VICTORIA
Docieram na Heathrow o dziewiątej trzydzieści pięć. Do odlotu samolotu zostały mi może dwa kwadranse. Sprawdzam szybko bilet. Mylę się o dodatkowe pięć minut. Biorę głęboki oddech, rozglądając się wokół siebie. Zauważam dwie nastolatki ukrywające się za swoimi smartfonami. Wiem, że robią mi zdjęcia, zachwycone moją obecnością. Staram się o nich nie myśleć. Choć moje zachowanie wskazuje na to, że wszystko w moim życiu układa się jak powinno, wcale tak nie jest.
Wczorajszego wieczoru zanurzyłam się głęboko w wodę, by na jego koniec wynurzyć się i złapać cholerny oddech. Odtwarzam w pamięci wczorajsze wydarzenia. Moje ciało zalewa fala smutku, pomieszana z rozczarowaniem i podnieceniem.
Spoglądam na tablicę odlotów i przylotów. Na płycie lotniska właśnie ląduje samolot z Grecji. Do lotu przygotowuje się wielki ptak lecący do Kanady. Ludzie wlewają się do pomieszczenia, inni opuszczają je. Ja będąc w tej drugiej grupie udaję się z moją walizką na taśmę, a torbę podręczną zabieram ze sobą do odprawy. Przemiła pani odbiera mój bilet. Również się do niej uśmiecham.
- Dzień dobry, Pani Victorio - oddaje mój bilet - Życzymy przyjemnej podróży. Mam nadzieję, że w Manchesterze zastanie Panią lepsza pogoda.
Automatycznie spoglądam w górę, by przyjrzeć się szarym chmurom wiszącym na niebie. Na zewnątrz jest chłodno i zbiera się na deszcz. Nie może być inaczej. Jesteśmy w Anglii. Mamy jesień. Choć to moja ulubiona pora roku i zawsze z ekscytacją do niej podchodzę, dziś czuję się wobec niej obojętna.
- Dziękuję. Tobie również miłego dnia - spoglądam na jej pracowniczą plakietkę. Na jej złotym tle wygrawerowane jest imię brunetki, dużymi, wyraźnymi literami - Maggie.
Odpowiada uśmiechem. Udaję się do samolotu. Siadając w fotelu, oddycham głęboko. Ta godzina będzie tylko dla mnie. Tylko i wyłącznie.
Kilka godzin wcześniej…
Rozpinam w pośpiechu guziki koszuli Shawna, jakby ta czynność miała mnie uratować przed utonięciem. Niecierpliwię się, więc ostatni guzik spada na podłogę z impetem kiedy rozdzieram poły jego górnej części garderoby. Obejmuję jego policzki, całując go zachłannie. Czuję ciepłe ręce błądzące po moich plecach, niecierpliwie szukające jej dołu. Jednym ruchem ściąga ze mnie jedwabną koszulkę.
Odsuwa się ode mnie. Stoimy nie dotykając się, a ja mnie już zaczyna tego brakować. Lustruje mnie wzrokiem, dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na moich piersiach.
- Jezu, Victoria - mówi, a jego głos wypełniony jest pożądaniem. Na ten dźwięk moje ciało reaguje szybko i boleśnie.
- Jezu, Shawn - nie spuszczam wzroku z jego oczu. Sięgam rękami do tyłu, po czym jednym sprawnym ruchem odpinam zapięcie mojego czarnego, koronkowego biustonosza. Uwalniam moje piersi. Stanik ląduje na ziemi, gdzieś koło naszych ubrań.
- Jezu, Victoria - powtarza, robi jeden sprawny krok i jest tuż przede mną. Znów wpija się w moje wargi, a jego język prowadzi równą walkę z moim. Jestem nakręcona, podniecona i czuję, że jeśli zaraz nie przejdziemy do konkretów to wybuchnę.
Odrywa się od moich ust, schodzi pocałunkami do szyi, obojczyka i coraz szybciej do odsłoniętego biustu. Lewą ręką ujmuje moją prawą pierś, a sutek drugiej ssie i przygryza. Z moich ust wymyka się niekontrolowany jęk. Po chwili nie czuję już jego ust na moich piersiach, tylko na brzuchu, powoli schodzi pocałunkami do mojego pępka i czubkiem języka obrysowuje jego kontur. Dłonie Shawna spoczywają na moich biodrach. Ja trzymam swoje palce zanurzone w jego włosach.
Zwinnym ruchem pozbywa się mojej spódnicy, potem butów, a ja jak zaczarowana stoję i poddaję się jego poczynaniom. W końcu zdejmuje moje rajstopy. Jestem totalnie bezbronna. Czuję, że to on mnie prowadzi. Totalnie mi to odpowiada. Chcę być bezbronna w jego ramionach. Chcę się temu poddać.
Sięgam do paska jego spodni, odpinam go. Potem to samo robię ze spodniami. Cały czas patrzę mu w oczy. W kącikach jego ust czai się chytry uśmieszek. Odpowiadam na niego, palcem wskazującym wodząc po mięśniach jego brzucha. Jest gładki, twardy i chciałabym o polizać.
Shawn sam zdejmuje spodnie, więc oboje stoimy teraz w majtkach, ja koronkowych, pasujących do mojego stanika, on czarnych bokserkach od Calvina Klein'a. Nie mogę nie zwrócić uwagi, na jego męskość. Już wiem, że nie będę miała do czynienia z czymś małym.
Odwracam się na pięcie i poruszając ponętnie tyłkiem idę w stronę łóżka. W międzyczasie zsuwam z siebie ostatnią już część garderoby. Ostatecznie stoję naga, odwrócona tyłem do Mendesa, czekając na jego ruch. Nie muszę długo czekać, bo łapie mnie za ramiona i odwraca w swoją stronę. Chyba zbyt długo nie czułam na sobie jego dłoni. Przez sekundkę się za nimi stęskniłam.
Znów czuję jego usta na moich, ciepłe palce wędrują po mojej szyi, ramionach, by znaleźć się w moich włosach. Brunet robi krok do przodu, zmuszając mnie, bym położyła się na łóżku. Ciągle złączeni w pocałunku, połączeni ciałami, rozpalani wędrującymi po ciele dłońmi. Zmusza mnie bym rozłożyła nogi. Jego ciało jest pomiędzy nimi, a teraz również i ręka. Kiedy dotyka mojej kobiecości, jęczę mu w usta. Zatacza kółka na mojej łechtaczce, a potem wsuwa we mnie dwa palce.
- Cudownie, że jesteś na mnie gotowa - szepce, kiedy rytmicznie wsuwa i wysuwa swoje palce. Wiję się pod nim. Wypowiadam jego imię zniecierpliwiona.
Zajęta moją przyjemnością i rozpalona do czerwoności, czuję rozczarowanie kiedy odsuwa się ode mnie by zsunąć swoje bokserki. Spoglądam na niego spod pół przymkniętych powiek. Jest tak cholernie seksowny. Słyszę, że rozrywa opakowanie prezerwatyw, po czym wkłada jedną na swojego penisa. Teraz patrzę na niego w całej okazałości, będąc pod wrażeniem jego rozmiarów. Nie pomyliłam się w swoim osądzie. Wraca do mnie, nachylając się powoli, gra ze mną. Nie na zwłokę. Chce żebym znów była zniecierpliwiona.
Obie ręce ma oparte tuż obok mojej głowy. Całuje mnie w usta, to tylko krótkie cmoknięcie, wręcz niewyczuwalne muśnięcie, ale kiedy wchodzi we mnie, niepostrzeżenie i niespodziewanie wypełnia mnie całą. Momentalnie łapiemy wspólny rytm, jęczę zachwycona tym co się dzieje. Mówi moje imię wprost do mojego ucha. Nie wiem, czy Victoria z jakichkolwiek ust brzmiało tak dobrze. I nie myślę o tym, że ciągle jesteśmy lekko pijani, ani o tym, że jest młodszy. Myślę tylko tym, jak jest mi dobrze, czując moje pocałunku na mojej szyi, żuchwie i głośne jęknięcia wprost do mojego ucha.
Wsuwam dłonie na jego plecy i w momencie, kiedy osiągam spełnienie, wbijam paznokcie w skórę jego pleców. On osiąga je kilka sekund po mnie, dysząc i ciągle powtarzając moje imię. Jestem totalnie spełniona. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam. Przyłapuję się na myśli, że z chęcią bym to powtórzyła.
Ze snu wybudza mnie głos stewardessy, oznajmiającej, że za dziesięć minut lądujemy i prosi o zapięcie pasów. Czuję, jak niekontrolowanie pulsują mi mięśnie pomiędzy udami. Ignoruję to uczucie. To nie był sen. Przywracałam w pamięci wczorajsze wydarzenie z pokoju hotelowego zamieszkiwanego przez Shawn'a. I choć chciałabym oszukać samą siebie, nie potrafię. Miałam najlepszy seks w życiu. Trzy razy pod rząd. I szybki numerek rano, tuż przed wyjściem. Chrząkam, czując jak coś dziwnego formuje się w moim gardle. W mojej głowie zderzają się dwa uczucia. Jedno, to wyrzuty sumienia. Pewnie przez to, że to przyjaciel Niall'a. Drugie to coś nowego. Innego. Coś co mnie intryguje. Pobudza. To Shawn. Moja nowa przygoda.
Czekam przy taśmie na swoją walizkę i kiedy w końcu ją widzę, sięgam po nią, z ulgą, że dotarła bezpiecznie ze mną. Sięgam po telefon by go włączyć. Na jego ekranie pojawia się milion powiadomień, jakieś dziesięć ze Star Buzza i World of Gossip. Sms od Americy "Mam nadzieję, że będziesz się świetnie bawić w Manchesterze. Ja liczę na fajną imprezę w słonecznej Kalifornii. Pozdrów Val, Veronicę i rodziców. PS prawie całowałam się z Harry'm. Zabij mnie, ale naprawdę tego chciałam! JESTEM IDIOTKĄ!!!"
Śmieję się pod nosem. Pewnie, że chciała. Przecież to jej pierwsza miłość. Odpisuję, że oczywiście, pozdrowię, że ma się świetnie bawić w LA i korzystać z łóżka Tylera póki jest młoda i jędrna. W PS dopisuję "JESTEŚ IDIOTKĄ, ale pamiętaj sex poprawia krążenie, całowanie nie". Kwestię pocałunku zamykam w drugiej części PS. Nic więcej nie komentuję.
- Vicky! - słyszę głos Valentiny i jej rozgrzane ciało przytulające się do mnie mocno - Siostra w domu! Niemożliwe!
- Możliwe, moje drogie dziecko - też ją przytulam. Pachnie jak zawsze. Kwiatami frezji i liliami. Odsuwa się ode mnie na długość swoich ramion. Przygląda mi się uważnie.
- Wyglądasz na zmęczoną - zna mnie na wylot - Ale pewnie wczoraj nieźle zabalowałaś. Zgadłam?
Przytakuję głową. Nie mam zamiaru jej okłamywać. Nigdy tego nie zrobiłam, więc nie odstępuję od mojej reguły. Mimo to uśmiecha się do mnie, łapie uchwyt mojej walizki, ciągnąc mnie w stronę drzwi wyjściowych.
- Jedziemy do domu. Makaron mamy postawi Cię na nogi.
Przy wyjściu czekają na mnie paparazzi. Pstrykają milion zdjęć na minutę, a ja zastanawiam skąd wiedzieli, że tu będę. Krótka kalkulacja, Heathrow, pewnie ktoś ukryty pośród tłumu. Jedna wiadomość. To są hieny. Wiedzą wszystko. Olewam ich, kieruję się do samochodu Valentiny i odjeżdżamy z piskiem opon. Oddycham głęboko. Właśnie tego teraz potrzebowałam.
Kiedy docieramy do domu, panuje tu chaos a w powietrzu unosi się milion znanych mi zapachów. Oliwa czosnkowa, pieczeń, sos z krewetkami, suszone pomidory. To zapach mojego domu. Mojej oazy.
Czule witam się ze wszystkimi, szczególnie z tatą, który tuli mnie długo i intensywnie, jakbym właśnie wróciła z drugiego końca świata.
- Moja mała córeńka - mówi w moje włosy, całując mnie w czoło. Tego potrzebuję od niego. Zawsze, ale to zawsze potrzebuję od taty bezpieczeństwa. I zawsze je dostaje.
- Dzień dobry, tato - odpowiadam wtulając się w jego ramię. On też ma swój charakterystyczny zapach. Działam jak zwierzę. Zachowuję zapachy, by później wspominać je. Czuję się z tym o wiele lepiej.
- Cześć siostra - Veronica zbiega ze schodów. Unosi brwi, po czym wskazuje na moje buty - Albo kupisz mi takie same, albo zostawisz mi swoją parę. Wybieraj.
- Sama sobie takie kup - odpowiadam, pokazując jej środkowy palec.
- Za tydzień mam urodziny - odchrząkuje. Podchodzi do mnie, zarzuca mi rękę na ramię, a drugą ręką szturcha mnie w ramię - Tak tylko przypominam.
Jestem pewna, że mój urodzinowy prezent spodoba jej się o wiele bardziej. Czeka w walizce. Piękna suknia od Dior'a, kolczyki do kompletu i zestaw kosmetyków od Rihanny o których od dawna marzyła. Ten tekst o butach tylko podpucha. Znam ją.
Udajemy się ramię w ramię do salonu. Staję jak wryta, kiedy dostrzegam siedzącego na kanapie Lucasa, przeglądającego najnowsze wydanie Forbes. Unosi wzrok, uśmiechając się do mnie szeroko. Scena ta wydaje mi się strasznie nierealna, zwłaszcza, że tuż obok niego wyrasta Valentina i obejmuje go czule.
- Vicky - przeprasza pocałunkiem w skroń moją siostrę, a potem podchodzi i obejmuje mnie delikatnie - Miło Cię widzieć.
- Lucas… mnie też - udaje mi się powiedzieć. Tylko tyle. Na resztę nie mam już siły.
- Wiem, że to wszystko to dla Ciebie nowość - głos blondynki wyrywa mnie z transu - Ale jesteśmy parą. Praktycznie od urodzin Caroline.
- Niezłe jaja, co siostra? - Veronica rozluźnia atmosferę swoim komentarzem, bo Lucas i Val śmieją się wesoło. Ja nadal jestem w szoku. Zaskakujące jest jednak to, że nie czuję złości. Czuję ulgę.
- Totalnie niezłe jaja - odpowiadam, już bardziej odprężona - Więc wy? Naprawdę?
- Tak - obydwoje przytakują - Ale jest coś jeszcze.
Moja starsza siostra sięga do kieszeni swoich obcisłych jeansów i wyjmuje z nich błyszczący w świetle dziennym pierścionek. Jest skromny, z białego złota z niewielkim, ale efektownym diamentem, ozdobionym obrączką mniejszych. Wsuwa go na palec, wyciąga dłoń w moim kierunku. Widzę, że trzęsie jej się dłoń.
- Zaręczyliśmy się - mówi zdenerwowana, spoglądając głęboko w oczy Lucasa - A za miesiąc będę Panią Glynee.
Resztę dnia spędzamy na jedzeniu, cieszeniu się sobą i piciu najlepszego wina z Włoch. Mama po każdej wycieczce w rodzinne strony przywozi zapas. A kiedy spotykamy się całą rodziną wypijamy jego znaczną część.
Rozmawiamy o szkole Veronicy, jej słabych ocenach z matematyki. O pracy Val i o tym, że ostatnio przyjęła poród trojaczków. O ślubie, pomysłach na niego. Proponuję, że zatrudnię najlepszą organizatorkę wesel w całej Anglii. Valentina, Lucas i rodzice są zachwyceni moim pomysłem.
Rozmawiamy też o tym, że mama z tatą mają w planach założyć nowy gabinet, a potem może nawet i całą ich sieć.
Rozmawiamy też o mnie. O tym co dzieje się w zespole, o Caroline i jej zbliżającej się wyprowadzce, o Americe i jej nowej miłości, o Zoe i jej ukochanym psie, który ostatnim czasy przechodzi jakiś wiek dojrzewania, bo totalnie mu odbiło.
Kiedy kładę się spać do mojego ukochanego łóżka, przyglądam się w ciemności ścianom pokoju. Nic się tu nie zmieniło od mojego wyjazdu. Wszystkie zdjęcia z liceum, plakaty moich ulubionych zespołów z lat osiemdziesiątych, nawet kolekcja muszelek i kamieni, leży bez zmian. Czuję się, jakbym nigdy nie opuszczała tego miejsca.
Zaczynam zasypiać, kiedy słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości.
Shawn: Myślę o Tobie, Victoria.
Ja: Sprecyzuj… chyba fantazjujesz? ;-)
Shawn: Victoria… przestań. Jestem w miejscu publicznym.
Ja: A ja leżę naga w łóżku.
Uśmiecham się pod nosem, zadowolona z małego kłamstwa. Nie spodziewałam się, że poprzednia noc przyniesie coś takiego.
Shawn: Naga będziesz, jak się zobaczymy następnym razem :-)
Nie odpowiadam. Podłączam telefon pod ładowarkę i zapadam w głęboki, spokojny sen.
AMERICA
Godzina dziesiątą rano czasu Los Angeles, a miasto wita mnie jak zwykle wspaniałą pogodą i przyjemnym wietrzykiem, który kojąco smyra moją twarz i włosy. Dziesięciogodzinny lot na razie nie oferuje mi oznak zmęczenia, lecz jestem pewna, że po południu szybko się to zmieni. Ale teraz właśnie tak musi wyglądać moje funkcjonowanie. Chciałam amerykańskiego chłopaka to mam.
Na lotnisku rozdaję kilka autografów oraz robię sobie zdjęcia z dziesiątkami osób. Na początku kariery jeszcze ich liczyłam. Niestety później już zaprzestałam.
Ochroniarze prowadzą mnie do samochodu, który zawiezie mnie do posiadłości Tyler’a. Jestem podekscytowana na nasze spotkanie, ale przeraża mnie myśl, że jeszcze wczorajszego wieczora miałabym odwagę pocałować w usta kogoś innego. Przez to wszystko nie wiem za bardzo jak spojrzeć mu w oczu. Czy nabąknąć o tej sytuacji, czy po prostu siedzieć cicho mając nadzieję, że tego typu sprawa nigdy nie wyjdzie na światło dzienne?
Pociesza mnie jedynie sms od Vicky, którym jak zwykle mnie rozbawia. Bez względu na sytuację, ona zawsze wie co powiedzieć tak, aby podnieść mnie na duchu.
