VICTORIA
Kiedy wchodzę do naszej posiadłości zauważam jeden wielki chaos. Domyślam się, że America jest w trakcie pakowania. Zawsze to tak wygląda. Tryliardy walizek, pięć tysięcy butów i nieopuszczające jej ust pytanie: "Co ja na siebie włożę?"
Wkraczam do środka
i rzucam torebkę na sofę. Rozglądam się uważnie, ale mojej przyjaciółki nie
zauważam. Strzelam, że znajdę ją w garderobie więc się tam udaję.
- Hej - opieram się o framugę drzwi - Co się tu dzieje?
- Wyjeżdżam - przeszukuje stertę ubrań - Do Australii. Poznać
rodzinę Ash'a.
- I z tego powodu zrobiłaś rewolucję styczniową w swojej
garderobie?
Siadam obok niej,
przesuwając stertę jeansów na bok.
- Chcę wypaść cholernie dobrze. Zależy mi na tym. To mama
Ashton'a, najważniejsza kobieta w jego życiu.
- Ami, słuchaj - ujmuję jej dłoń - Jestem pewna, że nie tylko
ona jest dla niego najważniejsza.
Carter uśmiecha
się szeroko.
- Harry był dla mnie ważny i czułam coś do niego. Ale to co zaczynam
czuć do Ashton'a… to jest coś prawdziwego. On jest dla mnie chodzącym ideałem. Vick…
Myślę, że go kocham.
Przyglądam się
mojej przyjaciółce. Rozkwita. Jest radosna, pełna życia i wie, że w końcu ma to
na co zasłużyła. Ja też uważam, że choć czekała na to długo w końcu los zesłał
jej odpowiednią osobę. Widocznie musiała przerobić wiele, żeby w końcu dotrzeć
do odpowiedniego punktu. I zdecydowanie jest już na dobrej drodze, jeśli nie na
końcowej mecie.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak się cieszę, że go masz -
przytulam ją ciepło. Jestem szczęśliwa razem z Americą.
- Ja w sumie nadal w to nie wierzę. Moi rodzice go pokochali, wy
się z nim świetnie dogadujecie. Chyba nie mogło być lepiej?
- Zawsze może być lepiej. Więc najpierw posprzątamy ten
rozgardiasz, a potem wybierzemy coś idealnego na wieczorek zapoznawczy z Twoją
przyszłą teściową.
Od razu zabieramy
się do pracy. Sprzątanie nie zajęło nam dużo czasu, wybieranie odpowiedniej
kreacji również, więc udajemy się do kuchni gdzie Ami stawia przed nami po
kieliszku wina.
- Było o mnie, mów lepiej co u Ciebie. Twoja nowa grzywka to
strzał w dziesiątkę - palcem pokazuje na lekko krzywo ucięte pukle włosów.
- Dzięki - suszę zęby zadowolona - Potrzebowałam tego wyjazdu.
Zaplanowałam sobie wszystko. No i aplikowałam na Juilliard School.
- Czekaj - Ami marszczy czoło - Ale ta szkoła jest w Nowym
Jorku… wyjeżdżasz z Los Angeles?
- Tak. Taki jest plan - biorę łyk wina, które powoli spływa mi
do żołądka - Nawet jeśli się tam nie dostanę i tak mam zamiar przenieść się do
Nowego Jorku. Zawsze czułam, że to moje miejsce na ziemi.
Zadowolona mina
Ami trochę rzednie. Ja też odczuwam smutek, chociaż mieszkałam tu bardzo
krótko. Zdołałam polubić to miejsce.
- Chcę się również wycofać z show biznesu.
- I to wszystko na raz?
- Nie - kiwam przecząco głową - To plan na dłuższy okres czasu.
Najpierw zamknę wszystkie sprawy. Dopiero potem mogę zaczynać nowy rozdział. I
zaczynam od dziś.
Zawsze czułam się
zagubiona. Nie wiedziałam kim tak naprawdę jestem i czego oczekuję od życia.
Zazdrościłam moim koleżankom obranych kierunków zawodowych i życiowych. Jedna
chciała być lekarzem, inna mieć gromadkę dzieci, siedzieć w domu i je
wychowywać.
Ja chciałam
śpiewać. I choć śpiewam, nigdy nie byłam wykwalifikowana. Jeszcze nie zostałam
profesjonalistka.
Mój menager Will
wbiega do restauracji trochę zdyszany. Zawsze byłam przyzwyczajona do
punktualności Margaret, a teraz mam jej przeciwieństwo - trochę
niezorganizowanego spóźnialskiego Will'a.
- Cześć - zajmuje wolne miejsce przy stoliku - Przepraszam za
spóźnienie, ale kiedy siadam przy grafiku i telefonie tracę poczucie czasu.
Czemu chciałaś się ze mną spotkać?
Rozumiem jego
zdziwienie. Widzieliśmy się zaledwie przed moim wyjazdem w Alpy, ale jeszcze
wtedy nie byłam uzbrojona w plan i swój własny grafik. Na moje nowe życie.
- Chcę, żebyś się z tym zapoznał - podaje mu plik kartek.
Wszystkie moje notatki i mapy myślowe. Will przegląda pobieżnie wypełnione
stronnice.
- Jesteś pewna? - pokazuje na kartkę, która dla niektórych
wydawałaby się wyrokiem na samego siebie - Chcesz wycofać się? Zrezygnować z
kariery? Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że już nigdy nie
będziesz anonimowa. Zawsze pozostaniesz Victorią Santangel, piosenkarką z The
Fame. Prasa będzie o Tobie wspominać, portale plotkarskie szukać sensacji.
Spodziewałam się
takich słów. Ale to nie zmieni mojej decyzji. Jestem tego wszystkiego pewna.
- Wiem - wkładam do ust pomidora, po czym powoli go przeżuwam.
Will spogląda to na mnie, to na zapiski. Jego oczy są rozczarowane.
- Czyli nie będę Ci już potrzebny? - mówi smutno - Ten plan
naprawczy wlicza mnie tylko do października. A co dalej?
- Chcę z Tobą współpracować. Ale jeśli moje życie będzie zależne
tylko ode mnie, nie będę potrzebować już prawej ręki cały czas. Skoro jeszcze
mogę coś zdziałać, postaram się o to żebyś nie pozostał na lodzie. Skontaktuje
się z Margaret i myślę, że dostaniesz nową osobę której karierę będziesz
prowadził.
- Oby była tak fajna jak Ty - oddaje mi kartki, po czym uśmiecha
się szeroko - Prześlij mi kopie. Zobaczymy co da się z tym zrobić. A teraz
jedzmy. Ta jagnięcina pachnie nieziemsko, a ja od rana nic nie jadłem. Bon appétit.
Następnego dnia
budzę się bardzo wypoczęta. Leżąc jeszcze w łóżku, przeglądam wiadomości które
podesłał mi Will. Podszedł bardzo poważnie do tematu. Zajął się już kwestią
kontraktów, załatwił mi spotkanie z asystentem rekrutora Juilliard School i
podesłał kilka mieszkań którymi mogę być zainteresowana. Właśnie tym rozpoczął
machinę z wielkim, kolorowym szyldem "NOWE ŻYCIE VICTORII SANTANGEL".
Wstaję i od razu
postanawiam, że dzisiejszy dzień rozpocznę od porządnego biegu. Kiedy schodzę
na dół by zaproponować Americe przebieżkę po kolorowych ulicach LA, moim oczom
ukazuje się nie sama America, co Ed z kubkiem parującego napoju w dłoni.
Zakładam, że to kawa. Mocna, czarna z jedną łyżeczką cukru.
- Kiedy miałaś zamiar mi o wszystkim opowiedzieć? - pada
pierwsze pytanie. Bez cześć ani pocałuj mnie w dupę Vicky - Nie wiem jak
prostym językiem wytłumaczyć Ci to, że w naszej branży wieści rozchodzą się
szybciej niż ciepłe bułeczki w piekarni.
- Cześć Ed. Nie, dzięki, nie napiję się kawy, ale możesz mi
podać wodę. U mnie wszystko w porządku, jestem zdrowa i wyspana. I tak,
zrobiłam sobie grzywkę. Dzięki, ze zauważyłeś.
Sheeran zmienia
nastawienie. Odstawia kubek by rozłożyć ręce i mocno mnie przytulić. Nie
opieram się. Oplatam go rękoma mocno przytulając.
- Nie chce już tego wszystkiego. Chcę czegoś nowego - mówię
prosto w jego bluzę.
- Ale nie musisz z tego rezygnować - czuję jak jego dłonie
masują moje plecy. Nie wiem czy to pocieszenie, czy chce mnie wyprowadzić z
moich planów. Tego już nie ruszy. Tak już postanowiłam.
- Jeśli chce zbudować coś nowego, muszę zburzyć coś starego.
Odsuwam się od
niego, by spojrzeć mu w oczy. Musi zobaczyć w nich szczerość i chęć zmiany.
- To nie tak, że nie będzie mi tego brakować. Bo będzie na
pewno. I jestem niemal pewna, że moje nazwisko pomoże mi w przyszłości, ale
teraz chce się skupić tylko na sobie.
Ed znów mnie
przytula, mocno mnie wspierając.
- Może zanim zaczniesz się skupiać się tylko na sobie, chcesz
spędzić trochę czasu ze mną?
- Co masz na myśli?
- Przebieraj się. Mam pewien pomysł.