To wszystko jest chore. Cała sytuacja. Skoro zostałyśmy dobrane we trzy, we trzy powinnyśmy kontynuować i we trzy również zakończyć. Szczerze powiedziawszy to koło dupy lata mi fakt, że w One Direction się źle dzieje, a Malik od nich odszedł. No dobrze, tak naprawdę nie mam tak kompletnie tego w dupie, ponieważ kocham ich wszystkich, ale do cholery dlaczego akurat my mamy na tym cierpieć? Ja rozumiem, że Zayn narobił zamieszania na miarę Leonarda DiCaprio, który nie wiedzieć czemu nie położył się razem z Kate Winslet na tych cholernym drzwiach przez co utonął, ale błagam. Czemu to właśnie do naszego zespołu musi dołączyć ktoś nowy? To oni są o jednego członka mniej, nie my. Tak, tak, rozumiem, ludzie są debilami i życzą sobie równości. Życzą sobie tego, że skoro w One Direction jest czterech kolesi, to nas także musi być czwórka. Co za idioci w ogóle, aż tak bardzo nie potrafią żyć swoim życiem, tylko wtranżalają się w życie obcych ludzi. Oni sobie tak życzą, i tak ma być. Powtórzę się. To wszystko jest CHORE!
Trochę już w tej branży siedzę i jak Boga kocham, nigdy wcześniej nie widziałam większych przekrętów. Słowo daję. A mówiąc, 'trochę w niej siedzę', mam na myśli, że od najwcześniejszych lat występuje w gównianych reklamach, pokazuję się na gównianych plakatach centrum handlowych i pozuję do gównianych sesji zdjęciowych. Teraz dodatkowo gównianie śpiewam w zespole. Macie rację. Żadna z tych decyzji nie jest, ani nie była moją decyzją. To raczej decyzja mojej równie chorej jak cały ten świat mamuśki. Kocham ją, w końcu jest moją matką, ale nie skłamię jeśli powiem, że ta kobieta jest najgorszą mamą na świecie.
Po pierwsze: zabrała mi dzieciństwo. Po drugie: zabrała mi nastoletnią zabawę. Po trzecie: jej marzeniem jest zabrać mi kolejną część mojego życia dopóki jej w pełni nie zadowolę. Kolorowo.
Żeby było bardziej ekscytująco, jestem w związku z Harry'm Styles'em. Wow, ale super! Bosko! Wygrana na loterii. Szczęście życia. Zazdrość milion. Nie. Tak naprawdę to lekko żenująca sytuacja. Oczywiście wielbię Harry'ego, ale jest moim kumplem. Tylko i wyłącznie. W dodatku moja przyjaciółka z zespołu jest w nim zakochana po uszy. Nie no, może źle to ujęłam. Chociaż? Ona naprawdę jest w nim zakochana po uszy. On oczywiście nie wie o tym tak dogłębnie, ale zdaje sobie sprawy, że America coś do niego czuje. Zresztą wydaję mi się, że on również coś do niej czuje. Mają te swoje ciągotki i ogółem nie zachowują się jakby byli TYLKO przyjaciółmi. Mają trochę taki psychiczny związek czyt. związek bez ruchania. Jestem wulgarna. Strasznie. A wcale nie wyglądam. Dlatego w zespole pełnie rolę seksownej i drapieżnej, ale w międzyczasie tej ułożonej, grzecznej i słodziutkiej. Widzicie? Kolejna sytuacja na to, że nie mogę być sobą i to inni za mnie decyduję.
AMERICA
Caroline jest zła. Widzę to po jej minie. Victoria ma chyba na to wszystko jak zwykle wywalone i nie przejmuje się zupełnie niczym. Ja podzielam zdanie ich obu. Z jednej strony jestem trochę zdezorientowana, bo naprawdę nie wiem po co nam kolejna dziewczyna w grupie, ale z drugiej strony, jeśli to ma nam w jakiś sposób pomóc to okej, niech się dzieje co chce. Byleby do nas pasowała i nie doszło do rękoczynów.
Casting jest jutro, a najlepsze jest to, że MY - osoby najważniejsze w tym zespole, nie będziemy brały w nim udziału. Może to nawet trochę lepiej, bo znając życie każda z nas stawiałaby na kogoś innego i tym sposobem nigdy nie doszłybyśmy do porozumienia.
Osobiście często idę na ugodę, ale jeśli się na coś uprę, nie ma na mnie mocnych. Po prostu czasami wiem, że mam rację, a inni tej racji nie mają. Może to trochę egoistyczne, ale każdy z nas gdzieś tam w środku jest egoistą. Jeden większym, drugi mniejszym. Na szczęście ja jestem tym mniejszym. Tak mi się przynajmniej wydaję.
Na ogół jestem lubiana, a w zespole jestem pupilką. Może właśnie dlatego, że zawsze wszystkich godzę i staram się nie dopuścić, aby pewne sprawy zaszły za daleko. Nie imprezuję zbyt dużo, nigdy nie zostałam sfotografowana pijana, nigdy nie pozwoliłam aby dobre mienie zespołu zostało przeze mnie podważone i nigdy... ale może o tym kiedy indziej.
Siedzimy w domu już lekko sfrustrowane, starając się namówić Paul'a do zmiany decyzji, ale niestety każda z nas doskonale widzi, że idzie to zupełnie na marne.
- Ale czy to nie chore twoim zdaniem? - powtarza po raz kolejny Caroline, której chyba z nas wszystkich, cała ta sytuacja ciąży najbardziej.
- Car, dobrze wiesz jak stoi sprawa, a ja nie mam na to jakiegoś większego wpływu – odpowiada już znudzony, a także chyba zmęczony tym cholernym zamieszaniem. Wszyscy dobrze wiemy, że to sprawa Białej Damy. A jej zdania nie da się podważyć za nic w świecie. - Chce na nas robić duże pieniądze i w dupie ma naszą opinię. Jeszcze tego nie zauważyłyście? - pytam.
- No to może trzeba ją ukrócić! - stawia się Caroline.
- Yhyy, ciekawe kto da ci wtedy wypłatę mądra głowo – Vicky patrzy na nią z żenadą, grzebiąc coś w międzyczasie w swoim i-phonie. - Poza tym, ty jako jedyna z nas trzech stoisz na najlepszej pozycji, bo dostajesz dodatkową kasę za ten pseudo związek, więc chyba nie masz na co narzekać.
- No tak, oczywiście! Bo ja do kurwy nędzy marzyłam o tym, żeby spotykać się z Harry'm Styles'em z One Direction! - Caroline wpada w gniew, a ja jej kompletnie nie rozumiem. Chętnie bym się z nią zamieniła! Wiem, że to głupie, ale nic nie poradzę, że ten gnojek tak bardzo zawrócił mi w głowie. Ale nie, ja niestety nie mogę być z nim w związku, bo nie jestem dość ładna, dość szczupła i dość seksowna! Oczywiście nie winię za to Caroline, ona nie ma na to kompletnie żadnego wpływu, ale coraz bardziej utożsamiam się z faktem, że nienawidzę Białej Damy.
- Rozumiem jakbyśmy w jakiś sposób trochę przypominały tych chłopaków, to wtedy wszyscy mogliby chcieć, żebyśmy miały w zespole czwartą laskę, ale my w ogóle nie jesteśmy tacy jak oni! - Caroline coraz bardziej się emocjonuje, a ja już naprawdę mam tego wszystkie po dziurki w nosie. Chociaż z jednej strony jej się nie dziwię. Dziewczynie coś nie pasuje i stawia na swoim. Bo niby dlaczego mamy być cholernymi pionkami w rękach Białej Damy i całego otaczającego nas społeczeństwa?
- Jesteś pewna, że ich nie przypominacie? Bo ja widzę małe podobieństwa... - odpowiada Paul.
- Ha, ha, ha. Niby jakie? No, proszę, kto jest kim? Bo ażem ciekawa.
- Cóż, potrafię to powiedzieć bez zająknięcia. America to Harry, Victoria to Niall, a ty przypominasz Louisa. - Paul odpowiada rzeczywiście bez zająknięcia, a ja w środku cieszę się jak dziecko, że pełnie rolę Harry'ego. Powinnam dodać, że przypominam Harry'ego dodatkowo z chorobą mózgową, bo naprawdę jestem idiotką.
- Nie no błagam cię, teraz to żeś dowalił.
- Zaczyna się robić interesująco... - wzdycham.
- Mówcie sobie co chcecie, ale i ja, i właśnie wszyscy ci, którzy chcą, żebyście miały dodatkową dziewczynę w zespole to widzimy.
- Nie no to cudnie. W takim razie zaczną się poszukiwania Liam'a z pochwą pomiędzy nogami! Wręcz nie mogę się doczekać! - Caroline opada bezsilnie na kanapę z świadomością, że chyba jednak przegrała tą wojnę. Cóż... Ja też się nie mogę doczekać.
VICTORIA
Caroline przegrała wojnę z Białą Damą, a ja wygrałam nowe porównanie. Do Niall’a Horan’a. Tego słodko pierdzącego blondynka z One Direction. Serio? Jeszcze tego mi, kuźwa brakowało!
- Dobra, laski – mówię podbudowującym głosem – Damy radę, jesteśmy The Fame. Najpiękniejszy girls band w całej Anglii! – uśmiecham się szeroko, ale nadwyraz sztucznie. Przyjaciółki patrzą na mnie zniesmaczone.
- Za dobrze wiem w jakim gównie siedzimy – Caroline zaczyna po raz kolejny swój lament - Po co nam Liam? Już wystarczy nam Harry i Niall.
- I Louis – dodaję, śmiejąc się. Ale dziewczynom nie jest do śmiechu. Znów karcą mnie wzrokiem – To co? Może zrobię wam penne z owocami morza?
Oliviera poznałam zaraz po tym jak zatrudniliśmy Białą Damę. Biała Dama, czyli Margaret Hoover to nasza menadżerka. Od wizerunku! Herszt baba. Twardo stąpa po ziemi, bywa chamska i opryskliwa, ale jest do zniesienia. To znaczy ja ją znoszę. Jestem pół włoszką, pół angielką. Zdarza mi się nie przejmować napompowanym do granic możliwości ludzkim ego. Caroline nie jest pół włoszką, więc wkurza ją wszystko, a najczęściej jest to Biała Dama.
Ale wracając do sedna sprawy. Oliver Hoover. Do dziś pamiętam jak wpadł do pokoju hotelowego a ja siedziałam w samej bluzce i majtkach już wykąpana po dwugodzinnym koncercie.
- Boże, przepraszam! – krzyknął, a ja jak oparzona wskoczyłam pod kołdrę.
- Kim jesteś, do cholery?! – też krzyknęłam. Trzy razy głośniej.
- Szukam mojej mamy.
- Mamy? – zapytałam głupio, już uspokojona. Po wysokim skoku adrenaliny, przyszedł czas na obserwację. Ubrany w białą koszulkę i ciemne jeansy, dość wysoki facet, o ciemno-brązowej czuprynie loków wyglądał niegroźnie. I cholernie przypominał Margaret.
- Hoover. Nazywam się Olivier Hoover. – podszedł pewnie z wyciągniętą ręką. Ujęłam jego dłoń, ale się nie przedstawiłam. Nagle temat jego mamy znikł jak bańka mydlana – Victoria. No, na żywo wyglądasz jeszcze lepiej niż na zdjęciach.
- Wygooglowałeś mnie? – zaśmiałam się, przyjmując już normalną pozycję. Pewnie przez ostatnie kilka chwil wyglądałam jak żółw ninja przyczajony pod białą kołdrą.
- Widziałem zdjęcia. W mamy teczce. – odpowiedział, szeroko się uśmiechając. Miał uroczy uśmiech. Pewny siebie, ale słodki. Dokładnie taki jaki lubię.
- Widzisz, 20 lat a już mnie zateczkowali. Jak żyć?
No i tak mniej więcej rozpoczęła się nasza przyjaźń. A potem poznałam słodko pierdzącego. No i resztę. Lou, który mnie cholernie irytował, Harry’go, którego uwielbiałam słuchać ze względu na jego głos i Liam’a, z którym miałam identyczne poczucie humoru.
A potem nadeszła lawina.
Lawina 4 stopnia. Rozumiecie? To wszystko spadło na nas jak wielkie połacie śniegu z gór. Z impetem i bez ceregieli. Że tak powiem, siedziałyśmy w tym gównie po sam nos. W zimnej i mokrej lawinowej brei.
Wszystko byłoby całkiem okej, gdyby sprawy nie pokomplikowały się w jakichś dziwnych kierunkach. Caroline która została przymusowo związana z Harrym. Dacie wiarę? Przychodzi Hoover, zimnym jak lód głosem oznajmia:
- Caroline, ze mną!
I po dwuminutowej rozmowie wszystko co działo się dobrego u Caroline do tego czasu znika. Wraca z grobową miną, oczy zaszły jej czernią i miałyśmy wrażenie, że zaraz zaczną cisnąć piorunami.
- Hoover... ona ogłosiła w prasie, że jestem z Harrym.
No i w tej chwili, nie tylko świat Turner stanął w płomieniach. W oczach Americy widzę zgliszcza i strach.
I wtedy w naszym zespole zapanował mrok. Głęboki, zimny mrok. Przez pierwsze dwa tygodnie America i Car funkcjonowały jak roboty. Jedna udawała, że nie obchodzi ją Harry, a druga udawała, że Harry obchodzi ją nad wyraz. Jakby inaczej. Był jej facetem. Udawanym, ale był.
A ja? Ja brałam udział w koncertach. Jak zwykle ubrana w jeansy, koszulkę i sportowe buty. Chodziłam na gale gdzie wbijałam się w wieczorowe suknie. Pozowałam fotografom, dawałam wywiady do prasy i spotykałam się z Oliverem. W tajemnicy.
Bo wszystko co działo się u nas było jedną, wielką zasraną tajemnicą.
Tajemnicą której nie rozwikłałby sam Sherlock Holmes.
Tajemnicą w której już same się gubiłyśmy.
***