wtorek, 26 września 2017

37.This night ain't for the faint of heart cause the faint of heart gonna fall apart.

VICTORIA


Docieram na Heathrow o dziewiątej trzydzieści pięć. Do odlotu
samolotu zostały mi może dwa kwadranse. Sprawdzam szybko bilet. Mylę się o dodatkowe pięć minut. Biorę głęboki oddech, rozglądając się wokół siebie. Zauważam dwie nastolatki ukrywające się za swoimi smartfonami. Wiem, że robią mi zdjęcia, zachwycone moją obecnością. Staram się o nich nie myśleć. Choć moje zachowanie wskazuje na to, że wszystko w moim życiu układa się jak powinno, wcale tak nie jest.
Wczorajszego wieczoru zanurzyłam się głęboko w wodę, by na jego koniec wynurzyć się i złapać cholerny oddech. Odtwarzam w pamięci wczorajsze wydarzenia. Moje ciało zalewa fala smutku, pomieszana z rozczarowaniem i podnieceniem. 
Spoglądam na tablicę odlotów i przylotów. Na płycie lotniska właśnie ląduje samolot z Grecji. Do lotu przygotowuje się wielki ptak lecący do Kanady. Ludzie wlewają się do pomieszczenia, inni opuszczają je. Ja będąc w tej drugiej grupie udaję się z moją walizką na taśmę,  a torbę podręczną zabieram ze sobą do odprawy. Przemiła pani odbiera mój bilet. Również się do niej uśmiecham.
- Dzień dobry, Pani Victorio - oddaje mój bilet - Życzymy przyjemnej podróży. Mam nadzieję, że w Manchesterze zastanie Panią lepsza pogoda.
Automatycznie spoglądam w górę, by przyjrzeć się szarym chmurom wiszącym na niebie. Na zewnątrz jest chłodno i zbiera się na deszcz. Nie może być inaczej. Jesteśmy w Anglii. Mamy jesień. Choć to moja ulubiona pora roku i zawsze z ekscytacją do niej podchodzę, dziś czuję się wobec niej obojętna.
- Dziękuję. Tobie również miłego dnia - spoglądam na jej pracowniczą plakietkę. Na jej złotym tle wygrawerowane jest imię brunetki, dużymi, wyraźnymi literami - Maggie. 
Odpowiada uśmiechem. Udaję się do samolotu. Siadając w fotelu, oddycham głęboko. Ta godzina będzie tylko dla mnie. Tylko i wyłącznie.


Kilka godzin wcześniej…

Rozpinam w pośpiechu guziki koszuli Shawna, jakby ta czynność miała mnie uratować przed utonięciem. Niecierpliwię się, więc ostatni guzik spada na podłogę z impetem kiedy rozdzieram poły jego górnej części garderoby. Obejmuję jego policzki, całując go zachłannie. Czuję ciepłe ręce błądzące po moich plecach, niecierpliwie szukające jej dołu. Jednym ruchem ściąga ze mnie jedwabną koszulkę. 
Odsuwa się ode mnie. Stoimy nie dotykając się, a ja mnie już zaczyna tego brakować. Lustruje mnie wzrokiem, dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na moich piersiach. 
- Jezu, Victoria - mówi, a jego głos wypełniony jest pożądaniem. Na ten dźwięk moje ciało reaguje szybko i boleśnie. 
- Jezu, Shawn - nie spuszczam wzroku z jego oczu. Sięgam rękami do tyłu, po czym jednym sprawnym ruchem odpinam zapięcie mojego czarnego, koronkowego biustonosza. Uwalniam moje piersi. Stanik ląduje na ziemi, gdzieś koło naszych ubrań.
- Jezu, Victoria - powtarza, robi jeden sprawny krok i jest tuż przede mną. Znów wpija się w moje wargi, a jego język prowadzi równą walkę z moim. Jestem nakręcona, podniecona i czuję, że jeśli zaraz nie przejdziemy do konkretów to wybuchnę.
Odrywa się od moich ust, schodzi pocałunkami do szyi, obojczyka i coraz szybciej do odsłoniętego biustu. Lewą ręką ujmuje moją prawą pierś, a sutek drugiej ssie i przygryza. Z moich ust wymyka się niekontrolowany jęk. Po chwili nie czuję już jego ust na moich piersiach, tylko na brzuchu, powoli schodzi pocałunkami do mojego pępka i czubkiem języka obrysowuje jego kontur. Dłonie Shawna spoczywają na moich biodrach. Ja trzymam swoje palce zanurzone w jego włosach.
Zwinnym ruchem pozbywa się mojej spódnicy, potem butów, a ja jak zaczarowana stoję i poddaję się jego poczynaniom. W końcu zdejmuje moje rajstopy. Jestem totalnie bezbronna. Czuję, że to on mnie prowadzi. Totalnie mi to odpowiada. Chcę być bezbronna w jego ramionach. Chcę się temu poddać.
Sięgam do paska jego spodni, odpinam go. Potem to samo robię ze spodniami. Cały czas patrzę mu w oczy. W kącikach jego ust czai się chytry uśmieszek. Odpowiadam na niego, palcem wskazującym wodząc po mięśniach jego brzucha. Jest gładki, twardy i chciałabym o polizać. 
Shawn sam zdejmuje spodnie, więc oboje stoimy teraz w majtkach, ja koronkowych, pasujących do mojego stanika, on czarnych bokserkach od Calvina Klein'a. Nie mogę nie zwrócić uwagi, na jego męskość. Już wiem, że nie będę miała do czynienia z czymś małym. 
Odwracam się na pięcie i poruszając ponętnie tyłkiem idę w stronę łóżka. W międzyczasie zsuwam z siebie ostatnią już część garderoby. Ostatecznie stoję naga, odwrócona tyłem do Mendesa, czekając na jego ruch. Nie muszę długo czekać, bo łapie mnie za ramiona i odwraca w swoją stronę. Chyba zbyt długo nie czułam na sobie jego dłoni. Przez sekundkę się za nimi stęskniłam.
Znów czuję jego usta na moich, ciepłe palce wędrują po mojej szyi, ramionach, by znaleźć się w moich włosach. Brunet robi krok do przodu, zmuszając mnie, bym położyła się na łóżku. Ciągle złączeni w pocałunku, połączeni ciałami, rozpalani wędrującymi po ciele dłońmi. Zmusza mnie bym rozłożyła nogi. Jego ciało jest pomiędzy nimi, a teraz również i ręka. Kiedy dotyka mojej kobiecości, jęczę mu w usta. Zatacza kółka na mojej łechtaczce, a potem wsuwa we mnie dwa palce. 
- Cudownie, że jesteś na mnie gotowa - szepce, kiedy rytmicznie wsuwa i wysuwa swoje palce. Wiję się pod nim. Wypowiadam jego imię zniecierpliwiona. 
Zajęta moją przyjemnością i rozpalona do czerwoności, czuję rozczarowanie kiedy odsuwa się ode mnie by zsunąć swoje bokserki. Spoglądam na niego spod pół przymkniętych powiek. Jest tak cholernie seksowny. Słyszę, że rozrywa opakowanie prezerwatyw, po czym wkłada jedną na swojego penisa. Teraz patrzę na niego w całej okazałości, będąc pod wrażeniem jego rozmiarów. Nie pomyliłam się w swoim osądzie. Wraca do mnie, nachylając się powoli, gra ze mną. Nie na zwłokę. Chce żebym znów była zniecierpliwiona.
Obie ręce ma oparte tuż obok mojej głowy. Całuje mnie w usta, to tylko krótkie cmoknięcie, wręcz niewyczuwalne muśnięcie, ale kiedy wchodzi we mnie, niepostrzeżenie i niespodziewanie wypełnia mnie całą. Momentalnie łapiemy wspólny rytm, jęczę zachwycona tym co się dzieje. Mówi moje imię wprost do mojego ucha. Nie wiem, czy Victoria z jakichkolwiek ust brzmiało tak dobrze. I nie myślę o tym, że ciągle jesteśmy lekko pijani, ani o tym, że jest młodszy. Myślę tylko tym, jak jest mi dobrze, czując moje pocałunku na mojej szyi, żuchwie i głośne jęknięcia wprost do mojego ucha. 
Wsuwam dłonie na jego plecy i w momencie, kiedy osiągam spełnienie, wbijam paznokcie w skórę jego pleców. On osiąga je kilka sekund po mnie, dysząc i ciągle powtarzając moje imię. Jestem totalnie spełniona. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam. Przyłapuję się na myśli, że z chęcią bym to powtórzyła.


Ze snu wybudza mnie głos stewardessy, oznajmiającej, że za dziesięć minut lądujemy i prosi o zapięcie pasów. Czuję, jak niekontrolowanie pulsują mi mięśnie pomiędzy udami. Ignoruję to uczucie. To nie był sen. Przywracałam w pamięci wczorajsze wydarzenie z pokoju hotelowego zamieszkiwanego przez Shawn'a. I choć chciałabym oszukać samą siebie, nie potrafię. Miałam najlepszy seks w życiu. Trzy razy pod rząd. I szybki numerek rano, tuż przed wyjściem. Chrząkam, czując jak coś dziwnego formuje się w moim gardle. W mojej głowie zderzają się dwa uczucia. Jedno, to wyrzuty sumienia. Pewnie przez to, że to przyjaciel Niall'a. Drugie to coś nowego. Innego. Coś co mnie intryguje. Pobudza. To Shawn. Moja nowa przygoda. 
Czekam przy taśmie na swoją walizkę i kiedy w końcu ją widzę, sięgam po nią, z ulgą, że dotarła bezpiecznie ze mną. Sięgam po telefon by go włączyć. Na jego ekranie pojawia się milion powiadomień, jakieś dziesięć ze Star Buzza i World of Gossip. Sms od Americy "Mam nadzieję, że będziesz się świetnie bawić w Manchesterze. Ja liczę na fajną imprezę w słonecznej Kalifornii. Pozdrów Val, Veronicę i rodziców. PS prawie całowałam się z Harry'm. Zabij mnie, ale naprawdę tego chciałam! JESTEM IDIOTKĄ!!!"
Śmieję się pod nosem. Pewnie, że chciała. Przecież to jej pierwsza miłość. Odpisuję, że oczywiście, pozdrowię, że ma się świetnie bawić w LA i korzystać z łóżka Tylera póki jest młoda i jędrna. W PS dopisuję "JESTEŚ IDIOTKĄ, ale pamiętaj sex poprawia krążenie, całowanie nie". Kwestię pocałunku zamykam w drugiej części PS. Nic więcej nie komentuję.  
- Vicky!  - słyszę głos Valentiny i jej rozgrzane ciało przytulające się do mnie mocno - Siostra w domu! Niemożliwe!
- Możliwe, moje drogie dziecko - też ją przytulam. Pachnie jak zawsze. Kwiatami frezji i liliami. Odsuwa się ode mnie na długość swoich ramion. Przygląda mi się uważnie. 
- Wyglądasz na zmęczoną - zna mnie na wylot - Ale pewnie wczoraj nieźle zabalowałaś. Zgadłam?
Przytakuję głową. Nie mam zamiaru jej okłamywać. Nigdy tego nie zrobiłam, więc nie odstępuję od mojej reguły. Mimo to uśmiecha się do mnie, łapie uchwyt mojej walizki, ciągnąc mnie w stronę drzwi wyjściowych. 
- Jedziemy do domu. Makaron mamy postawi Cię na nogi.
Przy wyjściu czekają na mnie paparazzi. Pstrykają milion zdjęć na minutę, a ja zastanawiam skąd wiedzieli, że tu będę. Krótka kalkulacja, Heathrow, pewnie ktoś ukryty pośród tłumu. Jedna wiadomość. To są hieny. Wiedzą wszystko. Olewam ich, kieruję się do samochodu Valentiny i odjeżdżamy z piskiem opon. Oddycham głęboko. Właśnie tego teraz potrzebowałam. 
Kiedy docieramy do domu, panuje tu chaos a w powietrzu unosi się milion znanych mi zapachów. Oliwa czosnkowa, pieczeń, sos z krewetkami, suszone pomidory. To zapach mojego domu. Mojej oazy.
Czule witam się ze wszystkimi, szczególnie z tatą, który tuli mnie długo i intensywnie, jakbym właśnie wróciła z drugiego końca świata.
- Moja mała córeńka - mówi w moje włosy, całując mnie w czoło. Tego potrzebuję od niego. Zawsze, ale to zawsze potrzebuję od taty bezpieczeństwa. I zawsze je dostaje.
- Dzień dobry, tato - odpowiadam wtulając się w jego ramię. On też ma swój charakterystyczny zapach. Działam jak zwierzę. Zachowuję zapachy, by później wspominać je. Czuję się z tym o wiele lepiej.
- Cześć siostra - Veronica zbiega ze schodów. Unosi brwi, po czym wskazuje na moje buty - Albo kupisz mi takie same, albo zostawisz mi swoją parę. Wybieraj.
- Sama sobie takie kup - odpowiadam, pokazując jej środkowy palec.
- Za tydzień mam urodziny - odchrząkuje. Podchodzi do mnie, zarzuca mi rękę na ramię, a drugą ręką szturcha mnie w ramię - Tak tylko przypominam.
Jestem pewna, że mój urodzinowy prezent spodoba jej się o wiele bardziej. Czeka w walizce. Piękna suknia od Dior'a, kolczyki do kompletu i zestaw kosmetyków od Rihanny o których od dawna marzyła. Ten tekst o butach tylko podpucha. Znam ją.
Udajemy się ramię w ramię do salonu. Staję jak wryta, kiedy dostrzegam siedzącego na kanapie Lucasa, przeglądającego najnowsze wydanie Forbes. Unosi wzrok, uśmiechając się do mnie szeroko. Scena ta wydaje mi się strasznie nierealna, zwłaszcza, że tuż obok niego wyrasta Valentina i obejmuje go czule.
- Vicky - przeprasza pocałunkiem w skroń moją siostrę, a potem podchodzi i obejmuje mnie delikatnie - Miło Cię widzieć. 
- Lucas… mnie też - udaje mi się powiedzieć. Tylko tyle. Na resztę nie mam już siły.
- Wiem, że to wszystko to dla Ciebie nowość - głos blondynki wyrywa mnie z transu - Ale jesteśmy parą. Praktycznie od urodzin Caroline.
- Niezłe jaja, co siostra? - Veronica rozluźnia atmosferę swoim komentarzem, bo Lucas i Val śmieją się wesoło. Ja nadal jestem w szoku. Zaskakujące jest jednak to, że nie czuję złości. Czuję ulgę.
- Totalnie niezłe jaja - odpowiadam, już bardziej odprężona - Więc wy? Naprawdę?
- Tak - obydwoje przytakują - Ale jest coś jeszcze.
Moja starsza siostra sięga do kieszeni swoich obcisłych jeansów i wyjmuje z nich błyszczący w świetle dziennym pierścionek. Jest skromny, z białego złota z niewielkim, ale efektownym diamentem, ozdobionym obrączką mniejszych. Wsuwa go na palec, wyciąga dłoń w moim kierunku. Widzę, że trzęsie jej się dłoń. 
- Zaręczyliśmy się - mówi zdenerwowana, spoglądając głęboko w oczy Lucasa - A za miesiąc będę Panią Glynee.
Resztę dnia spędzamy na jedzeniu, cieszeniu się sobą i piciu najlepszego wina z Włoch. Mama po każdej wycieczce w rodzinne strony przywozi zapas. A kiedy spotykamy się całą rodziną wypijamy jego znaczną część.
Rozmawiamy o szkole Veronicy, jej słabych ocenach z matematyki. O pracy Val i o tym, że ostatnio przyjęła poród trojaczków. O ślubie, pomysłach na niego. Proponuję, że zatrudnię najlepszą organizatorkę wesel w całej Anglii. Valentina, Lucas i rodzice są zachwyceni moim pomysłem.
Rozmawiamy też o tym, że mama z tatą mają w planach założyć nowy gabinet, a potem może nawet i całą ich sieć. 
Rozmawiamy też o mnie. O tym co dzieje się w zespole, o Caroline i jej zbliżającej się wyprowadzce, o Americe i jej nowej miłości, o Zoe i jej ukochanym psie, który ostatnim czasy przechodzi jakiś wiek dojrzewania, bo totalnie mu odbiło.
Kiedy kładę się spać do mojego ukochanego łóżka, przyglądam się w ciemności ścianom pokoju. Nic się tu nie zmieniło od mojego wyjazdu. Wszystkie zdjęcia z liceum, plakaty moich ulubionych zespołów z lat osiemdziesiątych, nawet kolekcja muszelek i kamieni, leży bez zmian. Czuję się, jakbym nigdy nie opuszczała tego miejsca.
Zaczynam zasypiać, kiedy słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. 
Shawn: Myślę o Tobie, Victoria. 
Ja: Sprecyzuj… chyba fantazjujesz? ;-)
Shawn: Victoria… przestań. Jestem w miejscu publicznym.
Ja: A ja leżę naga w łóżku.
Uśmiecham się pod nosem, zadowolona z małego kłamstwa. Nie spodziewałam się, że poprzednia noc przyniesie coś takiego. 
Shawn: Naga będziesz, jak się zobaczymy następnym razem :-)
Nie odpowiadam. Podłączam telefon pod ładowarkę i zapadam w głęboki, spokojny sen. 
AMERICA


Godzina dziesiątą rano czasu Los Angeles, a miasto wita mnie jak zwykle
wspaniałą pogodą i przyjemnym wietrzykiem, który kojąco smyra moją twarz i włosy. Dziesięciogodzinny lot na razie nie oferuje mi oznak zmęczenia, lecz jestem pewna, że po południu szybko się to zmieni. Ale teraz właśnie tak musi wyglądać moje funkcjonowanie. Chciałam amerykańskiego chłopaka to mam. 
Na lotnisku rozdaję kilka autografów oraz robię sobie zdjęcia z dziesiątkami osób. Na początku kariery jeszcze ich liczyłam. Niestety później już zaprzestałam.
Ochroniarze prowadzą mnie do samochodu, który zawiezie mnie do posiadłości Tyler’a. Jestem podekscytowana na nasze spotkanie, ale przeraża mnie myśl, że jeszcze wczorajszego wieczora miałabym odwagę pocałować w usta kogoś innego. Przez to wszystko nie wiem za bardzo jak spojrzeć mu w oczu. Czy nabąknąć o tej sytuacji, czy po prostu siedzieć cicho mając nadzieję, że tego typu sprawa nigdy nie wyjdzie na światło dzienne?
Pociesza mnie jedynie sms od Vicky, którym jak zwykle mnie rozbawia. Bez względu na sytuację, ona zawsze wie co powiedzieć tak, aby podnieść mnie na duchu. 
Przed wejściem do auta słyszę jeszcze kilku reporterów, którzy pytają mnie o to, czy jestem z Tyler’em na poważnie czy łączy nas tylko romans. Liczą chyba, że jak na spowiedzi opowiem o naszej relacji oraz życiu erotycznym. Niedoczekanie.
Patrzę na ulice Beverly Hills jak zahipnotyzowana. Wierzcie lub nie, ale mają tu wstęp tylko nie liczni. Wcale nie jest tak, że codziennie po bazarze mogą sobie chadzać pospolici ludzie. Zazwyczaj są do tego wyznaczone dni, których jest w zasadzie bardzo mało w roku, a poza tym cała ulica należy do światowego formatu gwiazd, które zamieszkują owe osiedle. Śmieszne i zarazem przerażające. Kto by pomyślał, że tak wielu ludzi nie może mieć dostępu do jakiegoś miejsca na świecie. Tutaj niestety tak jest, czego kompletnie nie popieram. 
Amerykańscy celebryci bardzo różnią się od celebrytów z Anglii. Zanadto cenią sobie prywatność i uważają, że są Bogami świata. Nieliczni, oczywiście, ale wielu z nich faktycznie sądzi, że są najważniejsi na świecie. To raczej bardzo błędne koło. 
Sama zastanawiam się nad tym, czy faktycznie można się tak bardzo w tym zatracić. Oczywiście pieniądze oraz fakt, że twoje imię zna cały świat, a także możliwość spełniania marzeń potrafią sporo zdziałać. Ale czy faktycznie mogą zmienić człowieka do tego stopnia, że utraca się cząstkę siebie?  
Podróż mija szybko i bez większych problemów. Andy, mój główny ochroniarz zabiera moją torbę i razem ze mną kroczy do budynku, w którym mieszka Tyler. Weście na drugie piętro w tak wysokich butach ani trochę mnie nie satysfakcjonuje, ale tylko ja mogłam założyć w podróż szesnastocentrymetrowe szpilki. Chyba, że ktoś wskaże mi drugą taką kretynkę. Nie? Tak myślałam. 
-Cześć przystojniaku! - witam się z moim ukochanym, cmokając go w usta. Patrzy na mnie z ogromnym wrażeniem i widzę, że już ma na mnie ochotę.
-Cholera, dobrze, że mam prawie metr dziewięćdziesiąt bo mógłbym się poczuć przy tobie jak karzeł.
-Widzisz - śmieję się. - Idealnie się dobraliśmy. - odpowiadam, po czym zerkam na ochroniarza. -Dziękuje za pomoc Andy, to na razie wszystko.  
Rozpakowuję swoje rzeczy w trakcie kiedy Tyler przygotowuje nam jedzenie. Miło znowu być w tym domu. Choć nie jestem w nim zbyt często to czuję się jednak bardzo swojo, a świadomość, że mam gdzie i do kogo wracać, jest bardzo pocieszająca. 
Wracam po kilku minutach i widzę go siedzącego na kanapie. Rozsiadam się na jego kolanach jak księżniczka, kiedy on opatula mnie swoimi silnymi ramionami. I przyrzekam, że te ramiona wciąż przyprawiają mnie o dreszcze. 
-Więc, tak sobie myślałam, że wieczorem możemy się wybrać na plażę, a później pójść na kolację - patrzę na niego, zagryzając zębami wargę. - Tylko we dwoje… - całuje go w policzek, a następnie w usta, czując w żołądku stado motyli. Rzadko jestem w tak ogromnej euforii, a z nim dzieje się to za każdym razem, kiedy go widzę.
-To świetny pomysł, ale znajomi wyprawiają dzisiaj imprezę i już dałem znać, że będziemy.
-Oh… - odpowiadam, nie do końca zadowolona, ponieważ myślałam, że spędzimy trochę czasu razem, zważywszy, że niestety częściej widujemy się w większym gronie osób, niż sam na sam. -Rozumiem.
-Trochę posiedzimy, a później zabiorę cię do domu i będziemy mieć czas tylko dla siebie - muska moje wargi, a w między czasie szuka zapięcia od gorsetu. - Wtedy zrobię z tobą co tylko chcę… 
Jestem pewna, że tak będzie. Nie tylko później, ale i teraz robi ze mną co tylko chce. A kiedy moje ubrania leżą już na podłodze, a on bierze w posiadanie moje piersi, a po chwili całe ciało, ja się na to zgadzam. I całkowicie się w tym zatracam. 



O dwudziestej pierwszej zajeżdżamy pod klub StarStruck. Kiedy wychodzimy z Tyler’em z samochodem, paparazii robią nam mnóstwo zdjęć. Czyhają nas nas jak hieny i doganiają z każdym kolejnym krokiem. Moja mina mówi jedno - nie jestem z tego powodu szczęśliwa. 
Impreza jest prywatna, ponieważ jakiś kolega Tylera wraz ze swoim partnerem robią tu urodziny. To dość niespotykane mieć urodziny tego samego dnia co twoja druga połówka. Ale i trochę ekscytujące.
Widzę dużą część osób z obsady Teen Wolf’a, więc podejrzewam, że solenizantem jest również ktoś z serialu. 
Klub jest piękny i bardzo prestiżowy. Na sufitach wiszą kryształowe żyrandole oraz lampy, które ukazują fioletową poświatę, zaś na ścianach przymocowano białe telewizory plazmowe. Dookoła stoją skórzane, kremowe kanapy i stoliki w tym samym kolorze. 
-America! Miło cię widzieć! - podlatuje do mnie Holland, ściskając mnie mocno. Również cieszę się na jej widok, ponieważ złapałam z nią najlepszy kontakt z całej ekipy. Oczywiście jeśli mówimy o płci damskiej. 
-Hej! Jak się masz? 
-W zasadzie po staremu. Zaczęliśmy kręcić piąty sezon serialu, więc nie pamiętam kiedy ostatnio spałam. A co nowego u Ciebie i dziewczyn? Słyszałam, że występowałyście dla królowej! Moje gratulację.
-Dziękuję - uśmiecham się do niej pogodnie. Jest przekochana. - To było świetne doświadczenie. I chyba największy stres jaki w życiu przeżyłam - kładę dłoń na sercu, pokazując tym samym emocje, jakie doskwierają mi do dziś po owym zdarzeniu.
-Wcale się nie dziwię. Chodź! Poznasz Colton’a i Jeff’a!
Po chwili wraz z rudowłosą i Tyler’em kroczę w stronę dwóch elegancko ubranych mężczyzn, organizatorów tejże imprezy. Jeden z nich jest młodszy, zdecydowanie przystojniejszy, natomiast drugi wyższy od pierwszego, i po nim zdecydowanie bardziej widać, że jest homoseksualistą. Nie, żebym była do tego uprzedzona oczywiście.
-Tyler! - niższy wita się z brunetem, klepiąc po plecach. Drugi robi to samo, zaraz po nim. 
-A to oczywiście jest America Carter - mężczyzna podchodzi do mnie i podaje mi dłoń. 
-To właśnie ja. - odpowiadam z uśmiechem.
-Colton Haynes, a to mój narzeczony Jeff Leatham. 
-Bardzo miło mi was poznać. I oczywiście, wszystkiego najlepszego! - wykrzykuję z siebie, lekko zawstydzona. Naprawdę zbyt dużo przystojniaków jak na jeden wieczór.
-Jest urocza! - odzywa się Jeff, patrząc najpierw na mnie, a później na Tyler’a. - Masz się jej mocno trzymać! 
-Na pewno tak będzie! - Tyler spogląda na mnie czule, przytulając do swojego boku. Czuję się szczęściarą, że mogę tu z nim dzisiaj być.
Colton i Jeff życzą nam udanej zabawy i obiecują, że później wrócą się z nami napić i porozmawiać. Holland prowadzi nas do loży, w której mamy siedzieć wraz z nią oraz innymi aktorami serialu.
-Czy to Jeff gra w serialu czy Colton? - pytam rudowłosą.
-Colton. Graliśmy kiedyś parę.
-Żartujesz? - pytam, nie dowierzając. - Czuł się z tym w porządku, skoro jest… No wiesz… Gejem?
-Wtedy jeszcze tak, ponieważ nim nie był, a przynajmniej tak mi się wydawało. Byliśmy też parą w prawdziwym życiu. - Holland robi minę taką, jakby sama nie wierzyła w to co mówi. - Chyba jest biseksualny.
-O cholera - patrzę na nią z wielkimi oczami. - Tego się nie spodziewałam.
-Uwierz, że ja też nie - prycha. - Ale na szczęście znalazłam prawdziwą miłość i każdy jest szczęśliwy.
Faktycznie. Max, który jest aktualnym partnerem Holland bardzo do niej pasuje i po tym jak na nią patrzy można z góry stwierdzić, że ogromnie ją kocha.
Kiedy ostatnim razem poznałam bliźniaków, nie wiedziałam, że jeden z nich jest w związku z rudowłosą. Może dlatego, ponieważ skupiałam się na mojej nowej, aktualnej miłości, z którą tu dziś jestem.
W loży witam się z Tyler’em Posey, Ian’em, Shelley, Ryan’em oraz bliźniakami. Wszyscy  przyjmują mnie bardzo gorąco i każdy cieszy się, że mnie widzi, co naprawdę bardzo mi pochlebia. Myślałam, że nie będę się dziś czuła nadzwyczaj komfortowo, z racji tego, że ostatnio byłam z nimi na imprezie razem z Victorią. Dzisiaj jej tu nie ma, ale muszę stwierdzić, że jest tak samo świetna atmosfera jak wtedy.
Posey całuje mój policzek i klepie miejsce obok siebie. Chyba znalazłam towarzysza na dzisiejszy wieczór z racji tego, iż mój Tyler nie zdążył nawet dojść ze mną do tej loży i nawet nie wiem gdzie go zgubiłam. 
-Jak się ma Scott McCall? - pytam, dumna z tego, iż zapamiętałam jego serialowe imię i nazwisko.
-Coraz bardziej mnie zadziwiasz, Americo Carter. Czy chcesz mi powiedzieć, że zaczęłaś oglądać serial?
-Muszę ci szczerze wyznać, że kiedy po nagrywaniu wróciłam do Londynu, obejrzałam dwa sezony pod rząd, prawie bez wychodzenia z domu.
-W takim razie jestem zaszczycony. A ja w końcu kupiłem wasze płyty. Wszystkie trzy! 
-Naprawdę!? - mówię zdumiona. - To cudownie! Ale to chyba nie twoje gusta muzyczne? - śmieję się.
-Co prawda, wciąż pozostaję sercem przy bardziej rockowych klimatach, ale kiedy budzi się we mnie romantyk, mam ochotę posłuchać czegoś w waszym stylu.
Wszyscy rozmawiamy bez końca, upijając się przepysznymi drinkami i opowiadając sobie różne historie, typowo wzięte z życia. O dziwo najrzadziej widzę mojego wybranka, który co jakiś czas przychodzi do nas, siedzi kilka chwil i znów odchodzi, szukając nie wiadomo czego i nie wiadomo kogo. Niestety nie tak wyobrażałam sobie ten wieczór, ale nie mogę stawiać mu zbyt dużych warunków, skoro może faktycznie ma tu wielu przyjaciół, z którymi pragnie porozmawiać.
-Dylan! Gdzieś ty był do cholery!? - nagle słyszę głos Ian’a, który wstaje i od razu podaje drinka nowemu gościowi.
-Wybaczcie moi drodzy, ale mam dzisiaj lekki poślizg, ale gwiazda wieczoru przybyła!
Kiedy zerkam na Dylan’a, stwierdzam, że wygląda trochę inaczej niż go zapamiętałam. Wtedy był bez zarostu i miał krótsze włosy, natomiast dzisiaj jest odwrotnie. Wygląda jakoś mężniej i muszę przyznać, że naprawdę całkiem nieźle się prezentuje. 
-Americo, pozwól, że usiądę obok ciebie, bo mam dość tych ludzi - Dylan śmieje się i dostaje kuksańca od Ryan’a.
-Nie mam nic przeciwko - odpowiadam, i zastanawiam się czy nie brzmię przez to dziwnie, zważywszy, że przyszłam tu z Tyler’em, a obok mojej prawej siedzi jeden jego kolega, a z lewej drugi kolega. Niestety to już nie moja wina, że sam się gdzieś zapodział. To raczej ja powinnam mieć pretensje, bo mnie tu zostawił.
-Jestem zawiedziony, że nie było was na mojej imprezie - zagaduje mnie, choć na początku nie wiem o co chodzi. Dopiero później zdaję sobie sprawę, że faktycznie takowa impreza się odbyła, a my w końcu na nią nie dotarliśmy, bo przez resztę nocy uprawialiśmy z Tyler’em seks. Zdarza się i tak.
-Przepraszam! Żałuję, że nie dotarliśmy Na pewno jeszcze będziemy mieli okazję.
-A co, zapraszasz mnie na imprezę? - pyta, patrząc na mnie trochę kpiąco.
-Nie jestem u siebie, żeby organizować imprezę.
-Więc może nie będziemy mieli okazji. - mówi pewnie i zauważam, że jest trochę bezczelny. Oczywiście nie w jakiś bardzo chamski sposób, bo z jednej strony, ta cecha go trochę wyróżnia na tle innych.
-Myślę, że impreza, którą zorganizowałabym ja, byłaby najlepszą imprezą w twoim życiu - patrzę na niego równie pewnie, no bo okej, może na co dzień jestem potulna jak baranek, ale teraz gram w grę, w którą gra on.
-A skąd ta pewność?
-Cóż, na pewno nie miałaby na nią wstępu twoja ex, która zdążyła zepsuć twój wieczór… - patrzę na niego z udawanym współczuciem, a on chyba doskonale wie, że się z niego nabijam. Kładzie ramię na oparciu od sofy, a palcem wskazującym stuka się w dolną wargę, lustrując moją twarz zwężonymi oczami.
-Dobra, wygrałaś, to nie była najlepsza impreza w moim życiu.
-Tak słyszałam - zerkam na niego z uśmiechem, biorąc łyk drinka.
-No dobrze więc. W takim razie masz okazję odpokutować. Zapraszam ciebie i resztę dziewczyn na premierę mojego nowego filmu w Londynie. 
-A kiedy odbędzie się ten wyjątkowy dzień?
-Dokładnie za tydzień.
-W takim razie myślę, że się pojawię. W końcu to nie ty organizujesz after party, więc co może pójść źle? - odgrywam się bezczelnością, ale widzę, że kompletnie go to bawi. Patrzy na mnie jakby znalazł bratnią duszę, która jako jedna z nielicznych rozumie i potrafi się wpasować w jego żarty i charakterystyczne poczucie humoru.
-Coś mnie ominęło? - nagle pojawia się Tyler, który zerka to na mnie, to na Dylan’a, jakby przyłapał nas na gorącym uczynku. Obchodzi lożę i zajmuje miejsce, gdzie jeszcze nie dawno siedział Posey. Nawet nie wiem kiedy się stąd zmył.
-Dylan zaprosił mój zespół na premierę swojego filmu.
-Świetnie, w takim razie zostaniesz w Los Angeles na dłużej - odpowiada, nie wykazując większych emocji, lejąc sobie przy tym do szklanki whiskey. 
-W Londynie też będzie premiera, a ja chyba nie powinnam zostawiać dziewczyn samych. Ludzie zaczną pisać, że nie poszłam razem z nimi.
-Jak chcesz. - odpowiada znów beznamiętnie. Nie wiem co go ugryzło, ale nie jest dziś najprzyjemniejszym facetem na świecie. A ja nie mam pojęcia dlaczego.


Ani w klubie, ani w powrotnej drodze do domu nie zamieniłam już z Tyler’em ani słowa. Nagle przybrał oblicze, którego jeszcze nie miałam okazji w nim zobaczyć. Zupełnie obojętny na moje zaczepki, a nawet trochę zimny w stosunku do mojej osoby. Pytałam, czy zrobiłam coś złego, a on tylko beznamiętnie kręcił przecząco głową. Zupełnie jakby był obrażonym małolatem, co zdecydowanie nie pasuje do jego postawy dojrzałego i silnego mężczyzny.
Kiedy przekraczamy próg mieszkania, zauważam ciemność, a pomieszczenie rozświetla tylko latarnia stojąca nieopodal okna na dworze. 
Tyler zamyka drzwi, a ja nie mam czasu się nawet odwrócić, kiedy zostaję przyciągnięta do ściany. Słyszę jego głośny oddech, a na nadgarstkach czuję uścisk jest silnych dłoni. Nie wiem czy mam się bać, czy być przerażona, ponieważ nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam.
-Zdajesz sobie sprawę, że to był cholernie zły wieczór? - pyta, dysząc mi do ucha.
-Myślałam, że ci się podobało - szepczę.
-O nie. Nie podobało mi się to, jak inni na ciebie patrzyli. - błądzi nosem po mojej szyi. - Nie podobało mi się to, że nie mogłem cię tak po prostu wziąć na stole i pokazać, że jesteś tylko moja.
-Jestem tylko twoja… - odpowiadam.
-Tak. Jesteś… - odpowiada, wbijając się mocno w moje wargi. Nagle wszystko dzieje się bardzo szybko. W jednej chwili odwraca mnie tyłem do siebie tak, że opieram się o szafkę po ścianą. Zniża mój tułów, a moje ciało układa się idealnie w kąt dziewięćdziesięciu stopni. Jedna jego dłoń trzyma moją szyję, a druga błądzi pod sukienką, dotykając mojego czułego miejsca. Pieści mnie przez chwilę tak, że wydaję z siebie jęki ekstremalnej rozkoszy. 
Moja bielizna zaraz zostaje zsunięta w dół, a w tle słyszę, że on sam rozpina swój pasek od spodni. I wchodzi we mnie. Niespodziewanie, mocno, namiętnie i niewyobrażalnie seksownie. Jego ruchy są tak szybkie i tak głębokie, że mam wrażenie, że wchodzi we mnie cały. Jeszcze nigdy nie byłam spenetrowana tak dogłębnie, ale przyznaję, że to uczucie jest obłędne, wręcz nieporównywalne. 
Czuję się kompletnie zdominowana i nie wiem czy jestem przerażona tym, że coś takiego ma miejsce czy tym, że cholernie mi się to podoba. 
I choć nie trwa to długo, mam wrażenie, że jestem wykończona zupełnie tak, jakbym przebiegła maraton. 
Na zakończenie tejże ekstremalnej przygody znów zostaję odwrócona przodem do mojego partnera, a w prezencie dostaję delikatny pocałunek w usta.

I zdziwiona całą tą sytuacją, intensywnie zastanawiam się, co się właśnie wydarzyło.

***

czwartek, 21 września 2017

36.And if I could have just one wish I'd have you by my side.

AMERICA


„The Fame wystąpią przed królową”
„Dziewczyny z The Fame w końcu poznają rodzinę królewską”
„The Fame jako pierwszy brytyjski girsband w Walii”.

Tak przez parę ostatnich dni brzmiało większość nagłówków w brytyjskich gazetach. Tak. THE FAME W KOŃCU WYSTĄPI PRZED KRÓLOWĄ.
W końcu, ponieważ czekałyśmy na to bardzo długo i po czterech latach nasze marzenie się spełnia. To zdecydowanie jedno z większych osiągnięć „gwiazd” naszego formatu.
Od samego rana latamy nabuzowane, jak przed największym egzaminem życia. Każda z nas modli się, aby nie popełnić dzisiejszego wieczoru żadnej gafy, bo prasa totalnie by nas zlinczowała. 
Siedzimy w przepięknej czarnej limuzynie, w cudownych i wytwornych sukniach, szczerząc się do siebie jak nigdy. 
Chyba wciąż nie możemy w to uwierzyć.
To niesamowite, że powtarzamy sukces One Direction. Największego boybandu w Wielkiej Brytanii. Teraz przyszedł czas na nas. Chyba możemy się z nimi równać.
Wpatruję się w swoją piękną, czerwoną suknie, na której wyszyte są płatki róż. Jest przecudowna i nawet nie chcę wiedzieć ile kosztowała. Dzisiejszego wieczoru nie chcę zrzucać na siebie presji pieniężnej, bo znając życie mogłabym coś popsuć.
Caroline ma na sobie urzekającą, jasno fioletową kreację z akcentami srebra. Ma dopasowaną biżuterię oraz torebkę w podobnych odcieniach, a na jej stopach goszczą pudrowo różowe szpilki. Kreacja idealna. 
Zoe tak samo jak ja ma na sobie czerwień, lecz jej odcień jest zdecydowanie głębszy i ciemniejszy. Srebrna biżuteria cudownie komponuje się na tle jej urody, a ja coraz bardziej przekonuję się w mniemaniu, że cokolwiek ta dziewczyna nie założy i tak wygląda znakomicie.
Victorii zaś przypasowała suknia w odcieniach podobnych do Caroline i muszę powiedzieć, że jest najbardziej klimatyczna i fikuśna z nas wszystkich. Gdybym jej nie znała, myślę, że na sto procent pomyślałabym, że ta piękność ma do czynienia z rodziną królewską na poważnie.
Kiedy wysiadamy z limuzyny, flesze aparatów kompletnie nas oślepiają, chociaż nie dajemy po sobie tego poznać. Zdążyłyśmy się już przyzwyczaić.
„Nie zwracaj uwagi na błysk. Idź pewnie przed siebie jak księżniczka, bo to ty jesteś główną atrakcją” - tak mawiała Margaret. Uważam, że to słuszna dewiza.
Wszystko dzieje się tak szybko, że aż sama nie wiem co się wokół mnie dzieje. W jednym momencie rozmawiamy z królową, później z księciem William’em oraz Kate, a za kilka chwil podchodzi do nas książę Harry, mówiąc, że pięknie wyglądamy i nie mamy potrzeby się denerwować. 
Jest naprawdę słodki. 
Chyba wszyscy faceci o tym imieniu już tak mają.
Widzę jak Vick mierzy go wzrokiem. Wszyscy wiemy, że lubi rudych i brodatych, ale nie Victorio. Książę Harry zdecydowanie nie jest dla Ciebie. 
Pierwszy występ przed nami. Dziewczyny mają na sobie odcienie czerni i złota, a ja nie wiedzieć czemu mam dopasowaną granatową suknie. Trochę się wyróżniam na ich tyle, ale widocznie nasi styliści nie widzą w tym nic dziwnego. 


