niedziela, 25 marca 2018

E10S3.Cause though love can change the weather, no act of God can pull me away from you.


 AMERICA

Aspen w stanie Kolorado posiada jedne z najpiękniejszych widoków, jakie miałam okazję ujrzeć w swoim całym już prawie dwudziestoczteroletnim życiu.
Bez wątpienia nie bez przyczyny jest nazywane miejscowością turystyczną i największym ośrodkiem narciarskim w Stanach Zjednoczonych. 
Lot trwał tylko dwie godziny, ale zdecydowanie zdążyłam się zaaklimatyzować w nowym gronie osób.
Danielle i Kevin, których wcześniej nie miałam okazji zbyt dobrze poznać okazali się niesamowicie ciepłymi i sympatycznymi ludźmi o naprawdę dużej ilości poczucia humoru. Z tego co się dowiedziałam, niezbyt często mogą sobie pozwolić na tak beztroskie wyjazdy ponieważ mają na głowię trzyletnią córeczkę, dlatego cieszą się kiedy mają szansę znów powrócić do „nieodpowiedzialnego” trybu życia i zapomnieć o obowiązkach na małą chwilę.
I choć zwróciłam dużą uwagę na to, że Danielle dzwoni do swojej mamy średnio co godzinę, żeby dopytać się o stan swojej córeczki, to jednak ujmuje mnie to w stu procentach.
Matczyna troska jest najpiękniejszą cechą, która może dopaść kobietę.
Jeśli chodzi o towarzystwo Joe i Sophie, to nic się nie zmieniło oprócz tego, że dowiedziałam się paru nowych faktów i planów związanych z ich ślubem.
Szczerze powiedziawszy kiedy patrzyłam na blondynkę, tak szczęśliwą z powodu, że zostanie niebawem żoną i tak podekscytowaną aspektem organizacji swojego wesela, to przez krótką chwilę miałam ochotę się z nią zamienić.
Moje preferencje co do ślubu nie różnią się z typowymi oczekiwaniami Panny Młodej. Zawsze marzyłam o pięknej sukni ślubnej i weselu niczym z bajki. Zawsze chciałam wszystko dopracować sama na ostatni guzik. 
Smak tortu, dekoracje, suknie dla druhen i wszelkie inne aranżacje bez których radość z urządzania wesela nie byłaby tak wielka.
Może to oklepane, a może jestem tylko jedną z wielu dziewczyn, które śnią o cudownej egzystencji.
Ale taka właśnie jestem. Myślę o życiu poważnie, więc żadne wesele w Vegas czy kameralna uroczystość nie wchodziłyby w grę.
Dlatego kiedy zobaczyłam, że Sophie nawet o tym nie wiedząc, widocznie podzielała moje zdanie na ten temat, poczułam się jakbym była częścią czegoś doskonałego.
Teraz przechadzając się po znanej Aspenowskiej ulicy Galena Street, zerkam na widoczne trasy narciarskie i zastanawiam się, która z nich będzie częścią naszej wycieczki.
-Strasznie dużo tych stoków - zwracam uwagę. 
Kiedy spaceruję tak z Nick’iem u boku, trzymając go za rękę czuję, jakby świat stał przed nami otworem. Jesteśmy tylko dziewięćset mil od Los Angeles, a ja mam wrażenie, że jestem tu całkowicie bezpieczna. Z daleka od szumu paparazzi i dwulicowych twarzy, których wolałabym raczej unikać.
Przez ten czas spędzony tutaj, czuję się jakbym była w domu i mam wrażenie, że osoba, z którą tu jestem, jest w stu procentach na swoim miejscu.
-W Aspen znajduje się prawie sto osiemdziesiąt tras narciarskich.
-Sto osiemdziesiąt? - powtarzam zdziwiona.
-Tak. I każda z nich ma różny stopień trudności. 
-Czyli jakie?
-Cóż, jest trasa łatwa, trasa średnio trudna, trudna i bardzo trudna.
Przełykam ślinę.
-Nie martw się. - chichocze i całuje mnie w czoło. - Nasza dwójka zajmie tę łatwą trasę.
-A reszta? 
-Jestem pewny, że raczej obiorą kierunek tej trudnej. Albo bardzo trudnej.
Wzdycham.
-Wiesz, może powinieneś z nimi jechać. Nie jestem pewna czy w ogóle nauczę się jeździć, a ty pewnie nie będziesz miał z tego ani żadnej przyjemności ani korzyści. - zatrzymuje mnie, i staje na przeciwko jakby zaraz miał mi przedstawić swój wywód. 
-Amerio Carter - zaczyna poważnie. - Gdybym chciał pojeździć z nimi, co robię średnio raz w miesiącu, to uwierz, nie zapraszałbym cię tutaj.
-Cóż… Techniczne rzecz biorąc, to Sophie mnie tu zaprosiła.
Śmieje się.
-A myślisz, że kto jej podsunął ten pomysł?
Zastanawiam się chwilę i nagle mnie olśniewa.
-Ale z ciebie cwaniak. - chichoczę. - Dlaczego sam mi tego nie zaproponowałeś? 
-Sądziłem, że to może za wcześnie i nie chciałem cię w jakikolwiek sposób odstraszyć ani robić czegoś zbyt szybko. 
-Oh, czyli standardowa reakcja obawy przed odrzuceniem przez osobę, która już miała okazję cię odrzucić…
-No cóż, pani psycholog, ująłbym to w mniej dotkliwy sposób ale…
-Okej, łapię. - uśmiecham się i muskam jego wargi. - I cieszę się, że finalnie jesteśmy tu razem.
Dźwięk mojego telefonu przerywa nam tę chwilę rozmyśleń.
-Caroline! - mówię do słuchawki. - Co słychać?
-A wiesz, w Los Angeles bez zmian. Siedzimy nad basenem, opalamy tyłki, czytamy prasę i o! Zapomniałam wspomnieć, że cały świat już wie, że jesteś w Kolorado z Nick’iem.
-Co? - mówię zaskoczona. 
-Niestety, ale jakaś parszywa gnida zrobiła wam zdjęcia jak przechadzacie się po uroczym Aspen. Wysyłam ci w wiadomości.
Odchylam na chwilę telefon i faktycznie widzę nasze wspólne zdjęcie. Zrobione, cóż… Może jakieś dziesięć minut temu do cholery?
Patrzymy na siebie z Nick’iem. 
Nie zmartwieni czy może przerażeni faktem, że wszyscy już o nas wiedzą, ale raczej wkurzeni tym, że ktoś był na tyle bezczelny, żeby przyłapać nas właśnie tutaj, właśnie teraz i dodatkowo tak szybko to rozpowszechnić.
-Gdzie teraz jesteś? - pyta blondynka.
-Wiesz, jakiś kilometr od miejsca, gdzie nas nakryli. Jak to możliwe, że działają tak szybko?
-Nie mam pojęcia. - wzdycha zmartwiona. - Postaram się porozmawiać z Margaret, żeby uciszyć tą sprawę, ale nie jestem w stanie zbyt dużo obiecać. Wiesz jak to działa. Wystarczy jedno zdjęcie, żeby przejęło cały internet.
-Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Dziękuję ci Care, zadzwonię do ciebie wieczorem, dobrze?
-Jasne, bawcie się dobrze! Kocham cię!
-Ja też cię kocham!


Rada od początkującego śmiertelnika zaczynającego jazdę na nartach?
Pierwsza: Kiedy siadasz na wyciąg krzesełkowy, rób to powoli, nie gwałtownie (tak jak ja). Inaczej przechylisz się do przodu tak mocno (tak jak ja), że jeśli nie będziesz miała tyle szczęścia i nie będzie miał cię kto złapać (tak jak mnie), to po prostu wyrżniesz głową o podłogę.
Druga: Jeśli masz lęk wysokości (tak jak ja) wjeżdżając na górę, nie zaczynaj sobie wmawiać, że zaraz zdarzy się jakieś nieszczęście gdzie siedzenia zaczną wpadać w przepaść lub co gorsza, wszystkie śruby które podtrzymują ten mechanizm zaczną się luzować i akurat TWOJA wizyta na wyciągu narciarskim przejdzie do historii nielicznych tragedii na stoku.
Trzecia: Kiedy już zaczniesz się uczyć jeździć, zaopatrz się wcześniej we wszelkie możliwe ochraniacze na każdą widoczną i niewidoczną część twojego ciała. Jeśli jest taka możliwość, zabierz ze sobą też ochraniacz na mózg. Po dłuższym czasie możesz czuć jego nieprzyjemne zamrażanie.
Krótko i na temat?
Nick jest świetny w jeździe na nartach i na snowboardzie. Jestem pewna, że dałby sobie radę nawet, jakby miał stanąć na drewnianej desce i zjechać w dół. Znając życie, zrobiłby to bez zastrzeżeń.
Znając jednak mnie, z przykrością i rozczarowaniem stwierdzam, że szkoda, iż nie myliłam się w przekonaniu, że jestem zdecydowanie do bani jeśli chodzi o sporty zimowe.
Próbowałam. Naprawdę się starałam, ale nic nie poradzę, że tego typu dyscypliny nie chcą się ze mną bliżej zakumplować.
Mam wrażenie, że boli mnie każda część mojego ciała. Począwszy od nadgarstków, przechodząc przez kolana, biodra, a kończąc na kości ogonowej. 
Kiedy dzisiaj spojrzę w lustro, śmiem mniemać, że na pewno przerazi mnie widok, który ujrzę.
Kładę się na śniegu, nie mając już siły kompletnie na nic.
-Nie mogę. Brak mi silnej woli. Jestem poddawaczem. 
-Czym jesteś? - Nick zerka na mnie z góry, z szerokim uśmiechem.
-Poddawaczem. Jestem na to zbyt leniwa i obolała. Powiedz, że dalej mnie lubisz.
Zaczyna się śmiać, a po chwili kładzie się obok mnie.
-Przynajmniej jesteś odpowiednio ubrana. Masz pojęcie ile ludzi ubiera jeansy na snowboard?
-Cóż. - wzdycham. -Może i szybko rezygnuję ale przynajmniej mam trochę oleju w głowie, co nie?
-Zdecydowanie.
Patrzę na niego.
-Jakim cudem się nie zniechęciłeś? 
-Cóż, pierwszy dzień na stoku jest bardzo trudny. Wiedziałem, że jeśli nie będę ciągle próbował i próbował i nie dorzucę przynajmniej minimalnych starań, to nigdy się nie nauczę.
-Miałam na myśli to, że nie zniechęciłeś się po dzisiejszym dniu. Wiem, że ta pseudo jazda ze mną była pewnie dla ciebie koszmarem. Nie miałeś ochoty po prostu mnie zostawić i śmignąć w dół, kiedy wywalałam się po raz setny?
Ściąga swoje gogle i patrzy na mnie tym samym ciepłym wzrokiem, którym patrzy na mnie zawsze, kiedy chce powiedzieć coś niezwykłego.
-Szansa spędzenia z tobą czasu nigdy nie była i nie będzie dla mnie koszmarem. Nawet gdybyś wywaliła się kolejne sto razy i tak bym nie odpuścił. Myślisz, że wolałbym patrzeć jak uczy cię jakiś obcy facet odbierając mi tę wyjątkową dla mnie możliwość?
Uśmiecham się.
-Czy to była szybka propozycja zostania twoją dziewczyną? Bo wiesz, jeszcze mnie o to nie pytałeś, więc… - robię rezerwową minę, czym wywołuje u niego śmiech.
Grunt to rozbawić drugą osobę.
-No nie wiem, może i była? Może zapytam wprost?
Zerkam na niego zaciskając wargi z rozbawienia.
-Zostaniesz moją dziewczyną?
-Hm, no nie wiem. Chcesz mnie nawet jeśli jestem do kitu w sporcie, który ty uwielbiasz? Pogodzisz się z myślą, że nie podzielimy ze sobą tej zimowe pasji? Dobrze się zastanów! - grożę mu palcem. - Ta decyzja może zmienić twoje życie.
-Chcę cię nawet jeśli jesteś do kitu w mojej pasji. Bo pod koniec dnia i tak wybrałbym ciebie ponad to. I ponad wszystko inne.
Podnoszę się i pochylam nad nim twarz.
Z każdym dniem pokazuje mi jak bardzo wspaniałym człowiekiem jest. I to jak mocno się stara i pragnie ofiarować mi szczęście. I to wszystko mu się udaje.
A ja w końcu zaczynam dostrzegać, że zasługuję na kogoś takiego jak on. I może on nawet zasługuje na kogoś takiego jak ja.
-W takim razie zostanę twoją dziewczyną.


VICTORIA

- A to Matt i Dalton - Joe przedstawia mi pozostałą dwójkę mężczyzn, a ja staram się jak najszybciej zacząć łączyć imiona z twarzami. Okazuje się to jednak zbyt skomplikowane, zważywszy na totalne podobieństwo między nimi, prawie takie same stroje i szybkość z jaką zaraz po poznaniu mnie, opuścili nasze towarzystwo.
- A więc to Ty jesteś Vicky. Słodka Vicky - Dalton, jeśli dobrze pamiętam spogląda na mnie z leniwym uśmiechem - Już wiem czemu Joe tak na Ciebie mówi.
Odwracam głowę, by zgromić Keery'ego wzrokiem, ale dochodzę do wniosku, że to w sumie całkiem słodkie. Nazywa mnie słodką Vicky. I zaczyna mi się to bardzo podobać.
- A ja rozumiem czemu Joe mówi na Ciebie Leniwy Dalton.
- Taki już jestem. W życiu leniwy ale na scenie wchodzi we mnie zwierzak. Sama się przekonasz - puszcza mi oczko. 
- To Dalton był pomysłodawcą nazwy zespołu - Joe wyjaśnia, a ja kiwam głową.
- Lubię waszą nazwę zespołu - uśmiecham się do Daltona. Chłopak odwzajemnia mój gest, takim samym leniwym uśmiechem jak chwile wcześniej. 
- Mam nadzieję, że spodoba Ci się nasza muzyka. Ja wymiatam, ale to zawsze Joe psuje nam występy.
Ciemnowłosy szturcha żartobliwie swojego przyjaciela. Kiedy kończą wspólne przekomarzanki, Joe sięga po moją dłoń i ściska ją lekko.
- Chodź, zarezerwowałem dla Ciebie idealne miejsce.
Ciągnie mnie w stronę stolików. Dzisiejszy koncert odbywa się w niedużym, ale klimatycznym barze w Sacramento. Do dzisiejszego wieczoru nie miałam pojęcia o tym, że wyląduje tutaj, na koncercie Post Animal. America wyjechała z Los Angeles i z braćmi Nick'a udali się do Aspen, gdzie będą zasuwać na snowboardzie, jeść przepyszne kolacje i popijać wyśmienite wina. 
Oczywiście zazdroszczę Ami tak aktywnego i pożytecznego spędzania czasu, ale za żadne skarby nie chciałabym być nigdzie indziej.
Joe już miał okazję widzieć moje występy. Ja jego nie. Więc nadszedł czas i na to.
- Proszę - Joe odsuwa mi krzesło. Siadam i proszę by jeszcze chwilę mi potowarzyszył.
- Cieszę się, że mogę tu z Tobą być - wyciągam szyję i całuję go delikatnie w usta. Odwzajemnia mój pocałunek, w międzyczasie przysuwając bliżej moje krzesło. Siedzę teraz pomiędzy jego udami, trzymając dłonie na jego kolanach.
- Jedna piosenka będzie tylko dla Ciebie - zakłada mi włosy za ucho. Błądzę wzrokiem po jego twarzy, nie dowierzając jakie szczęście mnie spotkało. 
Znów go całuję, tym razem namiętniej. Chcę to wszystko zapamiętać. To miejsce. Smak Joe'go. I to wszystko co mamy. Chłonę to, jakby zaraz miało rozpłynąć się w powietrzu.
- Skąd będę wiedzieć, że akurat ta jedna piosenka jest dla mnie?
- Ponieważ, widzę Twoją twarz w każdym moim śnie - odpowiada, a ja przepadam. 
Czasami czekamy na coś ważnego, na coś co zmieni nasze życie. Czasami są to małe rzeczy, czasami ogromne, a czasami w sumie nie wiemy co tak naprawdę nas zmienia.
Siedząc przy okrągłym, sfatygowanym stoliku, popijając zimne piwo i patrząc na chłopaka z gitarą zaczynam wiele rozumieć. Zaczynam czuć, że mój świat zaczyna kręcić się w odpowiednią stronę. I Joe, choć jest bardzo krótko w moim życiu stał się jednym z elementów oraz przyczyn, które sprawiają, że odnajduję siebie. Jest osobą, która pozwoliła mi wrócić na odpowiednie tory.
To chyba prawda - nigdy nie spotykamy nikogo bez przyczyny. A na pewno nie osoby, dzięki którym możemy znów być sobą.
- Hej - czuję szarpnięcie, więc spoglądam w górę. Czarnowłosa dziewczyna patrzy na mnie wielkimi oczyma i uśmiecha się przepraszająco - Czy mogę tu usiąść z przyjaciółmi?
Wskazuje palcem na dwóch chłopaków stojących za nią. Jeden niski, dość krępy, wyglądający na fana gier komputerowych i drugi wysoki, wysportowany z bujną, lokowaną czupryną. Wyglądają na nieszkodliwych, a ja jestem tu praktycznie sama, mam świetny widok na scenę i chęć poznania nowych osób, więc pozwalam im usiąść.
Koncert nadal trwa, niski chłopak znika, by po chwili wrócić z trzema szklankami wypełnionymi colą. Bądź colą z wkładką.
- Jesteśmy fanami - dziewczyna nachyla się do mnie i wskazuje na zespół - Jeździmy za nimi praktycznie wszędzie. 
- W moim przypadku to dopiero pierwszy koncert - odpowiadam. 
- To wiele traciłaś. Są świetni. A Dalton… - rozmarzona spogląda na basistę - Mogłabym mu oddać wszystko co mam. 
Chichoczę pod nosem, łapiąc wzrok Joe'go, który spogląda na moich towarzyszy. Szybko jednak znów skupia uwagę na graniu.
- Tak w ogóle to jestem Galicia - podaje mi dłoń, potem wskazuje na wyższego chłopaka - To Steph, a to Big Jay. Są braćmi i strasznie mało mówią. Potrafią nie rozmawiać ze mną przez cały tydzień, chociaż widzimy się codziennie na zajęciach. Ale spokojnie, ja nadrabiam za nich wszystkich.
- Ja jestem Victoria - odwzajemniam gest. Zaczynam lubić tą dziewczynę. 
- Victoria. Piękne imię. W języku łacińskim oznacza "zwycięstwo". A Ty wyglądasz na kogoś, kto lubi osiągać zwycięstwa. 
- To chyba komplement? - upewniam się, spoglądając na Galicię. Kiwa głową, przygryzając wargę. 
Galicia znów skupia swoją uwagę na koncercie. Ja również, do momentu kiedy moją głowę rozjaśnia genialna myśl. 
- Galicia? - nachylam się do czarnowłosej - Masz ochotę kogoś poznać?

Koncert dobiega końca, a piosenka zadedykowana dla mnie okazała się tą, którą Post Animal zamknął swój koncert. Nie mogłam długo trzymać mojej nowej koleżanki w niepewności i kiedy z głośników padło moje imię, a Joe i Dalton skupili na mnie swój wzrok, musiałam wyjaśnić kim dla mnie jest Keery.
Galicia najpierw pobladła, potem zrobiła się czerwona, by znów jej twarz zabłysła niebieskawym kolorem.
- Gdybym wiedziała, że siedzę przy jednym stoliku z dziewczyną Joe, zachowywałabym się bardziej odpowiednio - odparła, a ja wybucham śmiechem. 
Big Jay i Steph wstają od stolika. Grubszy wskazuje palcem na bar.
- Będziemy tam czekać na Ciebie - mówi, po czym odchodzą.
- To jak? Gotowa by poznać Twoich ulubieńców?
Nie sądziłam, że Gal prawie padnie mi jak długa, kiedy chłopacy zaczną się jej przedstawiać. Na szczęście jednak w porę opanowała emocje i zagadała większość zespołu. Widzę, że świetnie sobie radzi, więc bez wyrzutów sumienia zostawiam ją z zespołem. Bez namysłu ciągnę Joe za koszulkę i prowadzę za ciemną kotarę gdzie zostajemy sami.
- Dziękuję za piosenkę - wsuwam dłonie na kark Joe, skradając mu krótkiego całusa.
- I see it makes you happy, and I hate it to be true
But I know that I won't make it anywhere following you
Just say you'll be there...
I see your face in all my Dreas
But I guess I never understood exactly what it means.
Mój chłopak nuci pod nosem, a ja wtulam się w niego, dostając całe ciepło jakie w sobie ma. Nie rozumiem jednak uczucia chłodu, które dosięga moją skórę. 

W końcu to odpowiednie ramiona, w których chcę być, prawda? 

***

niedziela, 18 marca 2018

E9S3.Some things you can't go back to cause you let them slip away.



VICTORIA

Zaproszenie na występ w czasie pokazu Victoria's Secret nie zdarza się codziennie. Więc kiedy Margaret oznajmiła nam o takiej możliwości kilka miesięcy wcześniej, nie potrafiłyśmy odmówić.
I takim oto sposobem stoimy dziś przed wejściem do miejsca gdzie obędzie się pokaz. Głównym celem tego spotkania jest przede wszystkim przedstawienie i ujawnienie światu skrywanego sekretu związanego z głównym kompletem wieczoru. W tym roku nosi on nazwę Champagne Nights Fantasy Bra. I nie mogę zaprzeczyć - wygląda totalnie fantazyjnie. 
Długo nie mogę oderwać wzroku od niebiesko-złotych zdobień, które przypominają pnącza liści oraz gałązek. 
- Piękny - zachwycam się nad pięknem stanika. Jestem prawdziwą sroczką. Uwielbiam wszystko co błyszczące, kolorowe i mieniące się w słońcu. 
- Wiedziałyście, że najdroższy biustonosz jaki został wyprodukowany spod rąk projektantów VS był warty ponad 15 milionów dolarów? - Caroline spogląda na nas pytająco, a my wlepiamy w nią ciekawy wzrok - Najdroższą bieliznę nosiła Gisele Bundchen, zamykając pokaz w 2000 roku.
- Naprawdę? 15 milionów dolarów? - słyszałam w swoim życiu wiele rzeczy. Ale ta informacja dziwnie zwala mnie z nóg.
- Naprawdę. Wygooglowałam to wczoraj.
- Jednak najgłośniejszym echem odbił się zestaw bielizny, którą nosiła Candice Swanepoel. I nosił dumną nazwę "Royal Fantasy Bra". 
Caroline wyjmuje swojego IPhone i pokazuje nam zdjęcia. Zdecydowanie zestaw w którym pokazała się Candice, zasługuje na nazwę "royal".
- Widzę, jesteście tak samo zachwycone bielizną jak ja.
Odwracamy się w stronę głosu. Tuż za nami stoi metr osiemdziesiąt piękna samego w sobie. 
- Jestem Lais Ribeiro - podaje nam dłoń - W tym roku ja mam szczęście zamknąć pokaz.
- Nie kojarzę Twojej twarzy. To Twój pierwszy raz na pokazie? - Zoe spogląda na nią mrużąc oczy. Spodziewałam się jej spostrzegawczości. Razem z Caroline mają fioła na punkcie pokazów VS. Nawet ostatnio wspólnie oglądały niektóre z nich.
- W sumie to drugi. Przeszłam się na wybiegu dwa lata temu. Jednak zamykać pokaz i nosić biustonosz z prawdziwymi diamentami to dla mnie prawdziwy zaszczyt.
- To prawda, że właściciel potrzebował świeżej krwi? Candice, Alessandra czy Gisele to legendy, jeśli chodzi o pokazy VS. Jednak od dwóch lat pokazy zamykają mniej popularne modelki - Caroline oczekuje odpowiedzi. Lais uśmiecha się do niej pogodnie. Jednak zastanawia się chwilę nad odpowiedzią. 
- Cóż… to bardzo prawdopodobne. W sekrecie powiem wam, że w kuluarach chodzą plotki, że królowe wybiegów VS ustępują młodszym. Ile w tym prawdy, nie wiem - wzrusza ramionami - Jednak jest się z czego cieszyć. Nie jedna kobieta marzy, żeby włożyć coś takiego.
Spogląda na błyszczące elementy bielizny, a ja przyznaje jej rację. Widząc to wszystko z bliska, sama zapragnęłam włożyć na siebie to cudo.

Nie mogło obyć się bez kolejnej sesji zdjęciowej. Pozowałyśmy chyba z większością modelek, udzielałyśmy wywiadów i niewiele miałyśmy czasu na rozmowy ze znajomymi. Jednak gdzieś pomiędzy ekipą, paparazzi i gośćmi mignęła mi ruda głowa Ed'a.  
Ruszam za nim, by powiedzieć mu cześć. Zastaje go jednak pochłoniętego w rozmowie z Taylor Swift. Wywracam oczami, biorąc w płuca głęboki oddech. 
- Cześć - dotykam ramienia mężczyzny, by zwrócić na siebie uwagę. 
- Victoria! - przytula mnie do siebie mocno, chwaląc mój dzisiejszy wygląd. Dziękuję mu uprzejmie, po czym wymownie spoglądam na blondynkę. 
- Taylor.
- Victoria.
- Chciałabym powiedzieć, że miło Cię widzieć, ale musiałabym skłamać - uśmiecham się szeroko. Swift krzyżuje ręce na piersi. Jej ramiona są suche i kościste, a mnie aż ściska od tego widoku. 
- Czyli nic się nie zmieniło? - Ed unosi brwi. Kiwam przecząco głową.
- Ja starałam się być miła dla Victorii. Ona jednak nigdy tego nie doceniła.
Czasami zastanawiam się jak głupia muszę być, że zawsze z nią zadzieram. Już dawno powinnam nauczyć się jednego - z głupszym od siebie nie wygrasz. A ja tym razem mam zamiar być mądrzejsza. 
Uśmiecham się najmilej jak mogę. Nie wiem ile w tym wszystkim będzie prawdziwej mnie, a ile aktorstwa, ale staram się zachować naturalnie i swobodnie.
- Wiesz co? Macie rację. To wszystko jest takie dziecinne - wzdycham. Ed patrzy na mnie zdziwiony. 
- Chcesz powiedzieć, że to co jest między wami, jest zdecydowanie poniżej dziecinady - Ed poprawia moje słowa. Trudno. Może ma rację.
- Masz rację - wypowiadam moje myśli na głos. Niebieskie oczy Taylor patrzą na mnie podejrzliwie. Ciekawe czy kupi moją udawaną skruchę.
- Do czego dąży ta rozmowa? - słowa wypadają z jej ust, a we mnie zaczyna się gotować. Cóż. Chciałam dobrze.
- W takim razie - przechylam głowę, patrząc nią wrogo - Do niczego.
Odwracam się na pięcie i bez słowa pożegnania odchodzę. Nie zostaję jednak długo, bo zaraz dogania mnie Ed, który łapie mój nadgarstek i odwraca do siebie. Nie potrafię powiedzieć czy jest rozdrażniony czy wkurzony. Mam tylko cichą nadzieję, że nie na mnie.
- Wiesz jak trudno przyjaźnić się z dwoma wrogami? - rozglądam się wokół siebie, by uniknąć niepotrzebnych świadków. Dochodzę do wniosku, że nie możemy tu spokojnie porozmawiać, więc delikatnie ciągnę go w kierunku odludnego miejsca gdzieś pomiędzy tylnym wyjściem, a toaletami.
- Przepraszam.
- Za co? 
- Za to, że jestem dziecinna - unoszę wzrok. Rudowłosy patrzy na mnie przez chwilę, by potem przyciągnąć mnie do siebie i mocno uściskać.
- Jesteś dziecinna, ale chyba każdy z nas ma trochę z dziecka, prawda?
- Tak, wiem… ale przy niej nigdy nie umiem zachować się normalnie. Jej obecność doprowadza mnie do szału.
- Rozumiem… może następnym razem po prostu omijaj ją szerokim łukiem? - Ed ściska moje ramiona.
- Jasne - uśmiecham się tworząc z ust wąską linię - Co tam u Ciebie, tak w ogóle?
- Wszystko po staremu. Zamieszkaliśmy z Niną i ostatnio widziałem się z Niall'em.
Na sam dźwięk imienia Horana, serce ściska mi się mimowolnie. Ostatnie spotkanie z nim i Zoey okazało się tak niezręczne, że to dziwne uczucie towarzyszyło mi bardzo długo. Miałam wrażenie, jakby przyczepiło się do mnie i nie miało zamiaru mnie opuścić. 
Uświadomiłam sobie właśnie jedną rzecz. To uczucie to nie niezręczność. To zazdrość.
- I?
- Wydaje się naprawdę szczęśliwy z Zoey.
- Cudownie - komentuje, nerwowo przygryzając wargę.
- Coś się wydarzyło? - pyta, a ja nie od razu odpowiadam. Bo z jednej strony z Niall'em to definitywny koniec. W końcu wyczyściliśmy atmosferę na parapetówce, a do tego spotykam się z Joe. To wszystko jest jasne, ale mam wrażenie, że nie tak do końca. Tylko cholera, nie do końca wiem o co tak naprawdę chodzi.
- Nie, wszystko jest okej. 
- Vick? Ed? - Ami przerywa naszą rozmowę. Wita się z Sheeran’em, a potem spogląda na mnie - Przepraszam, że wam przerywam, ale musimy iść i przygotować się do występu. Dziewczyny za kulisami już na nas czekają. 



Wychodzimy na wybieg ubrane od góry do dołu w czerń. W czerń, satynę i koronkę. Nasze dzisiejsze sceniczne stroje zdecydowanie należą do seksownych, nie odważnych i bardzo mi się to podoba.
Słyszymy muzykę w małych słuchawkach. Zaczynamy nasze show.

[Caroline]
Ladies all across the world/Dziewczyny z całego świata.
Listen up/Posłuchajcie!
We're looking for recruits/Szukamy rekrutów.
If you're with me/Jeśli jesteście ze mną.
Let me see your hands/Chcę zobaczyć wasze ręce.
Stand up and salute/Wstań i zasalutuj.
Get your killer heels/Załóż swoje zabójcze szpilki.
Sneakers, pumps/Tenisówki, platformy*.
Or lace up your boots/Albo zasznuruj swoje buty.
Representin' all the women/Reprezentujemy wszystkie kobiety.
Salute/Salutuj.
Salute/Salutuj.

[America]
Ladies all across the world/Dziewczyny z całego świata.
Listen up/Posłuchajcie!
We're looking for recruits/Szukamy rekrutów.
If you're with me/Jeśli jesteście ze mną.
Let me see your hands/Chcę zobaczyć wasze ręce.
Stand up and salute/Wstań i zasalutuj.
Get your killer heels/Załóż swoje zabójcze szpilki.
Sneakers, pumps/Tenisówki, platformy*.
Or lace up your boots/Albo zasznuruj swoje buty.
Representin' all the women/Reprezentujemy wszystkie kobiety.
Salute/Salutuj.
Salute/Salutuj.

[All]
It's who we are/Oto, kim jesteśmy.
We don't need no/My nie potrzebujemy.
Camouflage/Kamuflażu.
It's the female federal/Po prostu damski wojenny okrzyk.
And we're taking off/I startujemy.

[America]
If you with me/Jeśli jesteście ze mną,
Woman/Kobiety
Let me hear you say/Pozwólcie mi usłyszeć, jak mówicie:
Ladies all across the world/Dziewczyny z całego świata.
Listen up/Posłuchajcie!
We're looking for recruits/Szukamy rekrutów.
If you're with me/Jeśli jesteście ze mną.
Let me see your hands/Chcę zobaczyć wasze ręce.
Stand up and salute/Wstań i zasalutuj.
Get your killer heels/Załóż swoje zabójcze szpilki.
Sneakers, pumps/Tenisówki, platformy*.
Or lace up your boots/Albo zasznuruj swoje buty.
Representin' all the women/Reprezentujemy wszystkie kobiety.
Salute/Salutuj.
Salute/Salutuj.

Attention! Salute/Uwaga! Salutuj.
Attention! Salute/Uwaga! Salutuj.
Attention!/Uwaga!
Representing all the women/Reprezentujemy wszystkie kobiety
Salute/Salutuj
Salute/Salutuj

[Victoria]
Sisters, we are everywhere/Siostry, jesteśmy wszędzie.
Warriors, your country needs/Wojowniczki, wasz kraj potrzebuje
You/Was
If you're ready, ladies/Jeśli jesteście gotowe,
Better keep steady/Lepiej pozostańcie w gotowości, 
Ready, aim/Gotowe, cel,
Shoot/Strzał. 

Don't need ammunition/Nie potrzebujemy amunicji
On a mission/Na misji.
And we'll hit you with the truth/Teraz uderzymy cię prawdą.

Divas/Diwy.
Queens/Królowe.
We don't need no man/
Nie potrzebujemy żadnego mężczyzny.
Salute/Salutuj.

[Zoe]
Sisters, we are everywhere/Siostry, jesteśmy wszędzie.
Warriors, your country needs/Wojowniczki, wasz kraj was potrzebuje.
If you're ready, ladies/Jeśli jesteście gotowe, dziewczyny.
Better keep steady/Lepiej pozostańcie czujne. 
Ready, aim/Gotowe, cel...
Shoot/Strzał! 

[All
Don't need ammunition/Nie potrzebujemy amunicji
On a mission/Na misji.
And we'll hit you with the truth/Teraz uderzymy cię prawdą.

[Caroline]
It's who we are/Oto, kim jesteśmy.
We don't need no/My nie potrzebujemy.
Camouflage/Kamuflażu.
It's the female federal/Po prostu damski wojenny okrzyk.
And we're taking off/I startujemy.

[America]
If you with me/Jeśli jesteście ze mną,
Woman/Kobiety
Let me hear you say/Pozwólcie mi usłyszeć, jak mówicie:
Ladies all across the world/Dziewczyny z całego świata.
Listen up/Posłuchajcie!
We're looking for recruits/Szukamy rekrutów.
If you're with me/Jeśli jesteście ze mną.
Let me see your hands/Chcę zobaczyć wasze ręce.
Stand up and salute/Wstań i zasalutuj.
Get your killer heels/Załóż swoje zabójcze szpilki.
Sneakers, pumps/Tenisówki, platformy*.
Or lace up your boots/Albo zasznuruj swoje buty.
Representin' all the women/Reprezentujemy wszystkie kobiety.
Salute/Salutuj.
Salute/Salutuj.

Attention! Salute/Uwaga! Salutuj.
Attention! Salute/Uwaga! Salutuj.
Attention!/Uwaga!
Representing all the women/Reprezentujemy wszystkie kobiety
Salute/Salutuj
Salute/Salutuj

[Caroline]
You think we're just pretty things/Myślisz, że jesteśmy tylko ładnymi buźkami
You couldn't be more wrong/Nie możesz się bardziej mylić.
We're standing strong/Pozostajemy silne.
We carry on/Robimy swoje.
Not guessing guys but/Nie zgadniecie chłopcy, ale...
We keep moving on/Cały czas posuwamy się do przodu.
Can't stop a hurricane/Nie można powstrzymać huraganu.
Ladies it's time to awake YEAH/Dziewczyny, czas się obudzić, yeah.

Attention!/Uwaga!
(Ladies…)/(Dziewczyny...)
Attention!/Uwaga!
(Individuals, Originals)/(Indywidualne. Oryginalne.)

Let me hear you say/Pozwólcie mi usłyszeć, jak mówicie:
Ladies all across the world/Dziewczyny z całego świata.
Listen up/Posłuchajcie!
We're looking for recruits/Szukamy rekrutów.
If you're with me/Jeśli jesteście ze mną.
Let me see your hands/Chcę zobaczyć wasze ręce.
Stand up and salute/Wstań i zasalutuj.
Get your killer heels/Załóż swoje zabójcze szpilki.
Sneakers, pumps/Tenisówki, platformy*.
Or lace up your boots/Albo zasznuruj swoje buty.
Representin' all the women/Reprezentujemy wszystkie kobiety.
Salute/Salutuj.
Salute/Salutuj.

(Ladies, the time have come)/(Dziewczyny, czas nadszedł)
(The war has begun)/(Wojna się rozpoczęła)
(Let us stand together)/(Więc stańmy razem)
(And remember...)/(I pamiętajcie...)
(Men fight great, but woman are greater fighters)/(Mężczyźni walczą wspaniale, ale kobiety są bardziej waleczne.)

Representing all the women/Reprezentujemy wszystkie kobiety
Salute/Salutuj.
Salute/Salutuj.

AMERICA

Po tym jak żegnamy się z publicznością i schodzimy ze sceny, dosłownie wpadam za kulisami na Harry’ego. 
Ma na sobie jasny szary garnitur oraz miętową koszulę. Wygląda naprawdę dobrze i pomimo naszych aktualnych relacji nie mogę skłamać na ten temat.
Kiedy mnie dostrzega widzę jak przełyka ślinę i pali mnie wzrokiem. Stoimy tak kilka sekund patrząc na siebie do momentu aż odchrząkuję. 
-Cześć. - kiwam głową obojętnie. Nie chcę mu pokazać, że to spotkanie wywołuje u mnie jakiekolwiek emocje.
Choć wywołuje.
Sprawy się zmieniły i teraz jestem na zupełnie innym etapie swojego życia ale ta sytuacja wciąż jest dość świeża więc to logiczne, że jego obecność w jakiś sposób na mnie działa.
Kochałam go bardzo długo i nie potrafię ot tak wyrzucić z pamięci wszystkich tych rzeczy jakie nas łączyły i chwil, które przeżyliśmy. 
-Cześć. - odpowiada, uśmiechając się lekko. 
Stoimy znowu chwilę w ciszy bo chyba żadne z nas nie jest w stanie wymyślić jednego, sensownego tematu do rozmowy.
Nie po tym co się działo.
-Dobrze wyglądasz. - zagaduje po chwili.
-Dziękuję. - odpowiadam. - Ty również.
-I świetny występ.
-Tak. - kiwam znów głową. Jeśli tak dalej pójdzie nabawię się skręcenia karku. - A co u ciebie słychać? Udało ci się skończyć film? - pytam bo to jedyne co wpada mi do głowy.
-Tak. - znów częstuje mnie uśmiechem. -Wszystko jest już dopracowane. Moja płyta też jest już gotowa. 
-Świetnie. - odpowiadam szczerze bo wbrew pozorom cieszę się, że sprawy dotyczące jego kariery układają się po jego myśli. - Czeka się w takim razie ekscytujący rok. 
Zerka na mnie marszcząc czoło. Widzę w jego oczach swego rodzaju utrapienie. Jakby udrękę, że to co mieliśmy już dawno przeminęło.
Że mimo, że ten rok może być dla niego wspaniały to jednak nie spędzimy go razem.
Bo ja już nie będę kroczyć z nim przez życie.
W zasadzie nigdy tak naprawdę tego nie robiłam.
Nasze drogi często się ze sobą krzyżowały. Szliśmy łeb w łeb do jakiegoś jednego, wymyślonego przez nas celu, ale nigdy nie szliśmy razem. To nie była nasza wspólna droga. 
Mówią, że czas leczy rany, ale to nie oznacza, że znika przyczyna smutku. A u mnie rana jest codziennie świeża i gdy go widzę, czuję jakby ktoś na nowo wbijał mi w nią ostre szkło. Bo prawdą jest, że zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca on ze zdwojoną siłą…
-Minuta! - słyszymy głos operatora, który kieruje swoje słowa do Harry’ego.
-Posłuchaj tej piosenki. Jest o tobie. - odzywa się. - Każda jest o tobie…


Open up your eyes / Otwórz swoje oczy
Shut your mouth and see / Zamknij usta i zobacz
That I'm still the only one who's been in love with me / Że nadal jestem jedynym który był we mnie zakochany
I'm just happy getting you stuck in between my teeth / Cieszę się, że będę Cię miał utkwioną między zębami
And there's nothing I can do about it / I nic na to nie poradzę

Broke a finger knocking on your bedroom door / Złamałem palec pukając do drzwi Twojej sypialni
I got splinters in my knuckles crawling 'cross the floor / Zdarłem sobie kostki, czołgając się po podłodze
Couldn't take you home to mother in a skirt that short / Nie mogłem zabrać cię do domu do matki, gdy miałaś na sobie tak krótką spódniczkę
But I think that's what I like about it / Ale myślę że to najbardziej mi się podobało

She's an angel / Ona jest aniołem
Only angel / Jedynym aniołem
She’s an angel / Ona jest aniołem
My only angel / Moim jednym aniołem

I must admit I thought I'd like to make you mine / Muszę przyznać - myślałem, że będę chciał uczynić cię tylko moją
As I went about my business through the warning signs / Gdy mijałem znaki ostrzegawcze, zmierzając w kierunku swoich spraw
End up meeting in the hallway every single time / Za każdym razem kończyło się to spotkaniem na korytarzu 
And there's nothing we can do about it / I nic na to nie poradzimy

Told it to her brother and she told it to me / Powiedziałem to jej bratu, a ona powiedziała to mnie
That she's gonna be angel, just you wait and see / Że ma zamiar być aniołem, poczekaj aż zobaczysz
When it turns out she's a devil in between the sheets / Gdy okaże się, że zamieni się w diabła w pościeli
And there's nothing she can do about it / I ona nic na to nie poradzi

She's an angel / Ona jest aniołem
Only angel / Jedynym aniołem
She’s an angel / Ona jest aniołem
My only angel / Moim jednym aniołem
She's an angel / Ona jest aniołem
Only angel / Jedynym aniołem
She’s an angel / Ona jest aniołem
My only angel / Moim jednym aniołem

Wanna die, Wanna die, Wanna die tonight / Chcę umrzeć, chcę umrzeć, chcę umrzeć tej nocy
Wanna die, Wanna die, Wanna die tonight / Chcę umrzeć, chcę umrzeć, chcę umrzeć tej nocy

She's an angel / Ona jest aniołem
Only angel / Jedynym aniołem
She’s an angel / Ona jest aniołem
My only angel / Moim jednym aniołem
She's an angel / Ona jest aniołem
Only angel / Jedynym aniołem
She’s an angel / Ona jest aniołem
My only angel / Moim jednym aniołem



To chyba pierwszy raz, gdy impreza After Party jest dla mnie męcząco. Naprawdę MĘCZĄCA. 
Kiedy widzę tak wiele znajomych osób, z którymi tak naprawdę nie chciałabym mieć bliżej do czynienia, na samą myśl mnie mdli.
Dostrzegam jak Harry rozmawia z Taylor. Chyba znowu są przyjaciółmi.
Jestem zdziwiona, że nie czuję złości na ten widok.
Szczerze powiedziawszy nie czuję nic.
-Wiesz co jest dla mnie dziwne? - Caroline podchodzi do mnie i Victorii, podając nam drinki. Zoe znów się gdzieś zgubiła i w prawdziwe powiedziawszy jest to już dla nas standard.
-No?
-On jest dla mnie dziwny. I jego zachowanie. - blondynka mruży oczy, zerkając w kierunku Harry’ego jakby zastanawiała się jak rozwikłać największą zagadkę świata.
-To nie jesteś jedyna. - wzdycham.
-Ja nie wiem co chciał tą piosenką ci przekazać? - Caroline wciąż jest zdezorientowana, choć ja mam trochę inne odczucia.
-Ja też nie wiem. - dopowiada Victoria. - Przedstawił cię jako nie wiem. Jakąś brudną dziewczynkę. Przecież ty zawsze byłaś taka niewinna, prawda? - zerka na mnie w celu potwierdzenia.
Cóż, kiedy przypominam sobie nasze wspólne chwilę muszę przyznać, że nie zawsze byłam tak niewinna.
Pamiętam kiedy raz po imprezie na którą przyszłam z Vicky, pojechałam z nim do jego domu, bezczelnie się przed nim rozebrałam i byłam strasznie napalona. 
Zachowywałam się wtedy jak inna osoba. Nie wiem czy to przez to, że tak długo nie miałam go w sobie czy owładnął mną wtedy jakiś diabeł. 
Przyznaję, że nie żałuję tego co się stało bo przeżyliśmy naprawdę świetny, beztroski seks ale wiele się od tego czasu zmieniło.
Nie jestem już tą dziewczyną, o której śpiewa w piosence.
-No, może nie zawsze. - odpowiadam szczerze.
-Czyli trochę jest w tym prawdy? - pyta znów Vick.
-Odrobina. - stwierdzam.
-No dobra, ale o co chodziło z tą pierwszą zwrotką? Coś o pukaniu do twojej sypialni, coś o zdarciu kostek? - odzywa się Care. 
Jestem zdziwiona, że tak doskonale pamięta tekst tej piosenki.
Ja mam wrażenie, że już dawno go zapomniałam.
-Zrobił z siebie jakąś ofiarę, a wszyscy powszechnie wiemy, że nigdy się o ciebie zanadto nie starał tylko ty musiałaś za każdym razem się o niego ubiegać. 
-Racja! - zgadza się z nią Santangel. -Może jak usłyszy twoją piosenkę, którą napisałaś z jego perspektywy to otworzą mu się oczy i zobaczy kto tak naprawdę wszystko spierdolił.
-Powiedział, że każda piosenka z jego płyty jest o mnie. - dopowiadam.
Jego słowa naprawdę sprawiły, że zaczęłam się nad tym głęboko zastanawiać. Co go tym kierowało? Kiedy je wszystkie napisał?
Kiedy jeszcze byliśmy ze sobą? A może wtedy kiedy spotykałam się z Tyler’em? Albo już później, gdy oboje wiedzieliśmy, że nasza historia dobiegła końca?
-No to może być jeszcze zabawnie. - odzywa się Turner, ale przerywa jej męski głos.
-Witajcie.
-Harry. - Vick kiwa głową w jego stronę.
-Caroline, Victoria… - uśmiecha się w ich kierunku.
To wszystko jest tak bardzo sztywne i oficjalne, że aż się dziwnie z tym czuję.
-Em, musimy lecieć. - informuje nas niebieskooka. - Zapomniałyśmy, że… Musimy być teraz gdzieś indziej. - uśmiecha się, łapie za ramię Vick, która potwierdza jej słowa i odchodzą tak szybko jak się da.
Czy ktoś dał już Caroline medal za najlepsze wymówki ever?
Tak myślałam, że nie.
Bo kompletnie na niego nie zasługuje.
-Dziwnie się zachowują. - Harry śmieje się, zaczynając ze mną zupełnie naturalną rozmowę.
Okej, co za nami to za nami, ale już sama nie wiem co on myśli. 
Najpierw przez niego nasz związek się rozpada. 
Później udaje, że nic się nie stało i traktuje mnie jak dobrą przyjaciółkę, a następnie prosi, abym posłuchała piosenki, którą o mnie napisał.
To wszystko jest ze sobą totalnie sprzeczne.
-Może po prostu przyzwyczaiły się do twojej nieobecności. - komentuję zgodnie z prawdą.
-Masz ochotę się przejść? - patrzy na mnie z nadzieją. 
Waham się przez chwilę.
-Obiecuję, że nie zrobię nic czego byś nie chciała.
Kiwam głową i odpowiadam po chwili namysłu.
-Dobrze.


Ogród, który znajduje się pod budynkiem jest przepiękny i chyba mało osób wie o jego istnieniu. Wszyscy skupiają się razem na szampańskiej zabawie i wchodzeniu w tyłek lepszym od siebie.
Przechadzając się asfaltową ścieżką czuję zapach roślinności, która otacza mnie z każdej strony. To miejsce jest magiczne, a jego piękno kompletnie mnie zachwyca.
-Więc… - biorę oddech. - Chciałeś o czymś porozmawiać?
-O nas. - patrzy na mnie. - Chciałem porozmawiać o nas.
Wzdycham.
-Dobrze wiesz, że NAS już nie ma.
-Wiem, że zrobiłem wiele błędów, których zapewne już nie naprawię ale to nie zmienia faktu, że wciąż cię kocham. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo. 
Przystaje na przeciwko mnie, mając chyba nadzieje, że się ugnę.
Jego słowa są dla mnie ważne i wiem, że mówi prawdę bo ja też go kocham. I zawsze będę. Był ogromną falą, która zostawiła w moim życiu wiele śladów i po kres moich dni będę czuła ciężar jego miłości.
-To nic nie zmienia. - mówię ze smutkiem.
-Nie pamiętasz już tego co nas łączyło? Tego, że kiedyś byliśmy tylko dla siebie?
-Pamiętam. - szepcę. - Oczywiście, że pamiętam. Wszystkie te momenty, kiedy nie potrzebowaliśmy słów… Pamiętam jak nosiłeś mnie na rękach, obiecując naszą przyszłość. Pamiętam każdy szczegół twoich dłoni i słodkość twojego uśmiechu. 
Kąciki moich ust podnoszą się na samo wspomnienie.
-Pamiętam, gdy budziłam się obok ciebie nad ranem i jaka byłam wtedy szczęśliwa mając tę możliwość. Pamiętam wszystko. Choć nie do końca bym chciała.
Zerka na mnie z przykrością.
-Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo mnie zraniłeś. I za każdym razem gdy cię widzę to uczucie cierpienia nie ustaje. 
Mówiąc to czuję, jak moje oczy zaczynają się delikatnie szklić.
-Cierpię tak mocno, że nie mogę oddychać.
-Nie chcę cię tracić. Bez ciebie wciąż żyję, ale to wszystko co jestem w stanie robić…
-Jestem teraz z kimś innym. - odpowiadam choć wiem, że tymi słowami wbijam mu nóż w plecy.
Ale to jego zasługa.
-Proszę cię… - podchodzi bliżej mnie. 
Chwyta za moje policzki i styka swój nos o mój. Znów czuję jego oddech na moich ustach i zapach perfum, które tak kiedyś lubiłam.
-Nie mogę. To nie w porządku. - kręcę głową.
On chwyta moją dłoń przywierając ją do swojego serca.
-Czy to jest nie w porządku? - pyta mnie, a uczucie szybkości jego serca przekonuje mnie, że wszystko co dziś mówił jest prawdą.
-Czasem warto posłuchać rozumu niż serca.
-Nie… - odpowiada.
-Moje serce jak do tej pory ciągle ze mnie drwiło. A raczej robiły to osoby, którym to serce oddałam.
-Nigdy nie chciałem, żebyś przeze mnie cierpiała.
-Ale tak właśnie było. - mówię, oddalając się od niego. - Nie mogę poświęcić dla ciebie czegoś co w końcu sprawia, że jestem szczęśliwa. Nie mogę znowu poświęcić wszystkiego dla ciebie.
-Czasami, żeby ocalić jakiś związek, musisz go najpierw poświęcić…
Prycham.
-Jaki związek musiałeś kiedyś poświęcić?
-Nas. Musiałem poświęcić nas.
Łza spływa po moim policzku.
Widzę taką samą reakcję na jego twarzy.
Widziałam może trzy razy w życiu gdy płakał.
Pierwszy raz na pogrzebie Dean’a.
Drugi raz kiedy nas związek dobiegł końca.
I trzeci - teraz.
Kiedy to już wszystko kończy się definitywnie. Bez odwrotu.
-It can’t be true that I’m loosing you…
Dzisiaj nauczyłam się dwóch rzeczy.
1. Powstrzymanie serca od wybaczenia komuś, kogo kochasz, jest tak naprawdę o wiele trudniejsze niż samo wybaczenie.
2. Myślałam, że jestem silniejsza niż słowa. Ale finalnie odkryłam, że pożegnanie się z nim było najtrudniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek musiałam zrobić. 

-Zawsze będę cię kochał. I zawsze będę na ciebie czekał. Nawet wtedy, gdy już nie powinienem. 

***