AMERICA
-Wow… Wyglądasz niesamowicie. - zachwycam się widokiem Hope.
Stoi przede mną w przepięknej tiulowej długiej sukni w kolorze butelkowej zieleni z dodatkami srebra.
Widziałam już wiele sukien, ale ta zrobiła na mnie wyjątkowo ogromne wrażenie.
Może dlatego, że widzę w niej Hope.
Śliczną siostrę mojego chłopaka, która prezentuje się w tym materiale naprawdę zjawiskowo.
Czuję się, jakbym patrzyła na swoją córkę, podekscytowana, że mogę ją wyprawić na bal, który czeka ją już za kilka dni.
-Myślisz? - pyta z uśmiechem. Odwraca się do lustra, przyglądając się swojej sylwetce.
-Naprawdę wspaniale. Ta suknia to strzał w dziesiątke. Jakby była szyta na ciebie. Sama ją wybierałaś?
-Yep. - kiwa głową zadowolona. - Szukałam czegoś eleganckiego, ale jednocześnie w miarę prostego. I co najważniejsze - nie wyzywającego.
-W takim razie chyba lepiej trafić nie mogłaś. - przyznaję. Po chwili zerkam na nią ze zmrużonymi oczami. - Masz już sukienkę na galę?
-Jeszcze nie. - wzdycha. - Zapewne pójdę w tym co znajdę w szafie.
-Dlaczego? - pytam zaskoczona.
-Wydałam całe kieszonkowe na suknię balową. Wydaję mi się, że nawet jakbym poszła sprzedawać dżemy i powidła przed dom, to w miesiąc nie uzbierałabym wystarczającej kwoty.
Podchodzę do niej od tyłu, kiedy wciąż zerka w swoje odbicie. Przeczesuję palcami jej długie, brązowe włosy, które z gracją opadają jej na plecy.
-Jesteś cudowną dziewczyną, Hope. Zapewne wiele osób na twoim miejscu po prostu wyciągnęłoby pieniądze od rodziców, albo tak jak w twoim przypadku, sławnego brata i miało wszystko w nosie. - zauważam, ponieważ tak też właśnie myślałam.
I teraz naprawdę karcę się za tę myśl.
-No tak. - odzywa się. - Przez to, że Ashton jest moim bratem zdążyłam się zawieść na wielu osobach z mojego otoczenia. - odwraca się w moją stronę. - Byłam lubiana tylko dlatego, bo jest moim bratem. - prycha. - Czy to nie szalone?
-Tak, to bardzo szalone. I totalnie nieodpowiednie. - pauzuję. - W zasadzie jestem nieco zdziwiona. Jesteś o wiele fajniejsza od swojego brata.
Doprowadzam ją do śmiechu, przez co sama się uśmiecham.
-Right!? - przyznaje mi rację. - W każdym razie postanowiłam za bardzo się nie wdrażać w jego życie. To znaczy, wciąż go oczywiście wspieram i doceniam jak wiele dla nas robi, ale staram się go nie prosić o droższe prezenty. Tylko dlatego bo wiem, że mógłby mi to bez problemu dać nie znaczy, że powinnam z tego korzystać.
Słucham jej z tak wielką przyjemnością, że to aż niebywałe.
Czuję się jakbym czytała ulubioną powieść, mając nadzieję, że zbyt szybko się nie skończy.
Hope jest niesamowicie inteligentną i pokorną osobą. Jestem pewna, że niewiele chodzi takich po świecie.
Muszę przyznać, że wszystkie dzieci z tej rodziny są jedyne w swoim rodzaju i wychowane w sposób wręcz książkowy.
Anne i Steven naprawdę wiedzą jak to się robi.
-Cóż, znasz to powiedzenie: Darzy się temu, kto jest dobry dla innych?
-Tak myślę. - zerka na mnie podejrzliwie mrużąc oczy.
-W takim razie wyskakuj z tej cudownej sukni i ubierz coś wygodnego. Ty, ja i twoja mama idziemy na zakupy.
Powiedziałam Ashton’owi że wybywam w miasto w poszukiwaniu sukni na galę. Cóż, w zasadzie było to całkowitą prawdą. Na razie nie musi wiedzieć, że mam zamiar kupić nie jedną, a trzy kreacje.
Wiem, że zapewne by mi na to nie pozwolił i kazał wziąć swoją kartę kredytową, co oczywiście było niedopuszczalne.
Poza tym mam prawo się odwdzięczyć za pobyt w ich domu, wspaniałe ugoszczenie i jeszcze lepsze towarzystwo.
Tak więc jaka to zbrodnia?
Żadna zbrodnia.
-Okey, ladies… - uśmiecham się do Anne i Hope. -Możecie wybierać co chcecie.
Specjalne wzięłam je do sklepu, w którym nie ma metek przy ubraniach.
Jednak ze swojego doświadczenia wiem, że byłoby to dla nich niekomfortowe brać coś, co jest droższe od innych rzeczy.
-Ja przy okazji też się za czymś rozejrzę. - biorę przykład z moich towarzyszek i częstuję się kieliszkiem Moet, który ma nam do zaproponowania urocza ekspedientka.
-Czy to na pewno w porządku? - Anne podchodzi do mnie i widzę na jej twarzy zadowolenie połączone ze zwątpieniem.
-Oczywiście! Jesteście dla mnie wspaniałe więc chociaż w taki sposób chcę wam się odwdzięczyć. Poza tym w tej kwestii, wy dziewczyny nie macie nic do gadania. - uśmiecham się do niej, a ona powtarza mój gest. Chyba trochę ją przekonałam.
-Wiesz, że dostaniemy za to reprymendę?
-Tak. - wzdycham. - Ale kto nie ryzykuje nie pije szampana.
Tymi słowami zbijam się z nią kieliszkiem, wznosząc toast za więcej wspólnie spędzonych chwil, które pozostaną z nami już na zawsze.
Długa suknia w odcieniu jasnego błękitu połączonego z szarością spływa po moim ciele niczym fala, subtelnie odsłaniając mój dekolt i jedną nogę.
Jest przepiękna i skłamię jeśli powiem, że nie zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia.
Tym razem ja przeglądam się w lustrze, zakładając na uszy duże, srebrne kolczyki z motywem kwiatowym. Patrzę na idealnie spiętego koka na mojej głowie, komplementując w myślach Anne.
Muszę przyznać, że doskonała z niej fryzjerka.
Całość uzupełniam jeszcze szpilami od Giuseppe Zanotti i w końcu mogę powiedzieć, że jestem oficjalnie gotowa.
W drzwiach pojawia się Ashton, ubrany w czarną koszulę i garnitur w tym samym kolorze.
Długo czekałam aż zobaczę go w tej odsłonie, ponieważ mój chłopak na ogół gardzi ubraniami, które są jego zdaniem mało wygodne.
A garnitur zdecydowanie zalicza się do tych niewygodnych.
-Hello, boss. - śmieję się, widząc go w lustrze.
-Hello, queen. - wciąż stoi przy drzwiach, mierząc mnie wzrokiem. - Widzę, że zakupy się znakomicie udały. - mówi bezemocjonalnie, a to znaczy, że wie o moich cichych prezentach.
-Tak, spanikowałam. Dlatego nie mówiłam ci, że kupuję sukienki całej naszej trójce. - wzdycham. - Ale miałam do tego pełne prawo, więc nie karć mnie za to. - grożę mu palcem.
Po chwili widzę, że kąciki jego ust się znacznie podnoszą. Podchodzi do mnie, łapiąc mnie za ręce.
-W zasadzie chciałem powiedzieć, że to bardzo miły gest z twojej strony.
-Serio? - pytam lekko zbita z tropu.
-Yeah. - chichocze. - Sprawiłaś im wielką radość. I mnie też.
-Cóż mogę powiedzieć? Sprawianie ludzim radości to tak jakby moja rzecz. - uśmiecham się, całując go w usta.
-Jesteś niesamowita. A moja rodzina cię uwielbia. Chyba nawet bardziej niż mnie.
-Teraz widzisz co czuję, kiedy spotykasz się z moimi rodzicami. Ich córka, którą wychowywali przez prawie dwadzieścia cztery lata nagle przestaje istnieć dla jakiegoś perkusisty. - mówię teatralnie, wywołując u niego śmiech.
-To chyba znak, że powinniśmy się zamienić rodzinami.
-Okej!? - zgadzam się entuzjastycznie, bo w zasadzie kto nie chciałby tu zostać na dłużej?
Od początku plan był taki, że usiądę na balkonach razem z Anne, Hope oraz resztą rodziny chłopaków. Nie chciałam za bardzo wychodzić przed szereg zwłaszcza, że jesteśmy w Australii i to 5 Second of Summer są gwiazdami dzisiejszego wieczoru. Okazało się jednak, że jeden z gości niespodziewanie zachorował i nie będzie mógł zaśpiewać więc organizatorzy bardzo by chcieli, abym to ja dała występ z jedną piosenek z mojej nowej płyty.
Stwierdzili, że byłaby to świetna promocja i w zasadzie nie mogłam się z nimi nie zgodzić.
Ashton wyjątkowo namawiał mnie do tego występu, więc teraz stoję za kulisami, ubrana tym razem w inną sukienkę, którą zdążyłam sobie dobrać w ostatnie dziesięć minut.
Na szczęście mają tu całkiem bogatą garderobę więc nie miałam z tym większych problemów.
Widzę jak na scenę wnoszą fortepian.
Zważywszy, że nie byłam przygotowana na ten występ i w zasadzie nie mam żadnego podkładu muzycznego, postanowiłam, że sama zagram.
W zasadzie i tak nie mam innego wyjścia.
Mam jedynie nadzieję, że Ashton nie będzie zawiedziony piosenką, którą mam zamiar zaśpiewać.
I że Nick Jonas nie będzie tego oglądał.
Niestety w moim reperaturze nie ma żadnej innej, którą mogłabym zagrać indywidualnie.
Patrzę na jednego z operatorów dźwięku, który przekazuje, że wychodzę za dziesięć sekund.
Spokojnie odliczam, biorąc głęboki oddech.
Na tak wielkiej Australijskiej gali jeszcze mnie nie widzieli.
I to w pojedynkę.
Let’s get it started in here!
I knew from the moment that I met you, this wasn't right / Już od pierwszej chwili kiedy cię poznałam wiedziałam, że to niewłaściwe
But I couldn't leave you 'cause you treated me so damn right / Ale nie mogłam cię zostawić, bo traktowałeś mnie tak cholernie dobrze
There was nothing wrong with you / Nie było w tobie nic złego
The truth is you're a damn good guy / Prawda jest taka, że jesteś cholernie dobrym facetem
But I knew from the moment that I met you, this wasn't right / Ale już od pierwszej chwili kiedy cię poznałam wiedziałam, że to niewłaściwe
And you had money and cars, look like a star / Miałeś pieniądze i samochód, wygląd gwiazdy
You loved me so good, I could cry / Kochałeś mnie tak dobrze, mogłam płakać
Bought me roses and rings, such beautiful things / Kupowałeś mi róże i pierścionki, takie piękne rzeczy
But I was taught never to lie / Ale nauczono mnie, by nigdy nie kłamać
I hate to see the look on your face / Nienawidzę widzieć tego wyrazu na twojej twarzy
I wish I could make myself stay / Chciałabym móc zostać
But our hearts don't live in the same space / Ale nasze serca nie żyją w tej samej przestrzeni
So tell me how to break yours with grace / Więc powiedz mi jak złamać twoje z łaską
I knew from the moment that I left you, you'd be alright / Od momentu w którym odeszłam wiedziałam, że dasz sobie radę
You're gonna find another lover, one who doesn't waste your time / Znajdziesz inną miłość, taką, która nie zmarnuje twojego czasu
But every time you look at me, my body says, "One last night” / Ale za każdym razem kiedy na mnie patrzysz, moje ciało mówi „Jeszcze jedna noc”.
I swear I wouldn't leave with you / Przysięgam, że nie odejdę z tobą
But I just came to say goodbye / Ale po prostu przyszłam się pożegnać
And you had money and cars, look like a star / Miałeś pieniądze i samochód, wygląd gwiazdy
You loved me so good, I could cry / Kochałeś mnie tak dobrze, mogłam płakać
Bought me roses and rings, such beautiful things / Kupowałeś mi róże i pierścionki, takie piękne rzeczy
But I was taught never to lie / Ale nauczono mnie, by nigdy nie kłamać
I hate to see the look on your face / Nienawidzę widzieć tego wyrazu na twojej twarzy
I wish I could make myself stay / Chciałabym móc zostać
But our hearts don't live in the same space / Ale nasze serca nie żyją w tej samej przestrzeni
So tell me how to break yours with grace / Więc powiedz mi jak złamać twoje z łaską
I hate to see the look on your face / Nienawidzę widzieć tego wyrazu na twojej twarzy
I wish I could make myself stay / Chciałabym móc zostać
But our hearts don't live in the same space / Ale nasze serca nie żyją w tej samej przestrzeni
So tell me how to break yours with grace / Więc powiedz mi jak złamać twoje z łaską
Chłopcy zaliczyli dzisiaj występ z piosenką Youngblood i zdobyli aż cztery statuetki za nominację na najlepszą piosenkę roku, najlepszy australijski występ na żywo, najlepszy zespół i najlepszą piosenkę pop.
Jestem tak niesamowicie dumna, że chyba nawet nie potrafię tego ubrać w słowa.
Wiem tylko tyle, że dotychczas przyjazd do Australii przynosi same wspaniałości.
Na Afterparty możemy się trochę rozluźnić i zacząć cieszyć z ich wygranej.
Mamusie poszły do domu, więc zostałam tylko ja, Hope, cały zespół oraz ich rodzeństwo.
Ostatnie piętnaście minut spędziłam na rozmowie z bratem Luke’a, Jack’iem, któremu lamentowałam o tym, że nie mogę uwierzyć, iż nie są bliźniakami, skoro tak łudząco przypominają siebie na wzajem.
Tak, cóż… Spodziewam się, że Jack Hemmings ma mnie dość nie tylko na dzisiaj, ale na całe swoje życie.
-To był przepiękny występ. - komplementuje mnie Hope. W długiej kremowej sukni ze srebrnymi zdobieniami wygląda jak milion dolarów. Spodziewam się, że z takim wyglądem w Hollywood zrobiłaby ogromną karierę nawet jeśli jej jedynym talentem byłoby robienie na drutach. - Strasznie się wzruszyłam.
-Naprawdę? - uśmiecham się. - Miło to słyszeć. Jeszcze nie wiem w jakim nastroju jest twój brat… - rozglądam się po pomieszczeniu w celu znalezienia Ashton’a, bo w zasadzie przez całą galę miałam okazję go ujrzeć tylko na scenie. - Ale gdzieś się zapodział.
-To piosenka, którą napisałaś ot tak czy jednak ktoś był jej sprawcą? - Hope patrzy na mnie zaciekawiona. - Jeśli oczywiście mogę spytać. Nie musisz odpowiadać. Jestem zbyt natarczywa.
-No, you’re not. I nigdy nie waż się tak myśleć. - wzdycham. - W zasadzie był facet, z którym się spotykałam. I tak jak śpiewam w piosence, był przykładowym dżentelmenem. Znasz Nick’a Jonas’a?
-Pewnie, że tak! - robi duże oczy. Chyba jest podekscytowana moim byłbym chłopakiem. Co jest dość zabawne, bo teraźniejszym jest jej brat.
-To właśnie on. Ale to nie było to.
-Kurza stopa… Myślisz, że się domyśli, że to o nim?
-Mam nadzieję, że nie. - odpowiadam zdenerwowana.
W zasadzie mógłby być to ktokolwiek, prawda?
-Hello, beautiful people! - Ashton w końcu zjawia się w towarzystwie Michael’a, Luke’a i Calum’a.
Wszyscy wyglądają na niesamowicie zadowolonych i lekko (jeśli to faktycznie odpowiednie słowo) dziabniętych.
-Gratulacje! - krzyczymy wszyscy, ściskając się ze sobą nawzajem. Wcale nie dziwi mnie ich radość i imprezowy nastrój, bo mają ku temu powód. W pełni zapracowali na ten sukces więc należy im się chwila przyjemności.
-My girls! - Ashton staje za mną i Hope otaczając nas wielkimi ramionami trochę mocniej niż powinien.
Jeśli w ten sposób pokazuje nam swoją miłość, to naprawdę jest ona dość silna.
-Dusisz mnie bracie. - udaje się wypowiedzieć szatynce, na co chichoczę.
-Strasznie się cieszę, że obie tu jesteście. - wzdycha, patrząc na nas z góry z ogromnym uśmiechem na ustach.
-Muszę jeszcze na chwilę lecieć, zaraz do was wrócę. - mówi na odchodne i już widzę jak idzie w innym kierunku, lecz po chwili znów się wraca, całuje mnie mocno w usta i mówi:
-A ty jesteś tu dzisiaj najpiękniejsza.
Śmieję się, parząc jak odchodzi na dobre.
Zerkam na Hope, która podnosi do góry brwi z niebanalnym uśmieszkiem.
-My. Miał na myśli, że my jesteśmy najpiękniejsze.
-Yeah, right!
Alkohol odrobine szumi mi w głowie. Domek dla gości, który znajduje się kilkanaście metrów od głównego domu Ashton’a to na resztę dzisiejszej nocy znakomity pomysł.
W szaleństwie pocałunków i czystej rozkoszy popycham go delikatnie na kanapę. Zsuwam z siebie bieliznę i wciąż pozostając w długiej sukience siadam na nim okrakiem, głodna wrażeń, głodna jego ciała i głodna całej jego osoby.
On pozbywa się marynarki, rozwiązuje ciemny krawat i rzuca je za sofę. A potem bierze mnie w ramiona i mocno przytula. Szybko chwyta moją szyję, żeby odchylić mi głowę i całuje mnie tak, jakby od tego zależało jego życie.
Mam wrażenie, że wszędzie, gdzie mnie dotyka, rozkwita spełnienie, a jego moc pozbawia mnie tchu.
-Kochasz mnie? - pyta, dysząc przy tym cicho.
Ten dźwięk sprawia, że moje hormony znów zaczynają buzować w szalonym tępie, a ton jego głosu dociera do najbardziej mrocznych zakamarków mojej duszy. Zaczynam ciężko oddychać, a erotyczny niepokój coraz bardziej wypełnia moje ciało.
-A ty mnie? - odpowiadam, po chwili zdając sobie sprawę z tej głupiej rekacji.
Ale w tym momencie nie jestem w stanie myśleć o tym co mówię.
Pragnę go nieobliczalnie mocno.
Słyszę jego dźwięczny śmiech.
-Kocham. - mruczy w moje włosy. - Jestem teraz szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej.
-Więc ja też cię kocham. - uśmiecham się. - Kocham cię całą sobą. Because our hearts live in the same space.
Tymi słowami zaczynam wojnę naszych dotyków. Chwyta moją twarz i znów mnie całuje. Raz za razem. Jęczę głośno, jakbym właśnie tego potrzebowała. Jego język wdziera się do moich ust. Nie szuka wzajemności, po prostu chce dominować.
Ta noc przynosi nam wiele nowych wyznań, ciepła dotyku i nienasycenia własnych ciał.
I w końcu po całym tym czasie zdaję sobie z czegoś sprawę.
From the moment that I met him, this was right.
It all feels right.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz