niedziela, 9 lipca 2017

32.I hope you find your peace, falling on your knees.

VICTORIA


Powrót do Kalifornii okazał się mniej bolesny niż przypuszczałam. Ciepłe powietrze, bryza oceanu i wibracje zabawy unoszące się w powietrzu amerykańskiego miasta, powodują, że odprężam się automatycznie. 
Wraz ze mną i Ami na wielki kontynent przyleciała także Zoe oraz Caroline z Paul’em. Oprócz tego możemy spodziewać się też nieokiełznanej Fat Pat, która przed wyjazdem oznajmiła, że jeśli nie wytarza się w gorącym piasku kalifornijskiej plaży, to do końca życia straci czucie w punkcie G. Cokolwiek miała na myśli. 
Docieramy na miejsce zmęczeni po długiej podróży. Jedyny mężczyzna w naszym gronie taszczy nasze walizki, narzekając na ich wagę. No, cholibka, jesteśmy kobietami. Butów, sukienek i stroi kąpielowych nigdy za wiele.
 - Za jakie grzechy? - słyszę zbolały głos Paul’a. Car klepie go po tyłku, śmiejąc się głośno.
 - Kochanie, powinieneś dziękować niebiosom za możliwość noszenia naszych toreb. Wiesz ile mężczyzn marzy o tym, żeby chociaż musnąć dłonią walizki sławnych piosenkarek? 
 - Nie, Car, nie zdaje sobie sprawy - Paul mruczy pod nosem - Ale że Cię kocham, to się poświęcam. Prawda?
Wesolutkie jak skowronki kierujemy się do swoich pokoi. Willa w Los Angeles została wybudowana specjalnie dla nas, na zlecenie naszej kochanej pani menager. Wszystko jest tutaj nowoczesne, przejrzyste i przestrzenne. Jednym słowem, w tym pomieszczeniu mieści się wszystko co lubimy. Od jasnych ścian kończąc na wielkiej lśniącej kuchni.
Kiedy wychodzę z pokoju, słyszę na dole śmiechy i to jak głośno Paul opowiada kawał o teściowej. Docieram szybko do salonu gdzie wszyscy siedzą na wielkich, białych kanapach popijając kolorowe drinki. Chyba któraś z dziewczyn wzięła lekcje u Fatty, skoro potrafi skonstruować jakie cudo.
 - O, Vick! - Zoe macha do mnie, prawie jakbyśmy się nie widziały z dziesięć lat - Chodź, bo Ci procenty ulecą z drinka!
 - Widzę, że to chyba nie Twój pierwszy, co? - patrzę na ciemnowłosą, a ta uśmiecha się do mnie szeroko.
 - Chyba z trzeci - Ami chichocze - Ale Caroline nie potrafi skończyć. Ciągle przynosi jakąś nowość.
 - Te nazywają się Inwazja Mocy - kiedy blondynka nadaje im nazwy, przed oczami mam jacht i naszą nauczycielkę śpiewu - A Twój to Orgazm Na Plaży. Bo by Ci się przydało. Co nie, ludziska?
Patrzę krzywo na przyjaciółkę. Wcale nie potrzebuję seksu. Potrzebuję czegoś zupełnie innego, a to inne jest cholernie daleko ode mnie. 
I coś na zewnątrz śmieje się do rozpuku, coś we mnie głęboko zaczyna się kurczyć i tęsknić. Zaczynam się zastanawiać kiedy znów zobaczę Niall'a, gdy nasza rozmowa zostaje przerwana przez głośny huk zamykanych drzwi i stukot szpilek. Różowych ozdobionych piórami.
 - Mózgojebki! - duże ciałko Fat wkracza do pokoju, a tuż za nią kroczy Erni - Lecimy na plażę!
Każda z nas ma na sobie coś innego. 

Zoe jak na największą fashionistkę naszego zespołu przystało, ma na sobie białą gorsetową bluzeczkę z fantazyjnymi rękawami, jeansową spódniczkę i klapki z najnowszej kolekcji Gucii. Jej stylizację uzupełnia czarna wiklinowa torebka i czapka w tym samym kolorze. Ami odziana jest w sexowny, czerwony strój od Calvina Klaina, który podkreśla jej kobiece kształty. Oprócz tego, ma na sobie białą spódniczkę, fantazyjne buty, których jej cholernie zazdroszczę i wielki słomkowy kapelusz. 
Carolina wygląda podobnie jak Zoe, więc gdyby nie ich kolor włosów i oczu, można by z łatwością rzec, że są bliźniaczkami.
Za to ja mam na sobie czarny strój kąpielowy, jeansowe spodenki i mój ulubiony kapelusz z napisem "Sun Day". 
Kiedy docieramy na plażę słońce wisi wysoko na niebie, grzejąc nasze ciała. Ze wszystkich nas najbardziej podekscytowana jest Pat, która w momencie kiedy ujrzała piasek rzuciła się na niego, obsypując wszystko wokół. Dylan wraz z Tylerem czekali na nas przy nadmorskim domku, jak się okazuje wynajmowanym przez O'Brien'a. Obydwoje przywitali nas całusami w policzek. No, z wyjątkiem Ami, która choć zaskoczona była bardzo zadowolona kiedy usta Tyler'a musnęły jej. Po tym wszystkim przebiegła wzrokiem po nas wszystkich, jakby chciała się upewnić, kto z nas spoglądał w ich stronę. Ale w momencie kiedy nasze oczy spotkały się, puściłam jej oczko. No co? Może chociaż ona przeżyje niezapomnianą noc w objęciach Tylera? Bo ja mogę liczyć na zapomnianą noc. Ale tylko i wyłącznie z powodu nadużycia alkoholu. 
Ruszamy wzdłuż plaży. Ja z Dylanem, Caroline i Paulem na przedzie, za nami truchta Fatty, Erni oraz Zoe. Stawkę zamyka America, otoczona ogromnym ramieniem ciemnowłosego. Spoglądam na nią kątem oka. Jest uśmiechnięta, jej twarz bije jasnym blaskiem. Zupełnie jakby przyjazd do Kalifornii pozwolił jej zapomnieć o życiu w Londynie, które zostawiła za sobą. Bo zostawiła, prawda? 
 - Co robimy jutro wieczorem? - Caroline przekrzykuje nasze rozmowy, jednocześnie nas uciszając.
 - Ja poszłabym na striptiz - pierwsza do głosu dochodzi Fatty. Wszyscy patrzymy na nią z żenadą - Oj, pipuszki, podpuszki, przecież nie oglądać… mogłabym tańczyć!
 - Lepiej tańce zostaw dla Erniego - Paul przerzuca rękę przez ramię Car, a Erni kiwa potwierdzająco głową. Jestem pewna, że każdy się z nim zgadza. 
 - Może impreza? - Dylan rzuca pomysłem, a ja zacieram ręce - Mógłbym coś na szybko zorganizować. Zaprosiłbym ekipę.
 - Ja pomogę! - podnoszę rękę, zgłaszając się pierwsza. Zoe robi to samo.
 - A ja przyniosę rurę! - Pat obraca się wokół własnej osi, zachwycona swoim pomysłem. Jednak ucisza ją srogi wzrok jej chłopaka.
- Dzisiaj możemy posiedzieć w barze, są tu świetne drinki - proponuje Dylan.
 - Ale my się chyba wyłamiemy - Tyler patrzy na Ami, przyciągając ją mocniej do siebie - Zjemy dziś kolację we dwoje.
 - Tak? - uśmiecha się, unosząc brwi. Wszyscy umilkliśmy, czekając na rozwój akcji.
 - Zabiorę Cię do najlepszej restauracji w mieście. Co Ty na to?
 - Cóż… - spogląda na nas wszystkich po kolei, jakby szukała potwierdzenia i okrzyku radości: "Ami! Idź z Tyler’em na miasto! Nie przejmuj się nami, my potrafimy się sami świetnie bawić" - Myślę, że to jest świetny pomysł.
 - Kurwa, stara - krągła blondynka prycha - Żarcie w najlepszych restauracjach zawsze jest fajerwerkowym pomysłem. A do tego jak jesz za… - Ernest nie pozwala jej dokończyć, zasłaniając dłonią jej usta.
 - Przepraszam… - mężczyzna natychmiast przeprasza nas, a Patricia wyraża chwilową skruchę. Masz wybaczone, dobre dziecko, które zbłądziło w swoim świecie. Gdybym nie znała Patrici, mogłabym uznać, że ma nieźle pod banią i powinni już ją teraz zamknąć w pokoju bez klamek, ale wiem, że to zdanie i tak było jednym z normalniejszych, które wypowiedziała w swym, kolorowym życiu.
 - Cóż - mówię, spoglądając na resztę - W takim razie skoro gołąbeczki się wyłamują, my zostaniemy w barze i będziemy tańczyć sambę do białego rana. Co wy na to, ekipo?!
Ruszamy dalej, by dotrzeć do niedużego, drewnianego barku przy plaży. Kilka osób spośród gości rozpoznało nas, pogadaliśmy chwilę, porobiliśmy zdjęcia i przystąpiliśmy do spożywania kolorowych drinków. Reszta popołudnia minęła beztrosko, na rozmowach, śmiechu i cieszeniu się swoją obecnością. W momencie kiedy Paul wraz z Dylan’em i Tyler’em, wstali by zamówić kolejne picie, mój telefon zawibrował na stoliku. Wzięłam go do ręki, a moim oczom ukazał się nazwa kontaktu. Niall.
"Mam nadzieję, że się świetnie bawisz. Plaża i kolorowe palemki. Zazdroszczę"
Przez pierwsze dwie sekundy byłam wkurzona. Po całej akcji z zawieszeniem One Di, on znów zachowuje się jak mój kumpel. Jakby ostatniej nocy nie było. Jakby zniknęła w dalekiej czasoprzestrzeni. Spoglądam przez chwilę w ekran mojego IPhone, zastanawiając się nad odpowiedzią. Gdzie teraz jest nasza znajomość? Jaki poziom osiągnęła? Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na uczucia? I choć chciałabym się do niego zbliżyć, mam wrażenie, że wszystkie prądy odpychają mnie skutecznie od jego kontynentu. Znów znalazłam się na bezludnej wyspie. I znów nie wiem co mam począć.
Czuję, że tracę grunt pod nogami.

