu? - pyta, kiedy rozglądam się po całym domu jak psychicznie chora. Powinnam się dziś przebrać w biały kaftan, a nie super woman.
-A jak myślisz? - pytam, z wyraźną bezradnością i irytacją na twarzy.
-Nie chcę ci dawać jakichkolwiek rad Ami, ale jeśli już faktycznie mam coś powiedzieć to tylko tyle, żebyś dziś nie uganiała się za Harry’m.
-Dlaczego? - odzywam się chyba zbyt głośno, kiedy nieopodal jakieś nieznajome laski patrzą na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
-Bo stracisz więcej nerwów niż jest to warte. Uwierz mi i idź za moją radą. Ten jeden raz…

Kolejna godzina za nami, a ja wciąż nie widziałam tego lokowatego potwora. Nie wiem czy zaginął gdzieś w akcji, czy postanowił nie pojawiać się na własnym przyjęciu, ale jestem już naprawdę mocno zirytowana tym faktem.
Kilkoro z nas zbiera się w dużym kółku przy basenie, ponieważ Ed zaproponował grę w sex prawdę i wyzwanie dla rozluźnienia atmosfery. Świetnie, bo szczerze powiedziawszy potrzebuję jakiejś rozrywki.
Siadam obok Vicky, która również jest już lekko wstawiona i tak samo jak ja, nie ma zbyt zadowolonej miny. To właśnie my, dwie przyjaciółki, pozostawione na pastwę swojego własnego, marnego losu.
I nagle widzę jego. Kroczy przez całą długość basenu, przebrany w biały kitel z lekarskimi słuchawkami zawieszonymi na szyi. Wygląda naprawdę apetycznie, a mnie aż wszystko pulsuje pomiędzy nogami. Jest tak cholernie piękny, a ja tak cholernie to schrzaniłam. Mam ochotę strzelić sobie w twarz za ten wybryk, ale wolę tego nie robić w towarzystwie.
Dopiero po chwili dostrzegam za nim śliczną brunetkę, która z wielkim uśmiechem na ustach kroczy w stanowczo zbyt bliskiej odległości jego pleców w stroju pielęgniarki. On odwraca się do niej, mówi coś na ucho, a ona znów pokazuje swoje idealne białe zęby, patrząc na niego tak intymnie, iż mam wrażenie jakbym widziała siebie. 
-Vick, kto to do cholery jest? - mówię szeptem do blondynki, która mruży oczy i spogląda na rozochoconą parę.
-Utnij mi głowę, ale za cholerę nie wiem - odzywa się, zaczepiając po chwili jakiegoś kolesia obok. - Ej, gościu, kim jest ta brunetka?
-To modelka Victoria’s Secret, Sara Sampaio. - odpowiada, spozierając na zielonooką jak na kompletnego odmieńca.
-To modelka Victo…
-Tak, słyszałam - zatrzymuję ją skinieniem ręki. - I zaraz ktoś straci głowę…

Gra wciąż trwa w najlepsze, a ja nie mam pojęcia jak zwrócić na siebie jakąkolwiek uwagę, która choć minimalnie mogłaby przyciągnąć oczy Harry’ego. Kiedy przyszedł do nas z tą całą Sarą, nawet na mnie nie spojrzał. ANI JEDNEGO CHOLERNEGO RAZU. Powiedział tylko „Cześć wszystkim!” i na tym się skończyło. Cóż, dobrze wiedzieć, że w jednym momencie przeszłam z tej jedynej na „wszystkich”.
-Harry, pytanie czy wyzwanie? - odzywa się nagle jakiś facet.
-Niech będzie pytanie… - odpowiada z uśmiechem. Z jednej strony cieszę się, że nie wybrał wyzwania, bo jeśli ktoś kazałby mu pocałować dziewczynę obok, to padłabym na zawał, ale co jeśli miałby pocałować mnie? 
-Z kim z towarzystwa chciałbyś uprawiać w tej chwili seks? - zachłysam się drinkiem, kiedy słyszę owe słowa, bo kompletnie nie wiem co mnie zaraz czeka.
-Naprawdę, Josh? - szatyn śmieje się i chyba próbuje obrócić wszystko w żart, ale nijaki Josh, który przy okazji jest najlepszym przyjacielem Styles’a, patrzy na niego z powagą i oczekuje odpowiedzi. Jak chyba my wszyscy. 
I nastaje ten chwilowy moment, kiedy on patrzy na mnie, dosłownie przez króciutką chwilę, choć zdaje się być wiecznością. I widzę w jego spojrzeniu wszystko to, czego tak naprawdę nie chcę widzieć. Złość, rozczarowanie, zawód. Czuję jak Vick ściska moją rękę, ale to nie zmienia faktu, iż zaraz wybuchnę kolejnym płaczem.
-Jeśli już mam odpowiadać to powiem, że z panią po prawej - Harry odwraca się znów do brunetki, która oblewa się rumieńcem, a mój świat przestaje istnieć. Dosłownie.
-Niall, prawda czy wyzwanie? - pyta tym razem Ed.
-Pytanie.
-Czy fantazjowałeś kiedyś o jakiejś osobie z grupy?
-Tak - odpowiada krótko, zerkając na moment w stronę Vicky, ale ona tego nie zauważa, bo skupia się na piciu drinka. Dziwne.
-Uuuu, o kim to? - pyta znów rudowłosy.
-Odpowiedziałem na jedno pytanie. - ignoruje go blondyn. 
-Vick, pytanie czy wyzwanie? - odzywa się tym razem Louis. Ja pitole.
-Pytanie - mówi pewnie blondynka. 
-Czy w twoim życiu liczy się na ten moment tylko jeden facet?
-Tak… -odpowiada, i mam prawie deja vu, bo jest to odpowiedź tak samo krótka jak Horan’a i tym razem to ona spoziera na niego. What da fuck?
-Ami, co wybierasz? - tym razem głos zabiera Niall.
-Wyzwanie. - odpowiadam jako jedna z tych odważniejszych w tym zasranym gronie.
-Dobrze więc… W takim razie zdejmij jedną część swojego ubrania - sugeruje, kiedy ja głęboko się zastanawiam co do kurwy nędzy mogłabym zdjąć? Przecież nie gorset, ani spódniczkę. Nie zdejmę też butów, bo to zbyt wieśniackie. Ale cóż, jeśli ktoś gra na moich emocjach, ja zagram na jego również. 
-Proszę… - mówię, kładąc na stół czerwone stringi. I kto teraz jest w grze?

VICTORIA

Patrzę i oczom nie wierzę. Mój mózg nie wierzy, mózg Niall’a nie wierzy, pewnie oczy, mózg i każda komórka ciała Harry’ego nie wierzy. Czerwono-krwiste stringi Amci od Victoria’s Secret leżą wyzywająco na stole. Oprócz tego, że są śmiesznym zbiegiem okoliczności, bo przecież Styles aktualnie obraca się w towarzystwie aniołków owej firmy, to wydają się najbardziej wyluzowane z nas wszystkich. Jest śmiesznie, bardzo.
- Okej, Ami – ściśnięty głos Sheeran’a obserwuje bieliznę, a potem brunetkę. Zastanawiam się, kto w tym pokoju jest najbardziej podniecony. I mam nadzieję, że jest to Styles Dupczę Sarę Bo Ma Ładną Mordę A Ja Chcę Się Zemścić na Americe Carter – Dziękujemy za wykonanie zadania. 
- Ależ nie ma za co – Ami siada tuż obok mnie. Po czym pada kolejne pytanie. Na szczęście omija nas. 
- Serio? – pytam – Stringi?
- Lubię być pomysłowa – pada odpowiedź, a ja chichoczę pod nosem.
- Nie, poprawka: jesteś pomysłową, bezlitosną suką. 
Szeroki uśmiech zadowolenia wpływa na twarz dziewczyny. Osiągnęła swój cel numer jeden. I tak, też jestem z niej dumna.
Sex gra trwa dalej, a my dalej siedzimy i w ową grę gramy. Oczywiście uchachane po pachy, bo jakby inaczej. W końcu łoimy drinka po drinku. 
- A więc Niall – Olly już też nieźle podpity wskazuje swojego przyjaciela – Prawda czy wyzwanie?
- Prawda – blondyn decyduje szybko, a mnie jakby mocniej wali serce. Boje się. Jak czerwony kapturek w środku lasu.
- Okej... a więc, masturbowałeś się, myśląc o którejś z dziewczyn... – tutaj nastaje chwila ciszy, a zebrani jakby mocniej nasłuchiwali reszty pytania - ... znajdującej się w tym pokoju. Podaj imię.
PODAJ IMIĘ. Kiedy padają te dwa słowa, czuję jak cała krew z mojego organizmu odpływa mi do stóp, a potem ze zdwojoną siłą wraca do moich policzków. Widzę jak ciało Niall’a spina się, a piwo które trzyma w dłoni, powoduje, że bieleją mu knykcie. Odpowiedź Niall, szybko, bo nie wytrzymam. Przez ludzi przechodzi chwilowa ekscytacja w oczekiwaniu na odpowiedź, słyszę szmery i myślę, że nawet siedząca obok mnie America jest jej ciekawa.
- Muszę być z wami szczery... skoro jest to zabawa w prawdę i wyzwanie... – widzę, że się miota i nie chce odpowiadać. Nie bądź cipeuszem Niall! – Victoria.
Kilkadziesiąt par oczu spogląda w moją stronę. A ja czuję się, jakby wydawali na mnie wyrok. Kieruje wzrok na Horan’a, a ten z przepraszającym uśmiechem wzrusza ramionami. KURWA MAĆ, ON POWIEDZIAŁ MOJE IMIĘ!
- Kuźwa, stary, serio? – Ed zwraca się do swojego kumpla, z dziwnym wyrazem twarzy - Spuszczasz swoje plemniki razem z wodą do kanalizacji, myśląc o mojej przyjaciółce? 
- Kogo obchodzi gdzie lądują moje plemniki? – Niall śmieje się, a rudowłosy mu w tym wtóruje.
- Dobrze, może kolejna osoba? – wstaję, poprawiając swoją kusą, czerwoną sukienusię. Nie chcę nic więcej wiedzieć. Serio i tak wiem za dużo, a mój mózg spływa właśnie po ścianie. Bo tak, została z niego jedna wielka plama. Mind blowing sziten, seryjnie. 
- America – pada imię brunetki, więc ożywia się szybko – Myślałaś o innej osobie podczas sexu z zupełnie inną osobą? 
Konsternacja na twarzy Ami jest widoczna gołym okiem. Myślę, że nawet ślepa kura by ją zobaczyła. Niebieskie tęczówki spoglądają na krótki moment w stronę „zakochanej parki”. Jestem z Americą na tyle blisko, że potrafię wyczuć jej emocje. Jestem w szoku, jak mocno odczuwa stratę. Jak bardzo chciała, żeby zamiast Col’a, w tamtą noc był w niej Harry. I jestem wręcz pewna, że całując usta Carter’a, tak na prawdę całowała usta Styles’a.
Odpowiedź pada szybciej niż przypuszczałam. Jej głos jest stanowczy i wycelowany tylko w jedną osobę.
- Tak, myślałam. Bardzo intensywnie.
Po sekundzie wszystko wraca na stare tory, a my kontynuujemy tą mało zabawną grę. America podaje kolejne pytanie, a ja nawet nie zauważam kto jest adresatem. Nie potrafię przestać myśleć o Niall’u. O tym, że ja w jego życiu jestem od dawna. Jak to możliwe i czemu wcześniej tego nie zauważyłam? Tylko jak żyć z myślą, że kiedy Niall stoi pod prysznicem, zabawia się ręką a w jego głowie, prawdopodobnie jestem naga, mokra i podniecona na milion sposobów. Powstaje więc pytanie... jak ja mam mu spojrzeć teraz w oczy?
- Dobrze, gwiazdo RedTuba w głowie Horana, teraz Twoja kolej – Sheeran wybiera tym razem mnie, a ja mam ochotę wykręcić jaja. Jak on śmie?! – Prawda czy wyzwanie? 
- Wyzwanie – odpowiadam twardo. Dziś, panie i panowie preferuje high life na najwyższym poziomie!
- Okej, a więc, wybierz sobie ksywkę, którą używałabyś gdybyś została profesjonalną gwiazdą porno – fantazja tego rudego skunksa nie zna granic, a ja serio zaraz wykręcę mu jego małe jak ziarenka piasku jaja – Myślę, że fajnie by było, gdybyśmy się zwracali do Ciebie tak przez resztę wieczoru.
Widzę rozbawienie na twarzy gości. Spoko pipulz, ja też się świetnie bawię.
- Emmm... – jęczę, chcąc odsunąć odpowiedź w czasie. Wyczekiwanie ze strony ludzi jest wręcz fizycznie wyczuwalne – Mokry Cukiereczek.
Kiedy pada moja odpowiedź, pada też moja duma, zaraz potem pada Ed, który śmieje się tak mocno, że założę się, iż zaraz popuści w majty.
- Ta gra jest zabawniejsza niż przypuszczałem – Olly dołącza do Sheeran’a, potem Liam, Lou i James, który o dziwo mówi dziś zdecydowanie za mało jak na jego możliwości.
- Kiedy odwinąłbym Cię z papierka, polizałbym Twoje słodkości, mała czekoladko – Corden zaczyna rapować, a ja wpadam w otchłań wstydu. Why me, WHY?!

Mija kilka dłuższych chwil, kiedy ludzie przestali się naśmiewać, a do gry wróciły kolejne pytania i wyzwania. Po dłuższej przerwie od zadań, w końcu ktoś wybiera Harry’ego, a on pewnie i na kompletnym luzie wybiera wyzwanie. Jestem ciekawa najbliższych wydarzeń, ale myślę, że siedząca obok mnie i mam nadzieję, współczująca mi Ami, aż kurczy się z ciekawości.
- Dobrze, więc... pocałuj jakąś ciemnowłosą dziewczynę. Z językiem.
Jestem pewna, że przez głowę Ami przebiega światełko nadziei. Że tą ciemnowłosą dziewczyną będzie ona. Nie będę ukrywać, że też mam taką nadzieję. Wolałabym nie oglądać jak język Styles’a pieści migdały tej wychudzonej modeleczki.
Ale następne wydarzenia są jak uderzenie młotem prosto w kark. Lekarzyk od siedmiu boleści nachyla się w stronę ust Sary, by po chwili wymienić z nią ślinę.
Mam nadzieję, że udławisz się jego językiem, głupi aniołeczku!

AMERICA

Mój mózg leży gdzieś na betonie porozwalany na milion kawałeczków. Kiedy zobaczyłam jak Harry całuje się z tą lalką, naprawdę miałam wrażenie, że zaraz wstanę i po prostu walnę komuś w mordę. Komuś, mam na myśli, albo ją albo Styles’a. Ja naprawdę rozumiem to, że go zraniłam i sama nie postępowałam właściwie, ale nie robiłam tego z premedytacją! Robiłam to, bo byłam zraniona i zagubiona. Nie mam pojęcia na jakiej pozycji społecznej on się aktualnie znajduje, ale po prostu wydaję mi się, że to co robi nie jest szczere, a raczej chce mi dopiec. I naprawdę fantastycznie mu to wychodzi.
Ta gra wykończyła mnie psychicznie, a przed nami jeszcze jedna, którą wymyślił Liam. Nazwał ją „seksowna wyliczanka” więc ogólnie rzecz biorąc po tym co już tu przeszłam, zapowiada się kolejna świetna dawka emocji.
-No więc o co w tym chodzi? - zabiera głos Vicky, która jest jakby żywsza i skłonna do dalszej zabawy.
-W jednej puli znajdują się karteczki z literami alfabetu, natomiast w drugiej polecenia, które trzeba wykonać na pierwszej wylosowanej literze części ciała wybranej przez pozostałych graczy. Losuje chłopak i dziewczyna, żebyśmy nie musieli patrzeć na homoseksualne widoki… - tłumaczy Payne. Osobiście jeszcze nie kumam do końca tej gry, ale mam nadzieję, że to się szybko zmieni.
-Ja chętnie bym popatrzył na laski… - Ed uśmiecha się promiennie, czochrając swoje marchewkowe włosy, na co każda dziewczyna w towarzystwie przewraca oczami. Fuck logic.
-Dobra, zaczynamy. Niall, Vicky, czyńcie honory? - Liam podstawia tej zakłopotanej dwójce miski, z których losują karteczki.
-Wypij shota … - czyta blondyn, i chyba średnio rozumie swoje polecenie.
-Litera P… - odzywa się Vicky.
-W takim razie… - Payne znów zabiera głos. - Niall wypij shota z pępka Vick. - a a aha. To teraz już kumam o co chodzi. Blondynka jest lekko skrępowana, ale postanawia położyć się na podłodze i podwinąć sukienkę na tyle wysoko, aby pokazać swój brzuch. Jebnijcie mnie…
-Cholera, jeszcze nigdy czegoś takiego nie robiłem… - Niall chichocze i leje alkohol do pępka zielonookiej. Grubo.
-No co ty nie powiesz…- komentuje blondynka, a za chwilę jest już po całej sprawie. 
Przez kilka kolejnych minut Liam zdążył zrobić masaż cycków swojej nowej lasce, Ed miętolił rękoma pośladki niewidzianej przeze mnie wcześniej brunetki, a Louis pocałował w szyję Vicky. A ja się dalej nudzę. Zastanawiam się gdzie jest Zoe i Caroline. Jestem pewna, że miałyby super fun.
-Może tym razem Harry i…. - proszę Ed, powiedz moje imię. Moje i żadne inne… - I Sara… - fuck.
-Possij… - czyta szatyn ze swojej karteczki i nie zdaje się być choć trochę rozczarowany, a moje emocje naprawdę za chwilę przestaną być tak opanowane jak teraz.
-J… - odpowiada tym razem brunetka śmiejąc się w niebo głosy. Świetnie po prostu świetnie…
-Skoro tak, to jestem pewien, że nasz Harry z chęcią possie język Sary… - odzywa się jakaś suka, która również wygląda jak modelka więc może jest jej pieprzoną koleżanką. 
Vick patrzy na mnie wielkimi oczami kiedy moja klatka piersiowo unosi się z coraz większą siłą. Moja pięść zaciska się mocno, gdy moje serce po raz kolejny zaczyna krwawić, ponieważ nie jestem w stanie uwierzyć w to, że on tak bez problemu potrafi mnie ranić. Mam ochotę popełnić morderstwo na brunetce, ale wiem, że tak naprawdę to on jest temu wszystkiemu najbardziej winien, nie ona. 
Jak mogłam być tak głupia, że choć przez chwilę zwaliłam całą winę na siebie, kiedy on tak naprawdę jest największym egoistą jakiego w życiu spotkałam. Ale widocznie jest bardzo szczęśliwy mając swoją pielęgniarkę u boku, a moją obecność tutaj ma w swoim głębokim poważaniu. POLECAM!
-America… - zabiera głos Louis. No wreszcie! Dajcie mi takie zadanie, żeby ten cholerny drań żałował, że w ogóle przyszedł na świat. No może trochę przesadziłam, ale nic nie poradzę na to, że czuję się w tym momencie jak przeżute gówno, właśnie przez jego osobę. - I może…Josh? - tak, zaczyna się robić groźnie. I bardzo się z tego cieszę, bo Josh jest bardzo przystojny, a Harry na widok swojej byłej dziewczyny i najlepszego przyjaciela w akcji dostanie palpitacji serca. Tak mi się przynajmniej wydaję.
-Ugryź i poliż… - czytam ze swojej kartki. Będzie się działo.
-Litera u… - mówi po mnie Josh, a w tle słyszę dźwięki „uuuuhuuhuuu”, bo chyba każdemu przyszły na myśl usta. Szach mat. 
-Ucho? - po raz pierwszy słyszę jak Harry mówi cokolwiek na temat związany ze mną. Serio matole? Ucho?
-Sądzę, że usta to doskonały pomysł… - odzywa się tym razem Vick i chyba porozumiewa się ze mną telepatycznie, bo mam ochotę jej przybić piątkę.
-Tak, usta! - krzyczy za nią Ed i wszyscy zaczynają klaskać. Wcześniej nie robili takich akcji więc nie wiem co im padło na psychę. Zerkam dosłownie na moment w stronę Harry’ego rzucając mu satysfakcjonujące spojrzenie, dając znać, że jego chyba zaboli bardziej niż mnie. 
I po chwili wykonuję swoje zdanie. Przysuwam się do Josh’a na niebezpieczną odległość, i biorę jest wargi w swoje posiadanie. Delikatnie muskam, przygryzam, a na koniec oblizuje pełne usta z zadowoleniem. Jemu chyba się to podoba, bo słyszę cichy jęk z jego gardła, kiedy w pobliżu panuję absolutna cisza, a wszyscy zerkają na nas z podekscytowaniem.
Czyżbym wygrała?