Stoimy na środku sceny z mikrofonami postawionymi przed naszymi sylwetkami. Scena jest rozświetlona na tyle słabo, że nie widać nam twarzy, ale to zmienia się z każdą kolejną śpiewaną zwrotką, przez co każda z nas może doczekać się swojego własnego momentu. Kiedy słyszę melodię do Good Enough zaczynam mieć ciarki na całym ciele, ponieważ miałam bardzo duży wkład w napisanie tej piosenki ze względu na moje ostatnie życiowe doświadczenia.

Caroline

I am the diamond you left in the dust / Jestem diamentem, który zostawiłeś w kurzu
I am the future you lost in the past / Jestem przyszłością, którą straciłeś w przeszłości
Seems like I never compared / Wygląda na to, że nigdy nie byłam do porównania
Wouldn't notice if I disappeard / Nie zauważyłbyś, gdybym zniknęła

You stole the love that I saved for myself / Ukradłeś miłość, którą zachowałam dla siebie
And I watched you give it to somebody else / I obserwowałam jak dajesz ją komuś innemu
But these scars no longer I hide / Ale tych blizn nie kryję już dłużej
I've found the light you shut inside / Znalazłam światło, które zamknąłeś wewnątrz
Couldn't love me if you tried / Nie potrafiłbyś mnie pokochać, nawet gdybyś próbował

Am I still not good enough? / Nadal nie jestem wystarczająco dobra?
Am I still not worth that much? / nadal nie jestem tak dużo warta?
I'm sorry for the way my life turned out / Przepraszam za sposób, w jaki obróciło się moje życie
I'm sorry for the smile I'm wearing now / Przepraszam za uśmiech, który teraz noszę
Guess I'm still not good enough / Zgaduję, że nadal nie jestem wystarczająco dobra

Victoria 

Does it burn? / Czy to parzy?
Knowing I used all the pain / Wiedza, że zużyłam cały ból?
Does it hurt? / Czy to boli?
Knowing you're fuel to my flame / Wiedza, że jesteś paliwem dla mojego płomienia?
Don't look back / Nie oglądaj się wstecz
Don't need your regrets / Nie potrzebuję twojej skruchy
Thank God you left my love behind / Dzięki Bogu, że zostawiłeś moją miłość ze sobą
Couldn't change me if you tried / Nie potrafiłbyś mnie zmienić, nawet gdybyś próbował

America

Am I still not good enough? / Nadal nie jestem wystarczająco dobra?
Am I still not worth that much? / nadal nie jestem tak dużo warta?
I'm sorry for the way my life turned out / Przepraszam za sposób, w jaki obróciło się moje życie
I'm sorry for the smile I'm wearing now / Przepraszam za uśmiech, który teraz noszę
Guess I'm still not good enough / Zgaduję, że nadal nie jestem wystarczająco dobra

Zoe

Release your curse / Uwolnij swoje oszczerstwa
'Cause I know my worth / Ponieważ znam swoją wartość
Those wounds you made / Te rany, które zrobiłeś
Are gone you ain't seen nothing yet / Już zniknęły, nic już nie zobaczysz
Your love wore thin / Twoja miłość osłabła
And I'd never win / A ja nigdy bym nie wygrała
You want the best / Ty chcesz najlepszej
So sorry that's clearly not me / Przepraszam, ale widocznie to nie ja
This is all I can be / To jest wszystko, czym mogę być…

Razem

Am I still not good enough? / Nadal nie jestem wystarczająco dobra?
Am I still not worth that much? / nadal nie jestem tak dużo warta?
I'm sorry for the way my life turned out / Przepraszam za sposób, w jaki obróciło się moje życie
I'm sorry for the smile I'm wearing now / Przepraszam za uśmiech, który teraz noszę
Guess I'm still not good enough / Zgaduję, że nadal nie jestem wystarczająco dobra

Piosenka się kończy, a my przyjmujemy gromkie brawa z wielką zadumą. To była premiera piosenki Good Enough i sądzę, że zrobiła na publiczności ogromne wrażenie. Jakby każdy w tej sali czuł ją razem z nami. Emocje, ból i prawdę. Uczucia, które ta piosenka zdecydowanie posiada.
Wracamy za kulisy i przebieramy się w kolejne suknie. Tym razem jedziemy na jednym wózku i każda z nas ma na sobie barwy nude. Subtelnie i kobieco, zupełnie tak jak chciałyśmy. 



Kiedy ponownie wychodzimy na scenę, ułożenie jest takie samo jak wcześniej. Znowu stoimy przed ogromnym tłumem, gotowe zaśpiewać dla nich drugą i ostatnią już piosenkę.

Victoria

You turn, and I learn that the wall comes falling down / Zawracasz, a ja odkrywam, że mur zaczyna się walić
Not a word, only heard what my friends could tell me now / Bez słowa, słyszałam tylko to, co moi przyjaciele powiedzieliby mi w tej sytuacji
I feel love when I see your face / Czuję miłość, kiedy widzę twoją twarz
But all these scars, I can't replace / Ale nie mogą udawać, że te wszystkie blizny nie istnieją
Shock me hard, hit me hard, and I don't know what you say / Wstrząsnąłeś mną, uderzyłeś mocno, a teraz nie wiem, o czym mówisz

Zoe

When you knock on my door / Kiedy pukasz do moich drzwi
And tell me you don't wanna fight / I mówisz, że nie chcesz walczyć
Oh, baby I'm sure that I'm not gonna fall this time / Kochanie, jestem pewna, że tym razem się nie poddam

Caroline

You never brought me flowers / Nigdy nie przyniosłeś mi kwiatów
Never held me in my darkest hours / Nigdy nie wspierałeś mnie, kiedy było źle
And you left it so late that my heart feels nothing nothing / I zostawiłeś to, za późno, teraz moje serce nie czuje już niczego
And towers / I bierze góry
Once we were made like towers / Kiedyś byliśmy zbudowani jak wieże
Everything could've been ours / Wszystko mogło być nasze
But you left it too late now my heart feels nothing nothing at all / Ale zostawiłeś to, teraz już za późno, moje serce nie czuje zupełnie niczego

America

It's a shame / To wstyd
You're to blame / I wina spoczywa na tobie
'Cause once you owned my heart / Bo kiedyś miałeś moje serce
I remember feeling so high / Pamiętam uczucie bycia tak wysoko
But I'm right back at the start / Ale teraz wracam z powrotem na start
I still feel love when I see your face / Wciąż czuję miłość, kiedy widzę twoją twarz
But all these tears I can't erase / Ale nie mogę po prostu wymazać tych wszystkich łez
Sorry heart, I'm sorry heart / Wybacz mi serce, przepraszam cię
But we'll have to start again / Ale musimy zacząć od początku

Zoe

So don't knock on my door and tell me you don't wanna fight / Więc nie pukaj do moich drzwi i nie mów, że nie chcesz walczyć
'Cause I heard it before / Ponieważ słyszałam to już wcześniej
And I'm not gonna let this time / I nie zamierzam pozwolić tym razem
Not going back this time / Tym razem się nie cofnę

America

You never brought me flowers / Nigdy nie przyniosłeś mi kwiatów
Never held me in my darkest hours / Nigdy nie wspierałeś mnie, kiedy było źle
And you left it so late that my heart feels nothing nothing / I zostawiłeś to, za późno, teraz moje serce nie czuje już niczego
And towers / I bierze góry
Once we were made like towers / Kiedyś byliśmy zbudowani jak wieże
Everything could've been ours / Wszystko mogło być nasze
But you left it too late now my heart feels nothing nothing at all / Ale zostawiłeś to, teraz już za późno, moje serce nie czuje zupełnie niczego

Nothing at all / Zupełnie niczego

Victoria

When you're close I wanna change my mind / Kiedy jesteś blisko, chcę zmienić zdanie
But I remember you and what we're like / Ale pamiętam ciebie i to, jacy jesteśmy razem
I don't wanna let you waste my time / Nie zamierzam pozwolić ci marnować mojego czasu

Caroline

And you never brought me flowers / I nigdy nie przyniosłeś mi kwiatów
Never held me in my darkest hours / Nigdy nie wspierałeś mnie, kiedy było źle
And you left it so late that my heart feels nothing nothing at all / I zostawiłeś to, teraz już za późno, moje serce nie czuje zupełni nic

Zoe

Once we were made like towers / Kiedyś byliśmy zbudowani jak wieże
Everything could've been ours / Wszystko mogło być nasze
But you left it too late now my heart feels nothing nothing at all / Ale zostawiłeś to, teraz już za późno, moje serce nie czuje zupełnie niczego

Razem

Nothing at all / Zupełnie niczego

Zoe

Nothing at all / Zupełnie niczego

Caroline

Once we were built like towers / Kiedyś byliśmy zbudowani jak wieże
Nothing at all / Zupełnie nic
We were built like towers / Byliśmy zbudowani jak wieże
Now my heart feels nothing at all / Teraz moje serce nie czuje zupełnie nic

Mając nadzieję, że królestwo nie będzie zawiedzione balladami o miłości, kłaniamy się po raz ostatni, uśmiechając się do siebie na wzajem, uszczęśliwione tym, że marzenia się spełniają. 
Wystarczy tylko po nie sięgnąć…


VICTORIA


Występ u Królowej Elżbiety wyszedł wyśmienicie. Wszystkie czułyśmy stres, ale też podekscytowanie. W końcu czekałyśmy na ten zaszczyt tak długo. W sumie, od początku powstania naszego zespołu. 
W drodze do domu podejmujemy z Americą decyzję o wyjściu do pubu. Caroline umówiła się na randkę z Paulem, a Zoe ma kolację biznesową z kimś od Balmaina. 
Tak więc ostatecznie siedzimy w ogromnej loży z moją najlepszą przyjaciółką pod słońcem i wlewamy w siebie drinka za drinkiem. 
- Jutro w końcu znów zobaczę się z Tylerem - spogląda na mnie spod długich rzęs. Uśmiecha się rozmarzona, po czym upija łyk mohito - Stęskniłam się za nim. Dasz wiarę, że można tęsknić za kimś z kim ciągle wymieniasz wiadomości? 
Chciałabym potwierdzić. Ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że wiem i że ją rozumiem. Ja z osobą za którą chyba tęsknię wymieniam krótkie wiadomości. Dziś było apogeum. NIALL: "Uważaj na Księcia Harrego, podobno ma słabość do blondynek:)"  
Już nieźle wkurzona, zagryzając wewnątrz policzek, z parą buchającą z moich uszu odpisałam. "Ja przynajmniej nie martwię się o to, czy jak dotknę mojego partnera to ze starości się nie rozpadnie!!!;) PS ja lubię rudych i co?"
Nie odpisał. Przez pierwsze trzy sekundy miałam wyrzuty sumienia, potem byłam z siebie dumna.
- Myślisz, że powinnam ubrać coś sexy? - wyrywa mnie z zamyślenia - Może jakaś małą czarną?
- Coco Chanel stworzyła małą czarną byśmy czuły się seksowne.
Widzę, że daje jej to do myślenia. Zwłaszcza, że kolejny drink wjeżdża na stół. Jednak tego nie rodzaju alkoholu nie zamawiałyśmy. Szampan w którym pływa truskawka złoci się w bladym świetle żarówek. Pytamy od kogo to, a barman odwraca się i wskazuje na siedzącego przy barze Shawn'a. uśmiecha się do nas szeroko, ukazując rząd idealnie prostych, białych zębów. Widzę je z dokładnością nawet tutaj. 
- Czy Shawn może pić alkohol? Ma chyba z siedemnaście lat - America nachyla się nad stołem. Konspiracja przede wszystkim. 
- Ma dziewiętnaście - odpowiadam rzeczowo, chociaż w sumie nie wiem skąd to wiem. Uśmiecha się do mnie, po czym bierze łyk szampana.
- Jak na młodziaka - kiwa z uznaniem głową - Zna się na rzeczy. Prawie jak my. Chociaż w jego wieku piłam jeszcze tanie wino i smakowe wódki. Pamiętasz czasy Bootcampu? To było świetne.
Na samą myśl o alkoholach pochowanych pod naszymi łóżkami albo w szafach pomiędzy jeansami, przez moje ciało przelewa się fala ciepła. Jest to tak miłe wspomnienie, a kiedy Carter o nim przypomina, nie może być inaczej, że marzę o powrocie do takiej rzeczywistości. Szarego człowieka. Wtedy wiele rzeczy było o wiele prostszych. 
Wspomnienia tak mnie absorbują, że nie zauważam, kiedy ciemnowłosy podchodzi do naszej loży. Dopiero z zamyślenia wyrywa mnie ich powitanie. Obserwuję jak całują się w policzek, a potem Shawn jakby nigdy nic siada tuż obok mnie. 
Jego udo ociera się o moje i choć nie chcę, nie mogę nie skupić się na jego umięśnionym ramieniu, odpiętych trzech pierwszych guzikach jego koszuli, ukazujący imponujący tors. 
- Cześć Victoria - zarzuca mi rękę przez ramię i całuje w policzek. 
- Cześć Shawn - odpowiadam. Staram się ignorować mrowienie w miejscu, gdzie przed chwilką dotykał mnie ustami. Widziałam go ostatnio kilka miesięcy temu i muszę przyznać, że przeszedł małą transformację z chłopca na mężczyznę. 
- Jak życie kolego z branży? - Ami uśmiecha się szeroko, dalej sącząc szampana. 
- Gdybym powiedział, że to jeden z nielicznych wieczorów, kiedy mam chwilę wytchnienia - czuję jak palcem zatacza kółko na moim ramieniu. W myślach proszę by nie przestawał - Nie skłamałbym.
-  A my…
Przerywa. Widzę, jak jej wzrok podnosi się nad nasze kanapy. Blednie. Kieliszek odstawia na drewniany blat po czym wstaje.
Podążam za jej wzrokiem. Jakieś pięć metrów dalej stoi Harry, cholernie seksowny, z potarganymi włosami, sączy drinka.
- Później do was dołączę, okej? - mówi jakby z oddali i już jej nie ma. 
Czuję jak Shawn rusza się w miejscu, po czym wolną dłonią wyciąga z kieszeni swój telefon. 
- Idziemy na shoty? Iście gwiazdorski wieczór, nieprawdaż? - zsuwa rękę z mojego ramienia, a potem wyciąga ją bym mogła włożyć swoją w jego dłoń. Ma piękne, ogromne dłonie. na środkowy palec wsunięty jest srebrny pierścionek. Dostrzegam też gitarę wytatuowaną na jego przedramieniu.
- Gwiazdorski, czy nie gwiazdorski - puszczam mu oczko - Ważne, że mamy zamiar się świetnie bawić, prawda?
Szelmowski uśmiech oświeca jego twarz. Podświadomie wiem, że ta noc przyniesie jeszcze kilka niespodzianek.
Tylko jeszcze nie wiem jakich. Cóż, to się jeszcze okaże.

NIALL

Nie mogłem wyobrazić sobie lepszego sobotniego wieczoru. Tylko ja, moich dwóch dobrych kumpli, piwo i mecz piłki nożnej. 
Usadawiam się wygodnie na kanapie, prostując nogi na stoliku kawowym. Ostatnie dni to istne szaleństwo. Pracujemy w studio na najwyższych obrotach, przygotowując piosenki na moją płytę. Dużo rzeczy udaje nam się ogarniać bez problemów. Zaliczam do tego przede wszystkim pisanie tekstów, które wręcz wypływają każdą cząstką mnie. Ciągle mam przy sobie notes, telefon albo nawet zwykłą chustkę. Czuję się zupełnie jak autorka Harrego Potter'a i podświadomie marzę o podobnym sukcesie.
Biorę kolejny łyk piwa, czując jak złota ciecz spływa mi do żołądka. Z zaangażowaniem oglądam biegających po murawie piłkarzy. Jestem zaaferowany i w momencie kiedy moja drużyna jest przy piłce wydaję z siebie okrzyk radości. Moi kumple towarzyszą mi w tej salwie radości, kiedy ciemnowłosy Brett szturcha mnie łokciem. Leniwie odwracam głowę by móc na niego spojrzeć. Uśmiecha się głupio pod nosem, powodując, że zaczynam się irytować. Nie wiem na co bardziej. Na to, że odwraca moją uwagę od meczu, czy na to, że zaraz wiem o co mnie zapyta. 
- Stary, wiesz o co miałem pytać?! - Brett spogląda na mnie - Starsza kobitka? Tego się po Tobie nie spodziewałem.
Piorunuję go wzrokiem. Nie dość, że ta cała myśl wzięła mu się znikąd, to sprawa z Kate jest dość pogmatwana i jestem pewien, że nie jest to tak ważne, by zaprzątać sobie nią myśli w sobotni wieczór.
- Jestem nieprzewidywalny - przyciskam szyjkę butelki do ust. Wlewam alkohol do gardła. Chciałbym uciszyć Brett'a i wyrzuty sumienia. Albo chociaż odwrócić całą tą sytuację w żart. Staram się, naprawdę.
- Ale chyba powiesz kolegom jak posuwa się dwadzieścia lat starszą babeczkę, co? - tym razem Mitch zabiera głos, wychylając się zza ciała kumpla. Pokazuje mu środkowy palec.
- Wiesz, że one są bardziej wymagające, prawda? - Brett unosi brwi tak mocno, że marszczy mu się czoło.
Już mam odpowiadać, powiedzieć, że mają się wypchać i sami sprawdzić, jeśli aż tak bardzo ich to kręci i ciekawi, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Przepraszam kumpli i idę otworzyć. W między czasie zastanawiam się kto może być za nimi. Nikogo nie zapraszałem ani nie miałem pojęcia, że ktoś sam się zaprosił. 
- Dobry wieczór! Niespodzianka!
Najpierw słyszę krzyk, by potem ujrzeć przechodzącego przez próg Shawn'a z butelką szampana w dłoni uniesionej nad głową. Spoglądam na nią i modlę się, żeby zaraz nie wylądowała na podłodze. Mendes jest już nieźle wstawiony i brakuje tylko tego, że musiałbym po nim sprzątać.
Przytula się do mnie, trzymając mnie krótką chwilę w objęciach. Zawsze jest taki kiedy przekroczy swój próg tolerancji alkoholowej i szumi mu w głowie od pocentów.
- Niespodzianko numer dwa, chodź tu do nas! - cofa się, by wychylić głowę przez drzwi, których ciągle nie zamknąłem. Wyciąga rękę. Widzę jak jakaś damska dłoń ujmuje jego. I choć dobrze znam Shawn'a i bardzo się lubimy, widok tak samo pijanej Vicky sprawia, że dzisiejszy obiad wykonuje koziołka w moim żołądku. 
- Vick - odzywam się pierwszy raz od momentu kiedy otworzyłem drzwi, od razu doskakując do dziewczyny. Choć moim pierwszym odruchem jest pomoc, to nie mogę nie skupić wzroku na tym jak wygląda dzisiejszego wieczoru. Ma na sobie krótką turkusową spódniczkę, czarną satynową bluzeczkę i obszerny żakiet w paski. I choć na nogach ma ciemne rajstopy i niskie botki, wygląda mega seksownie. Nawet z lekko przekrwionymi oczami i alkoholowym uśmiechem. 
- Niall? - spogląda na mnie, po czym podchodzi i też mnie przytula. Jej gest jest zdecydowanie krótszy i choć to w jej ramionach wolałbym być chwilę dłużej, odsuwa się ode mnie jakby bliskość mojego ciała ją parzyła. Oprócz tego mruży oczy i ściąga brwi. Zachowuje się jakby nie wierzyła, że właśnie mnie widzi. Nie jestem pewien, co może formować się w jej pijanym umyśle. I pewnie się nie dowiem.
- Chodź, musisz się czegoś napić. Wody albo soku - zamykam drzwi i ciągnę ją w stronę kuchni - Shawn, Brett i Mitch są w salonie. Idź do nich. 
Patrzę na przyjaciela, który opiera się o ścianę, spogląda w wyświetlacz swojego IPhone. Kiedy słyszy swoje imię, na jego usta automatycznie wpływa szeroki uśmiech.
- Spokojnie przyjacielu! Dam sobie radę!
Choć mam pewne wątpliwości, wierzę mu na jego pijane słowo. Prawdopodobnie wleje w siebie kolejne piwo, a potem zaśnie na kanapie. W tej chwili jest to najlepsza wizja jaka może wytworzyć się w mojej wyobraźni.
- Chodź - mówię do blondynki, po czym kierujemy się do kuchni. Pomagam jej usiąść na krześle. Zakrywa twarz dłońmi. 
- Przepraszam… - mruczy. Trudno ją zrozumieć zza zasłoniętych ust - Przepraszam.
- Nie przepraszaj - kucam przy niej, po czym odsuwam dłonie z twarzy - Lepiej powiedz, jak się tu znaleźliście.
- Byłyśmy w barze… z Americą - przełyka ślinę. Zsuwa oczy na nasze dłonie po czym delikatnie wyswobadza się z mojego uścisku. Lądują na stole. Dla mnie to było zbyt przyjemne, żeby przestać dotykać jej skóry. Chciałbym znów je ująć, ale nie pozwalam sobie na ten gest - Ale potem spotkałam Shawn'a, Ami gdzieś zniknęła. A on powiedział, że jego kumpel organizuje imprezę… i… i… nie wiedziałam, że tym kumplem jesteś Ty. I, że nie ma tu żadnej imprezy…
Wspominam moment kiedy przytula mnie do siebie i rozkoszuje się nim. Choć powinienem podejść do tego z zimną głową, nie potrafię. Nie potrafię powiedzieć sobie, że ona jest pijana. Że dla niej to pewnie nic nie znaczyło. Spoglądam na dłonie. Bawi się nerwowo swoimi palcami. A co jeśli ona nie chce w ogóle tutaj być?
- Mam po kogoś zadzwonić? - wstaję, wyjmuję wodę z lodówki i nalewam do szklanki - Może do Caroline?
- Nie! - wręcz krzyczy - Pod żadnym pozorem.
- To może do Ami? 
- Ami… ona… 
Kładę szklankę przed nią. Od razu wypija połowę. 
- Przepraszam, jestem pijana - odkłada szklankę na stół, po czym opiera czoło na dłoni którą oparła łokciem o blat - Tak mi wstyd. Przepraszam.
Patrzymy na siebie dłuższą chwilę. Ta sytuacja jest tak nieprawdopodobna, że kiedy obydwoje uświadamiamy sobie to samo, wybuchamy śmiechem. Przyglądam się jej pięknej twarzy, tym ogromnym zielonym oczom, kształtnym ustom i długim blond włosom spływającym z jej ramienia. I nie mogę wyjść z podziwu jakie cudo siedzi dosłownie na wyciągnięcie ręki.
- Niall! - do kuchni wtacza się Shawn i psuje tą jedną z nielicznych miłych chwil, które mamy z Vick tylko dla siebie - To prawda, że bzyknąłeś już Kate? Mitch przed chwilką sprzedał mi takiego newsa, że prawie nie uwierzyłem!
Jak na osobę pijaną ,Victoria chyba rozumie bardzo dużo i przyswaja wiele informacji. Jej mina tężeje kiedy pada słowo "bzykacie". Jestem pewien, że w jej głowie wszystkie fakty trafiły już do właściwych przegródek. Chcę zaprzeczyć, ale głos więźnie mi w przeponie. 
- Przyjaciele? Ciągle nazywacie to przyjaźnią? 
- Vick… 
Choć przez chwilę rozświetliła ten sobotni wieczór swoją obecnością, właśnie wszystko znów staje się ciemne i smutne. Chciałbym jej to wytłumaczyć. Ale nie tu, nie teraz. Chciałbym powiedzieć jej, że to prawda. Że to prawdopodobnie Kate czuje więcej, niżeli ja. Że to ona ciągle wykonuje wszystkie pierwsze ruchy. Że to ona pierwsza pocałowała mnie przed drzwiami pokoju hotelowego. Że choć może to nie wygląda na przyjaźń, tak jest.
Z mojej strony.
- Shawn? - wstaje, choć lekko się chwieje - Gdzie mój szampan? 
- Tutaj - podnosi rękę. Zielona butelka lśni w świetle lamp kuchennych. 
- Cudownie - wyrywa mu szkło, po czym wypija kilka łyków - Chyba będziemy się zbierać. Co powiesz na to, żebyśmy poszli do klubu?
- Z Tobą Victoria, na koniec świata!
Świat się zatrzymuje. Ja mam wrażenie, że jakaś nadprzyrodzona siła przymocowała moje stopy do podłogi tak mocno, że nie mam nawet szansy na to, żeby się ruszyć. Patrzę na oddalającą się postać Vick i uderzają we mnie wspomnienia ostatnich rozmów. Ten telefon w środku nocy, kiedy razem z Kate oglądaliśmy film w hotelowym pokoju. I mój głupi sms o Księciu Harrym. Choć go nie żałuję odpowiedź Vick nie była najprzyjemniejsza i choćbym bardzo chciał, w jej wiadomości było więcej prawdy niż żartu. 
A teraz jakby nigdy nic odeszła. Obróciła się jeszcze raz przez ramię i z zimnym wzrokiem zlustrowała moją twarz. 
Dalej nie ruszyłem się z miejsca, choć wydawało mi się, że właśnie tego ode mnie oczekiwała. Żebym ją zatrzymał. 
Dopiero po chwili dociera do mnie, że jestem wkurwiony. Wkurwiony jak nigdy. Nie na Kate, nie na Vick, ani na chłopaków za to co naopowiadali.
Jestem po prostu wkurwiony na siebie. Za to, że nawet nie umiałem zaprzeczyć. 


HARRY

Pozostały mi już ostatnie dni wolności, z racji tego, że za tydzień wyjeżdżam do Francji, aby kręcić mój pierwszy film. Jestem podekscytowany, a z drugiej strony ciekaw nowych przygód. Wbrew pozorom mam nadzieję, że uzbieram trochę czasu na napisanie jeszcze kilku piosenek na płytę, która mam nadzieję będzie gotowa na początku przyszłego roku. 
Fionn, nowy kolega z planu zdjęciowego, z którym złapałem jak do tej pory najlepszy kontakt, stawia przede mną czwartą szklankę whiskey. Dolewam do niej coli, ponieważ niekoniecznie jestem koneserem tego gatunku alkoholi.
Jack i Aneurin, pozostali koledzy z branży filmowej są już lekko wstawieni. Ale wcale im się nie dziwię. Jestem pewny, że po tym drinku również będę miał w głowie niezłe szambo, zważywszy, że ostatnio naprawdę rzadko pozwalam sobie na drinkowanie. A już zdecydowanie na drinkowanie alkoholi wysokoprocentowych. 
-Zaszalejmy! - odzywa się Anerium. - Wynajmijmy tancerkę topless. 
-Tutaj nie ma tancerek topless - śmieję się.
-Gdzieś ty nas zabrał Styles? Myślałem, że można ci ufać w tej kwestii - odpowiada, nieco zdegustowany. Już mam zamiar zaproponować zmianę klubu, aby nieco im dogodzić, kiedy w momencie słyszę tak charakterystyczny dla mnie głos, a później obracam się i widzę ją tak piękną, że momentalnie wstrzymuję oddech. 
-Cześć Harry. 
-America? - mówię lekko pijackim głosem. Dopiero teraz zwracam na niego uwagę.
-Miło cię widzieć… - uśmiecha się do mnie tak jak kiedyś, ale widać, że zachowuje dystans. Stoi na tyle daleko, że nie mogę poczuć zapachu jej perfum, co strasznie mnie irytuje. 
-Czekaj, to ty śpiewasz w tym zespole? - wyrywa się Fionn.
-Cholera, pewnie, że to ona! - Anerium przyznaje mu rację, zawieszając ramię na moim barku. Wiem co sobie myśli i co knuje, ale tej prośby nie mam zamiaru spełnić.
-Wybacz za kolegów, czasem nie potrafią się zachować… - Jack podchodzi do szatynki, podaje jej dłoń i grzecznie się przedstawia. To samo czynią pozostali, a ja jestem wkurzony tym, jak bardzo ją przytłaczają. Z mojego punktu widzenia, oczywiście. 
-Napijesz się z nami? - pyta ją Fionn. Wciąż jestem poirytowany, a najbardziej tym, że zapytał ją o coś, o co ja nie miałbym odwagi zapytać.
-Dziękuje, ale w zasadzie zbieram się do domu i przyszłam się tylko przywitać. - odpowiada, czym z jednej strony mnie zaskakuje, z drugiej cieszy, a z trzeciej smuci. Zaskakuje, ponieważ pomimo tego przez co przeszliśmy, nie miała oporu, żeby podejść i zagadać. Cieszy, z powodu braku możliwości jakichkolwiek dalszych zaczepek ze strony moich „kolegów, oraz smuci, bo tak naprawdę wcale nie chcę jej jeszcze puszczać. Ale prawdą jest, że zrobiłem to już dawno i w zasadzie nic nie mogę z tym zrobić.
-Jedziesz już do domu? - udaje mi się wymsknąć i w duchu sobie za to gratuluję, zważywszy, że do tej pory nie byłem zbyt rozmowny.
-Vicky przed chwilą spotkała Shawn’a i chyba mają zamiar dzisiaj podbić świat… - znów słyszę ten dźwięczny śmiech i mam wrażenie, że automatycznie się zacinam. Zupełnie jakby wszystko stanęło w miejscu. - Nie chcę być piątym kołem u wozu. 
-Oh, możemy się tobą zaopiekować - sugeruje Anerium i tym samym daje mi do myślenia, że nie zostanie moim najlepszym kolegą.
-Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł - mówię pewnie i widzę po spojrzeniach chłopaków, że w miarę możliwości domyślają się o co chodzi. A chodzi o to, że mają się nadzwyczajnie w świecie od niej odpierdolić. -Dam wam namiar na klub, który na pewno wam się spodoba - odzywam się ponownie, po czym znów patrzę na Ami. - A ciebie mogę podwieźć do domu jeśli chcesz…
-Jesteś samochodem? - widzę zdziwienie w jej oczach, kiedy patrzy na drinka tuż obok mnie. Teraz cieszę się, że nie zdążyłem go nawet zacząć. 
-Przyjechałem z moim kierowcą. Stoi na tyłach klubu.
-Oh… - zastanawia się chwilę, a dla mnie ta chwila jest dosłownie nieskończonością. - W takim razie byłoby świetnie. - ulga jaką teraz czuję, jest niewyobrażalna i w zasadzie bardzo cieszę się, że ten wieczór kończy się tak, a nie inaczej. 
A może dopiero zaczyna?

