niedziela, 24 lipca 2016

15.If only you see me If only you trust me I turn your world around.


ZOE

Ostatni występ dużo mi uświadomił. Pokazał mi kim teraz jestem. Że nie jestem już tylko zwykłą porzuconą nastolatką, zagubioną w swoim maleńkim świecie. Stałam się kobietą, prawdopodobnie także wzorem dla innych dziewczyn, kimś kto jest pewny siebie, nie potrzebuje używek i innych gówien by czuć się dowartościowanym. Jestem Zoe Woods i jestem z tego bardzo dumna. 
Ubieram się wcześniej przygotowane ciuchy. Bully śpi rozłożony na moim łóżku, pochrapując delikatnie. Od czasu przykrych wydarzeń nie odstępuje mnie na krok. Jakby wiedział, że w moim życiu ostatnio było niezłe przemeblowanie. Siadam obok niego, głaszczę jego ogromną już mordę, zastanawiając się kiedy on tak urósł. Moje wielkie, piękne maleństwo. 
Jest też kilka stresujących kwestii. Victoria i Caroline zorganizowały grilla. Oczywiście ucieszyłam się na samą myśl o spotkaniu w małym gronie przyjaciół, jednak nie przemyślałam jednego. Zaprosiłam Olivera. I tu powstaje problem, bo nie powiedziałam o niczym Victorii. Ale teraz nie ma odwrotu. I żyję złudną nadzieją, że kiedyś sobie wszystko wybaczą. I po prostu będzie dobrze. Schodzę na dół. Słyszę jak Violet krząta się po salonie i głośno rozkazuje dwóm innym gosposiom. Przynieś, zanieś, pozamiataj. Cała Violet.
- Zoe! – słyszę jak Caroline woła moje imię, więc biegnę do niej, przy okazji uśmiechając się do rudowłosej. Od razu odwzajemnia mój gest, by po sekundzie wrócić do swoich obowiązków. Blondynka stoi w holu, ze skrzyżowanymi rękoma. Minę ma nie tęgą, więc domyślam się, że Oliver się już zjawił - Vicky wie? – pyta, a ja kiwam przecząco głową. 
- Nie wiedziałam jak mam jej powiedzieć... 
- Zoe... prosto z mostu. To zawsze działa – postawa Car łagodnieje, a potem podchodzi do mnie i obejmuje mnie ramionami. Rozumie mnie, chociaż nie pochwala mojego zachowania - Masz szczęście, że pojechała do Lucasa. Jakby teraz zobaczyła tutaj Olivera, byłoby po grillu. A tak, stanie przed faktem dokonanym. 
Dziewczyna kiwa głową w stronę ogrodu i już wiem, gdzie jest Oliver. Dziękuję jej jeszcze raz. Nie wiedziałam, że kiedyś dotrę do momentu gdzie właśnie Caroline będzie osobą, która zrozumie mnie najbardziej i najbardziej będzie mnie wspierać. Nasze początki były trudne, ale widocznie było warto. Bo teraz bez zbędnych ceregieli mogę nazwać ją najlepszą przyjaciółką. Ciemnowłosy stoi koło ogromnego grilla z którego wydobywa się dym. Razem z Paulem popijają piwo, śmiejąc się ze swoich żartów. Przeuroczy widok. 
- Dzień dobry – mówię, kiedy jestem tuż obok nich. Witamy się całusem w policzek – Paul, jak zwykle odpowiedzialny za smażenie? – pytam, patrząc na chłopaka. Jednak czuję pewną dezorientację spowodowaną bliskością Olivera. Przez cienki materiał koszuli wyczuwam ciepło męskich rąk bruneta. 
-Tak. Jak zwykle, szef grilla. Do usług, moje panie! - spogląda za nas, gdy w tym samym momencie słyszymy słodki śmiech Caroline. Przyłącza się do naszej grupki, wyulając się w ciało Paula. Wyglądają jak uroczo, bije od nich tyle miłości i uczuć. Niewyobrażalnie cieszę się ich szczęściem. Trzeba mieć niezłego farta by dobrać się tak perfekcyjnie. 
Mija kilka miłych chwil, które upływają nam na pogawędce o niczym, ale przypominam sobie o Ami. Gdzie ona jest? Chyba przywołuję ją myślami, bo idzie wraz z Bullym przy nodze. Wygląda jak nimfa wodna, ale jej humor jest, no właśnie... jest smutna. Ostatnie wydarzenia z Harrym dały jej nieźle w kość. 
- Caroline, Violet chce z Tobą pogadać – mówi przyciszonym, lekko drżącym głosem. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Blondynka przytakuje i jak na skrzydłach leci do domu. 
- Ami? 
- Tak? – spogląda na mnie. Jej mina powoduje, że serce ściska mi się ze współczucia. 
- Chcesz pogadać? 
- Z wielką chęcią – mówi. Gdzieś w kącikach jej ust czai się blady uśmiech. Teraz ja będę dla niej wsparciem jakim ona była dla mnie. Odchodzimy w stronę huśtawki, siadając na niej i automatycznie zaczynamy się bujać.
- Miałam ostatnio złe przeczucia – przerywa ciszę, a ja patrzę na nią pytająco – Czułam, że coś się wydarzy. Z Harrym. 
- A myślałaś o tym, że to była po prostu ustawka? -
- Ustawka, ustawką, ale zranił mnie mocniej niż pewnie myśli – America poprawia włosy pod kapeluszem – Zaprosiłam Nick’a na grilla. 
- Dlatego jesteś taka zdenerwowana? – podnosi wzrok, potwierdzając moje obawy. Łapię ją za dłoń, a potem ściskam, by wiedziała, jakie ma we mnie wsparcie – I bardzo dobrze. Czuję, że to będzie miłe spotkanie.

