niedziela, 26 lutego 2017

29.So comfortable, we live in a bubble, so comfortable, we can’t see the trouble.

VICTORIA


Dzisiejszy dzień był pełen emocji. Począwszy od naszego pojawienia się na planie serialu, skończywszy na tym, że wraz z Ami, zostałyśmy w Ameryce by uczestniczyć w organizowanej przez producentów imprezie. Z taką różnicą, że nikt oprócz nas i bardzo miłego menadżera nie wiedział o naszym pojawieniu się na owym party. Zgodziłyśmy się, szybciej niż Alison strzela ze swojej procy, ale… Wszystko fajnie, pięknie, lecz za nic w świecie nie byłyśmy na to przygotowane. Jednakże bycie gwiazdą to przede wszystkim przywileje. Wystarczył jeden telefon do kalifornijskiej siedziby Valentino, by za dwie godziny na naszych łóżkach leżały pełne stroje, które włożymy na siebie dzisiejszego wieczoru.
- Dobra - mruknęła America, spoglądając na swój strój, składający się z pięknej dopasowanej sukienki z krwisto-czerwoną górą i czarno-złotym dołem. Jej szyje będzie zdobił bogato zdobiony choker, a w ręce będzie trzymać dość dużą kopertówkę. Jak dla mnie, ten strój idealnie pasuje do szatynki 
- Lubię być rozpoznawalna… - kończy, wzruszając ramionami. Spoglądam na nią z miną "no, co Ty, mądra głowo?", po czym dotykam różowych kamieni na moim crop topie. Są megaśne. Nie będę ukrywać, że cała kreacja jest dość… odkrywająca. Na ogół moje stroje kreowane są na tą z grzeczniejszych dziewczynek. Preferuję kwiatowe printy, różowe kolory, koronki i falbanki. A dziś mój strój uzupełnia skórzana mini, sexowne sandałki i czarna kopertówka. Cóż. Od czasu do czasu można zaszaleć. 
- Ami… - odkładam ciuchy do wielkiego pudełka, po czym siadam na skraju łóżka, bawiąc się palcami. Od paru godzin siedzi we mnie jakieś dziwne przeczucie dużych zmian, więc postanawiam się z tym podzielić z przyjaciółką. Chociaż ona wygląda na kompletnie zrelaksowaną. Oprócz tego ciągle nosi ten uśmieszek zadowolenia. 
- Słucham Cię najdroższa przyjaciółko? - odpowiada, ciągle przykładając do ciała swój strój, po czym odkłada go na łóżko i patrzy na mnie pytająco.
- Coś się zmieni. Wiem to. 
- Ale co się może zmienić? - unosi brwi tak wysoko, że mam wrażenie, iż zaraz wylądują jej na czubku głowy - Chyba tylko mój status związku - chichocze. Patrzę na nią z lekką żenadą. Moja mina mówi wszystko - No, co? Żartuje przecież. 
- Ale ja nie żartuje. 
- Toż to dziwne, bo ty zawsze żartujesz, wiesz? - siada obok mnie, luźno zarzucając mi rękę na ramiona - Wyluzuj. Idziemy na fajnie zapowiadającą się imprezkę, Ty jesteś wolna, możesz zaszaleć. Ja też. Czego chcieć więcej? 
- Niczego - mruczę pod nosem, przyznając jej rację. 
- Martwisz się Niall'em? - pada pytanie, a mój telefon jak na zawołanie odzywa się głośno. Sięgam po niego, a na dużym wyświetlaczu widzę tylko zdjęcie Horan’a, jego uśmiechniętej mordy i wesołych oczu. Przez pierwszą sekundę moje serce zabiło mocniej, by potem nastąpił skok adrenaliny. Odbieram i przykładam telefon do ucha.
- O wilku mowa! - mówię do słuchawki, posyłając przyjaciółce znaczące spojrzenie. America już wie, z kim rozmawiam.
- Miałem zaszczyt być bohaterem Twoich ploteczek? - pyta, po czym śmieje się. Dźwięcznym, chłopięcym śmiechem.
- Można tak powiedzieć - odpowiadam.
- Wracasz do Londynu? Byłem u was, ale Violer powiedziała, że wraca tylko Zoe i Caroline. Zostałyście na dłużej w Kaliforni? Czemu?
- Tak, zrobiłyśmy sobie mały… amerykański urlop - przygryzam wargę, patrząc na Amcię lekko zmieszana. A ta jakby nigdy nic śmieje się pod nosem. Do niej Harry nie dzwoni i nie wypytuje o powód zostania tutaj.
- Kiedy wracacie? - kolejne pytanie. Cóż, Niall. Fajnie by było, jakbym sama to wiedziała.
- Eeee - drapię się po czole by wymyślić genialną odpowiedź. I tylko jedna myśl wpada mi do głowy - Jak wrócimy, to będziemy.
Słyszę tylko jak Niall wzdycha i odgłos odpalanego auta. Sama nie wiem czy czuję się rozczarowana, że nie ma mnie w Londynie, czy ucieszona, bo na razie planowałam Horan’a unikać. Jestem tak zdezorientowana całą tą sytuacją z tym człowiekiem, że żaden związek lub (nie)związek nie wzbudzał we mnie takich skomplikowanych emocji. 
- Planowałem zabrać Cię dziś na kolację - słyszę jego lekko zawiedziony głos - Kupiłem Ci kwiaty. Osobiście ich nie dostaniesz, ale wyślę Ci zdjęcie na What’s Up. Pomyślałem, że sprawi Ci to przyjemność - przerywa, a ja zastanawiam się, czy zacząć mu dziękować, czy pozwolić skończyć. Jednak kiedy nie wyduszam z siebie ani jednego słowa, Niall wzdycha - To do usłyszenia, Santangel? 
- Do usłyszenia, Horan - kończę rozmowę, po czym wpadam w objęcia przyjaciółki. 
Moje życie uczuciowe, to jeden wielki, skomplikowany labirynt. A ja kompletnie straciłam zmysł orientacji w terenie.


Siedzimy w bardzo ciekawym zestawieniu. Już nawet nie chodzi o to, że kompletnie rozsadzili mnie i Americę. Tylko raczej o to, że my, dwie kompletnie oderwane od serialowej ekipy osoby, siedzimy z głównymi aktorami. Po mojej lewej stronie spoczywa Ian, który potocznie kazał nazywać się Wujkiem Pitką, a po mojej prawej Dylan. I choć nie jestem jakoś wielce ucieszona po dzisiejszych akcjach, atmosfera szybko przybiera wesoły ton. 
Kelnerzy serwują smaczne drinki, które nie zawierają małej ilości alkoholu, więc po czwartym wypitym trunku, staję się duszą towarzystwa. Ami popijając szampana, jest tak zaangażowana w rozmowę z ciemnowłosym przystojniakiem, że powoli przestaje zwracać uwagę na kogokolwiek. Usłyszałam tylko skrawki ich rozmowy. Mówili o angaż do filmu i rezygnacji Tyler'a z Teen Wolfa. Smutne. 
- Dobra, to teraz pijemy za Victorię - Wujek Pita podnosi szklankę z whiskey, a reszta grupy zaraz za nim - Musisz przyznać Vick, że jak przepłucze się gardło małą ilością alkoholu, to śpiewanie od razu jakoś lepiej wychodzi! 
- Wychodzi jeszcze lepiej jak wypije się dużą ilość alkoholu - odpowiadam, po części szczera do bólu, ale wszyscy zaczynają się głośno śmiać. Uznali to za żart, więc i ja dołączam do ich śmieszków hihiszków. 
- Panno Victorio - słyszę głos Dylana, tuż nad moim uchem. Moje ciało reaguje na jego głos w zupełnie niekontrolowany sposób - Cóż, za zmiana zachowania.
- Co masz na myśli? - odwracam się do niego z pytającym wyrazem twarzy.
- Jestem dobrym obserwatorem - mówi - Wcześniej miałaś minę, jakbyś chciała zabić kogoś łyżeczką. Teraz jesteś wesolutka jak skowronek. Czy to wina tych prześlicznych, kolorowych drineczków? A może, uznałaś, że nie warto być zimną, wredną zołzą? - patrzę zszokowana na ciemnowłosego, a on mimo mojej reakcji, kontynuuje dalej - Troszkę się o Tobie dowiedziałem. I przeglądnąłem galerię Twoich zdjęć na Google Grafika. I wiesz co zauważyłem? - kiwam przecząco głową, przełykając ślinę - Że taka piękna, inteligentna kobieta jak Ty, w końcu musi zmienić swoje podejście do ludzi. Psychologiem nie jestem, ale jak na osobę sławną, to zbyt często masz minę…
- Skurwiela? - kończę za niego. Poznał mnie wczoraj, a mam wrażenie, że właśnie przejrzał moją duszę na wylot i zna mnie lepiej niż ja sama siebie znam.
- Nie chciałem używać takich drastycznych słów…
- Co powinnam zrobić Twoim zdaniem, psychologu od siedmiu boleści? - pytam. Czuję lekkie rozbawienie. 
- Uśmiechnij się od czasu do czasu - mówi, a na jego twarz wpływa najbardziej pocieszny, uroczy uśmiech jaki miałam okazje w życiu widzieć - To nic nie kosztuje, a sprawi, że ludzie będą patrzeć na Ciebie, tak jak ja. A widzę, że jest w Tobie ogromny potencjał. Wystarczy, że się uśmiechniesz.
Nie wiem kiedy i co kieruje moimi ustami, ale zalewa mnie fala ciepła. Po czym uśmiecham się tak niewiarygodnie szeroko, że jestem aż sama zdumiona, że tak potrafię. Jednak nie to było najfajniejsze. Najfajniejsze było to, że był to zupełnie szczery uśmiech. 
Około północy impreza wchodzi w kolejny etap. Wszyscy ruszają na parkiet, który równie dobrze mógłby stać się sceną z filmu Dirty Dancing. JR tak bardzo okręca Americą, że mam wrażenie, iż dziewczyna nie wie gdzie jest. Koleś mimo swoich 46 lat, ma kondycje nastolatka i talent taneczny Patricka Swayze.
Ja wywijam bansy z Ian'em vel Wujaszkiem Pitą, który zna każde słowo piosenki "Fuck You Better" i ciągle nuci pod nosem, z naciskiem, na:
- She can fuck you good, but I can fuck you better! - oprócz muzyki, to jego głos słychać na sali. Śmieje się ciągle, tak mocno, że zaczyna boleć mnie brzuch. On jak na kolesia po 40-stce też wije się jak wąż. Jestem pod dużym wrażeniem.
Mojej uwadze, nie umyka również fakt, że między parą JR-Ami i Tyler-Jill, zachodzi pewna zmiana. Moja psiapsia trafia w objęcia ciemnowłosego, a jej uśmiech jest tak szeroki, że aż rozjaśnia pomieszczenie. Jak tak dalej pójdzie, to ktoś szybko zapomni o kimś i będzie miał kogoś nowego. I sama nie wiem czy mam się dziwić, czy kompletnie byłam tego świadoma po dzisiejszej sytuacji na planie.
- Idziemy na drinka, moja taneczna partnerko? - Ian uśmiecha się do mnie szarmancko, po czym całuje mnie w dłoń, w podziękowaniu za taniec i odprowadza do stolika. Oprócz nas nie ma przy nim nikogo. 
- Wujaszku? - nachylam się do niego, by lepiej mnie słyszał - Jest taka rzecz w filmowych scenach, która zawsze mnie głęboko zastanawiała - bąbelki w moich drinkach dodają mi odwagi, więc kiedy zadaje moje pytanie, Wujaszek wybucha głośnym śmiechem - Czy przed każdą sceną pocałunku myjecie zęby?
- Wiesz, słoneczko - tutaj odwraca się w stronę parkietu, a Dylan jak na zawołanie zauważa jego gest. Staje przy nas dosłownie w trzy nanosekundy - Zapytaj eksperta.
- O co? - roześmiany, patrzy to na mnie to na Ian'a.
- Ta śliczna, zgrabna, młoda dama chciała dowiedzieć się, czy przed każdą sceną pocałunku myjemy zęby - twarz O'Briena wyraża tyle skrajnych emocji, że sama nie wiem czy jest zdziwiony czy rozbawiony. Staje na tym, że w kąciku jego ust grasuje niegrzeczny uśmieszek.
- A może sama chciałabyś się przekonać? 
- Ja? - mrugam szybko oczami - Nie… ja? Nie?
- Jak nie chcesz się całować, to chodź tańczyć - wyciąga rękę w moim kierunku, po czym spogląda na Ian'a - Panie Bohen, porywam pańską partnerkę. Mam dość Tyler'a i jego braku poczucia rytmu.
Kiedy docieramy na parkiet, jak na złość kończy się jedna z szybszych nutek i zaczyna jedna z tych piosenek, gdzie chłopak kładzie dziewczynie ręce na biodra, a dziewczyna zarzuca chłopakowi dłonie na szyję. Mam wrażenie, że Dylan czyta mi w myślach i przyciąga mnie do siebie tak blisko, że jestem pewna, że nie zmieściłaby się między nami główka od szpilki.
- You make my heart feel like its summer, when the rain is pouring down… - tym razem Dylan śpiewa z Kodaline, a ja jako wielka fanka tego zespołu kończę refren, cicho śpiewając pod nosem.
- You make my whole world feel so right when it's wrong…That's how I know that you are the one…
Ciemne oczy mężczyzny patrzą w moje tak głęboko, że znów mam wrażenie, iż przeszukują moją duszę i szukają czegoś do czego mogą się doczepić. Jednak po chwili to uczucie znika. A my dalej kołyszemy się w rytm spokojnej piosenki. 
- Jeśli obiecam Ci, że będę do Twojej dyspozycji i będę strzegł Twojej uśmiechniętej twarzy, to zaprosisz mnie na swój koncert? - pytanie jest tak dziwne, że śmieje się wesoło.
- Złoty bilet VIP'owski i wejście na M&G jest Twoje - czochram go po głowie - Ale musisz być do mojej dwudziesto-cztero godzinnej dyspozycji, okej? - Dylan uśmiecha się szeroko zadowolony. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale nie pamiętam kiedy czułam się tak rozluźniona. Ami… dziękuję, że namówiłaś mnie, żeby tu zostać!

AMERICA


Wszyscy powitali nas z ogromnym entuzjazmem. Ucieszyłam się, że przyjęli nas jak swoich pomimo, iż nie było z nami Caroline i Zoe. 
W pewnym momencie poczułyśmy się trochę winne, iż tak po prostu zostałyśmy sobie w Kalifornii, gdy one tymczasem musiały wrócić z powrotem do Londynu. Ale różni nas jedna sprawa. Aktualnie czekają na nie obowiązki, a na nas nie. One mają do kogo wracać, my niekoniecznie. One będę mogły się wtulić do kogoś dzisiejszej nocy, nam zaś pozostałaby zimna poduszka. Oczywiście nie mówię, iż pobyt w LA zmieni fakt, że nagle będę miała łóżkowego partnera. Chodzi raczej o sam aspekt, że mamy prawo pobyć z innymi ludźmi, a nóż, wyjdzie z tego coś fajnego.
Kiedy w końcu przybyłyśmy na imprezę, nie mówiąc wcześniej nic nikomu, myślałam, że faktycznie mogą z tego wyjść nie małe komplikacje. Ale za nic w świecie nie spodziewałam się, iż specjalnie dosuną dwa kolejne krzesełka do stolika, gdzie siedzą czołowe postacie serialu. I chyba nie muszę mówić, jaką ogromną radość sprawiło mi, iż Tyler znajdował się w owej piątce.
Wyglądało to trochę śmiesznie co prawda, tudzież myślałam, że posadzą nas z Vicky obok siebie, ale w efekcie końcowym ona wylądowała obok Ian’a i Dylan’a, a ja obok Scott’a i oczywiście obok urzekającego swoją urodą Tyler’a. 
Mam świadomość, iż zachowuję się jak nieźle szajbnięta w głowę nastolatka, której wręcz podchodzi gula z radości, ponieważ siedzi obok osoby, która w sekundzie wpadła do jej głowy. Ale nie jestem w stanie nic na to poradzić. Ważne, że zachowuję jakiekolwiek pozory, bo ten facet jest cholernie dojrzałym mężczyzną, więc wątpię, że bawiłyby go moje skrajne emocje, które w tym momencie dotyczą tylko i wyłącznie jego osoby.
Muszę powiedzieć, że gdy siedzę już tak dobrą godzinę, coraz intensywniej zastanawiam się nad zapachem jego perfum. Powinnam się iść leczyć w tempie natychmiastowym, ale cholera, co za dziewczyna nie ma świra na punkcie ładnych, męskich perfum? No właśnie. ŻADNA.
Uśmiałyśmy się już dobre dziesiątki razy z konwersacji, które wynikły przy naszym stoliku. Stwierdzam, iż team DYLAN/TYLER/IAN/TYLER to niezłe gagatki. Holland musiała z nimi przejść siedem światów, ale w głębi duszy jej zazdroszczę, bo również byłoby mi miło, gdybym notorycznie obracała się w ich towarzystwie.
-Myślę, że powinniśmy wypić specjalny toast na cześć naszego starego, dobrego kumpla - Ian uderza żartobliwie pięścią w ramię Tyler’a, który chichocze pod nosem. Patrzę na niego z podejrzeniem, ponieważ nie jestem pewna, za co tak dokładnie pijemy. 
-Już nigdy nie będziesz alfą, ty draniu! - Scott mówi obrażonym tonem, ale również sądzę, iż robi to żartobliwie. 
-Odchodzisz z obsady? - pytam Tyler’a, będąc lekko w szoku.
-Cóż, może nie na zawsze, ale w chwili obecnej wolałabym się skupić na czymś innym… - odpowiada z uśmiechem. To niebywale abstrakcyjne, kiedy zdaję sobie sprawę, że poznałam go w ostatniej chwili, gdy zdecydował się nie kontynuować dłużej historii z serialem, w którym tak naprawdę wystąpiłyśmy przypadkiem. Dosłownie W OSTATNIEJ CHWILI. 
-Masz inne projekty? - pytam, chętna wiedzy.
-Niebawem wychodzi nowy film, w którym gram główną rolę no i w lutym Grey, gdzie też miałem swój udział…
-Mówisz poważnie? - robię wielkie oczy. - Ja też mam w tym swój udział! - odpowiadam zdumiona, i zdaję sobie sprawę, że mówię mu o czymś o czym jeszcze mówić tak naprawdę nie mogę, ale szczerze wątpię, iż Tyler okazałby się przeciekiem w tak wielkiej produkcji.
-Serio? Myślałem, że to był twój debiut… - śmieje się, pokazując mi swój przeuroczy uśmiech.
-Bo to prawda. Cóż, może źle ujęłam, że mam swój udział. Po prostu śpiewam piosenkę, która będzie wiodąca na ścieżce dźwiękowej filmu. - komentuję, a w głębi duszy cieszę się, że na milion procent spotkam go na premierze.
-Nie, myślę, że bardzo dobrze to ujęłaś. No i to faktycznie coś wielkiego. - nagle patrzy w jeden punkt, a po chwili znów zerka na mnie. - Szczerze powiedziawszy nie wiem czy dobrze robię odchodząc z serialu. Spędziliśmy razem cztery świetne lata… - patrzy po kolei na wszystkich, którzy znajdują się przy stoliku. 
-Wiesz, to nie znaczy, że nie spędzicie razem kolejnych. W końcu poza planem każdy z was ma własne życie i możecie w nich nawzajem uczestniczyć - mówię pokrzepiająco. Widzę, że stałam się świetnym życiowym doradcą.
-Tak, masz rację. Poza tym, trzeba się rozwijać, prawda?
-Tak myślę - chichoczę. - No i, kto nie ryzykuje ten nie pije szampana… - podnoszę kieliszek, aby wznieść toast.
-Dobrze się składa, bo ja uwielbiam szampana…


Dochodzi dwunasta w nocy, a nasz stolik jest wciąż w SZAMPAŃSKIM nastroju. Nawet Vicky, która zazwyczaj patrzy na nowo poznane osoby z góry, stała się niebywale towarzyska i wdraża się do rozmowy kiedy tylko ma na to okazję. Myślę, że to nie przypadek, iż siedzi obok Dylan’a, który co jakiś czas zerka na nią w tajemnicy. ALE JA TO WIDZĘ! Widzę wszystko. 
Ja co chwilę zamieniam słowo z Tyler’em i zdecydowanie mogę stwierdzić, że czuję z nim najlepszą więź wśród wszystkich, mimo iż każda z tych osób jest niezmiernie otwarta i przyjazna. 
-Czy mogę prosić do tańca?  - patrzę w lewo i widzę twarz JR, która wdrożyła się w twarz moją i Tyler’a. Nie jestem w stanie odmówić temu niesamowicie zabawnemu i przystojnemu mężczyźnie, więc czym prędzej łapię z uśmiechem jego dłoń.
JR ma czterdzieści sześć lat, ale wygląda mega kwitnąco. Jednak to prawda, że faceci są jak wino. Zresztą, tutaj każdy z aktorów jeśli chodzi o płeć męską jest niemałym ciachem. Caroline faktycznie miała rację. Producenci serialu musieli się nieźle postarać jeśli chodzi o obsadę.
Przetańczyliśmy już dwie piosenki, ale w tym momencie słychać kolejną. Na parkiecie jest multum ludzi i wszyscy wesoło poruszają się w rytm melodii Neon Hitch - Fuck you better. Mogłam się spodziewać, że tego typu nuta idealnie wkomponuje się owe towarzystwo. 
Zerkam jak Dylan porusza się tańcem na wzór electro i wychodzi mu to naprawdę genialnie. Scott tuż obok niego komponuje swój własny odrębny rodzaj tańca, który jest komiczny, ale kto powiedział, że taniec nie może być śmieszny?
Dostrzegam również Holland, która wywija razem z Daniel’em, Vick, jak zwykle poruszającą się nad wyraz zmysłowo w parze z naszym WUJASZKIEM oraz Tyler’a, który w końcu pojawił się na parkiecie w towarzystwie Jill. W przerwie, gdy szykowałyśmy się na imprezę, zdążyłam wygooglować, że kiedyś spotykali się w życiu prywatnym, a na domiar złego w jednej scenie serialu lizała go po brzuchu. Mogłabym jedynie powiedzieć: ZAZDRO. Mam nadzieję, że stara miłość jednak rdzewieje, choć prawdą jest, że nie powinnam się tym zanadto zadręczać, zważywszy, że nawet zbyt dobrze go nie znam. 
Naprawdę staram się zerkać na swojego partnera, który szczerze powiedziawszy na swój wiek jest naprawdę genialnym tancerzem, ale nic nie poradzę, że mój wzrok co jakiś czas ląduje na czarnowłosym przystojniaku. I wtedy chyba JR czytając mi w myślach mówi tylko: „odbijany” i już znajduję się w ramionach mojego krajobrazu. 
Piosenka jest naprawdę intymna, więc chyba nikogo nie zdziwi, że nasze ciała dotykają się z każdym kolejnym, mocnym bitem. I muszę stwierdzić, że to cholernie przyjemne uczucie. Co prawda piosenka o seksie w trakcie, gdy tańczę z dwudziestodziewięcioletnim facetem nie jest dla mnie super komfortowa, zważywszy, że flagę z jego doświadczeniem seksualnym można by pewnie postawić na samym szczycie Apallachów, a moją gdzieś na samym dnie brodzika. Albo studni. 
Jego wzrok pali moją twarz. Teraz oczy, w które zerkam są mocno zielone. To zaskakujące jak często zmieniają kolor i nie wiem czy to kwestia światła, czy emocji, które się w nim pojawiają. 
To śmieszne, że jeszcze wczoraj prawie tak samo tańczyłam z Harry’m, a teraz to wydarzenie zdaje mi się tak bardzo odległe, i nie wiedzieć czemu, myśl, ze to Tyler znajduje się na miejscu Styles’a jest zupełnie normalna. Jakby właśnie tak miało być.
-Masz ochotę się pieprzyć?-słyszę jego głos przy moim uchu. Że co? 
-Co mam ochotę? - zerkam na niego lekko przerażona, choć tak naprawdę wcale bym nie polemizowała w tej kwestii.
-Przewietrzyć. Masz ochotę się przewietrzyć? - pyta znów, a ja oddycham spokojnie. Chyba mam jakieś niezrozumiałe urojenia.
-Chętnie - odpowiadam, a po chwili stoimy na ogrodowym patio przed budynkiem. Ogrom zieleni zapiera mi dech w piersi, a drewniane detale idealnie wkomponują się w całość. Niewielka altanka do której zmierzamy, dodaje uroku całemu widokowi. 
-Chyba pomyśleli o wszystkim… - Tyler śmieje się na widok butelki szampana włożonej w kubełek z lodem i dwóch szklanych kieliszków. 
-Tutejsza obsługa zachowuje pełen profesjonalizm - dołączam do niego w dźwięk naszych śmiechów, po czym siadam na ławce. Po dwóch małych piwach przyszedł czas na kieliszek szampana. Nie jestem do końca pewna, czy to najlepszy początek naszej znajomości. 
-Powiedz Mer… - zaczyna, gdy dołącza do mnie. Zaskakuje mnie konkretnie tym jak się do mnie zwraca, bo mówił tak do mnie tylko mój tata, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką. To niebywałe, że wpadł na skrót Mer, bo zazwyczaj słyszę jak ludzie wołają do mnie Ami bądź Erica. A ja nienawidzę jak ktoś mówi do mnie Erica. - Spotykasz się z kimś w tej chwili? - pyta, zaskakując mnie po raz kolejny. 
-W zasadzie nie… - wczoraj miałam jedynie mały epizod seksualny z moim byłym, ale to już daleka przeszłość, nic się nie martw Tyl! 
-Jak to możliwe? - patrzy na mnie nie dowierzając. 
-Cóż… - zaczynam, wzdychając. - Mogłoby się wydawać, że w naszym świecie znalezienie idealnego partnera to łatwizna, ale…
-To cholernie trudne, prawda? - kończy za mnie.
-Tak. Cholernie trudne… - śmieję się. - Ciężko znaleźć kogoś, kto polubi cię za to jaki jesteś, a nie za to kim jesteś.
-Zastanawiam się jedynie, czy istnieje ktoś, kto nie polubiłby cię za to, jaka faktycznie jesteś.
-A ty już wiesz po jednym wieczorze jaka jestem? - pytam, upijając łyk szampana.
-Myślę, że jesteś zaskakująca, więc pewnie ciężko to stwierdzić. Ale widzę, ile masz w sobie gracji, kobiecości i subtelności. 
-A może to tylko gra? -odpowiadam, bo chyba czuję już bąbelki, które buzują nie tylko w moim żołądku, ale i w głowie. Nie dobrze.
-Myślę, że te cechy byłyby trudne do zagrania, nawet dla dobrego aktora. A ty przecież jesteś piosenkarką - patrzy na mnie z uśmiechem, na co prycham.
-To prawda… - chichoczę.
-Śledzę cię już przez dłuższy okres iwidać, że nie robisz nic pod publikę tylko z dobroci własnego serca.
-Ale… - zaczynam. - Jak to mnie śledzisz?  - patrzę na niego niepewnie.
-Przepraszam… - wybucha śmiechem. - To zabrzmiało co najmniej jakbym był stalkerem. Chodziło mi o instagram’a.
-Obserwujesz moje konto na instagram’ie? - pytam z niedowierzaniem. Jak mogłam tego nie zauważyć? 
-Tak, ale nie martw się, wcale nie jestem zdziwiony, że o tym nie wiedziałaś. W końcu masz jakieś pięćdziesiąt milionów fanów… 
-Coś koło tego - odpowiadam, nie wyprowadzając go z błędu, bo tak naprawdę mam około pięćdziesięciu pięciu milionów obserwatorów na instagram’ie, ale to mały szczegół. - Obiecuję, że jak wrócę do domu nadrobię zaległości na twoim profilu - śmieję się.
-Nie musisz - odpowiada, unosząc kieliszek, aby z gracją uderzyć o mój. - Teraz masz mnie na miejscu…


***