Przed wejściem do auta słyszę jeszcze kilku reporterów, którzy pytają mnie o to, czy jestem z Tyler’em na poważnie czy łączy nas tylko romans. Liczą chyba, że jak na spowiedzi opowiem o naszej relacji oraz życiu erotycznym. Niedoczekanie.
Patrzę na ulice Beverly Hills jak zahipnotyzowana. Wierzcie lub nie, ale mają tu wstęp tylko nie liczni. Wcale nie jest tak, że codziennie po bazarze mogą sobie chadzać pospolici ludzie. Zazwyczaj są do tego wyznaczone dni, których jest w zasadzie bardzo mało w roku, a poza tym cała ulica należy do światowego formatu gwiazd, które zamieszkują owe osiedle. Śmieszne i zarazem przerażające. Kto by pomyślał, że tak wielu ludzi nie może mieć dostępu do jakiegoś miejsca na świecie. Tutaj niestety tak jest, czego kompletnie nie popieram.
Amerykańscy celebryci bardzo różnią się od celebrytów z Anglii. Zanadto cenią sobie prywatność i uważają, że są Bogami świata. Nieliczni, oczywiście, ale wielu z nich faktycznie sądzi, że są najważniejsi na świecie. To raczej bardzo błędne koło.
Sama zastanawiam się nad tym, czy faktycznie można się tak bardzo w tym zatracić. Oczywiście pieniądze oraz fakt, że twoje imię zna cały świat, a także możliwość spełniania marzeń potrafią sporo zdziałać. Ale czy faktycznie mogą zmienić człowieka do tego stopnia, że utraca się cząstkę siebie?
Podróż mija szybko i bez większych problemów. Andy, mój główny ochroniarz zabiera moją torbę i razem ze mną kroczy do budynku, w którym mieszka Tyler. Weście na drugie piętro w tak wysokich butach ani trochę mnie nie satysfakcjonuje, ale tylko ja mogłam założyć w podróż szesnastocentrymetrowe szpilki. Chyba, że ktoś wskaże mi drugą taką kretynkę. Nie? Tak myślałam.
-Cześć przystojniaku! - witam się z moim ukochanym, cmokając go w usta. Patrzy na mnie z ogromnym wrażeniem i widzę, że już ma na mnie ochotę.
-Cholera, dobrze, że mam prawie metr dziewięćdziesiąt bo mógłbym się poczuć przy tobie jak karzeł.
-Widzisz - śmieję się. - Idealnie się dobraliśmy. - odpowiadam, po czym zerkam na ochroniarza. -Dziękuje za pomoc Andy, to na razie wszystko.
Rozpakowuję swoje rzeczy w trakcie kiedy Tyler przygotowuje nam jedzenie. Miło znowu być w tym domu. Choć nie jestem w nim zbyt często to czuję się jednak bardzo swojo, a świadomość, że mam gdzie i do kogo wracać, jest bardzo pocieszająca.
Wracam po kilku minutach i widzę go siedzącego na kanapie. Rozsiadam się na jego kolanach jak księżniczka, kiedy on opatula mnie swoimi silnymi ramionami. I przyrzekam, że te ramiona wciąż przyprawiają mnie o dreszcze.
-Więc, tak sobie myślałam, że wieczorem możemy się wybrać na plażę, a później pójść na kolację - patrzę na niego, zagryzając zębami wargę. - Tylko we dwoje… - całuje go w policzek, a następnie w usta, czując w żołądku stado motyli. Rzadko jestem w tak ogromnej euforii, a z nim dzieje się to za każdym razem, kiedy go widzę.
-To świetny pomysł, ale znajomi wyprawiają dzisiaj imprezę i już dałem znać, że będziemy.
-Oh… - odpowiadam, nie do końca zadowolona, ponieważ myślałam, że spędzimy trochę czasu razem, zważywszy, że niestety częściej widujemy się w większym gronie osób, niż sam na sam. -Rozumiem.
-Trochę posiedzimy, a później zabiorę cię do domu i będziemy mieć czas tylko dla siebie - muska moje wargi, a w między czasie szuka zapięcia od gorsetu. - Wtedy zrobię z tobą co tylko chcę…
Jestem pewna, że tak będzie. Nie tylko później, ale i teraz robi ze mną co tylko chce. A kiedy moje ubrania leżą już na podłodze, a on bierze w posiadanie moje piersi, a po chwili całe ciało, ja się na to zgadzam. I całkowicie się w tym zatracam.
O dwudziestej pierwszej zajeżdżamy pod klub StarStruck. Kiedy wychodzimy z Tyler’em z samochodem, paparazii robią nam mnóstwo zdjęć. Czyhają nas nas jak hieny i doganiają z każdym kolejnym krokiem. Moja mina mówi jedno - nie jestem z tego powodu szczęśliwa.
Impreza jest prywatna, ponieważ jakiś kolega Tylera wraz ze swoim partnerem robią tu urodziny. To dość niespotykane mieć urodziny tego samego dnia co twoja druga połówka. Ale i trochę ekscytujące.
Widzę dużą część osób z obsady Teen Wolf’a, więc podejrzewam, że solenizantem jest również ktoś z serialu.
Klub jest piękny i bardzo prestiżowy. Na sufitach wiszą kryształowe żyrandole oraz lampy, które ukazują fioletową poświatę, zaś na ścianach przymocowano białe telewizory plazmowe. Dookoła stoją skórzane, kremowe kanapy i stoliki w tym samym kolorze.
-America! Miło cię widzieć! - podlatuje do mnie Holland, ściskając mnie mocno. Również cieszę się na jej widok, ponieważ złapałam z nią najlepszy kontakt z całej ekipy. Oczywiście jeśli mówimy o płci damskiej.
-Hej! Jak się masz?
-W zasadzie po staremu. Zaczęliśmy kręcić piąty sezon serialu, więc nie pamiętam kiedy ostatnio spałam. A co nowego u Ciebie i dziewczyn? Słyszałam, że występowałyście dla królowej! Moje gratulację.
-Dziękuję - uśmiecham się do niej pogodnie. Jest przekochana. - To było świetne doświadczenie. I chyba największy stres jaki w życiu przeżyłam - kładę dłoń na sercu, pokazując tym samym emocje, jakie doskwierają mi do dziś po owym zdarzeniu.
-Wcale się nie dziwię. Chodź! Poznasz Colton’a i Jeff’a!
Po chwili wraz z rudowłosą i Tyler’em kroczę w stronę dwóch elegancko ubranych mężczyzn, organizatorów tejże imprezy. Jeden z nich jest młodszy, zdecydowanie przystojniejszy, natomiast drugi wyższy od pierwszego, i po nim zdecydowanie bardziej widać, że jest homoseksualistą. Nie, żebym była do tego uprzedzona oczywiście.
-Tyler! - niższy wita się z brunetem, klepiąc po plecach. Drugi robi to samo, zaraz po nim.
-A to oczywiście jest America Carter - mężczyzna podchodzi do mnie i podaje mi dłoń.
-To właśnie ja. - odpowiadam z uśmiechem.
-Colton Haynes, a to mój narzeczony Jeff Leatham.
-Bardzo miło mi was poznać. I oczywiście, wszystkiego najlepszego! - wykrzykuję z siebie, lekko zawstydzona. Naprawdę zbyt dużo przystojniaków jak na jeden wieczór.
-Jest urocza! - odzywa się Jeff, patrząc najpierw na mnie, a później na Tyler’a. - Masz się jej mocno trzymać!
-Na pewno tak będzie! - Tyler spogląda na mnie czule, przytulając do swojego boku. Czuję się szczęściarą, że mogę tu z nim dzisiaj być.
Colton i Jeff życzą nam udanej zabawy i obiecują, że później wrócą się z nami napić i porozmawiać. Holland prowadzi nas do loży, w której mamy siedzieć wraz z nią oraz innymi aktorami serialu.
-Czy to Jeff gra w serialu czy Colton? - pytam rudowłosą.
-Colton. Graliśmy kiedyś parę.
-Żartujesz? - pytam, nie dowierzając. - Czuł się z tym w porządku, skoro jest… No wiesz… Gejem?
-Wtedy jeszcze tak, ponieważ nim nie był, a przynajmniej tak mi się wydawało. Byliśmy też parą w prawdziwym życiu. - Holland robi minę taką, jakby sama nie wierzyła w to co mówi. - Chyba jest biseksualny.
-O cholera - patrzę na nią z wielkimi oczami. - Tego się nie spodziewałam.
-Uwierz, że ja też nie - prycha. - Ale na szczęście znalazłam prawdziwą miłość i każdy jest szczęśliwy.
Faktycznie. Max, który jest aktualnym partnerem Holland bardzo do niej pasuje i po tym jak na nią patrzy można z góry stwierdzić, że ogromnie ją kocha.
Kiedy ostatnim razem poznałam bliźniaków, nie wiedziałam, że jeden z nich jest w związku z rudowłosą. Może dlatego, ponieważ skupiałam się na mojej nowej, aktualnej miłości, z którą tu dziś jestem.
W loży witam się z Tyler’em Posey, Ian’em, Shelley, Ryan’em oraz bliźniakami. Wszyscy przyjmują mnie bardzo gorąco i każdy cieszy się, że mnie widzi, co naprawdę bardzo mi pochlebia. Myślałam, że nie będę się dziś czuła nadzwyczaj komfortowo, z racji tego, że ostatnio byłam z nimi na imprezie razem z Victorią. Dzisiaj jej tu nie ma, ale muszę stwierdzić, że jest tak samo świetna atmosfera jak wtedy.
Posey całuje mój policzek i klepie miejsce obok siebie. Chyba znalazłam towarzysza na dzisiejszy wieczór z racji tego, iż mój Tyler nie zdążył nawet dojść ze mną do tej loży i nawet nie wiem gdzie go zgubiłam.
-Jak się ma Scott McCall? - pytam, dumna z tego, iż zapamiętałam jego serialowe imię i nazwisko.
-Coraz bardziej mnie zadziwiasz, Americo Carter. Czy chcesz mi powiedzieć, że zaczęłaś oglądać serial?
-Muszę ci szczerze wyznać, że kiedy po nagrywaniu wróciłam do Londynu, obejrzałam dwa sezony pod rząd, prawie bez wychodzenia z domu.
-W takim razie jestem zaszczycony. A ja w końcu kupiłem wasze płyty. Wszystkie trzy!
-Naprawdę!? - mówię zdumiona. - To cudownie! Ale to chyba nie twoje gusta muzyczne? - śmieję się.
-Co prawda, wciąż pozostaję sercem przy bardziej rockowych klimatach, ale kiedy budzi się we mnie romantyk, mam ochotę posłuchać czegoś w waszym stylu.
Wszyscy rozmawiamy bez końca, upijając się przepysznymi drinkami i opowiadając sobie różne historie, typowo wzięte z życia. O dziwo najrzadziej widzę mojego wybranka, który co jakiś czas przychodzi do nas, siedzi kilka chwil i znów odchodzi, szukając nie wiadomo czego i nie wiadomo kogo. Niestety nie tak wyobrażałam sobie ten wieczór, ale nie mogę stawiać mu zbyt dużych warunków, skoro może faktycznie ma tu wielu przyjaciół, z którymi pragnie porozmawiać.
-Dylan! Gdzieś ty był do cholery!? - nagle słyszę głos Ian’a, który wstaje i od razu podaje drinka nowemu gościowi.
-Wybaczcie moi drodzy, ale mam dzisiaj lekki poślizg, ale gwiazda wieczoru przybyła!
Kiedy zerkam na Dylan’a, stwierdzam, że wygląda trochę inaczej niż go zapamiętałam. Wtedy był bez zarostu i miał krótsze włosy, natomiast dzisiaj jest odwrotnie. Wygląda jakoś mężniej i muszę przyznać, że naprawdę całkiem nieźle się prezentuje.
-Americo, pozwól, że usiądę obok ciebie, bo mam dość tych ludzi - Dylan śmieje się i dostaje kuksańca od Ryan’a.
-Nie mam nic przeciwko - odpowiadam, i zastanawiam się czy nie brzmię przez to dziwnie, zważywszy, że przyszłam tu z Tyler’em, a obok mojej prawej siedzi jeden jego kolega, a z lewej drugi kolega. Niestety to już nie moja wina, że sam się gdzieś zapodział. To raczej ja powinnam mieć pretensje, bo mnie tu zostawił.
-Jestem zawiedziony, że nie było was na mojej imprezie - zagaduje mnie, choć na początku nie wiem o co chodzi. Dopiero później zdaję sobie sprawę, że faktycznie takowa impreza się odbyła, a my w końcu na nią nie dotarliśmy, bo przez resztę nocy uprawialiśmy z Tyler’em seks. Zdarza się i tak.
-Przepraszam! Żałuję, że nie dotarliśmy Na pewno jeszcze będziemy mieli okazję.
-A co, zapraszasz mnie na imprezę? - pyta, patrząc na mnie trochę kpiąco.
-Nie jestem u siebie, żeby organizować imprezę.
-Więc może nie będziemy mieli okazji. - mówi pewnie i zauważam, że jest trochę bezczelny. Oczywiście nie w jakiś bardzo chamski sposób, bo z jednej strony, ta cecha go trochę wyróżnia na tle innych.
-Myślę, że impreza, którą zorganizowałabym ja, byłaby najlepszą imprezą w twoim życiu - patrzę na niego równie pewnie, no bo okej, może na co dzień jestem potulna jak baranek, ale teraz gram w grę, w którą gra on.
-A skąd ta pewność?
-Cóż, na pewno nie miałaby na nią wstępu twoja ex, która zdążyła zepsuć twój wieczór… - patrzę na niego z udawanym współczuciem, a on chyba doskonale wie, że się z niego nabijam. Kładzie ramię na oparciu od sofy, a palcem wskazującym stuka się w dolną wargę, lustrując moją twarz zwężonymi oczami.
-Dobra, wygrałaś, to nie była najlepsza impreza w moim życiu.
-Tak słyszałam - zerkam na niego z uśmiechem, biorąc łyk drinka.