VICTORIA

- I jak się bawiłaś? - Niall podchodzi do mnie, kiedy stoję w kuchni gapiąc się w okno. Impreza zakończyła się dłuższą chwilę temu. Zostało tylko kilka najwytrwalszych, w tym ja i Ami.
- Zapytaj mojego alter ego – odpowiadam, nie odwracając wzroku od nieokreślonej rzeczy za oknem. Ciągle coś powstrzymuje mnie od patrzenia Horan’owi w oczy – Mokry Cukiereczek zapewne w każdej sytuacji ma fun. 
- Tutaj jesteś, Vick! Hola amigo, Niall’er – słyszę zdyszany głos ciemnowłosej, więc odwracam się do niej z uśmiechem. Podchodzi do nas i po kumpelsku klepie blondyna po ramieniu. Od kiedy żyją w tak bliskich kontaktach? Czemu tak wiele ważnych rzeczy umyka mi, a ja nie potrafię ich zauważyć i zakodować w głowie? To nie jest fair...
- O, tutaj jesteś, Niall – tym razem do kuchni wpada Harry, bez swojej partnerki i kitla. Ma na sobie tylko zielone wdzianko, a w ręku trzyma niską szklaneczkę w whiskey – A co to za zebranie?
Odpowiada mu chwilowa cisza. Nawet Niall nie próbuje ratować dziwnej, nieprzyjemnej atmosfery. 
- O co chodzi? – przebiega wzrokiem po każdym z nas, zatrzymując się na twarzy Carter. Modlę się w duchu, żeby nic głupiego nie powiedział. Jednak nie mogłam się mylić bardziej, kiedy prosto z mostu strzela w nią najcięższym z dział – To jak Ami, o kim tak bardzo myślałaś, kiedy się ze mną kochałaś, co? Nikt nie chce o niczym rozmawiać, to ja, jako wodzirej owej imprezy...
- Zamknij się, stary – Niall syczy przez zęby, automatycznie stając po naszej stronie. Po stronie Ami, która ze wszystkich sił stara się zachować kamienną twarz. Widzę jednak oznakę nieopisanego bólu w jej oczach. I mam nadzieję, że Styles też to widzi.
- Jesteśmy przyjaciółmi, możemy mówić sobie prawdę, jasna sprawa? – kontynuuje. Od kiedy jest takim chamem? Zdecydowanie whiskey mu nie służy.
- Wiesz co, Harry? – słyszę mocny głos przyjaciółki. Podchodzi do niego, stoją na tyle blisko, że gdyby chcieli, mogliby skoczyć sobie do gardeł – Jesteś gnojkiem. Właśnie to powiedziałam, więc nie rób tych swoich dziwnych, skrzywdzonych oczek, bo już to na mnie nie działa. Serio, Styles – przełyka głośno ślinę, po czym kontynuuje – Nigdy, przenigdy nie myślałam o kimś innym kiedy się kochaliśmy, rozumiesz? 
Obserwuję jak America opuszcza pomieszczenie, a kilka długich sekund później robi to także Harry. Jestem skostniała od zimnej atmosfery panującej między nami. Przez chwilę chcę po prostu pobiec za niebieskooką, ale wiem jedno. Ona potrzebuje teraz być sama.
- Ale się porobiło... – Horan przerywa ciszę, a ja w końcu patrzę mu w oczy. Jest zdruzgotany. Jego najlepszy przyjaciel okazał się prostakiem, więc jak inaczej może się czuć? Ja czuje żal. Że z na prawdę pięknego uczucia pozostało tylko jedno wielkie, szambo negatywnych uczuć – Zastanawiam się, kiedy oni w końcu przestaną się bezsensownie ranić? Utrudniają sobie wszystko. I to dosłownie. Jak można komuś rzucać kłody pod nogi? Z taką premedytacją?
- Wiesz, Niall... – chcę skończyć myśl, ale przerywa mi ruchem dłoni.
- Ja już wszystko, wiem, rozumiem, już się pogodziłem...
Szybka zmiana tematu, już nie rozmawiamy o Americe i Harrym. Rozmawiamy o Victorii i Niall’u.
- Dam Ci jedną radę, Niall – uśmiecham się do niego blado, ale szczerze – Dostaniesz to czego pragniesz, jeśli jesteś na tyle cierpliwy, a sprawa na której Ci zależy to coś więcej niż tylko chwilowa zachcianka – muskam dłonią jego policzek, czuję pod skórą jego zarost, po czym odwracam się na pięcie, a kiedy staję w drzwiach, zaczynam chichotać. Śmiech jest niekontrolowany – To z pępkiem... było całkiem przyjemne. Kiedyś będziemy musieli to powtórzyć.
Wychodzę, więc nie widzę wyrazu twarzy Horan’a. Ale słyszę jedno. Jego śmiech, który odprowadza mnie aż do drzwi. 

***

środa, 26 października 2016

19.I don't know why you're not there I give you my love, but you don't care.


CAROLINE

To nasz ostatni dzień na wyspach. Jutro wylatujemy do domu i powracamy do obowiązków i rzeczywistości, która nas otacza. Nie chcę wyjeżdżać. Spodziewam się, że żadna z nas tego nie chce. Trzy dni wakacji to zdecydowanie zbyt krótko, na cały ten wachlarz zajęć, które czekają na nas w Londynie. Dopiero teraz zacznie się ostra harówa, zważywszy, że po drodze mamy masę występów, premierę nowej płyty oraz największą galę muzyczną, którą w tym roku prowadzimy. Cud, miód, malina.
Aktualnie siedzimy wraz z dziewczynami nad basenem i w końcu mamy kilka chwil na swobodną rozmowę bez świadków. Patricia wraz z Erni’m wybrali się na wycieczkę, nasi chłopcy poszli nurkować, a my z braku laku rozłożyłyśmy się jak księżniczki na leżakach, aby poplotkować o ostatnich dniach, w których działo się aż za dużo.
-Ami. Idziesz pierwsza do odstrzału… - mówię, biorąc łyka przepysznej cytrynowej lemoniady. Po wczorajszym dniu stwierdziłam, że do końca wyjazdu nie wezmę do ust alkoholu. Zoe oczywiście wtóruje mi w abstynencji. 
-Co tu dużo mówić…
-Jedna odpowiedź. Bzyknął cię czy nie? - pyta bezpośrednio Vick.
-Tak - Ami uśmiecha się od uch do ucha, po czym z łatwością można stwierdzić, że jej się podobało. Tak trzymać dziewczyno!
-Było ostro czy spokojnie i romantycznie? - odzywa się Zoe.
-Różnie. Mieliśmy na to całą noc…
-Czy twoja wagina przypadkiem jeszcze nie umarła? - pytam tym razem ja. Nie pamiętam kiedy uprawiałam seks przez całą noc. Zazwyczaj ja i Paul wykonujemy szybkie numerki. Jak stare dobre małżeństwo. Muszę powiedzieć, że chyba faktycznie już się starzeje.
-Myślę, że raczej się konkretnie ożywiła… Szkoda tylko, że tak szybko wyleciał - Ami robi smutną minę i trochę mi jej szkoda, ponieważ na dzisiejszy wieczór salsy pójdzie bez pary. ZNOWU.
-A był chociaż seks na pożegnanie? - pyta znów Vick.
-Nie. Zostawił mi kartkę.
-A co napisał? - jestem tego mega ciekawa.
-Że nie chciał mnie budzić, bo tak słodko spałam i…
-Ty wcale nie śpisz słodko… - odzywam się ze zdziwieniem.
-No właśnie. Często się ślinisz w trakcie… - komentuje tym razem Vick.
-A ty chrapiesz!!! - naskakuje na nią Ami.
-A ty przestań mnie nagrywać jak śpię!
-Muszę mieć jakieś dowody, bo nigdy mi nie wierzysz!
-Dobra, i co dalej? - Zoe przerywa tą krótką, totalnie bezsensowną kłótnie, głodna dalszej wiedzy.
-No i napisał jeszcze, że musi wracać do LA, ale niebawem się zobaczymy.
-Uuuuu, tajemniczy. Lubię takich - poruszam śmiesznie brwiami, aby trochę rozśmieszyć to towarzystwo, co na szczęście mi się udaje. Jupikajej.
-No, a co z tobą Zoe? - odzywa się Ami.
-W porządku… Wciąż mam posmak alkoholu w ustach.
-Drinki Fat Pat były przekozackie… - przyznaję, bo naprawdę mi smakowały. Co prawda nie do końca pragnę wiedzieć o ich dokładnym składzie, żeby nie polecieć szybko do kibla, ale ogólnie były naprawdę w porządku. 
-A tak poza tym? - dopytuje znów Ami. - Jak sprawa z Oliverem? - Zoe patrzy na nią przez chwilę w ciszy, i wydaję się, że chce rozwinąć jakiś ważny temat, ale znów postanawia odpowiedzieć krótko.
-Jest okej.
-To trochę dziwne, że tu jest. -odzywa się tym razem Vick. - To znaczy, nie zrozum mnie źle, zaczęłam nowy rozdział w życiu i on mi nie przeszkadza, ale sama nie wiem… Jest trochę niezręcznie.
-No i jest bardzo cichy. Prawie w ogóle z nim nie rozmawiałam… - komentuje Ami. - Zawsze był trochę zamknięty, ale aż tak? - cóż, widząc po minie Zoe, robi się lekko nieswojo, a to zdecydowanie nie moment na tego typu rozmowy, więc szybko zmieniam temat.
-Vick, co się dzieje między tobą, a Niall’em?
-Co masz na myśli? - blondynka patrzy na mnie jakby imię NIALL słyszała pierwszy raz w życiu.
-Widziałam jak wczoraj rozmawialiście. A potem kiedy przyszedł Lucas, on sobie poszedł…
-Po prostu rozmawialiśmy o wakacjach, to wszystko. Poza tym atmosfera na statku była na tyle napięta, że chociaż ja próbowałam ze wszystkimi pogadać i pokazać, że nie mam do nikogo urazy. - odpowiada pewnie, chociaż każda z nas w głębi duszy wie, że Vick nie mówi nam wszystkiego.
-Za to Harry odwalił maniane życia… - Zoe wzdycha, i spoziera współczująco na Ami.
-Było mi tak cholernie wstyd przy Col’u, że nie zdajecie sobie z tego sprawy…
-Za cholerę nie wiem co go napadło… - odzywa się Vick. - Był zazdrosny czy jak?
-A ja wiem? - Ami kończy swojego drinka, który zdecydowanie jej się należy, bo ona chyba miała najtrudniej z nas wszystkich na tych przeklętych wakacjach. A to nawet jeszcze nie koniec atrakcji. -Myślę, że on sam nie ma pojęcia czego chce. Tak jakbym miała mu z miejsca wybaczyć i czekać na księcia do końca życia.
-Po prostu jest zazdrosny. To on nie może sobie wybaczyć, że tak spieprzył, a teraz może cię mieć ktoś inny… - sugeruję, bo przecież jestem prywatną panią psycholog The Fame.
-Cóż, chyba trochę na to za późno. - Carter kończy rozmowę i wszystkie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki się uciszamy, rozkoszując dalej słońcem, które grzeje nasze ciała i niebieskim niebem, w którym szukamy złotych porad odnośnie naszego życia. Ale czy któraś z nas będzie potrafiła znaleźć chociaż jedną?


ZOE
To, że jestem podekscytowana wizytą w klubie z muzyką latino zauważył chyba już każdy. Oczywiście jestem pewna, że będąc u nas w Londynie znalazłybyśmy wiele ciekawych miejsc do tańczenia salsy, ale zazwyczaj każda z nas ma inny pomysł na spędzanie wolnego czasu. Ale teraz kiedy jesteśmy wszystkie razem, mamy wakacje, do tego w przepięknym miejscu, korzystamy z tego maksymalnie.
Ubieram na siebie czarną spódniczkę z długimi frędzlami i czerwony crop top z wycięciami na ramionach. Żółte kwiatki na bluzeczce dodają całej stylizacji troszeczkę wyrafinowania. Do tego dobrałam wysokie czarne szpilki i długie, złote kolczyki. 
Kiedy spoglądam w lustro jestem z siebie wręcz dumna. Nie wiem czy to ta cała ekscytacja spowodowana lekcjami tańca, czy fakt, że tuż obok mnie jest Oliver. Wszystkie pozytywne emocje we mnie zlewają się w całość, tworząc bombę pełną szczęścia, która tyka i mam wrażenie, że zaraz wybuchnie.
Bo dziś postanowiłam powiedzieć Oliverowi, że jestem w nim zakochana. 

Umówiłam się w hotelowym holu tylko z dziewczynami. Chłopacy mieli dojść do nas chwilkę później. Kiedy zobaczyłam Ami, Vick i Caroline ubrane w całości na czerwono moje oczy powiększyły się do wielkości spodka od słoika. Jeśli ktoś widziałby tą sytuację z boku pomyślałby, że każda z nas dostała rozkaz odziania się w kolor czerwony. Jednak taka sytuacja nie miała miejsca. Po prostu wszystkie mamy jeden mózg w czterech głowach. 
- Dziewczynki... –mówię, kiedy jestem na tyle blisko, żeby mnie usłyszały. Założę się, że każda z nich miała taki sam wyraz twarzy jak ja – Czy to się serio dzieje? 
- Chyba mamy one brian, laski – Caroline kładzie rękę na ramionach Ami. Ona wygląda z nas wszystkich zdecydowanie najbardziej ponętnie. 
- Mnie salsa kojarzy się z sexem. A sex z namiętnością. Namiętność z czerwienią, a czerwień z corridą... – Victoria zaczyna wyliczać, a my patrzymy na siebie jak idiotki. A to ktoś inny nią jest.
- Skończ, Vick – Ami karci ją wzrokiem – Nie pisałyśmy się na zabawę w skojarzenia, przyjaciółko.
Blondynka smutnieje, ale po chwili kiedy udajemy się do wyjścia z hotelu, a od ścian odbijają się nasze głosy i śmiech, czuję jak zaczynam się denerwować. Dochodzę do wniosku, że sprawiedliwie byłoby powiedzieć dziewczynom o wszystkim. O moich uczuciach do Olivera. 
- Wiem, że to nie może być najlepszy moment... – urywam. Przyjaciółki zatrzymują się. Każda patrzy na mnie pytającym wzrokiem. Pewnie wyglądam na lekko przejętą, więc ich miny z uśmiechniętych zamieniają się w dziwny wyraz konsternacji. 
- Coś się stało, Zoe? – głos zabiera Caroline. Kiwam przecząco głową.
- Jest tylko jedna sprawa...
Nie, to nie jest sprawa Zoe, Ty się chyba...
- Jaka sprawa? Zoe, mów, bo zaczynam się martwić – America jak zwykle opiekuńcza, wyciąga do mnie dłoń. Ujmuje ją. Czuję się zdecydowanie lepiej, a cały stres odpływa.
- Ja i Oliver... – słyszę prychnięcie Victorii i mam ochotę się wycofać. Chyba nigdy nie zdobędę aprobaty tej dziewczyny – Myślę, że...
- Tak? – zielone oczy blondynki skanują moją twarz – To śmieszne. Przecież wiesz jaki jest. Jaki był. 
- To nie prawda, Vick – bronię się – To Ty masz złe wspomnienia z nim, nie ja.
- No właśnie, dlatego chcę, żebyś trzy razy pomyślała o tym czy warto tracić na niego czas.
Spoglądam na Americę i Car. Mają grobowe miny. Byłam naiwna wierząc, że chociaż one zrozumieją...  
- Wiecie co... –mówię, czując rosnącą gulę w moim gardle – Myślicie, że fakt, że go nienawidzicie sprawia, że jestem szczęśliwa? Rozumiem... jest inny i niestały, ale ja go nie nienawidzę. Nie potrafię! Myślę, że się w nim zakochuję... 


AMERICA

Jest mi przykro z powodu Zoe. Nie potrafię sobie wyobrazić co musi czuć, kiedy jest tak bardzo rozstrojona emocjonalnie. Po jednej stronie ma człowieka, w którym się zakochuje, a po drugiej stronie swoje przyjaciółki, które nie do końca tę relację aprobują. Ale to tylko dlatego, ponieważ jest jeszcze bardzo młoda, a my się o nią martwimy. Jesteśmy przewrażliwione przez całą tą sytuację z narkotykami i martwimy się, iż jeśli coś nie pójdzie po jej myśli, albo ktoś ją zrani, ona znów kompletnie się załamie i powróci do tego złego, narkotykowego świata.
Jednak dzisiejszy wieczór jest naszym ostatnim wspólnym wieczorem na wyspie i raczej staramy się nie myśleć o tych mniej pozytywnych aspektach. Ale czy to faktycznie jest takie łatwe?
Spotykamy się wszyscy pod klubem, który znajduje się na otwartym powietrzu. Wszędzie jest dużo czerwieni, złota i czerni, więc idealnie wpasowujemy się w kolorystykę miejsca. Na środku jest ogromny drewniany parkiet, wokół niego mnóstwo stolików i trzy bary. Kolejne pary znajdują swoje miejsce na panelu, a ja jestem pod wrażeniem ich umiejętności tanecznych, bo mam wrażenie, że są wyjęci prosto ze step up. Albo innego tanecznego filmu. No wiecie…
To, że chłopcy z one di są tu teraz z nami kompletnie mi nie przeszkadza. Denerwuje mnie po prostu obecność jednego z nich, co chyba jest całkowicie naturalnym odruchem po tym, co wczoraj mi zasugerował. Dlatego siadam jak najdalej od niego, nie dając po sobie poznać jakichkolwiek negatywnych emocji. To nasz ostatni wieczór i mam zamiar się cholernie dobrze bawić.
-Co będzie dla państwa? - pyta nas kelnerka, która również wygląda jak profesjonalna tancerka salsy. 
-Na pewno coś wielkiego… - Lucas uśmiecha się promiennie, przytulając do boku swoją ukochaną. Skłamię, jeśli powiem, że nie wyglądają razem dobrze. Tylko tu nie chodzi o dopasowanie zewnętrzne, ale wewnętrzne, a co do tego drugiego nie jestem całkowicie pewna.
-Poprosimy cztery butelki najlepszej whisky, dwie butelki rumu iii cóż, może zaproponuje nam Pani coś włoskiego? - odzywa się tym razem Erni, który chyba złapał najlepszy kontakt z Lucas’em. Czego zdecydowanie nie mogę powiedzieć o Horan’ie. Nie wiem czy ta dwójka w ogóle zamieniła choć jedno słowo na wyjeździe. 
-Osobiście polecam grappe, jeśli jeszcze nie próbowaliście. Jest to najsłynniejszy drink na wyspach i z pewnością jeden z najmocniejszych… - dziewczyna częstuje nas filmowym uśmiechem i muszę stwierdzić, że przekonała mnie ową śpiewką. Przede wszystkim dlatego, bo występuje w niej słowo „najmocniejszy”.
-Na bazie czego jest wykonywany? - pyta tym razem Caroline.
-Grappę otrzymuje się poprzez destylację wytłoczyn, pestek i gałązek z winogron pozostałych po produkcji wina. - odpowiada kelnerka, a ja jak i reszta dziewczyn patrzymy na siebie z obrzydzeniem.
-A idź pani w chuj z takimi drinkami. - głos Fat Pat dźwięczy nam w uszach, na co wszyscy śmiejemy się pod nosem, i kiedy widzę uśmiech Harry’ego tak samo szczery i tak samo prawdziwy jakim obdarowywał kiedyś mnie, moje serce mięknie, ale wiem, że w tej sytuacji nie do końca powinnam się nim kierować.
-Przepraszam? - pyta brunetka.
-To nic… - ster przejmuje Erni. - To taki angielski slang. Po prosimy również po drinku dla każdego. Dziękuję. 
-Jesteś popieprzona - Vicky wybucha dźwięcznym śmiechem zaraz po odejściu kelnerki.
-Kurwa, w następne lato zatrudnię się tu jako barmanka i wszyscy będą obsrani kompozycją drinków mua Patricia. A te cholerne pestki winogron wsadzę im tak głęboko w dupę, że…
-Język… - wtrąca się znów Erni. Jestem zdumiona ogromem cierpliwości, jakim obdarza swoją narzeczoną.
-Jeśli żaden z was jaskiniowcy nie ma zamiaru ruszyć swojego tyłka na parkiet, to ja będę pierwsza… - Care wstaje uradowana, przepychając się przez resztę towarzystwa.
-Świetnie kochanie, pokaż co potrafisz - kibicuje jej Paul.
-Żartujesz sobie? - blondynka zakłada ręce na ramiona i patrzy na niego spod byka. - Ty. Koło mnie. Teraz. - szatyn wykonuje jej wszystkie rozkazy, a po chwili oddalają się od nas coraz bardziej, aby porwać się w wir namiętności salsy. Zazdro. Coś mi się wydaję, że potupię sobie dziś po stołem.
Kiedy wszyscy tak rozmawiają ze sobą i śmieją się z wydarzeń, których mój mózg nie rejestruje, ja siedzę, piję tą cholerną grappę, która smakuje jak gówno w lesie i myślę o tysiącach rzeczy na sekundę. A najbardziej o wyluzowanej postawie Harry’ego, który wpatruje się teraz w Fat Pat urządzającą sobie bitwę na rymy wraz z Liam’em. 
Zastanawiam się, czy faktycznie jest na tym skupiony, bo nie śmieje się tak samo jak reszta towarzystwa, ale ma raczej neutralną minę. I nagle zdaję sobie sprawę, że wcale nie interesuje go Fat Pat, Liam czy ktokolwiek z naszej sielankowej ekipy, bo spoziera właśnie na mnie. Jego palce niecierpliwie stukają o blat, a ja zaciskam zęby, bo nie wiem czy mam się czegoś spodziewać.
-Ami, a co się stało z Cole’m? - tą MEGA INTYMNĄ CHWILĘ przerywa nam Niall.
-Pojechał do Los Angeles. - odpowiadam krótko i nieszkodliwie, wciąż czując na sobie wzrok lokowatego.
-Czyli koniec miłości? - pyta tym razem Louis, na co kręcę głową i spuszczam wzrok na ziemię, bo raczej nie jestem gotowa na tego typu rozmowy.
-W takim razie skoro jesteś dziś wolna, bądź moją partnerką - Niall wstaje i podaje mi dłoń, na co chichoczę.
-Z przyjemnością mój przyjacielu…


Horan to zdecydowanie taneczny zwierz. Obracał mną tak szybko i tak często, że teraz wręcz kipię z radości, iż dopiłam swojego drinka tylko do połowy, ponieważ mogłabym zostawić na parkiecie niemałą niespodziankę.
Wychodzę przed klub i schodzę na plażę. Ktoś musiał wpaść na znakomity pomysł, żeby to wszystko tak zorganizować. I choć dochodzi dwunasta w nocy wciąż jest ciepło, a lekki wiatr przyjemnie smyra moją rozgrzaną twarz. 
Siadam na pobliskim leżaku i wpatruje się w przezroczyste morze, którego dźwięk koi moje uszy. Gdybym tylko mogła, chciałabym tu zostać na zawsze.
-Jest pięknie… - nawet nie muszę zgadywać, że osobą, która siada po mojej prawej stronie jest Harry. Pomimo tego, że jest ciemno, wciąż doskonale rozpoznaję jego rysy twarzy i głos, który zapamiętam do końca.
-To prawda. - odpowiadam bez urazy. -Tak dużo podróżujemy, a nigdy nie mamy okazji zobaczyć tego co świat przed nami kryje…
-Często też nie zwracamy uwagi na to, jak wiele mamy obok siebie… - wzdycha ciężko, a ja wiem, że jest to porównanie do nas. Do tego co było.
-Nie jesteśmy idealni. Żaden z nas. Często popełniamy błędy i potrafimy wiele spieprzyć.
-Rzadko rozmawialiśmy w ten sposób… - mówi, i patrzy na mnie, a jego oddech staje się spokojniejszy.
-To pewnie dlatego, że nigdy nie byliśmy w stu procentach dla siebie.
-Zawsze znajdowało się coś ważniejszego… - kręci głową, prychając. Dokładnie tak, jakby chciał cofnąć czas i zmienić wszystko to, co sprawiło, że nasze losy potoczyły się w tak beznadziejny sposób. - Przez cały czas żyliśmy w kłamstwie i fikcji.
-Aż w końcu sami chyba zaczęliśmy myśleć, że to co nas łączyło, też nie było prawdziwe.
-Moim zdaniem jest prawdziwe… - tym razem ja spoglądam na niego, zastanawiając się do czego to dąży. Bo nie kryję faktu, że wciąż mam ochotę go pocałować i wciąż chętnie bym do niego wróciła, jeśliby tylko na to pozwolił. Jeśli dałby mi jakiś znak. Ale czy to jeszcze możliwe?
-Chciałem tylko powiedzieć, że przepraszam cię za to jaki byłem wczoraj i za to co ci powiedziałem. Zmieszałem cię z błotem i uznałem za łatwą, choć doskonale wiem, że byś tego z nim nie zrobiła… - odzywa się, i właśnie w tym momencie wszystko staje się tylko marnym tłem, gdy uświadamiam sobie to, co zaraz powiem i jak bardzo go to zrani. 
-Właściwie to… - nastaje cisza, a ja przełykam z ciężkością ślinę. Czuję, że jakaś ogromna piłka utknęła mi w gardle, bo nie jestem w stanie swobodnie mówić. - Wczoraj całą noc spędziłam właśnie z nim. I zrobiłam to. - on przez krótki moment patrzy na mnie zwyczajnie, ale dopiero za kilka chwil uświadamia sobie, co do niego dotarło. Widzę to po wszystkich symptomach, które uwydatnią się na jego ciele. Zmarszczki na czole, pokazujące się na wskutek zwężenia brwi, ogromny żal połączony z rozczarowaniem w tych przepięknych zielonych oczach, lekko rozchylone wargi, z których wydobywa się cichy wdech i dłonie, które zaciskają się w pięści. I szczerze powiedziawszy sama nie wiem co mam w tym momencie zrobić, tudzież jedyne na co mi przychodzi ochota to wybuch płaczem, który nigdy się nie skończy.
-Wiesz Ami… - odzywa się nagle przyciszonym głosem. - Prawdę mówiąc nie wierzyłem, że między nami się wszystko skończyło. - nagle wstaje i robi kilka kroków w kierunku morza, odwracając się do mnie tyłem. - Bo po tym cholernym występie z Taylor nienawidziłem siebie. Za to, że nie miałem pojęcia co planuję, i w momencie kiedy mnie pocałowała, nie zrobiłem nic, żeby temu zaradzić. Moje ciało było sparaliżowane, tak jak jest teraz… - powoli odwraca się, a pojedyncza łza spływa po moim policzku. - A najbardziej zabolało mnie to, że ty musiałaś na to patrzeć, a ja cię zawiodłem. I w żaden sposób nie potrafiłem się wytłumaczyć. Ale wciąż wierzyłem, że nie rozstajemy się na zawsze. Że wrócimy do siebie choćby nie wiem co. Że zawsze będziemy do siebie wracać… - szybko podnoszę się na nogi, kiedy on idzie w moją stronę. 
-Ale dzisiaj ta nadzieja zgasła i w końcu sprawiłaś, że uwierzyłem jak bardzo byłem w błędzie. I teraz już wiem, że to definitywny koniec… - kończy i mija mnie bez słowa, kiedy daję upust wszystkim emocjom, które pojawiły się w przeciągu ostatnich minut. Szloch narasta z coraz większą siłą, a bezradność sprawia, że czuję jak drętwieją mi nogi. Między innymi dlatego, bo nadzieja, o której mówił, kryła się też we mnie. I również dlatego, ponieważ z prędkością światła jego dotychczasowa wina za wszystko co złe, stała się moją winą. I choćbym bardzo chciała, nie powrócę do tego co było. Teraz już nie…


