sobota, 26 sierpnia 2017

34.Cause I got issues but you got 'em too, so give 'em all to me and I'll give mine to you.



VICTORIA
Festiwal filmowy w San Francisco jest ogromnym wydarzeniem. Zjeżdża tutaj cała śmietanka towarzyska, zaczynając od znanych aktorów, kończąc na celebrytach i osobach nie koniecznie związanych ze światkiem filmowym. 
Właśnie mijamy oszałamiającą Jennifer Lawrence, która przesyła nam uśmiech na powitanie i kroczy dalej czerwonym dywanem. Byłoby to całkiem normalne zachowanie, ale wraz z Caroline uwielbiamy ją i zawsze, ale to zawsze jej obecność sprawia, że z ekscytacji prawie sikamy w majtki.
Pozujemy fotografom, razem i osobno. Światła jupiterów i dzikie krzyki reporterów zawsze sprawiają, że moje oczy męczą się po chwili spoglądania w lufy aparatów, a uszy pieką od ich przekrzykiwania. Siedzimy już tak długo w show biznesie, że powinnam uznawać takie sytuacje za normalne i zupełnie naturalne. Ale bywają dni, że to wszystko po prostu mnie męczy. 
A po ostatnich wydarzeniach z domu Dylan'a i opowieści Americy, że chyba w końcu znalazła odpowiedniego mężczyznę dla siebie, czuję, że moja psychika zaczyna mieć wszystkiego dosyć. Niedługo przed festiwalem udałam się na siłownię. W akompaniamencie mojej ulubionej muzyki lecącej wprost do mojego ucha ze słuchawek IPoda, miałam nadzieję wypocić wszystkie złe emocje które nagromadziły się w moim organizmie. Ostatecznie mam teraz niezły skurcz łydki, który dodatkowo zamienia się w pulsujące zakwasy, a niebotycznie wysokie szpilki w niczym mi nie pomagają. Dochodzę jedynie do wniosku, że powinnam częściej chodzić na siłownie. Ostatnio strasznie się zapuściłam. 
Stoimy zajęci rozmową z Nick’iem Jonasem, który opowiada nam o swoim najnowszym filmie, kiedy sielankę przerywa Tyler. Oczy Ami, zapewne kompletnie tego nie kontrolujące zamieniają się w żarzące iskierki. Jeden krok dziewczyny dzieli ich od pocałunku. Jeden krok i dosłownie pół sekundy, by ich usta złączyły się w krótkim muśnięciu warg.
- Dzień dobry wszystkim - wita się z nami, obejmując brunetkę w talii. Odpowiadamy chórkiem z Nick’iem na czele, który podaje mu rękę. Mężczyzna wycofuje się zaraz po tym. Nie dziwię mu się.
- Nasza mała America w końcu dorasta - Car piszczy cicho, a ja zastanawiam się ile wścibskich aparatów zdążyło już udokumentować związek Americy i Tyler'a. Dziś muszę dokładnie przestudiować World of Gossip i Star Jarred. 
- Przestań - Ami czerwieni się, równając się kolorytem ze swoją suknią - Zawstydzacie mnie.
- Spokojnie dziewczyny - Tyler zabiera głos - Ta dama, już dawno jest prawdziwą kobietą. Nie gustuje w dziewczynkach.
Zapada chwilowa cisza, a słowa ciemnowłosego długo wiszą w powietrzu, aż w końcu mężczyzna ponownie przerywa ciszę.
- Widzę, że już się poznaliście - macha nad moją głową, a my automatycznie odwracamy głowę - Chodźcie do nas!
To co widzę wciska mnie w podłogę, rozsypując na milion kawałków. Dlaczego ręka tej kobiety nonszalancko spoczywa na bicepsie Niall'a Horan’a? Dlaczego jej oczy wlepione są w niego jak w obrazek? Dlaczego uśmiech jakim go częstuje jest zarazem seksowny, uwodzicielski i przepełniony seksualnością?
- Cześć - kobieta płynie do nas, trzymając swoją suknię w dłoni by czasami na nią nie nadepnąć. I choć mam nadzieję, że coś takiego jednak się wydarzy, dociera do nas w jednym kawałku, a Niall leci za nią jak piesek za swoją właścicielką. Podaje nam swą wypielęgnowaną dłoń - Kate Beckinsale, miło mi was poznać.
- Cześć wszystkim - Horan w końcu onieśmiela się wtrącić jakieś słowo. Wściekle świdruję oczami jego sylwetkę, ale mam wrażenie, że dla niego nie liczy się nic innego niż ta kobieta. 
- Kate gra ze mną w filmie, który właśnie nagrywamy - śpieszy się z wyjaśnieniem Hoechlin. Mam ochotę krzyknąć, że w ogóle mnie to nie obchodzi. Ale obchodzi mnie to, co ta kobieta ma do Niall'a.
- Mam nadzieję, że nie gracie tam zbyt namiętnych scen miłości - Ami chichocze, niby obracając swoje słowa w żart. Spogląda na Tyler’a z dołu, a on jakby nigdy nic całuje ją w czoło, muskając dłońmi wypielęgnowane pulka jej włosów.
- Jeśli Cię to uspokoi to nie.
Kate okazuje się gwiazdą towarzystwa. Zoe i Car zostają przez nią zagadane. Jestem niemal pewna, że interesuje je to co ona do nich mówi. America wraz z Tylerem zajmują się rozmową miedzy sobą, co jakiś czas wtrącając się do dyskusji dziewczyn. Niall jak dotychczas powiedział jedno słowo, a przez resztę czasu lampił się w tą starą wygę. 
Mam wrażenie, że stoję tu chyba z godzinę, łydki zaczynają mnie mocniej piec i czuję, że coraz mocniej zaciskam szczękę. Spodziewałam się tu wszystkich. Nawet tego, że Elvis Presley powstanie z grobu i zapozuje fotografom. Ale nie spodziewałam się tu zobaczyć Niall'a i to jeszcze w takim towarzystwie.
Staram się rozglądać wokół, oddychać głęboko. Przybieram maskę obojętności, ale w momencie kiedy moje oczy krzyżują się z niebieskimi oczami chłopaka, poddaję się.
- Serio? - pytam bezgłośnie, mając nadzieję, że zrozumie. Zrozumiał. Wzruszył tylko ramionami, z bladym uśmiechem na ustach.
- Dylan - sylabuje, a ja z budującą się w krtani gulą odczytuje to co chciał mi przekazać. Poruszam się jakbym chciała wyrwać się i wytłumaczyć mu to wszystko. Że jesteśmy z Dylan’em tylko znajomymi, że to nic nie znaczy i to co piszą w Internecie to kłamstwa. Już zdążyłam naczytać się tuzin plotek o naszym związku.  
Jestem zazdrosna o Niall’a, ale olśniewająca Kate skrada całą jego uwagę. Jestem ciekawa czy on zdaje sobie z tego sprawę. 
- Czekałem - kolejna niema wiadomość. Spoglądam na jego twarz. Dopiero teraz zauważam okulary spoczywające na jego nosie. Studiuję jego ciemne włosy, które zaczynają odcinać się od blondu. Spoglądam na jego sylwetkę, wygląda jakby zmężniał. Zastanawiam się kiedy mi to uciekło. Kiedy on sam mi uciekł. Jestem zła i wkurzona, że to ją dyskretnie obejmuje w talii. I to jej wysyła uśmiechy. To ona zwraca jego całą uwagę, a mi pozostało jedno słowo. CZEKAŁEM.
Idę ciemnymi kulisami i jedyne co słyszę to mój ciężki oddech oraz stukot moich obcasów. To miejsce jest już wyludnione. Trochę przeraża mnie wizja spacerków w opustoszałych kulisach, moja droga oświecana jest tylko przez blade światło zamontowanych w suficie halogenów. Zastanawiam się jaki mądry inżynier czy elektryk pozwolił na coś takiego. Grzebię w torebce w poszukiwaniu telefonu, a kiedy go wyciągam moje dłonie ciągle drżą. Drżą mi od momentu kiedy zawinęłam się z czerwonego dywanu, mówiąc, że mam straszne ciśnienie na pęcherz i muszę się wysikać. A tak naprawdę szłam przed siebie i znalazłam się tutaj. Roztrzęsiona i smutna.
Choć mój IPhone znam jak własną kieszeń, mam problem ze znalezieniem funkcji latarki. Robię jeszcze kilka kroków wlepiając się w ekran, kiedy czuję jak moje ciało wpada z impetem w inne. Ciepłe dłonie obejmują moje łokcie w akcji ratowniczej na wypadek gdybym miała upaść. Na szczęście jeszcze stoję, a mój wybawco-sprawca całego zdarzenia zasłania dłonią twarz, którą oświecam latarką. No tak, wystarczy wysunąć menu. Takie to było proste.
- Uważaj jak chodzisz - odzywam się pierwsza, wyrywając moje kończyny z jego uścisku. Stoi przede mną jak na moje oko kilka lat starszy ode mnie mężczyzna. Jest wysoki, jego włosy, których kolor teraz trudno mi rozszyfrować, są zaczesane do tyłu. W moje nozdrza uderza zapach perfum Gucci by Gucci, bardzo charakterystycznych i ciężkich. 
- To Ty powinnaś patrzeć pod nogi, a nie w telefon.
- Tak? - pytam głupkowato, a buzująca we mnie złość wzmaga się podwójnie. Radzę nie zadzierać z wkurzoną Victorią Santangel. Jestem pół włoszką. Według włoskich kobiet już dawno powinien dostać siarczysty policzek.
- To Ty jesteś ubrany od góry do dołu na czarno. Gdybyś nie zauważył, tutaj też jest ciemno. Jaki jest wniosek?
- Taki, że szłaś, patrzyłaś w telefon i na mnie wpadłaś?
- Wniosek jest taki, że na następne gale ubieraj się w jasne kolory albo nie chodź po ciemnych kulisach.
- W telewizji wydajesz się być taka delikatna - dalej stoimy niewytłumaczalnie blisko siebie. On spogląda na mnie z góry, a ja pod jego wzrokiem staję się małą, rozwrzeszczaną dziewczynką - Ale dobrze wiedzieć jaka naprawdę jesteś.
- Ja Ciebie nie znam, więc jakie masz prawo mnie oceniać? - pytam odsuwając się od niego. Koniec tych zbliżeń.
- Tom Hiddleston - podaje mi rękę, ale jej nie ujmuję - Miło mi Cię poznać.
I choć nazwisko niewiele mi mówi, domyślam się, że mężczyzna jest aktorem. Częstuję go długą ciszą, a potem odwracam się na pięcie odchodząc. Po kilku krokach odwracam się do niego, ponieważ nadal nie ruszył z miejsca i z dzikim uśmieszkiem przyczajonym w kąciku ust krzyczę, że mi nie było miło, dodając "do nie ponownego zobaczenia".
- Jeszcze się Pani zdziwi, Pani Victorio Santangel. Czuję, że jeszcze się spotkamy. Jestem niemal pewny, że już nie będziesz przede mną uciekać.
Prycham pod nosem na niedorzeczność jego słów. Koleś gada jak potłuczony. Koniec tych dyskusji. Muszę wracać. Dziewczyny na mnie czekają. 


AMERICA

Widok Niall’a z Kate, jest dla mnie jak do tej pory najbardziej zadziwiającym wątkiem tego spotkania. Nigdy nie przypuszczałabym, że Horan zainteresuje się starszą od siebie kobietą, a jak już, to na pewno nie starszą o dwadzieścia lat! Jestem zdumiona tym faktem i po części nie wiem co mam sądzić odnośnie tego zdarzenia.
Wiem jednak, że Vicky kompletnie to nie pasuje. I wcale się temu nie dziwię. Ich relacja co prawda zawsze była dość skomplikowana i często robili sobie pod górkę, ale ostatnimi czasy wszystko szło w naprawdę dobrym kierunku. 
Teraz znów cała sytuacja stała się na nowo zagmatwana i zupełnie nie jasna, więc przeczuwam, że czeka nas jeszcze sporo niespodzianek na ten temat.
Tyler dzisiejszego dnia zachwyca mnie swoją osobą doszczętnie. Wygląda naprawdę świetnie w idealnie skrojonym garniturze i czuję się dumna, że mogę kroczyć u jego boku.
Widzę spojrzenia wszystkich zdumionych paparazzi, którzy zapewne umierają z niecierpliwości, żeby wypuścić w świat zdjęcia nowych par show biznesu.
Jedną z tych par będziemy właśnie my.
Na chwilę odchodzi ode mnie i idzie przywitać się z ekipą z obsady nowego filmu. Zostaję więc sama wraz z Care, Paule’m, Zoe oraz Niall’em i jego nową potencjalną partnerką.
-Bolą mnie stopy… - Turner odzywa się, kiedy wciąż stoimy w swojej grupce, wśród wszystkich gwiazd, które przechodzą obok nas, witają się, a następnie zmierzają w swoim kierunku. 
Kelnerzy biorą od nas puste kieliszki po szampanie, zastępując je nowymi. 
Myślę, że to moja ostatnia porcja alkoholu na ten wieczór, zwłaszcza, że mało spałam, lot był bardzo męczący, a zmiana czasu konkretnie daje o sobie znać.
-Może powinnaś zacząć chodzić w płaskim obuwiu? - sugeruje Paul. - Lekarz zalecił ci jak najmniej szpilek.
-Jaki lekarz? O co chodzi? - pytam zdezorientowana.
-To nic… - uspokaja mnie Care. - Ostatnio mam trochę przeciążony kręgosłup, to wszystko.
-Przeciążenie kręgosłupa może powodować dalsze, tragiczne skutki - mówi do niej Paul. - Proszę cię, zacznij o siebie dbać.
-Dobrze, to już ostatni raz, obiecuję… - blondynka wzdycha i obdarowuje swojego mężczyznę pocałunkiem. Cudownie ich tak widzieć razem. Zawsze byli moją ulubioną parą. Troszczą się o siebie każdego dnia, kłócą o głupoty, a za chwilę godzą, jakby nie widzieli poza sobą świata. Oni przekonują mnie w fakcie, że prawdziwa miłość istnieje i czeka gdzieś na każdego z nas. 
-Czemu cię tak długo nie było? - słyszę głos Zoe, kiedy wraca do nas Vicky. Staje obok mnie i kręci zażenowana głową.
-Małe problemy techniczne, ktoś na mnie wpadł za kulisami.
-Płeć? - odzywa się Caroline.
-Mężczyzna.
-Przystojny? - blondynka rusza brwiami w górę i w dół, na co zielonooka chichocze.
-Było ciemno, nie widziałam … - odpowiada, i niewidocznie zerka na Nialla’, kiedy on również posyła jej spojrzenie. Teraz chyba będą się bawić w kotka i myszkę. Zastanawia mnie tylko, kto w tej bajce przybierze postać Tom’a, a kto Jerry’ego. - Ale z tego co wiem, był to Tom Hiddleston. - dopowiada znów Vick. Drąży temat, jakby chciała wzbudzić w Niall’u zazdrość i wcale się jej nie dziwię. Zapewne postąpiłabym dokładnie tak samo, zważywszy, że sama dopuszczałam się różnorakich czynów, aby kiedyś to Harry był zazdrosny o mnie.
-Uuu, ciacho - komentuję Care, kiedy Paul zerka na nią wymownym wzorkiem. - No co? - odpowiada głupio. - Mam wiele celebrity crushów, jestem pełna miłości - wzrusza ramionami. - Ale ciebie darzę nią najbardziej. - uśmiecha się potulnie, na co Paul automatycznie łagodnieje. Śmiejemy się wszyscy pod nosem, kiedy słyszę nagle wołanie Niall’a, a słowo, które wypowiada sprawia, że moje serce zaczyna bić szybciej, a krew pulsująca w żyłach staje się nagle bardzo odczuwalna.
HARRY…
-Co ty tu robisz? - udaje mi się wypowiedzieć w niemałym szoku. Niezbyt dobre pytanie jak na przywitanie, ale kompletnie nie wiem skąd się tu wziął. W końcu widok Niall’a na gali filmowej również mnie zdziwił, choć nie wiem dlaczego. W końcu my też nie należymy do branży aktorskiej, a jednak tu jesteśmy. Wszyscy razem. W starym dobrym gronie, co niekoniecznie jest szalenie komfortowe. 
-Reżyser mojego nowego filmu zasugerował, żebym przyjechał, trochę się pokręcił i poznał ludzi ze świata kina. Miło was widzieć, tak w ogóle. - patrzy tylko na mnie, a ja tylko na niego. Znów stoimy jak zahipnotyzowani, jakby nikogo wokół nas nie było. Czy to się aby kiedyś skończy?
-Nasz Harry zostanie aktorem! - Niall klepie go po ramieniu, pokazując oznaki zadowolenia. Caroline, Paul i Zoe robią dobrą minę do złej gry i starają się cały czas uśmiechać, również gratulując Styles’owi. Vicky ma na buzi jedną wielką zagadkę i zerka co chwilę w moją stronę. Ja natomiast stoję, niezdolna do pokazania jakichkolwiek emocji oprócz zaskoczenia i zdenerwowania. Mam wrażenie, że moje serce wyskoczyło z piersi, i każdy swobodnie może zobaczyć, jak szybko się porusza na moim dekolcie. 
-Kiedy premiera filmu? - dopytuje Zoe.
-Myślę, że jakoś na przełomie kwietnia lub maja. Jutro wyjeżdżam znowu do Francji i do końca tego roku mamy nakręcić wszystkie sceny.
-To wspaniale - odzywa się Caroline. - Bardzo się cieszymy z twojego sukcesu, Harry.
-Dziękuje - uśmiecha się do niej, a po chwili znów zerka w moją stronę. 
Mam wrażenie, że świat stanął w miejscu, ale nagły dotyk dłoni na moich plecach i wzrok Harry’ego przenoszący się z moich oczu, na sylwetkę kogoś po lewej, wybudzają mnie z transu.
-Coś mnie ominęło? - Tyler kurczowo przytula mnie do swojego boku, tak, że przez chwilę tracę równowagę. Czuję, że nastąpi zaraz starcie tytanów i przez samą tę myśl, narasta we mnie panika. 
-Tylko rozmowa z naszym  dobrym przyjacielem… - odpowiada Caroline, udając grzeczną, ale mam wrażenie, że choć na początku była zachwycona postacią Tyler’a, to jednak dalej egzystuje w team’ie Harry’ego. 
-Nie przedstawiłem się. Nazywam się Tyler Hoechlin - brunet podaje szatynowi rękę. - A ty jesteś? - pyta, i nie wiem czy jest to czysto uprzejme zagranie, czy jednak kryje się za tym szczypta złośliwości. Nie wierzę, że ktoś na świecie może nie wiedzieć kim jest były członek najpopularniejszego zespołu na świecie.
-Harry Styles. - zielonooki podaje dłoń mojemu partnerowi, choć nie wykazuje przy tym ani krzty zadowolenia, ale jest przy tym bardzo taktowny i kurtuazyjny, co zapewne wywodzi się z jego dobrego wychowania. 
-Chętnie poznaje znajomych Americy. Jak długo się znacie? - Tyler zaczyna temat, i już teraz wiem, że stąpa po bardzo kruchym lodzie.
-Jakieś… - staram się pierwsza odpowiedzieć, ale Harry wyprzedza mnie z prędkością świata.
-Cztery lata. 
-W takim razie chętnie posłucham o waszej relacji. Może wybierzesz się z nami na kolację? - kolejne pytanie ze strony Tyler’a, a wszystkie pary oczu, wraz z moimi na czele, świdrują go zdezorientowanym i lekko przerażonym wzrokiem. Co się do cholery właśnie dzieję?
-Kusząca propozycja, ale niestety w najbliższym czasie nie będę zbyt…mobilny - odpowiada szatyn, za co serdecznie mu dziękuje. Jestem pewna, że nie przeżyłabym tego spotkania cało, o ile w ogóle bym się na nie wybrała.  
-Szkoda. Może innym razem - brunet częstuje zielonookiego uśmiechem, ale nie dostaje w zamian tego samego.
-Może. 
A mnie pozostaje tylko mieć nadzieję, że to „może” tak naprawdę nigdy się nie wydarzy.

***

środa, 9 sierpnia 2017

33.You loved me back to life, from the coma, we're lovers again tonight
.

AMERICA


Po wczorajszym niekończącym się spacerze, na którym odbyłam największą liczbę kilometrów w całym moim niekoniecznie bardzo długim życiu oraz cudownej kolacji, czuję się jednocześnie zmęczona ale w stu procentach spełniona.
Dziś odbywa się impreza, którą organizuje Dylan, ale stwierdziłam, że wcześniej pójdę do domu Tyler’a, żebyśmy mogli coś zjeść i spędzić miło czas.
Jestem pewna, że reszta dziewczyn do końca wieczora spożytkuje ten czas na mieście. A już na pewno Zoe i Caroline, które przez długi okres czasu nie miały okazji poszaleć na ulicach Los Angeles.
Tyler zdecydowanie przypadł do gustu całemu mojemu zespołowi. Nie jestem tym faktem zdziwiona, bo jest wręcz idealny. I choć może nie jest typem, na którego ja zwróciłabym wcześniej uwagę, to jednak po całym tygodniu pobytu w Los Angeles okazało się, że mamy ze sobą więcej wspólnego niż myślałam na początku, a różnica wieku, nad którą tak intensywnie dumałam, stała się o dziwo zupełnie nieodczuwalna. 
Ubieram krótką jeansową sukienkę oraz długie czarne kozaki, by czuć się w miarę wygodnie, nie bardzo oficjalnie ale i seksownie. Dobieram srebrną biżuterię, czarną kopertówkę i czochram luźno włosy. 
Dzisiejsza wizyta u fryzjera zdecydowanie się opłaciła, bo jestem zachwycona moimi rozjaśnionymi o dwa tony włosami. W zasadzie można powiedzieć, że jestem ciemną blondynką, a ja zawsze chciałam być blondynką, ale Margaret często przypominała mi, iż nie mogę się zdać na ten krok, bo w zespole mamy już dwie dziewczyny o tym kolorze włosów, a trzy to zdecydowanie zbyt dużo. Na szczęście dołączyła do nas Zoe i jej kruczoczarne włosy, więc Margaret nie ma nic do gadania.
-Powiedz mi moja przyjaciółko… - Vick wpada do mojego pokoju cichutko jak myszka. - Stracisz dziś cnotę? - prycham na jej słowa, bo widzę, że od paru dni świetnie dopisuje jej humoru.
-Straciłam cnotę pół roku temu PRZYJACIÓŁKO.
-W takim razie skonstruuje to pytanie inaczej. Czy dziś oddasz się po raz kolejny? 
-Gdybym przewidywała przyszłość, to uwierz, że byłabyś pierwszą moją klientką. A tak w ogóle to co ci tak zabawnie? 
-Mnie? Zabawnie? Przecież ja na ogół jestem sympatyczna i zabawna - patrzy na mnie z brakiem zrozumienia.
-Nie? - odpowiadam. - Zazwyczaj masz minę bezlitosnej sucz, więc się trochę dziwię.
-Nie przesadzaj moja droga - kładzie się na moim łóżku jak wyga, w trakcie gdy ja poprawiam makijaż. - Po prostu cieszę się, że dziewczyny są teraz z nami i znowu jesteśmy jedną wielką rodziną.
-To prawda. Ciekawe jak przebiegnie impreza?
-Sądzę, że Dylan może nam dorównać jeśli chodzi o organizację. Wydaje się dość ogarnięty w tych sprawach.
-Wypada nam zaszaleć zanim wrócimy do Londynu i znowu będziemy musiały się zająć obowiązkami. 
-Masz rację. Idę już sobie, a ty obiecaj mi, że się dziś bzykniesz i szybko do nas dotrzesz. - grozi mi palcem. - Chociaż nie, nawet nie musisz pojawiać się na tej imprezie, ale proszę! Prześpij się z nim!
-Ty byś chciała, żebym się tylko bzykała - patrzę na nią spod byka.
-No właśnie! Bo prawie w ogóle tego nie robisz! Chcę dla ciebie dobrze, uwierz. Seks zmniejsza poziom stresu, obniża ciśnienie krwi i zmniejsza ryzyko zachorowania na raka prostaty! 
-Po pierwsze, gdzieś się tego naczytała? A po drugie, nie będę mieć raka prostaty bo nie posiadam fiuta!
-W takim razie ucieszysz się z faktu, iż w czasie stosunku wzmacniane są mięśnie dna miednicy co pozwala uniknąć wielu nieprzyjemnych konsekwencji w przyszłości… - opowiada jak przekupa na targu. Jeszcze nie wyszłam, a już jestem zmęczona i zdecydowanie zbyt mocno wyuczona jeśli chodzi o sprawy seksualne. Teraz będę myśleć tylko o tym!
-Dobra, pa pa pa - wypycham ją za drzwi i zamykam je przed jej nosem. 
Boże, daj żyć.


Wsiadam do wypożyczonego czarnego lexusa i aż zastanawiam się co najpierw powinnam zrobić. Naprawdę dawno nie jeździłam samochodem bo zazwyczaj mamy od tego swoich własnych kierowców. Mam nadzieję, że to jak z jazdą na rowerze i tego typu umiejętności nie zanikają zbyt szybko.
Na szczęście po dziesięciu minutach trasy czuję się jak świętej pamięci Brian O’Conner w szybkich i wściekłych. Powinnam być na miejscu za parę chwil.
Wstępuje jeszcze po drodze do małego sklepiku, by kupić coś do jedzenia, mając przy okazji nadzieję, że pozostanę w miarę niezauważona.
Przez ostatnie dni w Kalifornii zdążyłam spostrzec, że paparazzi jest tu jak mrówek. Zupełnie inaczej niż w Londynie, gdzie o dziwo zdarza się, iż możemy wyjść po bułki, nie zauważając później swojego zdjęcia w internecie z tejże wycieczki. 
Zresztą co ja mówię? My nie wychodzimy same po bułki…
W każdym razie stoję pod ciemną kamienicą, gdzieś na przedmieściach daleko od centrum i w prawdziwie powiedziawszy gdybym była z zewnątrz, nigdy nie pomyślałabym, że może tu mieszkać jakakolwiek znana osobistość, bo takowe zazwyczaj są kojarzone albo z wypasionymi willami z dobytkiem kilkuset hektarów, ewentualnie eleganckimi apartamentami lub przesłodzonymi domkami z ogródkiem.
Ale na pewno nie z osamotnionymi kamienicami. 
Na szczęście wieczorem nie jest tu tak przerażająco jak mogłoby się wydawać bo pojedyncze latarnie ładnie oświetlają ulice, a bujne palmy ślicznie zdobią chodniki. Wciąż da się tu odczuć klimat Kalifornii. 
Czym prędzej idę na samą górę ze swoim pełnym asortymentem dobrobytu w obu dłoniach i mam jedynie nadzieje, że faktycznie drzwi zostaną otworzone przez osobę, której się spodziewam.
-Hei! - mówię zdecydowanie zbyt głośno i zbyt wesoło. Chyba udzielił mi się nastrój od Vicky. Zdecydowanie. Ale przynajmniej stoi przede mną apetyczny, wysoki i świetnie zbudowany brunet, ubrany tak luźno, że jeszcze go takiego nie widziałam. Ale co się dziwić, skoro znamy się kilka dni.
-Oh witam, chyba się Pani zgubiła…
-Zabawne - mrużę oczy, ale uśmiecham się jak głupi do sera, kiedy on pozostaje całkowicie poważny. Wniosek z tego taki, że on jest świetnym aktorem, a ja nie potrafiłabym zagrać nawet motylka usadawiającego się na gałęzi bzu. 
-Co nie oznacza, że chętnie Pani nie przyjmę… - teraz on się uśmiecha i otwiera szeroko drzwi.
-Świetnie, bo mam ze sobą sześciopak piwa, nachosy i kanapki z kurczakiem. Taki befor przed imprezą.
-Widzę. Dlatego z radością cię ugoszczę.
-Wiedziałam, że cię tym przekonam - chichoczę, całuje go szybko w usta i wchodzę w głąb mieszkania, które w środku nie jest już tak szare i bez wyrazu jak na zewnątrz.
Wszystko mieści się jakby w jednym pomieszczeniu. Salon, sypialnia oraz kuchnia. I szczerze powiedziawszy bardzo mi się to podoba, bo nigdy wcześniej nie widziałam takiego połączenia.
To miejsce jest ogromne i przypuszczam, że ma więcej metrów, niż nie jeden dwupiętrowy dom. Zauważam również schody na górę, więc jestem pewna, że tam również musi się coś kryć, ale chowam swoją ciekawość na bok, ponieważ mam nadzieję, że zdążę jeszcze wszystko zobaczyć. 
-Mam rozumieć, że cała kamienica należy do ciebie? - pytam, otwierając piwo. Szaleć to szaleć.
-Tak. Zabawne co nie?  - usadawia się obok mnie, opatulając silnym ramieniem. Jeszcze nigdy nie miałam przy swoim boku tak wielkiego mężczyzny, przy którym czułabym się tak bezpiecznie. Mogę to powtarzać bez końca, bo jego sylwetka wciąż robi na mnie gigantyczne wrażenie.
-Jestem pewna, że twoje fanki wyobrażają sobie ciebie w apartamencie jak u Christian’a Grey’a.
-Powiedz po prostu, że też sobie tak to wyobrażałaś - patrzy na mnie znacząco, z tą radością w oczach, a ja nie mogę uwierzyć, że przez ten krótki czas zdążyłam się zakotwiczyć w jego życiu tak mocno, że po prostu siedzę przytulona u niego na kanapie, żłopiąc piwo. Wydaję mi się to bardziej naturalne i normalne niż fakt, że przez parę lat kochałam się w Harry’m, a widywałam się z nim na osobności tak rzadko, jak było to tylko możliwe. 
-Tak, też sobie to tak wyobrażałam. - chichoczę, a on całuje mnie w czoło. Jest zdecydowanie typem nieśmiałego romantyka, choć na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że twardy z niego ogier, lecz na szczęście zdążyłam się już nauczyć, że nie ocenia się ludzi po pozorach.
-Po jutra czeka nas festiwal w Cannes… - odzywa się po chwili ciszy, w której byliśmy skupieni na tym, jak Jennifer Lopez pije sok z jakiegoś ohydztwa w programie u James’a Cordon’a. Cieszę się, że nie miałyśmy u niego podobnych wyzwań.
-Tak… - odpowiadam.
-Pomyślałem, że może pojechalibyśmy razem. - patrzę na niego zdezorientowana, bo zupełnie się tego nie spodziewałam.
-Masz na myśli RAZEM?
-Tak, razem. Ja i ty - śmieje się, chyba nie tylko z wyrazu mojej twarzy ale również braku ogarnięcia.
-Chcesz żebyśmy się pokazali przy wszystkich, że jesteśmy… Em… - jąkam się bo w zasadzie sama nie wiem czym jesteśmy. Parą? Po tygodniu spotykania się? Ale czy osoby w naszym wieku potrzebują jakiegokolwiek potwierdzenia, że stały się parą? Kiedyś było łatwiej. Chłopak prosił dziewczynę o chodzenie, albo w gorszym wypadku - ona prosiła jego i tak to się zaczynało. Potem szybko ze sobą zrywali i temat się kończył.
-Parą? - Tyler wręcz wyłapuje owe słowo z moich myśli. - Mam wrażenie, że jesteśmy nią od momentu kiedy wpadłaś na mnie na korytarzu siedem dni temu.
-Siedem dni… - powtarzam. - Szmat czasu, co? 
-Wydaję się, jakby to było dawno temu. - uśmiecha się. - Po prostu nie jestem facetem, który boi się czegokolwiek pokazywać. A na pewno nie boję się pokazywać ciebie przy swoim boku. Byłbym totalnym kretynem. Cenię swoją prywatność, ale nigdy nie bawiłem się w ukrywanie. - kończy, a moja podświadomość zrywa boki z faktu, że jego poprzednik miał hopla na punkcie ukrywania. 
-Wiesz co… - prostuję się, jakbym była gotowa na wyzwanie. - Masz rację. Nie jesteśmy dziećmi, a już na pewno nie będziemy się z czymkolwiek ukrywać. Też z tym skończyłam. To cholernie męczące - wzdycham.
-Też tak sądzę - całuje mnie w wierzch dłoni.
-Wiesz, nigdy nie spotkałam kogoś takiego jak ty. 
-Co masz na myśli? 
-Kogoś tak stanowczego, kto dokładnie wie czego chce. Mam wrażenie, że przez ostatni tydzień poznałeś mnie tak dobrze, że w niektórych chwilach wiesz co myślę na dany temat. 
-Są pary, które są ze sobą z wyboru, a są też takie, których dobiera los, ponieważ świetnie się uzupełniają. I chyba my należymy do drugiej części.
-Cóż, pewnie nigdy nie byłabym z wyboru z gwiazdą Teen Wolf’a.
-A ja z Americą z The Fame, która nie miała pojęcia, że obserwuje jej profil na instagram’ie… - robi zdegustowaną minę, na co wybucham śmiechem.
-Po prostu dziękuję ci, że dokładnie wiesz jak sobie ze mną radzić, bo mam wrażenie, że czasami nawet ja nie jestem pewna, jak radzić sobie ze samą sobą…

Wypite kolejne dwa piwa, zjedzone wszystkie nachosy i kanapki z kurczakiem później, Tyler postanawia pokazać mi co takiego kryje się na górze. Co prawda nie musiałam jakoś długo na to nalegać, ponieważ sam stwierdził, że najlepsze zostawił na koniec.
Idąc po metalowych schodach myślę tylko o tym, żeby nie ukazał mi się widok pokoju zabaw jaki posiadał pan Grey. I stwierdzam, że zdecydowanie zbyt dużo myślę o tym filmie, i nawet nie mam pojęcia dlaczego.
Na szczęście moje urojenia okazują się totalną pomyłką, a góra jest raczej zarezerwowana na zabawę, aczkolwiek niekoniecznie seksualną. Bo przecież ogromne łóżko pod ścianą o niczym nie świadczy, prawda? 
Mam tu na myśli raczej wielki ekran oraz rząd foteli, zupełnie jak w mini sali kinowej, po boku tarczę do gry w lotki, a na środku stół bilardowy. Po prawej stronie widać również drzwi do osobnego pomieszczenia, którym zapewne jest kolejna łazienka.
-Masz stół do bilarda! Czadowo! - mówię podekscytowana.
-Umiesz grać? - pyta zaintrygowany.
-Cóż… Niekoniecznie. Ale możemy zagrać - odpowiadam i kłamię go jak z nut, ponieważ grałam w bilarda z moim tatą odkąd pamiętam i moje umiejętności są na całkiem dobrym poziomie. Jestem pewna, że tym małym kłamstwem zafunduję nam obu więcej emocji.
-Okej - podaje mi kij. - Znasz zasady?
-Coś tam kapuję.
-Dobrze, w takim razie rozbiję bile i zależnie od tego, czy pierwsza wpadnie połówka czy cała, jest wtedy moja.
-Łapię - odpowiadam krótko i patrzę jak napręża swoje ramiona i schyla się do ruchu. Niewiarygodnie seksowny z niego facet. Jak tak dalej pójdzie, będę musiała ściągnąć jakąś część garderoby, zważywszy, że robi się coraz bardziej gorąco.
Bile rozprzestrzeniają się po całym stole i wpadają dwie całe, co oznacza, że jestem dwie bile w dupę. Tyler szykuje się do kolejnego ruchu, więc staram się go zagadać, abym za kilka sekund nie była kolejną bilę w dupę.
-Wiesz, myślałam już nad sukienką, w której pojawię się na festiwalu. Wydaję mi się, że czerwień będzie odpowiednia. Długa, cekinowa, bez ramiączek, dość obcisła. - staję na przeciwko niego na drugim końcu stołu i zarzucam włosami jak lalka barbie. Albo pomyśli, że jestem seksowna, albo niedorozwinięta, aczkolwiek warto zaryzykować.
-W takim razie wszystkim facetom skurczą się jaja z zazdrości… - odpowiada, na co prycham. Odpinam jeden guzik więcej ukazując minimalnie koronkę od stanika. Jedno piwo to lepszy humor, dwa piwa, to jeszcze lepszy humor, natomiast trzy piwa oznaczają zajebiście wielką odwagę. Taki już ten alkoholowy schemat.
I w momencie, kiedy brunet ma wykonać ruch, spoziera jeszcze szybko na mnie, przez co tak jak miałam na celu, nie trafia bilą w łuzę. 
Czas na mnie, więc szybko wyhaczam optymalnie łatwe zagranie i schylam się do ciosu. Przy pierwszym zamachu celowo nie trafiam w bile, mając nadzieję, że zachęcę mojego partnera do małej pomocy. Nie wiem od kiedy zaczęłam być taką kokietką, ale w prawdzie zaczyna mi się to podobać.
-Pomogę ci serduszko… - podchodzi do mnie od tyłu i podczas schylania, czuję jego kroczę na swoim tyłku. Dawno nie byłam tak podchmielona namiętnością, słowo daję. Muszę się trochę ogarnąć, żeby nie wyjść na małoletnią desperatkę. 
-Kierujesz kij na samym środku przed bilą i ustawiasz go pod kątem łuzy, w którą chcesz trafić - jego zagadki są faktycznie bardzo trafne, choć wszystko to już wiem. Ale zdecydowanie warto tego posłuchać, zważywszy, że dotyk jego dłoni na moich dłoniach całkowicie mnie relaksuje. - A teraz uderzasz… - jak mówi tak robię i oczywiście bez żadnego zaskoczenia bila idealnie trafia do łuzy. Pomijam fakt, że wcześniej zdążyłam się parę razy otrzeć o jego przyrodzenie. I to celowo.
-Wiem co robisz… - śmieje się.
-Co takiego?
-Pobudzasz mnie. I to tak konkretnie. 
-Hm, ja tylko staram się dobrze wypaść… - mówię niewinnie.
-Udaje ci się. Szybko się uczysz… - patrzy na mnie spod przymrużonych oczu, ale nie jestem jeszcze do końca pewna, czy już mnie rozszyfrował. 
Zdobywam tą pewność dopiero wtedy, gdy po chwili strzelam obie moje bile do łuz za jednym razem. Kompletnie nie potrafię czynić pozorów. 
-Dałem się nabrać… - rozkłada ręce w niemocy, uśmiechając się pod nosem. Ale jest kurewsko piękny. 
-Grałam w bilarda z moim tatą od najmłodszych lat. Zdążyłam się trochę wprawić. Ale miło było być twoją uczennicą. - podchodzę do niego blisko, krzyżując ręce za jego szyją.
-W takim wypadku sprawiedliwy będzie zakład.
-Okej… - zgadzam się.
-Jeśli ja wygram, przelecę się na moim zwycięskim stole… - odzywa się, a moja macica ściska się niebezpiecznie na owe słowa.
-Myślałam, że taki romantyk jak ty używa raczej określenia „będę się z tobą kochał” - mówię, na co on uśmiecha się figlarnie.
-Tutaj cię przelecę, a kochał się będę z tobą trochę później na tamtym łóżku… - kieruje swój wzrok pod ścianę, gdzie faktycznie widnieje ogromnych rozmiarów łóżko, na którym przypuszczam zmieściłoby się co najmniej osiem osób.  
-Dobrze, a jeśli ja wygram… - odzywam się, choć w takim stanie nie potrafię wymyślić żadnej, godnej nagrody. Jestem jeszcze zbyt mocno zamroczona myślą, że niebawem ten piękny facet może uprawiać ze mną seks. Tutaj, na tym stole, a później w łóżku. I teraz sama nie wiem czy mam wygrać czy przegrać. - Jeszcze to rozważę… 


Po niecałych dwudziestu minutach sprawa się rozwiązuje i sama nie wiem jakim cudem, wygrywam tę walkę. 
Moja podświadomość powtarzała mi, żebym nie była idiotką i poddała się od razu, jak tylko zaczęliśmy, ale gdzieś tam w zakątkach drugiej półkuli mózgu, która jest chyba odpowiedzialna za chęć rywalizacji, wredny głosik podpowiadał mi, że muszę dać z siebie wszystko. Więc dałam. I chyba się popłaczę.
-Niekoniecznie na to liczyłem… - Tyler wzdycha, odkłada kij i podchodzi do mnie niebezpiecznie blisko.
-Wątpiłeś w moje umiejętności? - pytam, chwytając w palce brzegi jego koszulki.
-Wątpiłem w twoją chęć walki… - chwyta moje policzki i całuje powoli moje usta. Od tego wszystkiego aż kręci mi się w głowie, więc powoli się wycofuję.
-Ja wygrałam, więc ja decyduję o nagrodzie.
-Dobrze więc. Co zdecydowałaś? - cofa się na chwilę, wpatrując się we mnie intensywnie.
-Sądzę, że nie zdołam wymyślić czegoś równie intensywnego na resztę wieczoru, więc… - wzdycham cicho. - Pozostanę przy twoim pomyślę.
-Właśnie dlatego jesteśmy parą… - uśmiecha się tajemniczo, znów zbliżając się do mnie twarzą. - Powiedz koleżanką, że nie dotrzemy na imprezę…- mówi do mojego ucha, a zaraz podnosi mnie tak, że siedzę na stole. To najbardziej ekstremalnie seksualna rzecz w całym moim życiu. Ale nie wiedzieć czemu, w trakcie gdy jego usta naciskają na moje, docierają do mnie myśli, które na pewno nie powinny docierać. A już na pewno nie w tym momencie. Myśli, które nigdy nie dają mi spokoju, jeśli chodzi o moje seksualne doznania. 
No bo do cholery, mam dwadzieścia dwa lata, a dziewictwo straciłam w maju tego roku! Mamy listopad do licha! Nie wspominam już, że seks uprawiałam tyle razy, że na lajcie można byłoby to policzyć na palcach u dwóch rąk. A myśl, że to jednak na dwóch rękach, a nie jednej, nie jest ani trochę pocieszająca. 
Facet, który chce mnie w tej chwili, ma dwadzieścia dziewięć lat, za sobą bagaż doświadczeń i pewnie masę kobiet w tym cholernie wielkim, przyjemnie wyglądającym łóżku. I co? Tak naglę mam się zamienić w doświadczoną tygrysicę, która nie wzdryga się na słowa „zrobienie laski”?
-Tyler… - udaję mi się wypowiedzieć z natłoku pocałunków.
-Tak? - patrzy na mnie niepewnie z kilku milimetrów.
-Chodzi o to, że… Em… Nie wiem jak to powiedzieć. - głupia, głupia, głupia.
-Jeszcze tego nie robiłaś? - pyta lekko zszokowany, ale nie widzę w tym jakiegokolwiek strachu, niepewności czy broń boże, żenady.
-Nie, nie. Robiłam. Tylko chodzi o to, że cóż, zazwyczaj spotykałeś się ze starszymi kobietami, które pewnie doskonale wiedziały co robić, a ja po prostu… - wzdycham. - Nie chcę cię rozczarować. - dopowiadam szeptem, ale lepsza szczerość niż nieszczerość. Pha.
-Kochanie, jeśli chodzi o mnie, za nic w świecie nie pomyślałbym o tobie w ten sposób. Kiedy jestem z tobą, nie myślę o tym co było, tylko o tym co jest. I tego co się dzieję między nami, nie porównuje do sytuacji, które działy się kiedyś, gdy byłem z kimś innym. - dotyka mojego policzka, a to co mówi, jest tak niesamowicie piękne, że przez chwilę zastanawiam się, czy faktycznie prawdziwe. - Seksu nie da się porównać. Przynajmniej dla facetów. Każdy jest inny, dlatego przez to jest wyjątkowy. A gdy w grę jeszcze wchodzi inna kobieta i inne uczucia, to staje się zupełnie nowym, obcym doznaniem. Jeśli chcesz, możemy zacząć od kochania się na łóżku… - śmieje się, na co reaguję tak samo. - Jeśli chcesz, możemy w ogóle nie zaczynać. Mam świadomość, że to wszystko może się dziać zbyt szybko i bez względu na wszystko, uszanuję twoje zdanie.
-Jeśli chodzi o mnie, marzę o tym od kiedy zostaliśmy parą, czyli wtedy, gdy na ciebie wpadłam… - znów chichoczę, a gdy widzę jego pokrzepiający uśmiech, jestem już pewna, czego tak naprawdę chcę. - Po prostu chciałam cię ostrzec, że żadna ze mnie Sasha Grey… - cholera, i znowu to głupie nazwisko. 
-Czy ja wyglądam na kogoś kto poszukuje gwiazdy porno? - śmieje się, a ja mam ochotę walnąć się w policzek. Oczywiście, że na takiego nie wygląda wariatko!
-Myślę… - zastanawiam się chwilę. - Że poszukujesz Americy Carter.
-Bardzo dobra odpowiedź… - patrzy na mnie chwilę, że aż się niecierpliwie. Nienasycona małolata powróciła ludzie!
-To… Przelecisz mnie w końcu na tym stole? 
-Z rozkoszą… - odpowiada, i teraz nie mówimy już nic. W pokoju słychać tylko urywki piosenki Coldplay, które unoszą się z telewizora na dole oraz nasze nierównomierne oddechy, pocałunki, dotyki…
Moja sukienka zostaje nagle rozpięta, ukazując moją sylwetkę w samej bieliźnie. Ja ściągam mu koszulkę i zapiera mi dech na widok idealnie umięśnionej klatki piersiowej. Jestem wdzięczna, że moje ciało prezentuje się tak, a nie inaczej, bo ciału, które z impetem dotyka mojego ciała, należy się coś równie smakowitego. 
Jeansowy materiał sukienki leży gdzieś obok jego koszulki, a już za chwilę jestem pozbawiona majtek. Zostaję w staniku, co zdecydowanie mi się podoba. Jestem pewna, że pozbędzie się go w drugiej rundzie. Jego dominowanie nie trwa jednak długo, bo w ekspresowym tempie rozpinam mu spodnie. Dotykam jego wyrzeźbionych pleców, a jego dłonie są na całym moim ciele i tak trwa między nami zaciekła walka o dominacje i o to kto ma grać pierwsze skrzypce, a to wszystko podczas namiętnego, nieprzerywalnego pocałunku. 
Oplatam go nogami w pasie, przytrzymując blisko siebie w jedyny możliwy sposób. Jego zielone oczy płoną. Nagle przesuwa dłoń, tak że obejmuje moją kobiecość, a jeden z palców powoli wsuwa do środka. Drugim ramieniem obejmuje moją talię i trzyma unieruchomioną. Zduszam jęk, kiedy on nagle wykonuje kilka czynności naraz. Cofa dłoń, zniża bokserki i przybliża swojego członka do punktu kulminacyjnego mojego ciała. I nagle we mnie wchodzi. Zaczyna się poruszać. Konkretnie poruszać. Teraz faktycznie się nie kocha. To kompletne przelecenie. A ja się tym rozkoszuję. Wydaję jęk, a to wszystko wydaje mi się surowe i cielesne, tak że totalnie zatracam się w tym doznaniu.
On także jęczy, gdy mnie wypełnia, a ja jedynie otwieram usta zaskoczona tym słodkim i przejmującym dźwiękiem. Tym uczuciem. 
Bo choć to jeszcze nie kochanie, czuję się jakbym leciała. Wprost do jego serca.
Ale czy rzeczywiście tak już pozostaje?
Czy jego serce nie myli mi się z sercem kogoś innego?

VICTORIA


Dom Dylana jest ogromny i przestrzenny. Wszystko urządzone jest raczej w nowoczesnym, surowym stylu, chociaż moje dokładne oko dekoratora zauważa też kilka eleganckich elementów. Na przykład rząd drogocennych obrazów na północnej ścianie salonu bądź kanapy obite starą, zniszczoną skórą w kolorze brązowym. Ma ona swoją historię i dotykając opuszkiem palca małego przetarcia przy oparciu zastanawiam się skąd się wziął. 
Jeśli chodzi o nasze stroje to wybrałyśmy raczej luźne outfity. 
Zoe ma na sobie białą, dopasowaną w talii letnią sukienkę. Jednak Woods nie byłaby sobą gdyby nie dobrała do tego dość topornych sandałów na słupku (bardzo wysokim z resztą), czerwonej torebki i stylowego zegarka od Gucci. 
Caroline na dzisiejszy wieczór wybrała kolorystykę oliwkowo-różową, a jej oryginalna spódniczka robi niezły szał i całą robotę. Dopełnieniem jej stroju są kolczyki, które mienią się w świetle lamp na tysiące kolorów. Ogólnie- jestem zakochana. 
Za to ja ubrałam koronkowo-wzorzastą sukienkę od Zimmermana, dobrałam do tego różową torebkę, złote kolczyki i białe buty które są tak wygodne, że mogłabym w nich przechadzać się przynajmniej do piątej nad ranem.
Na ten moment jest nas niewielu, ale jak obiecywał Dylan ma być to dość kameralna impreza tylko dla najbliższych znajomych.
 - Tylko wiecie, dziewczyny – dodaje, po czym podaje nam po szklance whiskey, w której pływają przeźroczyste kostki lodu – Nie wiem ile znajomych przyprowadzą moi znajomi.
Dylan to cudowny człowiek. Jest zabawny, kochany i gdybym mogła tuliłabym go godzinami. Ale od pożegnalnej imprezy One Direction stał się dla mnie tylko kolegą. Tak jakby imprezy z ekipą serialu po prostu nie było. Jakbyśmy zachowywali się tam tylko jak kumple. A jestem pewna, że tak nie było. 
Bo coś poczułam, tak jakby głęboko we mnie otwarły się nowe drzwi, które chciałyby wpuścić kogoś nowego do mojego życia. Ale potem sama zamknęłam je na dziesięć spustów. Z ogromną pomocą Niall'a, który po raz milionowy oddala się ode mnie jak samotna wyspa odrywająca się od swojego kontynentu. 
Biorę duży łyk alkoholu, który zbyt mocno pali moje gardło, ale pozwalam mu spokojne spłynąć do żołądka. Zoe towarzyszy mi, więc co chwilę mamy okazję przedstawiać się nowym ludziom. 
Amerykanie są zupełnie inni. Wyluzowani, tak bardzo rzeczywiści. Są tu i teraz. Żyją tym momentem. A my? Już myślimy o nowych projektach, o problemach sercowych albo co robią nasze drugie połówki. Nie mamy chwili od dręczących nas myśli.
 - Gdzie jest Patricia? – ciemnowłosa rozgląda się po pomieszczeniu w poszukiwaniu blond kulki. Nie widziałam jej od spaceru i wizyty w barze. Miała tu być godzinę temu. Nie wiem czemu ciągle dziwią mnie jej spóźnienia.
 - Znając Patty zaraz zrobi wielkie wejście.
 - Znając Patty to wleci tu z przyczepionymi różowymi skrzydełkami, spomiędzy których będzie jej wypływały zwałki tłuszczyku a potem zaleje nas przeróżnymi aktualnościami z jej życia łóżkowego - do naszej dwójki dołącza się Caroline - Przepraszam, że was podsłuchiwałam, ale jak zwykle mój szanowny mężczyzna życia znalazł inne towarzystwo. Oczywiście męskie - ruchem głowy wskazuje na Paul’a, który jest kompletnie zaangażowany w rozmowę z jakimś kolesiem z okularami na nosie. 
 - Chcecie jeszcze coś do pi… - Zoe zwraca się do nas, jednak nie jest jej dane dokończenie zdania. Głos Fatty Patty wypełnia całe pomieszczenie z takim impetem, że nawet głośna muzyka lecąca w tle staje się kompletnie niezauważalna. I choć chcemy, żeby to był żart, Patricia ma na sobie białą, obcisłą sukienkę, a jej platynowe blond włosy zdobi biały toczek ozdobiony cekinami, brylanciki i inne błyszczące elementy. Spoglądamy na siebie ni to pytająco, ni z żenadą. Jestem pewna, że moje przyjaciółki są tak samo stoją wryte w ziemię jak ja. Szkoda, że Amcię omija takie widowisko. Oprócz tego wszystkie pary oczu zebranych tutaj gości automatycznie zwracają się ku parze. Założę się, że do końca wieczoru będą oni główną atrakcją. 
 - Witam wszystkich moich poddanych. Tych wywodzących się z niższej strefy - tu spogląda na gości Dylana - Oraz na moje trzy królowe lodu, dziewczynki dudulinki  - rozkłada ręce w geście powitania, uśmiechając się tak szeroko, że mam wrażenie, iż zaraz zabraknie jej skóry na twarzy.
- Nie jestem tu tylko po to, żeby sprawić, że wszystkim staną Dżony w majtkach. Jestem tu po to, żeby powiedzieć, a raczej wykrzyczeć, jak samica mamuta w czasie pełni… 
 - Kochanie… Do rzeczy - Ernest przeprasza nas wzrokiem, a potem popycha w naszą stronę. Jestem pewna, że zrobił to tylko i wyłącznie dlatego, żebyśmy właśnie to my usłyszały to co nam chce przekazać Fatty. A nie koniecznie cały kosmos. 
 - Oj, Erni, mój ptaszeczku goloneczku - obraca się do niego energicznie, po czym łapie go za policzki szczypiąc je delikatnie. My z nią wytrzymujemy, bo jest z nami tylko na naukach śpiewu oraz na imprezach organizowanych co jakiś czas. Ja się zastanawiam, jak ten człowiek wytrzymuje z nią na co dzień? Czy jego cierpliwość ma w ogóle jakieś granice? Ernest to człowiek anioł. Zdecydowanie i niezaprzeczanie.
 - Erni nudzi, ale ja… muszę obwieścić wieść moim kurkom recepturkom. Niniejszym ogłaszam, że ja Patricia Maria Płertorika Florentyna Meksiko Gładelupa… wychodzę za tego wariata!!!!!

Po wypiciu kieliszka szampana i półgodzinnym podziwianiu przepięknego diamentu lśniącego na palcu Patricii, w końcu możemy ochłonąć. Już w kwietniu bawimy się na weselu! Sama nie wiem czy cieszę się jak dziecko, bo przecież to mega ważny dzień (a Patricia jest dla nas mimo wszystko ważna) czy lekka zazdrość, że mimo jej dość wyjątkowego charakteru znalazła świetnego faceta, który ją kocha. Moje uczucia mieszają się z wszelakim alkoholem i już sama nie wiem co mam myśleć. 
 - Czy oni tak na serio? - Ian spogląda na nas wszystkie popijając piwo. Carcia śmieje się, kiwając głową, a my jej wszystkie wtórujemy.
 - Możesz mi wierzyć lub nie - blondynka także odwraca się w stronę świeżo upieczonych narzeczonych - Ale ten facet za nią szaleje.
 - Kurde - Tyler Posey włącza się do rozmowy po chwili spoglądania w telefon i bardzo aktywnym stukaniu opuszkami w wyświetlacz - Wejście miała takie, że brakowało tylko czerwonego dywanu i fanfar. 
 - Nigdy nie wiedziałam skąd ona się urwała - dodaje ze śmiechem - Ale zawsze ją uwielbiałyśmy. Nawet w takich momentach jak ten. Dziwne, że się niczego nie domyśliłyśmy…
 - Właśnie! - głos zabiera Zoe - Jeszcze wczoraj nie miała pierścionka, a twarz Ernesta nie była zbyt dumna kiedy robiła aniołki na śniegu.
 - Dobra, dobra - Paul podchodzi do Caroline od tyłu, po czym kładzie dłonie na jej ramionach. W międzyczasie całuje w czubek głowy, a dziewczyna uśmiecha się szeroko. Moja najlepsza parka! 
- Kochają się, to najważniejsze prawda? Lepiej mi powiedzcie gdzie nasza inna gwiazda.
 - America? - pytam, chociaż to oczywista oczywistość - Jest z Tylerem - kończę, poruszając w górę i w dół brwiami. Już wiem co wszystkim przychodzi na myśl i bardzo się z tego cieszę. Niech ludzie wiedzą, że moja mała Amcia nie jest aż taką grzeczną cnotką. Małe dymanko nigdy nie jest złe, prawda? 
Wieczór płynie dalej w fajnej, przyjacielskiej atmosferze. Każdy pije co chce, co chwilę sięga po jakieś pyszne przekąski. Kilka par zaczęło nawet tańczyć na środku salonu do hitów lat osiemdziesiątych, które okazują się hitami imprezy. Stoję wraz z Dylanem oraz Ian'em oparta o długi, drewniany stół, w ręku ciągle trzymam niedopitego szampana. Już dawno przestał być pysznym, schłodzonym napojem. Teraz jest gorzki i ciepły, więc odstawiam go na stół i przepraszając chłopaków, udaję się do kuchni gdzie uzupełniam szklankę piwem. Przy okazji prowadzę jeszcze krótką rozmowę z koleżanką Dylan’a, która okazuje się również pracować na planie Teen Wolf'a, chociaż z zupełnie innej strony kamery. Kiedy wracam w salonie zauważam tylko te nieznajome twarze. 
 - Hej, kolego - szturcham jakiegoś blondyna stojącego metr ode mnie - Gdzie Dylan i cała reszta? Wiesz gdzie są moje koleżanki?
 - Dzieje się jakaś gruba akcja przy drzwiach. Chyba mamy nowego gościa na imprezie.
Udaje się więc we wskazane miejsce i jak  się okazuje, wszyscy zebrali się pod drzwiami chociaż nie do końca rozumiem po co. 
 - Car, co się dzieje? - przysuwam się by lepiej widzieć, jednak już zdążyłam usłyszeć dość mocno uniesiony kobiecy głos.
 - Co się tu dzieje?! - słyszę, po czym przeciskam się pomiędzy Zoe i Tyler'a. W drzwiach stoi nie wysoka, szczupła blondynka. Ma na sobie zwykłe jeansy, t-shirt w serek i wygodne adidasy. Tuż obok jej nogi stoi duża walizka, a na jej ramieniu zwisa obszerna, brązowa torba. Ze złości ma zaczerwienioną twarz, a z jej oczu ciskają pioruny. Raczej nikt tutaj nie prowadzi koleżeńskich rozmów. 
 - Powiedziałem Ci, Britt, to jest moja posiadłość. Nie NASZA! Kiedy to w końcu zrozumiesz?! - Dylan unosi głos, ale mimo wszystko trzyma złość w ryzach. W przeciwieństwie do kobiety.
 - Kiedy mi to powiedziałeś?! Teraz?! Bo jakoś sobie nie przypominam! - sączy jad z ust, po czym spogląda na nas wszystkich - A wy co? Obrońcy biednego Dylan’a? Jesteście tutaj w jego obronie? Boicie się, że sobie nie poradzi? Bo ja jestem pewna, że nie poradzi sobie beze mnie! Bo jestem jedyną odpowiednią osobą, żeby spędzać z nim czas.
 - Dobra, daj spokój Britt. Wiesz, że miał Cię dość - Tyler dołącza do rozmowy. Blondyna doskakuje do niego, zupełnie jakby była dzikim zwierzęciem. Aż sama wzdrygnęłam się na jej reakcje.
 - A Ty? - jej niebieskie tęczówki przesuwają się na moją osobę - Ty jesteś tą nową, którą posuwa? Was też? Może wszystkie jesteście jego dziewczynkami? Puszczalskie dziwki!
 - Chyba sobie żartujesz! - Caroline robi krok do przodu, ale powstrzymuję ją przed następnym.
 - Nie wiem po czym wnioskujesz to co właśnie powiedziałaś… - dodaję od siebie, ale nie dane mi jest skończyć ponieważ Britt pluje we mnie. Jednak jej ślina nie dociera do mojego ciała. 
 - Dobra, tego jest już za dużo - Dylan wypycha swoją jak mniemam byłą dziewczyną za próg, po czym zamyka drzwi. Zmęczony i zestresowany opiera czoło o gładką fakturę drewna.
 - Kiedy to się skończy? - mówi ledwo słyszalnie, a my patrzymy na siebie doszukując w swoich oczach odpowiedzi. Myślę o Amci i zazdroszczę jej, że może być teraz w przytulnym domu Tyler'a, pewnie wtulona w jego nagi tors. Zdecydowanie wygrała Internet możliwością nie oglądania tej szopki, dramato-komedii, czy jakkolwiek mogłabym nazwać to co się przed chwilką wydarzyło.
Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego. 



***