niedziela, 15 kwietnia 2018

E12S3. Slow down a bit foe me take me to wonderland


AMERICA

Sobota dwudziesty siódmy stycznia. O godzinie piętnastej dwie stanęliśmy na kalifornijskim lotnisku.
Muszę przyznać, że bywałam w ogromnych halach, grywałam koncerty przed tysiącami ludzi i nie robiło na mnie to aż takiego wrażenia jak to, co zobaczyłam dzisiaj na lotnisku. 
Chmara osób zbiegła się, aby zapewne zobaczyć na własne oczy, czy media mają rację.
Czy „NAMERICA” istnieje naprawdę.
I faktycznie się przekonali.
Uznaliśmy, że lepiej będzie, gdy ja i Nick pojedziemy do naszych domów osobnymi samochodami.
Szczerze powiedziawszy nie wiem, czy dostalibyśmy się do jednego.
Przechadzając się przez czarne gąszcze rąk i głów myślałam, że umrę. Rocky i Max a nawet dwóch obcych ochroniarzy z lotniska musieli mnie eksportować we czwórkę.
Nie tego spodziewałam.
Nawet w trakcie powrotnego lotu z Aspen rozmawialiśmy z moim chłopakiem na temat tego, co nas tu zastanie.
Faktycznie byłam myśli, że na pewno nie uniknę kilku paparazzi.
KILKU.
Ale nie całej rzeszy. 
Piszę chwilę z Vicky, relacjonując jej ostatnie chwile,a po paru minutach drogi dostaję telefon od Nick’a
-Wszystko w porządku?
-Tak. - mówię jeszcze lekko wstrząśnięta. - Dostałam z łokcia w żebra, ale poza tym czuję się fantastycznie. - chichoczę. - A ty przeżyłeś?
-Cóż, obyło się bez rękoczynów. Rob wiezie mnie do domu. Może się miniemy na drodze.
Wzdycham.
-To się już zaczyna, prawda? 
Przez chwilę milczy. Zerkam w szybę, spoglądając na ulice Beverly Hills.
Kiedyś mogłam tylko pomarzyć o mieszkaniu w Los Angeles. Wcześniej to wszystko było mi obce i nigdy nie przypuszczałam, że zostanie moją codziennością.
A teraz mijam poszczególne dzielnice i doskonale wiem gdzie jestem.
Znam ich położenie, scenerie i nic nie jest mi obce.
Bez problemu mogłabym wyjść i się nie zgubić.
Czuję się tu jak w prawdziwym domu.
Jakby to miejsce było mi pisane.
Jakbym do niego należała.
-Chyba tak. - odpowiada. - Ale nie martw się. Przejdziemy przez to razem, prawda?
-Tak. - uśmiecham się do siebie, choć wiem, że on doskonale zdaje sobie sprawę z tego gestu.
-Szczerze powiedziawszy już męczyło mnie to, że nikt o nas nie wie, chociaż tak krótko to trwa. Nie potrafię się z czymś takim kryć. Wyjść na miasto i udawać, że dziewczyna, którą kocham jest mi obojętna to nie moja bajka.
Kiedy to mówi, mam ochotę przybić piątkę temu słodkiemu głosikowi w mojej podświadomości, który był w gotowości na to, aby dać Nick’owi szansę. 
Za wszystkie starania i wspaniale chwile zdecydowanie zasłużył na to, abym ofiarowała mu wszystko co najlepsze we mnie.
I choć to on zawsze zabiegał o mnie, to wiele się zmieniło i mam wrażenie, że teraz ja także muszę walczyć o niego.
Ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że chcę o niego walczyć.
Pragnę tego.
-Najbardziej się obawiam, że zaczną nas winić o kłamstwo, zważywszy, że jutro wychodzi mój krążek. Pomyślą, że to chwyt marketingowy. Nie chcę żebyś miała przez to jakieś nieprzyjemności. - dopowiada.
-Racja… - zamykam oczy, klepiąc się w czoło. - Zupełnie zapomniałam, wybacz.
-W porządku. 
-Nie musisz się o mnie martwić. Jestem dużą dziewczynką, która dobrze zna ten świat. - śmieję się. - Poradzimy sobie.
-Wiesz, ta piosenka trochę pasuje do naszej obecnej sytuacji.
-Co masz na myśli? - pytam, ponieważ jeszcze jej nie słyszałam.
Wiem tylko tyle, że jest w klimacie „klubowego romantyzmu”. Nie do końca wiem co to znaczy, ale jestem pewna, że ją pokocham.
-I look for you in the center of the sun / Szukam cię w środku słońca
Słyszę jego melodyjny głos.
I took a pill but it didn't help me numb / Wziąłem pigułkę, ale nie pomogła mi zdrętwieć
I see your face even when my eyes are shut / Widzę twoją twarz nawet wtedy, gdy moje oczy są zamknięte
But I never really know just where to find you / Ale nigdy tak naprawdę nie wiem gdzie cię znaleźć
I chase the words that keep falling out your mouth / Ścigam słowa, które wydostają się z twych ust
You got a logic I'll never figure out / Masz logikę, której nigdy nie zrozumiem
If I could hold you then I'd never put you down / Gdybym mógłbym cię trzymać, nigdy bym cię nie wypuścił
But I never really know just where to find you / Ale nigdy tak naprawdę nie wiem gdzie cię znaleźć.

Uśmiecham się gdy kończy, poddając się zadowoleniu, że w końcu mnie znalazł.


Dzisiejszego wieczora dowiedziałam się, że Nick jest umówiony na piwo z Niall’em, dlatego całą domową brygadą (oprócz Victorii) zmierzamy na owe spotkanie.
Zaważywszy, że na ten moment nie mam ochoty się z nim rozstawać, ani on nie ma ochoty rozstawać się ze mną, delikatnie zaproponowałam, że również się wybiorę.
No cóż. Może nie była to propozycja.
Było to raczej wymuszenie.

-Niall zaproponował żebyśmy wyszli dzisiaj na piwo. - zagadnął, kiedy zjawił się w moim domu o godzinie osiemnastej, już chyba w pełni gotowy do dalszego podboju Los Angeles.
-Oh… - powiedziałam smutno. - To świetnie. Baw się dobrze. - westchnęłam, krążąc wokół kuchni nostalgicznie. - Ja sobie posiedzę. Może pooglądam telewizję… Może zamówię pizze i się trochę ponudzę… Poczytam co nowego w internecie… Pocieszę się, że wszyscy o nas spekulują… To będzie dobry wieczór.
Zagrałam na jego emocjach wzorowo. Powinnam przemyśleć propozycję pójścia w kierunku aktorstwa.
-Czy to miała być twoja prośba o dołączenie? - spojrzał na mnie z miną „Jesteś zabawna” i zmarszczył brwi z uśmiechem. - Dłuższa wersja?
-Absolutnie. - pokręciłam przecząco głową. - Cieszę się, że idziesz do baru… 
Westchnęłam ponownie. Bardzo przekonująco i bardzo emocjonalnie.
-Tak… - powiedział po chwili. - Możesz dołączyć. - wzruszył ramionami z uśmiechem, który wręcz ubóstwiam.
Dał mi to czego chciałam. Znowu.
I chyba nawet jego też to trochę uszczęśliwiło. 
-Naprawdę!? - udałam zaskoczoną. - Oh, nie musiałeś, ale z ochotą ci potowarzyszę.
Podeszłam do niego, zawieszając mu ramiona na szyi.
-Jesteś najlepszy, Nick’u Jonas’ie.
Musnęłam jego wargi, co po chwili przerodziło się w drobną wymianę cielesnych dotyków, ale na ten moment musiało nam wystarczyć tylko tyle, bo w kuchni zjawiła się Caroline.
-Czy ktoś tu mówił o barze!!!?? 
Zrobiła szum jakby była chodzącą imprezą i w zasadzie wcale jej się nie dziwię.
Nam wszystkim jest potrzebna chwila zabawy.
-Yep! - uśmiechnęłam się uradowana, spoglądając na mojego chłopaka z propozycją poszerzenia naszego grona.
-Wszyscy są zaproszeni! - wyznał Nick.
Przybiłam piątkę z Caroline, nastawiając się na najlepszy wieczór jaki spotkał nas dotychczas w LA.



-The party is here!!!! 
Turner wciąż jest głośna, ale przy tym urocza jak diabli. Nie można spojrzeć na jej twarz i się na nią gniewać.
-Caroline! Cóż za niespodzianka. - Niall śmieje się, zapewne z jej szampańskiego nastroju i wita się z nią uściskiem tak samo jak z resztą nas wszystkich.
-America Carter! - uśmiecha się promiennie, kiedy nadchodzi moja kolej. - Czy raczej powinienem mówić America Jonas?
-Przestań. - chichoczę.
-Słyszałem, że świat zwariował… - komentuje wybuch mediów, spowodowany naszym „objawieniem”.
-Tak jakby. - przyznaję. - Nie wiem… Mam zakaz wchodzenia na internet. - zajmuję miejsce obok Nick’a, spoglądając na niego znacząco.
-Tak, cóż, zabroniłem jej. - odzywa się Nick.
-Dobrze zrobiłeś. - Niall trzyma jego stronę.
Aha?
-Kiedy ludzie dowiedzieli się, że jestem z Zoey nie było zbyt sympatycznie. Też się przejęła. Dostała wiele gróźb i ogólnie nie mówili o niej w zbyt wielu pozytywach.
-Świetnie. - wzdycham. -Czyli czeka mnie natłok brutalnych epitetów. - uśmiecham się, gotowa na to wspaniale przeżycie.
-Dlatego właśnie masz zakaz. - Nick całuje mnie w skroń.
Wywracam oczami.
-Wy, faceci celebryci macie o wiele łatwiej. - odzywa się Zoe.
-Właśnie! - przyznaję jej rację. - Jak my zaczynamy się z kim spotykać to nikt na nas nie naskakuje. Ale jeśli jakaś dziewczyna zacznie się umawiać ze znanym facetem to jest najgorszą suką na świecie. 
-Dokładnie! Nie mówiąc o tym, że zdaniem waszych fanek, jest masa innych dziewczyn odpowiedniejsza na miejsce przy waszym boku. - dopowiada Caroline.
Kiwam głową.
-Ale wiecie dlaczego tak się dzieje? - patrzy na nas Paul.
-Bo faceci nie bawią się w tego typu gierki. - zagaduje Lewis.
-Faceci mają swoje crushe, ale nie dzielą się tym z całym światem, mówiąc w internecie, że to oni powinni być na miejscu partnerów swoich platonicznych miłości.
Tym razem Caroline wywraca oczami.
-Podsumowując. -odzywa się mój chłopak. - Faceci nie przejmują się takimi rzeczami.
-Czyli to dziewczyny mają coś na umyśle? - upewniam się celu ich przekazu.
Oni patrzą na siebie, później na nas, wzruszają ramionami i wszyscy jak jeden mąż upijają piwo.
-Co racja to racja. - wzdycham.
Podnoszę swoją butelkę i stykam się nią z Caroline i Zoe, wznosząc milczący toast za wszystkie dziewczyny, które powinny w końcu odnaleźć swój mózg.
-A jak ci się układa z Zoey, Niall? - Turner zabiera znów głos.
-Świetnie… - Horan uśmiecha się i dostrzegam, że jest to prawdziwy uśmiech. - Dużo pomogła mi ostatnimi czasie. Premiera płyty i w ogóle… Sporo się ostatnio dzieje. Ona jest nowa w tym wszystkim, zważywszy, że nie miała wcześniej do czynienia z branżą muzyczną, ale bardzo mnie wspiera. 
-Świetnie to słyszeć. - uśmiecham się, bo mam wrażenie, że Niall w końcu zamknął swój poprzedni etap życia.
Trzymam się tej myśli dosłownie przez chwile, dopóki nie pada jego pytanie.
-A dlaczego nie ma z wami Vicky?
Spozieramy na siebie z dziewczynami, starając się wymyślić coś na poczekaniu.
Wygrywa jednak świadomość przekazania prawda.
-Ona… - zaczynam.
-Umówiła się już z kimś innym. - kończy za mnie Caroline.
-Oh. - Niall kiwa głową. - Cóż, w takim razie pozostaje nam bawić się bez niej.


VICTORIA

- Sok czy mleko? - spoglądam w praktycznie pustą lodówkę Joe, w której oprócz tych dwóch napoi nie znajduje się nic poza połówką cytryny i słoika dżemu.
Mieszkanie Keery'ego przypomina bardziej zadbaną studencką klitkę niżeli mieszkanie popularnego aktora. 
Jestem w szoku, do jakiego stanu doprowadził całkiem fajne mieszkanie i w ogóle mi się to nie podoba.
- Sprawdź, czy to mleko jest jeszcze ważne - słyszę jego odpowiedź nadchodzącą z salonu. 
Podnoszę pudełko. Data wskazuje dwudziestego stycznia. Sprawdzam także sok. Dwudziesty drugi.
- Może następnym razem mógłbyś zrobić jakieś zakupy? - odpowiadam, zamykając głośno drzwi lodówki. 
Uwielbiam spędzać czas z Joe. Jest kochanym, słodkim mężczyzną i jestem pewna, że chyba jeszcze nigdy nikt tak często nie mówił mi, że jestem piękna. Ale jego styl życia zupełnie różni się od mojego.
On uwielbia spontanicznie wyskoczyć na obiad ze znajomymi i nie martwić się pustą lodówką. Ja uwielbiam mieć wszystko pod ręką. On pozostawia swoje łóżko nie zaścielone na cały dzień, myje zęby i wychodzi do pracy. Za to ja lubię porządek, poranne ćwiczenia i kawę espresso oraz pożywne śniadanie. 
- A mogłabyś się tym tak nie przejmować? - jego głos staje się głośniejszy, bo kiedy odwracam się już lekko wkurzona, on stoi w drzwiach ze splecionymi rękoma na piersi. Marszczę brwi.
- A co jeśli umierałabym z pragnienia? Co wtedy byś mi zaproponował? Wodę z kranu? - także splatam ramiona. Moja postawa jest jednak bardziej obronna.
- Gdybyś umierała z pragnienia - robi dwa kroki w moją stronę, tak, że stoimy oko w oko, ciało w ciało. Nachyla się do mojej szyi i całuje mnie w nią - Załatwiłbym to w zupełnie inny sposób.
Wsuwa dłonie na moją talię, a jego usta zmierzają w kierunku moich. Całuje mnie delikatnie, jednak po chwili pogłębia swój pocałunek, a ja zapominam o całej złości.
Zarzucam mu ręce na szyję i przylegam do niego mocniej. 
- To Twój sposób na rozproszenie mojej uwagi? - pytam w jego usta, a on zwinnym ruchem sadza mnie na blacie szafki. 
Staje pomiędzy moimi udami, a jego ciepłe dłonie wędrują wzdłuż nich, aż do kolan. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że to nie jest jedno z milszych sposobów na odciągnięcie mnie od jego niechlujności i braku organizacji.
- Powied… - przerywa, kiedy z tylnej kieszeni jego jeansów roznosi się dźwięk przychodzącego połączenia. 
- Nie odbieraj - przysuwam go do siebie, by znów go pocałować. Odsuwa się jednak ode mnie i sięga po telefon. Poprawia włosy, spogląda na wyświetlacz i już wiem, że z naszego wieczoru wyjdą nici.
- Przepraszam, to ważne - mówi, a słuchawka ląduje przy jego uchu - Dobry wieczór, Natasho. Jasne, pewnie, że mogę rozmawiać.
Zeskakuję z blatu, podążając za Joe. Krąży w kółko, potakując co chwilę głową. 
- Spotkać się? - spogląda na mnie. To jego ciche pytanie w jego oczach, sprawia, że radość ze wspólnie spędzonego wieczoru odlatuje w siną dal.
Nie protestuję jednak. Wiele razy opowiadał mi, że ten film, jest jego przyszłością. A jeśli ja mam być jego przyszłością, nie mogę zabraniać mu spełniać marzeń. Biorę go w pakiecie z tym wszystkim co ma, albo nie biorę w ogóle.
- Oczywiście. Pampas Grill za pół godziny. Jasne. Będę tam.

