AMERICA
Praktycznie całe dwa dni po pogrzebie Everly spędziłam z Victorią i jej rodziną. W środku czułam, że pomimo, iż moja przyjaciółka jest otoczona całą gromadą swoich najbliższych, to gdzieś w głębie serca potrzebowała i mnie. Chciała, żebym przy niej była. Zresztą ja sama po tym jakże smutnym dla nas wszystkich wydarzeniu nie potrafiłabym ot tak wrócić do swojego życia i obowiązków. Poza tym i tak na tę chwilę nie wiedziałam co z tym moim życiem właściwie zrobić.
Zakończyłam trasę i w końcu przyszedł czas na odpoczynek. Wciąż wynajmowałam mieszkanie w Los Angeles ale nie widziałam w tym większego sensu. Caroline z Paul’em znów postanowili wrócić do Londynu na stałe i tylko ja zostałam na dobre w słonecznej Kalifornii. Wiedziałam, że po powrocie, będę musiała podjąć decyzję co dalej, jednak teraz nie miałam ochoty zawracać sobie tym głowy.
Cieszę się, że po tych koszmarnych kilku dniach mogę spędzić trochę czasu z Timothee, bo w prawdzie potrzebna mi była choć chwila spokoju i zresetowanie umysłu.
I kiedy teraz idziemy alejkami Central Parku, faktycznie czuję się zrelaksowana i w końcu wolna od jakichkolwiek większych smutków.
-Wiesz, że tak na dobrą sprawę nigdy nie spacerowałam po Central Parku? - patrzę na niego z ukosa, z niemałym uśmieszkiem.
-Żartujesz? - odwzajemnia mój gest. Patrzy na chwilę przed siebie, a potem swój wzrok znowu kieruje na mnie.- Pewnie jesteś z tych co wolą Los Angeles od Nowego Yorku?
Zastanawiam się chwilę.
-Tak, to prawda. Ale to dlatego, bo lubię kiedy jest ciepło cały rok. - śmieje się na moje słowa. - Ale teraz? Sama nie wiem. - rozglądam się dookoła, zwracając uwagę na lekko ośnieżoną drogę i gołe drzewa. Zima w tym roku jest nadzwyczaj uprzejma. I choć bardzo nie lubię czuć zimna, to jednak tym razem wolałabym spacerować po zaśnieżonych ścieżkach. I pomimo, że robi się ciemno, jestem pewna, że błysk latarni w piękny sposób rozświetlałby biel przyrody.
-Chyba nie miałaś czasu odkryć magii Nowego Jorku. - przyznaje, i ma w tym absolutną rację.
-Tak. Nawet choćbym bardzo chciała, nie miałam kiedy tego zrobić. - wzdycham, kiedy Timothee zasiada na jednej z drewnianych ławek. Idę za jego tropem. - Cieszę się, że w końcu mam trochę wolnego czasu. W końcu mogę zrobić coś dla siebie. I szczerze powiedziawszy jakoś nie mam ochoty wracać do Los Angeles. - zerkam na niego i dostrzegam, że słucha uważnie tego co mówię.
-Może wcale nie musisz wracać. Możesz się zdecydować na zmiany. Zapewne poznałaś już zachodnie wybrzeże na tyle, że może czas odkryć coś innego.
-Mówisz o wschodnim wybrzeżu? - śmieję się.
-Na przykład. - uśmiecha się pogodnie. - Mieszkam tu od urodzenia, i to miasto nigdy mi się nie znudzi. Wiem o nim praktycznie wszystko.
-Tak? - mówię zdziwiona. - Opowiedz mi kila ciekawostek. Nie tylko tych pozytywnych. I nie takich, o których przeczytam w internecie.
-Chcesz ciekawostek od mieszkańca z krwi i kości, tak? - kiwam głową. - Będzie ciężko, bo nigdy nie szukałem ciekawostek o Nowym Jorku w internecie, bo nie było mi to potrzebne. - patrzy na mnie rozbawiony.
-To powiedz, co było najdziwniejszą rzeczą jaka ci się tu przytrafiła.
Chwilę się zastanawia.
-Kiedyś byłem goniony przez nagiego faceta, którzy rzucał we mnie… - wydaje się być nieco zawstydzony. - Odchodami. Ładniej mówiąc.
-Co? - pytam niedowierzając. Pomimo, że jestem w szoku i zakrywam usta dłonią, to mam ochotę wybuchnąć śmiechem.
-Yep.
-Ile miałeś lat?
-15. To było ciekawe doświadczenie.
-Nie wątpię. Przykro mi.
Śmieje się.
-Nie jest tak źle. W końcu to Nowy Jork.
-I to ma mnie zachęcić?
- To może lepiej jeśli opowiem ci o tych przyjemniejszych rzeczach z mojego punktu widzenia.
-Doskonale. - zgadzam się.
-Więc… East Village jest moją ulubioną dzielnicą, uważam, że najlepsze bajgle produkują w Tompkins Square, a w Mud posmakujesz najlepszej kawy jaką kiedykolwiek piłaś.
-Czyli mam już pomysł na to gdzie zamieszkać, gdzie zjeść i gdzie się obudzić.
-Cóż, East Village może nie jest najlepszym miejscem do zamieszkania ale koniecznie musisz się tam kiedyś ze mną wybrać.
Podoba mi się jak podkreśla słowo „ze mną”. To znaczy, że jestem dla niego towarzyszką godną na miarę kontynuowania tej niespodziewanej, ale jakże wspaniałej relacji. I ja także uważam go za świetnego człowieka.
-A co tam jest? - dopytuję.
-East Village jest słynne z życia nocnego. Masa oldskulowych pubów, lokali muzycznych, koktajlbarów. - wylicza. - Sklepy z pamiątkami dla ludzi z Kalifornii.
Klepię go lekko w ramię.
-Jesteś najgorszy. - śmiejemy się.
-Przepraszam. Tak naprawdę bardzo lubię Los Angeles. Ale Lindsey Kelk kiedyś w swojej książce napisała: Ludzie jadą do Los Angeles żeby odnaleźć siebie, zaś przyjeżdżają do Nowego Jorku, żeby stać się kimś nowym.
-To bardzo piękne słowa.
-Też tak uważam. - przyznaje mi rację - Więc teraz musisz się zastanowić, który z tych dwóch wariantów uwodzi cię bardziej. Za tydzień wyjeżdżam do Bostonu kręcić film. Wracam za półtorej miesiąca, więc jeśli zdecydujesz się na Nowy Jork, będę czekał. I z wielką ochotą pokaże ci magię Nowego Jorku.
-Zgoda.
Zważywszy, że temperatura na dworze porządnie dała nam w kość, przyszliśmy wraz z Timothee do jego mieszkania na Manhattanie.
Okazało się, że jest to sporych rozmiarów nowoczesny loft, który bardzo przypadł mi do gustu.
Wszystko utrzymuje się w uniwersalnych odcieniach bieli i szarości z dodatkiem drewna. Na ścianach w salonie wisi mnóstwo obrazów, w tym portret John’a Lennon’a, czemu się nie dziwię, bo kiedyś opowiadał mi, że jest to jeden z jego ulubionych muzyków. Poza tym w drugim fragmencie pomieszczenia można dostrzec mini bar, natomiast w pozostałych częściach mieszkania kuchnię oraz sypialnie, do której wchodzę praktycznie od razu.
Zapewne gdyby łączyły mnie z nim relacje bardziej intymne, nie byłabym tak odważna na ten krok, ale zważywszy, że wiemy już o sobie naprawdę dużo i traktujemy się jako przyjaciół, sądzę, że zwiedzenie jego sypialni nie jest niczym przesadzonym.
Kiedy tak przechadzam się po jasnych drewnianych panelach, czuję ciepło w stopach i jestem wdzięczna za ogrzewanie podłogowe. Zerkam na półkę ze zdjęciami. Ma ich mnóstwo. Głównie z jego rodziną. Następnie przychodzi kolej na regał z książkami i płytami. Tego również jest tu naprawdę sporo i szczerze uśmiecham się na ten widok. Mogłabym tu spędzić wiele długich godzin i nie miałabym dość odkrywania wszystkiego co z nim związane.
Rap zdecydowanie króluje w muzyce, którą praktykuje Chalamet. Nie jestem tym faktem zdziwiona. Sama lubię kilka takowych kawałków. Timmy raczej nie wygląda na faceta, który słucha lekkiego popu, i szczerze zadowala mnie ta kwestia. Bo muzyka jest czymś wspaniałym. I to niesamowite, że istnieje tak wiele jej gatunków, że każdy może znaleźć coś dla siebie.
Moją uwagę przekłuwa jednak coś, co doskonale już znam. Biorę do ręki płytę Gorillaz, kiedy słyszę ciuchy śmiech.
Zerkam w kierunku drzwi. Timothee stoi w nich z dwoma kubkami herbaty, szczerząc do mnie idealnie proste zęby.
-Uwielbiam tą płytę. - mówię podekscytowana.
-Ja też. To jedna z moich ulubionych. - kładzie kubki na biurku i podchodzi do mnie szybko. Bierze kompakt do ręki, a po chwili wrzuca ją do odtwarzacza. Melodia piosenki On Melancholy Hill wybrzmiewa ze sporych rozmiarów głośników.
Chalamet automatycznie buja się w rytm muzyki. Rozśmiesza mnie swoimi ruchami, ale dawno nie widziałam kogoś tak zadowolonego, kto tańczyłby tak rytmicznie i beztrosko.
-Come on! - mówi, starając się mnie rozruszać. I pomimo, że jeszcze dwa dni temu płakałam w chusteczkę, myśląc nad tym, jaki los potrafi być niesprawiedliwy, nie potrafię mu odmówić.
Kiedy splata swoje palce z moimi, obracając mnie raz za razem tworząc tym sposobem układ taneczny rodem z lat osiemdziesiątych, czuję się z tym wspaniale. Po raz pierwszy od kilku dni mam wrażenie, że się unoszę.
Że los czasem bywa jednak przychylny.
Czasem sprawia, że podążamy za jego tropem czując ulgę.
Czując wolność.
Czując życie.
-Up on melancholy hill, sits a manatee, just looking out for the day, when you're close to me. - śpiewam, śmiejąc się raz za razem.
-When you’re close to me. - dołącza do mnie, tworząc tym samym klimat nie do podrobienia.
W tym momencie kocham ten taniec.
Kocham tą aurę.
Kocham tę chwilę.
***