niedziela, 23 grudnia 2018

E3S4. I'm burnin' I'm on fire, here I am, inside the flames.


VICTORIA
            Ostatnie dwadzieścia cztery godziny to istny koszmar. Czasami zastanawiam się, czy moje życie zamiast w bajkę nie zamienia się w istne piekło.
            A wszystko zaczęło się od niepozornego lunchu.
- Czego się napijesz? - Zoey spogląda w menu, a ja siedzę na krześle prosto jak struna. Zupełnie jakby ktoś wsadził mi drewniany kij w tyłek. Patrzę szalonym wzrokiem na rozanieloną Zoey i zastanawiam się co ja właściwie tu robię.
- Melisę poproszę.
- Stres? - pyta słodkim głosem anielicy, a ja czuję się zupełnie jak demon. Diabeł wcielony. Ta słodka, niewinna osoba za chwilę wyjdzie za mąż za gościa z którym się przespałam. Dosłownie. Uprawialiśmy seks. Dużo ludzi uprawia seks, prawda?
            Zgadzając się na to spotkanie nie przypuszczałam, że będzie to dla mnie takie stresujące. Deutch jest zupełnie wyluzowana i straszni mnie to irytuje. Też chciałabym być taka wyluzowana jak ona.
- Tak jakby - odmrukuje.
- Okej… nie zaprosiłam Cię tu bez powodu - kobieta odkłada menu na stolik, uśmiecha się do mnie promiennie - Bardzo miło spędzić  Tobą przedpołudnie. Naprawdę.
            Wierz mi, Zoey, gdybyś wiedziała co się wydarzyło, nigdy te słowa nie przeszłyby Ci przez gardło.
- Ale mam do Ciebie jakby prośbę?
            Przełykam ślinę. O niebiosa błękitne, co ona ode mnie chce?
- Zaśpiewasz na naszym weselu? Proszę - kolejny słodki uśmiech, a ja zapadam się w sobie.
            I co ja mam teraz począć?

            Luke przyjeżdża po mnie zanim America wraca do domu. Wyszła z naszej posiadłości zanim się obudziłam. Od naszej kłótni, żadna z nas nawet na siebie nie patrzy. Omijamy się szerokim łukiem, a atmosfera w domu jest wręcz nie do zniesienia. Gdybym mogła, spakowałabym manatki i już teraz przeprowadziła się do Nowego Jorku. Jedziemy jeszcze do niego, gdzie zamawiamy chińszczyznę i zabawiamy się na kanapie.
            Koncert The Eagles na który mnie zaprosił ma się zacząć za trzy godziny. Luke ciągle biega jeszcze w bokserkach, a ja siedzę i podziwiam. A jest co podziwiać.
- Mam wyglądać jak gwiazda rocka czy seksowny wokalista? - pada pytanie, a ja prycham pod nosem.
- Pytasz co mi się bardziej podoba? - unoszę brwi.
- Tak. Wiesz, gdybyś mnie zobaczyła w danym wydaniu. Przy którym byś pomyślała, że chcesz mnie przelecieć?
            Przygryzam wargę, po czym podchodzę do Luka. Kładę mu dłonie na klatce piersiowej i zanim go całuje szepce mu w usta.
- Zdecydowanie seksowny wokalista.
            Przywileje gwiazd. Chyba będą tym za czym zatęsknię najszybciej. Całą ekipą czekamy na resztę. Calum zaczyna się niecierpliwić, ale jest tak podekscytowany dzisiejszym koncertem, ze wybaczy wszystkim którzy się spóźnią.
            Luke zarzucił mi rękę na ramię i co jakiś czas mnie całuje. Czuję się z tym dziwnie, w końcu jesteśmy pomiędzy obcymi osobami, ale okazuje się, ze dla niego nie ma to znaczenia.
            Jestem rozluźniona i pełna optymizmu do momentu, kiedy zjawia się America z Ashtonem. Dochodzi między nami do małej wymiany zdań. Okazuje się, że moja przyjaciółka uważa mnie za obrzydliwą egoistkę.
            Tylko gdzie w tym wszystkim egoizm?
            Na koncercie bawię się wyśmienicie. Muzyka The Eagles na żywo jest milion razy lepsza niż stereo, więc niesiona przypływem euforii opuszczam salę.
- Jak się bawiłaś przyjaciółko? - zagaduję do zachmurzonej Ami, kiedy przez przypadek spotykamy się w toalecie. Piorunuje mnie wzrokiem - Ostatnio jesteś jakaś sztywna. Musisz trochę wyluzować. Nikt nie lubi sztywniaków.
            Widzę jak Ami zagryza szczękę. Znów dolewam oliwy do ognia.
- Nikt nie lubi puszczalskich - odpowiada a ja chichoczę pod nosem.
- Dobrze, że te puszczalskie mają dobry głos, bo zaśpiewają piosenkę na czyimś ślubie. Domyślasz się czyim?
            Carter wybałusza oczy. Nie wiem czy jest w szoku czy zaraz wybuchnie ale skoro zaczęłyśmy tą grę, to musimy ją skończyć.
- Dlaczego się na to zgodziłaś?
- Dlaczego miałabym się nie zgodzić? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Nie mogę na Ciebie patrzeć, Victoria. Brzydzę się Tobą. Nie wiem… nie wiem, co się z Tobą stało.
- Ty się mnie pytasz co się ze mną stało? Ja się pytam co się stało z Tobą - jad sączy się z moich ust - Zachowujesz się jak stara mamuśka, a związek z Ash'em sprawił, że totalnie zdziadziałaś.
            Po wypowiedzeniu tych słów, widzę jak cała twarz Ami czerwienieje, a potem czuję palący, tępy ból na policzku.
            Moja najlepsza przyjaciółka mnie spoliczkowała.
            Dosłownie.

            Pijemy kolejną butelkę szampana. Nie liczę już która to. Może dziesiąta, może piętnasta. Co to za różnica, kiedy leżę w jednym łóżku z Lukiem i jakąś całkiem ładną, smukłą skośnooką dziewczyną?
            Dziewczyna której imienia nie pamiętam właśnie zajęła się zabawą przyrodzeniem Hemmingsa, ale ja chociaż nieźle pijana, nie do końca wiem jak mam się za to zabrać.
            To pierwszy trójkącik w moim życiu.
- Vick - Luke wypowiada moje imię pomiędzy głośnymi jękami - Chodź tutaj.
            Na chwilę odsuwa od siebie dziewczynę i zawisa nade mną.
- Co jest? - mówi bardzo cicho.
- Nie wiem co mam robić - czuję się teraz jak zagubione dziecko. Ogromna sylwetka Luka zaczyna trząść się w nagłym ataku śmiechu.
- O co Ci chodzi?
- Robisz to samo co za każdym razem, kiedy się z kimś bzykasz. Tylko dzielisz to na dwie osoby, rozumiesz?
            Kiwam głową.
- Nasza koleżanka nie mówi po angielsku. To wasze ciała muszą się dogadać. Jesteś gotowa?
            Spoglądam to na koleżankę, to na Luka, po czym biorę butelkę z szampanem i wypijam do dna.
- Jestem.

            Poranek należał raczej do tych ciężkich. Obudziłam się obok chrapiącego Luka. Naszej koleżanki już nie było. Po cichu ubrałam się i wróciłam do domu.
            Potrzebowałam prysznica. Tylko nie wiem czy bardziej przydałby mi się prysznic duszy czy ciała.
            Rozsiadłam się na kanapie w salonie, odpaliłam telewizor i przygotowałam sobie śniadanie. Owsianka z owocami to było to o czym marzyłam.
            Chociaż nie chciałam ciągle wracałam myślami do poprzedniego wieczoru. A raczej do wydarzeń z przed dosłownie kilku  godzin. Jeszcze jakiś czas temu nigdy bym nie przypuszczała, że zrobię coś takiego. Że w ogóle będę miała okazję uprawiać seks z dwoma osobami w jednym czasie.
            Skupiona na własnych myślach i wspomnieniach, nie zauważam kiedy w domu po raz kolejny rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Jest to dla mnie tak obcy dźwięk, że zastanawiam się skąd on w ogóle dochodzi.
            Zdziwiona niezapowiedzianą wizytą idę do drzwi, po czym otwieram je lekko zawstydzona. Nie miałam chwili by coś na siebie wrzucić i mam na sobie tylko krótkie dresowe spodenki i biały top.
            Stoi przede mną ekskluzywnie ubrana kobieta w blond włosach do ramion. Na pierwszy rzut oka wygląda miło i nieszkodliwie. Uśmiecham się do niej. Od razu przechodzę do konkretów.
- Nic od Pani nie kupię. Nie przejdę też na inną wiarę. Ale dziękuję za jakąkolwiek propozycję jaką chciała mi Pani złożyć, ale nie jestem zainteresowana. Do widzenia - zaczynam zamykać drzwi, ale ręka kobiety mi to uniemożliwia.
- To Ty jesteś Victoria Santangel? - jej głos jest bardzo kobiecy i słodki.
- Tak - marszczę czoło - Czy my się znamy?
- Nazywam się Everly Jordan - mówi, ale jakby przez zaciśnięte gardło - I jestem Twoją siostrą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz