VICTORIA
Z
reguły komplikuje życie wszystkich wokół mnie. Oprócz śpiewania, jest to mój
drugi największy talent.
Po
mojej wielkiej imprezie urodzinowej moje życie znów jest szare, smutne i do
dupy. Względnie - wystraszyłam faceta który w końcu sprawił, że poczułam się
doceniona, piękna i warta każdego jego spojrzenia i dotyku.
Moje
przyjaciółki wliczając w to Ami oraz Caroline, znów trzymają mnie na dystans. I
powtarzają moje ulubione słowa "A NIE MÓWIŁAM?".
Siostry
które mimo iż się tolerują jeszcze totalnie nie potrafią przebywać w swoim
towarzystwie. Wyczuwam to teraz podwójnie, zważywszy, że jesteśmy w podróży do
Manchesteru.
Tak.
To też część mojego "genialnego" planu.
W
mojej głowie był genialny. Spotkanie z zaskoczenia, miłe przyjęcie. Wszyscy w
mgnieniu oka zakochują się w uroczej i kochanej Everly.
Jaka okaże się rzeczywistość? Zaraz zobaczymy.
Dom
rodzinny nie zmienił się od ostatniego czasu kiedy go widziałam. Mama tylko
zaczęła aranżować ogród i przestrzeń przed domem na swój sposób. Zauważam podobieństwo
do naszego poprzedniego wystroju. Wszystko jest praktycznie takie jak w naszym
starym domu.
Do
domu pierwsza wchodzi Veronica. To dom w którym mieszka na co dzień, więc dla
niej to zupełnie naturalne otoczenie.
- Hej wszystkim! - krzyczy już od
wejścia.
- Veronica? Szybko wrócił…
Kiedy
mama zauważa mnie w progu nie kończy zdania, tylko najpierw przytula Ronnie, a
potem podbiega do mnie.
- Victoria - szepcze mi do ucha.
- Cześć mamo - mówię i równie mocno
ją przytulam - Chciałam żebyś kogoś poznała.
Czuję
jak ciało mojej rodzicielki sztywnieje. Odsuwa się ode mnie i patrzy na mnie
pytającym wzrokiem.
- Wiem, że to może był głupi
pomysł, ale pomyślałam, że łatwiej wam będzie jeśli nic wam nie powiem.
Mama
dalej stoi osłupiała.
- Everly.
Moja
starsza siostra przekracza próg domu. Mam wrażenie, że cały świat przestał się
kręcić. Moja mam oddycha ciężko, a mi spada kamień z serca. Teraz czuje się
lekko i przyjemnie, chociaż tak naprawdę nie wiem jak wszyscy zareagują na
Everly.
Łzy
zaczynają spływać po policzkach mojej mamy. Widzi ona swoją córkę pierwszy raz
od porodu. Nigdy nie sądziłam, że przydarzy mi się taka sytuacja. Żyłam w
przekonaniu, że moja rodzina składa się ze mnie, Valentiny, Veronicy, mamy i
taty. A tak naprawdę jest nas o jedną osobę więcej.
- Dzień dobry - głos Ev jest
nieśmiały i cichy. Mama zakrywa usta dłonią, by następnie rozłożyć je szeroko i
pozwolić by szczupłe ciało blondyni wtuliło się w nią mocno.
Nigdy
w życiu nie widziałam czegoś takiego. Pewności, że ktoś kogo się widzi, jest tą
osobą którą chciało się zobaczyć. Jestem niemal pewna, że moja mama bała się,
że Everly nie będzie tą kobietą której się spodziewała. Ale teraz kiedy patrzę
jak obie przytulają się i płaczą sobie w ramionach mam pewność.
Pewność,
że to spotkanie było jedną z niewielu rzeczy które naprawdę mi się udały. Tak musiało
być. A ja tylko pomogłam przeznaczeniu.
Trzy
godziny później siedzimy przy stole i zajadamy się smakołykami, które moja mama
zdążyła przyrządzić.
Dołączyła
do nas również Valentina z Lucasem oraz mój tata. To ich reakcji bałam się
najbardziej. Ale okazało się, że to oni zachowali się najbardziej naturalnie. Zupełnie
jakby Everly była naszym stałym gościem.
- Więc skończyłaś administrację
sztuki na Uniwersytecie Roosvelta? - mój tata posiada kilka rodzajów głosów. Ten
ton mówi, że jest naprawdę pod wrażeniem.
-
Tak - Everly potwierdza - Teraz kiedy przeprowadziłam się do Nowego
Jorku i będę mieszkać z Victorią, mam szansę na znalezienie pracy w jakiejś
galerii. Marzy mi się coś niewielkiego z obrazami mało popularnych artystów.
Zapamiętuję
jej słowa. Wcześniej nie opowiadała mi o swoich planach.
- Mieszkacie razem? - mama przeżuwa
kawałek mięsa który ma w ustach.
- Tak mamo - odpowiadam - Everly
wprowadziła się do mojego loftu w tamtym tygodniu. Jeszcze nie miałam szansy
wam o tym powiedzieć.
- To świetnie - tata uśmiecha się
szeroko z uznaniem i puszcza mi oczko.
- A jeśli mogę spytać - Ev
spogląda na Valentinę, której brzuszek jest już pięknie zarysowany. Poród
zbliża się wielkimi krokami i już nie mogę doczekać się kiedy na świecie pojawi
się dziecko Val i Lucasa - Chłopiec czy dziewczynka?
- Dziewczynka - twarz mojej
siostry rozpromieniła się i spoglądając na Lucasa, który był równie szczęśliwy
co ona pierwszy raz zdradza jakie imię będzie nosić moja siostrzenica - Długo
myśleliśmy jakie imię jej nadać, ale uznaliśmy, że musimy kontynuować naszą
rodzinną tradycję. Nasza córka będzie miała na imię Vinnie Leonore. Od pierwszych
liter naszych imion.
Kolacja
przebiegła w miłej i rodzinnej atmosferze. Nie chciałam by się to kończyło, ale
każdy miał swoje życie i musiał do niego wracać. Lucas do swoich obowiązków związanych
z firmą, którą zaczął prowadzić w Manchesterze. Valentina do dbania o siebie w
czasie ciąży. Veronica do szkoły. Tata do pracy.
Pokój
w którym śpię już nie przypomina tego w którym mieszkałam zanim wyleciałam z
matczynego gniazda. Jest jednak przytulny i wiem, że mama włożyła wiele pracy w
to, żeby nasz nowy dom przypominał chociaż w jednym procencie nasz stary.
Właśnie
kładę się do łóżka i po samą szyję przykrywam kołdrą, kiedy słyszę pukanie do drzwi.
Domyślam się, że to mama, ale kiedy drzwi się otwierają i widzę w nich tatę
jestem trochę zdziwiona.
Myślałam,
że to raczej moja rodzicielka chciałaby zamienić ze mną kilka słów. Tata jest
wyrozumiały i rozumie większość naszych pomysłów.
- Mogę? - wygląda tak samo jak
przez cały dzień. Widzę jednak na jego twarzy więcej zadumy niż wcześniej.
- Jasne - siadam na łóżku i
klepię miejsce obok siebie. Tata zajmuje je w mgnieniu oka.
- Mam dla Ciebie prezent - wyciąga
z kieszeni małe pudełeczko - Wiem, że to niewiele, ale uznałem, że skoro moja
córeczka ma urodziny to coś muszę jej podarować.
Podaje
mi pudełeczko i pozwala do niego zaglądnąć. W środku znajduje się złota bransoletka
z trzema kamieniami w różnych kolorach. Tata wkłada mi ją na nadgarstek.
- Jest piękna. Dziękuję -
przytulam go, po czym dotykam delikatnej biżuterii. Jestem nią zaaferowana i
zachwycona.
- Co u Ciebie Victoria? - pyta
tak po prostu, a mnie aż brakuje powietrza. Odrywam się od podziwiania prezentu.
Ostatnimi czasy zapomniałam, że można mnie pytać o coś takiego. Każdy ma swoje
sprawy, swoje życie. Nie mamy czasu już na takie pytania.
- Nie wiem, tato - wzruszam
ramionami i patrzę na obraz na przeciwległej ścianie - Chyba znów się trochę
pogubiłam.
- Dlaczego?
- Miałam plan. Genialny plan -
wzruszam ramionami - Genialny według mnie. Rzeczywistość jednak okazała się
zupełnie inna.
- Potrzebowałaś planu na życie? -
spoglądam na tatę, który wydaje się być lekko zdziwiony. Raczej zna mnie z tej
spontanicznej strony. Myślę, robię. Ale to było lata temu. Byłam nastolatką i
wydawało mi się, że mogę złapać życie za nogi. Teraz jestem już dorosła i nadal
popełniam najmniejsze błędy, z których wychodzą wielkie sprawy.
- Przez sławę, rozgłos, plotki,
zamieszanie wokół mnie… przez to wszystko potrzebowałam czegoś bezpiecznego. Prostego,
a zarazem bogatego. Chciałam mieć pewność, że wszystko co dzieje się w moim
życiu jest moim dziełem. Nie dziełem moich managerów, doradców i kolegów z
branży.
Mój
ojciec kiwa ze zrozumieniem głową. Milczy przez chwilę, więc wiem, że analizuje
wszystko co mu powiedziałam.
- Chcesz robić wszystko po
swojemu, ale nie do końca Ci to wychodzi?
Idealne
podsumowanie. Od razu zgadzam się z jego słowami. Ciepła dłoń taty obejmuje
moją.
- Kochanie, tego nie nauczysz się
w miesiąc, dwa, rok.
Milczę.
Tata mocniej ściska moje palce. Spoglądam na niego z oczami pełnymi łez.
- Szczerze? Nigdy się tego nie
nauczysz. Los i życie pobiegną swoimi ścieżkami. Możesz je zaplanować, ale
niewiele z rzeczy przez Ciebie zaplanowanych pójdą zgodnie z planem.
Ciepłe
łzy spływają mi po policzkach. Wtulam się w ciało mojego taty i płacze jak
dziecko.
- Jesteśmy tutaj, żebyś miała do
czego wracać kiedy Twoje życie nie pójdzie zgodnie z planem. Pamiętaj o tym.
Płaczę
dalej, tak długo, aż nie wypłaczę chyba wszystkich łez.
Zasypiam
późną nocą, w ramionach mojego taty, który układa mnie na poduszce i przykrywa kołdrą.
Czuję
się spokojna, pełna życia i dopiero teraz wiem, że mój nowy początek tak naprawdę
nigdy się nie zacznie. To tylko słowa. Mam wspaniałą rodzinę, kochanych
przyjaciół, robię co kocham i poznałam kogoś na kim zaczyna mi zależeć. Dopiero
przyjazd tu pozwolił mi zrozumieć, że mam wszystko i jedyne czego potrzebuję to
zaakceptowanie siebie.
Pozwolenie
samej sobie żyć w zgodzie ze mną.
I chyba w końcu mi się
to udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz