VICTORIA
Zapowiadał się długi dzień. Wstałyśmy razem z Americą godzinę wcześniej, niż wskazuje na to nasz dzienny rozkład zajęć. Szósta rano, tylko my i wszystkie sprzęty w siłowni. Właśnie tak jak lubimy.
Po wyczerpującym treningu, każda rozeszła się do swojego pokoju. Ja, i jak przypuszczam również i Ami, wzięłam długi, gorący prysznic. Potrzebowałam rozluźnić mięśnie i trochę się zrelaksować.
Ostatnie dni, choć dla większości to dni gdzie ludzie są naprawdę szczęśliwi. Ja chciałabym wymazać z mojego życia magiczną gumką do mazania. Ostatnia noc dała mi dużo do myślenia. Zaczęłam uświadamiać sobie, kiedy Niall ewaluował z wkurzającego chłopczyka z One Direction na kogoś, na kim mi zaczęło zależeć. Szczerze? Nie pamiętam momentu jak moje serce rozpoczęło reagować szybszym biciem serca, a jego obecność zdecydowanie była dla mnie przyjemnością.
Czy to był ten koncert z okazji Święta Dziękczynienia?
Czy ta impreza obwieszczająca ich rozpad?
A może wizja tego, że Kate stała się dla mnie zagrożeniem zadziałała w ten sposób, że Niall stanął na zupełnie innym położeniu niż wcześniej?
Spoglądam na telefon, który jak zwykle bez ustanku wibruje na mojej poduszce. Maile od Margaret, sms od Tom’a, nieodebrane połączenia od gitarzysty Caleb’a i ta w kółko. Milion powiadomień z instagram’a. Snapchat. A w tym wszystkim zero Niall'a.
Dlaczego o tym myślę właśnie teraz? Bo uświadomiłam sobie, że z osiągalnego nagle jego osoba stała się nieosiągalna. Ale jednego jestem pewna - uczucie można stłamsić, jeśli się odpowiednio mocno postaram. I właśnie to mam zamiar zrobić.
Wzdycham, nadrabiam zaległości, po czym ubieram się. Sprawdzam torebkę czy mam wszystko, kiedy słyszę głośne pukanie do drzwi.
- To ja, Ami. Wpuścisz mnie?
- Już otwieram - odpowiadam na tyle głośno, że przyjaciółka mnie może usłyszeć. Szybkim krokiem podchodzę do drzwi i otwieram je. Ami stoi już wyszykowana na spotkanie i lunch z kimś od Armaniego - Co tam?
- Słuchaj - wchodzi do środka, a ja zamykam za nią drzwi - Vicky, jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, prawda? Jakby coś Cię trapiło, powiedziałabyś mi, prawda?
Mrużę oczy podejrzliwie. Stąpam z nogi na nogę.
- Oczywiście - przeciągam moją odpowiedź.
- Skoro Twoja odpowiedź jest twierdząca, to dlaczego kłamiesz? Co się dzieje? Chodzi o Niall'a, tak? Boisz się spotkania z nim?
- Shawn też ma się tam pojawić - siadam bezradnie na łóżku, chowając twarz w dłoniach - Przecież to będzie katastrofa.
- Może… może nie będzie tak źle, co? Trzymaj się blisko mnie, a na pewno nic się nie stanie.
Przysiada się, zarzucając mi rękę na ramię. Czuję jak delikatnie je masuje, czym zdecydowanie dodaje mi otuchy. America to najlepsza przyjaciółka pod słońcem.
- Dzięki - podnoszę wzrok i uśmiecham się blado. Szatynka ujmuje moją twarz w dłonie. Jej wzrok mówi wszystko: "Kto nie da rady, jak nie Ty, Victorio Santangel?"
Cały późny ranek i popołudnie jest zdecydowanie bardziej zabiegane niż zakładałam. Najpierw spotykam się z Tom’em na przymiarce kostiumów do filmu, potem wstępna charakteryzacja. Kiedy wychodzę z budynku przez piętnaście minut rozmawiam, rozdaję autografy i robię zdjęcia z fanami, którzy czekali na mnie przed wieżowcem. Potem szybki obiad na mieście, następnie wizyta w studiu nagraniowym. Mój dzień pracy zakończył się spotkaniem z menedżerką Miu Miu.
I takim oto sposobem, znów siedzę na łóżku gotowa do wyjścia. Koncert Ed'a zaczyna się za półtorej godziny. Zostało dziewięćdziesiąt minut do mojej ostatecznej destrukcji. Ami daje mi znać, że czeka. Zbieram się natychmiast, oddychając głęboko. Występowałam przed tysiącami ludzi na ogromnych scenach. A teraz boje się spotkania z dwójką osobników płci męskiej - to totalnie popieprzone.
Madison Square Garden. Z tym miejscem wiąże się zdecydowanie więcej wspomnień niż byłam tego świadoma. To tutaj odbył się nasz pierwszy duży koncert w Nowym Jorku. Grywałyśmy również w mniejszych miejscach, ale to - to co jest tutaj robi wrażenie. I dziś mam takie same odczucia, kiedy sekretnymi, tylnymi drzwiami o których wiedzą tylko osoby rozpoznawalne wchodzimy do środka.
Wszędzie kręci się pełno ludzi. Wygląda to zupełnie tak samo jak na naszych koncertach. Człowiek ma wrażenie, że wszyscy wokół uwijają się jak mrówki, a my jakby nigdy nic siedzimy w garderobie albo spędzamy czas z naszym zespołem bądź znajomymi a potem przygotowujemy się do występu.
Dwóch ochroniarzy, a w tym także Rocky towarzyszą nam w podróży do celu. Początek trasy: pokój w którym do koncertu przygotowuje się Ed.
- Dziewczyny! Jesteście! - rudowłosy wita nas entuzjastycznie od razu kiedy nas zauważa. Tuli nas i całuje w policzek. Ściskamy też całą jego ekipę, wymieniając uprzejmości i kilka słów z każdą osobą.
- Cieszę się, że dziś tu jesteście - siadam obok przyjaciela, a ten przyciąga mnie do swojego boku.
- My też się bardzo cieszymy - Ami uśmiecha się szeroko - To jak? Kogo dziś zobaczą tu moje oczy?
- Demi, Joe Jonas z Sophią… - zaczyna wyliczać, a Carter wstrzymuje oddech. Od razu zauważam, że z niecierpliwością i ciekawością czeka na ciąg dalszy - No i Nick.
- Nick Jonas? - upewnia się. Ed kiwa twierdząco głową. Wywracam oczami, śmiejąc się pod nosem cicho. Od momentu kiedy zobaczyła go na okładce gazety i wspomnieniu przez Chelsea, że Jonas napisał o niej piosenkę zdecydowanie intensywniej odbiera bodźce o jego osobie.
Już mam skomentować całą tą sytuację jakimś kąśliwym żarcikiem, kiedy zauważam go w drzwiach. America nie ma szansy go zauważyć, ponieważ siedzi tak, że drzwi pomieszczenia znajdują się za jej plecami. Od razu przesyłam jej znaczące spojrzenie.
- Vicky, dobrze się czujesz? - pyta robiąc taką minę, jakbym co najmniej zaczęła bez powodu wyć do księżyca.
- Za Tobą - odsuwam się od rudego, przechylam w jej stronę i szepczę - Zachowuj się normalnie.

Jednego jestem pewna - nie widzieli się już dłuższy okres czasu. Nick zrobił zarąbistą formę. Mam sto procent pewności, że gdyby ktoś postawił go za szybą sklepową, to 99% kobiet stała i lizałaby szybę. A America? Po bardzo dużym spadku wagi, gdzie wyglądała marnie i niezdrowo, teraz nabrała prawdziwych kobiecych kształtów. Wygląda zdrowo, radośnie (zważając na ostatnie sytuacje w jej życiu) i mogę tylko domyślać, co właśnie dzieje się w jej głowie.
- America - Nick posyła przepraszający uśmiech osobie z którą właśnie prowadził rozmowę i od razu podchodzi do mojej przyjaciółki. Szatynka wstaje, poprawia włosy. Wrzuca uśmiech numer pięć i już staje się kokietką.
- Nick - przytulają się, chyba o sekundę za długo.
- Wow! - odsuwa ją od siebie na długość jego muskularnych ramion - Wyglądasz niesamowicie.
- Dziękuję - czy ona się zaczerwieniła? - O Tobie mogłabym powiedzieć to samo.
- Przerzuciłem się na boks - puszcza jej ramiona - A teraz pozwól, że przywitam się z resztą ekipy. Strasznie miło Cię znów zobaczyć, Ami.
Kiedy mnie przytula, posyłam Carter oczko. Ami stoi zszokowana, rozanielona i zachwycona jednocześnie. A niech mnie kule biją. Nie dałabym sobie ręki uciąć, że on się tu dziś pojawi. Ale jest, przystojny i szarmancki jak zwykle. I myślę, że dokładnie tego moja przyjaciółka dziś potrzebowała.
Koncert jest świetny. Ed zawsze daje z siebie wszystko, a ja doceniam kiedy osoba występująca na scenie jest na niej na sto dwadzieścia procent. Ja staram się taka być, więc wymagam tego samego od innych artystów.
Występ kończy się prawie dwie godziny później, bo Ed śpiewał chyba z pięć piosenek jako bis. Ja choć starałam się bawić najlepiej jak potrafiłam, ciągle miałam wrażenie, że zobaczę Niall'a, obawiając się, że nie będę wiedziała jak się zachować. Jednak tak się nie stało. Do naszej ekipy dołączyła także Camila Cabello a z nią Mendes, który totalnie nie dba o naszą ostatnią sytuację. Traktuje mnie jak wcześniej- jak dobrą koleżankę.
Pod pieczą kilku ochroniarzy wracamy na backstage. Idę w ramię w ramię z Americą, rozmawiamy o koncercie i w sumie zapominam o wcześniejszych sytuacjach, kiedy go nie zauważam. Jest tak zagłębiony w rozmowie z Ed'em, że trudno byłoby mu nas zauważyć. Mam zamiar się wycofać, bo zatrzymuję się na pół nanosekundy. Carter działa jednak zdecydowanie szybciej. Łapie mnie pod rękę, nachylając się do mojego ucha.
- Pamiętaj, nic Ci się ze mną nie stanie.
Kiwam głową, ale nie jestem tego taka pewna.
- Ed, świetny koncert! - szatynka przytula Sheerana - Cześć Niall - obserwuje jak się witają i chcę zapaść się pod ziemię. Nie wierzę, że doprowadziłam do tej sytuacji.
- Victoria - America odsuwa się od Horana. Cały czas tu jestem? Myślałam, że dawno spaliłam się z zażenowania.
- Niall - spuszczam wzrok.
- Co się dzieje? - Ed zadaje pytanie. Myślę, że ani ja ani Niall nie chcemy odpowiadać.
- Zapytajmy reszty czy nie mieliby ochoty pójść w miasto, co? - Ami rzuca propozycję, a ja wypuszczam z ust powietrze nagromadzone przez ostatnie kilka minut. Stała się właśnie moją osobistą bohaterką.
- Dobry pomysł - Horan z entuzjazmem podchodzi do jej propozycji. Ja niekoniecznie.
- Przepraszam - spoglądam kątem oka na Ami i Ed'a. Na więcej nie mam odwagi - Jestem bardzo zmęczona. Chyba wrócę do hotelu.
Uśmiecham się tak, że moje usta tworzą wąską linię. Spoglądam na Ami wzrokiem, który tylko ona ma zrozumieć. I wiem, że rozumie.
- Jasne - mówi, przyciągając mnie do siebie - Zdecydowanie miałaś długi dzień, należy Ci się trochę odpoczynku.
Chciałabym dodać, że nie dzień, a ostatni rok, ale gryzę się w język.
- Czy ktoś tu mówił o wyjściu na miasto?! - Nick i Joe pierwsi dołączają do naszego małego grona. Z tego wszystkiego wynika gorąca dyskusja gdzie powinni skoczyć, co wypić i oczywiście obietnica długiej, niezapomnianej nocy.
- Sory ludziska, że przerywam wam, wasze gorące dyskusje, ale ja także postanowiłem trochę odpocząć - Ed spogląda na mnie, puszczając mi oczko - Wrócimy z Vick do hotelu, pogramy w chińczyka i wypijemy piwo. Santangel, pasuje Ci taka opcja?
Gdybym mogła padłabym na kolana i dziękowała wszystkim za moich przyjaciół. Za zrozumienie ze strony Carter i Ed'a, który poświecił dla mnie swój czas.
Ten wieczór może być całkiem fajny i wierzę w to. Naprawdę w to wierzę.
AMERICA
Spotkanie z głównym menadżerem marki Armani przebiegło jak najbardziej po mojej myśli. Kilka dni temu Raphael zadzwonił do mnie i poprosił o spotkanie. Wspomniał jedynie, że ma w zanadrzu duży projekt i jest zainteresowany współpracą ze mną.
Nasz zespół składa się z jedności, ale na szczęście nie mamy zbyt rygorystycznych zasad. Bez problemu możemy brać udział w różnego typu kampaniach na własną rękę. THE FAME to reklama. Ale indywidualnie każda z nas również jest bardzo dużo warta.
I takim oto sposobem po dzisiejszej rozmowie zgodziłam się na to, aby być główną twarzą najnowszej kampanii perfum Armani’ego. Zdjęcia mają się zacząć już niebawem po nowym roku, a to znaczy, że czeka mnie multum pracy, ale jestem tym niesamowicie podekscytowana.
Giorgio Armani wyrobił sobie znakomitą renomę na całym świecie, więc czuję się wyróżniona, iż mogę wziąć udział w owym projekcie.
Tymczasem koncert Ed’a był jak zwykle niesamowity. Wspaniałą energię i dobrą zabawę dało się odczuć od początku do samego końca.
Jedynym moim dzisiejszym zaskoczeniem wieczoru stał się Nick.
To niebywałe, że jeszcze trzy dni temu rozmawiałam o nim z Vicky, a dzisiaj ukazał się moim oczom.
W Nowym Yorku. Na koncercie Ed’a.
Mógłby być w milionie innych miejsca na świecie. W różnych zakątkach Stanów Zjednoczony, a nawet Europy. Ale nie. Jest tu dziś z nami, a ja naprawdę się cieszę z tego powodu.
No właśnie. Trzy dni temu. Zdaję mi się, że to wieczność choć minęło tak szybko. Od wydarzenia, które miało miejsce u Harry’ego w domu wiele się zmieniło.
Pomijając fakt, że w ten sam wieczór nawaliłam się okrutnie, tak, że praktycznie kilka następnym godzin spędziłam przy toalecie a cały kolejny dzień przespałam z powodu bólu głowy, to można powiedzieć, że sprawy potoczyły się na moją korzyść.
Sądziłam, że będę cały czas rozmyślać o tej sprawie i załamanie nerwowe kompletnie zawojuje moim umysłem, ale jednak rzeczywistość była trochę inna.
Do tej pory pamiętam moją rozmowę z Vicky, która przyszła do mnie, przerywając mi mój melancholijny stan. Powiedziała mi wtedy: „Nigdy nie będziesz w stanie się odnaleźć, jeśli zatracisz się w kimś inny. Dziś możesz mieć bardzo zły dzień, ale jutro może przyjść najpiękniejszy dzień w twoim życiu. Musisz tylko dotrwać…”
I tak też robię. Próbuję dotrwać. I stwierdzam, że idzie mi całkiem nieźle. Powiedziałam sobie: dość. Nie mogę tak dalej żyć. Nie mogę stale pokładać zbędnej nadziei w kimś, kto nie jest jej wart. Może to zły czas, może to zły sposób, a może po prostu nie jesteśmy sobie pisani.
Jak to mówią: nowy rok, nowa ja. Mam nadzieję, że tym razem moje wybory co do mężczyzn będą bardziej trafne niż w przeciągu ostatnich sześciu miesięcy.
I tym oto sposobem idę właśnie do pubu razem z Nick’iem, Joe, Sophie, Demi, Niall’em oraz Shawn’em i Camill’ą.
Trochę mi smutno, że Vicky postanowiła spędzić resztę wieczoru w hotelu, ale jestem w stanie sobie wyobrazić jej stan. Na pewno nie byłabym zbyt zadowolona, jeśli dostałabym propozycję wyjścia z dwoma mężczyznami, z którymi miałam do czynienia. Pomijając fakt, że ci mężczyźni są dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. KA TA STRO FA.
-Czy Vicky szykuje się na mojego kolejnego przyjaciela? - zagaduje do mnie Niall, zwalniając tempa. Od dziesięciu minut idziemy we dwójkę trzymając się trochę z tyłu za ekipą i do tej pory rozmawiało nam się świetnie, jak zresztą zawsze. Ale przypuszczałam, że ta konwersacja w końcu będzie kiedyś musiała zejść na temat Victorii.
-Z tego co wiem, Ed i Vicky są przyjaciółmi od dawna. Nic poza tym ich nie łączy.
-Jesteś tego pewna? - pyta, zapewne nie dowierzając w moje słowa.
-Tak. Jestem pewna. Popatrz na nas. My też się tylko przyjaźnimy. Jeśli ktoś by zasugerował, że możemy kręcić, pewnie byśmy ich wyśmiali.
-Masz rację - śmieje się, na co robię poważną miną. - Nie to, żebyś była nieatrakcyjna bo oczywiście jesteś… - broni się i tym razem ja mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Taki z niego przyjaciel a z tego co widzę mało mnie zna. - Ale no, sama wiesz…
-Doskonale zdaję sobie z tego sprawę Niall, tylko żartowałam. W każdym razie, sam widzisz. Nie wszystkie relacje damsko męskie muszą koniecznie kończyć się romansem.
-Ale powiedz sama. Uważasz, że sytuacja z Shawn’em była fair?
-Nie Niall, nie uważam tak, ale nie możesz jej winić. Szczerze powiedziawszy, w tej okoliczności staram się być obiektywna i nie stać po niczyjej stronie. Obydwoje jesteście trochę pogmatwani i nie wiecie czego chcecie. Shawn pewnie nie miał zielonego pojęcia, że między wami coś jest i prawdę mówiąc, nikt tego nie wie. Vicky była zła kiedy dowiedziała się o Kate i również się jej nie dziwię. Ty zaś zamiast być od początku trochę bardziej konkretny, to mam wrażenie, że sam nie wiedziałeś jak to ugryźć.
-Kiedy tak o tym mówisz, faktycznie mam trochę inny pogląd na to wszystko. - wzdycha.
-Chodzi o to, że nie można robić nic na siłę… - kontynuuję i sama zastanawiam się skąd tyle mądrości w mojej głowie, skoro sama kilka dni temu pchałam się w coś co nie ma racji bytu. To pewnie przez to, że naczytałam się w internecie ostatnio sporo życiowych cytatów. Chyba pochłonęły mój mozg na tyle, żeby w końcu było można realnie myśleć. - Jesteś moim przyjacielem i kocham cię całym sercem, ale ona również jest moją przyjaciółką. Nie chcę stawać pomiędzy młotem, a kowadłem.
-Wiem… - opatula mnie ramieniem. - Nie chciałem cię wstawiać w niekomfortowej sytuacji. Po prostu ta dziewczyna… - cichnie i drapie się po głowie. - Doprowadza mnie do szaleństwa.
-To w końcu Victoria Santangel - chichoczę. - Wielu ludzi doprowadza do szaleństwa. Ale sądzę, że powinieneś dać jej czas. - patrzy na mnie sarkastycznym wzrokiem. Chyba proszę go o zbyt wiele. - Tak, wiem, że dałeś już wystarczająco sporo, ale może to nie ten moment. Zacznij żyć w swoim życiem. Daj się ponieść chwili i ciesz się z teraźniejszości. Uwierz mi. Na razie tak będzie lepiej…
Joe’s Pub należy do jednych z tych bardziej pospolitych pubów, w których miałam okazję być. Ale tutaj w Ameryce, nie trzeba iść do ekskluzywnego baru czy klubu aby móc zostać niezauważonym. Tutaj sławne osobistości na ulicy to zupełna normalka i można się spodziewać, że jakieś osiemdziesiąt procent mijanych ludzi jednak należy do tej znanej elity niż tej mniej znanej.
Jedyne co nas wyróżnia to to, że siedzimy na górze w zaszklonej sali vip, do której osoby z dolnej części pubu nie mają dostępu. Nie dostrzegam jednak, żeby ktoś się na nas intensywnie gapił lub zastanawiał kim jesteśmy.
Zasiadamy do loży. Zajmuję miejsce z samego brzegu, kiedy tymczasem Niall usadawia się obok mojej lewej. Koło niego znajduje się Shawn wraz z Camilą, nowe twarze, czyli - Kelsey i Tom, którzy są parą i dobrymi przyjaciółmi Jonasów tak samo jak i Ryan, oraz Demi, Sophie i Joe. Nick zniknął z zasięgu mojego wzroku zaraz po tym jak tu weszliśmy. I nie powiem, że jestem z tego powodu zadowolona.
-Hej Ami, Caroline do mnie dzwoniła, że Paul się jej oświadczył! - Sophie krzyczy do mnie znad stołu. Ciężko się dogadać, zważywszy, że muzyka jest dość głośna.
-Widziałaś pierścionek? - pytam podekscytowana.
-Oczywiście! Pokazała mi go na facetime. Jest przepiękny! - mówi zachwycona. Ona i Caroline są bardzo bliskimi kuzynkami, zważając na to samo nazwisko.
Sophie poznałam dawno temu, jeszcze na początku naszej kariery, kiedy sama nie była jeszcze gwiazdą najpopularniejszego serialu na świecie. Ze względu na to, że mieszka w Los Angeles, nie widywałyśmy się zbyt często, ale zdecydowanie zawsze potrafiłam się z nią dogadać i bez jakichkolwiek wątpliwości mogę ją nazwać jedną z tych ulubionych koleżanek ze świata show biznesu.
-A wy kiedy bierzecie ślub? - pytam, uśmiechając się szeroko. Joe oświadczył się Turner po jedenastu miesiącach związku co wywołało niezłą gównoburzę w mediach, zważywszy, że stało się to dość szybko i niespodziewanie. No i sam fakt, że dzieli ich różnica siedmiu lat robi swoje. Ale kto teraz patrzy na wiek?
Okej. Między mną a Tyler’em również było niecałe osiem lat różnicy. Tyle, że on nie umywa się co do Joe. Jonas jest zabawowy, beztroski i czasem wciąż dziecinny, a może nie dziecinny, tylko po prostu bardzo wyluzowany jak na swój wiek.
Hoechlin był jego kompletnym przeciwieństwem. Zbyt „dojrzały”, zbyt poważny i zdecydowanie zbyt nudny.
-W maju. Jestem strasznie podekscytowana - mówi, wymachując mi przed oczami pierścionkiem zaręczonym. Jest przepiękny.
-Nieźle się wkopałem, co? - zagaduję do nas Joe, chociaż doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie ma na myśli nic złego.
-Lepszej nie znajdziesz! - odpowiadam roześmiana.
-Właśnie! Słuchaj Americy! Mam nadzieję, że pojawisz się na naszym ślubie? - odzywa się Sophie.
-Oczywiście, że tak! - krzyczę rozentuzjazmowana. - Nie mogłoby mnie zabraknąć na takim wydarzeniu!
-Na jakim wydarzeniu? - znikąd pojawia się Nick, z wielką tacą niezliczonej ilości kieliszków, w których błyszczy kolorowa ciecz.

-Doskonale to słyszeć - brunet wysyła do mnie uśmiech i usadawia się tuż przy moim boku. Schlebia mi to, zważywszy, że drugie wolne miejsce znajduje się obok jego brata.
-Czy mogę się dosiąść i napić się z tobą szota? - pyta.
-Nie mam nic przeciwko - uśmiecham się i odbieram od niego kieliszek.
-W takim razie wypijmy za to spotkanie.
-Niespodziewane, prawda?
-Tak. Ale cieszę się, że mieliśmy szansę się spotkać - odpowiada, po czym wypijamy zawartość kieliszków jednym duszkiem.
-Ostatni raz cię widziałam na imprezie pożegnalnej Caroline - zaczynam, przypominając sobie ten moment. Nawet z nim wtedy nie rozmawiałam, a sama go tam zaprosiłam. Jestem okropną suką. Naprawdę, nie potrafię sobie tego wydarować.
-Tak, ale nie zawitałem na długo. Od samego rana czekały mnie próby - odpowiada i nie zaczyna tematu o tym, że faktycznie jestem suką. Podziwiam go. Ja na jego miejscu sporo bym sobie wygarnęła.
-Więc… - mówię.

-Co się działo w twoim życiu ostatnimi czasy?
-Cóż, dużo podróżowałem, nagrywałem drugi sezon serialu i wydaję kolejną płytę.
-Kingdom. Tak się nazywa ten serial? Jesteś tam zawodnikiem MMA? - pytam, ponieważ co nie co słyszałam o nowej produkcji Nick’a. Cóż mogę powiedzieć. Zawsze jestem na bieżąco ze światem kina.
-Dokładnie. Oglądałaś?
-Niestety nie miałam czasu, ale chętnie bym zaczęła. Chociaż nie jestem fanką przemocy.
-Nie ma jej tak dużo. Wiele moich znajomych uprzedzało mnie, że nie interesuje się tym sportem, a po obejrzeniu jednego odcinka tak się wkręcili, że niektórzy z nich nawet regularnie chodzą oglądać prawdziwe walki - opowiada.
-Wiesz, robisz świetną reklamę. Chyba się skuszę - chichoczę.
-No, a ty jak sobie radzisz?
-Cóż, wiele się zmieniło.
-Na przykład?
-Na przykład to, że jestem kompletnie nie zależna, beztroska i totalnie wolna od jakichkolwiek przygód miłosnych.
-Czy myślę o tej samej przygodzie miłosnej co ty?
-Chyba tak. Ty jako jeden z nielicznych o niej wiedziałeś. I mimo to, że między nami potoczyło się tak, a nie inaczej, to zachowałeś to dla siebie więc bardzo ci za to dziękuję - odpowiadam, bo faktycznie Nick doskonale zdawał sobie sprawę z relacji, która tworzyła się między mną, a Harry’m. Jestem zdziwiona, iż mimo, że go kolokwialnie mówiąc OLAŁAM, to jednak nie zemścił się na mnie w żaden możliwy sposób i zachował to dla siebie.
-Nie ma o czym mówić. - częstuje mnie uśmiechem po raz kolejny. - Czyli koniec? - pyta, stawiając przede mną jedną butelkę piwa, które przed chwilą przyniósł Joe. Sam bierze łyk swojego i zerka na mnie zadowolony.
-Definitywnie. A co z tobą i Olivią?
-Widzę, że jesteś na bieżąco - śmieje się.
-Trochę naoglądałam się waszych zdjęć z sieci. Stanowiliście… Cóż… Ładną parę.
-Co mogę powiedzieć… Byliśmy razem dwa lata, potem mieliśmy przerwę, w której ty - wskazuje na mnie palcem. - Skradłaś moje serce - śmieje się, udając, że żartuje, ale chyba jednak jest w tym jakiś sęk prawdy. - Później zeszliśmy się na pięć miesięcy ale ostatecznie rozdzieliła nas odległość i kompletny brak czasu na spotkania.
-To smutne… - komentuję.
-Może tak musiało być. Wiesz, mam dwadzieścia pięć lat. Nie chcę się kompletnie zamykać. To znaczy, fajnie jakbym znalazł dziewczynę na stałe, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Widocznie ja i Olivia nie byliśmy sobie pisani.
-Tak, doskonale to rozumiem. Po prostu trzeba iść dalej i nie patrzeć za siebie. - odpowiadam i z tego co widzę, to mądrości Americy ciąg dalszy.
-W takim razie czeka nas długa noc - nachyla butelkę nad moją. Uśmiecham się i stykam się z nim szkłem.
-Nie mogę się doczekać.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz