AMERICA
-Nie mogą być jagodowe? - słysząc ton głosu Ashton’a po drugiej stronie telefonu mam ochotę wywrócić oczami.
-Nie. Jeśli masz kupić jagodowe to lepiej w ogóle nie kupuj.
-O nie. Wiem co się stanie kiedy przyjdę z pustymi rękami. Już to przerabiałem. - wzdycha. - Dlaczego nie lubisz jagodowych?
-A dlaczego niebo jest niebieskie? - odpowiadam tak samo głupio. Zastanawiam się czy ten mój chłopak czasem myśli głową, czy tym co ma w spodniach. Czasem ciężko stwierdzić. - Nie wiem, Ashton, nie potrafię powiedzieć ci dlaczego nie lubię jagodowych muffinów. Po prostu ich nie lubię. Mają beznadziejny zapach, a nadzienie nawet nie stało obok prawdziwych jagód.
-Okej, czyli mam rozumieć, że akurat w brzoskwiniowych są prawdziwe brzoskwinie?
Gdybym miała go przed sobą, możliwe, że dostałby w twarz.
Nie żartuję.
-Denerwujesz mnie. - odpowiadam.
-Dobra, zobaczę co da się zrobić.
Rozłączam się, potrząsając głową.
Co się dzieje z tymi mężczyznami w tych czasach?
Czy nawet nie można ich wysłać do sklepu po cholerne muffiny?
Minęło trzydzieści osiem dni od momentu, w którym Ashton dowiedział się o ciąży, trzydzieści jeden dni od ślubu Niall’a i Zoey oraz pięć dni od panieńskiej nocy Fat Pat.
W tym okresie pojawiły się następujące zmiany:
1.Ashton jest jeszcze lepszym chłopakiem niż wcześniej, pomimo, że często mam ochotę wyrzucić go za drzwi.
Niestety jest to sprawka moich hormonów, które buzują jak szalone, co sprawia także, że nasz seks jest lepszy niż kiedykolwiek, czego naprawdę się nie spodziewałam.
Poza tym jesteśmy w trakcie przeprowadzki, do ciut mniejszego domu.
Oboje stwierdziliśmy, że willa w której mieszkałam z Vicky jest zbyt duża, więc po jej wyjeździe szybko ją sprzedałyśmy.
Od tego czasu mieszkamy w apartamencie Ashton’a, czekając z niecierpliwością na naszą gotową rezydencję.
2.Niall i Zoey są szczęśliwym małżeństwem i kilka dni temu wrócili ze swojego miesiąca miodowego, który spędzili na Madagaskarze.
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widziała go tak opalonego.
Dołączając jego ciemne włosy, można by pomyśleć, że jest prawowitym mieszkańcem wyspy.
4.Wszystkie dziewczyny tak bardzo opiły się na wieczorzem panieńskim, że dosłownie nie potrafiłam ich zebrać w kupie. Dodatkowo wpadły na kilka genialnych pomysłów, którymi były między innymi:
-pierwszy tatuaż Caroline, który mieści się na jej pośladku i przedstawia serduszko, w którym widnieje napis PAUL
-kąpiel z delfinami, po której Zoe tak bardzo się pochorowała, że dochodzi do siebie do dnia dzisiejszego
-autorski taniec na rurze w wykonaniu Patricii, który skończył się jej podbitym okiem.
Do dziś nie zapomnę momentu, w którym upadła na twarz tak mocno, że bałam się czy czasem nie dostała wstrząśnienia mózgu.
Wszystkie jednak wiemy, że Fat Pat jest na tyle charakterystyczną osobą, że nawet jakby go dostała, to ciężko byłoby nam to rozpoznać.
4.Victoria rozwija swoje umiejętności muzyczne w Nowym Yorku i wydaje się być tym wciąż tak samo podekscytowana jak na początku. Bardzo za nią tęsknię, ale rozmawiamy na skypie przynajmniej co drugi dzień, dlatego jesteśmy w miarę na bierząco ze swoimi przygodami.
5.Paul dostał świetną pracę w Los Angeles i jest teraz menadżerem pewnego początkującego, wspaniale zapowiadającego się kalifornijskiego zespołu. Dzięki temu on i Caroline są oficjalnymi mieszkańcami Stanów od jakiś dwóch tygodni, z czego okropnie się cieszę.
Odkąd wyjechała Vicky, praktycznie nie mam tu nikogo, więc miło jest mieć znów jedną z przyjaciółek obok siebie.
6.Niebawem rusza kampania moich kosmetyków, czym jestem strasznie podekscytowana.
7.Jutro nastąpi premiera mojej płyty, więc znów zobaczę wszystkich moich najlepszych przyjaciół i Victorię.
8.Za trzy tygodnie wyruszam w miesięczną trasę koncertową, w której odwiedzę kilka krajów Europejskich i cztery największe miasta w Stanach. Zdaję sobie sprawę, że będzie to męcząca podróż, ale nie mogę zostawić moich fanów bez niczego.
Poza tym lekarz nie widzi jakichkolwiek przeciwskazań, pod warunkiem, że będę o siebie dbać.
Niestety Ashton nie może pojechać ze mną, bo sam w tym czasie ma dość napięty grafik jeśli chodzi o występy ze swoim zespołem.
Nie jest zadowolony z powodu, że mam zamiar podróżować sama, ale na szczęście jest w stanie mnie zrozumieć.
9.Moja rodzina jak i rodzina Ashton’a tak bardzo ucieszyli się na wieść o mojej ciąży, że postanowili nas odwiedzić tak szybko jak tylko było to możliwe.
Czyli dokładnie pięćdziesiąt trzy godziny po tym, jak dowiedzieli się o tejże nowinie.
Wspaniale było ich znowu wszystkich zobaczyć, ale trzy dni pod jednym dachem z siedmiorgiem ludzi i trzema psami, z którymi na codzień jednak nie spędza się zbyt dużo czasu i którzy muszą nadrobić zaznajomienie siebie nawzajem, może być naprawdę męczące dla kobiety, w początkowym stadium ciąży.
I głośne.
Bardzo głośne.
10.Zważywszy, że jestem dopiero w drugim miesiącu ciąży, mój brzuch wciąż wygląda zupełnie normalnie, dlatego nikt z mediów nie ma o tym zielonego pojęcia.
Cieszy mnie ten fakt, bo na chwilę obecną nie jestem pewna czy zniosłabym tą sensację i zapewne lawinę komentarzy fanów moich jak i Ashton’a, w których na sto procent pojawiłyby się uwagi i niemiłe spostrzeżenia na nasz temat.
Słyszę przekręcenie zamka, więc szybko biegnę do drzwi wejściowych. Ashton trzyma papierową torebkę, w której zapewne znajdują się muffiny.
Pytanie jest tylko jedno.
W jakim smaku?
-I? - pytam wyczekująco.
-Byłem w siedmiu piekarniach i niestety… - odpowiada bezsilnie, a spoglądając na jego minę zgaduję, że nie dostanę tego, co chciałam.
-No nie… - narzekam załamana.
-Niestety dopiero w ostatniej mieli brzoskwiniowe muffiny.
Moje oczy się zaświecają.
Zapewne wyglądam teraz jak te wszystkie dziewczyny, które cieszą się bardziej, kiedy ich chłopak przyniesie im hamburgera zamiast na przykład różę.
Cóż, nigdy do nich nie należałam, ale teraz potrafię je świetnie zrozumieć.
-Masz moje muffiny? - pytam podekscytowana.
-Nie wiem czy pojawiłbym się w domu gdybym ich nie zdobył. Poza tym w zeszłym tygodniu wyczerpałaś roczny limit fochów, więc nie możesz się dłużej gniewać. - oddaje mi torebkę, do której szybko zaglądam.
Zapach świeżego ciasta i aromatyzowanych brzoskwiń dociera do moich nozdrzy.
Świat jest wspaniały.
-Jesteś najlepsiejszym, najbardziej wyrozumiałym chłopakiem na całym bożym świecie. -łapię go za szyję, muskając szybko w wargi. Wzdycha i również mnie obejmuje.
-Nieprawda - zaprzecza i całuje mnie w skroń. - Jestem największym pantoflarzem na całym bożym świecie.
-Nie przesadzaj. - mówię. - Chyba w nagrodę, że noszę twoje dziecko zasługuję na kilka brzoskwiniowych muffinów, nawet jeśli miałbyś po nie jechać do Australii? - mrużę oczy.
-Tak. - potakuje. - Zdecydowanie na to zasługujesz. - zerka na mnie z uśmiechem. - I wiesz co? Po przemyśleniu, wyglądasz strasznie seksownie kiedy się złościsz.
-Tak? - zbliżam do niego twarz, ocierając nosem o jego nos.
-Tak. I teraz też wyglądasz strasznie seksownie.
-Więc... Co masz z tym zamiar zrobić?
-Cóż... Zamierzam przerzucić cię przez ramię i zabrać do sypialni.
Nie kłamie.
Faktycznie tak robi.
Wewnątrz domu unosi się mój śmiech.
-A moje muffiny?
-Przyjdzie na nie czas.
***