Po kilku minutach żegnam się z chłopakami i wsadzam ich do pierwszej przybyłej taksówki. Przekazuję jeszcze kierowcy adres miejsca docelowego, bo z tego co widzę, towarzystwo nie jest zbyt zorientowane w lokalizacji angielskiej stolicy imprez. 
Wraz z Ami wsiadamy również do naszego samochodu i już po krótkiej chwili jazdy odczuwam niesamowity gorąc. Powietrze zlepia się z naszymi oddechami, przez co można wyczuć zapach whiskey, wódki i mięty. 
Cisza w aucie nie jest niezręczna, ale zupełnie naturalna. Spoglądam na nią, gdy zerka poprzez szybę samochodu, obrysowując na niej palcem spływające krople deszczu.
Obserwuję jak rozjaśnione, falujące włosy płynnie układają się na jej piersi i jak lekko rozchylone, czerwone usta łapią każdy oddech. Patrzę na zadbaną dłoń, która kurczowo trzyma torebkę i na malutki kawałek gołego uda. Widzę, jak pojawia się na nim gęsia skórka i jedyne na co mam ochotę, to położyć na nim swoją rękę.
-Zimno ci? - pytam, wybudzając ją z transu.
-Nie, jest w porządku. - uśmiecha się do mnie, lustrując moją twarz. - Od kiedy nosisz okulary? - marszczy nos, a ja przypominam sobie przeszłe momenty, gdy za każdym razem jak to robiła, ja składałem na nim pocałunek.
-Podobają ci się? - pytam w taki sposób, w jaki kiedyś flirtowaliśmy.
-Wyglądasz w nich uroczo… - odpowiada, czym mnie zadowala, ale po chwili chrząka. - To znaczy… Zdecydowanie bardziej poważnie. - i na tym moje zadowolenie się kończy.
-Jesteśmy na miejscu panie Styles. - słyszę głos Rupert’a, gdy Ami spogląda na mnie znów z zadowoleniem. 
-Może wejdziesz? - zadaje mi pytanie, a ja skłamię, jeśli powiem, że się tego spodziewałem. - Caroline jest z Paul’em, Zoe zapewne pojechała do Oliver’a, a Victoria znając życie jeszcze długo nie wróci. 
-W takim razie chętnie zostanę twoim towarzyszem.

Siedzimy w salonie, a w naszych kieliszkach mieni się kolor półwytrawnego wina. Czuję, że zaczyna szumieć mi w głowie i sądzę, że na dzisiaj to zdecydowanie zbyt duża mieszanka wybuchowa, ale nie miałem odwagi odmówić jej propozycji. 
Rozmawiamy o wszystkim i o niczym, choć oboje nie jesteśmy już tymi, którymi byliśmy wcześniej.
Nie dostrzegam jedynie zmian pod względem postawy czy charakteru, ale również te zewnętrzne. Choćby nowy tatuaż na nadgarstku i serdecznym palcu. Spod kołnierzyka również wystaje jej czarny napis, który jest widoczny na obojczyku, ale nie pytam co jest na nim napisane. Zostawiam to na moment, w którym mam nadzieję kiedyś będę miał szansę przyjrzeć się temu zdecydowanie bliżej niż dzisiaj, z odległości metra, siedząc z nią na kanapie. 
Wydaję się, że okres przejściowy, gdy przestaliśmy być parą już minął. 
Jej włosy znowu błyszczą tak jak kiedyś, niebieskie oczy wydają się mniej zmęczone, a cera rozświetlona. Jej ciało na nowo nabrało kobiecych kształtów, a uśmiech często gości na jej twarzy.
Nie wygląda już tak niezdrowo jak po naszym zerwaniu. Teraz przypomina bardziej siebie z czasów, gdy po raz pierwszy poznałem jej imię.
I choć w rozmowie przypomina starą siebie i z jednej strony czuję się, jakby nic się nie zmieniło, to jednak oboje wiemy, że to co było kiedyś, dawno już przeminęło.
Chcę ją zapytać o coś nowego, i jestem pewien, że ona chce wiedzieć co dzieje się u mnie, ale jakaś bariera, która zwisa nad nami w powietrzu, nie pozwala nam na rozpoczęcie tych tematów. Mówimy to, co już oboje wiemy, wspominamy chwile, które już kiedyś przeżyliśmy. Rozmawiamy o swoich przyjaciołach i rodzinie. Sukcesach i porażkach. Ale żadne z nas nie rozpoczyna rozmowy o nas. Czy coś takiego jak MY jeszcze w ogóle istnieje?
-Fajna koszulka… - zmienia temat i przejeżdża palcem po czarnym napisie tak, że moja klatka piersiowa automatycznie się spina. - Naprawdę tak sądzisz? 
-Co? - pytam głupio.
-No, że kobiety są mądrzejsze!- śmieje się, zapewne z mojej nieuwagi. 
-Zdecydowanie. - odpowiadam pewnie i biorę kolejny łyk wina i nie wiem dlaczego, czuję się jakoś onieśmielony.
-To miłe. Chyba muszę sobie taką sprawić. - odpowiada, a gdy cofam usta znad krawędzi kieliszka, czuję jak ciemno czerwona ciecz spływa z moich warg wprost na białą koszulkę.
-Cholera… - bluzgam, gdy znów słyszę jej śmiech. Albo tak samo jak ja, zaczyna być już pijana, albo naprawdę potrafię ją dziś rozbawić.
-Chyba zbyt mocno zdążyłam ją pochwalić. - wstaje, a ja jedyne co zdążam zauważyć, to podwinięte nogawki jej spodenek, które jeszcze bardziej podkreślają zgrabne nogi. - Przyniosę ci coś świeżego. - wywracam oczami na wskutek mojej niezdarności i czym prędzej ściągam biały materiał, żeby nie ośmieszyć się jeszcze bardziej. Wino zdecydowanie było złym pomysłem.
Po chwili widzę ją ponownie, tym razem trzyma w ręce coś, co zdecydowanie jest mi znajome.
-Proszę… - wręcza mi koszulkę. - Wala się tu sporo twoich rzeczy… - drapie się po policzku i dobrze wiem, że jest zakłopotana, a ja cieszę się z satysfakcji, że pomimo tego, iż nie jestem już aktywny w jej życiu, to jakaś cząstka mojej osoby wciąż jednak z nią została.
-Dziękuje… - odpowiadam, i dalej stoję nieruchomo, rozebrany do pasa, patrząc na nią jak zahipnotyzowany. Ona robi to samo, ale różni nas to, ku mojemu niezadowoleniu, że ona jest w pełni ubrana. 
Widzę jak przełyka ślinę i słyszę jej nierównomierny oddech. Moja ochota pocałowania jej ust jest tak silna, że zbliżam się do niej z prędkością światła. Trzymam dłońmi jej policzki, a ona kładzie swoje na dole moich pleców. Stykam swoje czoło o jej i już wiem, że zaraz nastąpi moment przełomowy, ale to wszystko zupełnie nagle, zupełnie niespodziewanie i znienacka pryska jak bańka mydlana, gdy słyszymy dźwięk jej telefonu. 
Oboje spoglądamy na ekran, który leży nieopodal na stoliku.
Wyświetlone imię przyprawia mnie o zawrót głowy, gdy ona tymczasem mocno ściska swoje powieki i kręci głową, jakby biła się z myślą, że to co robi jest kompletnie nieodpowiednie.
Cofa się parę kroków, bierze do ręki telefon i wychodzi do kuchni.
Chcę na nią poczekać. Chcę, żeby wróciła i powiedziała, że to co robimy jest jednak właściwe. Że nie obchodzi ją nikt inny i chce być właśnie ze mną. Że bez zastanowienia podlatuje do mnie i całuje jak oszalała, bo tylko ja jestem tym, którego pragnie.
Ale ona nie wraca, a jej usta nie dotykają moich.
Ubieram koszulkę i wychodzę.


Mógłbym czekać w nieskończoność. Ale ona i tak już nigdy nie wróci.

***