-No dobrze więc. W takim razie masz okazję odpokutować. Zapraszam ciebie i resztę dziewczyn na premierę mojego nowego filmu w Londynie.
-A kiedy odbędzie się ten wyjątkowy dzień?
-Dokładnie za tydzień.
-W takim razie myślę, że się pojawię. W końcu to nie ty organizujesz after party, więc co może pójść źle? - odgrywam się bezczelnością, ale widzę, że kompletnie go to bawi. Patrzy na mnie jakby znalazł bratnią duszę, która jako jedna z nielicznych rozumie i potrafi się wpasować w jego żarty i charakterystyczne poczucie humoru.
-Coś mnie ominęło? - nagle pojawia się Tyler, który zerka to na mnie, to na Dylan’a, jakby przyłapał nas na gorącym uczynku. Obchodzi lożę i zajmuje miejsce, gdzie jeszcze nie dawno siedział Posey. Nawet nie wiem kiedy się stąd zmył.
-Dylan zaprosił mój zespół na premierę swojego filmu.
-Świetnie, w takim razie zostaniesz w Los Angeles na dłużej - odpowiada, nie wykazując większych emocji, lejąc sobie przy tym do szklanki whiskey.
-W Londynie też będzie premiera, a ja chyba nie powinnam zostawiać dziewczyn samych. Ludzie zaczną pisać, że nie poszłam razem z nimi.
-Jak chcesz. - odpowiada znów beznamiętnie. Nie wiem co go ugryzło, ale nie jest dziś najprzyjemniejszym facetem na świecie. A ja nie mam pojęcia dlaczego.
Ani w klubie, ani w powrotnej drodze do domu nie zamieniłam już z Tyler’em ani słowa. Nagle przybrał oblicze, którego jeszcze nie miałam okazji w nim zobaczyć. Zupełnie obojętny na moje zaczepki, a nawet trochę zimny w stosunku do mojej osoby. Pytałam, czy zrobiłam coś złego, a on tylko beznamiętnie kręcił przecząco głową. Zupełnie jakby był obrażonym małolatem, co zdecydowanie nie pasuje do jego postawy dojrzałego i silnego mężczyzny.
Kiedy przekraczamy próg mieszkania, zauważam ciemność, a pomieszczenie rozświetla tylko latarnia stojąca nieopodal okna na dworze.
Tyler zamyka drzwi, a ja nie mam czasu się nawet odwrócić, kiedy zostaję przyciągnięta do ściany. Słyszę jego głośny oddech, a na nadgarstkach czuję uścisk jest silnych dłoni. Nie wiem czy mam się bać, czy być przerażona, ponieważ nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam.
-Zdajesz sobie sprawę, że to był cholernie zły wieczór? - pyta, dysząc mi do ucha.
-Myślałam, że ci się podobało - szepczę.
-O nie. Nie podobało mi się to, jak inni na ciebie patrzyli. - błądzi nosem po mojej szyi. - Nie podobało mi się to, że nie mogłem cię tak po prostu wziąć na stole i pokazać, że jesteś tylko moja.
-Jestem tylko twoja… - odpowiadam.
-Tak. Jesteś… - odpowiada, wbijając się mocno w moje wargi. Nagle wszystko dzieje się bardzo szybko. W jednej chwili odwraca mnie tyłem do siebie tak, że opieram się o szafkę po ścianą. Zniża mój tułów, a moje ciało układa się idealnie w kąt dziewięćdziesięciu stopni. Jedna jego dłoń trzyma moją szyję, a druga błądzi pod sukienką, dotykając mojego czułego miejsca. Pieści mnie przez chwilę tak, że wydaję z siebie jęki ekstremalnej rozkoszy.
Moja bielizna zaraz zostaje zsunięta w dół, a w tle słyszę, że on sam rozpina swój pasek od spodni. I wchodzi we mnie. Niespodziewanie, mocno, namiętnie i niewyobrażalnie seksownie. Jego ruchy są tak szybkie i tak głębokie, że mam wrażenie, że wchodzi we mnie cały. Jeszcze nigdy nie byłam spenetrowana tak dogłębnie, ale przyznaję, że to uczucie jest obłędne, wręcz nieporównywalne.
Czuję się kompletnie zdominowana i nie wiem czy jestem przerażona tym, że coś takiego ma miejsce czy tym, że cholernie mi się to podoba.
I choć nie trwa to długo, mam wrażenie, że jestem wykończona zupełnie tak, jakbym przebiegła maraton.
Na zakończenie tejże ekstremalnej przygody znów zostaję odwrócona przodem do mojego partnera, a w prezencie dostaję delikatny pocałunek w usta.
I zdziwiona całą tą sytuacją, intensywnie zastanawiam się, co się właśnie wydarzyło.
***