niedziela, 23 sierpnia 2020

E15S6. I will not forsake the colors that you bring the nights you filled with fireworks, they left you with nothing.

VICTORIA
MUSIC ON

     - Gdzie mnie zabierasz? - pytam ciekawa, spoglądając na profil 

Dylana.
         Jesteśmy w drodze już dobrą godzinę, dawno pozostawiając za plecami ruchliwy Londyn. Zmierzamy do miejsca zagadki, jak pieszczotliwie nazywa ją Dylan. Od dwóch dni wiem tylko tyle, że miałam ubrać coś wygodnego, a nasza randka miała zacząć się już o dziesiątej rano.
 - Pytałaś - rzuca na mnie okiem, uśmiechając się pod nosem - Odpowiedziałem, że to niespodzianka. Nie lubisz niespodzianek?
         Odwracam głowę na drogę, zastanawiając się chwilę. W sumie, bardzo lubię niespodzianki. To zawsze jest mały powrót do cudownych chwil dzieciństwa, mała słodka wisienka na torcie dorosłego życia.
 - Oczywiście, że lubię.
 - Więc dlaczego chcesz sobie ją zepsuć?
         Dylan ma rację. Jak zwykle. Kiwam głową, znów przyznając mu rację.
 - Powiedz mi o sobie coś czego nie wiem - zagryza wargę, przez sekundę patrząc mi w oczy. W jego pytaniu było tyle szczerości, że nie umiem nie udawać, że to na mnie nie działa.
         Dylan od stóp do głów jest kimś komu z łatwością się ufa. Jest osobą, której każdy w życiu potrzebuje. Zabawnej, wyrozumiałej, mądrej. On ma to wszystko i chociaż czasami myślę, że na to nie zasługuję nie potrafię mu się oprzeć. Z dnia na dzień, kiedy spędzam z nim coraz więcej czasu, mam ochotę oddać mu siebie całą. Z zaletami, wadami. Z teraźniejszością i przeszłością.
 - Coś pozytywnego czy wręcz odwrotnie?
 - Masz do zaoferowania coś odwrotnego od pozytywnej rzeczy? - unoszę brwi zdziwiona.
 - Chyba za mocno we mnie wierzysz, Dylan - odpowiadam.
 - To Ty za mało w siebie wierzysz - wyciąga dłoń, by ściszyć radio - Jeśli chcesz możemy zacząć od naszych grzechów.
         Milknę na chwilę, by wybrać najmniejsze zło, ale trudno mi się skupić, kiedy w głowie kołacze mi się tylko jedna myśl.
 - Przespałam się z kimś tydzień przed jego ślubem - wyduszam z siebie - Myślisz, ze usprawiedliwia mnie fakt, że byłam w nim zakochana?
 - Myślę, że nie - Dylan zamyśla się chwilę. Widzę jak skupia swoje myśli, bo za każdym razem kiedy to robi, marszczy czoło - Myślę też, że gdyby on tego nie chciał, to nigdy by się na to nie zgodził. Widocznie obydwoje mieliście na to ochotę.
 - Przestaniesz mieć kiedyś rację? - chichoczę, szturchając go w ramię.
 - Bywam omylny - szeroki uśmiech wpływa na jego uśmiech - W końcu raz zakochałem się w wariatce.
 
         Droga mija nam w przemiłej atmosferze. Każde spotkanie z Dylanem jest tak jak spotkanie po latach z najlepszym przyjacielem. Czujesz już tęsknotę, na samą myśl o końcu tego spotkana i błogi komfort, wynikający z ciepła jakim Cię obdarza ta druga osoba.
         Dawno nie czułam się tak jak teraz - zrelaksowana i pełna energii. Dylan jak dla mnie jak świeży powiew powietrza, okno na świat, którego potrzebowałam. Bo właśnie niemu uświadomiłam sobie, że ostatnie lata żyłam jak zamknięta w małej klitce, bez tlenu i dostępu światła.
 - Zaraz będziemy na miejscu - oznajmia, skręcając w lewo, a następnie w prawo.
         Moim oczom ukazuje się nieduże lotnisko oraz wielkie blaszane pomieszczenia, pod którymi schowane są nieduże samoloty i inne pojazdy latające.
 - Od jakiegoś czasu mam niezłą zajawkę - opuściliśmy samochód i zmierzamy w kierunku płyty postojowej samolotów.
 - Na latanie samolotem? - zgaduję, ale Dylan kiwa przecząco głową.
 - Na skakanie ze spadochronem.
         Zatrzymuję się na chwilę, by przetrawić jego słowa. Zaczynam łączyć fakty w mojej głowie, uświadamiając sobie, co dziś będziemy robić. I nie potrafię zdecydować, czy jestem bardziej przerażona, czy totalnie podekscytowana.
 - Hej - Dylan robi krok w moją stronę, wyciąga ręce i obejmuje moje łokcie w uspokajającym geście - Robiłem to nie raz. Możesz mi zaufać.
 - Po prostu… nie spodziewałam się, że… wow - próbuję stworzyć porządne zdanie, ale lekko mnie zatyka - Nigdy tego nie robiłam.
 - Też kiedyś robiłem to pierwszy raz. Wiesz, każdy z nas zawsze robi coś po raz pierwszy. Zapala pierwszego papierosa. Pierwszy raz kogoś całuje. Pierwszych razów jest miliony.
         Szeroko otwieram oczy, raz spoglądając w jego źrenice, raz tuż za jego ramię.
 - Wiesz co, Vicky, wydaje mi się, że gdzieś utknęłaś.
         Teraz skupiam się na nim, jego słowach i nie do końca rozumiem, co ma na myśli. Puszcza moje ręce, stając tuż obok mnie, zarzucając swoją rękę na moje ramię. Drugą ręką zakreśla półokrąg w powietrzu.
 - Pozwól, żeby to wszystko Cię uwolniło. Od strachu.
         Nie odzywam się słowem, pozwalam mu, żeby mówił dalej.
 - Jak z osoby która wychodziła do tysięcy ludzi, śpiewała i tańczyła radośnie, zamieniłaś się w kłębek strachu i bólu?
         Odpowiedź nie nadchodzi. Chociaż ją znam bardzo dobrze. Bo właśnie to co miałam najlepszego w życiu, sprawiło, że zamieniło się to w moją największą udrękę. 
 - Uwolnij w końcu tą radosną, szczęśliwą dziewczynę, którą masz w środku. Wiem, że ona tam jest. Gdzieś głęboko w Tobie. Uwolnij ją.
         Wiele osób próbowało do mnie dotrzeć. Jemu udało się to dwoma słowami.
 - Uwolnijmy ją razem.
         Sięgam do jego dłoni zarzuconej przez moje ramię i ściskam mocno.
 - Proszę, pomóż mi ją uwolnić.
         Moje słowa brzmią jak wołanie o pomoc. I właśnie tym są. Pomocnymi dłońmi Dylana, których tak po omacku szukałam. Aż znalazłam, przez zupełny przypadek. W momencie, kiedy powoli traciłam nadzieję, nadzieja rozbłysła jasnym, ciepłym blaskiem, zalewając całe moje ciało.
         Nauczyłam się dziś jednego - żeby nigdy nie tracić nadziei. Że teraz zacznie się najpiękniejsze.

         I wiem, że to nie koniec lekcji. Przed nami wiele takich dni, kiedy on nauczy mnie czegoś, by następnego dnia mogła ja nauczyć jego. Kocham to uczucie i nigdy nie chcę go stracić. NIGDY.