CAROLINE

Violet pyta mnie, w jaki sposób ma naciąć kiełbaski. Ah, czasami myślę, że ten dom beze mnie by zginął. Stanął w ogniu i spłonął jak … Jak... Jak dom, który spłonął. Helou? 
Dzisiaj jestem taka szczęśliwa, że aż fruwam z tej radości. Jak żółty kanarek, który w sumie trochę mnie przypomina. Zapowiada się świetna impreza. Zoe wyzdrowiała, mój ukochany również tu przybył i dzisiaj mam naprawdę dobre przeczucia. Przecież nic nie może się zepsuć. Nie, kiedy w pobliżu nie ma One Di. Nawet nie martwię się za bardzo reakcją Vicky na widok Oliviera. Ona będzie z Lucasem. A z tego co wiem, nieźle jest w niego wpatrzona. Oby okazał się fajnym typkiem, bo jak boga kocham, dam tym laskom naukę wybierania odpowiednich facetów.
Wychodzę z domu, w pogoni za moimi pszczółkami, kiedy wpadam nagle na Nick'a. Co Nick Jonas robi na naszej hacjendzie? 
-O, hej Nick! – patrzę na niego z uśmiechem i brakiem zaskoczenia, jakbym przecież spodziewała się go tutaj od tygodni. Nie, wcale się ciebie nie spodziewałam, ale i tak mi uwierzysz, bo jestem doskonałą aktorką. 
-Cześć Care. Już myślałem, że impreza przeniosła się gdzie indziej - chłopak odpowiada mi również uśmiechem. Jest słodki. I bardzo stylowy. Naprawdę pasuję mi do Ami. Oboje są piękni, młodzi, zabawni i uroczy. No i oboje są ikonami mody. Które na zwykłego grila ubierają się jak na garden party dla sław. W sumie po części to jest garden party dla sław. Ale dla wąskiego grona. Ciekawe, czy tak głęboko obmyślają swój ubiór, czy to przychodzi im naturalnie. Hem, hem, hem.
-Spokojnie, siedzimy na tyłach domu. Proszę, bądź naszym gościem!
Idę z brunetem do całej ekipie, w międzyczasie gawędząc o sprawach dnia codziennego. On też ma teraz przerwę i czas na relaks, więc spędza ten okres w Londynie, bo może w ten sposób być przy Ami i ją wspierać po całej tej sprawie z Harry'm. Jestem zachwycona, gdy go słucham. Między innymi ktoś taki jak Nick jest potrzebny Ami. Ktoś kto faktycznie będzie dla niej, kiedy go potrzebuje i to ona będzie najważniejsza, a nie wszystko inne wokół. Mam ochotę uronić łezkę.
-Patrzcie kto do nas dołączył!! - widzę uśmiechy na twarzach chłopaków, a najbardziej na twarzy Ami. Chociaż z odległości zauważam również, że jest lekko zdenerwowana. Zupełnie tak, jakby szła na pierwszą rankę. Znam to uczucie. Nie jest ono super przyjemne, ale jestem pewna, że lody zostaną przełamane. No tak...
-Hej – Ami wita się z nim słodkim buziaczkiem w policzek, i aż mam ochotę się rozpłynąć. Nie no, so cute. Muszę przestać się na nich gapić jak na pączka ze śmietaną, bo pomyślą, że jestem nieźle jebnięta. To znaczy, America to akurat wie, ale nie jestem pewna czy chcę, aby Nick również się o tym dowiedział. - Czy my się przypadkiem umawialiśmy na kapelusze? - zagaduje do niego szatynka, a ja dopiero teraz zauważam ten drobny szczegół. Jednak nie jestem tak dobrą obserwatorką jak myślałam. Smutek.
-Nie. To muszą być zdolności telepatyczne... - on uśmiecha się do niej, wpatrzony jak w obrazek i domyślam się, że Nick czuję coś więcej do Ami przez o wiele dłuższy czas, niż po tygodniowej schadzce przy tworzeniu piosenki.
-No więc jesteśmy prawie w komplecie. Jeszcze tylko Vicky... - odzywam się, i jednak muszę stwierdzić, że dopadają mnie chwilowe nerwy. Biorę od Paul'a butelkę piwa i siorbię trzy konkretne łyki. Czemu jeszcze nie mam swojego piwa?
-Aloha dla wszystkich moich seksownych suczek i ich seksowniejszych samców!!!! - o nieeeee. Czy to nie Fat Pat ze swoim chichuahułą pod pachą i Ernim pod drugą pachą?
-Heej! - mówimy wszyscy chórkiem. Nie wiem jakim cudem gdy pojawia się Faty Paty, to wszyscy zaczynają się słownie synchronizować. Dziwnee??
-Czy poszło mi już na oczy czy trochę się pozmieniało w towarzystwie? - patrzy na nas jak ślepy kret na drzewo, puszczając wolno swojego pieska. Obawiam się, że jak Bully go dopadnie, to zostanie po nim jedynie ta śliczna, różowa kokardka.
-Eeem, no tak. Nick'a już znasz, Oliviera też... - odzywa się Ami i chyba jest lekko zdegustowana tą sytuacją. Ja też jestem zdegustowana niewyparzonym językiem blondyny, ale co się dziwić. Przecież to cała ona. Ciekawa jestem co powie jak zobaczy Lucas'a. Ciekawe co ja powiem, gdy zobaczę Lucasa. Chyba jednak byłam zbyt pewna tego wieczoru, jeżeli chodzi o integrację i brak niezręcznych sytuacji.
-W mordę jeża pewnie, że znam. A ty ich znasz pulpeciku? - Fatty zwraca się do Ernie'go, który jest milion razy wyżej poziomem intelektualnym niż Paty, i zastanawiam się na czym się opierali, tworząc razem związek. 
-Oczywiście. Witaj Nick. Oliver. Paul. - Erni wita się kolejno z chłopakami bez zbędnych ceregieli, czy jestem pocieszona, bo kolejny klon Fat Pat oznaczałby totalną apokalipsę. 
-No dobra moje słodkie skurwysynyski, a gdzie Tinka? - tęga blondyna odziana tym razem w beżową suknie do gostek, która faluje jej przy każdym najmniejszym powiewie, zabiera głos.
-Eeeem. - jąkam się, bo do cholery nie wiem gdzie się podziewa Victoria. Ta niepunktualna, mała pinda.
-Właśnie do nas idzie... - Paul wskazuje palcem na wejście do naszego ogrodu, a wszystkie pary oczu wędrują w tym samym kierunku. Kierunku Victorii. I kierunku Lucasa.


AMI

Patrzę na tę dwójkę z niemałym szokiem. Lucas jest naprawdę olśniewający i totalnie w typie Vicky. Cholera, nawet się nie spodziewałam, że takie z niego ciacho. Patrząc z innego punktu widzenia, to Oliver również jest ciachem, nawet konkretnie podobnym do tego drugiego, ale widzę pewną różnicę. Na przykład tą, że twarz Olivera jest bardziej chłopięca, natomiast twarz Lucasa męższa. W zasadzie nie wiem co jeszcze powiedzieć, bo trochę odjęło mi mowę. Mogę jedynie zazdrościć Vicky, że pieprzą ją takie rurki z kremem. Ekhm. Sorka.
-No, no, Tinko Turner w wersji blond, nie wierzę co za słodką bestię do nas przyprowadziłaś. - Faty zupełnie tak jak my lustruje lokowatego bruneta, jakby była w nim zakochana. I jak tak spozieram kolejno na dziewczyny, to one też wydają się być zakochane.
-Ekhm, to jest Lucas. Lucas to Fatty Patty, jej narzeczony Ernie, Caroline... - Vicky po kolei przedstawia nas ładnie Lucasowi, ostatecznie zatrzymując się na Olivierze. Nastaje jakiś krótki niezręczny moment ciszy, ale po chwili blonynka przedstawia sobie również i tą dwójkę. Victoria nie jest osobą, która robi szum o byle co. Jestem pewna, że nie wywinęłaby takiego numeru, że po prostu ze zniewagą pominęłaby Oliviera, bo zaraz zaczęłyby się pytania od Lucasa dlaczego, po co i z jakiego powodu. Jak ją znam, wolałaby jednak nie znaleźć się w takiej sytuacji i tłumaczyć się ze spraw, które tak naprawdę są przeszłością.
-Skoro już wszyscy jesteśmy w komplecie, to pozwólcie Panowie, że poleję whisky, a Panie zapraszam do stołu z szampanem – Paul jako super organizator imprezy uśmiecha się do nas, obdarowując swoją ukochaną na koniec czułym pocałunkiem w usta. Paul to mój ulubieniec number one. Zresztą zawsze nim był. To idealny kandydat na męża i ojca. Szkoda, że nie ma brata bliźniaka bo chętnie bym się za niego wzięła. Może w końcu wygrałabym życie.
-Co robi tutaj Oliver? - to pierwsze pytanie, jakie udaje nam się usłyszeć jak tylko znajdujemy się w bezpiecznej odległoci od chłopaków.
-Oliveeer.... - Caroline zabiera głos bo chyba pragnie wymyślić coś na poczekaniu, ale jednak ubiega ją Zoe.
-Ja go zaprosiłam.
-Co? - blondynka jest zdeczka zaskoczona, czego w ogóle nie kryje.
-Przepraszam Vicky, powinnam cię uprzedzić, ale...
-Tak. Powinnaś. Bo wtedy na pewno bym się tu nie pojawiła.
-Vicky, daj jej dojść do słowa! - w tym momencie znów odzywa się obrończyni Caroline, która uważa Zoe za swoje dziecko, siostrę oraz przyjaciółkę w jednym. Masz ci los.
-Chodzi o to, że Oliver bardzo mi pomógł w czasie kiedy przechodziłam przez to wszystko...
-Właśnie! To przecież on ją znalazł! - Care znów zabiera głos, a ja widzę jak Vicky jedynie śmiesznie i szybko latają gałki oczne, w pogoni za obrazem jednej na drugą.
-To akurat wiem furjatko.
-Przestańcie moje słodkie lisice, bo złość piękności szkodzi. Chociaż... - Fatty patrzy na nas z odrazą. - Wam już nie zaszkodzi.
-Dobrze się dogadujemy, jest dla mnie miły i mnie rozumie...
-Tak, do czasu...- komentuje Vick, i widzę smutek na twarzy Zoe. Jest mi jej naprawdę szkoda. Oczywiście, ja też miałam hejt time na Olivera za to co zrobił Vicky, ale wcale nie musi się okazać, że z Zoe zrobi to samo. Zresztą widzę w nim pewną różnicę pod względem jak na nie patrzy. Nigdy nie widziałam, żeby zerkał na Vicky tak, jak zerka na Zoe. Może właśnie dlatego tak długo udawało im się to utrzymać w tajemnicy, bo przecież wieść o Olivierze i Vicky była zaskoczeniem roku dla nas wszystkich. Coś w tym musi być.
-Niech każdy zajmie się sobą i będzie szczęśliwy... - Fatty Patty podsumowuje tą problematyczną konwersację czym nas zajebicie zaskakuje. Co zrobiłaś z Fatt Patt i dlaczego ją zjadłaś!?
-Odbiegając od tematu, Lucas jest piękny... - Caroline patrzy rozmarzona na chłopaków, a pewnie konretnie na bruneta, na co chichoczemy.
-Wspaniały, prawda? I cały mój... - odpowiada rozmarzona, i nie wiem czy to zauroczenie czy już zakochanie. -Ami, a jak ci się podoba towarzystwo Nick'a? 
-Jest bardzo dobrze. W końcu czuję, że się relaksuje i zapominam na chwilę o Harry'm.
-I to jest najważniejsze.

Po zaspokojeniu naszych brzuszków jedzeniem, oraz wątroby alkoholem, idę wraz z Nick'iem, na huśtawkę, aby choć trochę pobyć z nim sam na sam. Siadam obok niego, i łapę się na tym, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy nawet na sekundę. On opatula mnie kocykiem, a ja kładę głowę na jego ramieniu. Nie wierzę w to, że jestem tu dzisiaj z inną osobą niż Harry, ale widocznie tak musiało być. To prawda, że po tej popierdolonej sytuacją z Taylor wybiegłam z tego cholernego budynku i nie chciałam z nim gadać, ale on też nie zrobił nic konkretnego w tej sprawie. Jedynie głupie telefony, których ja wcale nie miałam zamiaru odbierać. Nawet nie poszczycił się przyjechać pod swój dom i jakoś się wytłumaczyć. Z tego wychodzi, że jakbyśmy żyli jakieś sto lat wstecz, gdzie telefonów jeszcze nie było, to w ogóle byśmy nie mieli o czym mówić, bo to chyba ja powinnam do niego jechać i prosić o wytłumaczenie. 
-O czym myślisz? - słyszę ciepły głos Nick'a.
-Myślę o... - wzdycham ciężko, bo tak naprawdę nie chcę mu mówić, że znów myślę o tym, o którym nie powinnam myśleć. Nick na to nie zasługuje, zważywszy na to jak bardzo się stara i jak wielkim jest dla mnie oparciem ostatnimi czasy.
-Wiem, że to dla ciebie trudne Ami, ale musisz temu zwalczyć.
-Ale czemu? Bo wiesz... Właśnie sobie myślałam jak bardzo się cieszę, że tu jestem właśnie z tobą. - patrzę na niego i widzę momentalnie uśmiech na jego twarzy.
-Naprawdę o tym myślałaś?
-Tak. - zagryzam dolną wargę i zaczynam chichotać. - No i jeszcze o podwójnym ptysiu z kremem. - słyszę jego dźwięczny śmiech i znów opieram głowę o jego ramię, zupełnie tak, jakby było to naturalne. Tak naturalne, gdy kładłam głowę na ramieniu Harry'ego.
-Ja też się cieszę, że tu z tobą jestem, Ami.

VICTORIA

Wchodząc do ogrodu, nigdy nie spodziewałam się takiej reakcji. Wiadomo, miałam nadzieję, że Lucas spodoba się damskiej publiczności za wygląd zewnętrzny, a męskiej za charakter, ale nie sądziłam, że moi przyjaciele będą aż tak... podekscytowani. Widziałam jak na twarzy Caroline, Ami, Zoe a nawet i Fatty Patty zagościł uśmieszek gwałciciela. Lucas zrobił dobre wrażenie, ja przez dwie nanosekundy czułam się jak księżniczka Kate, w blasku fleszy, w środku zainteresowania i to było najważniejsze.
Jednak jedna rzecz sprawiła, że poczułam jak żołądek kurczy mi się do rozmiarów ziarenka piasku. Oliver. Stał z tyłu, w ręku trzymał do połowy wypite piwo i patrzył na mnie, ni to przepraszającym, ni to wrogim spojrzeniem, lustrując także mojego partnera. Oczywiście, byłam zła. Złość buzowała we mnie jak lawa w wulkanie, ale nie pokazałam tego. Byłam z siebie dumna, zważywszy, że widziałam bruneta pierwszy raz od momentu kiedy znalazł Zoe naćpaną, leżącą w jakimś kącie. A potem sytuacja została wyjaśniona. Teraz Oliver stał się przyjacielem Zoe. Oczywiście ostrzegłam ją. Ale jest na tyle dorosła, że powinna wiedzieć o konsekwencjach. Ale kibicować im przyjaźni nie będę. Koniec kropka.
- Piłam jakieś wypasione wino z Francji, gawędząc z każdym o wszystkim i o niczym. Oczywiście gwiazdą wieczoru nie był nikt inny jak nasza Blond Agentka XXL.
- A, więc... – mówi, szturchając palcem wskazującym umięśnione ramię Lucasa – Jak się dokładnie zwiesz modelu z okładki?
- Lucas Glynee – odpowiedź pada natychmiastowo, z rozbawionej do granic możliwości buzi Lucasa.
- Do kurwy nędzy... Czy ja, zwykły księżęcy pachołek z Nibylandii znajdę Twą mość na kartach wieczystych Facebooka? Tweetera? Instagrama?
- Patty... – odchrząkuję, a siedząca obok mnie Caroline cichocze cicho, a ja czuję jak jej całe ciało aż drży z powodu jej śmiszków hihiszków. NIE POMAGASZ CAROLINE TURNER!
- No co, Tinka Mandarynka?! Jestem Fat Pat...
- Patricio – Erni podchodzi do niej od tyłu, zatykając jej usta dłonią. Blondzia jest zaskoczona, ale o dziwo nie wyrywa mu się. Chyba każdy w towarzystwie jest lekko zaskoczony – Może tak zajęłabyś się Różyczką, a nie podrywała chłopaków Twoich przyjaciółek?
- Hehe – kiedy dłoń mężczyzny odsuwa się od ust Patty, a ona wybucha dziwnym śmiechem, lekko chrumchając. Jak świnka, bo Fat... to taka świnka, nasza, ale świnka – Widzicie, laseczki? Jak wytresowałam swojego buldożka? Trochę książek o podwieszaniu, uległości i wszystkie części 50 twarzy Greya. I chodzi jak w zegarku.
Coś się zmieniło. W Fat Pat coś się zmieniło i to na lepsze. Ten niski, niepozorny człowiek panuje nad isntym tajfunem jakim jest Patricia. Dziewczyna nie miała racji. To nie ona sobie go wytresowała, to on sprawił, że blondynka jak za sprawą magicznej różdzki robi wszystko co jej każe. Nie wiem jak to zrobił, ale zasługuje na Nobla. I zdecydowanie miłość Fatty Patty.
Kiedy męska część publiczności, czytaj Paul i Lucas zagłębili się w rozmowie o starych samochodach, którymi się obydwoje interesują, razem z Car siedziałyśmy w tym samym miejscu co wcześniej, dalej pijąc wino i śmiejąc się z głupot. Patrzyłam na rozanieloną twarz przyjaciółki, myśląc tylko o tym, że nie widziałam jej nigdy tak szczerze szczęśliwej. Że od momentu „rozpadu” jej związku z Harrym, ona żyje. Korzysta. Kocha. Pragnie. I jest niesamowicie zadowolona.
- I jak? Jak Ci idzie z Paul'em? – pytam, choć znam odpowiedź. Ale chcę ją usłyszeć także z ust blondynki.
- Niesamowicie – odpowiada w przeciągu sekundy, po czym wzdycha i patrzy na Walkera z ubóstwieniem. 
- To ten jedyny, co?
- Jedyny. Jestem tego pewna, jak niczego w życiu, Vick. To z nim chcę chodzić na spacery, kiedy będzie zimno gotować mu kakao, kiedy będzie ciepło przyrządać lemoniadę. Z nim chcę mieć dzieci, psa i najlepiej stado kur, żebyśmy mieli swoje jajka – śmiejemy się obie. Biorę łyk wina, też patrząc na mężczyzn, jednak nie skupiam swojego wzroku na brunecie, ale na ciemnowłosym, lokowanym Lucasie, który sprawił, że znów zaczynam wierzyć w uczucia – Wiesz... Paul uwielbia jajecznicę z boczkiem. A ja uwielbiam ją przygotowywać. Chcę go, on chce mnie. To jest najważniejsze. Ale myślę, że to już wiesz?
- Wiem – przytakuję, łapiąc wzrok Lucasa. Teraz obydwoje patrzą na nas, unosząc w górę piwa, by wznieść toast – I mam nadzieję, że Ami też to wie.
- Ami? – głos Caroline nagle smutnieje – Ami chociaż jest teraz szczęśliwa...
- Nie oznacza, że będzie szczęśliwa, jak będzie sama, w łóżku, po grillu... bez Harry'ego?
- To oznacza, że ona po prostu go kocha, a on ją skrzywdził – dodaje – A ja mam ochotę urwać mu za to jaja. A Taylor podpalić włosy. 
Śmiejemy się, myśląc o zemście na Swift, ale mimo naszego szczęścia... Mimo tego, że mamy przy sobie kogoś ważnego... America też nie jest sama. Ma Nick’a. I szczerze? Chociaż wszyscy to widzą, nikt nie wie co z tego wyniknie. 

Kładziemy się do łóżka, ja po lewej, Lucas po prawej stronie. W pomieszczeniu panuje ciemność. Słyszę tylko spokojny oddech mężczyny, który powoduje, że sama zaczynam oddychać w jego rytmie. Wdech, wydech. Wdech, wydech.
- Paul to świetny koleś, pasują do siebie z Caroline idealnie.
- Wiem – mój głos jest zrelaksowany i cichy. Ciepła dłoń Lucasa obejmuje mnie w talii, a ja kreślę nieokreślone bohomazy na jego koszulce – Cudowni są. Wszyscy.
- Mam nadzieję... ze mnie polubili.
- Jasne, że Cię polubili – podnoszę głowę by spojrzeć mu w oczy. Jego dłoń delikatnie muska mój policzek, a potem ląduje we włosach. Jego delikatne ruchy, sprawiają, że czuję się bezpieczniej niż w jakichkolwiek objęciach. Zbliżamy się do siebie, tak, że czuję jego oddech na wargach. Opatula je ciepłem, uczuciem i czymś, czego jeszcze nie potrafię rozszyfrować – Pocałuj mnie, Panie Glynee.
- Z przyjemnością, Panno Santangel.


***

poniedziałek, 18 lipca 2016

14.I was made for loving you so close and i know what you did last summer my wild.

VICTORIA

Ostatnie dwa tygodnie przeleciały mi jak z bicza strzelił. Mój czas dzieliłam między studiem nagraniowym, w którym wraz z moim serdecznym rudym psią Ed’em tworzyliśmy kawałek do gwiazdorskich duetów. A drugą połowę czasu spędzałam z Lucasem, gdzie nocą zwiedzaliśmy nieodkryte zakamarki Londynu. Od pamiętnego długiego, szalonego weekendu, który cały spędziliśmy w łóżku, nie kochaliśmy się więcej. Teraz więcej rozmawiamy, po prostu się przytulamy i całujemy. Jest po prostu niesamowicie miło. Szczerze? Dawno nie czułam się tak... obdarzona uwagą. 
Oczywiście moje dwie kumpelki Ami i Caroline pierwsze zauważyły, że coś jest na rzeczy. Stałam właśnie w kuchni i robiłam stertę kanapek przed okresowych, kiedy przycisnęły mnie do ściany i z nożem przy gardle kazały wyśpiewać wszystko co mam na sumieniu. Nie, nie. Dżołki. Przyszły i po prostu powiedziały:
- Vick... jeśli to skończy się tak samo jak z Oliverem, dostaniesz taki wpierdol, że Twoja własna, kochana rodzinka Cię nie pozna – Ami zmierzyła mnie wzrokiem mordercy, a Carcia stała z grobową miną tuż obok jej boku.
- A ja... – mówi, podchodząc do mnie i kradnąc mi jedną kanapkę – Ja po prostu chciałabym go poznać. I ocenić, czy nie jest psychopatą lub kimś w tym rodzaju.
Moje kochane pszczółki.
Mają naryte w bani.
Lepiej, żeby Lucas ich nie poznał. HA HA HA.

Stoję przed trudnym wyborem życiowym. Właśnie wraz z Violet wybieramy strój na mój dzisiejszy występ. Ogólnie czuję się załamana i pogrążona w nastoletnim smutku. Bo nie... nie wiem w co mam się ubrać. HELP ME?!
- Ja wybrałabym tą różową, panienko – rudawe loczki Violet falują na prawo i lewo, kiedy podchodzi do zestawu z różową, dość skąpą sukienką, pod którą leżą białe, perłowe sandałki. Okej, jest mało romantycznie i równie dobrze mogłabym w tym stroju stanąć pod lampą. 
- Nie, myślę, że to będzie lepsze – pokazuje palcem na długą spódnicę, w szare wzory, białą koszulkę Calvina Kleina i turkusowe Laboutiny. Będzie idealnie!
- Też tak myślę, moja mała Sharon Stone! – głos Fat Pat wypełnia pokój decybelami sięgającymi ponad normę. O nie, zaczyna się – Służba, można odejść do swojego pomieszczenia. Teraz Fatty Patty, najzabawniejsza akrobatka świata zabiera się za tą oto maleńką łanię. Wymaluje Cię, wysmaruje i wszystko co będziesz tylko chciała!
- Fat Pat... co Ty pierdolisz? – okej, już mam mózg z drugiej strony dupy. Blondynka patrzy na mnie dziwnie. Ogólnie jest jakaś dziwna. Gdzie jej porównania?
- A, kurwa – mówi, a w jej głosie słyszę zażenowanie – Czytałam ostatnio książkę o podwieszaniu. No, wiesz. Podczas bara bara, riki tiki, narkotyki. 
- Bierzesz narkotyki? – pytam. Łirdoooooooł.
- Nie, bezmózga rybo – odpowiada szybko – Ale mogłabym. 
- O czym my w ogóle gadamy? 
- Okej, młoda wampirzyco z Lochness, przechodzę do konkretów... albo nie. Na razie nie mogę nic powiedzieć. Potem wam powiem. Wszystkim moim małym dziwkom. Albo nie! Nie powiem! Powiem! Nie, kurwa, nie mogę. To tajemnica.
Jeśli widzicie na ścianie czerwoną plamę, która w jakiejś części przypomina mózg, to jest mój organ. Tak. Mam mózg rozjebany na milion kawałków. I nie rozumiem. Jaka tajemnica? Co? Księżna Kate jest w kolejnej ciąży czy Fat Pat wykradła recepturę Coca-Coli? Ten dzień się porządnie nie zaczął, a już w sumie mam go dość. A jeszcze tyle rzeczy przede mną. HELP ME?!


Stoję na scenie oświetlonej tylko jasnym, białym światłem. Przez lampę która strzela światłem typowo w moje gałki oczne nie widzę nikogo oprócz stojącego koło mnie Ed’a. W małych słuchawkach zaczyna lecieć muzyka, a ja zaczynam śpiewać. 

Dangerous plan, just this time
stranger's hand, clutched in mine
I take this chance, so call me blind
I've been waiting all my life

Moje ciało przeszywa dreszczyk podniecenia.
Nie wiem czym jest to spowodowane czy to tekst piosenki, czy przeczucie, że ktoś wbija we mnie swoje oczy i wypala na mojej skórze swój wzrok. Nagle światło gaśnie, kiedy znów pada na postać Sheerana. Teraz on zaczyna śpiewać, a ja zamiast skupiać się na tekście jego zwrotki odwracam się ku widowni. Widzę Niall’a siedzącego tuż pod sceną. Kiedy nasze oczy się spotykają uśmiecha się delikatnie i jak na poprzednim występie podnosi kciuki do góry, by dodać mi otuchy. Coś się zmieniło w naszych relacjach. Kiedyś wydawało mi się, że blondyn jest nie potrzebnym, zbędnym elementem mojego świata. Że istnieje w nim, tak jak istnieje jeszcze kilkadziesiąt innych osób. 

Hold me close, through the night
don't let me go, we'll be alright
touch my soul and hold it tight
I've been waiting all my life

A teraz patrzę na jego twarz, którą zdobi delikatny, pocieszny uśmieszek i niekoniecznie mam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. Mam ochotę po prostu usiąść obok niego, zapytać jak się czuje i przeprosić za wszystkie niemiłe słowa jakie kiedykolwiek wypowiedziałam w jego kierunku. A potem sobie coś uświadamiam. Że noszę go bliżej serca niż mi się kiedykolwiek wydawało.

Please don't go I've been waiting so long
oh, you don't even know me at all
but I was made for loving you

A kiedy wchodzi refren i śpiewamy razem z Ed’em, cała sala rozświetla się na jasno. Już nie jesteśmy tylko my. Jesteśmy my i setki osób oglądających nasz występ. 
I was made for loving you... – śpiewamy ostatnie zdanie, po czym przytulamy mocno. Automatycznie, wyuczonym gestem zwracamy się do publiczności i pochylamy nisko. Ludzie wiwatują, gwiżdżą i pełnymi uznania uśmiechami gratulują nam występu. A potem widzę też dwa czarne węgliki, palące się z dumy, stojące kilkadziesiąt metrów od sceny. Całe  metr siedemdziesiąt trzy dumy, ubrane w szary garnitur i czarną koszulę w białe kropki. Lucas.
Klaszcze na stojąco, przesyłając mi najbardziej rozbrajający uśmiech jaki kiedykolwiek mógł stworzyć. Miękną mi nogi, a potem do głowy wypływa mi jedna, ważna myśl opisująca ostatnie tygodnie mojej egzystencji. 
Że nie tylko moje życie to pasmo wielkich niespodzianek, ale także trudnych wyborów. 
Trudnych wyborów, przed którymi miałam dopiero stanąć.

CAROLINE

Występ Vicky i Ed'a był magiczny. Słodki głosik blondynki oraz mega romantyczny głos rudzielca idealnie do siebie pasowały. Nie wyobrażam sobie, że mieliby zaśpiewać z kimś innym.
W garderobach panuję tak wielki szum, że chyba bardziej się nie da. Non stop ktoś lata, poprawia, lata, poprawia, a ja już prawię dostaję zawrotu głowy. Oczywiście rozumiem, że musimy wyglądać idealnie i swoim oszukanym wyglądem wprawiać w depresję wszystkie nastolatki i nastolatków z całego świata, ale kurwa błagam. NIE LUBIĘ PRZESADY.
-Dobrze, że nie ściągasz koszulki na scenie. Obawiam się, że damska publiczność mogłaby paść na zawał. Ze mną na czele... - odzywam się, kiedy Shawn zmienia swoją koszulkę. Jest naprawdę magicznie zbudowany. Mało brakuję, aby z mojej buzi nie zaczęła lecieć długa, ciągnąca się ślina.
-Nie martw się. Jest pełno takich zdjęć na internecie. Sam nie wiem dlaczego - śmieje się, na co reaguję tak samo.
-Hejka, jak tam przygotowania? - widzę w drzwiach Zoe, która wychodzi na scenę zaraz po nas.
-Świetnie. A widoki jeszcze lepsze – zerkam ponownie rozbawiona na Shawn'a, kiedy wybucha śmiechem. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jakim jest spoko gościem. Spotkałam go może raz na jakiejś gali i to by było na tyle. Ale pisanie piosenki oraz spędzanie z nim czasu było czystą przyjemnością, bo nie dość, że jest zajebiście przystojny, to do tego grzeczny, ułożony, miły i bardzo inteligentny. Może powinnam go spiknąć z Zoe? Hmmmm.
-Rozmawiałaś z Americą? - brunetka patrzy na mnie z zaniepokojonym wyrazem twarzy.
-Tylko chwilę. Byłaś u niej?
-Tak. Jest zdezorientowana całą tą sytuacją z Harry'm i Taylor... To znaczy... - Zoe patrzy w tym momencie na szatyna, bo chyba zdaje sobie sprawę, że ani nie jest wtajemniczony, ani nie powinien wiedzieć o tego typu sprawach.
-Spokojnie, nie należę do hollywoodzkich plotkar. Poza tym i tak się zmywam, więc nie przeszkadzajcie sobie.
-Zaraz do ciebie dołączę! - wołam, kiedy stoi już przy drzwiach.
-Chyba bym ci nie podarował, gdybyś zostawiła mnie na tej scenie. Już wolałabym zdjąć koszulę – uśmiecha się na odchodne. Mega sympatyczny koleś.
-Podobno nawet z nim dzisiaj nie rozmawiała.. - dokańcza, wzdychając ciężko. Biedna dopiero co ogarnęła się z własnych problemów, a teraz jej przyszło zamartwianiem się innymi. 
-Od początku miała jakieś złe przeczucia. Myślisz, że się coś wydarzy?
-Nie wiem Care. Ale jeśli tak, to właśnie my będziemy musiały być dla niej wsparciem. 


Wchodzę z Shawn'em na scenę odstrzelona w elegancki kombinezon w kolorze morskim. On ma na sobie idealnie skrojony, granatowy garnitur i prezentuje się równie gustownie.
Już słyszę pierwsze nuty piosenki. Już widzę te setki twarzy, błysk fleszy oraz reflektory kamer. Widzę też z boku sceny Zoe i Victorię, które dzielnie stoją za kotarą i mnie wspierają. Widzę również twarz Paul'a, siedzącego w pierwszym rzędzie przy stoliku. I ten widok dodaje mi największych sił.

He knows dirty secrets that I keep
Does he know it's killing me?
He knows, he knows
D-d-does he know another's hands have touched my skin?
I won't tell him where I've been
He knows, he knows
He knows 

Słyszę oklaski na pierwsze takty mojej zwrotki, a już po chwili dołącza do mnie aksamitny głos Shawn'a. W sumie jestem pod wielkim wrażeniem, jak nasze głosy również do siebie pasują. Jednak osoba, która dobierała nas w pary miała konkretnie łeb na karku.

I know what you did last summer
Just lie to me, there is no other
I know what you did last summer
Tell me where you've been
I know what you did last summer
Look me in the eyes, my lover
I know what you did last summer
Tell me where you've been 

Cała piosenka jest tak naprawdę o zdradzie dziewczyny, która choć kocha swojego chłopaka, dała się ponieść chwili z innym facetem, a teraz bardzo tego żałuje. Chłopak  natomiast ma jej wszystko za złe, i stara się jak może zapomnieć, ale doskonale wie, że jego uczucie do niej jest zbyt silne, aby tak po prostu dał jej odejść. Uprzedzę wszystkie pytania: NIE – nie pisaliśmy tej piosenki na swoim przykładzie, TAK – byliśmy wtedy już po kilku kieliszkach wina, więc zebrało nam się na romantyczną zdradę. Efekt jak widać – całkiem niezły. 

I know when she looks me in the eyes
They don't seem as bright
No more, no more, I know
But she loved me at one time
Would I promise her that night
Cross my heart and hope to die

Kiedy Mendes zaczyna swoją zwrotkę, wszystkie panie na sali zaczynają sikać w majtki. Razem ze mną na czele. 
To zdecydowanie bardzo udany występ.


Zoe wychodzi na scenę od razu po nas, więc nawet nie mam jak dać jej kopniaka w tyłek na szczęście. Ale mam okazję już usłyszeć jej dziki mocny głos, który przybiera o ciarki każdego gościa. To aż niewyobrażalne, że z tak małej osóbki, wychodzi tak coś wielkiego i donośnego. Najfajniejsze jest to, że jako jedyna z nas ma duet z raperem, a mianowicie Big Sean'em, co jest najlepszą decyzją ever, bo cholernie dobrze dobrali w tym przypadku muzyków. 

Ooh it feels so crazy when you scream my name
Love it when you rock me over every day
When I think about it I can go insane
Here we are as beautiful, im blown away 

Cud, miód i malina. Zaraz dołączam do Victorii i z wielką zadumą obserwuję naszą małą, dziką lisicę w akcji. Scena to jej drugi dom. To akurat jest pewne. I naprawdę nie było możliwe, aby Zoe Woods nie stała się światową gwiazdą. Zresztą, ona zawsze nią była. Tylko tego nie wiedziała. Nikt tego nie wiedział.

AMERICA

Ubrana w krwisto czerwoną sukienkę z wycięciem na piersiach i czarne szpilki czuję się jak księżniczka. Trochę jak seksistowska księżniczka, ale ten fakt może przemilczmy. 
Zaraz wychodzę z Nick’iem na scenę i szczerze powiedziawszy jestem lekko zdenerwowana. Sama nie wiem dokładnie czym. Nasza piosenka jest dość intymna, więc bliskość na scenie jest nieunikniona. Tak jak zresztą mówi sam tytuł piosenki… BLISKO. Mam jednak nadzieję, że owa bliskość nie ruszy Harry’ego za nadto ponieważ nie chciałabym mieć przez to jakiś nieprzyjemności. Zresztą mnie ta bliskość nie rusza, więc jego chyba też nie powinna?


Spozieram ostatni raz na Nick’a, który za kilka sekund wychodzi na scenę. Biorę głęboki oddech, bo czuję się jakbym pierwszy raz występowała na scenie, a przecież robię to od kilku lat, i nigdy nie było to dla mnie większym problemem.
-Po prostu patrz tylko na mnie… - podchodzi do mnie blisko, kiedy kiwam twierdząco głową. Całuje mnie w policzek i widzę jak się oddala, a już po chwili słyszę pierwsze takty jego słów. 

Oh damn, oh damn, oh damn
I'm so perplexed with just one breath
I'm locked in
Oh damn, oh damn, oh damn
I'm so perplexed on that
It's almost shocking

Stoi przy mikrofonie i wygląda przy tym nieziemsko. Jest niewiarygodnie pewny siebie, a jego głos zatyka dech w piersiach. I chyba nie tylko w piersiach.
-Kopniak na szczęście! - czuję na tyłku czyjeś kolano, kiedy odwracam się i widzę przed sobą Victorię, Caroline i Zoe. To ta pierwsza mnie kopnęła jak coś.
-Będziesz zajebista!!! - Car podskakuje jak szalona, czym mnie rozśmiesza. Chociaż coś.
-Zazdroszczę wam, że macie to za sobą,
-Spokojnie, to tylko trzy minuty - uśmiecha się brunetka. - Zaraz będziesz z nami.
-Panno Carter, już czas - dochodzi do mnie głos operatora, gdy po raz ostatni patrzę na dziewczyny.
-No, leć! - ściskają mnie, a ja jedynie zastanawiam się gdzie w tym momencie podziewa się mój chłopak.

Siadam na krześle w drugim rogu sceny, i nikt mnie jeszcze nie widzi. Światła są skierowane na Nick’a, który śpiewa sam refren i już nie stoi przy mikrofonie, lecz również siedzi na krześle, na przeciwko mnie na drugim końcu sceny. Wyczekuję na swoją kolej z determinacją, by w końcu pokazać ludziom, kto jest drugą połówką tego niesamowitego duetu.

Oh man, oh man
I am not really known for ever being speechless

Światła w końcu się kierują na mnie, a ja zaczynam swoją zwrotkę.

But now, but now somehow
My words roll off my tongue right onto your lips, oh

Wstaję z gracją i nutką kokieterii z krzesła, i powoli kieruję się w stronę Nick’a.

I'm keeping cool while you keep smiling
Saying all the things I'm thinking

Obchodzę go dookoła

Oh man, oh man
I am like you so I want proof of what you're feeling

Aż w końcu on łapie mnie szybko i sadza bokiem na swoich kolanach. Ten moment jest najbardziej intymny. Właśnie jego się najbardziej obawiałam. Ale w tym momencie nie jestem w stanie o tym myśleć.

Cause if I want you, and I want you, babe
Ain't going backwards, won't ask for space
Cause space is just a word made up by someone who's afraid to get too…

Kiedy przychodzi czas na refren obydwoje z impetem wstajemy i poruszamy się oddzielnie na scenie. Cóż, w końcu jakaś nowość.

Close, ooh
Oh, so close, ooh
I want you close, ooh
Cause space was just a word made up by someone who's afraid to get close, ooh
Oh, so close, ooh
I want you close, ooh
Oh, I want you close, and close ain't close enough, no

Moment, w którym ponownie stykamy się ciałami ma nadejść za kilka sekund. Idziemy w kółko na przeciw siebie, prawie stykając się twarzami. Mój wzrost oraz wzrost Nick’a jest aktualnie bardzo przybliżony, więc gdyby nie mikrofony, mam wrażenie, że brakowałoby kilku milimetrów, abyśmy się stykali ustami.

Cause if I want you, and I want you, babe
Ain't going backwards, won't ask for space
Cause space was just a word made up by someone who's afraid to get too... close

Po raz ostatni przychodzi czas na refren, i chwila gdy znowu się oddalamy. Ale nie trwa ona długo, ponieważ przy ostatnim wersie odwracam się od Nick’a, ale on z wielką siłą przyciąga mnie do siebie tak, że na niego wskakuję i opatulam biodrami jego talię. Cóż, jednak zmieniłam zdanie. To chyba ten moment jest najbardziej intymny. 

Ale to już koniec.

Stoję sztywno niczym nieboszczyk wpatrzona w scenę i własnym oczom nie wierzę. To się nie dzieję naprawdę. To się nie może dziać naprawdę!
-O mój Boże…
-Co on najlepszego zrobił?
-Ta suka go wrobiła!!! - słyszę kolejno głosy moich koleżanek z zespołu, ale ja nie mówię nic. Nie mogę wydusić ze swojego gardła ani jednego, choćby pojedynczego słowa czy zająknięcia.
-Na wszystkie dziewki świata, które ruchał karzeł Tyrion Lannister z gry o tron!!! - nawet Fat Pat dorzuca swoje trzy grosze, a ja wciąż stoję, zupełnie niewzruszona na zewnątrz, ale cholernie zrozpaczona w wewnątrz.
-Ami… - Caroline dotyka mojego ramienia. - Dobrze się czujesz? - pewnie zastanawiacie się dlaczego jestem taka zszokowana i dlaczego tak wszyscy się o mnie martwią i rzucają komentarze zaskoczenia. Otóż już mówię. Mój chłopak. Harry Edward Styles, gwiazda zespołu One Direction, właśnie pocałował się na scenie z tym chudym, tyczkowatym kurwiskiem Taylor Swift. To znaczy, w sumie to ona do niego doskoczyła na koniec piosenki, ale jakby tego było mało, on wcale się nie opierał!!!!!! Czy ktoś mi w końcu powie, że to Prima Aprilisowy żart, czy mam złudną nadzieję? Pewnie, że mam złudną nadzieję, bo jestem idiotką, a mamy w kalendarzu czerwiec, a nie pierdolony kwiecień!
-Chyba go zabiję - w końcu udaję mi się wypowiedzieć. 
-Zabij tą chudą szmatę! Chętnie ci pomogę - Fat Pat wyrasta przede mną jak przerośnięte drzewko bonsai. - Czego potrzebujesz? Siekiery? Motyki? Scyzoryku? Karabinu AK-47? Powinnam mieć wszystko w bagażniku…
-Patricio… - odzywa się Zoe.
-Powinnam też mieć gdzieś hak sprężynowy…
-Patricio!! - mówi teraz dobitniej Vicky. Patrzę na nie już z łzami w oczach, bo nie wiem co powiedzieć. Wstyd mi za to, że jestem taką naiwną idiotką. Wstydzę się mojego przekonania o tym, że znalazłam drugą połowę samej siebie.
-No co!? - blondyna patrzy na nas z dezorientacją.
-On ją zdradził… - dochodzi do mnie głos Caroline i to w zasadzie ostatnie co udaję mi się usłyszeć. Później nastaje tylko głucha cisza, wypełniona żalem, jakiego jeszcze nie czułam. 

***