sobota, 24 sierpnia 2019

E6S5. We stumble like the thunder in our hearts, laying low, we'll never lay apart.

Music on
VICTORIA


            Ślub Caroline był uroczy. Zupełnie jak z bajki. Taki, o jakim marzyła.
            Dla wszystkich z nas był to wielki dzień.
            Dla Car, z wiadomych przyczyn. W końcu została żoną. Jej celem w życiu było budowanie ogniska rodzinnego oraz podtrzymywanie jego ciepła. Zawsze mówiła, że najlepiej będzie się czuła jako pani domu, opiekując się dziećmi, gotując obiady i sprzątając każdy kąt. Chociaż przeżyła sporo będąc w zespole, dopiero teraz zaczyna się naprawdę spełniać.
            Dla Americy. Bo w końcu rozwinęła skrzydła. Ciąża którą utraciła, sprawiła, że cały jej świat stanął w gruzach. Potem rozstanie z Ashtonem było tylko kropką nad i jej góry nieszczęścia. Ale teraz, kiedy pozbierała się do kupy, mogę śmiało powiedzieć - Ami jest jeszcze lepszą wersją siebie. Jest szczera z samą sobą. Sama, lecz nie samotna. Ma nas, swoje pasje, kocha życie i świat. I jestem przekonana, że wie, że choć to dziecko utraciła w przyszłości spełni się jako matka.
            Dla Zoe. Zoe od jakiegoś miesiąca mieszka w Mediolanie, gdzie spełnia się jako modelka i projektantka bielizny. Jest w tym świetna. Kocha muzykę, ale to właśnie świat modelingu jest jej konikiem. To właśnie Zoe zaprojektowała bieliznę dla Caroline, począwszy od wieczoru panieńskiego, poprzez ślub, kończąc na nocy poślubnej i całej kolekcji seksownych koronek na miesiąc miodowy.
            Dla mnie. Bo jestem tutaj. Między ukochanymi osobami, które jak nikt inny wspierają mnie w tych trudnych chwilach. Trudne chwile? Dlaczego ciągle tak to nazywam? Bo trudne chwile nie mijają po miesiącu, dwóch, roku. Trudne chwile pozostają w nas na zawsze. Przestrzegają nas, że nie powinniśmy przeżywać tych chwil jeszcze raz. Teraz kiedy odcięłam się od alkoholu i innych używek, czuję, że mój mózg działa na najwyższych obrotach. Świat jest przejrzysty, umysł otwarty. Jestem skupiona.
            I szczęśliwa. Ze względu na Caroline, że jest w końcu żoną Paula. Ze względu na Ami, która po tych wszystkich przeżyciach ma ochotę czerpać z życia pełnymi garściami. Ze względu na Zoe, która spełnia swoje marzenia.
            Ze względu na Niall'a. Niall zostanie ojcem. Tatą. Będzie miał dziecko. I choć drzwi do jego świata od dawna były zamknięte, teraz słyszę jak zamykają się na klucz. Wiem, że nie mam prawa wkraczać w jego życie. Burzyć radości. Mieszać.
            Mam tylko prawo patrzeć jak Niall i Zoey konstruują swój świat.

            Dzień po ceremonii zaślubin, zorganizowałyśmy dla Caroline i Paula poprawiny. Nie są to jednak tradycyjne poprawiny, ale ognisko.
            Uznałyśmy, że musimy się wyluzować. Wesele za swoimi kulisami, to masa stresu i przygotowań. Chociaż dzień sam w sobie jest magiczny, obkupiony jest niejedną kroplą potu.
            Zebrało się wiele osób. W tym rodzice Paula, Caroline, przyjaciele rodzin, Luke, Calum i wielu innych znajomych z branży muzycznej i nie tylko.
 - Dziewczyny! Dziękujemy za zorganizowanie tego w taki sposób - Caroline przytula każdą z nas po kolei - Paul jest zachwycony. Wiecie jak uwielbia grillowanie.
 - To był jeden z głównych powodów dla którego ta impreza wygląda tak, a nie inaczej - Ami puszcza oczko do Caroline, a ona ściska ją jeszcze raz.
            Obserwuję, jak Ami zatraca się w rozmowie z Lukiem.
            To dziwne patrzeć jak moja przyjaciółka tak świetnie rozumie się z moim byłym kochankiem. Sama nie wiem jak mam go nazywać. Łączyło nas tylko łóżko i nic po za tym. Nadal ze sobą rozmawiamy, śmiejemy się, ale tak naprawdę nigdy nie było między nami mocnej nici porozumienia.
 - Myślisz, że America w końcu złapie się na przynętę Luka? - z rozmyślań wyrywa mnie głos Caluma. On chyba też zauważył to co ja.
 - Myślę, że i owszem.
 - Która tego nie zrobiła - patrzy na mnie znacząco, chociaż wiem, że nie ocenia mnie. Zna Luka i jego umiejętności. Zdaje sobie sprawę, że w jego przypadku wystarczy kilka słodkich słówek, wygląd niegrzecznego chłopca i wiele z nas rozłożyło przed nim nogi.
 - Może byś musiał po uczestniczyć trochę w szkole uwodzenia Luka Hemmingsa. Myślę, że po takim kursie każda byłaby Twoja.
            Calum śmieje się pod nosem.
 - Gdzie bywałaś kiedy nie było Cię na miejscu? Kiedyś często balowałaś w Los Angeles i Nowym Jorku. A teraz słuch o Tobie zaginął.
            Czyli jednak nie wszyscy wiedzieli gdzie byłam. Zdecydowanie była dla mnie to pocieszająca myśl.
 - Musiałam naprawić coś w swoim życiu - biorę łyk bezalkoholowego piwa. Bo teraz tylko jakie napoje wchodzą w grę.
 - I jak Ci idzie?
 - Skoro tu jestem to chyba nieźle.

            Kiedy zauważam, że Charles próbował dodzwonić się do mnie trzy razy, łapię telefon i wybieram jego numer. Czekam jeden sygnał, kiedy w słuchawce słyszę jego ciepły głos.
 - Victoria. Wolałbym nie mówić tego, że się o Ciebie martwiłem, chociaż zdaję sobie sprawę, że jesteś pod dobrą opieką. Ale martwiłem się. Jak się czujesz?
 - Cześć Charles - odpowiadam na przydługi wstęp. W odpowiedzi śmieje się radośnie.
 - Przepraszam - głos Charlesa jest szczery - Pamiętaj, że nadal jesteś moją pacjentką, która jest tysiące kilometrów ode mnie, a wokół niej pewnie tysiące pokus.
 - Radzę sobie, naprawdę. Dziewczyny mnie ogromnie wspierają.
 - Bardzo mnie to cieszy. Brakuje Ciebie w Hope Cove. Farrow umiera z nudów.
            Chichoczę w odpowiedzi. Wiem, że Farrow już nie może doczekać się mojego powrotu. Ciągle do mnie pisze albo dzwoni.
 - Musisz wymyślić jej lepszą rozrywkę niż grę w Pandemię i oglądanie nowych odcinków Gry o tron.
 - Obiecuję poprawę. Już nie mogę doczekać się kiedy Cię zobaczę. Tęsknię za Tobą.
            Serce ściska mi się kiedy słyszę te słowa. Miałam teraz tyle zajęć, że nie miałam czasu za nim tęsknić. Dla mnie to dobrze, jednak teraz kiedy on mówi o tęsknocie, uderza ona we mnie ze zdwojoną siłą.
            Pragnęłam, żeby Charles tu był. Żeby towarzyszył mi, widział i przeżywał to co ja. Ale póki ja jestem jego pacjentką sytuacja nie zmieni się. A wiem, że potrzebuję jeszcze czasu.
 - Też za Tobą tęsknię - głos mi się lekko łamie, ale na szczęście nie zaczynam płakać. Już dawno nie pragnęłam tak czyjejś obecności jak Charlesa -  Jeszcze tydzień i wracam do was.
 - Wracaj do mnie.
 - Dobranoc Charles.
 - Dobranoc Victorio.

            Rozstanie z dziewczynami i całą resztą zbliża się wielkimi krokami. I kiedy wybija późna godzina nocna, a większość gości zebrała się do domu, siadamy w salonie i po prostu rozmawiamy.
            Car i America popijają piwo, Zoe wino a ja zajadam się winogronami z ogromnej tacy.
 - Jestem żoną - blondynka spogląda na swój palec, na który wsunięty jest błyszczący diament.
 - Jesteś żoną - Carter potwierdza jej słowa, układając głowę na jej ramieniu.
 - Dziękuję wam, że byłyście ze mną w tym dniu. Na waszej obecności zależało mi najbardziej.
 - Przyjemność po naszej stronie - Zoe unosi kieliszek z winem ku górze - Za zdrowie świeżo upieczonej pani młodej.
            America stuka szyjką od piwa w szkło Caroline.
 - Za przyszłą mamusię. Bo chyba od razu zabieracie się do pracy, co?
 - Oczywiście! - entuzjazm Caroline jest oczywisty.
 - A ja chciałabym wznieść toast za naszą przyjaźń - dodaję - Żeby w momencie kiedy każda z nas będzie miała męża, dzieci… żebyśmy nigdy nie zapomniały o tym co nas łączyło, łączy i będzie łączyć. O tym co przeżyłyśmy.
            Ami spogląda na mnie ciepło, uśmiechając się tak jak nigdy wcześniej.
 - Za nas.
 - Za nas - powtarzamy chórem.

 

„Kwiaty nie zakwitną bez ciepła słońca. Ludzie nie mogą stać się ludźmi bez ciepła przyjaźni.” Phill Bosmans

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz