niedziela, 17 grudnia 2017

45.Time for presents, and exchanging kisses, time for singing Christmas songs.

CAROLINE


Jest pierwszy dzień świąt, godzina trzynasta trzydzieści. Dziewczyny zdążyły już wrócić ze swoich domów i teraz wspólnie wybieramy się na szał zakupów w londyńskich butikach. Jutro mamy występ na gali Jingle Ball i niesamowicie cieszymy się, że zostałyśmy na nią zaproszone. W końcu na owej scenie pojawiają się największe gwiazdy światowego formatu i to właśnie dla nich całe rzesze ludzi pojawiają się na hali. Jesteśmy wdzięczne, że możemy być jednym z powodów radości innych.
-Pokaż jeszcze raz ten pierścień - Victoria bierze moją dłoń i zerka na cudo, które widnieje na moim palcu.
-Czy nie jest najpiękniejszy? - pytam dziewczyn, które na wieść o moich zaręczynach prawie narobiły w majtki. Ami nawet uroniła kilka łez, ale nie dziwię się, bo ona często się wzrusza.
-Zdecydowanie jest najpiękniejszy. - odzywa się Zoe, która bierze mnie pod ramię.
-Paul to taki romantyk… - wzdycha. 
-No… - potakuję. - Nie mogłabym sobie wyobrazić lepszych zaręczyn niż nasza dwójka w domu, w swoje pierwsze święta. 
-Typowo - odzywa się Vicky. - Nie ogarniam tych facetów, co oświadczają się pod publiką. Wiecie… Na meczach, w restauracjach czy innych miejscach, gdzie jest kupa ludzi i wszyscy się na ciebie gapią. Wiadomo, że nawet jakbyś bardzo nie chciała to i tak powiesz TAK, bo jeśli nie to ty wyjdziesz na sukę, pomimo, że może ten frajer popełnił jakiś błąd…
-Zazdroszczę Ci Care…. - komentuje America, wracając chyba do tematu MOICH zaręczyn, a wyraz jej twarzy jest lekko smutny. Nie wydaję mi się jednak, że jest smutna z powodu rozpadu związku z Tyler’em, ale raczej z powodu tego, ze jej życie miłosne jest tak bardzo popieprzone chyba od… zawsze. Jestem pewna, że chętnie wróciłaby do Harry’ego, gdyby tylko ją o to poprosił, ale nie od dzisiaj wiemy, że mężczyźni są zacofani w rozwoju i sami nie przejmą inicjatywy i nie zrobią pierwszego kroku. Oprócz mojego Paul’a. W końcu wczoraj mi się oświadczył, no nie? To zawsze jakiś krok w przód.
-Coś mi się wydaję, że wyjdę za mąż jako ostatnia. O ile to w ogóle się kiedykolwiek wydarzy. - Ami patrzy w niebo, rozmyślając pewnie o tym, jak głęboko w dupie się aktualnie znajduje.
-Na pewno się wydarzy! -odzywam się. - Jesteś jeszcze młoda i wiele przed tobą. Poza tym, każdy facet na kuli ziemskiej oddałby ostatnią parę majtek, żebyś chociaż na niego zerknęła.
-Jesteś pewna, że każdy? - patrzy na mnie z pod byka, i wszystkie już doskonale wiemy o kogo chodzi. Pieprzony Styles.
-Cóż, istnieją pewne wyjątki…
-Ale zobaczysz. - wtrąca się Vick. - Za jakiś czas zmądrzeje i będzie cię prosił o to, żebyś była matką jego dzieci.
-A wiecie co mu wtedy powiem? - America patrzy na nas pewna w swojej postawie. - Powiem mu, żeby spadał.
-Taaaaaak - słyszymy chichot Vick i ironię w jej głosie. - Na pewno tak powiesz…

Wchodzimy kolejno do Chanel, Gucci, Armani i Karl’a Lagerfelda. W każdym z nich kupuje po jednym prezencie dla moich przyjaciółek oraz dla siebie, ponieważ zdążyłam się obkupić dużo wcześniej w podarunki dla pozostałych gości.
Dla Americy wybrałam czarny pasek ze złotą klamrą projektu Chanel. Wiem jak bardzo moja przyjaciółka lubi tego typu dodatki więc mam nadzieję, że będzie zadowolona z podarunku.
Victorii sprawiłam przepiękna torebkę od Karl’a, również w kolorze czarnym z srebrnymi zdobieniami oraz wyszywaną skórą aligatora. Można powiedzieć, że moja przyjaciółka ma hopla na punkcie markowych torebek, więc wydaję mi się, że ta również stanie wysoko w jej wspaniałej kolekcji.
Zoe zaś upolowałam klapki z najnowszej kolekcji Gucci, o których mi kiedyś wspominała. Czarnowłosa zdecydowanie ma swój własny, charakterystyczny gust i sposób ubierania, także sądzę, że owe buciki będą doskonałe uzupełniały jej kreacje. 
Dla siebie znalazłam uroczy żakiet od Armaniego, wyszywany w różnorakie wzory, które tworzą przezroczysty witraż. Od razu wpadł mi w oko, więc z radością sprawiłam sobie idealny gwiazdkowy prezent.

Nim zdążymy się zorientować dochodzi godzina siedemnasta, więc żegnamy się z przemiłą obsługą sklepu Dior i każda z nas wraca do swojego kąta, aby przyszykować się na wieczór pełen radości, śmiechu, rodzinnego ciepła a może i nawet kilku niespodzianek.

ZOE

Po powrocie dziewczyn z ich rodzinnych domów i owocnych zakupach świątecznych w butikach, które zostały otwarte tylko dla nas, przyszedł czas na powitanie i ugoszczenie gości w naszych skromnych progach. 
Jak się okazuje tradycja ta sięga już czterech lat wstecz. Krótko mówiąc- od kiedy powstało The Fame, dziewczyny organizują kolację świąteczną dla wszystkich współpracowników, ludzi którzy przyczyniają się do ich sukcesów bądź dbają o nie na co dzień. 
W naszym salonie zebrały się już dziewczyny z obsługi. Gawędzą i popijają grzane wino. 
- Dzień dobry Violet - przytulam się do rudowłosej, po czym robię to samo z Sarą oraz Alissą. Wszystkie wystrojone są w eleganckie stroje. Dziwnie patrzeć mi na nie ubrane w koronkowe suknie bez białych fartuszków zawiązanych w ich talii.
- Wesołych świąt, panienko Zoe - odpowiada, po czym odwraca się w stronę dziewczyn - Z roku na rok jest tutaj piękniej i piękniej. Nigdy nie mogę nadziwić się jak mieścicie tu tą wielką choinkę.
- To chyba ta słynna magia świąt - uśmiecham się do niej serdecznie, po czym kieruję się w stronę swojego pokoju, aby zakończyć przygotowania. Wystarczy jeszcze ułożyć włosy, trochę się pomalować, założyć sukienkę i będę gotowa.
Mija dobre pół godziny, kiedy słyszę pukanie do drzwi. Kiedy zapraszam osobę do środka, okazuje się, że na miejsce dotarła już Caroline. Ma na sobie czerwony sweterek, spódnicę midi oraz czarne kozaczki przed kolano, które świetnie układają się na jej wysportowanych, szczupłych nogach.
- Caroline! Jesteś już - przyjaciółka pochodzi do mnie, po czym kładzie dłonie na moich ramionach. Teraz obie patrzymy w lustro, uśmiechając się do siebie szczerze.
- Wiesz, tak sobie myślę, że jeszcze kilka miesięcy temu nie wyobrażałam sobie tych świąt. Uważałam, że nie jesteśmy już zespołem… sama pamiętasz jak trudno było mi przetrawić Twoje dołączenie do grupy. Ale teraz? To co się właśnie dzieje, nie może być bardziej właściwe.
Wzruszam się i czuję potrzebę by ją uścisnąć. Więc to robię. Dopiero klaśnięcie w dłonie przerywa nasze czułości. Vicky i Ami stoją w drzwiach z rękoma założonymi na piersi.
- Nie chcemy wam przeszkadzać dziewczyny w ten cudowny świąteczny czas, kiedy magia świąt sprawia, że cały świat się kocha, ale właśnie najlepsze dania pod słońcem wjeżdżają na stół. Chodźmy coś zjeść! - cóż. Rozkaz Vicky nie może podlegać dyskusji.
Udajemy się więc na dół, gdzie zebrała się już znaczna część gości. Jest już Margaret, Rocky, osoby od wizerunku. Brakuje tylko kilku osób z naszego zespołu, ale także Fat Pat z Ernestem i mojego chłopaka, który zapewne jeszcze nie odszedł od biurka. 
Kiedy Rocky nas zauważa, od razu podchodzi, wręczając nam małe upominki.
-Wesołych świąt - całuje nas, po czym odsuwa się na kilka centymetrów. Mruży oczy, a na jego usta wpływa leniwy uśmieszek. Wygląda jakby właśnie zobaczył coś satysfakcjonującego - Wyglądacie przepięknie.
Spoglądamy na siebie szczęśliwe. Cudownie usłyszeć tak szczere słowa, do tego w tak magiczny dzień jak dziś.
Choć mogłabym, nie potrafię nie zgodzić się z Rocky’m. Wyglądamy świetnie. America ma na sobie długie czarne spodnie oraz bralet w tym samym kolorze chowający się pod metaliczną burgundowi marynarką. Dopełnieniem są złote dodatki, długie kolczyki w kształcie kwiatów oraz buty w przygaszonym kolorze. 
Vicky wybrała bardzo bezpieczny, ale elegancki zestaw. Sukienka z długim rękawem, w kolorową kratę idealnie wpasowuje się w świąteczne kolory. Soczyście czerwone buty dopełniają całości stylizacji. 
Za to ja na dzisiejszą okazję kupiłam cekinową, czarną sukienkę z tiulowym golfikiem oraz nadrukami w kolorze złotym. Dodatkowo na nogach mam buty w tym samym kolorze, a moje palce zdobią pierścienie z maleńkimi brylancikami błyszczącymi w świetle lamp.
Kolejne piętnaście minut mija nam wszystkim na wspólnych rozmowach o wszystkim i o niczym. W naszym gronie brakuje jedynie Patricii. Ona kazała na siebie poczekać. Jak zwykle. Jak to ona mówi? "Na Jowisza! Moja matka wariatka, powtarzała mi jedno. A to była mądrość wyniesiona z domu, gdzie wychowywały mnie kangury, na litość Marilyn Monroe… o czym to ja? Aha! Moja matula matura mówiła jedno: Drogie dziecko. Spóźniaj się zawsze, przy każdej okazji, opłaci się. Wszyscy będą na Ciebie wkurwieni, ale zawsze lepsze to niż jakby mieli nic o Tobie nie pomyśleć."
I takim oto sposobem, my zdążyliśmy już złożyć sobie życzenia, zjeść wyśmienitego indyka z sosem żurawinowym i kawiorem, kiedy w drzwiach pojawia się Fatty niosąc kilka pudeł z prezentami. Tuż za nią, z podobną ilością prezentów wtacza się Ernest. Ma zbolałą minę i sapie, jakby właśnie przebiegł pół maraton. 
- Śnięty Mikołaj, wysłał mnie tu by rozdać prezenty wszystkim niegrzecznym dzieciom - jej donośny głos roznosi się po jadalni. Choć wszyscy znają już blondynkę, przypuszczam, że nadal nie potrafią pojąć jej osoby zdrowym rozumem, włączając w to także nas. Kilkadziesiąt par oczu wbija się w jej postać, oczekując rozwoju sytuacji. Chyba wszyscy domyślamy się, że nie skończy się to najlepiej. Tylko kto będzie miał na tyle odwagi, by przerwać jej prywatne przedstawienie?
- Wiem, że każdy z was nagrał sex taśmę. Hakowałam wasze komputery naiwniacy, widziałam wszystko i wiem wszystko. Dlatego dla każdego zapas prezerwatyw na następne pięć miesięcy, dla Vicky wibrator, żeby w końcu chodziła wyżyta a dla świeżo upieczonej narzeczonej tabletki poprawiające płodność. To jak, moje zjawiska nadprzyrodzone i Ci, którym jest przykro, że są tylko ich pracownikami? Kto chce posłuchać mojego nowego wiesza?
Siedząca tuż obok mnie America spina ciało. Widzę panikę w jej oczach, bo wie, że to co ma zaraz nastąpić nie skończy się dobrze dla nikogo.
- Może podarujemy sobie Twoją twórczość, Patty? - Carter odzywa się cicho, ale wiemy, że Fat doskonale ją słyszy bo patrzy na nią z rozczarowaniem. 
- Rybko nefrytowa. Udaje, że tego nie słyszałam do bombki choinkowej i jej przyjaciółek świecidełek.
- Cieszymy się z Twoich prezentów - Caroline wstaje szybko. Podchodzi do Patricii i tuli ją mocno - Połóż je pod choinką, każdy sięgnie po swoją paczkę. Chodźcie jeść. Wszystko stygnie. 
- Jestem wkurwiona, jak żaba której księżniczka nie chciała pocałować - Fatty tupie nogą. Chichoczę pod nosem na ten widok. Wygląda na obrażoną. Dawno albo w sumie, nigdy jej takiej nie widziałam. 
Rocky, Violet i nasz gitarzysta wstają by pomóc w odłożeniu prezentów pod choinkę. Reszta zebranych gości siedzi spokojnie na swoich miejscach, czekając aż Caroline ocuci w gorącej wodzie kąpaną Patricię. Dopiero kiedy Ernest nachyla się do jej ucha i szepce kilka słów, blondynka posłusznie zajmuje swoje miejsce. 
Rozglądam się po twarzach ludzi. Są tu wszyscy, dzięki którym istniejemy. Margaret, która dba o nasz rozwój. Fatty, która dba o nasze głosy. Nasz zespół, który sprawia, że nasza muzyka jest na najlepszym poziomie. Niezastąpione pokojówki, które są na każde nasze zawołanie. Nasi partnerzy. Jedni bezgranicznie zakochani w swoich połówkach. Inni zapatrzeni w swoją świetlaną przyszłość. Są tu wszyscy, dzięki którym The Fame to dobrze naoliwiona maszyna.
Odsuwam krzesło, po czym sięgam po kieliszek i już stojąc lekko stukam w niego łyżeczką. Skupiam na sobie uwagę w dosłownie nanosekundę.
- Chciałabym wznieść toast - mówię głośno. Wszyscy łapią w swoje dłonie kieliszki z szampanem, winem czy ulubiony sok - Chciałabym życzyć nam wszystkim, by przyszły rok przyniósł tylko cudowne momenty. Byśmy w kolejną kolację wigilijną spotkali się w tym samym gronie - tutaj spoglądam na uśmiechniętą Caroline i szczęśliwego Paula - Lub szerszym.
Słyszę odgłos mebla przesuwanego po podłodze. Do mojego toastu dołącza America.
- A ja życzę nam miłości. Kochajmy się. Mocno, głęboko i szczerze. By to gorące uczucie nigdy nas nie zawiodło i rozczarowało.
- Ja chciałabym, żeby te święta otoczyły nas nadzieją - Victoria z uniesionym w górze kieliszkiem posyła nam piękny, szczery uśmiech - Nadzieją na lepsze jutro. By każdy nasz projekt, każda nowa piosenka i każde marzenie, sprawiało, że nasze życie z dnia na dzień będzie lepsze i lepsze.
- Uśmiechajmy się - do naszej trójki dołącza Caroline - Bądźmy dla siebie mili. Nie kłóćmy się. Szanujmy drugiego człowieka. Cóż… teraz wystarczy powiedzieć jedno - wzdycha zadowolona - Najpiękniejszych świąt. Cieszmy się z nich tak mocno jak tylko możemy!
Glosy naszych gości mieszają się w śmiechu, podziękowaniach i odgłosach wzruszenia. Jest najpiękniej.
-Halo, halo! - Fat Pat podnosi się z krzesła, z oburzeniem wali pięścią w stół - A mojego wiersza nikt nie chciał słuchać. Do jasnej ciasnej Pameli Anderson, słonecznego patrolu i sosny u podnóża Alp… moja twórczość, moja krwawica, moje spaghetti było lepsze od tego motywującego bełkotu. To jak, kto chętny zagłębić się w świat moich fantazji?!

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz