środa, 5 czerwca 2019

E18S4. In the dark and I’m right on the middle mark I’m just in the tier of everything, that rides below the surface.


VICTORIA
            Czasami życie zmienia się diametralnie.
            Czasami życie zmienia nas diametralnie.
            Czasami to powolny proces. Czasami szybki.
            Mnie moje życie zaskakiwało cały czas. Bywało, że był to powolny proces. Bywało, że szybki.
            Czuję się, jakbym spoglądała na moje ciało z góry. Otoczona zupełnie nową rzeczywistością. Chcę wybaczyć swoje własne błędy, spoglądając na nie z zupełnie innej perspektywy. Muszę je zrozumieć, ułożyć w głowie a potem stanąć przed lustrem i powiedzieć do siebie: wybaczam Ci, Victorio. Już jesteś wolna.
            Patrzę na siebie z góry i widzę, skrzywdzoną, bladą i wychudzoną istotę. Widzę moje potargane włosy, smutne oczy i trzęsącą się rękę.
            Słona łza spływa mi po policzku, kula się aż do szyi a potem znika gdzieś, wsiąkając w moją bluzkę. Jestem jednym wielkim bałaganem.
            I tak strasznie trudno mi sobie wybaczyć.

            Hope Cove to mała nadbrzeżna wieś w Anglii. Konkretnie w hrabstwie Devon. Znajduje się jakieś osiem kilometrów na zachód od Salcombe oraz osiem kilometrów na południowy-zachód od Kingsbridge.
            Hope Cove. To tutaj spędzę najbliższe kilka miesięcy mojego życia. Nigdy nie mieszkałam na wsi. Nawet na niej nie bywałam. Moja egzystencja opierała się na przeprowadzkach z miasta do miasta, z mniejszego do większego i odwrotnie.
            Od najmłodszych lat mojego życia nastolatki posiadałam telefony, komputery, dostęp do telewizji. Teraz, mając dwadzieścia cztery lata, problem z alkoholem, samą sobą i chyba całym światem, mam zakaz używania jakiego kol wiek urządzenia umożliwiającego mi kontakt ze światem.
            Mam prawo do jednego telefonu na tydzień i spotkania z moimi bliskimi co dwa tygodnie.
            Budynek w którym mieszkam, jest staromodny, ale zarazem elegancki i wybitnie drogi. Nie wiem ile kosztuje tutaj miesięczna kuracja, jednakże zdaję sobie sprawę, że osoba utrzymująca się ze zwykłej pracy nigdy w życiu nie wylądowałaby w takim miejscu.
            Myślę o Ami. O urodzinach na których nie mogę być. Wiem jednak, że otoczona jest najlepszymi ludźmi na świecie. Brak mnie, zostanie wynagrodzony przez kogoś innego. Ma Ash'a i maleństwo w brzuchu. Jest bezpieczna i szczęśliwa.
            Myślę o Niall'u. Doskonale pamiętam co mu powiedziałam. A raczej wybełkotałam.
Zostań… Proszę… ja Cię tak kocham. Tak mocno Cię kocham… Zostań… nie wracaj do niej…
            Moje słowa dźwięczą mi w głowie, jak melodia, którą usłyszało się przypadkiem, a potem chodziła za człowiekiem krok w krok.
            Czuję do siebie chwilowe obrzydzenie. Egoistka. Hipokrytka. Pies ogrodnika.
            I dużo więcej epitetów przebiega przez mój umysł. Mam wrażenie, że wszystkie najgorsze cechy opisują moją osobę. Zaczynam płakać. Jestem samotna, wyczerpana.
            Jest godzina dziesiąta rano, a ja padam ze zmęczenia. Mam ochotę zapaść w sen, ale słyszę pukanie do drzwi. Ocieram łzy z policzka i pośpiesznie wstaje z łóżka.
-  Wejść - mój głos jest zachrypnięty od płaczu.
            Kiedy drzwi się uchylają, widzę mężczyznę. Ma jakieś niecałe metr osiemdziesiąt wzrostu, atletyczną sylwetkę oraz świetnie dobrane ciuchy. Wygląda na miłego gościa, z przyjemną aparycją.
- Victoria Santangel? - pyta, po czym wyciąga zza pleców podkładkę z jakimiś notatkami.
- Tak. W czym mogę pomóc?
- Jestem Charles Barkman.
            Mówi ładnym angielskim, ale nie na tyle czystym bym sądziła, że jest z pochodzenia anglikiem. Wyczuwam w nim kogoś zza granicy mojego państwa, ale nie wypytuje. Pozwalam by mówił dalej.
- Będę Twoim nowym terapeutą. Pan Roselle, musiał zrezygnować. Sprawy rodzinne.
            Przytakuję głową. Niewiele miałam do czynienia z panem Roselle. Dwie sesje, które i tak zakończyły się tym, że ja milczałam a pan Roselle próbował wyciągnąć ze mnie chociaż jedno słowo.
- Okej - moja odpowiedź jest krótka i sugeruje, że innej wiedzy mi w tej chwili nie potrzeba.
- Victorio, omawiałem z panem Roselle Twój przypadek i…
            Ściągam brwi, kiedy widzę jak mężczyzna wchodzi do mojego pokoju i rozsiada się na fotelu obitym kwiecistym materiałem.
- Chcę żebyś się przede mną otworzyła. Chcę żebyś ze mną rozmawiała. Jesteśmy tu żeby wam pomóc, a nie zaszkodzić.
            Milczę.
- To do zobaczenia jutro, Victorio? - wstaje, spogląda na drzwi, po czym znów na mnie. Widzę dobro w jego spojrzeniu, młodość, która napędza go do pracy. Na pierwszy rzut oka da się zauważyć, że jest zaangażowany i chętny do pomocy. Nadal nie otwieram ust. Patrzę na niego tylko i kiwam głową.
- Jeśli będziesz potrzebować rozmowy, wiesz gdzie mnie szukać. Rozgościłem się już w gabinecie pana Roselle. Wyczuwam tam brak ręki dekoratora wnętrz, ale przynajmniej…
            Usta Charlesa się zamykają. Kładę się na łóżku, sugerując, żeby już wyszedł.
- Jutro o dwunastej.
            Odwracam się plecami do drzwi. Słyszę jak zamykają się prawie bezszelestnie, po czym zapadam w sen.
           
            Śnię o sobie. Widzę jak upadam, po czym znów się podnoszę. Wszystko to dzieje się na scenie, przed tysiącami, a może setkami osób. Ja siedzę w pierwszym rzędzie i oglądam każdy swój upadek. Mam wrażenie, że ktoś puszcza urywki z mojego własnego życia. Przelotne romanse. Libacje alkoholowe. Każde niepotrzebnie wypowiedziane słowo.
            Budzę się cała spocona. Spoglądam na zegarek. Dwunasta trzydzieści jeden.
            Wyskakuję jak oparzona z łóżka.
            Kręci mi się w głowie, siadam na skraju łóżka, po czym biorę łyk wody z butelki która stoi na moim stoliku nocnym.
            Bezsenna noc sprawiła, że padłam ze zmęczenia dopiero nad ranem.
            Jestem spóźniona na terapię.
           
            Spoglądam na siebie z góry i nadal widzę tylko jeden wielki bałagan.


We all are living in a dream,
But life ain’t what it seems
Oh everything’s a mess
And all these sorrows I have seen
They lead me to believe
That everything’s a mess

But I wanna dream
I wanna dream
Leave me to dream

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz