piątek, 11 października 2019

E9S5.I've got new rules, I count 'em.

AMERICA

13 listopad, Ameryka Północna, Los Angeles



Wdech i wydech.
-Dwadzieścia sekund. 
Kiwam głową do operatora dźwięku.
Ręce trzęsą mi się, jakbym nigdy wcześniej nie wychodziła na scenę.
To uczucie jest nie do opisania.
Nie wiem czy czułam się tak podekscytowana kiedy to po raz pierwszy występowałam w The Fame.
Wydaję mi się, że wtedy towarzyszyły mi zupełnie inne emocje.
Poruszenie, ale chyba nie tak dojrzałe jak teraz.
Nie byłam wtedy świadoma tego, co potrafię.
Teraz jest zupełnie inaczej.


Spoglądam w prawą stronę. Joy puszcza do mnie oczko. Uśmiecham się.
Zza jej sylwetki wygląda twarz Liz.
-Ale będzie czad!
Potakuję głową.
Znów wydech.
Teraz już nie ma odwrotu.
To będzie nieprawdopodobne wydarzenie.
Nie mogę się go doczekać.
-3, 2, 1, idziecie.

[Verse 1]

I've been reading books of old The legends and the myths
Achilles and his gold
Hercules and his gifts
Spiderman's control
And Batman with his fists
And clearly I don't see myself upon that list

But she said "Where'd you wanna go?
How much you wanna risk?
I'm not looking for somebody
With some superhuman gifts
Some superhero
Some fairytale bliss
Just something I can turn to
Somebody I can kiss

[Chorus]

I want something just like this
Doo-doo-doo, doo-doo-doo
Doo-doo-doo, doo-doo
Doo-doo-doo, doo-doo-doo
I want something just like this
Doo-doo-doo, doo-doo-doo
Doo-doo-doo, doo-doo
Doo-doo-doo, doo-doo-doo

Oh I want something just like this
I want something just like this

[Verse 2]

I've been reading books of old
The legends and the myths
The testaments they told
The moon and its eclipse
And Superman unrolls
A suit before he lifts
But I'm not the kind of person that it fits

She said Where'd you wanna go?
How much you wanna risk?
I'm not looking for somebody
With some superhuman gifts
Some superhero
Some fairytale bliss
Just something I can turn to
Somebody I can miss

[Chorus]

I want something just like this
I want something just like this

Cała arena popada w uwielbienie. Wyjmuję na chwilę słuchawkę z ucha, żeby usłyszeć to z dokładnością i bez żadnych zahamowań. Mam ochotę uronić łzę. Ten wiwat jest niesamowity. Ci ludzie przyszli tu dla mnie.
A ja obiecuję sobie, że ich nie zawiodę.
-Witaj Los Angeles! Wiem, że przyszliście tu dzisiaj, żeby posłuchać kawał dobrej muzyki i my mamy zamiar spełnić te oczekiwania. Dziękuję, że jesteście! 




Śmiech w autobusie jest wyraźnie słyszalny. Każdy jest pod wrażeniem dzisiejszego wieczoru. Wcale im się nie dziwię. Ja jestem weteranką, więc mniej więcej wiem jak to wygląda, ale nikt inny z mojego zespołu nie miał tej przyjemności grać dla tak wielkiej publiczności.
-To było niesamowite! - Medison podaje mi piwo. - Jeszcze nigdy nie czułam tyle endorfin naraz. 
-Boję się, że nie dojdę do siebie do czasu kolejnego koncertu. - odzywa się Sloan, również będąc w niemałym szoku.
-Dojdziesz, dojdziesz. - pocieszam ją. - Wierz mi, że kolejne koncerty będą cię napędzać jeszcze bardziej.
-Uważam, że cholernie daliśmy dzisiaj czadu. - Martin uśmiecha się, strojąc swoją gitarę. - Prawda młody? 
Mój brat kieruje się w naszą stronę z tak zwanej „autobusowej kuchni”, siadając obok szatyna.
-Prawda! Nieziemska sprawa. - bierze łyk piwa. - Cholera, siostra, nie przypuszczałem, że to może być takie zajebiste. 
-A ja nie przypuszczałam, że kiedykolwiek pokażemy się na jednej scenie! - siadam mu na kolanach, przytulając go mocno. Jak zwykle robi taką samą zniesmaczoną minę jak wtedy, kiedy przytula go mama. Wywołujemy tym chichot u reszty ekipy.
-Jesteście słodcy. - komentuje Medison.
-A ja mam ochotę tańczyć do białego rana! - Joy wstaje i wykonuje pozę prima baleriny. 
-A ja uśmiechnęłam się dzisiaj do jednego pana z ochrony i zobaczcie co udało mi się zyskać. - wyciąga z kieszeni długiego jointa, powodując tym samym zdziwienie, śmiech i ekscytację u reszty.
-Dobrze wiedzieć, że mamy w ochronie dilerów. - odzywa się Thomas. 
-Oh, daj spokój, to nie diler. Po prostu lubi sobie od czasu do czasu zapalić dla zdrowotności. 
-Skoro to nasz pierwszy koncert, należy go godnie świętować. - komentuje Joy, spoglądając na mnie. - Co ty na to Mi?
Zerkam na resztę ekipy, którzy patrzą na mnie conajmniej jak na swoją szefową. Zdecydowanie nie chce się tak czuć. Pragnę, żeby zdali sobie sprawę, że jesteśmy jedną całością i kiedy ktoś ma ochotę coś zrobić, to może to robić bez żadnych konsultacji.
-Hej! Ja, wy - to jedność. Więc jeśli ktoś wyjmuję trawkę, to idziemy palić trawkę! Zdecydowanie nam się to należy.
-Ooo, tak! - zgadza się Liz.
-Andrew! - podchodzę do naszego kierowcy. - Zatrzymaj się przy najbliższym lesie, łące, plaży… Czymkolwiek, bez zbędnej publiczności, dobrze?
-Mówisz, masz.

Mój zespół składa się z ludzi kompletnie innych, ale na swój własny sposób totalnie odlotowych. Nawet w najśmielszych snach nie spodziewałam się, że w całej tej wspaniałej przygodzie będą mi towarzyszyli tak wspaniali ludzie.
Jeszcze nie dawno byłam przerażona perspektywą utraty przyjaciół. 
Powiedzmy sobie prawdę w oczy. Zoe, Caroline i Vicky ułożyły sobie życie na swój własny sposób. Ja też to zrobiłam. W pewnym momencie odcięłam się na tyle, że nie miałam kontaktu z nikim ze świata zewnętrznego.
Kiedy się z kimś mieszka i spędza ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę, przyjaźń wygląda zupełnie inaczej.
Ale dorosłyśmy i byłyśmy gotowe na to, że pewnego dnia każda z nas będzie musiała iść w swoją stronę.
I tak też się stało.
Pomimo, że ta świadomość ciążyła na mnie ze zdwojoną siłą, to jednak dziś wiem, że tak musiało być.
A ja nie zostałam sama.
Wręcz przeciwnie.
Mam wszystko czego mogłam kiedykolwiek zapragnąć.
W skład wokalistek mojego „chórku” wchodzą trzy dziewczyny.
Pierwsza z nich to Joy. Urocza blondynka o niesamowitej energii i wspaniałym poczuciu humoru. Sądzę, że od momentu, w którym się poznałyśmy, rozumiemy się bez słów. Pałam do niej szczególną sympatią, bo przypomina mi trochę Caroline. Jest tak samo zabawna, urocza i niesamowicie szczera, co zdecydowanie jest jej wielką zaletą.
Liz jest przebojową mulatką o kruczo czarnych, kędzierzawych włosach, których zdecydowanie zazdroszczę jej najbardziej. Poza tym jest osobą, z którą zdecydowanie nie można się nudzić. Zresztą pokazała to dzisiaj, załatwiając nam wszystkim udaną zabawę za sprawą pewnych zielonych liści. Nie przypuszczałam, że jest na tyle odważna, żeby zrobić to już po pierwszym koncercie, ale szczerze powiedziawszy doceniam to, bo brakuje w naszym gronie kogoś tak bezpośredniego.
Medison jest dla mnie jak młodsza siostra. Jeśli miałabym wskazać kogoś, kto wnosi do naszego grona powiew świeżości i niewinności, jest to zdecydowanie ta filigranowa blondynka o oczach koloru nieba. Jej skromność, a czasem nawet dziewczęca nieśmiałość bardzo mnie ujmuje. Widzę w niej siebie sprzed kilku lat i chyba dlatego mam do niej największy sentyment. Pragnę ją wspierać i podnosić na duchu, bo sama byłam kiedyś najmłodsza w zespole i wiem jak bardzo jest to potrzebne.
Sloan otwiera furtkę osób, którzy grają na instrumentach. Ta śliczna, drobna Ormianka gra w moim zespole na skrzypcach i przyznaję, że jest w tym naprawdę wybitna. Wcześniej nie spodziewałam się, że będzie nam potrzebny tego typu dźwięk, ale przerabiając większość moich piosenek na melodie akustyczne, skrzypce wydały się w tym przypadku niezbędnym rekwizytem. I takim oto sposobem pojawiła się Sloan. Zupełnie jak na zbawienie.
Thomas gra na pianinie. Kiedy usłyszałam go po raz pierwszy, nie wierzyłam własnym uszom. Było to dla mnie nie do przyjęcia, że tak młody człowiek, potrafi grać w tak wspaniały sposób nie potrzebując do tego nut. Poza tym Thomas przypomina mi trochę mojego brata. Jest nieco wycofany, ale bardzo inteligentny i roztropny, a przy tym niebywale zabawny i pomocny. Co prawda, czasem zdarza mu się rzucić jakąś ciętą ripostę tak, że zwala swoją ofiarę z nóg, ale właśnie to mi się w nim podoba.
Nie chcemy przecież, żeby wszyscy byli tacy sami.
Martin ma dwadzieścia siedem lat i mam wrażenie, że jest najdojrzalszym muzykiem z nasz wszystkich. Gra na gitarze praktycznie większą część swojego życia i nie raz występował dla naprawdę dużej publiczności. Niegdyś miał swój zespół, z którym wyruszał w trasę po Wielkiej Brytanii, i muszę przyznać, że kiedy puścił mi ich muzykę oraz filmiki z koncertów, byłam pod niemałym wrażeniem. Biorąc pod uwagę jego wprawę i świetną znajomość świata muzycznego (od tej drugiej strony) wydaję mi się, że mam z nim najwięcej wspólnego. Pomimo, że trasa dopiero się zaczęła, to chyba właśnie z nim spędziłam najwięcej czasu nie tylko na śmiechu i rozmowie ale także obmyślaniu niewielkich szczegółów występów oraz małych zmian w brzmieniach moich utworów na żywo. 
Aaron, mój brat Aaron, zamyka naszą wesołą obsadę. Do teraz uważam, że to kompletnie niesamowite i totalnie niespodziewane, że mój brat dołączył do mojego zespołu. Oczywiście zawsze wiedziałam, że jest niezwykle uzdolniony i że uwielbia grę na wszelakich instrumentach, ale wcześniej nigdy nie brałam pod uwagę, że moglibyśmy stworzyć coś razem. Zresztą on też był dość wycofany jeśli chodzi o ten temat. Ale teraz kiedy już obydwoje staliśmy się dorosłymi ludźmi i zdecydowanie brakowało nam kontaktu, jaki mieliśmy kiedyś, postanowiłam zaryzykować, i kiedy zaproponowałam mu współpracę, pomimo mojego ogromnego zdziwienia - zgodził się bez wahania.
I tym to sposobem, w osiem osób tworzymy coś tak potężnego i absolutnie unikatowego, że prawdopodobnie ciężko będzie komukolwiek nam dorównać.
Słowo daję.

-A wiecie, że jeśli nocą na niebie pojawia się wiele gwiazd to kolejny dzień ma być bardzo ciepły? - odzywa się Sloan. Wszyscy leżymy na trawie, tworząc jedną wielką gwiazdę, podając sobie na przemian jointa. Myślę, że jego działanie zaczęło powoli się ujawniać u co poniektórych z nas. Może u mnie również.
-W Los Angeles jest zawsze ciepło. - śmieję się.
-Fakt. - przyznaje. - Większość życia spędziłam w Anglii. Nie znam pojęcia stałego ciepła.
-Ja też. - zgadza się Martin.
-W sumie ja też. - mówię.
-I ja! - zgłasza się również Aaron.
-Gdybyście mieli wskazać z zespołu jedną osobę, z którą mielibyście zostać już na zawsze, to kto by to był? - Joy rozpoczyna grę.
Kiedy Aaron ma już zabrać głoś i zdecydowanie wskazać mnie, ona szybko go ubiega.
-Rodzeństwo się nie liczy.
-Oh. - wzdycha. - W takim razie wybieram Medison. 
-Naprawdę? - uśmiecha się blondynka. I choć tego nie widzę, da się to odczuć po tonie, w jakim wypowiada to słowo.
-Jasne. Jesteś najsłodszą osobą, jaką spotkałem. - wyznaje mój brat. 
Jestem nieco zdziwiona, i gdyby leżał obok mnie, zapewne obdarowałabym go tak samo zdziwionym wzrokiem, ale niestety nie mam tej szansy. 
-To urocze. - komentuje Medison, więc wydaje się, że jej chyba nie przeszkadza ten niespodziewany zwrot akcji. - Też wybrałabym ciebie.
W O W.
-Nie uważacie, że nie wiemy o sobie wystarczająco dużo, żeby powiedzieć, z kim spędziłoby się wieczność? - zakłóca Thomas.
-Masz, zapal sobie. - Liz podaje mu jointa. - Będziesz łatwiejszy. 
Śmiejemy się.
-Wybrałbym Sloan. - mówi po chwili szatyn. 
Nie spodziewałam się, że faktycznie kogoś wskaże. I że będzie w tym tak bardzo stanowczy.
-Zamknij się. - chichocze brunetka.
-No co? Nie chciałabyś?
-Jesteś szalony. - dziewczyna szturcha go figlarnie, przejmując od niego skręta.
-Ja wybrałabym Joy. - odzywa się Liz.
-Pieprzysz. - dziwi się blondynka.
-No wiesz? Myślałam, że złapałyśmy więź. - żartuje. - Widziałam to spojrzenie, kiedy wyciągnęłam trawkę.
-Tak? A jakie to było spojrzenie?
-Coś w stylu: „Dzięki Bogu ślicznotko, przyszłaś mi na zbawienie”.
-Okej, niech ci będzie. Jeśli nie wybierzemy siebie na wzajem to nikt nas nie wybierze. - przybijają sobie piątkę.
-To ja wybrałabym Martina. - odzywam się z odwagą. Nie spodziewałam się tego po sobie, ale widocznie kilka buszków marihuany sprawia, że staję się dość bezpośrednia.
-Wybrałabyś mnie? - zerka na mnie. A że leży tuż obok, mam na niego doskonały podgląd.
-Jasne, czemu nie. Jesteś zabawny, słodki…
-I ekstremalnie przystojny. - dopowiada Sloan, na co chichoczemy.
-Prawda. - przyznaję.
-Dobrze, że z nami jesteś Mart. - odzywa się mój brat. - Może niezbyt zdolny, ale przynajmniej nadrabiasz wyglądem. Za muzykę odpowiadam ja i Thomas. - chłopcy przybijają sobie piątkę, zostawiając rozbawionego Martin’a w tyle.
Czuję jak szatyn dotyka mojej dłoni swoją, po chwili złączając je w jedność. 
Zerkam na niego z uśmiechem.
Ta bliskość mnie nieco krępuje, ale w jakiś sposób też zaskakuje.
Dawno nie miałam kontaktu z jakąkolwiek formą choćby flirtu, nie mówiąc o innych zbliżeniach.
Dobrze jest się znowu poczuć jak kobieta, a nie jak wrak człowieka.
To zdecydowanie podnosi na duchu.
-Ja też wybrałbym ciebie.

5 grudzień, Europa, Londyn 




-Dobry wieczór Londyn! Jak się bawicie!?
Wrzask. Wiwat. Donośny krzyk. Głęboki aplauz.
Tylko tyle jestem w stanie usłyszeć.
-Chcecie więcej naszej muzyki?
Wrzask. Wiwat. Donośny krzyk. Głęboki aplauz.
-Pytam czy chcecie więcej naszej muzyki!?
Wrzask. Wiwat. Donośny krzyk. Głęboki aplauz.
-W takim razie dajcie się usłyszeć w utworze New Rules!

[Verse 1]

Talkin’ in my sleep at night
Makin' myself crazy
(Out of my mind, out of my mind)
Wrote it down and read it out
Hopin' it would save me
(Too many times, too many times)
My love
He makes me feel like nobody else
Nobody else
But my love
He doesn't love me
So I tell myself, I tell myself

One, don't pick up the phone
You know he's only calling 'cause he's drunk and alone
Two, don't let him in
You have to kick him out again
Three, don't be his friend
You know you're gonna wake up in his bed in the morning
And if you're under him, 
You ain't getting over him

[Chorus]

I've got new rules, I count 'em
I've got new rules, I count 'em
I've gotta tell them to myself
I've got new rules, I count 'em
I've gotta tell them to myself

I keep pushin' forwards
But he keeps pullin' me backwards
(Nowhere to turn, no way)
(Nowhere to turn, no)
Now I'm standing back from it
I finally see the pattern
(I never learn, I never learn)
But my love
He never loves me
So I tell myself, I tell myself
I do, I do, I do

One, don't pick up the phone
You know he's only calling 'cause he's drunk and alone
Two, don't let him in
You have to kick him out again
Three, don't be his friend
You know you're gonna wake up in his bed in the morning
And if you're under him,
You ain't getting over him

[Chorus]

I've got new rules, I count 'em
I've got new rules, I count 'em
I've gotta tell them to myself
I've got new rules, I count 'em
I've gotta tell them to myself


-Bawcie się kochani! Skaczcie, śpiewajcie! Zdzierajcie gardło i tańczcie, aż zabraknie wam tchu! Teraz rządzi Euforia. Ta sama, która każe nie łapać za hamulec. Ta sama, która wciąż pcha nas do przodu lub wciąga pod górę. Szumi w uszach, szaleje w żyłach i rozpędza serce, aż się wyrywa. Aż zatyka gardło. Aż wyciska łzy. Jedyny motor tego życia. Miłość. Do wszystkiego i wszystkich.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz