VICTORIA
MUSIC ON
- Gdzie mnie zabierasz? - pytam ciekawa, spoglądając na profil
Dylana.
Jesteśmy w drodze
już dobrą godzinę, dawno pozostawiając za plecami ruchliwy Londyn. Zmierzamy do
miejsca zagadki, jak pieszczotliwie nazywa ją Dylan. Od dwóch dni wiem tylko tyle, że miałam ubrać coś wygodnego, a
nasza randka miała zacząć się już o dziesiątej rano.
- Pytałaś - rzuca na mnie
okiem, uśmiechając się pod nosem - Odpowiedziałem, że to niespodzianka. Nie
lubisz niespodzianek?
Odwracam głowę na
drogę, zastanawiając się chwilę. W sumie, bardzo lubię niespodzianki. To zawsze
jest mały powrót do cudownych chwil dzieciństwa, mała słodka wisienka na torcie
dorosłego życia.
- Oczywiście, że lubię.
- Więc dlaczego chcesz
sobie ją zepsuć?
Dylan ma rację. Jak
zwykle. Kiwam głową, znów przyznając mu rację.
- Powiedz mi o sobie coś
czego nie wiem - zagryza wargę, przez sekundę patrząc mi w oczy. W jego pytaniu
było tyle szczerości, że nie umiem nie udawać, że to na mnie nie działa.
Dylan od stóp do
głów jest kimś komu z łatwością się ufa. Jest osobą, której każdy w życiu potrzebuje. Zabawnej, wyrozumiałej, mądrej. On ma to wszystko i chociaż czasami myślę, że na to nie zasługuję nie potrafię mu się oprzeć. Z dnia na dzień, kiedy spędzam z nim coraz więcej czasu, mam ochotę oddać mu siebie całą. Z zaletami, wadami. Z teraźniejszością i przeszłością.
- Coś pozytywnego czy
wręcz odwrotnie?
- Masz do zaoferowania
coś odwrotnego od pozytywnej rzeczy? - unoszę brwi zdziwiona.
- Chyba za mocno we mnie
wierzysz, Dylan - odpowiadam.
- To Ty za mało w siebie
wierzysz - wyciąga dłoń, by ściszyć radio - Jeśli chcesz możemy zacząć od
naszych grzechów.
Milknę na chwilę,
by wybrać najmniejsze zło, ale trudno mi się skupić, kiedy w głowie kołacze mi
się tylko jedna myśl.
- Przespałam się z kimś tydzień przed jego ślubem - wyduszam z siebie - Myślisz, ze usprawiedliwia
mnie fakt, że byłam w nim zakochana?
- Myślę, że nie - Dylan
zamyśla się chwilę. Widzę jak skupia swoje myśli, bo za każdym razem kiedy to
robi, marszczy czoło - Myślę też, że gdyby on tego nie chciał, to nigdy by się
na to nie zgodził. Widocznie obydwoje mieliście na to ochotę.
- Przestaniesz mieć
kiedyś rację? - chichoczę, szturchając go w ramię.
- Bywam omylny - szeroki
uśmiech wpływa na jego uśmiech - W końcu raz zakochałem się w wariatce.
Dawno nie czułam
się tak jak teraz - zrelaksowana i pełna energii. Dylan jak dla mnie jak świeży
powiew powietrza, okno na świat, którego potrzebowałam. Bo właśnie niemu
uświadomiłam sobie, że ostatnie lata żyłam jak zamknięta w małej klitce, bez
tlenu i dostępu światła.
- Zaraz będziemy na
miejscu - oznajmia, skręcając w lewo, a następnie w prawo.
Moim oczom ukazuje
się nieduże lotnisko oraz wielkie blaszane pomieszczenia, pod którymi schowane
są nieduże samoloty i inne pojazdy latające.
- Od jakiegoś czasu mam niezłą
zajawkę - opuściliśmy samochód i zmierzamy w kierunku płyty postojowej
samolotów.
- Na latanie samolotem? -
zgaduję, ale Dylan kiwa przecząco głową.
- Na skakanie ze
spadochronem.
Zatrzymuję się na
chwilę, by przetrawić jego słowa. Zaczynam łączyć fakty w mojej głowie,
uświadamiając sobie, co dziś będziemy robić. I nie potrafię zdecydować, czy
jestem bardziej przerażona, czy totalnie podekscytowana.
- Hej - Dylan robi krok w
moją stronę, wyciąga ręce i obejmuje moje łokcie w uspokajającym geście -
Robiłem to nie raz. Możesz mi zaufać.
- Po prostu… nie
spodziewałam się, że… wow - próbuję stworzyć porządne zdanie, ale lekko mnie
zatyka - Nigdy tego nie robiłam.
- Też kiedyś robiłem to
pierwszy raz. Wiesz, każdy z nas zawsze robi coś po raz pierwszy. Zapala pierwszego
papierosa. Pierwszy raz kogoś całuje. Pierwszych razów jest miliony.
Szeroko otwieram oczy,
raz spoglądając w jego źrenice, raz tuż za jego ramię.
- Wiesz co, Vicky, wydaje
mi się, że gdzieś utknęłaś.
Teraz skupiam się
na nim, jego słowach i nie do końca rozumiem, co ma na myśli. Puszcza moje ręce,
stając tuż obok mnie, zarzucając swoją rękę na moje ramię. Drugą ręką zakreśla
półokrąg w powietrzu.
- Pozwól, żeby to
wszystko Cię uwolniło. Od strachu.
Nie odzywam się
słowem, pozwalam mu, żeby mówił dalej.
- Jak z osoby która
wychodziła do tysięcy ludzi, śpiewała i tańczyła radośnie, zamieniłaś się w
kłębek strachu i bólu?
Odpowiedź nie
nadchodzi. Chociaż ją znam bardzo dobrze. Bo właśnie to co miałam najlepszego w życiu, sprawiło, że zamieniło się to w moją największą udrękę.
- Uwolnij w końcu tą
radosną, szczęśliwą dziewczynę, którą masz w środku. Wiem, że ona tam jest. Gdzieś
głęboko w Tobie. Uwolnij ją.
Wiele osób
próbowało do mnie dotrzeć. Jemu udało się to dwoma słowami.
- Uwolnijmy ją razem.
Sięgam do jego
dłoni zarzuconej przez moje ramię i ściskam mocno.
- Proszę, pomóż mi ją
uwolnić.
Moje słowa brzmią
jak wołanie o pomoc. I właśnie tym są. Pomocnymi dłońmi Dylana, których tak po
omacku szukałam. Aż znalazłam, przez zupełny przypadek. W momencie, kiedy
powoli traciłam nadzieję, nadzieja rozbłysła jasnym, ciepłym blaskiem,
zalewając całe moje ciało.
Nauczyłam się dziś
jednego - żeby nigdy nie tracić nadziei. Że teraz zacznie się najpiękniejsze.
I wiem, że to nie koniec lekcji. Przed nami wiele takich dni, kiedy on nauczy mnie czegoś, by następnego dnia mogła ja nauczyć jego. Kocham to uczucie i nigdy nie chcę go stracić. NIGDY.