wtorek, 7 sierpnia 2018

E20S3.I love the light in your eyes and the dark in your heart, we love us.

AMERICA


Poranek po naszej wielkiej domówce był najprzyjemniejszym porankiem, jaki spędziłam w tym domu.
A mieszkałam tam prawie trzy lata, więc możecie to sobie wyobrazić.
Wstałam rano przed Ashton’em i pierwsze co zrobiłam to wzięłam jakąś seksowną piżamę i poszłam do toalety. Tam wzięłam prysznic, posmarowałam twarz kremem, żeby uniknąć jakichkolwiek zaczerwienień, umyłam zęby, seksownie nastroszyłam włosy i byłam gotowa do pokazu.
Po cichu weszłam do pokoju i…
-Carter?
-Aaa! - pisnęłam. - Przestraszyłeś mnie.
-Długo cię nie było. - spojrzał na mnie najbardziej urzekającym wzrokiem jaki mogłam dostrzec.
Wyglądał cudownie i w tym momencie zgodziłaby się ze mną każda istota ludzka, która stąpa po ziemi. 
Jego włosy pozostawały w nieładzie, opalony tors całkowicie raził mnie swoim blaskiem a zaspana twarz wciąż była niesamowicie seksowna.
Boże, jaki on był piękny. Przystojny to za słabe i nijakie określenie.
On był po prostu piękny.
-Przecież spałeś.
-Tak, ale cóż… I tak wydaję mi się, że opuściłaś mnie na wieczność. Zawsze wyglądasz tak dobrze z rana?
-Eeem. - zaniemówiłam. - Tak. To w stu procentach naturalna ja.
-A co robiłaś w takim razie? - spojrzał na mnie zaciekawiony, jakby już wiedział, że kłamię jak z nut.
-Musiałam się ubrać. No wiesz, żeby się jakoś zaprezentować w ten pierwszy wspólny poranek. - uśmiechnęłam się i podeszłam do niego z gracją. 
„Z GRACJĄ”
-Kochanie, ładna bielizna służy do uwodzenia mężczyzn. Ja już jestem uwiedziony. - powiedział, uśmiechając się do mnie nad wyraz kusząco.
Moje serce zalała przyjemna gorąca lawa.
Siadłam na nim okrakiem, trzymając jego twarz w dłoniach.
Czy ten facet naprawdę znajdował się w mojej sypialni? - nie dowierzała moja podświadomość.
Pocałował mnie raz, potem znowu, a potem trzeci raz z cichym 'grrr' pomiędzy.
To było miękkie i cudowne. Pewne i rozważne jednocześnie. 
-Czy ty umyłaś zęby? - zapytał, na chwilę się ode mnie odrywając.
-Mmm. - zatkało mnie.
Po raz kolejny.
-Tak tylko przeleciałam. Nic wielkiego.
Przyłożyłam dłonie do jego twarzy, zmuszając go, by pocałował mnie mocniej.
Błądziłam dłońmi po jego klatce piersiowej.
Byłam wdzięczna, że nie ma na sobie koszulki.
Zdecydowanie nie podobałoby mi się, jeżeli jednak by ją miał.
-W takim razie chyba jesteś w pełni gotowa na kolejną lawę orgazmów? - jego wzrok był pewny i zachłanny, a ja całkowicie się mu poddałam.
-Bardzo chętnie. 



Cały kolejny dzień spędzam w studio, nagrywając kolejne demo na moją płytę. 
Nie wiem jak to się stało, ale wraz z pomocą mojej ukochanej Chloe, która często pomagała mi w teksach jeszcze za czasów The Fame, udało nam się napisać kolejny kawałek
-Okej, czyli refren brzmi tak. - zerkam na brunetkę, aby tą część piosenki dopiąć na ostatni guzik. Turn the lights down low and kiss me in the dark
'Cause when you're touching me, baby, I see sparks
You make my heart go
-Tak. Wiesz co możemy zrobić po tym?
-No?
-Spróbujemy powtarzać YOU, a w tle będą lecieć gwizdy.
-Okej, to ja zaśpiewam, a ty zademonstrujesz.
Kiedy to ćwiczymy, faktycznie brzmi o stokroć lepiej.
To będzie zdecydowanie bardzo wesoła, seksowna i totalnie beztroska piosenka.
Dokładnie tak, jak się teraz czuję.
-Wiesz, że jak dłużej się będziesz szeroko uśmiechać to ci tak zostanie?
Chloe wyrywa mnie ze świata Ashton’a.
Szybko odkładam telefon na swoje miejsce.
-Przepraszam. Już jestem obecna.
-Nieźle wpadłaś. Co takiego ci zrobił? - zerka na mnie z zaciekawioną miną.
-Nie chcesz wiedzieć. - śmieję się.
-Ashton to świetny gość. - komentuje entuzjastycznie, czym trochę mnie zadziwia.
-Znasz Ashton’a?
-Znam cały zespół, moja droga. - odpowiada. - Pomagałam im w kilku piosenkach.
-Co ty!? - pytam zszokowana. - To świetna wiadomość. I jak wspominasz spędzone chwile?
-Bardzo dobrze. - uśmiecha się. - To kompletne wariaty. Ale są strasznie pozytywni.
-Prawda. Żałuję, że nie było cię wczoraj na imprezie. - robię smutną minę.
Chloe przyleciała dopiero dzisiejszej nocy ze swoich wakacji na Seszelach i ominęła ją ta wielka, szalona i jakże beztroska impreza.
-Teraz to też żałuję. Ale za półtora tygodnia jedziemy do LA! Mamy jeszcze czas na imprezy.
-Oczywiście, że mamy! Lepiej powiedz gdzie jutro idziesz z Josh’em.
-Sama nie wiem, jest strasznie tajemniczy. Od kiedy przyjęło się, że walentynki to święto mężczyzn dla kobiet? Szlak mnie trafia, że nie mogę brać udziału w planowaniu tego dnia.
-Ja bym była szczęśliwa.
-Oh, nie. Uwierz mi. To kompletny koszmar. Cały czas tylko chodzi po tym domu z podniesioną głową i dumą wypisaną na twarzy jakby co najmniej śmiał się ze mnie w duchu, że on wie a ja nie.
-Faceci są dziwni. - odpowiadam.
-I to jak. A ty co robisz ze sprawcą twoich orgazmów?
-Chloe! - śmieję się.
-No przecież to logiczne, że ci je dał skoro jesteś cała w skowronkach. I zdajesz sobie sprawę, że byłam dzisiaj przy tym jak pisałaś piosenkę?
-No dobrze. Faktycznie dał mi ich kilka…naście. 
-Wow. Mogłam się za niego brać póki miałam szansę. - odpowiada znużona.
-Ding ding ding za późno! - macham rękoma, jakbym była wariatką.
I chyba faktycznie nią jestem.
-No to co robicie?
-Nie wiem czy w ogóle coś robimy? Nie rozmawialiśmy o tym za bardzo. A nie wiem czy chcę się też narzucać jeśli chodzi o ten temat. Znamy się długo, ale taką cóż… głębszą znajomość zawarliśmy kilka dni temu. Nie chcę, żeby pomyślał, że totalnie mi odbiło na jego punkcie.
-A odbiło?
Zastanawiam się, po czym lekko uśmiecham.
-Może troszeczkę?
-Dobra, miałaś rację. Z jednej strony to lepiej, że faceci się zajmują tym dniem. Ale zakład, że na bank wyjdzie z jakąś inicjatywą? O sto dolców?
-Deal.




Na drugi dzień wstaję wcześnie rano i idę na siłownie, aby przełamać ostatni tygodniowy zastój. Co prawda jedna noc w przeciągu tych siedmiu dni nie należała do jako takiego zastoju ale to wciąż nie zmienia faktu, że poza tym nie robiłam nic aktywnego.
I o dziwo, naprawdę dziwnie się z tym czuję.
Kiedy przyszłam wczoraj w nocy do domu, zastała mnie pustka. 
Victoria poleciała do Vegas, a Zoe przebywa aktualnie przez cały czas u Lewis’a.
Aż nie mogłam uwierzyć, że ten dom niegdyś tak pełny ludzi, teraz stał zupełnie pusty.
Automatycznie zrobiło mi się smuto na tę myśl i zapragnęłam czyjegoś towarzystwa.
I wtedy nastąpił przełom, bo o pierwszej osobie jakiej pomyślałam był Ashton.
Niestety było to niemożliwe, aby się u mnie magicznie pojawił ponieważ zapewne odsypiał koncert w Manchesterze.
Miałam nadzieję, że jednak szybko do mnie wróci.
-Lecimy! Trzy serie po dziesięć powtórzeń! - głos Dwayn’a koi moje uszy.
Nasz prywatny trener, z którym zazwyczaj miewałyśmy zajęcia, był strasznie irytujący, a jego głos był tak donośny i twardy, że za każdym razem gdy go słyszałam, miałam ochotę włączyć w swoim mózgu przycisk MUTE.
Niestety nie było to tak proste jak mogłoby się wydawać.
-Dzięki, że przyszedłeś ze mną poćwiczyć. - uśmiecham się, wykonując moje ulubione ćwiczenia na nogi. - Tęskniłam!
-Ja też iskierko. Od czasu kiedy Lauren zaszła w ciąże muszę być w pogotowiu. Mam nadzieję, że nie jesteś zła, że odeszłam z pracy.
-Oczywiście, że nie. Twój dzidziuś nie może mieć tatusia, który naraża swoje życie w pracy. A poza tym, po tej całej sytuacji z Victorią, wcale ci się nie dziwię. Idiota, mógł zrobić coś nie tylko jej ale wszystkim, którzy by mu w tym przeszkodzili. Na twoim miejscu też bym szybko zwiała.
-Jak ona się miewa?
-Lepiej. Chyba już nie myśli o tym tak często.
-Całe szczęście. Takie sytuacje potrafią zostawić poważny uraz na psychice.
-Wydaje mi się, że teraz dzieje się o wiele więcej w jej życiu i nawet nie ma czasu na wspominanie tego incydentu.
-Słyszałem o Niall’u. Cholipka. Jak sobie z tym radzi?
-Ona czy on?
-W zasadzie sam nie wiem.
Wzdycham.
-Wydaję mi się, że Niall w końcu zdał sobie sprawę, że on i Vicky to dwa różne światy. Że pomimo tego, że w głowie układał sobie wspólne życie z nią, to ona nie jest do końca tą osobą, którą sobie wykreował. Wiesz, że kąpała się nago w basenie u nas na imprezie?
-Żartujesz?
-Nie. - śmieję się. - Też byłam trochę zdziwiona, ale wiesz co? To zachowanie przypomniało mi o starej Vicky. Beztroskiej, wyzwolonej, która ma gdzieś to co ludzie sobie o niej pomyślą. I wydaję mi się, że od długiego czasu grała czyjś rolę i nie była sobą. 
-To prawda. Często była strasznie poważna i jakby… Sam nie wiem.
-Możesz to powiedzieć, nie ma jej tu z nami.
-Strasznie nadąsana!
Chichoczemy.
-Masz całkowitą rację. I taka cholernie tajemnicza! Ugh, nienawidziłam w niej tego. Nigdy nie mówiła co się dzieje w jej życiu, jakbyśmy co najmniej były szpiegami.
-Czyli Niall jednak wolał taką Vicky?
-Takie mam wrażenie. Chyba myślał, że jest idealną, rozważną kandydatką na żonę, ale powiedzmy sobie prawdę w oczy. Czy ona miała w ogóle czas, żeby się wyszaleć i stać się tą rozważną i idealną? Żadna z nas nie miała tego czasu… I żadna z nas nie jest chyba jeszcze gotowa na poważne decyzje.
-Oprócz Caroline. - zwraca uwagę, uśmiechając się do mnie szczerze.
-Oprócz niej. - śmieję się, kiedy słyszę dźwięk nadchodzącej wiadomości w moim telefonie.
Kiedy zerkam na nadawcę, moje serce pomału wibruje.
A spostrzegając na zadane przez niego pytanie, już wiem, że to będzie niezapomniany dzień.
-No proszę. To chyba ktoś ważny… - zauważa Dwayne, bo zapewne jak zwykle uśmiecham się do telefonu jak psychopatka.
Pociesza mnie fakt, że nie jestem w tym sama.
-To…Cóż. Nowy chłopak z którym się spotykam.
-Jest w porządku, czy mam się nim zająć?
Wybucham śmiechem.
-Jest bardzo w porządku. Na pewno byś go polubił.
-A to coś poważnego?
-Jeszcze nie wiem. - wzdycham.
-A chciałabyś, żeby było?
-Tak myślę… Dobrze się przy nim czuję. Jakbym znała go od długiego czasu. Co prawda znam, ale wcześniej nie postrzegałam go w tak poważnej kategorii. Byłam zakochana w kimś innym, znasz mnie. Widzę tylko punkt przed sobą i nikogo innego wokół. 
-Nie martw się, też tak miałem. Mówiłem ci jak się zaczęło pomiędzy mną a Lauren?
-Nie! - odpowiadam zaciekawiona.
-Na samym początku byłem szaleństwo zakochany w jej koleżance. Przynajmniej tak wtedy myślałem. Miała na imię Maggie i była bardzo ładna. Ale niestety Maggie odzywała się do mnie tylko wtedy, kiedy bardzo jej się nudziło. Często wychodziliśmy całą grupą, a ja widziałem tylko Maggie. Jeszcze wtedy za bardzo nie zdawałem sobie sprawy, że o wiele lepiej dogaduję się z Lauren, która patrzyła na mnie w taki sposób, w jaki nigdy nie spojrzałaby na mnie Maggie.
-I co się stało!? 
-Mój kontakt z całą ekipą się urwał. Dwa lata później spotkałem Lauren i kiedy ją zobaczyłem, znikąd pojawiły się motyle w brzuchu. Była taka piękna i elegancka. Wyglądała prawie tak samo jak kiedyś, ale dopiero w tym momencie to zobaczyłem. Wydaję mi się, że wtedy też się w niej zakochałem. Na moje szczęście nie miała nikogo w tym czasie więc zaprosiłem ją na kawę i cóż, tak to się zaczęło. Dopiero później wyznała mi, że podobam jej się od czasów spotkań z Maggie. Nie masz pojęcia jak bardzo plułem sobie w twarz.
-O cholera! To wspaniała historia. I wiesz co? Może lepiej, że się tak potoczyło. Są dwie strony medalu. Może bylibyście z Lauren dwa lata dłużej, ale istnieje też opcja, że by wam nie wyszło i ona teraz nie zostałaby twoją żoną. Może los chciał cię czegoś nauczyć.
-Chyba masz rację. - kiwa głową. - Wiesz, mądrala z ciebie jak na dwadzieścia kilka lat.
-Zawsze byłam dojrzała emocjonalnie. - przechwalam się z uśmiechem.
-W każdym razie jeśli faktycznie widzisz w tym chłopaku coś, co sprawia, że pragniesz o niego walczyć, zrób to. Uwierz mi, że on wtedy będzie walczył o ciebie. Związek nigdy nie idzie ze sobą w parze, gdy stara się tylko jedna osoba.
-Tak… - wzdycham, przypominając sobie słowa, które skierowałam wcześniej do Vicky. - I starać trzeba się cały czas.





Dochodzi godzina ósma, a ja jestem już w pełni gotowa i z oczekiwaniem spodziewam się mojego walentynkowego wybawcy.
Nie mam pojęcia co takiego zaaranżował, ale jestem pewna, że wszystko będzie lepsze od bezczynnego siedzenia w domu.
A tak właśnie spędzałam przez całe swoje życie każde walentynki.
Smutne, aczkolwiek prawdziwe.
Dzwonek do drzwi wybudza mnie ze wszystkim myśli.
Poprawiam jeszcze gorset w moim złotym kombinezonie i zadowolona otwieram drzwi.
-Czy tu mieszka Pani America Carter? - pyta, na co zaczynam się śmiać.
Wygląda obłędnie w czerwonej koszuli w kropki i czarnych jeansach.
Mam wrażenie, że jego twarz jest jeszcze przystojniejsza niż ją zapamiętałam.
-Dokładnie tak.
-Mam doręczyć kwiaty.
-Oh! Czy znajdę tam liścik z przeprosinami, że mój partner się jednak nie pojawi?
-Nie mam pojęcia, ja jestem tylko zwykłym doręczycielem. Ale jeśli faktycznie tak się stanie, chętnie zajmę jego miejsce.
Uśmiecham się znów szeroko. On podchodzi do mnie i składa na moich wargach długi pocałunek.
-Jeszcze nigdy nie dostałam kwiatów od mężczyzny. - mówię ze wzruszenie. 
-Niemożliwe.
-No, nie licząc fanów, mojego taty i jednego kwiatka od Aarona.
-Zdajesz sobie sprawę, że faceci, których spotykałaś na swojej drodze to najwięksi frajerzy na świecie? - mówi poważnie, nie spuszczając wzroku z moich oczów. 
-Tak. Ty zdecydowanie mi o tym uświadamiasz.
-Trzeba to zrobić jak należy. Kwiaty, romantyczna kolacja ze swoją dziewczyną i odstawienie jej bezpiecznie do domu.
-Proszę nie mów, że odstawisz mnie dziś tylko do domu.
-Wiesz o tym, że nie myślę tylko o tym, żeby się z tobą przespać?
-Powiedziałeś mi ostatnio, że za dużo myślę więc poszłam za twoją radą i nie zastanawiam się nad wieloma aspektami.
-Hm… - zerka na mnie zadowolony. - Dobrze więc. W takim razie gotowa na pierwsze walentynki?
-Gotowa.

Restauracja jest cudowna. Na przystawkę zamawiamy carpaccio, a na danie główne oczywiście pastę, o której Ashton nie zapomniał. Do tego butelka argentyńskiego wina i w zasadzie już czuję się jak w niebie.
Podczas kolacji rozmawiamy o wszystkim. O jego rodzinie, mojej rodzinie, o tym jak dorastał, o tym, jak brakowało mu wtedy ojca, a przy tej kwestii wzruszam się na tyle, że on ociera samotną łzę płynącą po moim policzku.
Wspominamy czasy początków naszych zespół oraz spędzone wspólnie chwile, na które wcześniej oczywiście nie zwracałam zbyt dużej uwagi.
-Wiesz o tym, że za każdym razem jak cię widziałem, to czułem się podekscytowany jak dziecko?
-Boże… Nie mów mi takich rzeczy. Ale byłam suką, co? 
-Może trochę. - śmieję się. -Ale wiedziałem, że nie mogę konkurować z Harry’m. To znaczy, wcześniej sobie to tłumaczyłem tak, że on jest bardziej znany, bardziej doświadczony, dojrzalszy i w ogóle.
-Oh, zupełnie nie o to chodziło, zaufaj mi. Nie jestem z tego świata celebrytów, którzy uwielbiają sztuczny tłok i dwulicowe towarzystwo. W zasadzie naprawdę nie przeszkadzałoby mi, gdyby mógł chłopak wcale nie należał do tego świata.
-Mnie też. Miałem dwie dziewczyny, które nie miały nic wspólnego z mediami i wspominam to dość dobrze. Po prostu kiedy spotkam kobietę, z którą będę lubił przebywać bardziej niż ze sobą samym… – mówi – Wtedy się z nią ożenię. 
-Oh, a spotkałeś już taką? - pytam zalotnie.
-Możliwe. - odpowiada tajemniczo.
-Ja… -zaczynam. - Cóż, kiedyś podobał mi się jeden chłopak w szkole, ale nie był mną zainteresowany. Nosiłam wtedy aparat na zębach, chodziłam w warkoczykach i miałam nadwagę.
Śmieje się.
-Zapewne teraz ten gość sobie pluje w twarz, a ja mogę cieszyć się twoim towarzystwem.
-Szczęściarz z ciebie, wiesz? 
-Doskonale o tym wiem. Czyli kim była twoja pozostała dwójka?
-Jeden z nich był w zasadzie krótką przygodą, chyba chciałam zrobić na złość Harry’emu, totalnie głupie posunięcie. Kolejny w zasadzie pociągał mnie jedynie fizycznie. Charakterowo byliśmy zupełnie inni. Chciał mnie mieć tylko dla siebie, a ja w to brnęłam. Najgorsze było to, że miałam świadomość tego, że to nie idzie w dobrym kierunku. Ale w końcu się obudziłam. Nie czułam się z nim szczęśliwa.
-Czasem jest tak, że niewłaściwa osoba sprawia, że błagasz o uwagę, czułość, o miłość i zaangażowanie. Właściwa osoba daje ci to wszystko, ponieważ cię kocha.
-Bardzo ładnie powiedziane. A ty byłeś kiedyś zakochany? - pytam.
-Tak mi się wydaję. Chyba w mojej pierwszej dziewczynie. Skończyliśmy być ze sobą, kiedy zespół stawał się coraz bardziej rozpoznawalny a mnie częściej nie było w domu. Ona po prostu nie chciała takiego życia. Wiesz, teraz ją rozumiem i właściwie cieszę się, że tak się stało. Nie chciałbym jej ograniczać, bo zasługiwała na wszystko co dobre i na kogoś, kto nie będzie dla niej liczył czasu.
-Boże. Aż trudno mi uwierzyć, że to ty byłeś zauroczony we mnie, a nie ja w tobie. Jakim cudem wcześniej tego nie widziałam?
-Czego? - patrzy na mnie czule.
-Tego jaki wrażliwy jesteś. Życzliwy, troskliwy i… taki dobry. I w zasadzie mogłabym jeszcze wymieniać i wymieniać.
-Po prostu czasem coś, co na początku nie wydaję się być ważne dla oka, później staje się oczywiste.
-A kiedy ktoś ci się podoba… - odzywam się. - Tak naprawdę podoba - podkreślam. - Zawsze najważniejsze są te pierwsze razy. Pierwsze spojrzenie. Pierwszy uśmiech. Pierwszy taniec. Pierwszy pocałunek… Też zwracasz na to uwagę?
-Tak. Kobiety nie zdają sobie z tego sprawy, ale mężczyźni naprawdę biorą takie rzeczy pod uwagę. A odnośnie tych pierwszy razów, mamy już za tobą wszystko oprócz tańca.
-Chcesz ze mną zatańczyć? 
-Cóż, wydaję mi się, że pani ze stolika obok też byłaby zainteresowana tą ofertę, ale jej nudny mąż może mi obić twarz. Nie chciałbym ci psuć wieczoru podbitym okiem.
Śmieję się.
-W takim razie pokażmy panu ze stolika obok jak powinna prawidłowo przebiegać randka.


Z uśmiechem wymalowanym na twarzy kierujemy się na parkiet. 
Chwyta mnie w pasie, a moja dłoń odnajduję jego. Zaplatam palce z jego palcami czując uspokajające ciepło. 
W rytm delikatnej melodii poruszamy się blisko siebie, jakbyśmy nie chcieli się już nigdy więcej od siebie odrywać. 
Spogląda na mnie przez krótką chwilę i właśnie wtedy, w momencie, gdy patrzę mu prosto w twarz, czuję, że coś we mnie drgnęło. Chciałabym powiedzieć, że drgnęło leciutko, ot, niezauważalnie, lecz jest zupełnie inaczej. Jest tak, jakby serce zaczęło pompować krew czterema komorami naraz, zalewając nią i płuca, i całe ciało.
Jego policzek krąży po moim policzku, delikatnie się w niego wtulając.
Czy tak już teraz będzie? 
Czy może los znów chce sprawić, bym poczuła tę chwilę miłości i ekscytacji, a potem niespodziewanie mi ją odbierze?
Czekałam na tę szczególną chwilę, kiedy znów będę wolna, a w moim życiu nie będzie już zmartwień, bólu ani łez. Chciałam po prostu być szczęśliwa. Chciałam słyszeć wokół siebie śmiech i nie czuć już bólu. Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie wyjątkowy dzień, w którym zacznę żyć jak ten piękny motyl. I już nie będzie mi smutno.
I będąc tu teraz w jego ramionach, czuję, że to właśnie ten dzień.
Chwila, w której nic się nie liczy. Mogę być szczęśliwa i słyszeć dźwięk jego śmiechu.
Nie czując już bólu.
Jestem dziewczyną, która wstaje wcześnie, by oglądać wschód słońca. Jestem dziewczyną, która we wszystkich chce widzieć dobro. Tą, którą porywa muzyka, którą inspiruje sztuka. Jestem dziewczyną, która czeka, aż przeminie burza, by móc zobaczyć tęczę. Dlaczego miałabym być smutna, skoro mogę być szczęśliwa? 
Dla mnie wybór jest oczywisty.
-O czym myślisz? - jego oddech łaskocze moje ucho.
-O tym, że spisałeś się dzisiaj idealnie. To najlepsze walentynki w moim życiu. - zerka na mnie.
Kąciki jego ust się leciutko podnoszą.
Łaskocze nosem o mój nos.
Ujmuje moją twarz w dłonie, i całuje z zupełnie niespodziewanym dla mnie oddaniem.
-To było miłe.
-Patrzyłaś na mnie tak, jakbyś chciała, bym cię pocałował. - powieki opadają na jego zielono brązowe oczy. - I pomyślałem sobie, że właśnie to zrobię.

Noc się powoli kończy. Ashton odwozi mnie do domu jak obiecał. Całuję mnie delikatnie przed drzwiami i kiedy ma już zamiar odejść, chwytam go za rękę.
Nie pozwalam mu na to, żeby odszedł.
Nienawidzę myśli, że mógłby odejść.
Tej nocy nasze oddechy nieustannie się całują.
Pozwalam mu dotykać każdy centymetr mojego ciała i ja tym samym również odkrywam go na nowo.
W życiu rzadko daje się określić dokładnie początek czegokolwiek, tę chwilę kiedy spoglądając wstecz, możemy z całą pewnością stwierdzić, że właśnie od tego wszystko się zaczęło. Jednakże czasami zdarza się, że los krzyżuje się z naszym codziennym życiem, zapoczątkowując łańcuch zdarzeń, których konsekwencji nie potrafimy w żaden sposób przewidzieć.
A życie mnie nauczyło, że czasami trzeba zaryzykować.
Jeden dzień może zmienić wszystko.
Ale czasem jedna noc, może zmienić jeszcze więcej…

VICTORIA





Walentynki w Las Vegas? 
Oczywiście!
Z kim?
Z najlepszą siostrą i kuzynkami pod słońcem.
Czy będziemy się świetnie bawić?
Bez wątpienia!
- No i nagle z tłumu wyskakuje Vick i Michael, zupełnie nadzy - Veronica energicznie opowiada naszym kuzynkom młodszej Grace i starszej Elle o tym, jak kilka dni temu w totalnym negliżu zaliczyłam kąpiel w basenie.
- To nie było zupełnie tak… - macham ręką lekceważąco - Trochę za dużo wypiliśmy.
- Zawsze tak mówisz - Grace łypie na mnie wzrokiem, po czym bierze łyk szampana.
- Tak, Vick, to Twój stały tekst - Elle wtóruje jej - Pocałunek z tym nerdem Jackiem w siódmej klasie? Byłaś pijana. 
- A pamiętacie jak byłyśmy na wycieczce z panem Gillsem w lesie i Victoria uznała, że jest jej zimno, rozpaliła ognisko, po czym sfajczyła nam połowę obozowiska? - Grace, Veronica i Elle chichoczą pod nosem.
Łapię się za głowę, bo samo wspomnienie o tamtej nocy, sprawia, że ściska mi się żołądek.
- Podobno wtedy też była pijana - starsza z moich kuzynek wbija we mnie wzrok - Szkoda tylko, że mieliśmy do dyspozycji piersiówkę naszego taty i piwo przelane do butelki po soku.
- Mam słabą głowę - komentuje, broniąc swojego tyłka. 
- Nie - V spogląda na mnie, kiwając głową - Ty po prostu taka już jesteś.
- Dobra, dobra. Zejdźcie ze mnie. Mówcie lepiej co u was słychać?
Przez kolejne kilka minut Grace opowiada o swojej pracy, uczelni i nowym chłopaku. Za to Elle, która kiedyś bardzo skryta, teraz otwarcie mówi o swoich uczuciach oraz narzeczonym. 
- To Nate sprawia, że tak się czuje - wzdycha - No wiecie. Jak w niebie.
- Ja w sumie bardzo lubię mojego chłopaka - Grace popada w zamyślenie - Ale zdecydowanie wolę kiedy mniej mówi, a więcej robi. Rozumiecie o co chodzi - jej brwi poruszają się znacząco. Zdecydowanie domyślamy się o czym mówi.
- A co z Tobą Veronica? - Grace kontynuuje, spoglądając na moją siostrę. 
- Co masz na myśli? 
- Nooo… jak Twoje życie uczuciowe? 
Zapada cisza i jedyne co słyszymy to odgłos silnika samolotowego. Nie wiedzieć czemu, panika dosięga oczu Veronicy. Widzę, że unika mojego wzroku. Co się do cholery dzieje?
- Veronica? - zadaję pytanie.
- Na domówce między mną a bratem Ami coś się wydarzyło - zaczyna niepewnie, a ja zaczynam zastanawiać się jakie "coś" mogło się między nimi wydarzyć.
- Zaliczyłaś brata Americy? - Grace wypala, ale kiedy czuje na sobie mój palący wzrok od razu wycofuje się z konwersacji.
- Tylko się całowaliśmy - odpowiada. 
Chociaż chciałabym być na nią zła, totalnie nie potrafię. Mój wyraz twarzy się zmienia i kiedy przybijam jej piątkę, od razu się rozchmurza. Aaron to naprawdę świetny chłopak. Poukładany i dojrzały, a moja siostra zdecydowanie potrzebuje takiego dobra w swoim życiu. No i kto wie, czy w dalekiej przyszłości nie zostaniemy z Carter prawdziwą rodziną?
- Skoro wszystkie z nas już kogoś mają - Elle zatrzymuje wzrok na każdej z nas, kończąc na mnie - Może czas znaleźć kogoś dla Victorii?
Grace aż podskakuje na siedzeniu z ekscytacji.
- Dziewczyny! - piszczy - To jaki jest plan?



Koncertowanie zawsze zajmowało dużą część naszego czasu. Przemieszczanie się z miasta do miasta, umożliwiało jego zwiedzenie - ale tylko przez szybę autokaru albo hotelu.
Zawsze kiedy miałyśmy trochę wolnego czasu robiłyśmy coś fajnego. Ale nigdy nie zrobiłyśmy niczego w Las Vegas.
I dziś mam zamiar to zmienić.
Hotel Bellagio to prawdopodobnie najpiękniejszy hotel w jakim do tej pory byłam. W hotelu znajduje się kasyno, tuż za nim bulwar Las Vegas Strip i słynna fontanna Bellagio.
- Jeśli tak miałyby wyglądać moje walentynki rok w rok, to rzucam wszystko i zamieniam walentynki w całe moje życie - Grace spogląda w stronę fontanny. Jest tak samo zauroczona ty miejscem jak ja. Idealne miejsce dla nas. 
- Nie przesadzaj - Elle sprowadza swoją siostrę na ziemię - Jesteś przedszkolanką, a ja nie widzę tu żadnego przedszkola.
Grace naburmusza się, by po chwili dumnie odpowiedzieć:
- Nikt nie powiedział, że z przedszkolanki nie można prze-kierunkować się na ekskluzywną prostytutkę lub coś w tym stylu.  
Spoglądamy na siebie z Elle, zastanawiając się skąd urwała się Grace. 
Bo jestem pewna, że z wysokiego drzewa.
Kiedy docieramy do naszego apartamentu, od razu zabieramy się do szykowania na wieczór.
Mamy wszystko starannie zaplanowane i nie mamy zamiaru ominąć żadnego z naszych podpunktów na liście.



Po dwóch godzinach piękne, pachnące oraz seksowne do granic możliwości stoimy wszystkie przed lustrem i cykamy obowiązkowe selfie. Nasza sesja trwa dobre piętnaście minut, zanim decydujemy się zabrać z hotelowego barku miniaturowe alkohole i upchać je do torebek.
Już w windzie zaczynamy spożywanie magicznych, procentowych napoi. Pierwszym punktem na naszej dzisiejszej liście jest fontanna i tam właśnie zmierzamy najpierw. Fontanna emocji - tak tutaj nazywają spektakl świateł i muzyki, które tworzą wizualizację przyciągające turystów.
Oczywiście nie zapominamy o kasynie, odwiedzenia Freemont Street Experience oraz zaliczenia kolejnego kasyna.
W ostatnim Grace wygrywa kilka kawałków z jakimś starym wyjadaczem, który ostatecznie proponuje jej noc w jego pokoju hotelowym.
Zaliczamy w międzyczasie dwa kluby - Chateau oraz 1OAK. Po czym ostatecznie lądujemy w klubie Hyde, który mieści się w naszym hotelu.
- Nie wiem jak wy, ale ja padam - Elle wstaje z fotela, ogłaszając, że dla niej impreza już się skończyła. Zaraz po niej do grona śpiących księżniczek dołącza także moja siostra. 
I takim oto sposobem ja i Grace siedzimy przy barze, zamawiając kolejnego drinka.
- Jak myślisz - bełkocze - Czy jestem na tyle odważna, żeby oświadczyć się tamtemu gościowi i wziąć z nim szybki ślub w Vegas? Widziałam na dole, że za dwa dolary mogę zostać żoną.
Spoglądam w stronę gdzie stoi "przyszły mąż" mojej kuzynki. Na początku nie wierzę w to co widzę. Moje życie to zazwyczaj pasmo zaskakujących zdarzeń. Gdziekolwiek się pojawię, zawsze pojawia się też jakaś inna osoba. Miałam tak z Joe. Niall'em. Oliverem. Lucasem.
- Co o nim sądzisz? Przystojniaczek.
- Masz na myśli tego w tatuażach? - pytam dla pewności.
- Mam na myśli tego w skórzanej kurtce - oczywiście. Nie mogła mieć na myśli nikogo innego - Czekaj. Zagadam go.
Grace rusza z miejsca lekko chwiejnym krokiem, ale nie powstrzymuję jej. Jestem ciekawa rozwoju sytuacji.
Jestem ciekawa co zrobi Luke Hemmings.
Obserwuje jak podchodzi do grupki osób, przedstawiając się po kolei. Jej ostatnim łupem okazuje się Luke. Widzę, że tłumaczy im coś energicznie, po czym kilka głów odwraca się w moją stronę. Przez chwilę nie dociera do mnie, że patrzą na mnie, do momentu aż Luke podnosi rękę i salutuje. 
Nie odpowiadam żadnym gestem. Jestem lekko zażenowana, nawet teraz pod wpływem alkoholu. W końcu Hemmings jeszcze niedawno oglądał mnie zupełnie nagą. No, w sumie… nie tylko on bo dziesiątki innych osób również.
Luke dotyka ramienia mojej kuzynki, po czym ponowie spogląda w moją stronę. Widzę, że coś do niej mówi. Grace kiwa głową, odwraca się i w eskorcie mężczyzny podchodzą do mnie.
- Nie wiem co jest lepsze - Luke bez powitania zaczyna rozmowę - To, że właśnie Twoja kuzynka uznała, że jestem idealny jako materiał na jej męża, czy to, że widzę Victorię Santangel w Las Vegas.
- Sam musisz sobie odpowiedzieć - biorę łyka drinka. Chcę być kokieteryjna, rozluźniona i zabawna. A wychodzi na to, że mimo alkoholu płynącego w moich żyłach jestem spięta jak struna. 
- Już chyba znam odpowiedź - uśmiecha się tajemniczo. Przesuwam wzrok z Luka na Grace, która nie wygląda już zbyt dobrze. 
- Chcesz iść do pokoju? - pytam, a blondynka mimo swojej wcześniejszej energii kiwa tylko głową.
Luke proponuje swoją pomoc. Jadąc windą milczymy, słuchając tylko czkania Grace. Chociaż chciałabym przyśpieszyć zmieniające się liczby, one jak na złość przesuwają się wolniej i wolniej. 
- Wiecie co? - Grace nagle znów wybucha emocjami - Może wy weźmiecie ślub? Na dole za dwa dolary… - czknięcie - Można się - kolejne czknięcie - pobrać!
Spoglądamy na siebie z Lukiem. Przez chwilę obydwoje mrużymy oczy, totalnie nie uważając tego za śmieszne. Przynajmniej ja tak uważam.
- W sumie znamy się już długo, razem imprezowaliśmy, widziałem Cię nago - w kąciku jego ust zaczyna się tworzyć chytry uśmieszek - Ślub to tylko formalność.
Kiedy chcę coś powiedzieć, drzwi windy otwierają się a my pomagamy Grace dotrzeć do apartamentu. Tam kładziemy ją do łóżka, zostawiamy aspirynę oraz butelkę wody.
Nasze wspólne działania mają naprawdę dobre skutki. Chociaż sama jestem już lekko zmęczona, czuję, że z Lukiem tworzymy całkiem zgrany team.
- Będę już leciał - Hemmings zamyka po cichu drzwi. Kiwam głową. 
- Jasne.
- Chyba, że chcesz porobić coś jeszcze - zagaduje ciągle stojąc w tym samym miejscu. W świetle drogich kryształów, które zwisają z sufitu w salonie Luke wydaje się jeszcze potężniejszy.
Ostatnimi czasy nie miałam za dużo do czynienia z 5SOS'ami. W sumie w większości czasu mijaliśmy się, z tego co wiem oni pracowali nad nową płytą, my również. Potem zajęłyśmy się swoimi karierami.
A czas zdecydowanie wpływa pozytywnie na Luk’a. Pozbył się kolczyka z wargi. Ma dłuższe, lokowane włosy. Zrobił się zdecydowanie większy. Męski. Bardzo przystojny.
- Jeśli chodzi o ślub, to bez pierścionka zaręczynowego ani rusz.
Luke zaczyna drapać się po brodzie. 
- Może ślubu dziś nie będzie - unosi brew - Ale co powiesz na drinka w barze?
Zmęczenie odchodzi w zapomnienie. Jest czwarta piętnaście, a ja nie mam zamiaru kończyć dzisiejszego wieczoru.

Za bardzo mi się to spodobało. 

*


***