sobota, 18 kwietnia 2020

E7S6. See the river runs I hear it runs every night. The misty sun where cool lovers lie.


⚞VICTORIA⚟
         America obiecała mi zabawę jak za starych lat i swoją obietnicę spełniła. Bawię się dziś wyśmienicie. Zupełnie jakbym zapomniała o całym świecie. O separacji z mężem, o żałobie po siostrze, o zbliżającym się końcu kariery piosenkarki, którą już od dawna się nie czuję.
         Żyję chwilą, tym co jest teraz.
         Wypijam litry bezalkoholowego szampana. Nadrabiam zaległości z Farrow, odstawiam dzikie tańce z moim nowym kumplem gejem. Zachwycam się poczuciem humoru Timothee. I w końcu poznaję czarującego Jonathana.
         Nikt z nas nie jest idealny, ale w ta chwila, to miejsce, ci ludzie - to wszystko wydaje mi się perfekcją.
 - Więc się rozwodzicie, hm? - Farrow porusza głową w rytmie muzyki, mocząc usta w napoju. Przytakuję luźno, bo wiem, że to jest jedyne wyjście dla nas. Nie potrafimy z Charlesem żyć razem i ostatnie kilka miesięcy nas w tym utwierdziło.
         Wcześniej nam się to udawało, bo osobą na której się skupialiśmy była Everly i nie myśleliśmy o nas. A później rzeczywistość zapukała do naszych drzwi, uświadamiając nas, że na dobrą sprawę "nas" nigdy nie powinno być.
 -  Tak. Jesteśmy teraz w separacji - potwierdzam - To dziwne… ten stan w którym teraz tkwię. Jakby ciągle do kogoś należę, a tak naprawdę już nie. Jestem gdzieś pośrodku zupełnie niczego.
 - Słońce, mój ojciec był w separacji pięć razy - Farrow spogląda na mnie, a ja uśmiecham się szeroko - Jeśli chcesz, dam Ci do niego namiary. Poradzi Ci jak sobie z tym radzić.
 - Nie, dzięki. Chyba jakoś poradzę sobie bez pomocy Twojego ojca - śmieję się. Skupiam swój wzrok na parkiecie, gdzie rządzi większość naszej dzisiejszej ekipy. America już od dobrej chwili porusza się w rytm muzyki z Luke'm u boku.
         To dziwne. Jeszcze jakiś czas temu to ja ocierałam się o jego krocze. Teraz robi to America i jak widać, zupełnie nam to nie przeszkadza. Po weselu Caroline i Paula, Ami przyznała mi się, że flirtowała z Hemmingsem, a on nie był jej dłużny. Już wtedy powiedziałam jej, że totalnie mi to nie drażni. W sumie im kibicowałam. Cóż... Mnie z Luke'm, nie łączyło nic oprócz kilku gorących numerków.
 - Muszę spadać - Farrow oznajmia, nagle wpatrując się w ekran telefonu. Przytula się do mnie mocno - Poznałam kogoś ostatnio i lubimy do siebie wpadać późnym wieczorem - mruga mi okiem znacząco. Doskonale wiem co ma na myśli.
 - Mam nadzieję, że się zabezpieczacie.
 - Tak, mamo. Oczywiście! W kontakcie?
 - W kontakcie - odpowiadam, a brunetka daje mi pożegnalnego buziaka w policzek, po czym opuszcza loże. Widzę, jak żegna się jeszcze z Americą oraz Lukiem, a potem znika w tłumie.
 - Victoria - zapatrzona w ludzi, nie zauważam kiedy do loży dołącza Calum. Spoglądam na mężczyznę i oceniam jego wygląd. Ma na sobie szary garnitur i czarny podkoszulek. Stwierdzam jednogłośnie i niezaprzeczalnie, że wygląda bardzo przystojnie. Chyba wyrobił się od ostatniego razu, kiedy mieliśmy ze sobą styczność.
 - Calum - mówię jego imię, przysuwając się do niego bliżej.
 - Świetnie dziś wyglądasz - komplementuje mnie. Już od długiego czasu nie słyszałam szczerej pochwały, więc jego słowa wprawiają mnie w zawstydzenie.
         Kiedyś komplementy były dla mnie jak chleb powszedni, potem wiele rzeczy się zmieniło, ja się zmieniłam więc nawet tak błaha rzecz jak powiedzenie mi miłego słowa, sprawiają, że od stóp do głów zalewa mnie przyjemne uczucie ciepła.
 - Dziękuję - przygryzam wargę. Oczy Caluma od razu skupiają się na moich ustach. Przez chwilę przygląda im się bacznie, po czym wraca do patrzenia mi w oczy. Jest ciemno, jestem pewna, że Calum już jest pijany, ale totalnie mi to nie przeszkadza.
         Jego stan upojenia alkoholowego wynika z dobrej zabawy, nie jak w przypadku Charlesa - obwiniania mnie o niepowodzenie naszego małżeństwa.
 - Ciekawi mnie jedna rzecz.
 - Jaka? - przekrzywiam trochę głowę, ciekawa tego o co zapyta.
 - Jak to się dzieje, że ciągle Ci się nie udaje.
         Nie odpowiadam od razu, nie jestem też zniesmaczona ani oburzona jego pytaniem. Teraz sama zaczynam zastanawiać się czemu.
 - Wiesz czemu?
 - Powiedz mi - ciemnowłosy zmienia trochę pozycję, pochylając ciało bardziej w moją stronę. Siedzimy tak blisko siebie, że prawie możemy poczuć ciepło ciała drugiej osoby.
 - Bo nie potrafiłam pokochać siebie na tyle mocno, żeby obdarzyć kogoś innego zdrowym, bezwarunkowym uczuciem.
 - Jak jest teraz? - twarz Caluma znajduje się prawie przy mojej. Teraz czuję jego słodki oddech, a sama jakby tracę na chwilę swój.
 - A jak Ci się wydaje, Calum? Jak Ci się wydaje?

         Całujemy się jeszcze zanim dotrzemy do jego pokoju hotelowego.
 - Cudownie smakujesz - mówię, kiedy na trzy sekundy odrywamy się od siebie. Calum śmieje się w moje usta.
 - Sekretem świeżego oddechu jest porządne umycie zębów przed wyjściem - odpowiada poważnie, a ja prycham.
 - Naprawdę? To jest ten sekret?
 - Oczywiście, że nie - czuję jak dłonie Caluma lądują na moich pośladkach, a potem bez problemu, podnosi mnie jak piórko i  przerzuca mnie sobie przez ramię.
 - Ale nie zdradzę Ci nic więcej.
         Nie protestuję, nie piszczę i nie rzucam się na jego ramieniu. Jest mi tu całkiem przyjemnie, zważywszy, że już dawno nikt nie zrobił ze mną tego co robi teraz Calum.
         W końcu ktoś nie traktuje mnie jak jajko, które przy pierwszej lepiej okazji może się rozbić. W końcu ktoś traktuje mnie zupełnie normalnie, nie bacząc na okoliczności jakie przyniosło moje życie. 
         Calum szamocze się przez chwilę, w poszukiwaniu karty do pokoju, aż w końcu słyszę piknięcie i przekroczeniu progu znajdujemy się w pomieszczeniu. Stawia mnie na podłogę, a ja jedynie co zauważam, to ciepłe, różowo-fioletowe światło płynące z głębi pomieszczenia. Kolorowe ledy oświetlają przestrzeń nad łóżkiem tworząc przytulny klimat. Tuż za owalnym łóżkiem światła nowojorskich budynków sprawiają, że czuję się tak wolna jak nigdy przez kilka ostatnich miesięcy.
 - Ładnie tu - komentuję, podchodząc bliżej okna.
 - Co czujesz?
 - Swobodę - odpowiadam od razu, spoglądając na mężczyznę przez ramię. Stoi praktycznie za mną, także wlepiając wzrok w błyszczące elementy za oknem.
 - Wolność - dodaję - Ostatni czas… ostatnio ciągle byłam do kogoś przywiązana. Do siostry z powodu jej choroby, do Charlesa z powodu małżeństwa. A teraz jestem tu z Tobą i czuję, że w końcu nie muszę do nikogo należeć.
         Dłonie Caluma wsuwają się na moją talię i przy wykorzystaniu niewielkiej siły przyciągają mnie do jego ciała.
         Stoimy ciało w ciało, oddycham szybciej, czując jak jedna ręka wysuwa się by ściągnąć z mojej głowy kapelusz. Palcami przesuwa moje włosy tak by dostać się do mojej szyi. Składa kilka krótkich pocałunków na mojej rozgrzanej skórze. Nie zaznałam takiej czułości od tak dawna, że reakcja mojego ciała jest zdecydowanie silniejsza, niż myślę, że powinna być. Zamykam oczy i wzdycham, kiedy czuję jak sprawnie odszukuje palcami guziki mojej spódnicy i odpina je. Wsuwa dłoń w moje majtki, by kilkoma ruchami palca i pieszczotą mojej łechtaczki, sprawia, że jęczę cicho, drżąc cała.
 - Jeszcze… - jedno słowo wypada z moich ust, pomiędzy krótkimi rozkosznymi sapnięciami. Sięgam do jego uda i ściskam je mocno przez materiał spodni, by chociaż trochę rozładować napięcie. Calum przyśpiesza ruchy, a mnie wystarcza chwila by dosięgnąć spełnienie.
         Stoimy tak jeszcze przez chwilkę, w tej samej pozycji. W odbiciu szyby okna widzę jedynie jak Hood unosi dwa palce, które jeszcze chwilę temu były we mnie i wkłada je sobie wprost do ust.
         Oblizuje je, ciągle patrząc w moje odbicie w oknie, by zwieńczyć to wszystko łobuzerskim uśmiechem. Obracam się powoli. Kosztuję tę chwilę.
 - Chcę więcej, Calum - moje piersi unoszą się i opadają w urywanym oddechu.
         Calum nie odpowiada, podchodzi do mnie i bez słowa znów wpija się w moje usta. Całujemy się zachłannie, wodząc wzajemnie swoimi językami o język drugiej osoby. W międzyczasie ściągamy z siebie ubrania, które lądują wszędzie i nie wiadomo gdzie.
         Odrywamy się od siebie. Calum siada na krawędzi łóżka, patrząc na mnie z pożądaniem. Takim, jakiego dawno nie doświadczyłam. Podoba mi się to i nie trudno mi to przyznać.
 - Podejdź do mnie - ruchem palca, zachęca mnie bym podeszła bliżej niego. Nie opieram się, robię dwa kroki w jego kierunku, pozwalając by jego oczy rozpalały moją skórę.
         Calum dosięga dłonią za moje kolano i przyciąga mnie możliwie najbliżej siebie. Jego usta są na wysokości moich majtek, więc patrzę na niego z góry, a on na mnie z dołu, kiedy składa słodkie pocałunki na skórze tuż nad czarną koronką bielizny, którą mam na sobie.
         Pożądam go, a on mnie, więc nie chcę czekać ani chwili dłużej na to co ma się wydarzyć. Chcę się z nim kochać, przy różowym świetle lam hotelowych i migoczącym blasku nowojorskiego miasta.
         Wsuwam dłonie w jego włosy, zmuszam go krótkim szarpnięciem by lekko się odchylił i całuję go zachłannie. Ocieram się o jego ciało, czując jak jego dłonie wędrują po moich plecach, pośladkach i udach.
         Zupełnie brakuje mi tchu, totalnie zszokowana tym co się dzieje, ale uświadamiam sobie, jak bardzo pragnę tego co ma się wydarzyć za chwilę.
         Zanim zupełnie naga siadam na nim okrakiem, pozbywamy się reszty garderoby. Ciągle patrzymy sobie w oczy, ja z tęsknotą, on z uznaniem.
 - Jesteś piękną kobietą, Victoria.
         Mówi to kiedy wchodzi we mnie, sycząc. Poruszamy się w jednym skoordynowanym tempie, jakby to co się dzieje było nie pierwszym a kolejnym razem, kiedy dochodzi między nam do zbliżenia. Całuję go, smakuję i mam wrażenie, że budzę swoje ciało do życia.
         Lubię seks, lubię jego niezależność i swobodę. Lubię kiedy usta Caluma błądzą po moich piersiach, kiedy jego ciepłe dłonie suną po moich udach i lubię kiedy patrzy mi w oczy kiedy dochodzi.
         Jęczymy, dyszymy, cieszymy się sobą i tą nocą, wiedząc, że nigdy więcej się ona nie powtórzy.

         O godzinie siedemnastej wychodzimy z mieszkania Americy na późny obiad. Obydwie spałyśmy do późna, ja po wyczerpującej nocy z Calumem, a moja przyjaciółka po upojnym seksie z Lukiem Hemmingsem.
 - I jak było? - ruszam znacząco brwiami znad ogromnego menu.
 - To było coś czego od dawna potrzebowałam.
         Dopiero teraz zauważam, jak Carter jest zrelaksowana. Jej skóra jest świetlista, bije od niej ciepło i siła, a cegiełką do tego celu była noc z Lukkiem.
 - Już dawno nie czułam się z nikim tak dobrze. Tak swobodnie - pozwalam jej kontynuować - Cieszę się, że to zrobiliśmy.
 - Słodziak z niego, co? - trochę ją podjudzam, ale kiedy patrzy na mnie, wiem, że potwierdza moje słowa.
 - Totalny słodziak - sięga po wodę, którą wcześniej zamówiłyśmy i upija łyk - Teraz Ty.
 - Calum to też słodziak.
 - Chyba po raz pierwszy nie widzę na Twojej twarzy wyrzutów sumienia, że się z kimś przespałaś. No i mówisz mi to od razu… - America rozgląda się aktorsko wokół siebie - Gdzie jest moja Victoria i co z nią zrobiłaś?
         Śmieje się szczerze wraz z Ami, napawając się nieprzeciętnością tej chwili.
 - Jesteś moją przyjaciółką, chcę mówić Ci takie rzeczy - przyznaję już poważnie, sięgając po jej dłoń - Pogodziłam się z wieloma rzeczami, wyzbywając się wstydu i poczucia winy, jakie zawsze wbijałam sobie do głowy. Jesteśmy po prostu zwykłymi ludźmi. Potrzebujemy w naszym życiu odrobinki przyjemności.
 - Czyli rozumiem, że seks z Calumem był przyjemnością?
         Mówi to szeptem, nachylając się nad stolikiem, tak by nikt oprócz mnie tego nie słyszał.
 - I to jaką przyjemnością - odpowiadam, przygryzając koniuszek palca. Jestem szczęśliwa i podekscytowana jak dziecko.
 - Nie wiem przyjaciółko, czy ogarniasz, ale zaliczyłyśmy 3/4 5 Second Of Summer - Ami chichocze.
 - Cholera, masz rację.
 - Wiem, zawsze mam rację - uśmiecha się szeroko. Nagle zmienia ton, z radosnego na bardziej poważny - Cieszę się, że tu jesteś. Ze mną. W Nowym Jorku. Nie tam, w tej zimnej Norwegii.
 - Też się cieszę - przyznaję bez ogródek. Dawno nie czułam się tak spokojna i wyluzowana. Dawno nie czułam się tak bardzo sobą.
 - Co teraz planujesz?
 - Garret znalazł mi mieszkanie w Londynie. Mogę wprowadzić się od zaraz. Ale zanim załatwię wszystko, pomieszkam jeszcze u Ciebie kilka dni, jeśli to nie problem.
 - Jasne, mieszkaj ile chcesz - kelner przynosi nasze dania, więc od razu zabieram się za jedzenie.
 - Zaczęłam pisać książkę dla dzieci - wyznaję - Kocham Londyn i jego atmosferę. Myślę, że to najlepsze miejsce dla mnie.
         Biorę łyk wody, by powstrzymać łzy które kumulują się w moich oczach. Nie wiem czemu zebrało mi się na płacz, to chyba ten moment wzruszenia, kiedy człowiek uświadamia sobie, że siedzi przed ważną osobą w jego życiu. Siedzi praktycznie nagi i wyznaje wszystko co leży na sercu.
 - A w połowie lipca, znów będę wolna. W końcu się rozwiedziemy z Charlesem.
 - A co z żałobą? - to śliski temat, ale jestem Americe ogromnie wdzięczna, że go poruszyła. Nastał czas w którym gotowość do odrzucenia żałoby po Everly w końcu nadszedł.
 - W końcu jestem na tyle silna, by przestać ją nosić. Ona jest tutaj - kładę otwartą dłoń na mojej klatce piersiowej - I tutaj na zawsze pozostanie.
         Przerywamy na chwilę jedzenie, by spojrzeć sobie w oczy. Ciszą dziękuję jej za wszystko co dla mnie zrobiła. Teraz czy kiedykolwiek.
 - Nigdy nie podziękowałam Ci, że wysłałaś mnie na ten odwyk. Nie wiem co byłoby gdyby nie Ty i Niall.
         Wypowiadam jego imię z trudnością i suchością w gardle. Jego osoba nadal wzbudza we mnie wiele wręcz skrajnych emocji i czuję, że to nigdy się nie zmieni. 
          Na twarzy Ami pojawia się zadowolenie.
 - Od tego są przyjaciele, Vicky.
 - A ja mam najwspanialszych.
 - Chcesz się kłócić? - Ami marszczy czoło, robiąc groźną minę - To ja mam najwspanialszych!
         Dziękuję całemu wszechświatu, że jestem tu gdzie jestem. Za doświadczenia, wypalone i obudzone uczucia. Z bagaż przejść. Za satysfakcję po odniesionych sukcesach, za łzy które płynęły po porażkach.
         Od bardzo dawna, upierałam się przy nowych początkach, które okazywały się tylko nieudanymi falstartami.
         Powinnam wiedzieć od początku, że mam ze sobą jeden problem - nigdy nie kochałam się wystarczająco mocno. Ciągle polegałam na kimś, a nie na samej sobie.
         Teraz wiem, że to powinien być pierwszy krok.
         Akceptacja.
         Pokochanie siebie. 
         Wybaczyłam sobie, w końcu to, że nigdy nie będę doskonała.
         Chociaż tak naprawdę zawsze byłam i będą najdoskonalszą wersją siebie.
         Ja, Victoria Santangel, idealnie niedoskonała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz