ZOE
Ostatni występ dużo mi uświadomił. Pokazał mi kim teraz jestem. Że nie jestem już tylko zwykłą porzuconą nastolatką, zagubioną w swoim maleńkim świecie. Stałam się kobietą, prawdopodobnie także wzorem dla innych dziewczyn, kimś kto jest pewny siebie, nie potrzebuje używek i innych gówien by czuć się dowartościowanym. Jestem Zoe Woods i jestem z tego bardzo dumna.
Ubieram się wcześniej przygotowane ciuchy. Bully śpi rozłożony na moim łóżku, pochrapując delikatnie. Od czasu przykrych wydarzeń nie odstępuje mnie na krok. Jakby wiedział, że w moim życiu ostatnio było niezłe przemeblowanie. Siadam obok niego, głaszczę jego ogromną już mordę, zastanawiając się kiedy on tak urósł. Moje wielkie, piękne maleństwo.
Jest też kilka stresujących kwestii. Victoria i Caroline zorganizowały grilla. Oczywiście ucieszyłam się na samą myśl o spotkaniu w małym gronie przyjaciół, jednak nie przemyślałam jednego. Zaprosiłam Olivera. I tu powstaje problem, bo nie powiedziałam o niczym Victorii. Ale teraz nie ma odwrotu. I żyję złudną nadzieją, że kiedyś sobie wszystko wybaczą. I po prostu będzie dobrze. Schodzę na dół. Słyszę jak Violet krząta się po salonie i głośno rozkazuje dwóm innym gosposiom. Przynieś, zanieś, pozamiataj. Cała Violet.
- Zoe! – słyszę jak Caroline woła moje imię, więc biegnę do niej, przy okazji uśmiechając się do rudowłosej. Od razu odwzajemnia mój gest, by po sekundzie wrócić do swoich obowiązków. Blondynka stoi w holu, ze skrzyżowanymi rękoma. Minę ma nie tęgą, więc domyślam się, że Oliver się już zjawił - Vicky wie? – pyta, a ja kiwam przecząco głową.
- Zoe... prosto z mostu. To zawsze działa – postawa Car łagodnieje, a potem podchodzi do mnie i obejmuje mnie ramionami. Rozumie mnie, chociaż nie pochwala mojego zachowania - Masz szczęście, że pojechała do Lucasa. Jakby teraz zobaczyła tutaj Olivera, byłoby po grillu. A tak, stanie przed faktem dokonanym.
Dziewczyna kiwa głową w stronę ogrodu i już wiem, gdzie jest Oliver. Dziękuję jej jeszcze raz. Nie wiedziałam, że kiedyś dotrę do momentu gdzie właśnie Caroline będzie osobą, która zrozumie mnie najbardziej i najbardziej będzie mnie wspierać. Nasze początki były trudne, ale widocznie było warto. Bo teraz bez zbędnych ceregieli mogę nazwać ją najlepszą przyjaciółką. Ciemnowłosy stoi koło ogromnego grilla z którego wydobywa się dym. Razem z Paulem popijają piwo, śmiejąc się ze swoich żartów. Przeuroczy widok.
- Dzień dobry – mówię, kiedy jestem tuż obok nich. Witamy się całusem w policzek – Paul, jak zwykle odpowiedzialny za smażenie? – pytam, patrząc na chłopaka. Jednak czuję pewną dezorientację spowodowaną bliskością Olivera. Przez cienki materiał koszuli wyczuwam ciepło męskich rąk bruneta.
-Tak. Jak zwykle, szef grilla. Do usług, moje panie! - spogląda za nas, gdy w tym samym momencie słyszymy słodki śmiech Caroline. Przyłącza się do naszej grupki, wyulając się w ciało Paula. Wyglądają jak uroczo, bije od nich tyle miłości i uczuć. Niewyobrażalnie cieszę się ich szczęściem. Trzeba mieć niezłego farta by dobrać się tak perfekcyjnie.
Mija kilka miłych chwil, które upływają nam na pogawędce o niczym, ale przypominam sobie o Ami. Gdzie ona jest? Chyba przywołuję ją myślami, bo idzie wraz z Bullym przy nodze. Wygląda jak nimfa wodna, ale jej humor jest, no właśnie... jest smutna. Ostatnie wydarzenia z Harrym dały jej nieźle w kość.
- Caroline, Violet chce z Tobą pogadać – mówi przyciszonym, lekko drżącym głosem. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Blondynka przytakuje i jak na skrzydłach leci do domu.
- Ami?
- Tak? – spogląda na mnie. Jej mina powoduje, że serce ściska mi się ze współczucia.
- Chcesz pogadać?
- Z wielką chęcią – mówi. Gdzieś w kącikach jej ust czai się blady uśmiech. Teraz ja będę dla niej wsparciem jakim ona była dla mnie. Odchodzimy w stronę huśtawki, siadając na niej i automatycznie zaczynamy się bujać.
- Miałam ostatnio złe przeczucia – przerywa ciszę, a ja patrzę na nią pytająco – Czułam, że coś się wydarzy. Z Harrym.
- A myślałaś o tym, że to była po prostu ustawka? -
- Ustawka, ustawką, ale zranił mnie mocniej niż pewnie myśli – America poprawia włosy pod kapeluszem – Zaprosiłam Nick’a na grilla.
- Dlatego jesteś taka zdenerwowana? – podnosi wzrok, potwierdzając moje obawy. Łapię ją za dłoń, a potem ściskam, by wiedziała, jakie ma we mnie wsparcie – I bardzo dobrze. Czuję, że to będzie miłe spotkanie.
CAROLINE
Violet pyta mnie, w jaki sposób ma naciąć kiełbaski. Ah, czasami myślę, że ten dom beze mnie by zginął. Stanął w ogniu i spłonął jak … Jak... Jak dom, który spłonął. Helou?
Dzisiaj jestem taka szczęśliwa, że aż fruwam z tej radości. Jak żółty kanarek, który w sumie trochę mnie przypomina. Zapowiada się świetna impreza. Zoe wyzdrowiała, mój ukochany również tu przybył i dzisiaj mam naprawdę dobre przeczucia. Przecież nic nie może się zepsuć. Nie, kiedy w pobliżu nie ma One Di. Nawet nie martwię się za bardzo reakcją Vicky na widok Oliviera. Ona będzie z Lucasem. A z tego co wiem, nieźle jest w niego wpatrzona. Oby okazał się fajnym typkiem, bo jak boga kocham, dam tym laskom naukę wybierania odpowiednich facetów.
Wychodzę z domu, w pogoni za moimi pszczółkami, kiedy wpadam nagle na Nick'a. Co Nick Jonas robi na naszej hacjendzie?
-O, hej Nick! – patrzę na niego z uśmiechem i brakiem zaskoczenia, jakbym przecież spodziewała się go tutaj od tygodni. Nie, wcale się ciebie nie spodziewałam, ale i tak mi uwierzysz, bo jestem doskonałą aktorką.
-Cześć Care. Już myślałem, że impreza przeniosła się gdzie indziej - chłopak odpowiada mi również uśmiechem. Jest słodki. I bardzo stylowy. Naprawdę pasuję mi do Ami. Oboje są piękni, młodzi, zabawni i uroczy. No i oboje są ikonami mody. Które na zwykłego grila ubierają się jak na garden party dla sław. W sumie po części to jest garden party dla sław. Ale dla wąskiego grona. Ciekawe, czy tak głęboko obmyślają swój ubiór, czy to przychodzi im naturalnie. Hem, hem, hem.
-Spokojnie, siedzimy na tyłach domu. Proszę, bądź naszym gościem!
Idę z brunetem do całej ekipie, w międzyczasie gawędząc o sprawach dnia codziennego. On też ma teraz przerwę i czas na relaks, więc spędza ten okres w Londynie, bo może w ten sposób być przy Ami i ją wspierać po całej tej sprawie z Harry'm. Jestem zachwycona, gdy go słucham. Między innymi ktoś taki jak Nick jest potrzebny Ami. Ktoś kto faktycznie będzie dla niej, kiedy go potrzebuje i to ona będzie najważniejsza, a nie wszystko inne wokół. Mam ochotę uronić łezkę.
-Patrzcie kto do nas dołączył!! - widzę uśmiechy na twarzach chłopaków, a najbardziej na twarzy Ami. Chociaż z odległości zauważam również, że jest lekko zdenerwowana. Zupełnie tak, jakby szła na pierwszą rankę. Znam to uczucie. Nie jest ono super przyjemne, ale jestem pewna, że lody zostaną przełamane. No tak...
-Hej – Ami wita się z nim słodkim buziaczkiem w policzek, i aż mam ochotę się rozpłynąć. Nie no, so cute. Muszę przestać się na nich gapić jak na pączka ze śmietaną, bo pomyślą, że jestem nieźle jebnięta. To znaczy, America to akurat wie, ale nie jestem pewna czy chcę, aby Nick również się o tym dowiedział. - Czy my się przypadkiem umawialiśmy na kapelusze? - zagaduje do niego szatynka, a ja dopiero teraz zauważam ten drobny szczegół. Jednak nie jestem tak dobrą obserwatorką jak myślałam. Smutek.
-Nie. To muszą być zdolności telepatyczne... - on uśmiecha się do niej, wpatrzony jak w obrazek i domyślam się, że Nick czuję coś więcej do Ami przez o wiele dłuższy czas, niż po tygodniowej schadzce przy tworzeniu piosenki.
-No więc jesteśmy prawie w komplecie. Jeszcze tylko Vicky... - odzywam się, i jednak muszę stwierdzić, że dopadają mnie chwilowe nerwy. Biorę od Paul'a butelkę piwa i siorbię trzy konkretne łyki. Czemu jeszcze nie mam swojego piwa?
-Aloha dla wszystkich moich seksownych suczek i ich seksowniejszych samców!!!! - o nieeeee. Czy to nie Fat Pat ze swoim chichuahułą pod pachą i Ernim pod drugą pachą?
-Heej! - mówimy wszyscy chórkiem. Nie wiem jakim cudem gdy pojawia się Faty Paty, to wszyscy zaczynają się słownie synchronizować. Dziwnee??
-Czy poszło mi już na oczy czy trochę się pozmieniało w towarzystwie? - patrzy na nas jak ślepy kret na drzewo, puszczając wolno swojego pieska. Obawiam się, że jak Bully go dopadnie, to zostanie po nim jedynie ta śliczna, różowa kokardka.
-Eeem, no tak. Nick'a już znasz, Oliviera też... - odzywa się Ami i chyba jest lekko zdegustowana tą sytuacją. Ja też jestem zdegustowana niewyparzonym językiem blondyny, ale co się dziwić. Przecież to cała ona. Ciekawa jestem co powie jak zobaczy Lucas'a. Ciekawe co ja powiem, gdy zobaczę Lucasa. Chyba jednak byłam zbyt pewna tego wieczoru, jeżeli chodzi o integrację i brak niezręcznych sytuacji.
-W mordę jeża pewnie, że znam. A ty ich znasz pulpeciku? - Fatty zwraca się do Ernie'go, który jest milion razy wyżej poziomem intelektualnym niż Paty, i zastanawiam się na czym się opierali, tworząc razem związek.
-Oczywiście. Witaj Nick. Oliver. Paul. - Erni wita się kolejno z chłopakami bez zbędnych ceregieli, czy jestem pocieszona, bo kolejny klon Fat Pat oznaczałby totalną apokalipsę.
-No dobra moje słodkie skurwysynyski, a gdzie Tinka? - tęga blondyna odziana tym razem w beżową suknie do gostek, która faluje jej przy każdym najmniejszym powiewie, zabiera głos.
-Eeeem. - jąkam się, bo do cholery nie wiem gdzie się podziewa Victoria. Ta niepunktualna, mała pinda.
-Właśnie do nas idzie... - Paul wskazuje palcem na wejście do naszego ogrodu, a wszystkie pary oczu wędrują w tym samym kierunku. Kierunku Victorii. I kierunku Lucasa.
AMI
Patrzę na tę dwójkę z niemałym szokiem. Lucas jest naprawdę olśniewający i totalnie w typie Vicky. Cholera, nawet się nie spodziewałam, że takie z niego ciacho. Patrząc z innego punktu widzenia, to Oliver również jest ciachem, nawet konkretnie podobnym do tego drugiego, ale widzę pewną różnicę. Na przykład tą, że twarz Olivera jest bardziej chłopięca, natomiast twarz Lucasa męższa. W zasadzie nie wiem co jeszcze powiedzieć, bo trochę odjęło mi mowę. Mogę jedynie zazdrościć Vicky, że pieprzą ją takie rurki z kremem. Ekhm. Sorka.
-No, no, Tinko Turner w wersji blond, nie wierzę co za słodką bestię do nas przyprowadziłaś. - Faty zupełnie tak jak my lustruje lokowatego bruneta, jakby była w nim zakochana. I jak tak spozieram kolejno na dziewczyny, to one też wydają się być zakochane.
-Ekhm, to jest Lucas. Lucas to Fatty Patty, jej narzeczony Ernie, Caroline... - Vicky po kolei przedstawia nas ładnie Lucasowi, ostatecznie zatrzymując się na Olivierze. Nastaje jakiś krótki niezręczny moment ciszy, ale po chwili blonynka przedstawia sobie również i tą dwójkę. Victoria nie jest osobą, która robi szum o byle co. Jestem pewna, że nie wywinęłaby takiego numeru, że po prostu ze zniewagą pominęłaby Oliviera, bo zaraz zaczęłyby się pytania od Lucasa dlaczego, po co i z jakiego powodu. Jak ją znam, wolałaby jednak nie znaleźć się w takiej sytuacji i tłumaczyć się ze spraw, które tak naprawdę są przeszłością.
-Skoro już wszyscy jesteśmy w komplecie, to pozwólcie Panowie, że poleję whisky, a Panie zapraszam do stołu z szampanem – Paul jako super organizator imprezy uśmiecha się do nas, obdarowując swoją ukochaną na koniec czułym pocałunkiem w usta. Paul to mój ulubieniec number one. Zresztą zawsze nim był. To idealny kandydat na męża i ojca. Szkoda, że nie ma brata bliźniaka bo chętnie bym się za niego wzięła. Może w końcu wygrałabym życie.
-Co robi tutaj Oliver? - to pierwsze pytanie, jakie udaje nam się usłyszeć jak tylko znajdujemy się w bezpiecznej odległoci od chłopaków.
-Oliveeer.... - Caroline zabiera głos bo chyba pragnie wymyślić coś na poczekaniu, ale jednak ubiega ją Zoe.
-Co? - blondynka jest zdeczka zaskoczona, czego w ogóle nie kryje.
-Przepraszam Vicky, powinnam cię uprzedzić, ale...
-Tak. Powinnaś. Bo wtedy na pewno bym się tu nie pojawiła.
-Vicky, daj jej dojść do słowa! - w tym momencie znów odzywa się obrończyni Caroline, która uważa Zoe za swoje dziecko, siostrę oraz przyjaciółkę w jednym. Masz ci los.
-Chodzi o to, że Oliver bardzo mi pomógł w czasie kiedy przechodziłam przez to wszystko...
-Właśnie! To przecież on ją znalazł! - Care znów zabiera głos, a ja widzę jak Vicky jedynie śmiesznie i szybko latają gałki oczne, w pogoni za obrazem jednej na drugą.
-Przestańcie moje słodkie lisice, bo złość piękności szkodzi. Chociaż... - Fatty patrzy na nas z odrazą. - Wam już nie zaszkodzi.
-Dobrze się dogadujemy, jest dla mnie miły i mnie rozumie...
-Tak, do czasu...- komentuje Vick, i widzę smutek na twarzy Zoe. Jest mi jej naprawdę szkoda. Oczywiście, ja też miałam hejt time na Olivera za to co zrobił Vicky, ale wcale nie musi się okazać, że z Zoe zrobi to samo. Zresztą widzę w nim pewną różnicę pod względem jak na nie patrzy. Nigdy nie widziałam, żeby zerkał na Vicky tak, jak zerka na Zoe. Może właśnie dlatego tak długo udawało im się to utrzymać w tajemnicy, bo przecież wieść o Olivierze i Vicky była zaskoczeniem roku dla nas wszystkich. Coś w tym musi być.
-Niech każdy zajmie się sobą i będzie szczęśliwy... - Fatty Patty podsumowuje tą problematyczną konwersację czym nas zajebicie zaskakuje. Co zrobiłaś z Fatt Patt i dlaczego ją zjadłaś!?
-Odbiegając od tematu, Lucas jest piękny... - Caroline patrzy rozmarzona na chłopaków, a pewnie konretnie na bruneta, na co chichoczemy.
-Wspaniały, prawda? I cały mój... - odpowiada rozmarzona, i nie wiem czy to zauroczenie czy już zakochanie. -Ami, a jak ci się podoba towarzystwo Nick'a?
-I to jest najważniejsze.
Po zaspokojeniu naszych brzuszków jedzeniem, oraz wątroby alkoholem, idę wraz z Nick'iem, na huśtawkę, aby choć trochę pobyć z nim sam na sam. Siadam obok niego, i łapę się na tym, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy nawet na sekundę. On opatula mnie kocykiem, a ja kładę głowę na jego ramieniu. Nie wierzę w to, że jestem tu dzisiaj z inną osobą niż Harry, ale widocznie tak musiało być. To prawda, że po tej popierdolonej sytuacją z Taylor wybiegłam z tego cholernego budynku i nie chciałam z nim gadać, ale on też nie zrobił nic konkretnego w tej sprawie. Jedynie głupie telefony, których ja wcale nie miałam zamiaru odbierać. Nawet nie poszczycił się przyjechać pod swój dom i jakoś się wytłumaczyć. Z tego wychodzi, że jakbyśmy żyli jakieś sto lat wstecz, gdzie telefonów jeszcze nie było, to w ogóle byśmy nie mieli o czym mówić, bo to chyba ja powinnam do niego jechać i prosić o wytłumaczenie.
-Myślę o... - wzdycham ciężko, bo tak naprawdę nie chcę mu mówić, że znów myślę o tym, o którym nie powinnam myśleć. Nick na to nie zasługuje, zważywszy na to jak bardzo się stara i jak wielkim jest dla mnie oparciem ostatnimi czasy.
-Wiem, że to dla ciebie trudne Ami, ale musisz temu zwalczyć.
-Ale czemu? Bo wiesz... Właśnie sobie myślałam jak bardzo się cieszę, że tu jestem właśnie z tobą. - patrzę na niego i widzę momentalnie uśmiech na jego twarzy.
-Tak. - zagryzam dolną wargę i zaczynam chichotać. - No i jeszcze o podwójnym ptysiu z kremem. - słyszę jego dźwięczny śmiech i znów opieram głowę o jego ramię, zupełnie tak, jakby było to naturalne. Tak naturalne, gdy kładłam głowę na ramieniu Harry'ego.
-Ja też się cieszę, że tu z tobą jestem, Ami.
VICTORIA
Wchodząc do ogrodu, nigdy nie spodziewałam się takiej reakcji. Wiadomo, miałam nadzieję, że Lucas spodoba się damskiej publiczności za wygląd zewnętrzny, a męskiej za charakter, ale nie sądziłam, że moi przyjaciele będą aż tak... podekscytowani. Widziałam jak na twarzy Caroline, Ami, Zoe a nawet i Fatty Patty zagościł uśmieszek gwałciciela. Lucas zrobił dobre wrażenie, ja przez dwie nanosekundy czułam się jak księżniczka Kate, w blasku fleszy, w środku zainteresowania i to było najważniejsze.
Jednak jedna rzecz sprawiła, że poczułam jak żołądek kurczy mi się do rozmiarów ziarenka piasku. Oliver. Stał z tyłu, w ręku trzymał do połowy wypite piwo i patrzył na mnie, ni to przepraszającym, ni to wrogim spojrzeniem, lustrując także mojego partnera. Oczywiście, byłam zła. Złość buzowała we mnie jak lawa w wulkanie, ale nie pokazałam tego. Byłam z siebie dumna, zważywszy, że widziałam bruneta pierwszy raz od momentu kiedy znalazł Zoe naćpaną, leżącą w jakimś kącie. A potem sytuacja została wyjaśniona. Teraz Oliver stał się przyjacielem Zoe. Oczywiście ostrzegłam ją. Ale jest na tyle dorosła, że powinna wiedzieć o konsekwencjach. Ale kibicować im przyjaźni nie będę. Koniec kropka.
- Piłam jakieś wypasione wino z Francji, gawędząc z każdym o wszystkim i o niczym. Oczywiście gwiazdą wieczoru nie był nikt inny jak nasza Blond Agentka XXL.
- A, więc... – mówi, szturchając palcem wskazującym umięśnione ramię Lucasa – Jak się dokładnie zwiesz modelu z okładki?
- Lucas Glynee – odpowiedź pada natychmiastowo, z rozbawionej do granic możliwości buzi Lucasa.
- Do kurwy nędzy... Czy ja, zwykły księżęcy pachołek z Nibylandii znajdę Twą mość na kartach wieczystych Facebooka? Tweetera? Instagrama?
- Patty... – odchrząkuję, a siedząca obok mnie Caroline cichocze cicho, a ja czuję jak jej całe ciało aż drży z powodu jej śmiszków hihiszków. NIE POMAGASZ CAROLINE TURNER!
- Patricio – Erni podchodzi do niej od tyłu, zatykając jej usta dłonią. Blondzia jest zaskoczona, ale o dziwo nie wyrywa mu się. Chyba każdy w towarzystwie jest lekko zaskoczony – Może tak zajęłabyś się Różyczką, a nie podrywała chłopaków Twoich przyjaciółek?
- Hehe – kiedy dłoń mężczyzny odsuwa się od ust Patty, a ona wybucha dziwnym śmiechem, lekko chrumchając. Jak świnka, bo Fat... to taka świnka, nasza, ale świnka – Widzicie, laseczki? Jak wytresowałam swojego buldożka? Trochę książek o podwieszaniu, uległości i wszystkie części 50 twarzy Greya. I chodzi jak w zegarku.
Coś się zmieniło. W Fat Pat coś się zmieniło i to na lepsze. Ten niski, niepozorny człowiek panuje nad isntym tajfunem jakim jest Patricia. Dziewczyna nie miała racji. To nie ona sobie go wytresowała, to on sprawił, że blondynka jak za sprawą magicznej różdzki robi wszystko co jej każe. Nie wiem jak to zrobił, ale zasługuje na Nobla. I zdecydowanie miłość Fatty Patty.
Kiedy męska część publiczności, czytaj Paul i Lucas zagłębili się w rozmowie o starych samochodach, którymi się obydwoje interesują, razem z Car siedziałyśmy w tym samym miejscu co wcześniej, dalej pijąc wino i śmiejąc się z głupot. Patrzyłam na rozanieloną twarz przyjaciółki, myśląc tylko o tym, że nie widziałam jej nigdy tak szczerze szczęśliwej. Że od momentu „rozpadu” jej związku z Harrym, ona żyje. Korzysta. Kocha. Pragnie. I jest niesamowicie zadowolona.
- I jak? Jak Ci idzie z Paul'em? – pytam, choć znam odpowiedź. Ale chcę ją usłyszeć także z ust blondynki.
- Niesamowicie – odpowiada w przeciągu sekundy, po czym wzdycha i patrzy na Walkera z ubóstwieniem.
- To ten jedyny, co?
- Jedyny. Jestem tego pewna, jak niczego w życiu, Vick. To z nim chcę chodzić na spacery, kiedy będzie zimno gotować mu kakao, kiedy będzie ciepło przyrządać lemoniadę. Z nim chcę mieć dzieci, psa i najlepiej stado kur, żebyśmy mieli swoje jajka – śmiejemy się obie. Biorę łyk wina, też patrząc na mężczyzn, jednak nie skupiam swojego wzroku na brunecie, ale na ciemnowłosym, lokowanym Lucasie, który sprawił, że znów zaczynam wierzyć w uczucia – Wiesz... Paul uwielbia jajecznicę z boczkiem. A ja uwielbiam ją przygotowywać. Chcę go, on chce mnie. To jest najważniejsze. Ale myślę, że to już wiesz?
- Wiem – przytakuję, łapiąc wzrok Lucasa. Teraz obydwoje patrzą na nas, unosząc w górę piwa, by wznieść toast – I mam nadzieję, że Ami też to wie.
- Ami? – głos Caroline nagle smutnieje – Ami chociaż jest teraz szczęśliwa...
- Nie oznacza, że będzie szczęśliwa, jak będzie sama, w łóżku, po grillu... bez Harry'ego?
- To oznacza, że ona po prostu go kocha, a on ją skrzywdził – dodaje – A ja mam ochotę urwać mu za to jaja. A Taylor podpalić włosy.
Śmiejemy się, myśląc o zemście na Swift, ale mimo naszego szczęścia... Mimo tego, że mamy przy sobie kogoś ważnego... America też nie jest sama. Ma Nick’a. I szczerze? Chociaż wszyscy to widzą, nikt nie wie co z tego wyniknie.
Kładziemy się do łóżka, ja po lewej, Lucas po prawej stronie. W pomieszczeniu panuje ciemność. Słyszę tylko spokojny oddech mężczyny, który powoduje, że sama zaczynam oddychać w jego rytmie. Wdech, wydech. Wdech, wydech.
- Wiem – mój głos jest zrelaksowany i cichy. Ciepła dłoń Lucasa obejmuje mnie w talii, a ja kreślę nieokreślone bohomazy na jego koszulce – Cudowni są. Wszyscy.
- Mam nadzieję... ze mnie polubili.
- Jasne, że Cię polubili – podnoszę głowę by spojrzeć mu w oczy. Jego dłoń delikatnie muska mój policzek, a potem ląduje we włosach. Jego delikatne ruchy, sprawiają, że czuję się bezpieczniej niż w jakichkolwiek objęciach. Zbliżamy się do siebie, tak, że czuję jego oddech na wargach. Opatula je ciepłem, uczuciem i czymś, czego jeszcze nie potrafię rozszyfrować – Pocałuj mnie, Panie Glynee.
- Z przyjemnością, Panno Santangel.
***