VICTORIA

Skłamię, jeśli powiem, że nie potrzebowałam dużej dawki alkoholu. Jestem w niemałym szoku po wyznaniu Zoe. Na prawdę? Czy ona wie w co się pakuje? Oliver nie jest łatwym człowiekiem. Bywa humorzasty i nieznośny. Oczywiście potrafi być miły, kochany i do rany przyłóż... ale, że nasza mała Zoe zakochała się w Olivierze Hoover, to chyba dobry żart. Rzekłabym – żart roku. 
Nie chce mi się także przebywać w towarzystwie Lucasa. Wiem, jestem nieźle jebnięta i zakręcona, zważywszy, że jeszcze niedawno spuściłabym się za nim w majtki. Ale teraz coś się zmieniło.
Obserwuję jak Ami tańczy z Niall’em, a w moim podbrzuszu tworzy się ogromny skurcz. Nie wiem czy to zazdrość, czy fakt, że wszyscy się lepiej bawią ode mnie, a ja łoję najmocniejsze drinki w całym barze czy coś jeszcze innego. Nie będę ukrywać, że jestem już lekko podpita, a towarzystwo Lucasa nie pomaga mi w wytrzeźwieniu. Zapadam się w jakąś dziwną otchłań, tracąc zdecydowanie grunt pod moimi stopami. Jestem pewna, że nie wróży to nic dobrego.
Wstaję więc i idę w stronę Ami oraz Niall’a, którzy próbują być seksowni i powabni, ale w międzyczasie na prawdę dobrze się bawią. Mam zamiar im przerwać, ale brakuje mi odwagi, kiedy dzieli nas dosłownie pół metra, skręcam lekko w prawo, odbijając w stronę baru.
Stoję gapiąc się w butelki z alkoholami. Mam lekko zamazany obraz i kręci mi się w głowie. Ale przynajmniej jestem sama. Do pewnego momentu. 
- Dla tej Pani piwo, poproszę. - irlandzki akcent dźwięczy mi w uszach, a w sercu wybucha ekscytacja. Skąd się to wzięło i jak się rozwija? Nie umiem wyjaśnić. Spoglądam na blondyna, a na moją twarz wpływa błogi uśmiech. Dosłownie. 
- Myślę, że nie powinnam mieszać – mówię, poprawiając włosy. Niall odwzajemnia uśmiech, poprawiając koszulę. Patrzę na niego i widzę przystojnego mężczyznę, takiego jakiego nie widziałam wcześniej.
- Widziałem, że pomieszałaś już trzy różne rodzaje drinków. Jedno piwo nie zrobi Ci różnicy, zawodniczko – śmieje się. Chłopięcym, cudownym śmiechem. Nie potrafię nie odwzajemnić gestu. 
- Proszę, nie mów tak – chichoczę jak wariatka – Poczuję się jak alkoholiczka!
- Więc, może... – tutaj delikatnym ruchem głowy wskazuje na parkiet – Może warto byłoby wytańczyć zbędne procenty?
Zostawiamy wcześniej zamówione piwo i ruszamy w stronę zatłoczonego parkietu. Kiedy Horan obejmuje mnie w talii, a ja trzymam jego umięśnione ramiona muzyka sprawia, że nasze biodra zaczynają kołysać się w takt melodii. Jestem oczarowana wszystkim co się wokół mnie dzieje. Ciepłem jego ciała, jego dotykiem, zapachem, intensywnością jego wzroku. Intensywnością tego doznania. 
Jestem zaskoczona, kiedy obraca mnie, a potem z łatwością prowadzi, tańcząc najprawdziwszą salsę. Cholera, gdzie on się tego nauczył?
- Podpatruję ludzi jak tańczą – odpowiada, a ja zaczynam się zastanawiać czy wypowiedziałam to pytanie na głos – Fajnie jest umieć coś jeszcze oprócz kiwania biodrami w klubie i dzikich szaleństw na scenie. 
- Może... – otwieram buzię, aby zaproponować przejście się. Ale najpierw okręcam się i sprawdzam gdzie jest Lucas. Zniknął. 
- Może pójdziemy na spacer? – pyta, a moje oczy robią się wielkie jak spodki od słoików. Albo ten koleś czyta mi w myślach, albo odbieramy te same fale. Niesamowite.
Przechadzamy się w ciszy po jakiś małym molo, zupełnie oddalonym od naszego hotelu. Dojście tutaj zajęło nam dłuższą chwilę w której nie padło ani jedno słowo. Jednak cisza jak między nami panowała nie była czymś dziwnym ani krępującym. Była zupełnie naturalna. 
- Więc... – w końcu ja odzywam się pierwsza – Co miałeś wczoraj na myśli? Z łańcuszkiem?
- A, to – wzrusza ramionami jakby ta sprawa była już zamknięta – Po prostu nosiłaś go wcześniej, a od kiedy jesteś...
- Nie jestem z Lucasem. Nie oficjalnie – wcinam mu się w słowo. Chyba chcę się usprawiedliwić. Sama nie wiem co mam już myśleć.
- Ale jesteście tu razem, więc pomyślałem, że pewnie dlatego... nie nosisz prezentu ode mnie.
Spoglądam w jego niebieskie jak niebo oczy, ale jest na tyle ciemno, że widzę tylko jak księżyc zawieszony wysoko na niebie odbija się od jego tęczówek. Trudno też rozszyfrować mi jego wyraz twarzy. Jego szczerość i otwartość powodują, że wszystkie moje kłamstwa duszą się ze śmiechu. 
Bo właśnie teraz uświadamiam sobie jak bardzo się okłamuję. W zbyt wielu kwestiach. 
- Ja... 
- Rozumiem, Vick – cichy głos Nialla wydobywa się z jego gardła – Czasami po prostu nie możemy dostać to czego byśmy pragnęli.
Czuję jak coś niewidzialnego wyrywa mi serce i roztrzaskuje je z hukiem na drewnianych deskach molo. 
Kolejny raz widzę, jak sylwetka Niall’a oddala się ode mnie. A ja nie mam odwagi by za nim pobiec.
Bo czuję, że ciągle coś trzyma mnie za mocno...

***