NIALL
Kasuję wiadomość, by napisać ją ponownie. Tęsknię za Tobą, Vick. Zbyt śmiałe. Co u Ciebie? Zbyt oklepane. Czuję bezradność, bo nie potrafię napisać nawet jednego głupiego sms. Widziałem zdjęcia i czułem narastającą złość. Szła w obecności jakiegoś kolesia i jakby nigdy nic śmiała się w niebogłosy. Jakim cudem przy innych jest inna niż przy mnie? I dlaczego ja czuje się przy niej taki mały?  
Kiedy decyduje się napisać, że po prostu zazdroszczę jej wyjazdu i kiedy wiadomość leci w wirtualną czasoprzestrzeń zaczynam żałować. Ale po kilku minutach dostaję odpowiedź.
"Szczerze? Wolałabym być na innym kontynencie. Trochę mi tu za gorąco"
Spoglądam w okno w które zaczynają uderzać małe kropelki deszczu, a drzewa ruszają w taniec z wiatrem. Serce bije mi mocniej w piersi. Ale przeczucie mówi mi coś innego. Że jeszcze długa droga przed nami, Victorio Santangel. 


AMERICA


To, że jestem poddenerwowała, to zbyt mało powiedziane.
Ja się cholernie gotuję ze stresu.
Na dodatek, nie mam zielonego pojęcia dlaczego.
Pierwsza randki z jednej strony są czymś najlepszym, ale z drugiej najgorszym co może się przytrafić. W zależności, kto ma jakie oznaki.
Mnie automatycznie coraz częściej chce się siku, oddech staje się płytszy, a gula w gardle rośnie do rozmiarów jednej z planet. 
Na dodatek pozostała ekipa została na plaży, więc nawet nie ma mi kto doradzić w co mam się ubrać!
A co gorsza… Nie mam z kim porozmawiać o tym nadchodzącym, epickim wydarzeniu w moim życiu.

STRESUJE SIĘ JAK CHOLERA!! CZEMU CIĘ TU NIE MA ;( ?

Piszę szybkiego sms’a do Vicky, aby przerwać jej tę super sielankę, i aby zdała sobie sprawę, że gdzieś tam na świecie są inni ludzie, którzy zamiast bawić się tak dobrze jak ona, przechodzą przez istne piekło. 
Oczywiście wiem, że przesadzam, ale to przecież objawy każdej normalnej dziewczyny.
To, że jestem wielką gwiazdą światowego formatu, jak co niektórzy sądzą, nie zmienia mojej postawy co do niektórych spraw. 

Po pierwsza, zacznij oddychać. Po drugie, świetnie się dogadujecie i macie wiele wspólnego! Pójdzie jak po maśle.

Cóż, moja psia jak zawsze wylajtowana sądzi, że jej rady mi pomogą…

Po trzecie, załóż ten pudroworóżowy komplet od Zimmiego!

I jak widać ma rację…
Tyler zaskoczył mnie dzisiejszą propozycją, ale nie powiem, żeby mi to nie odpowiadała. Zwłaszcza, że w zasadzie mało czasu spędziliśmy we dwójkę i zawsze ktoś się koło nas krzątał. Przy relacji, jaką aktualnie mamy, ważne jest, aby po prostu posiedzieć w odosobnieniu, pogadać i bliżej się poznać.
W końcu w momencie, gdy dwoje ludzi pragnie stworzyć coś stałego i trwalszego, wzajemna komunikacja jest niezbędna. 
I dziwi mnie wszystko, o czym właśnie myślę.
Kolejna relacja damsko-męska?
Wcześniej bym sobie powiedziała, że kompletnie mi to nie potrzebne. Że czas na to, aby odpocząć i zdecydować się czego tak naprawdę chcę. Poznać siebie samą i korzystać z życia.
Teraz zdaję sobie sprawę, że to korzystanie z życia, nie musi się odbywać w pojedynkę, bo kiedy finalnie znajdziesz odpowiednią osobę, radość z małych i dużych rzeczy staje się mimowolnie jeszcze większa.
Z Harry’m wszystko odbywało się inaczej. Ta radość również była, ale gdzieś głęboko w nas zakorzeniona. Nigdy nie pokazywaliśmy jej na zewnątrz. To, że nie mogliśmy, to jedna sprawa, ale czasem sobie myślę, że może po prostu nie chcieliśmy jej pokazywać.
Tak, jakby każdy z nas wiedział, że może to nie mieć najmniejszego sensu. Że ta relacja od początku jest skazana na niepowodzenie.
Kiedy byliśmy razem, panowały całkiem inne zasady. I choć minęło niecałe pół roku, mam wrażenie, że obydwoje jesteśmy innymi osobami.
Dojrzeliśmy i nie jesteśmy pod naciskiem osób trzecich.
Może jakby nasze uczucie zaczęłoby się pojawiać właśnie teraz, wszystko potoczyłoby się inaczej.
Jestem pewna, że jakby ktoś zabronił nam się widywać, powiedzielibyśmy wspólnie: „Goń się” i nie zważali na media, managerów i cały świat krążący wokół nas. Mielibyśmy gdzieś opinie innych i po prostu cieszyli się sobą. Świat w końcu by się do tego przyzwyczaił, a nasz związek mógłby po prostu trwać.
Jednak aktualnie te wizje nie mają szansy spełnienia, a my musimy zacząć nowy rozdział w życiu. 
I choć tęsknie za nim niemiłosiernie, to jednak jestem gotowa się poświęcić, bo wiem, że tak będzie dla mnie lepiej…


Restauracja jest przepiękna, a widok na całe Los Angeles zza szklanej szyby dosłownie zapiera mi dech w piersiach.
Jeszcze chyba nikt nie zabrał mnie w tak piękne miejsce.
Nie licząc…
Zresztą to już przeszłość. Nie mogę tego dalej rozpamiętywać, a co gorsza - porównywać.
Tyler wygląda elegancko i mam nadzieję, że sama również wpasowuję się choć trochę do tego magicznego miejsca.
Ludzi jest mało, ale nikt nie zwraca na nas większej uwagi. Sądzę, że jest to karygodnie zabronione, i nie wszyscy mogą sobie pozwolić na tego typu kolację. Znając życie połowa gości jest o stokroć bogatsza od nas. Ale to nawet i lepiej.
-Więc… - odzywa się, patrząc na mnie znad menu.
-Więc… - odpowiadam to samo, nerwowo chichocząc.
-Podoba ci się? - uśmiecha się szeroko, a mnie na ten widok miękną kolana. Mam ochotę wzdychnąć, ale wiem, że nie jest to do końca na miejscu.
-Oczywiście, że mi się podoba, jest olśniewająco…
-I na pewno jest wszystko w porządku? Całą drogę nic nie mówiłaś… 
-Tak, wszystko dobrze. Po prostu… - prycham z własnej głupoty. On się tak stara, a ja mogłam wyglądać tak, jakbym wcale nie chciała iść z nim na spotkanie. - Stresuję się. Dawno nie byłam na randce…
-Uff… To dobrze, bo myślałem, że tylko ja… - odpowiada i tym samym jak za pstryknięciem palca, atmosfera całkowicie się rozluźnia. On dokładnie zawsze wie co powiedzieć i jak rozładować napięcie. 
Obydwoje zamawiamy pierś z kaczki z malinowym sosem, którą polecił nam kelner. Rozkoszujemy się przepysznym argentyńskim winem i rozmawiamy o wszystkim, jak każda pospolita para na swojej pierwszej randce.
-Więc powiedz mi… Kiedy faktycznie byłeś ostatnio na randce? - pytam, wzrokiem kokietki numer sześć.
-Jakieś… - zastanawia się. - Przeszło rok. - odpowiada czym bardzo mnie zadziwia, no bo przepraszam, ale jeśli facet z jego wyglądem i możliwościami nie chodzi na randki, jest to co najmniej smutne.
-Dlaczego? 
-Cóż… Nie wiem czy chcesz posłuchać o moich wcześniejszych miłosnych rozterkach. Wiele kobiet tego nie lubi.
-Bo wiele kobiet sądzi, że jeśli mężczyzna zacznie mówić o swoich byłych kobietach właśnie przy nich, to nagle wszystkie wspomnienia wrócą. Sądzę, że to nic złego jeśli faktycznie wrócą. To część naszej przeszłości. Ale teraz jesteś tu ze mną, prawda? - odpowiadam i przez chwilę mam wrażenie, że sam jest zdumiony tym, co usłyszał.
-Racja. Zapomniałem, że siedzę z kobietą wyjątkową, której nie da się podrobić - śmieje się, na co reaguję tym samym. 
-Byłem z Brittany trzy lata. Półtora roku temu nasz związek się zakończył i przez jakieś trzy miesiące nie miałem nikogo. Nagle pojawiła się Alena, ale związek z nią trwał jakieś dwa miesiące. Od tego czasu nie miałem nikogo na stałe.
-Tylko przelotne relacje? - uśmiecham się zalotnie, biorąc łyk wina. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jeśli facet pokroju Tyler’a przez dłuższy czas nie miał nikogo przy swoim boku, to jednak gdzieś musiał rozładować swoje seksualne potrzeby. Jestem pewna, że to ciało ma nazbyt dużo testosteronu.
-Cóż mogę powiedzieć… - uśmiecha się szeroko. - Czasami się zdarzyło, ale nie tyle, ile mogłoby się wydawać z pozoru. Tak naprawdę nie jestem mistrzem podrywu ani towarzyszem życia. 
-Ja sądzę, że świetnie sobie radzisz… - odpowiadam, i w tym samym momencie kelner podaje nam dania. Nie mija pięć minut, kiedy wszystko znika z naszych talerzy. Kelner jak i kucharz zdecydowanie zasługują na duży napiwek.
-A jak było w Londynie? - pyta, na co chwilowo się spinam, jednak widząc jego łagodne spojrzenie i ten błysk w oku, który wydaje się być głodny moich relacji, szybko się rozluźniam.
-Jakbym znów była w domu… - uśmiecham się na samą myśl. - Nie zrozum mnie źle, oczywiście Los Angeles jest moim drugim ulubionym miejscem na świecie, ale jednak całe życie spędziłam w Anglii. 
-Doskonale cię rozumiem. Ja też traktuję LA, jako moją ostoję. Ale w tym przypadku los nam sprzyja, bo ubóstwiam również twoje miasto.
-W takim razie może uda nam się to jakoś pogodzić… - mówię, choć jestem zaskoczona swoją odwagą. Wygląda to tak, jakbym naszą relację traktowała naprawdę poważnie i była gotowa snuć plany, u boku tego mężczyzny.
-Bardzo bym tego chciał… - odpowiada, a ja utwierdzam się w przekonaniu, że on również jest tej samej myśli. - Spotkałaś tam swoich przyjaciół?
-Tak… Bardzo wielu. A nawet tych, którzy kiedyś nie byli dla mnie tylko przyjaciółmi.
-Coś poważnego? - pyta spokojnie, jakby to, że nagle spotkałam swojego byłego chłopaka, nie robiło na nim większego wrażenia.
-Dla mnie na pewno. Wydaję mi się, że dla niego także, choć nie zawsze potrafił to pokazać.
-Może coś go przed tym blokowało… - odpowiada, jakby doskonale znał moją historię z Harry’m. On nie jest typem faceta, który powie: „Widocznie był dupkiem, który na ciebie nie zasługiwał, ale ja pokażę całemu światu, że jesteś moja!”. 
Nie.
On jest facetem, który doskonale zna życie i wie, że tego typu relacje wymagają czasu jak i ciężkiej pracy, i choć bywają gorsze momenty, trzeba jednak robić wszystko, żeby układało się lepiej.
-Myślę, że masz rację… - odzywam się, chwytając go za rękę, bo właśnie w tej chwili, najbardziej tego potrzebuję.
Nasz wieczór dobiega końca, gdy czarna limuzyna podjeżdża pod posiadłość, w której aktualnie mieszkam.
Tyler wysiada z samochodu i szybko otwiera mi drzwi po drugiej stronie. Niektórym takie zachowanie mogłoby się wydawać zbyt przesłodzone, a nawet oklepane, ale ja uważam jednak, że to oznaka prawdziwego dżentelmena. 
Kiedy stajemy na ganku, a on całuje mnie na pożegnanie, czuję, że w tej chwili mam wszystko, czego mogłabym tylko zapragnąć.
Ale czy na długo?

***