poniedziałek, 26 listopada 2018

E25S3. On a train through Japan I keep her real close cause she knows who I am.


VICTORIA

         Kiedy wchodzę do naszej posiadłości zauważam jeden wielki chaos. Domyślam się, że America jest w trakcie pakowania. Zawsze to tak wygląda. Tryliardy walizek, pięć tysięcy butów i nieopuszczające jej ust pytanie: "Co ja na siebie włożę?"
         Wkraczam do środka i rzucam torebkę na sofę. Rozglądam się uważnie, ale mojej przyjaciółki nie zauważam. Strzelam, że znajdę ją w garderobie więc się tam udaję.
- Hej - opieram się o framugę drzwi - Co się tu dzieje?
- Wyjeżdżam - przeszukuje stertę ubrań - Do Australii. Poznać rodzinę Ash'a.
- I z tego powodu zrobiłaś rewolucję styczniową w swojej garderobie?
         Siadam obok niej, przesuwając stertę jeansów na bok.
- Chcę wypaść cholernie dobrze. Zależy mi na tym. To mama Ashton'a, najważniejsza kobieta w jego życiu.
- Ami, słuchaj - ujmuję jej dłoń - Jestem pewna, że nie tylko ona jest dla niego najważniejsza.
         Carter uśmiecha się szeroko.
- Harry był dla mnie ważny i czułam coś do niego. Ale to co zaczynam czuć do Ashton'a… to jest coś prawdziwego. On jest dla mnie chodzącym ideałem. Vick… Myślę, że go kocham.
         Przyglądam się mojej przyjaciółce. Rozkwita. Jest radosna, pełna życia i wie, że w końcu ma to na co zasłużyła. Ja też uważam, że choć czekała na to długo w końcu los zesłał jej odpowiednią osobę. Widocznie musiała przerobić wiele, żeby w końcu dotrzeć do odpowiedniego punktu. I zdecydowanie jest już na dobrej drodze, jeśli nie na końcowej mecie.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak się cieszę, że go masz - przytulam ją ciepło. Jestem szczęśliwa razem z Americą.
- Ja w sumie nadal w to nie wierzę. Moi rodzice go pokochali, wy się z nim świetnie dogadujecie. Chyba nie mogło być lepiej?
- Zawsze może być lepiej. Więc najpierw posprzątamy ten rozgardiasz, a potem wybierzemy coś idealnego na wieczorek zapoznawczy z Twoją przyszłą teściową.
         Od razu zabieramy się do pracy. Sprzątanie nie zajęło nam dużo czasu, wybieranie odpowiedniej kreacji również, więc udajemy się do kuchni gdzie Ami stawia przed nami po kieliszku wina.
- Było o mnie, mów lepiej co u Ciebie. Twoja nowa grzywka to strzał w dziesiątkę - palcem pokazuje na lekko krzywo ucięte pukle włosów.
- Dzięki - suszę zęby zadowolona - Potrzebowałam tego wyjazdu. Zaplanowałam sobie wszystko. No i aplikowałam na Juilliard School.
- Czekaj - Ami marszczy czoło - Ale ta szkoła jest w Nowym Jorku… wyjeżdżasz z Los Angeles?
- Tak. Taki jest plan - biorę łyk wina, które powoli spływa mi do żołądka - Nawet jeśli się tam nie dostanę i tak mam zamiar przenieść się do Nowego Jorku. Zawsze czułam, że to moje miejsce na ziemi.
         Zadowolona mina Ami trochę rzednie. Ja też odczuwam smutek, chociaż mieszkałam tu bardzo krótko. Zdołałam polubić to miejsce.
- Chcę się również wycofać z show biznesu.
- I to wszystko na raz?
- Nie - kiwam przecząco głową - To plan na dłuższy okres czasu. Najpierw zamknę wszystkie sprawy. Dopiero potem mogę zaczynać nowy rozdział. I zaczynam od dziś.

         Zawsze czułam się zagubiona. Nie wiedziałam kim tak naprawdę jestem i czego oczekuję od życia. Zazdrościłam moim koleżankom obranych kierunków zawodowych i życiowych. Jedna chciała być lekarzem, inna mieć gromadkę dzieci, siedzieć w domu i je wychowywać.
         Ja chciałam śpiewać. I choć śpiewam, nigdy nie byłam wykwalifikowana. Jeszcze nie zostałam profesjonalistka.
         Mój menager Will wbiega do restauracji trochę zdyszany. Zawsze byłam przyzwyczajona do punktualności Margaret, a teraz mam jej przeciwieństwo - trochę niezorganizowanego spóźnialskiego Will'a.
- Cześć - zajmuje wolne miejsce przy stoliku - Przepraszam za spóźnienie, ale kiedy siadam przy grafiku i telefonie tracę poczucie czasu. Czemu chciałaś się ze mną spotkać?
         Rozumiem jego zdziwienie. Widzieliśmy się zaledwie przed moim wyjazdem w Alpy, ale jeszcze wtedy nie byłam uzbrojona w plan i swój własny grafik. Na moje nowe życie.
- Chcę, żebyś się z tym zapoznał - podaje mu plik kartek. Wszystkie moje notatki i mapy myślowe. Will przegląda pobieżnie wypełnione stronnice.
- Jesteś pewna? - pokazuje na kartkę, która dla niektórych wydawałaby się wyrokiem na samego siebie - Chcesz wycofać się? Zrezygnować z kariery? Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że już nigdy nie będziesz anonimowa. Zawsze pozostaniesz Victorią Santangel, piosenkarką z The Fame. Prasa będzie o Tobie wspominać, portale plotkarskie szukać sensacji.
         Spodziewałam się takich słów. Ale to nie zmieni mojej decyzji. Jestem tego wszystkiego pewna.
- Wiem - wkładam do ust pomidora, po czym powoli go przeżuwam. Will spogląda to na mnie, to na zapiski. Jego oczy są rozczarowane.
- Czyli nie będę Ci już potrzebny? - mówi smutno - Ten plan naprawczy wlicza mnie tylko do października. A co dalej?
- Chcę z Tobą współpracować. Ale jeśli moje życie będzie zależne tylko ode mnie, nie będę potrzebować już prawej ręki cały czas. Skoro jeszcze mogę coś zdziałać, postaram się o to żebyś nie pozostał na lodzie. Skontaktuje się z Margaret i myślę, że dostaniesz nową osobę której karierę będziesz prowadził.
- Oby była tak fajna jak Ty - oddaje mi kartki, po czym uśmiecha się szeroko - Prześlij mi kopie. Zobaczymy co da się z tym zrobić. A teraz jedzmy. Ta jagnięcina pachnie nieziemsko, a ja od rana nic nie jadłem. Bon appétit.


         Następnego dnia budzę się bardzo wypoczęta. Leżąc jeszcze w łóżku, przeglądam wiadomości które podesłał mi Will. Podszedł bardzo poważnie do tematu. Zajął się już kwestią kontraktów, załatwił mi spotkanie z asystentem rekrutora Juilliard School i podesłał kilka mieszkań którymi mogę być zainteresowana. Właśnie tym rozpoczął machinę z wielkim, kolorowym szyldem "NOWE ŻYCIE VICTORII SANTANGEL".
         Wstaję i od razu postanawiam, że dzisiejszy dzień rozpocznę od porządnego biegu. Kiedy schodzę na dół by zaproponować Americe przebieżkę po kolorowych ulicach LA, moim oczom ukazuje się nie sama America, co Ed z kubkiem parującego napoju w dłoni. Zakładam, że to kawa. Mocna, czarna z jedną łyżeczką cukru.
- Kiedy miałaś zamiar mi o wszystkim opowiedzieć? - pada pierwsze pytanie. Bez cześć ani pocałuj mnie w dupę Vicky - Nie wiem jak prostym językiem wytłumaczyć Ci to, że w naszej branży wieści rozchodzą się szybciej niż ciepłe bułeczki w piekarni.
- Cześć Ed. Nie, dzięki, nie napiję się kawy, ale możesz mi podać wodę. U mnie wszystko w porządku, jestem zdrowa i wyspana. I tak, zrobiłam sobie grzywkę. Dzięki, ze zauważyłeś.
         Sheeran zmienia nastawienie. Odstawia kubek by rozłożyć ręce i mocno mnie przytulić. Nie opieram się. Oplatam go rękoma mocno przytulając.
- Nie chce już tego wszystkiego. Chcę czegoś nowego - mówię prosto w jego bluzę.
- Ale nie musisz z tego rezygnować - czuję jak jego dłonie masują moje plecy. Nie wiem czy to pocieszenie, czy chce mnie wyprowadzić z moich planów. Tego już nie ruszy. Tak już postanowiłam.
- Jeśli chce zbudować coś nowego, muszę zburzyć coś starego.
         Odsuwam się od niego, by spojrzeć mu w oczy. Musi zobaczyć w nich szczerość i chęć zmiany.
- To nie tak, że nie będzie mi tego brakować. Bo będzie na pewno. I jestem niemal pewna, że moje nazwisko pomoże mi w przyszłości, ale teraz chce się skupić tylko na sobie.
         Ed znów mnie przytula, mocno mnie wspierając.
- Może zanim zaczniesz się skupiać się tylko na sobie, chcesz spędzić trochę czasu ze mną?
- Co masz na myśli?      
- Przebieraj się. Mam pewien pomysł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz