sobota, 23 lutego 2019

E12S4.And time goes by so slowly and time can do so much. Are you still mine? I need your love.

AMERICA


Bahamy to zdecydowanie najpiękniejsze miejsce jakie widziały moje oczy. Sądziłam, że nic nie przebije Karaibów ale muszę przyznać, że grubo się myliłam.
Bahamy w stu procentach skradły moje serce i duszę.
Pierwsze dwa dni spędziliśmy głównie na odpoczynku i kąpieli
Przepiękny różowy piasek plaży Pink Sands Beach to zdecydowanie coś wartego zobaczenia. Jest to nic innego jak skorupki otwornic i mikroskopijnych zwierzątek o jasnoróżowych lub czerwonych muszelkach. 
Coś fenomenalnego!
Można by było rzec, że to mój ulubiony aspekt na tej wyspie, lecz chyba nikogo nie zdziwi, jeśli powiem, że to świnie są moim numerem jeden.
Ashton dostrzegł to dość wyraźnie ponieważ przez prawie calusieńki dzień nie miałam ochoty wyjść z wody i chętnie nawiązywałam znajomość z moimi nowymi koleżankami.
Chyba przez chwilę pomyślał, że bardziej wolę ich towarzystwo od niego.
Cóż, możliwe, że w tamtej chwili miał rację.
On zdecydowanie nawiązał bliższą więź z flamingami.
Ja postanowiłam trzymać się na uboczu po tym, jak jeden z nich próbował zjeść mi palca.
Nie zaliczam tego doświadczenia do najmilszych.
W locie na wyspy już sobie wyobrażałam, jak wspaniale będzie zrobić zdjęcie wokół tych niesamowitych ptaków. 
Tylko ja, na tle wody i całe stado różowych stworzonek wokół.
Nie muszę chyba mówić, że nie do końca się to udało, a na większości fotografii mam tak przerażoną minę, że raczej wygląda to, jakbym była tam za karę, a nie dla przyjemności.
W efekcie końcowym stwierdziłam, że flamingi to zdecydowanie nie moja działka.
Kolejne dwa dni postanowiliśmy zarezerwować na turystykę.
Odwiedziliśmy podwodny labirynt, w którym spędziłam naprawdę niesamowite chwile zachwycając się fauną i florą oceanu. Muszę przyznać, że widok tego niezwykłego podwodnego świata wyjątkowo zapadł mi w pamięci.
Poza tym widzieliśmy również Mount Alvernia na Cat Island czyli najwyższe wzniesienie Bahamów, które mieści się na sześćdziesięcio-trzy metrowym wzgórzu, gdzie znajdują się wszelkie pozostałości pustelni, a ostatnim miejscem do którego postanowiliśmy zajrzeć to Gniazdo piratów w Nassau. Dowiedzieliśmy się, że w XVIII wieku był to popularny przystanek dla piratów z Karaibów, którzy lubili tu odetchnąć i zabawić się w czasie wolnym od „pracy”. Nie wiem o jakie „zabawy” chodziło dokładnie przewodnikowi, ale zgaduję, że były one zbyt pikantne, żeby mógł nam je skrupulatnie opisać.
Dzisiejszego wieczora mamy nadzieję poszerzyć swoje horyzonty.
Mam ochotę napić się dobrego piwa, ale w moim stanie mogę sobie pozwolić jedynie na to bez żadnych dodatków procentowych. Liczę chociaż na to, że będę mogła się porządnie najeść.
Cóż, jedzenie to teraz moje drugie imię.
Absolutnie różnego rodzaju jedzenie.


-Ci goście od kokosów są naprawdę niebywale sympatyczni. - Ashton wchodzi do pokoju, podając mi jeden z owoców. Biorę łyk przez słomkę, ciesząc się jego smakiem.
-Co tym razem ci wcisnęli? - pytam, siadając na łóżku.
Nie jestem zdziwiona, że są dla niego mili.
Już na wejściu dał im dwadzieścia dolców za wskazanie drogi do pokoju i kolejne trzydzieści za mapę wyspy, której podobno nie można było NIGDZIE dostać.
Okazało się jednak, że w pokoju czekała na nas ta sama mapa, zupełnie za darmo.
Zapewne rozpoznali w Ashton’ie dobrą, naiwną duszę, dlatego tak często go zagadują.
-Nic. - odpowiada, jakby był człowiekiem, któremu NA PEWNO NIE DA SIĘ NIC WCISNĄĆ. - Zapytałem ich co mogą nam polecić na wieczór.
-I co ci powiedzieli?
-Że najpopularniejszą knajpą na wyspie jest jakaś o nazwie Bahama Mama. 
-Jak z piosenki Boney M? - pytam rozbawiona.
-Tak. Dlatego ją zapamiętałem. - kładzie się na łóżku, usadawiając głowę na moich kolanach. - Mają tam dobre jedzenie i karaoke.
-Oh, w takim razie jestem za. A ile kosztowała cię ta przyjemność? - uśmiecham się, spoglądając na jego twarz.
Rozśmiesza mnie ten widok.
Mój chłopak jest naprawdę zabawnym stworzeniem.
-Dziesięć dolców.
Wzdycham.
-Cóż, w takim razie nie może nas tam dzisiaj zabraknąć.


W końcu mam okazję wykorzystać tą piękną sukienkę, którą kupiłam w jednym z miejscowych sklepów na wyspach.
Muszę przyznać, że będzie mi brakować tych słodkich, malutkich butików, bo można w nich znaleźć naprawdę ogrom perełek.
Pub „Bahama mama” wygląda z zewnątrz jak większość tutejszych knajp. Wszędzie dużo słomy, drewna i wielki neonowy bilbord, który wskazuje nazwę pubu.
Jednak jestem zmuszona stwierdzić, że faktycznie wydaje się najbardziej popularny, bo po drodze tutaj nie widziałam żeby w jakimkolwiek innym pubie było aż tak dużo ludzi.
Kumple mojego chłopaka mieli jednak rację i naprawdę uczciwie zarobili te dziesięć dolców. 
Sympatyczna starsza kelnerka prowadzi nas do stolika, wręczając kolorowo udekorowane Menu.
Na Bahamach wszystko jest przepełnione przepychem.
Jest tu dużo kolorów, dużo dekoracji i w zasadzie dużo wszystkiego.
Wbrew temu, bardzo mi się to podoba, bo faktycznie mogę poczuć, że jestem na wakacjach, a nie w drugim Los Angeles, gdzie wszystko jest gustowne, ekstrawaganckie i dopracowane na ostatni guzik.
Czasem nawet dobrze jest pobyć w chaosie. Inaczej człowiek mógłby zwariować.
-Co zjem, co zjem, co zjem? - pytam samą siebie, ale wywołuję tym śmiech u Ashton’a.
-Niezwłoczne pytanie dnia. - odpowiada.
-Czasem mam wrażenie, że tylko to potrafimy naprawdę dobrze. - mówię, na co przyznaje mi rację.
Zauważyłam, że odkąd jesteśmy razem w związku, trochę przybraliśmy na masie.
Z jednej strony ja jestem usprawiedliwiona, bo w końcu idzie mi trzeci miesiąc ciąży, natomiast mój chłopak w żadnej ciąży nie jest. Chyba, że spożywczej.
Aczkowiek nie przeszkadza mi to ani trochę.
Kiedyś bardzo podobały mi się pięknie wyrzeźbione ciała i twierdziłam, że kaloryfer na brzuchu to ósmy cud świata.
Dostrzegłam jednak, że myślenie potrafi się diametralnie zmienić.
Nie wyobrażam sobie Ashton’a z wybitnie wyrzeźbioną sylwetką.
Byłby jakiś taki…dziwny? 
Nie, nie, to zdecydowanie nie wchodzi w grę.
Uwielbiam go taki jaki jest.
Wysoki, postawny, troszkę ubity ale w stu procentach idealny.
Poza tym, do czego miałabym się przytulać w nocy gdyby nie jego wilczy apetyt?
-Cześć wszystkim, mam na imię Bethany! - moja głowa kieruję się w stronę, skąd dochodzi głos.
Szczupła, krótko ścięta blondynka w jeansowej kurtce i kozaczkach za kostkę uśmiecha się do tłumu, który odpowiada jej: Cześć Bethany!
Chyba tak właśnie wygląda rozmowa tłumu z wokalistą za każdym razem, gdy na scenę wchodzi ktoś nowy.
-Zaśpiewam dla was piosenkę Livin on a prayer.
Znana melodia zaczyna dochodzić do moich uszu. Uśmiecham się na ten dźwięk.
-Odważna dziewczyna. - mówi Ashton.
-Oh, daj spokój. W najgorszym wypadku odpadną nam uszy. - śmieję się. - W końcu karaoke to zabawa, prawda? Każdy może wziąć w niej udział.
-To prawda. Zamierzasz zaśpiewać? - pyta.
-Jeszcze nie wiem. - mrużę oczy, zastanawiając się nad tym intensywnie. 
-Znam cię. - patrzy na mnie, przybliżając moją dłoń do swoich ust. - Wyjdziesz tam zaraz po niej.
-A może wyjdziemy razem? - podnoszę brwi, pokazując mu, że wpadłam na genialny pomysł. - Widziałam, że mają fortepian. Może ja zaśpiewam, a ty zagrasz? 
-Wiesz, że to całkiem dobry pomysł?
-Oczywiście! Czy kiedykolwiek mój pomysł nie był dobry?
-Hmm, a pamiętasz jak ostatnio zamawiałaś o drugiej w nocy tajskie jedzenie, a później…
-Dobra, to akurat był zły pomysł. - wzdycham. - Zamiast mi wypominać, mógłbyś chociaż udawać, wiesz?
Śmieje się.
-Przepraszam. Po prostu to była pierwsza noc, w której trzymałem ci włosy podczas gdy wymiotowałaś. To utkwi mi na długo w pamięci.
-Gdyby mnie miała utkwić w pamięci każda noc, w której wypluwałam żołądek to chyba nie starczyłoby mi miejsca. 
-Wiem i doceniam to matko mojego dziecka. - całuje mnie w dłonie.
Ten widok i cała ta relacja totalnie mnie ujmuje.
Nie wiem kiedy ostatnio byłam tak szczęśliwa i czułam się przy drugiej osobie tak swobodnie jak przy nim.
Kiedy na niego patrzę, kiedy mnie dotyka, kiedy się kochamy, czuję się bezpieczna i pewna. Wiem, że kiedy z nim jestem, nic złego mnie nie spotka. Nie wiem dlaczego, ale ufam mu od pierwszego dnia, w którym go spotkałam po tych kilku latach. Tak, jakby mój umysł od samego początku wiedział, że to właśnie jemu mogę zaufać w stu procentach, bo będzie dla mniej kimś więcej niż tylko przelotnym romansem czy nieszczęśliwą miłością.
-Zdecydowałaś co będziesz jadła? - pyta, powracając do menu.
-Tak. Dzisiaj zaszaleję. Zamówię stek, krążki cebulowe i piwo karmelowe bezalkoholowe.

Pojadłam. Naprawdę mocno pojadłam.
Za ten czas kilka kolejnych osób zdążyło zawładnąć sceną Bahamy Mamy.
Niektóre występy były bardzo przyjemne, niektóre mniej.
Ale kto powiedział, że każdy jest urodzonym piosenkarzem?
Tym razem ja i Ashton wychodzimy na scenę.
Szef baru pozwolił nam wystąpić w parze, używając przy tym fortepianu. 
Mam nadzieję, że tutejszej publiczności spodoba się nasz występ.
Fajnie jest móc zaśpiewać w miejscu, gdzie prawdopodobnie nikt nie wie kim jesteś. Naprawdę doceniam takie momenty.
-Cześć wszystkim! Jestem Aven, a to mój chłopak Atlas. - wskazuję na siebie i Ashton’a, wymyślając nam na poczekaniu imienia. Nie widzę, żebym bardzo go tym zaskoczyła, bo z wielkim uśmiechem macha do publiczności jak gdyby nigdy nic. 
-Cześć Aven i Atlas! - wita się tłum.
-Wykonamy dla was piosenkę Broken by Lovelytheband. Jeśli nie słyszeliście, zapraszamy do zabawy.


I like that you're broken / Podoba mi się, że jesteś zepsuta
Broken like me / Zepsuta jak ja
Maybe that makes me a fool / Może to czyni ze mnie głupca
I like that you're lonely / Podoba mi się, że jesteś samotna
Lonely like me / Samotna jak ja
I could be lonely with you / Mógłbym być samotny wraz z tobą

I met you late night, at a party / Poznałem cię wieczorem, na imprezie
Some trust fund baby's Brooklyn loft  / W Brooklyńskim lofcie wynajętym za czyjeś kieszonkowe
By the bathroom, you said let's talk / Przy łazience, powiedziałaś „Porozmawiajmy”
But my confidence is wearing off / Lecz moja pewność siebie zniknęła

These aren't my people / To nie są moi ludzie
These aren't my friends / To nie są moi przyjaciele
She grabbed my face and / Złapała mnie za twarz
That's when she said / I wtedy powiedziała

I like that you're broken / Podoba mi się, że jesteś zepsuta
Broken like me / Zepsuta jak ja
Maybe that makes me a fool / Może to czyni ze mnie głupca
I like that you're lonely / Podoba mi się, że jesteś samotna
Lonely like me / Samotna jak ja
I could be lonely with you / Mógłbym być samotny wraz z tobą

There's something tragic, but almost pure / Jest w tym coś tragicznego ale też niewinnego
Think I could love you, but I'm not sure / Sądzę, że mógłbym cię pokochać, ale nie jestem pewny
There's something wholesome, there's something sweet / Jest w tym coś niesamowitego, ale też słodkiego
Tucked in your eyes that I'd love to meet / Utonąłeś w twoich oczach, które chciałbym spotkać

These aren't my people / To nie są moi ludzie
These aren't my friends / To nie są moi przyjaciele
She grabbed my face and / Złapała mnie za twarz
That's when she said / I wtedy powiedziała

I like that you're broken / Podoba mi się, że jesteś zepsuta
Broken like me / Zepsuta jak ja
Maybe that makes me a fool / Może to czyni ze mnie głupca
I like that you're lonely / Podoba mi się, że jesteś samotna
Lonely like me / Samotna jak ja
I could be lonely with you / Mógłbym być samotny wraz z tobą


Kiedy kończymy, tłum szaleje i dostajemy naprawdę masę braw. Czuję się dokładnie tak jak na koncercie, a może nawet bardziej wyjątkowo, bo nikt nas tu nie zna i tym razem jesteśmy nagrodzeni naprawdę za nasz talent.
Ludzie wykrzykują nasze wymyślone imiona i stwierdzam, że jest to naprawdę niesamowite uczucie.
Po jakimś czasie pozwalamy sobie z Ashton’em na wyciszenie.
Znajdujemy kameralną knajpkę na plaży, gdzie puszczają wolną muzykę i o bosych stopach udajemy się na piasek by potańczyć do tej wspaniałej, kojącej melodii.
-To było naprawdę niesamowite. - słyszę jego głos przy uchu. 
-Prawda? - wzdycham. -Czułam jakby cały świat do mnie należał.
-Bo należy. - całuje czubek mojej głowy. - Kiedy tam stałaś i śpiewałaś… Patrzyłem na ciebie i nie mogłem uwierzyć, że jesteś ze mną. - podnoszę głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. - Zrozumiałem, że nigdy nie kochałem nikogo tak jak ciebie. To może głupie, ale wydaję mi się, że pokochałem cię od pierwszego wejrzenia. Chyba kochałem Cię przez całe życie. Kocham twój głos, twoją twarz, twoje ręce. Kocham wszystko, co robisz i jak robisz. - uśmiecham się wzruszona. - Kiedy mnie dotykasz dzieje się magia. Nie potrafię tego zrozumieć, ani wyjaśnić - tobie ani sobie. Po prostu cię kocham. A co najlepsze, ty dajesz mi powód żeby kochać świat.
-Chyba nie da się być bardziej romantycznym - szepcę, delikatnie gładząc go po piersi i kołysząc się w rytm piosenki.
Uśmiecha się.
-Spróbuję. Zapytaj mnie za chwilę. - całuje mnie czule, ponownie przyprawiając mnie o szybsze bicie serca. -Ale teraz… - czuję jak oddala się ode mnie i sięga po coś do kieszeni. Widzę w jego dłoni małe granatowe pudełeczko i naprawdę nie mogę uwierzyć, że to może być właśnie ten moment. 
To niemożliwe, że to wszystko spotyka właśnie mnie. Właśnie teraz.
Zakrywam dłonią usta z wrażenia.
Kiedy oglądałam takie momenty na filmach, zawsze uważałam, że to zabawne. Że przecież nie można być aż tak w szoku, żeby dosłownie zatkać buzię rękę.
Myliłam się.
Tego uczucia nie da się opisać słowami.
-O boże… - udaje mi się wymsknąć, kiedy widzę jak Ashton klęka na jedno kolano. O MÓJ BOŻE.
-Chcę cię zapytać o jedną rzecz. Robię to ponieważ czuję do ciebie wszystko to, o czym przed chwilą powiedziałem. Jesteś jedynym sprawcą, który wywołuje u mnie tak silne uczucia.
Mgła. Zaczynam widzieć jak za mgłą. Łzy zbierają się w moich oczach z prędkością światła. Nie mogę uwierzyć, że nasze dziecko jest świadkiem tak wyjątkowego momentu w życiu jego rodziców.
-Americo Carter, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym głodomorem na świecie i zostaniesz moją żoną, by dalej kroczyć ze mną w tej wędrówce pełnej jedzenia, muzyki, śmiechu, tańca i miłości? 
Śmieję się. Klękam na przeciwko niego, całując go tak mocno, jak jeszcze nigdy. Nie mogę uwierzyć, że ktoś mi się oświadcza.
Że TEN mężczyzna mi się oświadcza.
Jak to się stało?
Jakim cudem moje życie w przeciągu tak krótkiego momentu zmieniło się tak bardzo?
-Tak! TAK, TAK, TAK! - odpowiadam w emocjach. Mam ochotę wzbić się w powietrze i krzyczeć „Tak” przez całą noc. 
-Nie wierzę, że to zrobiłeś. - mówię, kiedy stajemy na przeciwko siebie, a ja mam okazję podziwiać ten cudowny diament, który widnieje właśnie na moim palcu.
-Ja też. Denerwowałem się przez cały tydzień.
-Wierzę ci. - śmieję się. - Potrafisz sobie to wyobrazić? Weźmiemy ślub. - przytulam go. - I będziemy rodzicami.
-Życie jest pełne niespodzianek. A wracając do dzisiejszego incydentu, w którym inaczej nas przedstawiłaś… Podobały mi się te imiona.
-Naprawdę?
-Tak. Myślę, że moglibyśmy je wykorzystać. Będą pasować do naszej szalonej rodzinki A.
-Aven i Atlas. - powtarzam, uzmysławiając sobie dopiero teraz, jak bardzo mnie również podobają się te imiona.
Mają w sobie coś magicznego, do tego są związane z przeżyciami, które ja i Ashton mieliśmy okazję dzisiaj doznać. Uważam, że to wspaniałe rozwiązanie na wymyślenie imienia dla dziecka.
-Aven i Atlas.
I ot tak nasze życie zmieniło się na zawsze.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz