AMERICA
Choć jest dopiero dziewiąta rano, czuję się wyspana po prawie całonocnej libacji. Co prawda moje stopy błagają o porządny masaż, a gardło domaga się choć paru kropel wody, to jednak moje ogólne samopoczucie jest naprawdę wyśmienite i mam wrażenie, że w dzisiejszym dniu nic nie jest w stanie go popsuć.
Człapię do lodówki i biorę z niej butelkę soku porzeczkowego. Nawet nie zdaję się wyciągnąć szklanki i piję prosto z gwinta. Ulga zimnego napoju w gardle jest nie do opisania.
Vicky jeszcze śpi i jestem pewna, że zajmie jej to jeszcze trochę czasu. Cisza w mieszkaniu jest naprawdę nie do zniesienia.
Nasz dom w Londynie żyje od samego rana. Masa służby, głośne urządzenia, które są odpowiedzialne za nasze śniadania i dźwięki różnorodnych maszyn sprzątających. Tutaj jesteśmy we dwie i aż przeraża mnie myśl, że nie mam do kogo kiwnąć głową na powitanie.
Włączam telewizor, aby umilić sobie czas i pierwsze na co wpadam to jakaś amerykańska stacja muzyczna, która puszcza akurat teledysk One Direction. Uśmiecham się na ich widok i czekam do końca piosenki. Po chwili na monitorze pojawia się napis: 1D FOREVER, a na ekranie wita mnie kolejny ich utwór. Marszczę brwi zdziwiona, ale sądzę po prostu, że zrobili jakiś maraton z One Direction, żeby amerykańskie dziewczęta miały dobry humor od samego rana w ten śliczny czwartkowy poranek.
Przełączam na kolejną stację i znowu to samo. Twarze czterech tak dobrze znanych mi mężczyzn, które co chwilę migają na ekranie telewizora.
„Ta niespodziewana wiadomość złamała serca milionom dziewczyn na całym świecie. Najpopularniejszy boyband tych czasów ogłosił, iż zawiesza swoją działalność.
W Londynie od samego rana panuje chaos, a brytyjskie nastolatki wychodzą na Oxford Street z plakatami głoszącymi protest. Nikt nie spodziewał się tak nagłej decyzji zwłaszcza, że chłopcy z One Direction byli w trakcie nagrywania swojej szóstej płyty. Co skłoniło Harry’ego, Niall’a, Liam’a oraz Louis’a do takiego postanowienia i jak mają się zamiar z tego wszystkiego wytłumaczyć? Dowiemy się już za dwie godziny podczas konferencji prasowej, w której chłopcy wyjaśnią swoją decyzję, a najważniejsze, odpowiedzą na pytanie: CO DALEJ?
Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia czy amerykańskie stacje muzyczne robią sobie dziś żarty, czy ja tak naprawdę jeszcze się do końca nie zbudziłam i to wszystko jest snem, ale wchodzę jeszcze szybko na wszystkie media społecznościowe w moim telefonie i po chwili okazuje się jednak, że z amerykańskimi mediami wszystko w porządku, a ja obudziłam się już dawno.
Tylko jak inaczej wytłumaczyć tą okropną wiadomość, która spadła jak grom z jasnego nieba? Czy jeśli chłopcy mieli zamiar zawiesić swoją działalność, to by nam tego nie powiedzieli? NAM? Przecież doskonale wiemy, że obie nasze grupy łączyło wiele sekretów i nikt z nas by nawet nie pomyślał, żeby cokolwiek wyszło na światło dzienne, bo doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że mogłoby to nam wzajemnie zaszkodzić.
Wiem, że powinnam lecieć do Vicky i szybko poinformować ją o owej wiadomości, ale moje nogi wprost odmawiają posłuszeństwa. To nie dzieje się naprawdę.
Wybieram w kontaktach tak dobrze znany mi numer i czekam… Czekam, aż to co usłyszałam i zobaczyłam okaże się nieprawdą.
-Harry… - mówię od razu do słuchawki, kiedy słyszę, że odebrał po trzecim sygnale.
-Hej, Ami… - odpowiada cicho, ale w jego głosie wciąż słyszę troskę i miłość. Nastaje chwila ciszy. Widziałam go po raz ostatni trzy dni temu, a mam wrażenie jakby to był co najmniej rok. Tak jakby mój wyjazd i to, że nie jestem przy nim miało zmienić wszystko, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że ta decyzja nie została podjęta ot tak. Musieli o tym wiedzieć dużo wcześniej, ale i tak sam fakt, że dowiaduję się tego akurat teraz, gdy jestem w Los Angeles, tak daleko od niego, wydaje mi się nie do zniesienia.
-Właśnie się dowiedziałam. Jak to się stało?
-To była kwestia czasu, odkąd odszedł Zayn. Poza tym nie możemy zwalać tylko winy na niego. Sama wiesz jak wyglądało nasze życie. Powoli już mieliśmy dość, aż w końcu wyczerpaliśmy się do końca. To musiało w końcu nadejść.
-Nie wiem co powiedzieć… Czuję się dziwnie. - odpowiadam choć to zapewne bardzo głupie. Słyszę jego prychnięcie, ale wiem, że jest pozytywne. Zupełnie jakbym czuła uśmiech na jego twarzy.
-Uwierz, że ja też. Od samego rana telewizja i internet żyje tylko tym, a mamy już prawie wieczór.
-Dziwi cię to? Sama byłam w szoku, a co dopiero ludzie, którzy was uwielbiają? Nie spodziewałam się, że dowiem się o takiej decyzji ze stacji radiowej - mówię już trochę zgaszona, bo wciąż nie mam pojęcia dlaczego nie powiedział nic wcześniej.
-Dostaliśmy zakaz mówienia komukolwiek. Nawet naszej rodzinie. To miało przyjść szybko i bezboleśnie. Niestety chyba ten plan nie był do końca dopracowany - wzdycha, a mnie naprawdę jest go szkoda. Nawet nie wyobrażam sobie co czuje i jak wielka lawina rozpaczy, hejtów i innych emocji spłynie na nich po dzisiejszym dniu.
-Przepraszam. Pewnie jesteś przybity, a ja robię ci wywody o nic…- odpowiadam i znów następuje cisza. On chyba też ma wrażenie, że nie rozmawiał ze mną przed długi czas. Napawamy się tą ciszą, jakby to w jakiś sposób pomogło nam zrozumieć siebie. Bo przecież kiedyś rozumieliśmy się bez słów.
-Nic się nie stało. Miałaś prawo wiedzieć. Każdy miał prawo. Ale ktoś zadecydował inaczej, a teraz musimy to odkręcić. Jutro zapraszamy najbliższych przyjaciół na spotkanie. Nie wiem czy mam to nazwać imprezą czy nie, w każdym razie chcemy sprostować i wyjaśnić kilka spraw.
-Oh… - odpowiadam, bo nie wiem co innego mam powiedzieć. Nie ma mnie w Londynie i szczerze wątpię, że pojawię się tam jutro.
-Wrócisz do mnie? - słyszę znów jego głos i mam ochotę się rozpłakać.
-Harry, ja…- zacinam się. - Mamy zamiar wrócić dopiero za pięć dni. Nie wiem czy uda mi się zmienić te plany…
-Jest coś, co się tam trzyma? - zadaje pytanie, a ja zamieram. Nie jestem pewna czy chce mu zwalać na głowę relację z mojego życia zwłaszcza, że u niego sytuacja wygląda niezbyt zachęcająco.
-Jeszcze nie wiem - wzdycham. - Chcę ci tylko powiedzieć, że się postaram, ale nie mogę dać ci gwarancji, że się jutro zobaczymy.
-Dobrze. Zrób co uważasz, a ja będę czekał…
Tylko czy faktycznie się doczeka?
VICTORIA
"Chcę ci tylko powiedzieć, że się postaram, ale nie mogę dać ci gwarancji, że się jutro zobaczymy."
Choć stoję w holu już dłuższą chwilę, rejestruje niewiele z dźwięków płynących z ogromnego salonu. Dokładnie, słowo w słowo, słyszę końcówkę rozmowy Ami z Harry’m. Z nikim innym tak nie rozmawia. Nie używa tego tonu głosu. Ciepłego, pełnego uczucia i czegoś czego nikt kto nie był nigdy zakochany nie zrozumie. Ale powstaje pytanie: po co mieliby się jutro zobaczyć? Czy ona coś przede mną ukrywa? Co się dzieje? Oddycham płytko, próbując wyrzucić z głowy najgorsze scenariusze. Jestem jakąś pieprzoną pesymistką albo już kompletnie zaczynam wariować.
- Tysiące fanek wylewają łzy na najpopularniejszych portalach społecznościowych. Era One Direction zakończona. Czy inny, młody boyband będzie miał w ogóle szansę powtórzyć sukces tego zespołu…? - choć telewizor cały czas był włączony, słowa wypowiadane przez prezenterów w spowolnionym tempie docierają do mojej świadomości. Tylko po części rozumiem co się wokół mnie dzieje. I choć mam ściśnięte gardło, żołądek a każdy mięsień mojego ciała odmawia mi posłuszeństwa, serce kołacze mi w piersi jak szalone. Przysięgam, zaraz wyskoczy i na swoich jak mniemam krótkich nóżkach poleci do Londynu.
Już sama nie wiem, czy jestem smutna, czy wkurzona. Smutna, że żaden z chłopaków nawet nie pisnął słówka, że mają zamiar rozwiązać zespół. I wkurzona za to, że tego nie zrobili, w szczególności na Niall'a. Przecież jeszcze kilka dni temu siedzieliśmy w hotelowym pokoju rozmawiając o tym kiedy pierwszy raz usiedliśmy na nocnik, ale Horan nie miał odwagi poruszyć tak ważnej kwestii. One Dierction przestanie istnieć. Na jakiś czas? Na ile? Na rok? Dwa? Dziesięć? Na zawsze?
Spoglądam tępo w szarą ścianę, czując, że powracają do mnie moje zmysły. Biorę głęboki oddech. Chyba czas na rozmowę z Americą. Pewnym krokiem wkraczam do salonu. Jednak jestem na tyle cicho, że w pierwszym momencie przyjaciółka nie zauważa mojej obecności. Odchrząkuję więc, zwracając na siebie uwagę. Spogląda na mnie znad ekranu telefonu, uśmiechając się, ni to ciepło, ni pocieszająco. Zdecydowanie sama bije się ze swoimi myślami.
- Słyszałam wszystko - mówię, po czym siadam obok niej. Kładę na jej smukłym ramieniu moją głowę.
- Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego - odpowiada beznamiętnie - Dziwnie się z tym czuje, a Ty? - pyta, dalej przeglądając strony z ogromnymi nagłówkami mówiącymi o tym, że chłopacy ogłosili "przerwę do odwołania".
- Cóż… ja też. Myślałam jednak, że byliśmy na tyle blisko, że coś nam chociaż zasugerują, dadzą do myślenia, wyślą znak dymny, cokolwiek - prostuje się na kanapie. Chciałabym wstać i tupnąć nogą jak mała dziewczynka, której się coś nie podoba. Ale nie mogę. Bo nie jestem już małą dziewczynką i nie mogę poddać się emocjom. Muszę w końcu wszystko zacząć kontrolować. Teraz, zaraz - Musimy wracać do Londynu.
- Nie, Vick, wcale nic nie musimy - odpowiedź choć jest dość zimna, trafia do mnie prosto z przekazem. Choć jej usta mówią "nie", wiem, że uczucia już dawno stoją pod domem Harry’ego i proszą o wpuszczenie do środka.
- Ja chcę. Muszę zobaczyć Niall’a. A Ty? Nie chcesz zobaczyć Harry’ego?
- Wiesz, że teraz trochę rzeczy się pozmieniało - odwraca ode mnie głowę, by spojrzeć przez okno. Jeśli miała zamiar wypatrzeć w nim Tylera, to na niewiele się to zdało - Pogubiłam się. Minęły dni, a ja mam wrażenie, że od naszego ostatniego dnia w Anglii minęły miesiące. A co jeśli tutaj jest moja szansa? Na coś więcej?
- Ami, nie wykluczam tego - mój głos jest ciepły i spokojny. Rozumiem ją. Poznała kogoś nowego, ale powrót do Londynu nie jest ostatecznością. Nikt nie powiedział, że musi tam zostać i przykuć się z Harrym Styles’em do kaloryfera - Ale może chcesz usłyszeć kilka słów wyjaśnienia? Wiem, że Harry chce żebyś tam była. Może sama Twoja obecność dużo mu da?
- Sama nie wiem…
- Pomyśl też o mnie - uśmiecham się, po czym zagryzam wargę - Ja chcę porozmawiać z Niall'em. To jak? Rezerwujemy lot?
Choć trzęsiemy się jak owsiki na zimnie, całkiem dobrze udaje nam się ogarnąć sprawę. Kontaktując się jeszcze dodatkowo z Paul’em bukujemy najbliższy lot do Londynu. Mamy na spakowanie, ogarnięcie się i dojazd na lotnisko jakieś bite dwie godziny. Oczywiście nie obyłoby się bez kontrolnych telefonów od Caroline.
- Wracacie? - bez ceregieli, zwykłego "cześć" i grzecznościowego "co tam u was?" rozpoczyna rozmowę - Jeśli wracacie to cudownie. To znaczy, nie cudownie, bo One Di się rozpadło, ale nie można rozpaczać. Nie zdechł nasz ulubiony pupilek, prawda? - słyszę szmery w tle i gwizd, po czym szczekanie Bull’ego - Słyszałaś? Z Bully'm wszystko wporzo.
- Dziękuję za informację o stanie Bully'ego. Uspokoiłaś mnie - choć do mojej odpowiedzi wkrada się nutka ironii, Caroline kompletnie jej nie wyczuwa. Trajkoce dalej, ale przynajmniej zagłusza moje myśli. Ta dziewczyna zawsze przydaje się do czarnej, brudnej roboty.
- Przyjedziemy z Paul'em po was na lotnisko, okej?
- Dobrze mamo - śmieje się.
- Uważajcie na siebie. Ucałuj ode mnie Ami. Chociaż wysłałam jej z milion sms'ów, jesteśmy tysiące kilometrów od siebie, wiem, że nie jest jej łatwo. I chociaż tego Santangel nie pokazujesz… tobie też nie jest najprościej. Ubierzcie się ciepło - przesyłam jej wirtualnego, telefonicznego buziaczka i kończę rozmowę. Ta dziewczyna zna nas na wylot. Mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że lepiej niż my same siebie.
Ubrane w miarę możliwości ciepło, jedziemy taksówką na lotnisko. Niewiele mówimy. Ogólnie, zagłuszane zewsząd informacjami o rozpadzie zespołu, nie mamy zbyt wiele do powiedzenia.
- Po jutrze wracam do Kalifornii - ciszę między nami, wypełnioną odgłosami poruszających się aut i głośnego silnika taksówki, przerywa głos Ami.
- Tak myślałam. Wracasz do Tylera.
- Wracam - odpowiada, biorąc głęboki oddech - Zaczynam coś nowego. Czuje to. I coś mi się wydaje, że Harry już też to wie.
- I myślę, że się będzie musiał z tym pogodzić - uśmiecham się do niej, zamykając w uścisku jej dłoń.
I choć nie jest to mój pierwszy i zapewne nie ostatni lot, to nie pamiętam kiedy ostatnio tak niecierpliwie czekałam przy odprawie. Wracamy na stare śmieci. Do starego, nowego życia. Do nowej sytuacji. Do miejsca gdzie zawsze zostawiamy kawałek naszego serca.
Cóż. W głębi serca nie tylko America potrzebuje wyjaśnień. Ja pragnę ich równie mocno.
Ręce mi się trzęsą, kiedy postawny facet w garniturze otwiera nam drzwi do olbrzymiej restauracji wyglądającej z zewnątrz jak mały zamek. Dookoła mnóstwo złota i burgundu. Wszędzie stoją tace z kieliszkami szampana, a kelnerzy uśmiechają się pogodnie do kolejno mijanych gości.
Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w tak wytwornym miejscu, choć co chwilę bujamy się po prestiżowych klubach, knajpach i rezydencjach.
Jednak to coś zupełnie innego niż zawsze, i jestem nawet trochę zdziwiona, że chłopcy postanowili zaprosić swoich przyjaciół w tego typu miejsce. Wydaję mi się, że to tylko potwierdza, jak bardzo poważna jest ta sprawa i jaką skruchę wyrażają swoją nagłą decyzją i tym, że tak naprawdę nikt nie miał o niej zielonego pojęcia.
Cieszymy się razem z Vick, że ubrałyśmy się w miarę stosownie do miejsca. Caroline i Zoe mają nietęgie miny, ponieważ nie zdawały sobie sprawy, że będzie aż tak szykownie i nie mają na sobie zbyt pasujących do pomieszczenia części garderoby.
Jako pierwszy dostrzega nas Louis. Zgrabnym krokiem podchodzi do naszej szóstki z prawie niewidocznym uśmiechem. Wita się z Paul’em i Olive’rem, a nas szczelnie obściskuje ramionami. Zbiera mi się na płacz, i sama do końca nie wiem dlaczego.
Rozmawiamy z nim chwilę kiedy on opowiada nam o ostatnich dwóch dniach. Z tego co widzę były dla nich tak ciężkie, jak sobie faktycznie wyobrażałam. To przedziwne, że nie widziałam ich jakiś tydzień, a tak dużo zdążyło się przeobrazić. Zupełnie jakbyśmy się spotkali po kilku latach i zdawali relacje ze swojego życia, w którym przecież nie powinno się aż tak dużo zmienić. Ale jednak się zmieniło.
Wypatruję gdzieś w tłumie bujnej, lokowatej czupryny, ale nigdzie jej nie widzę. Nie mam pojęcia gdzie teraz dryfuje, ale naprawdę chciałabym go już zobaczyć.
-Czuję się jakbym była na stypie - wzdycha Caroline i chyba każda z nas przyznaje jej rację. Ta uroczystość nie jest jak każda inna, a humor zdecydowanie nie dopisuje nam tak jak zawsze.
-To w końcu zakończenie najsławniejszego zespołu na świecie. Czego się spodziewałaś? - komentuje Vicky. - Wyobrażacie sobie ile nastolatek wylądowało już w szpitalu po tej nowinie?
-A ile zapewne jeszcze wyląduje… - dopowiada Zoe. Tak zwane „znawczynie świata show biżu i szalonych fanów”.
-Od kiedy Liam spotyka się z Cheryl Cole? - pytam i nie wierzę własnym oczom, kiedy dostrzegam zadowoloną parę. Czy to ja jestem zacofana w społeczeństwie czy to wszystko działo się w ciągu tych kilku dni?
-Ami, ogarnij się. Pisali o tym już ze dwa tygodnie temu… - odpowiada Care.
-I nic nie mówiłaś? - pytam zdziwiona, bo co jak co, ale to zawsze blondynka zasypuje nas wszystkimi nowinkami.
-Zaczyna się… - wzdycha Paul.
-Stwierdziłam, że to mało ważne. Ale nie zdziw się, jak zobaczysz gdzieś Eleanor.
-Eleanor Calder też tu jest? - odzywa się Vick.
-Nie wiem czy jest, dopiero co przyszłam, no nie? W każdym razie miłość powróciła.
-Czy ty też przyjaciółko czujesz się tak, jakbyś wróciła nagle z zaświatów po długiej nieobecności? - Vicky patrzy na mnie kątem oka i chyba czyta mi w myślach, bo to samo przyszło mi do głowy.
-Gorzej. - odpowiadam. - Mam wrażenie, że jestem tu obca. I wszyscy dookoła mnie też są obcy.
-Jak coś to my dwie wciąż jesteśmy takie same, z tymi samymi facetami przy swoich bokach! - Caroline zabiera głos, machając do nas ręką. Luzik, to akurat wiedziałam.
-Muszę was na chwilę przeprosić… - mówi Vick i po chwili znika nam z oczu. Spodziewam się, że idzie poszukać Niall’a. Ja też powinnam wziąć z niej przykład i iść kogoś poszukać.
-To my idziemy się rozejrzeć… - informuje nas Zoe i wraz z Oliver’em kierują się na dużą salę.
-A my pójdziemy się napić. - odzywa się Caroline. - Idziesz z nami?
-Nie… - odpowiadam. - Też pójdę się trochę rozejrzeć. - blondynka kiwa głową, ale w ostatniej chwili łapie mnie za dłoń. - Ami… Tylko obiecaj mi coś…
-Co?
-Jeśli go zobaczysz, niech te wszystkie uczucia nie powrócą…
-Dlaczego miałyby powrócić? - mówię lekko zdezorientowana.
-Bo… Tak już po prostu jest. A ty się od tego uwalniasz i jesteś już bardzo blisko innego szczęścia. Nie pozwól, żeby coś wzięło nad tobą górę.
Mijam po drodze znane i te mniej znane osobistości. Rozmawiam chwilę z James’em, który pyta mnie jak się czuję i co ciekawego się u mnie działo ostatnimi czasy. Na zakończenie wspomina jeszcze o pewnym incydencie, który zdarzył się na przebieranej imprezie w domu One Di, w trakcie gry w sex prawdę i wyzwanie. Cordon do dziś wspomina chwilę, kiedy zdjęłam swoje czerwone stringi i położyłam je na stoliku, aby wszyscy mogli na nie popatrzeć. Uroczo.
Przystaję w końcu na boczku sali jak ta zagubiona sarenka i zadaję sobie pytanie, czy możliwe jest, aby na owym przyjęciu nie zjawił się jeden z czwórki organizatorów. Moja odpowiedź ujawnia się bardzo szybko, kiedy zostaję przyciągnięta przez jego wzrok z drugiego końca sali.
W ogóle nie dziwię się, że wcześniej go nie dostrzegłam, skoro szukałam bujnej czupryny, gdy tymczasem na jego głowie ukazuje się kompletny jej brak. Co prawda czupryna jest, ale zdecydowanie mniej bujna niż wcześniej.
Idziemy do siebie zupełnie jak księżniczka Odetta i książę Derek przez środek sali, ale nie wpadamy sobie w ramiona jak to bywa zazwyczaj w bajkach. Przeczuwam, że nasza bajka skończyła się już na dobre.
Patrzę na niego i widzę coś zupełnie innego, niż zdążyłam zapamiętać. Mam wrażenie, że przez krótkie włosy zmieniła się także jego twarz, choć to pewnie kompletna nieprawda.
Obydwoje ubrani elegancko i na czarno wyglądamy jak wyjęci z teledysku Evanescene. Nie przesadzam.
-Dałaś radę… - odzywa się z uśmiechem. Miło jest na niego patrzeć kiedy to robi i wiem, że nie ma w tym żadnych podtekstów czy złośliwych zamiarów.
-A ty się doczekałeś.
-Cieszę się, że cię widzę - podchodzi do mnie bliżej, całuje wierzch policzka i otacza ramionami moje ciało. Czy ta bajka jednak wciąż może trwać?
-Ja też się cieszę, że cię widzę. Tylko zastanawiam się co się stało z twoimi włosami. - odsuwam się od niego i dotykam ciemnych, krótkich pasem. Są jedwabiste i gładkie w dotyku jak zawsze.
-To też w końcu musiało się stać.
-Za bardzo się do nich przyzwyczaiłam, żeby tak po prostu dać im odejść - odpowiadam, na co chichocze.
-Cóż, to kolejna sprawa o której nie wiesz i o której wprawdzie mówić nie mogę, ale sądzę, że nie wybaczysz mi kolejnego sekretu.
-Harry Styles, mów co jest na rzeczy.
-Otóż dostałem rolę w filmie. - mówi na wdechu, a ja automatycznie również wciągam powietrze. To naprawdę zbyt dużo informacji jak na ostatnie trzydzieści godzin.
-To… Wspaniała wiadomość, ale jak to się stało?
-Cóż… - odpowiada ze śmiechem. Śmieje się. Pewnie z mojej głupoty. - Poszedłem na casting i po wielu próbach dostałem rolę.
-Jaki to film? Czy to jakiś romans? - pytam już lekko nabuzowana i chyba mi padło na psychę. Naprawdę kompletnie źle to rozgrywam. Przecież jesteśmy podobno przyjaciółmi, a ja udaję zazdrosną małolatę, gdy w między czasie w Los Angeles podobno czeka na mnie mój nowy… chłopak?
Stwierdzam, że jestem cholernym psem ogrodnika. Sama nie wezmę, ale drugiemu też nie dam.
-Gdyby to był romans, to moje włosy pewnie pozostałyby na miejscu.
-To prawda - wzdycham. - Cóż mogę powiedzieć? Kobiety lubią bujne fryzury.
-Nigdy mi o tym nie mówiłaś.. - patrzy na mnie z błyskiem w oku i zastanawiam się czy to już flirt, bo cholera jeśli tak, to Caroline urwie mi głowę. - W każdym razie to film wojenny. - mówi po chwili, a powietrze, które trzymałam w swoich płucach przez ostatnie dwie minuty, momentalnie ze mnie uchodzi. No bo przecież na wojnie nie ma kobiet, no nie? Na wojnie nie ma żadnych romansów ani namiętnych scen. To wojna! Sami mężczyźni w żołnierskich mundurach, którzy za dnia walczą w bitwach, a nocą śpią w jaskiniach i jedzą jakieś stare żarcie. Pf, fuck logic. Pojęcie wojny nie jest takie trudne. Widzisz Americo, jakoś do tego doszłaś…
-Nie wierzę, że zobaczę cię na dużym ekranie. Kiedy zaczynacie zdjęcia?
-Po nowym roku. Przez około dwa miesiące będę dryfował pomiędzy Francją, Holandią, Wielką Brytanią, a Los Anegeles. - Los Angeles, Los Angeles, Los Angeles, Los Angeles…
-Oh… - wybudzam się z transu. - W takim razie czeka cię dużo pracy…My zaczynamy niebawem trasę więc… Może się gdzieś spotkamy.
-Chętnie. Minęły wieki odkąd nie byłem na koncercie The Fame.
-Masz dużo do nadrobienia…
-Zapewne… - odpowiada, na co się uśmiecham się i sama nie wiem kiedy ten niewinny flirt przerodził się w jakąś oficjalną, niezręczna rozmowę. Zapewne to przez mój trans z Los Anegles, Los Anegeles, Los Angeles.
-Ami! - doskakuje do mnie Liam. Witam się z nim uściskiem, kiedy szatyn zerka w końcu na Styles’a.
-Kolacja jest już w drodze. Musimy zebrać gości i przygotować się do mowy. - mowy? To będzie jakaś oficjalna mowa?
-Jasne - odpowiada mój niedoszły były chłopak, po czym obdarowuje mnie spojrzeniem. - Do zobaczenia później, Americo. - mówi na odchodne.
Szkoda tylko, że później znów będę w drodze do Los Angeles. Do Los Angeles.
VICTORIA
Nie mogę uwierzyć, że zorganizowali to całe spotkanie w takim miejscu. Ta restauracja, czy jak mogę to nazwać przypomina raczej salę balową wartą grube miliony, z pozłacanymi sztućcami i obrazami Picasso. Już sama nie wiem kto tu bardziej nie pasuje. My? Cheryl Cole? Elanor Calder? Czy James Corden w jakimś śmiesznym pulowerze w szkocką kratę założony na koszule wciśniętą w spodnie.
Biorę szampana z tacki trzymanej przez dość chuderlawego kelnera, wzrokiem przeczesując salę. Po drodze spotykam Liam'a i skinieniem głowy witam się z nim. Chcę coś powiedzieć, ale brakuje mi tlenu w płucach i w ostateczności, uśmiecham się tylko głupkowato. W sumie. I tak nigdy nie umiałam z nim rozmawiać. Wypijam cały napój. Jest bardzo dobry, wytrawny, musujący i jak myślę od cholery drogi. One Di się postarało.
Mija kilka minut zanim kończę rozmowę z Ed'em, który również jak się okazuje nic nie wiedział. Co prawda miał przeczucia co do ich rozpadu, zważywszy, że zaczął współpracę z jednym z chłopaków. Z którym? Tego nie mógł mi powiedzieć. Mój najlepszy przyjaciel, który wie o wszystkich żenujących rzeczach z mojego życia ma przede mną sekrety. Tego zaczyna się robić za wiele.
- Vick! - słyszę moje imię i od razu wiem do kogo należy głos. I choć mam ochotę strzelić Niall'owi lewego sierpowego prosto pomiędzy nogi, moje uczucia wraz zobaczeniem jego uśmiechniętej twarzy zmieniają się o 180 stopni. Stojąc z opuszczonymi rękoma, zaczynam płakać, uwalniając z siebie emocje. I choć wiem, że praktycznie nikogo wokół nas nie ma, bo wszyscy zaczęli zbierać się na główną salę by coś przekąsić, ja zaczynam się denerwować.
- Jezu, Vick - Horan podchodzi do mnie, a potem łapie mnie w swoje ramiona przyciskając mocno do swojej klatki piersiowej. Czuję jego zapach, czuję oddech i ciepłe ręce, które głaszczą moje włosy. To wszystko mnie uspokaja. Szybciej niż się spodziewałam.
- Czemu nic nie powiedziałeś? - pytam nie odsuwając twarzy od jego torsu. Mój głos jeszcze drży, a dodatkowo tłumi go materiał marynarki.
- Nie mogłem - odpowiedź jest natychmiastowa. Oczywiście, że nie mógł. Tutaj wszystko jest zasraną tajemnicą.
- Jest różnica między "nie chciałem" a "nie mogłem" - odsuwam się od niego. Wydaje mi się, że mam bardzo naburmuszoną minę, ale Niall przesyła mi duży uśmiech, który zaraz wpływa też na moją twarz.
- Chciałem, ale nie mogłem, rozumiesz? - pyta. Kiwam głową - Chodź, rozmazałaś się. Wytrę to. Nie możesz wyglądać jak kupa nieszczęścia na spotkaniu kończącym istnienie naszego zespołu, prawda? - wyciąga kciuka, po czym przesuwa nim po moim policzku, który ciągle jest wilgotny od łez. Jego dłoń jest ciepła i delikatna. Nigdy nie myślałam o jego dłoniach. Zazwyczaj skupiałam uwagę na jego oczach, uśmiechu, włosach, które też zaczynają przechodzić transformację i wracają do swojego naturalnego koloru.
Uświadamiam sobie, że ten cały proces trwa już dłuższy czas. A my niczego nie zauważyłyśmy. Nie zauważyłyśmy zmiany w ich wyglądzie, ich zachowaniu. Teraz Niall wydaje się spokojny i wolny. I ile bym dała, żeby tak zostało.
- Wracasz do Kaliforni? - pyta.
- Sama chciałabym znać odpowiedź na to pytanie - wzruszam ramionami. Nerwowo bawię się naszytymi, materiałowymi kwiatkami na mojej kopertówce - Ale raczej tak.
- Jak bawiłyście się na planie?
- Było fajnie - odpowiadam zgodnie z prawdą. Oprócz tego poznałam fajnego kolesia, który prawdopodobnie nie dorasta Ci do pięt. Jednak jestem cholerną idiotką, która mając kogoś takiego jak Ty, Niall, pod nosem szuka daleko, obiecując złote góry. Ktoś powinien porządnie walnąć mną o ścianę, żebym w końcu przejrzała na oczy.
- Niall? - podnoszę oczy, by spotkać się z jego niebieskimi tęczówkami. Patrzy na mnie zupełnie inaczej niż ostatnio i mogę założyć się, że przy kolejnym spotkaniu będzie jeszcze inaczej - Lubisz egzotyczne miejsca? - śmieje się, robiąc dziwną minę.
- Zależy czy masz na myśli plażę na Hawajach czy dziką przyrodę i zdziczałe małpy wyskakujące na lewo i prawo?
- Myślę, że to i to - unoszę brwi wysoko. Tego cyganka mi nie wyjaśniła. Może przedzwonię do niej w wolnej chwili.
- Cóż - poprawia moje włosy, ponownie muskając mój policzek swoimi palcami - To już zależy z kim miałbym bronić się przed dzikimi małpami.
Oficjalne zakończenie zespołu One Direction, okazało się zdecydowanie bardziej emocjonalne dla wszystkich zebranych tutaj osób niż sami mogliby przypuszczać. Widziałam Americę, która uroniła kilka łez, ocierając je szybko z rozgrzanego policzka. Harry obcięty na krótko, kończąc swoją część przy ostatnich słowach "Kochamy was wszystkich", skupił swój wzrok tylko na naszej przyjaciółce. Widziałam znaczący wzrok Caroline i ciepły uśmiech Zoe. Jak zwykle każda z nas wyrażała swoje opinie, tworząc dzięki temu niezłe combo.
- Victoria? - Ed szepcze mi do ucha, ciepłym oddechem otulając moją skórę - Wszystko w porządku?
- Tak - uśmiecham się do niego szczerze - Wiesz… teraz może być tylko lepiej.
W tym momencie moje oczy i oczy Niall'a po raz kolejny się krzyżują. Jest to najbardziej magnetyczne spojrzenie jakiekolwiek doświadczyłam. Coś zaczyna we mnie kiełkować. I jest to gotowość. Gotowość do oddania serca w odpowiednie ręce. Zapominam o wczorajszym wieczorze, zapominam o Dylanie. Zapominam o całych złych emocjach kierowanych do Niall'a wcześniej. Wspominam dobre. I czekam na najlepsze.
Może właśnie jestem na najlepszej drodze? Może to Niall Horan jest moim kontynentem, na którym chciałabym osiąść?
***