Spoglądam na migającą szyld baru. The Slipper Clutch. To jeden z tych amerykańskich barów, które urzekają swoim wnętrzem i zachęcają by znów je odwiedzić.
Taksówkarz odjechał już dobre dziesięć minut temu, a ja nadal boję się wejść do środka. Wiem co tam zastanę.
Uradowaną grupę ludzi, którzy spędzają ze sobą czas. Piją piwo, opowiadają o wszystkim i o niczym. Po prostu cieszą się swoim towarzystwem. 
Wiem, że zobaczę Niall'a. Ale na szczęście nie zobaczę Zoey.
Od naszego mało komfortowego spotkania nie minęło dużo czasu, więc obawiam się, że moja obecność nie spodobałaby się Zoey.
Mam tendencję do psucia różnych rzeczy. Mam tylko nadzieję, że nie zepsułam związku Horan’a i Deutch. 
Zbieram się na odwagę i przechodzę przez próg baru. Tak jak sądziłam, jest tu klimatycznie i bardzo vintage. Wnętrze jest bardzo w moim guście, więc od razu bardziej się rozluźniam.
Główna sala wielkością nie przypomina barów, które lubiłyśmy odwiedzać wcześniej. Jest mała ale zarazem przestronna i świetnie zagospodarowana. Dlatego wystarczyła chwila by zlokalizować poszukiwany przeze mnie stolik.
Najpierw zauważa mnie America. Macha do mnie energicznie, zwracając tym uwagę całej reszty. Teraz patrzą na mnie wszyscy. Caroline, Paul, Zoe, Lewis, Nick i Niall.
Niall. 
Nie wiem czy widzę na jego twarzy zdziwienie, radość czy rozdrażnienie moją obecnością. Mam wrażenie, że w sumie to wszystko tworzy jedną całość.
- Zagubiona część układanki się znalazła. - Paul radośnie i wylewnie się ze mną wita. Dawno nie widziałam go w takim stanie. Gdzieś pomiędzy świetną zabawą, a nutką alkoholu.
- Szybko dotarłaś. - Ami robi mi miejsce na kanapie. W międzyczasie witam się z każdym, ostatecznie zajmując obok niej miejsce.
- Tak. - mówię - To w sumie niedaleko od mieszkania…
Nie kończę. Czuję na sobie tylko palące spojrzenie Niall'a, który powoli sączy piwo z kufla.
- Od mieszkania Joe. - wyduszam - Lepiej powiedzcie jak czuje się para roku 2018?
Caroline chichocze, szturchając mnie lekko w ramię.
- Powiedziałabym, że nie tyle roku 2018, co całego stulecia.
- Jakąś chwilę temu rozmawialiśmy na ten temat. - Nick spogląda z czułością na Ami, która nie jest mu dłużna. - Zabroniłem mojej dziewczynie korzystać z telefonu, komputera i Internetu. 
- Boi się, że przejmę się opiniami innych ludzi. - wywraca oczami - Nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo jestem gotowa się z tym zmierzyć.
- Wolałbym Cię jednak chronić przed tego typu sprawami. - zakłada jej pasemko włosów za ucho, a ja mam wrażenie, że tysiąc białych kupidynów trzepocze nad nimi skrzydełkami.
Od zawsze byłam ogromną fanką związku Caroline i Paul'a. Nigdy nie dało ukryć się tego, że są dla siebie stworzeni. Miewali lepsze, gorsze chwile, ale zawsze wychodzili z tego mocniejsi.
Zoe, choć jest mądrą dziewczyną, dokonała zdecydowanie złego wyboru. Oczywiście przestrzegałam ją przed tym błędem, jednak mnie w ogóle nie posłuchała. Ale nauczyła się czegoś na swoich i moich przeżyciach. Jej związek z Lewis’em kwitnie i wszystko idzie w naprawdę dobrą stronę.
Ami, choć kochana w ukryciu, odrzucana w ukryciu, także musiała kochać w ukryciu. Teraz? Teraz siedzi przytulona do najmilszego mężczyzny jakiego kiedykolwiek spotkałam. Nie musi bać się tego czy ktoś ją przyłapie. Nie musi żyć w strachu przed miłością. 
Już nie boi się kochać. Czy będą sami, czy będzie wokół nich tysiące ludzi. Mają siebie.
America Carter nie boi się niczego. Ja boję się wszystkiego.
- Idę po drinki. - Niall spogląda po twarzach naszych przyjaciół - To samo dla wszystkich?
Głosy mieszają się ze sobą. Jedni proszą o piwo, drudzy o drinka. A ja zgłaszam się do pomocy.
- Pomogę Ci - bardziej oznajmiam niż proponuję, więc wstaję z miejsca. Horan kiwa głową. Kiedy stajemy przy barze, spoglądam na niego.
- Miałeś mocno przerąbane? - widzę jak uśmiech wpływa na jego usta, a nawet dosięga oczu.
- Za karę siedziałem przez godzinę w kącie i kolejną na karnym jeżyku. - odpowiada, a ja z przerażeniem mrugam oczami - Przecież żartuję, Vicky. Zoey tylko przez chwile była na mnie zła. Powiedziałem, że spotkaliśmy się przez przypadek i trochę się zagadaliśmy. Zrozumiała.
- Czyli nie jest na mnie zła? - dopytuję dla pewności.
- Jestem pewien, że już dawno o tym zapomniała.
Ja także uśmiecham się szeroko. 
- Kamień spadł mi z serca. - przyznaję szczerze. Wolałabym nie przykładać ręki do czyjegoś nieszczęścia. Nie potrzebuję w życiu takich ekscesów. 
Niall zamawia drinki i piwo, a ja obserwuję jego ruchy. Obserwuję go całego. Wygląda dziś bardzo przystojnie. I niezaprzeczalnie podoba mi się to co widzę. 
- Ładnie dziś wyglądasz. - kilka słów wystarczyło, by moje serce podskoczyło z radości w górę.
- Wiesz, że myślałam o tym samym? - uśmiecham się szeroko - Pasują Ci Twoje naturalne włosy.
Horan odpowiada mi uśmiechem i ma coś jeszcze dodać, ale Lewis staje tuż obok niego i patrzy na nas pytająco.
- Wybaczcie, że wam przerywam. - wskazuje na drinki - Ale wszyscy za tym czekają.
Obydwoje z Niall'em sięgają po kufle i wysokie szklanki wypełnione alkoholem, w rytmie wspólnej rozmowy odchodzą do stolika.
A w mojej głowie kołacze się jedno pytanie.

Jakim cudem pozwoliłam mu odejść?

***

środa, 4 kwietnia 2018

E11S3. Do you feel this rough? Why is it only you I'm thinking of?

VICTORIA

To był naprawdę zły dzień. Nerwowo sięgam po papierowy kubek z kawą, który rozgrzewa moją skórę dłoni. 
Wdech, wydech. Spokojny, długi wdech. Wolny, dokładny wydech. 
Ćwiczenia oddechowe, które tak bardzo polecała mi Caroline nie działają. Niespodziewanie jednak pojawiają się w moich oczach słone łzy, które wydostają się spod moich powiek.
Reżyser był dziś w naprawdę kiepskim nastroju. 
Ja wiecznie zapominałam tekstu. 
Tom nie odzywa się do mnie po ostatniej sprzeczce dotyczącej Taylor. 
Joe nie ma dla mnie zbyt dużo czasu, ponieważ ciągle koncertuje, a jak nie koncertuje to nagrywa nowe odcinki Stranger Things. 
Caroline i Zoe są w Londynie. 
Ami nadal bawi się w Aspen.
Jestem totalnie sama. Sama jak palec.
Biorę łyk kawy, ocieram łzy z policzków i odpadam samochód. Nie marzę o niczym innym oprócz długiej, gorącej kąpieli, odpaleniu nowego serialu na Netflixie i zajadaniu się nachosami z sosem serowym. A do pełni szczęścia nie potrzebuję już nic więcej oprócz dobrego, schłodzonego wina.
Silnik chodzi cicho, a prezenter stacji radiowej, która płynie z głośników głośno rozwodzi się na jakiś nieistotny temat. Wyjeżdżam z parkingu, ciesząc się, że pojawię się tu dopiero za dwa dni. Wiedziałam, że aktorstwo to ciężka harówa, ale nie sądziłam, że będę tak mocno rozbita. Że wszystko będzie mnie dotykać. Krytyka. Złe humory. Nic a nic nie działa na mnie motywująco. Wręcz przeciwnie - czuję się jak zmęczony wrak człowieka.
- To by było na tyle - męski głos prezentera roznosi się po wnętrzu samochodu - Nadszedł czas na premierę. Ulubieniec tysięcy. Najsłodszy chłopak jakiego poznałem. Niall Horan i jego najnowszy singiel "Too Much To Ask"! Właśnie teraz. Dla was. Posłuchajcie!
Kiedy pada imię Niall'a, automatycznie sięgam do przełącznika głośności.


Waiting here for someone/Czekam tutaj na kogoś
Only yesterday we were on our own/Tylko wczoraj byliśmy dla siebie
You smiled back at me/Uśmiechnęłaś się do mnie
And your face lit up the sun/A Twoja twarz rozświetliła słońce
Now I'm waiting here for someone/Teraz czekam tutaj na kogoś

And oh love/Och, kochanie
Do you feel this rough?/Czujesz tą brutalność?
Why is it only you I'm thinking of?/Dlaczego myślę tylko o Tobie?

My shadow is dancing/Mój cień tańczy
Without you for the first time/Bez Ciebie po raz pierwszy
My heart is hoping/Moje serce trwa w nadziei
You'll walk right in tonight/Że przyjdziesz tego wieczoru
And tell me there are things that you regret/I powiesz mi, że są rzeczy, których żałujesz
'Cause if I'm being honest I ain't over you yet/Bo jeśli mam być szczery to moje uczucia do Ciebie jeszcze nie minęły
That's all I'm asking/To wszystko, o co proszę
Is it too much to ask? Is it too much to ask?/Czy to zbyt dużo? Czy to zbyt dużo?

Someone's movin' outside/Ktoś porusza się na zewnątrz
The lights come on and down the drive/Światła zapalają się i gasną w pędzie
I forget you're not here when I close my eyes/Zapominam, że Ciebie tu nie ma gdy zamykam oczy
Do you still think of me sometimes?/Czy wciąż myślisz o mnie czasami?

And oh love/Och, kochanie
Watch the sun coming up/Spójrz na wschodzące słońce
Don't it feel fucked up we're not in love?/Czy to nie ciulowe uczucie gdy nie ma miłości?

My shadow is dancing/Mój cień tańczy
Without you for the first time/Bez Ciebie po raz pierwszy
My heart is hoping/Moje serce trwa w nadziei
You'll walk right in tonight/Że przyjdziesz tego wieczoru
And tell me there are things that you regret/I powiesz mi, że są rzeczy, których żałujesz
'Cause if I'm being honest I ain't over you yet/Bo jeśli mam być szczery to moje uczucia do Ciebie jeszcze nie minęły
That's all I'm asking/To wszystko, o co proszę
Is it too much to ask? Is it too much to ask?/Czy to zbyt dużo? Czy to zbyt dużo?

Piosenka się kończy, a ja czuję jak wszystko co dziś zjadłam podchodzi mi do gardła. Manifest. To jest zdecydowany manifest. Bo wszystko w tej piosence to ja


Skręcam na następnym skrzyżowaniu w prawo, chociaż droga do naszej posiadłości prowadzi w zupełnie innym kierunku. Jednak to nie moje dłonie kierują. Teraz zdecydowanie kierują mną uczucia.
Kiedy parkuję pod domem Niall'a, bez wahania kieruję się pod drzwi. Jednak w momencie, kiedy mój palec wisi nad przyciskiem dzwonka, uświadamiam sobie, że w ogóle mnie tu nie powinno być. 
Oddech. Głęboki. Wydech. Wolny.
Odwracam się na pięcie, z zamiarem powrotu do auta i zapomnieniu o chwili słabości. Nigdy mnie tu nie było. Nigdy.
- Vick? - zamieram kiedy słyszę swoje imię. Moje imię wypowiadane głosem Niall'a. Zamykam oczy by się uspokoić i w momencie kiedy przywołuję uśmiech na twarz, nabieram odwagi, by na niego spojrzeć.
Wygląda jak zwykle, ale jakoś inaczej. Jaśniej. Bardziej męsko. Bardziej jak ktoś, kogo nigdy nie poznałam, niż Niall. To nowy Niall. Nowa wersja starego Niall'a, którą tak lubiłam.
- Cześć - mówię, choć z trudem przechodzi mi coś przez gardło. Jestem jak porażona.
- Co tu robisz? - pyta. Odpowiedź jest jasna. Ja jednak postanawiam skłamać.
- Byłam w pobliżu i pomyślałam, że wpadnę do Ciebie. Dawno się nie widzieliśmy.
- Jasne - marszczy brwi, starając się uwierzyć w moją wersję - Wejdziesz?
- Jeśli jesteś zajęty, to oczywiście nie będę Ci przeszkadzać.
- W sumie miałem wychodzić, ale to spotkanie może chwile poczekać - pokazuje palcem na swoje drzwi wejściowe, uśmiechając się, tak jak tylko on się uśmiecha - W takim razie zapraszam. 
Idę za nim do domu, a w momencie kiedy przekraczam jego próg już nie mam ochoty stąd uciekać. 
Posiadłość w LA jest zupełnie inna niż ta w Londynie. Tutaj wszystko jest jasne, przestronne i bardziej nowoczesne niż w angielskim domu. 
Rozglądam się po salonie, komplementując jego wygląd. Wszystko jest tutaj tak jak powinno być. Tak jak ja lubię.
- Czego się napijesz? - wchodzimy do białej przestronnej kuchni. Jest ona pomieszczeniem przechodnim pomiędzy salonem, a innym pokojem. Po prawej stronie znajdują się meble kuchenne i sprzęty, a na samym środku stoi długi, szklany stół, wokół którego ustawiane są nowoczesne wiklinowe krzesła. 
- Wody - odpowiadam wyglądając przez okno na oświetlony basen. 
- Jak praca na planie filmu? - zagaduje, w międzyczasie przygotowując napój. Obserwuję jak kroi cytrynę i wrzuca ją do wysokiego dzbanka. 
- W sumie, to ciężko - wzdycham, zajmując miejsce przy stole.
- Wolisz śpiewać? 
- Zdecydowanie wolę śpiewać. Nie muszę narażać się na humorki reżyserów i kolegów z planu. A Ty? Jak Tobie idzie?
- Praca nad płytą to gorący okres - stawia naczynia na blat stołu, po czym uzupełnia najpierw moją szklankę, potem swoją - Nagrywanie w pojedynkę, to zupełnie coś innego. Mam wolność wyboru. Mogę tworzyć swoje piosenki. Bycie w zespole było świetne, ale bycie solowym artystą jest jeszcze lepsze.
Spoglądamy na siebie, a nasze spojrzenia się krzyżują. Waga naszych spojrzeń staje się zbyt ciężka, więc opuszczam wzrok na szklankę.
- Nie tęsknisz za chłopakami? 
- Tęsknię, ale rozstaliśmy się już jakiś czas temu. Uczucie tęsknoty kiedyś mija. Blednie na tle spraw codziennych - przerywa - Wiesz… mam dużo na głowie.
Zapada cisza. Biorę łyk wody. 
- To co Cię trapi? Jeśli masz ochotę, jestem chętny Cię wysłuchać.
- Za dużo się ostatnio dzieje - unoszę głowę, zakładając kosmyk włosów za ucho - Film, zespół, Joe.
- Mam dla Ciebie dobrą radę - uśmiecha się delikatnie, lekko unosząc kąciki ust do góry - Zwolnij. Odpocznij. Odetchnij. Masz prawo wziąć tyle czasu ile potrzebujesz. Wiele słyszałem na temat tego co dzieje się w sprawie…
- Mój prześladowca to już zamknięty temat - przerywam mu. Widzę, że mi nie wierzy. 
- Takich rzeczy nie możesz zamiatać pod dywan, wiesz to, prawda?
- Wiem, że póki co jestem bezpieczna.
Słowa wypadają z moich ust, ale są zaprzeczeniem wszystkiego co czuję. Nie czuję się ani odrobinę bezpieczna.
Chociaż może… teraz… trochę.
- Policja nadal nie może go namierzyć? Dla mnie to takie irracjonalne. Jeden człowiek nie może rządzić całymi oddziałami policji. Nie mają żadnych poszlak? Niczego?
- Wiemy tylko tyle, że to mężczyzna, który się beznadziejnie we mnie zakochał.
Niall patrzy na mnie tęsknie, a ja tą tęsknotę czuję w każdym milimetrze mojego ciała.
- Nie trudno się w Tobie zakochać, Vick.
Czuję jak zapadam się w sobie, ponownie tracąc to co zbudowałam dzięki Joe. Powracam do starej, zagubionej Victorii. Victorii, która potrzebuje uwagi, bycia w centrum zainteresowania i uczucia uwielbienia, kiedy ktoś za nią biega.
Tylko do której Victorii jest mi bliżej - do starej, czy do nowej?
- A co u Ami? 
- Chyba ostatnio lepiej niż kiedykolwiek - cieszę się na zmianę tematu. Zdecydowanie lepiej rozmawiać mi o kimś, nie o samej sobie.
- Nick Jonas… kto by pomyślał? - Niall chichocze, a ja wraz z nim. 
- Strasznie cieszę się, że znalazła kogoś na kim może polegać, kto nie widzi po za nią świata. Bardzo długo czekała na takie uczucie.
- Zdecydowanie zasłużyła na coś wyjątkowego. Ami to cudowna dziewczyna - szczerość w jego głosie jest czysta i prawdziwa - Chciałbym usprawiedliwić Harr’yego, ale nie wiem czy w tej sytuacji jest jeszcze sens - Horan przyznaje szczerze, a ja podzielam jego zdanie. 
Kiedy jestem z Niall'em nie potrzebuję zegarka. Tutaj wszystko wydaje się, że ma sens. To, że siedzimy przy jednym stole, rozmawiamy o muzyce, koncertach i plotkujemy na różne tematy. 
Jest normalnie, miło i bardzo chciałabym, żeby to nie był ostatni raz. Mogłam teraz leżeć w łóżku, użalać się nad sobą i upijać winem. A jestem tu, lekka jak piórko, z uczuciem na sercu, że to wszystko jest takie właściwe.
Takie nasze.
- Ale jest jeszcze jedna rzecz… - zaczynam, chociaż omijałam temat piosenki szerokim łukiem, teraz odważam się by wyjaśnić sobie tą sprawę. A konkretniej, potwierdzić - Wiem, że to o co zapytam…
- Wal prosto z mostu, tak będzie łatwiej - zachęca mnie i wiem, że nie będzie oceniał.
- Twoja nowa piosenka… - przełykam głośno ślinę - Jest o mnie, prawda?
Zapada chwila ciszy. Mogę przysiąc, że słyszę głośne bicia naszych serc i stukot obcasów. Stukot obcasów…
- Niall? - Zoey staje w progu kuchni. Odwracamy głowy w tym samym momencie. Cholerne wyczucie czasu.
- Zoey? - odpowiada jej imieniem, a ja czuję, jakby ktoś odciął cały tlen w tym pomieszczeniu.
- Mieliśmy się spotkać pół godziny temu w Redbird - przerywa by spojrzeć na mnie - Ale chyba wolałeś inne towarzystwo.
Odwraca się i stukot obcasów cichnie, kiedy zamyka drzwi.
- Przepraszam… muszę za nią…
- Jasne. Rozumiem, leć.
Z zażenowaniem kiwam do niego ręką, po czym odprowadzam go wzrokiem.
Kurka wodna. 


AMERICA

Drugi dzień minął nam nie na jeżdżeniu na nartach (czym byłam naprawdę bardzo uradowana) lecz na zwiedzaniu przeróżnych zakątków Aspen.
Maroon Bells i Maroon Lake to moje dwa ulubione miejsca z listy wyprawy. Niesamowite widoki i świeże powietrze sprawiło, że miałam ochotę zostać tu na zawsze. To zupełnie inne życie. Inny świat. Spokojny, kojący, nieśpieszny.
Dla mnie coś absurdalnie nieuchwytnego.
Moje życie wygląda zupełnie na odwrót.
Ale to MOJE życie. 
Do którego powrócę już jutro.
-O czym myślisz? - Nick podszedł do mnie niesłyszalnie, kiedy stałam nad jeziorem i wpatrywałam się w błękitną lagunę.
Myślałam o wielu rzeczach.
O nas, o tym co nas jeszcze spotka, o tym jak wspaniale mija mi czas z nim u boku.
Myślałam o moich przyjaciółkach, zastanawiając się nad tym co robią.
O mojej rodzinie, pracy i przyszłości.
Myślałam o Harry’m. Przypominałam sobie chwile naszego rozstania. O tym, gdy spojrzałam w jego oczy po raz ostatni tamtego wieczoru zanim powiedział coś, co już na zawsze będzie ze mną.
„-Zawsze będę cię kochał. I zawsze będę na ciebie czekał. Nawet wtedy, gdy już nie powinienem.”
Każdy człowiek wraz ze swoim narodzeniem dostaje od losu cudowny prezent. Życie. 
A co za tym idzie? Dostaje czas.
Skutkiem tego jest, że non stop jesteśmy w biegu. Gonimy za czymś czego chcemy, albo za tym czego mieć nie możemy.
Dlaczego więc tak często nie potrafimy się synchronizować z tym odpowiednim czasem?
Dlaczego tak często doceniamy coś, gdy już to stracimy?
Decydujemy się o to zawalczyć wtedy, gdy i tak sami mamy świadomość, że szczęście, które mogliśmy mieć ucieka nam pomiędzy palcami.
Uświadomiłam sobie, że nie ma nic z wyjątkiem cierpienia i żalu, gdy myślimy o rzeczach i ludziach, których nie możemy mieć, o możliwościach, których nigdy nie zyskamy 
Zastanawiałam się czy żałuję.
Ale nie. Nie żałowałam.
Bo czy można żałować rzeczy, która choć niemądra, była piękna?
-O tym jak dobrze mi tu z tobą. - odpowiedziałam, nie wdając się w szczegóły resztom przemyśleń. Ale ta jedna jedyna odpowiedź była prawdziwa.
-Powiedz mi o czym nikt nie wie. - wyszeptał do mojego ucha, trzymając skrzyżowane ręce na mojej klatce piersiowej, dając mi w ten sposób ciepło, bezpieczeństwo i przystań. - Coś co mogę zatrzymać dla siebie.
Kąciki moich ust podniosły się, mimo, że było to dla niego niewidoczne.
-Nie chcę stąd wyjeżdżać. - odpowiedziałam, odwracając delikatnie głowę w jego kierunku. - Będziemy musieli stawić czoło całemu zamieszaniu. - wzdychnęłam. - Chciałabym zaczerpnąć spokoju. Jak teraz. 
Musnęłam jego wargi i znów odwróciłam głowę w kierunku krajobrazu.
-Stawimy temu czoło razem. Ale to dopiero jutro. 
-Tak. - odpowiedziałam. - Teraz chcę budować wspomnienia. Będą przydatne, gdy dopadnie nas ciężki okres.
-Wiesz… Kiedyś może wspomnisz o tym jak stałaś przy brzegu Maroon Lake, wpatrując się w przejrzyste jezioro… I w tym samym czasie twój chłopak wyszeptał ci, że cię kocha.
Uśmiechnęłam się, wtulając się w niego bardziej.
-Kocham cię…



Wieczorem wybieramy się wspólnie na kolację w hotelu. Kiedy spotykamy się przy patio, zwracam uwagę, że wszyscy wyglądamy bardzo ładnie  i elegancko.
Możliwość spędzenia czasu z braćmi Nick’a jak i jego partnerkami to dla mnie wspaniała okazja. Na samą myśl o tym, że teraz ktoś inny mógłby być przy jego boku zamiast mnie, robię się automatycznie zazdrosna.
Wcześniej się na tym nie łapałam, ale z każdym dniem zdaję sobie sprawę, że to ja jestem tą szczęściarą, która ma okazję spędzić z nim czas, choć według niego jest zupełnie na odwrót.
Nie wiem czym tak bardzo go zachwyciłam, ale jestem w stanie stwierdzić, że on zrobił masę rzeczy, która zrobiła na mnie wrażenie.
Rzeczy, dzięki którym jestem w stanie odróżnić, czy ktoś chcę się tobą  nacieszyć przez krótki czas, czy zostawić cię w swoim życiu na dłużej.
On zdecydowanie zalicza się do drugiej kategorii.
-Americo, słyszałam, że dopiero niedawno przeprowadziłaś się do Los Angeles. - zagaduje Danielle. - Jak ci się mieszka?
-Bardzo dobrze. - uśmiecham się w jej kierunku. - Ten kraj widocznie jest moim przeznaczeniem biorąc pod uwagę imię. - śmieję się, na co reszta reaguje tak samo. - To… Inne życie. - odpowiadam pewna swoich słów. - Nowy etap i cóż… To była jedna z najlepszych decyzji jakie podjęłam. - zerkam na Nick’a, który chwyta moją rękę.
-Ale pewne tęsknisz za rodziną? - patrzy na mnie ze współczuciem.
-Tak. - wzdycham. - Ale kiedy mieszkałam w Londynie też rzadko ich widywałam. Moja rodzina mieszka w Bristolu więc i tak wszystko nam się kolidowało.
-Wiem o czym mówisz. - komentuje. - Z New Jersey do mojego rodzinnego miasta Oklahomy też jest kawał drogi. Ale dajemy radę. - dziewczyna uśmiecha się do Kevin’a i muska go w usta.
-Musisz przyjechać do New Jersey! - tym razem odzywa się Joe. - Mama często pyta się mnie jak wygląda życie uczuciowe Nick’a więc będzie zadowolona kiedy się ujrzy!
Mój chłopak patrzy rozbawiony na brata, rzucając w niego groszkiem.
-Nie nastawiaj jej za bardzo na to starcie. Sam wiesz jak przyjęła Sophie. - zerka znacząco na parę.
-Jak cię przyjęła? - zerkam na blondynkę.
-Wspaniale! Nie wiem o co im chodzi. - kieruje swój wzrok na braci. - Joe po prostu był zazdrosny bo więcej czasu spędziłam z jego mamą niż z nim. Wiesz, babcie rozmowy, wino i tego typu sprawy.
Śmieję się.
-W takim razie chętnie pojadę do New Jersey. - patrzę na bruneta, który obdarza mnie czułym wzrokiem. 
Całuje wierzch mojej dłoni.
-Kiedy tylko chcesz.

Mijają dwie godziny, kiedy towarzystwo rozkręca się do maksimum. Wystarczyły dwie butelki wina, żeby każdy mówił o sobie żenujące fakty. 
Cieszę się, że nie ma tu moich przyjaciółek, albo co gorsza - mojego brata, bo mogłabym się czuć pod tym względem zagrożona.
-Jest pedantem! - wykrzykuje Joe. - Uwierz mi, że jeśli nie jesteś choć w połowie tak pedantyczna jak on, to będziesz miała przerąbane. Mieszkałem z nim. Wiem co mówię.
-Mówisz tak, bo sam jesteś największym bałaganiarzem jakiego znam. Musiałem zbierać po tobie bokserki z podłogi!
-Robiłeś to? - odzywa się blondynka. - Ja stwierdziłam, że nie będę sprzątać jego bałaganu. Niech się w tym zakopie.
-Po prostu mam ważniejsze sprawy na głowie. - tłumaczy się. - Ami, mówię ci, lepiej się zastanów.
-Chcesz mnie nastawić przeciwko swojemu bratu?
-Może trochę. - uśmiecha się. -Oglądałaś już z nim jakiś film!? Opowie ci wszystko i skomentuje wszystko. Dosłownie. To chodzący spoiler.
Wybucham śmiechem.
-Tak, miałam okazję, ale był grzeczny. - odpowiadam, smyrając Nick’a po szyji, nie wierząc w słowa Joe. 
Chyba pomylił braci.
-Jeśli to on jest denerwujący, to chyba nie oglądałeś filmu ze sobą! - zwraca mu uwagę Kevin.
-Prawda! - zgadza się Sophie.
-Czepiacie się. Pamiętacie te cudowne lata, kiedy to ja byłem ulubieńcem Jonas’ów? Nikt z was nie mógł mi podskoczyć.
-Narcyz. - Kevin wywraca oczami, na co chichoczę.
-Czasy się zmieniły bracie. - Nick styka się z Joe kieliszkiem.
-No tak. Ja podpisuję dziewczynom skarpetki, a ciebie proszą o podpisanie biustów. Co to za interes? - pyta i chyba jest już nieźle wstawiony.
-Za mało ci biustów w życiu? - odzywa się do niego Sophie.
-Biusty? - pytam mojego chłopaka. - Interesujące.
-Zdarzyło się raz czy dwa. Ale wiesz, zazwyczaj nie patrzę w to miejsce. - odpowiada, myśląc chyba, że uwierzę.
-Taki jesteś nieśmiały? 
Zbliżam do niego twarz. Czuję jego oddech i ta sytuacja jak najbardziej mi pasuje. Doznaję swego rodzaju więzi i pociągu do tego mężczyzny, ale wiem, że muszę pohamować swój instynkt.
Najgorsze jest to, że spośród wszystkich facetów, którym się oddałam, on pozostaje tym, który zasługuje na mnie najbardziej.
Ale właśnie dlatego nie chcę się śpieszyć.
Nie chcę, żeby postrzegał mnie jako łatwą dziewczynę. 
Pragnę, żeby ten moment był wyjątkowy dla niego tak samo mocno jak dla mnie.
-Jest cholernie nieśmiały! - odzywa się znów Joe, rujnując ten moment.
-Czy ktoś mi może przypomnieć dlaczego zgodziłam się na ślub z tym frajerem? - Sophie wzdycha, jak zwykle narzekając na swojego chłopaka.
Te dwa dni, które z nimi spędziłam, uświadomiły mnie w fakcie, że to u nich normalka. Mają luźny związek, ale przez to wydaje mi się, że jest jeszcze bardziej wyjątkowy.
Są nie tylko kochankami, ale sądzę, że także partnerami, kumplami i swoimi bratnimi duszami.
Domyślam się, że ten aspekt jest bardzo przydatny w każdym związku, nie tylko w ich.
-Bo jesteś we mnie zakochana po uszy, a ja jestem zakochany w tobie. - odpowiada, po czym bierze w dłonie jej twarz i całuje tak mocno, że sama dostaję zawrotu głowy.
-Americo, jesteś gotowa wstąpić do rodziny wariatów? - pyta mnie Kevin, który o dziwo chyba jest najbardziej opanowany z nich wszystkich.
-Rodzino Jonas. - chwytam kieliszek, aby wznieść z resztą toast. - Jestem gotowa.

Bo żeby znaleźć kolejną miłość, trzeba zapomnieć o poprzedniej. Po prostu ruszyć na przód…

***