piątek, 18 stycznia 2019

E4S4. But nothing is better sometimes, once we've both said our goodbyes... Let's just let it go.

Music on

VICTORIA
            Nie czekałam długo na ten dzień. Jednak moja niecierpliwość i zdenerwowanie sięgnęło zenitu, kiedy dowiedziałam się jaka jest data mojego przesłuchania na Juilliard School.
            Will załatwił nam prywatny przelot i takim oto sposobem ja oraz moja siostra Veronica lecimy już do Nowego Jorku. Już dawno mnie tam nie było. W sumie trochę stęskniłam się za tym miejscem. 
            Uśmiecham się do Veronicy, która pochłonięta jest swoją lekturą. Ja przeglądam nuty i proszę niebiosa abym nic nie spieprzyła. Wszystko musi być idealnie. Poświęciłam tym piosenkom trochę czasu i mnóstwo pracy. Od nich zależy moje miejsce na Juilliard, więc wszystko musi być perfekcyjne.
            Przypominam sobie wszystkie wielotysięczne koncerty które dawałyśmy dla naszych fanów. Na przesłuchaniu będą tylko cztery osoby. Prowadzący cały dział muzyczny, bardzo miła pani która prowadzi rekrutacje na wszystkie działy, asystentka i wykładowca muzyki.
            Chyba nie może być tak źle, prawda?
- Nigdy nie zrozumiem, czemu ona pozwoliła się złapać - słyszę poirytowany głos mojej siostry. Nie do końca rozumiem o czym mówi, ale chyba dotyczy to zdarzeń w książce którą właśnie pochłania.
- Trzeba być idiotą - dodaje po chwili. Z impetem zamyka książkę i odkłada ją na stolik tuż obok jej fotela. Spoglądam na nią. Siedzi z założonymi rękami na piersi, usta ułożyła w dziubek i udaje obrażoną. Chyba bardzo zaangażowała się w losy bohaterów.
- Chcesz o tym pogadać? - chichoczę pod nosem. Veronica jest taka śmieszna kiedy się złości. Nie wygląda na wkurzoną. Przypomina bardziej upośledzonego koguta, który biega wokół ogródka i głośno wyje.
- Nie. Jestem wkurzona - oznajmia. Wzruszam ramionami. Nie będę naciskać. Wracam do swoich zajęć. Jednak nie na długo. Veronica znów mruczy coś pod nosem.
- Idiotka…
            Bardzo kocham moje siostry. Valentina, która jest ode mnie starsza, zawsze była przy mnie. Kiedy potrzebowałam pomocy w pracy domowej albo moje serce roztrzaskał na milion kawałków jakiś chłopiec. Veronica, moja młodsza siostra, bardzo wspiera moją karierę i chociaż musiała przylecieć z Londynu do Los Angeles, by znów przelecieć ze mną tysiące kilometrów do Nowego Jorku zgodziła się to zrobić bez mrugnięcia okiem.
            Jestem mocno związana z moimi siostrami, a teraz okazuje się, że mam jeszcze jedną siostrę.
            Przez długi czas nie wierzyłam w słowa Everly. Nie chciałam w niej dostrzegać podobieństwa do mojej mamy. Nie chciałam zauważać, że identycznie poprawiają włosy. I mają ten sam zgryz.
            Ale zaraz po opuszczeniu przez Everly mojego domu zadzwoniłam do mamy. Jej też nie wierzyłam.
- Kiedy miałam piętnaście lat zaszłam w ciążę - powiedziała łamiącym się głosem. Emocje targały nami, nawet na lini telefonicznej - Babcia z dziadkiem uznali, że najważniejsza jest nauka i oddaliśmy ją do adopcji. Zamieszkała w jakiejś małej mieścinie na południu Anglii. Nigdy nie próbowałam jej odnaleźć. Nie miałam odwagi.
- Tata wie? - dziwne, ciemne uczucia ciągną mnie w dół. Czuję jak moje gardło zaciska się. To chyba ostatnie słowa jakie dam radę teraz z siebie wydusić.
- Tak - pada odpowiedź, a ja przerywam połączenie. Zaczęłam płakać. Płakałam tak długo, aż nie skończyły mi się łzy.
            Postanawiam, że powiem jej kiedy wylądujemy i dotrzemy do hotelu. Postawię przed nią kieliszek jakiegoś alkoholu i powiem wszystko.
            I tak właśnie robię. Lot wydawał mi się ciągnąć w nieskończoność, ale w końcu kiedy docieramy z lotniska do hotelu, wiem, że zaraz spadnie mi kamień z serca. Moją pierwszą myślą była nie tylko moja siostra, ale także moja przyjaciółka. Ami. Jej też chciałabym powiedzieć wszystko. Ale nie mogę. Prowadzimy teraz dwa osobne życia, którym nie jest do siebie po drodze.
            Miły lokaj pomaga nam z walizkami i odprowadza prosto pod drzwi. Kiedy zamykają się one za mną, rzucam płaszcz na fotel i od razu sięgam po niską szklankę. Wypełniam ją whiskey. Chociaż Veronica to małolata, teraz zdecydowanie będzie potrzebować alkoholu.
- To dla Ciebie - podaję jej szkło. Jest zdziwiona. Najpierw odmawia. Przekonuję ją, że będzie tego potrzebować.
- Weź. Muszę Ci coś powiedzieć.
- Dlaczego jesteś taka poważna? - marszczy brwi, ale posłusznie rozsiada się na kanapie - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że umierasz? Albo jesteś w ciąży? - jej oczy tworzą teraz wąską linię - Kto jest ojcem? Luke?
            Wywracam oczami.
- Nie jestem w ciąży.
- Więc co się dzieje? - teraz Veronica zaczyna być przestraszona. Poznaję to po jej minie. Chociaż chcę to ukryć, widzę, że drga jej warga.
- Zanim przyleciałaś do mnie, odwiedziła mnie pewna kobieta. Dziewczyna. Nazywa się Everly Jordan.
- I co w związku z nią?
- Everly oznajmiła mi, że jest naszą siostrą - to dziwne uczucie znów ściska mi gardło. Widzę niedowierzanie w oczach Veronicy.
- Jak…?
- Mama mając piętnaście lat zaszła w ciążę. Musiała oddać ją do adopcji.
            Veronica unosi rękę i wypija alkohol za jednym podejściem. Żałuję, że ja nie miałam nic alkoholowego pod ręką, kiedy Everly powiedziała mi newsa.
- Nie możliwe… - niedowierzanie z jakim muszę się zmierzyć znów mnie przytłacza.
- Rozmawiałam z mamą. To jest prawda. Ona jest kopią mamy, rozumiesz? Kopią.
            Ostatnie słowo mocno akcentuję.
- Jak ona się dowiedziała?
- Większość pieniędzy które jej rodzice odłożyli na jej szkołę wydała by znaleźć swoją biologiczną matkę. Mówiła, że szuka jej od osiemnastego roku życia i jakoś niedawno dopiero wpadła na trop. Podobno nasi dziadkowie bardzo postarali się, żeby nigdy nie wyszło kto jest biologiczną matką ich pierwszej wnuczki.
- Tata o wszystkim wiedział? Dlaczego nam nie powiedzieli? - Veronica nadal jest rozemocjonowana, ale zaczyna łapać, o czym do niej mówię.
- Wiedział. Pewnie nie chcieli nam mieszać w głowach.
            Szkoda tylko, że teraz jest to zrozumieć zdecydowanie trudniej.
- Valentina wie? - kiwam przecząco głową - Może powiemy jej później - Veronica czyta mi w myślach. Valentina nie czuje się zbyt dobrze, ciężko przechodzi ciążę i całymi dniami leży w łóżku. Nie chcę nakładać jej problemów na głowę.
- Pójdę do swojego pokoju - uśmiecham się blado. Chcę ją pocieszyć, ale wiem, że ona potrzebuje czasu. Czasu, nie pocieszenia.
            Podchodzę do okna, które skierowane jest na całą panoramę Nowego Jorku. Biorę głęboki oddech. Nie wiem skąd bierze się to uczucie, ale wypełnia mnie od czubka głowy po palce u moich stóp.
            Czuję ciepło i spokój. Wiem, że coś dobrego wydarzy się w moim życiu. I kiedy obracam się na pięcie i idę do swojego pokoju, by wziąć odprężającą kąpiel i odespać długi lot, to uczucie mnie nie opuszcza.
            Czuję się bezpiecznie. I pewnie z tym co przyniesie mi los.

            Kolejny dzień zaczął się bardzo intensywnie. Obie wstałyśmy wcześnie, by wybrać do hotelowej siłowni. Tam obie mogłyśmy trochę się wyżyć. Przesłuchanie zaczyna się dopiero o godzinie trzynastej i trwać będzie co najmniej przez godzinę.
            Wszystko zostało ustalone z góry. Zaprzyjaźniona orkiestra będzie pomagać mi z pierwszą piosenką. Drugą wykonam sama, grając na fortepianie. W mój czas przesłuchania wliczona jest zmiana garderoby i narada jury.
            To przede wszystkim od nich zależy moja przyszłość.
            Przygotowujemy się bardzo intensywnie. Will zajął się wszystkim. Wynajął makijażystę, fryzjera i stylistę. Dzięki temu intensywnemu początku dnia, obie możemy przez chwilę zapomnieć o naszej wczorajszej rozmowie.
            Krótka przerwa na lunch, ubieramy się w przygotowane zestawy i podstawiony samochód zawozi nas prosto pod drzwi Juilliard School.
- Będzie dobrze - ciepła dłoń mojej siostry ściska mnie pokrzepiająco. Spoglądam to na nią, to na budynek. Wiem, że będzie.
            Jestem pewna siebie. Nie na tyle ile bym chciała, ale na budowanie tego mam jeszcze czas. Dziś jednak muszę pokazać moje umiejętności. Skupić się na czystej barwie głosu, na tym by nie pomylić melodii. Muszę być najlepszą wersją siebie. Najlepszą śpiewającą wersją siebie.
- Idziemy? - przygryzam wargę.
- Idziemy.


            Dopiero moment kiedy przekraczam próg gabinetu dyrektora całego działu muzycznego, czuję narastające zdenerwowanie. Powinnam tutaj wejść na luzie i bez problemu odpowiedzieć na pięć pytań, które ma mi zadać. To pierwsza część rozmowy, zaraz po niej idę przygotować się do występu. Czyli głównej części przesłuchania.
            Rozmowa jest krótka ale konkretna. Dyrektor po krótce opowiada czego oczekują od swoich studentów, pyta na jakich instrumentach gram i dlaczego wybrałam ich szkołę.
            Odpowiadam płynnie i chociaż cała się trzęsę, moje wypowiedzi są składne i widzę, że to co mówię podoba się dyrektorowi.
            Takim oto sposobem zaprasza mnie na dalszą część przesłuchania, kończąc naszą rozmowę uściśnięciem dłoni.
            Kiedy wychodzę z gabinetu, Veronica prowadzi ożywioną rozmowę niewysoką, ale cudownie filigranową dziewczyną. Podchodzę do nich. Kiedy mnie zauważają, od razu skupiają na mnie swoją uwagę.
- I jak było? - Veronica przytula mnie mocno. Dlatego tak mocno potrzebowałam kogoś bliskiego w tym dniu.
- Poszło całkiem nieźle - odpowiadam, po czym przesuwam wzrok na dziewczynę. Ma piękną, delikatną urodę. Jest Azjatką. Jest prawdopodobnie najpiękniejszą Azjatką jaką widziałam - Jestem Victoria.
            Ściska moją rękę, uśmiechając się szeroko.
- March Jane. March Jane Kingston. Studiuje na drugim roku. Miło mi Cię poznać.
- Mi również - March jest jak słońce w pochmurny dzień. Jej ciepła energia roznosi się wokół, a ja czuję się ciepło i cudownie w jej obecności. Veronica też jest jakaś inna. Chyba czuje to samo co ja.
- Twoja siostra mówiła, że dziś masz przesłuchanie - głos March kojarzy mi się z chórem aniołów.
- Tak. Pierwsza część za mną. Muszę lecieć się przebrać. Pokażesz nam drogę do garderoby?
- Jasne - brunetka ochoczo się zgadza i od razu ruszamy w kierunku pomieszczenia o którym mówiłam.
- Na długo zostajecie w Nowym Jorku?
- Jeszcze na dwa dni. Po jutrze mam spotkanie z agentem nieruchomości. Mam na oku kilka mieszkań w okolicy - odpowiadam. W międzyczasie podziwiam March oraz nowoczesne pomieszczenia i korytarze szkoły.
- Ja wracam do Anglii - Veronica jest dosłownie zahipnotyzowana. Coś czuję, że March podbiła nie tylko moje serce.
- To w takim razie może wpadniecie dziś wieczorem do mojego ulubionego pubu? Gra tam dzisiaj świetna kapela. Moja przyjaciółka jest w niej basistką.
- Jak nazywa się ta kapela? - pytanie wypada z moich ust szybciej, niż mój mózg zdąży pomyśleć. To już chyba zaklepane. Spoglądamy na siebie z siostrą. Już doskonale wiemy co robimy dzisiejszego wieczoru.
Touch of the Sun.
            Pada odpowiedź, a ja dosłownie poczułam jakby promienie słoneczne dotknęły mojej skóry.
            Nowy Jorku, dziękuję Ci. I proszę o więcej.

            Najpierw wychodzę na scenę i wykonuję piosenkę z orkiestrą. Jestem ubrana w długą, mieniącą się złotem cekinową suknię. Czuję, że idealnie pasuję do tej sceny i przygotowane przeze mnie utwory również.

I'm trying to hold my breath/Staram się wstrzymać oddech
Let it stay this way/Niech tak zostanie
Can't let this moment end/Nie mogę pozwolić by ta chwila minęła
You set off a dream in me/Ty zaszczepiłeś we mnie marzenie
Getting louder now/które teraz staje się coraz głośniejsze
Can you hear it echoing?/Czy słyszysz jak odbija się echem?
Take my hand/Weź mnie za rękę
Will you share this with me?/Czy weźmiesz w tym udział ze mną?
'Cause darling without you/Bo kochanie bez ciebie

All the shine of a thousand spotlights/Cały blichtr tysiąca jupiterów
All the stars we steal from the nightsky/Wszystkie gwiazdy skradzione z firmamentu
Will never be enough/Nie będą wystarczające
Never be enough/Nie będą wystarczające
Towers of gold are still too little/Wieże ze złota to wciąż za mało
These hands could hold the world but it'll/Te dłonie co mogłyby dzierżeń świat to jednak
Never be enough/Wciąż za mało
Never be enough/Wciąż za mało.

            Kończę śpiewać. Robię mały ukłon i szybko zbieram się za kulisy, by przebrać się w kolejny strój. Tym razem postawiłam na czerń. W międzyczasie silni panowie ustawiają fortepian.
            Zasiadam do niego i rozpoczynam kolejną piosenkę.

-I gave all my oxygen to people that could breath/Oddałam cały mój tlen ludziom, by mogli odychać
I gave away my money and now we don’t even speak/Rozdałam moje pieniądze i teraz nawet nie rozmawiamy
I drove miles and miles but would you do the same for me/Przejechałam mile i mile, ale czy zrobilibyście to samo dla mnie?
Oh honestly?/Oh, szczerze?

Offered up my shoulder just for you to cry upon/Ofiarowałam moje ramię tylko wam, żebyście mogli na nim płakać
Gave you constant shelter and a bed to keep you warm/Oddałam tobie stałe schronienie i łóżko, żeby ogrzać cię
They gave me the heartache and in return I gave a song/Oni dali mi cierpienie, a ja w zamian dałam piosenkę
It goes on and on and on/To dalej trwa i trwa i trwa

Life can get you down so I just numb the way it feels/Życie może cię zawieść, więc po prostu znieczulam uczucia
I drown it with a drink and out of date prescription pills/Topię je w drinku i przeterminowanych tabletkach na receptę
And all the ones that love me, they just left me on the shelf, no farewell/I wszyscy ci, którzy mnie kochają odstawili mnie na półkę, bez pożegnania
So before I save someone else, I’ve got to save mysel/Więc zanim ocalę kogoś innego, muszę ocalić siebie.
            Zsuwam dłonie na uda, oddychając głęboko. Czuję się poruszona i wzruszona. Spoglądam na zebrane poniżej sceny osoby. Trzy z nich biją mi brawo. Przeczuwam, że zyskałam u nich aprobatę.
            Tylko jedna osoba siedzi z założonymi rękoma. Nieprzychylnie mi się przygląda. Jestem niemal pewna, że dla niej jestem na straconej pozycji. Jej uroda przypomina królową lodu i chyba nie różni się niczym z charakteru.
            Jednak w tej chwili niczym się już nie przejmuję.
            Zrobiłam swoje. Po mojemu. Dokładnie jak chciałam.
            I z niecierpliwością czekam na skutek, który mam nadzieję, zakończy się sukcesem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz