VICTORIA
Moje urodziny
zbliżały się ogromnymi krokami. Co prawda w nowy wiek wchodzić będę dopiero za trzy
dni, ale dzisiejszego wieczoru postanowiłam zorganizować wielką imprezę
urodzinową.
Mówiąc wielką,
mam na myśli naprawdę wielką imprezę. Zaproszenia zostały rozesłane do
pięciuset osób, które oczywiście mogły przyprowadzić kogo miały ochotę.
Denerwowałam się.
Miałam kilka powodów do tego, by chodzić wkoło mojego hotelowego pokoju i
niepokoić się nadchodzącymi wydarzeniami.
Dlaczego?
1) uznałam, że
wspaniałym pomysłem będzie jeśli w tajemnicy przed wszystkimi zaproszę Touch Of
The Sun jako główną kapelę. Oczywiście wszystko załatwiał Will, sprowadzając
ich tutaj już wczoraj. Ben nie ma pojęcia, że to moje urodziny. Nie omieszkałam
zaprosić kilku moich kolegów po fachu, którzy zajmują się odkrywaniem nowych
talentów.
Może przesadziłam,
ale bardzo pragnęłam by spełniły się marzenia Ben'a o nagraniu płyty.
2) na mojej
imprezie pojawi się również Everly. Z Manchesteru przylatuje Veronica. Co za
tym idzie?
Odbędzie się
spotkanie na szczycie.
Nie mam zamiaru
pozostawić tych dwóch samym sobie. Będę aktywnie uczestniczyć w ich pierwszym spotkaniu.
Oczywiście to też zaplanowałam poza ich plecami. Ani Ver, ani Everly nie mają
pojęcia, że dziś będą miały okazję się poznać.
Spoglądam w
lustro, zadowolona z tego jak wyglądam i jak wszystko zaplanowałam. W mojej
głownie jednak zaczynają kłębić się czarne myśli. A co jeśli żaden z krytyków
nie dostrzeże w TOHS tego co ja zobaczyłam? Albo Ev i Veronica nie przypadną
sobie do gustu?
- Wszystko pójdzie zgodnie z planem - przekonuję swoje odbicie w
lustrze. Uśmiecham się szeroko. Jestem gotowa.
Z niecierpliwością
czekając co przyniesie nam wszystkim ta sobotnia noc.
Na imprezie
pojawiam się spóźniona godzinę. Jest to planowane spóźnienie. Pół godziny temu zespół
Ben'a powinien pojawić się na scenie, która została stworzona specjalnie z tej
okazji.
Klub Avalon
spełniał wszystkie wymagania. Był przestronny, ekskluzywny i spełniał wszystkie
moje oczekiwania.
Kiedy pojawiam
się na głównej sali, wiele osób zaczyna składać mi życzenia. Zanim docieram do
Americy, Ashtona, Caroline i Paula mija dłuższa chwila.
- Wszystkiego najlepszego! - wołają wszyscy od razu jak mnie
zauważają. Caroline wręcza mi balon wypełniony helem w kształcie jednorożca.
- Jesteście kochani - przytulam każdego po kolei.
- Balon to pomysł Caroline - Paul spogląda na swoją narzeczoną -
Ona chyba nadal uważa, że lubisz takie rzeczy.
Unosi palec by wskazać na kolorowy prezent. Co prawda
jednorożec zdecydowanie nie pasuje do dzisiejszej imprezy, ale doceniam gest.
Caroline to mała słodka istotka, która chociaż ostatnio bardzo dojrzała,
uwielbia takie dodatki.
- Wszystko jest idealne. Dzięki - mówię jeszcze raz - A jak
podoba wam się zespół?
- To ich repertuar? - Ashton spogląda w stronę sceny - Całkiem
fajne brzmienie.
- Chyba w tym wszystkim nie chodzi o muzykę. Victoria skupia się
zdecydowanie na czymś innym - Ami patrzy na mnie wyczekująco. Czeka aż przyznam
się, czemu zaprosiłam na swoje urodziny mało popularny band z Nowego Jorku, a
nie popularnego DJ.
- Okej, okej. Może w tym wszystkim nie chodzi o muzykę. Ale są
dobrzy, prawda?
Wszyscy
przyznają mi rację. Wznosimy toast za moje dwudzieste czwarte urodziny. My
pijemy szampana, America wodę z cytryną.
Około północy,
kiedy miał się zbliżać koniec koncertu TOTS, Ed został wybrany by zapowiedzieć moje
wejście na scenę. I kiedy wybiła dwunasta Sheeran stanął na środku, trzymając w
jednej dłoni piwo, w drugiej mikrofon. Zaczęłam zbliżać się do sceny. Chciałam być
przygotowana na wkroczenie na nią w odpowiednim momencie.
- Witam wszystkich i cieszę się, że mogę was widzieć na tej
imprezie - zaczął. Większość skupiła na nim swoją uwagę - Chyba wszyscy wiemy z
jakiej okazji się dziś tutaj spotkaliśmy.
Piski, wybuchy
śmiechu, aplauz.
- Chyba wszyscy chcielibyśmy zaśpiewać naszej solenizantce sto
lat?
Ed odszukuje
mnie wzrokiem. Teraz czas bym to ja zajęła jego miejsce. Kiedy idę w stronę
sceny, szukam wzroku Ben'a.
Długo czekałam
na tą chwilę. Omijałam go z daleka by tylko moje pojawienie się na scenie było
dla niego niespodzianką.
Zamiast szczęścia
i euforii widzę na jego twarzy rozczarowanie. Ale nie mogę się teraz wycofać. Chociaż
chciałabym stąd uciec, nie mogę.
Wiem, że muszę
skończyć to co zaczęłam.
- Jesteście świetni, dzięki - uciszam tłum - Dziękuję za tak
liczne pojawienie się na moich urodzinach, za wszystkie prezenty i życzenia. Jesteście
świetni! Chciałam podziękować zespołowi którzy towarzyszył wam w pierwszej
części imprezy - obracam się, by zaprezentować członków zespołu.
Oczy Willi palą
się zadowoleniem, reszta zachowuje się całkiem naturalnie. Ben niespodziewanie zniknął.
Przełykam ślinę.
- Bawcie się dobrze! Jeszcze raz dzięki - wykrzykuję do
mikrofonu, chociaż moje gardło zaciśnięte jest tak mocno, że prawie tracę
oddech.
Na salę wjeżdża
ogromny tort, a ja czekam aż ta szopka się skończy. Szopka, którą sama stworzyłam.
Pół godziny
później szukam Ben'a na zapleczu. Potrzebowałam chwili by go zlokalizować, ale
kiedy w końcu udaje mi się go znaleźć, nie wiem co powiedzieć.
Spoglądamy na
siebie z dwóch końców korytarza i milczymy.
- Ben… - odzywam się w końcu. Podchodzę do niego i kucam,
podpierając się na jego kolanach - Spójrz na mnie.
Nie spełnia mojej prośby. Wręcz przeciwnie. Odwraca
wzrok w drugą stronę. Ujmuję jego policzki i zmuszam go by nasze oczy się
spotkały.
- To miała być niespodzianka.
- Świetna niespodzianka - nie spuszcza ze mnie wzroku - To są Twoje
urodziny. To chyba ja powinienem zrobić Ci niespodziankę.
Czuję pod
palcami jak zaciska mocno szczękę.
- Z resztą, nawet nie wiedziałem, że je masz.
- Moje urodziny są nie ważne. Chciałam żebyście poznali kilka
osób z branży.
Oczy blondyna
zwężają się. Nie wydaje się zaskoczony. Jest po prostu wściekły.
- Po co to zrobiłaś? Przecież wiesz jakie mam na ten temat
zdanie - jego głos jest równie rozczarowany jak jego wzrok, kiedy pojawiłam się
na scenie. Nie odpowiadam. Ben łapie mnie za nadgarstki, ściąga moje dłonie ze
swojej twarzy, po czym pomaga mi wstać.
- Przepraszam - udaje mi się powiedzieć.
- Nie wiem co mam powiedzieć - puszcza moje ręce.
- Nic nie mów. Nie bądź na mnie zły, proszę. Wiem, że
spieprzyłam sprawę. Ale naprawdę chciałam dobrze - błagam. Dosłownie.
- Wiem, Vicky. Ale wiesz, że chcę osiągnąć wszystko sam. Nie potrzebuję
niczyjej pomocy.
Zapada między
nami cisza. Patrzymy tylko na siebie, stojąc tak blisko, że wystarczyłby jeden
krok żebym mogła go pocałować. Chcę to zrobić. Tak mocno, że wszystko ściska mi
się boleśnie.
- Ben… - robię krok do przodu, ale Hardy odsuwa się ode mnie. Teraz
nie dzieli nas jeden krok, teraz dzieli nas nieskończoność.
- Daj spokój.
Spogląda na
mnie ostatni raz i wychodzi.
Wracam
oszołomiona. Wypijam kilka kieliszków szampana i shoty. Wiem, że przesadzam ale
uznaję, że skoro to moje urodziny i moja impreza, to mam twarde prawo do tego
by się tak zachowywać.
- Gdzie jest Veronica? - bełkoczę do Ami. Wiem, że moje
zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Przyjaciółka jak na przyjaciółkę przystało,
próbuje mnie ogarnąć. Nie przynosi to jednak zbyt dużego skutku, więc Carter
poddaje się i pokazuje na tłum ludzi w środkowej części sali.
- Widziałam ją ostatnio na parkiecie.
- Okej.
Biorę kolejny
kieliszek szampana, odnajduję Everly w tłumie i proszę by udała się ze mną.
- Jesteś chyba trochę pijana - bardziej stwierdza, niż pyta. Nie
zaprzeczam. Potwierdzam skinieniem głowy.
- Jestem.
- Może powinnaś wrócić do pokoju hotelowego? - łapie mnie pod
łokieć z zamiarem wyprowadzenia z klubu. Opieram się jednak.
- Najpierw… o! Tu jesteś!
Veronica
wygląda dziś bardzo seksownie w półprzeźroczystej sukience. Moja najmłodsza
siostra nie jest już słodką dziewczynką. Zaczyna budzić się w niej kobieta. Skoro
z impetem wkracza w świat dorosłych, to uznaję, że poradzi sobie z tym co mam
zamiar teraz zrobić.
- Veronica - przyciągam do siebie zdziwioną siostrę - Poznaj. To
jest Everly.
Muzyka w klubie
wypełnia powietrze unoszące się wokół nas. Ale między nami pojawia się coś
jeszcze.
- Everly - blondynka wyciąga dłoń w kierunku Ronnie. Widzę
chwilę zawahania, ale w końcu ona ściska jej dłoń i uśmiecha się lekko. Zachowuje
dystans, ale nie na tyle by sprawić wrażenie, że Ronnie nie chce jej przywitać
w naszej rodzinie.
- Miło mi Cię poznać.
- Mi również.
Chyba idziemy w
dobrym kierunku. Przytulam je obie, czując jak łzy napływają mi do oczu.
- Teraz będziemy tworzyć wspaniałą rodzinę - trochę dramatyzuję,
ale mój stan mi zdecydowanie na to pozwala.
Chichoczę.
- Chcecie tworzyć ze mną wspaniałą rodzinę? - pytam, a moje
siostry spoglądają po sobie - Kto nie chciałby tworzyć ze mną rodziny? - mówię
bardziej do siebie niż do nich.
- Chodź, zabierzemy ją do hotelu - Everly łapie mnie pod jedno
ramię, Veronica pod drugie.
Odnoszę wrażenie,
że nikt się już tutaj mną nie przejmuje. Przyszli na urodziny Victorii
Santangel, ale tak pochłonęła ich impreza, że zupełnie zapomnieli dla kogo dziś
tutaj są.
I zupełnie jest
mi to na rękę. Wsiadam do podstawionego samochodu i marzę o jednym.
Żeby obudzić
się i wiedzieć, że znów wszystkiego nie spierdoliłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz