niedziela, 17 grudnia 2017

46.And I could try to run, but it would be useless, you’re to blame.

VICTORIA

Kolacja świąteczna była dla nas wszystkich cudownym wydarzeniem. Goście bawili się wyśmienicie, otoczeni ciepłem, cudownymi zapachami potraw i melodią kolęd płynącą z głośników.
Jednak dzisiejszy dzień nie kończy się na jednym wydarzeniu. Zaraz po wyjściu naszych współpracowników wszystkie udałyśmy się do swoich pokoi gdzie zaczęłyśmy przygotowania do drugiej, zaraz po kolacji, imprezie organizowanej przez nasz zespół.
Funky Buddha Club to prawdopodobnie najpopularniejszy klub dla vipów i celebrytów w całym Londynie. Nie ma tygodnia by aparaty w klubie nie zlokalizowały jakiejś gwiazdy bawiącej się na parkiecie lub pijącej drinki przy barze. Dlatego nie miałyśmy wątpliwości gdzie odbędzie się nasza tegoroczna impreza świąteczna.
Już trzy miesiące temu zarezerwowałyśmy cały klub, pocztą pantoflową puściłyśmy wieść o wydarzeniu, najbliższym rozesłałyśmy specjalne wejściówki i czekałyśmy.
I tak oto przyszedł ten wielki dzień. Oprócz sylwestra jest to najważniejsze wydarzenie ostatnich dni roku. Wielka Impreza Świąteczna The Fame.
Zaszyłam się na kilka dłuższych chwil w mojej garderobie, by ostatecznie wybrać odpowiednią kreację. Metodą prób, błędów i eliminacji, dzisiejszego wieczoru będę miała na sobie koronkowo-tiulową sukienkę na cienkich ramiączkach, która odkrywa moje dwa atuty, powodując, ze całość staje się bardziej seksowna i kokieteryjna. Postanowiłam to uzupełnić czarno-srebrnymi dodatkami: chokerem oraz pierścionkiem z diamentami. Na moich stopach wylądowały czarne, welurowe szpilki wiązane wokół kostek. 
Po prysznicu, ułożeniu włosów i nałożeniu delikatnego make-up'u, przejrzałam się w lustrze dotykając delikatnego materiału mojej sukienki. Uśmiechnęłam się szeroko, puściłam do siebie oczko zadowolona i powiedziałam prosto do lustra:
- To będzie niezapomniana impreza.
Cóż. Nie mogłam się bardziej mylić.
Kiedy schodzę do salonu, dwie z trzech moich najwspanialszych przyjaciółek wypachnione i wystrojone siedzą na kanapie, żwawo o czymś dyskutując. Domyślam się, że prawdopodobnie o czymś związanym z zaręczynami Caroline, bo po raz tysięczny tego wieczoru przyglądają się uważnie pięknemu pierścionkowi blondynki.
- O jesteś - Zoe zauważyła moją obecność - Właśnie rozmawiałyśmy o imprezie zaręczynowej. 
- Nie wiecie nawet jak jestem nią podniecona - Caroline entuzjastycznie oznajmia swoją radość - Myślicie, że dobrym pomysłem będzie zorganizowanie jej w naszym domu czy wynajmować jakieś pomieszczenie?
Siadam obok nich, sięgając po kieliszek z szampanem. Obydwie, jak mniemam zdążyły wypić już 3/4 butelki od kiedy tutaj siedzą. Moje przyjaciółki to ukryte alkoholiczki, jak Boga kocham.
- Myślę, że dom - mówię, popijając złoty napój. Jest wyśmienity, chłodny, ale nie za zimny i cudownie rozchodzi się po moim gardle - Jesteś najlepsza organizatorką jaką widział świat. 
- Masz rację! - blondynka piszczy w zachwycie, po czym stuka się z nami kieliszkiem - Wnoszę toast za moją imprezkę zaręczynową! Żeby była niezapomniana!
- A ja czuję się pomijana - u szczytu schodów stoi America, z dłonią opartą o udo i uniesionymi brwiami - Wy tu siedzicie jak księżniczki, pijecie szampana, zbijacie toasty, a ja samotna siedzę w pokoju o suchym pysku. Jak tak można?
Śmiejemy się w odpowiedzi, przekrzykując się w zaproszeniach na naszą kanapę. Kiedy już wszystkie siedzimy koło siebie, a Ami trzyma w dłoni swój kieliszek, ogłaszamy kolejny już toast tego wieczoru. Niedługo ta noc zmieni status na "Wieczór Toastów", jeśli dalej tak dobrze nam pójdzie.
- Wznoszę toast za jeden z lepszych wieczorów w roku - Ami unosi szło do góry, a my robimy to samo co ona - Za dobre drinki, dobrą zabawę i wyśmienity seks.
Spoglądamy na przyjaciółkę zmrużonymi oczami. Wzrusza tylko ramionami, niewinnie się uśmiechając. Ale ja widzę, że w kąciku jej ust tańczy chytry uśmieszek pijanego liska.
- Dobra dziewczyny, przestańcie zgrywać dziewice, bo nieźle nudzicie - pokazuje nam język, ponaglając do przybicia toastu - To jak? Kto dziś będzie miał najlepszą noc w całym Londynie?

Wszystkie wyglądamy niesamowicie. Gdybym mogła ocenić nas w skali od jeden do dziesięciu, dałabym mocną setkę. 
Ami ma na sobie śnieżnobiałą sukienkę krojem przypominającą długą marynarkę. Jej kreacja ma rozszerzane, długie rękawy, a całość dopełniona jest czarnymi butami z puszkiem, torebką w tym samym kolorze i efektownymi, ozdobnymi, złotymi kolczykami. 
Caroline wybrała dziś prostą, niezawodną klasykę. Czarną dopasowaną sukienkę midi, eleganckie szpilki od Manolo Blahnika, piękną, welurową kopertówkę od YSL i kolczyki w tym samym kolorze. Paul, który dziś towarzyszy mojej przyjaciółce ma na sobie ciemne spodnie, marynarkę w tym samym odcieniu i brązową koszulkę. Obydwoje wyglądają wyśmienicie. 
Jednak to Zoe ukradła całe show. Ma na sobie biały topik, jeansowe spodnie i kozaki całe w małych, srebrnych diamencikach. Przy jej figurze nawet worek na śmieci przewiązany sznurkiem wyglądałby jak kreacja prosto z wybiegu. 
Limuzyna która dziś jest naszym głównym środkiem transportu, podjeżdża pod klub, gdzie przed wejściem czyhają na nas paparazzi. Spodziewałyśmy się ich tutaj, jednak nie w takiej ilości. Z roku na rok jest ich coraz więcej, co dowodzi temu, że nasza kariera ciągle się rozwija, a nasze życie to nie tylko pożywka dla gazet, to także interes dla tych ludzi z aparatami, którzy ciągle czyhają by sfotografować trochę naszej prywatności.
Rocky i jego pomocnik, pomagają nam dostać się do środka, odpychając napierających paparazzi. Ostatecznie bez większych problemów docieramy do środka, gdzie słychać pulsujący bas muzyki klubowej oraz gwar rozmów. Przy wejściu na Zoe czeka Oliver i kiedy ją zauważa, od razu do niej podchodzi, całuje prosto w usta, a potem obejmując jej ramię przeciskają się przez tłum. Po dosłownie sekundzie tracimy ich z oczu.
- Nie żeby coś - Caroline nachyla się tak byśmy razem z Ami słyszały co chce nam przekazać. - Ale z roku na rok jest tutaj coraz więcej ludzi. Następnym razem robimy selekcję.
- Jaką selekcję?! - Carter oburzona spogląda na Turner - Zobacz, przecież to wszyscy nasi znajomi. Albo znajomi znajomych. Ostatecznie znajomi znajomych, którzy mają znajomych i ich zaprosili. 
Próbuję przetrawić to co powiedziała, ale teraz nie czas na wysilanie mózgownicy. Czas na drinki!
- Dobra, nie ważne. Musimy się napić - mówię, łapię dziewczyny za dłonie i idę w ślady Olivera, wchodząc w tłum. Co chwilę przystajemy by się z kimś przywitać, bądź poznać kogoś nowego. Kiedy w końcu docieramy do baru, czuję, że cały alkohol który wcześniej wypiłam dawno ze mnie wyparował.
Zamawiamy trzy shoty z tequili, a kiedy barman realizuje nasze zamówienie rozglądam się po pomieszczeniu.
To zdecydowanie najbardziej oblegana impreza świąteczna jaką zorganizowałyśmy. W tłumie zauważyłam już Ed’a z Niną, Louis'a, Eleanor oraz Olliego Murs'a. Jednak większość zebranych tu osób to po prostu nieznajomi, którzy jakimś cudem wkręcili się do tego miejsca.
- Dobra, to za co pijemy? - Car przysuwa nam kieliszki pod nos. Wracam do rzeczywistości. Biorę w palce sól i posypuję wierzch dłoni.
- Żebyśmy jutro nie obudziły się z kacem moralnym? - proponuję, chociaż wiem, że to strasznie głupie. 
- Nasze życie to po części kac moralny - Ami zlizuje sól, połyka alkohol, po czym przygryza cytrynę. Nie potrafię nie zgodzić się z jej wcześniejszymi słowami - Poprosimy jeszcze jedną kolejkę! - krzyczy do barmana ile sił w płucach, by przekrzyczeć muzykę. DJ puścił jakieś techno, które bardziej ogłusza niż zachęca do zabawy.
- To dla mnie jeszcze raz to samo - charakterystyczny głos Harry’ego dociera do naszych uszu. 
Obracamy się w jego kierunku nowo przybyłego gościa. Styles przytula najpierw Car, gratulując zaręczyn, potem wita się ze mną, Ami zostawiając na sam koniec. Wzrok jakim go obdarza mówi więcej, niż każde słowo jakie istnieje w naszym języku.
- Pięknie wyglądacie dziewczyny - komplementuje nas, ale wzrok ciągle ma wbity w postać naszej przyjaciółki - I jak zwykle wyśmienita impreza. 
- Dzięki - Turner puszcza mu oczko - W końcu to NASZA impreza.
- Właśnie - powtarzam jak zaczarowana, szybko szukając w głowie tematu do rozmowy - Jak się bawisz na planie filmu?
- Jest… niesamowicie - uśmiecha się szeroko - Myślę, że Ci się spodoba ta praca, Vick.
- Udało Ci się bez problemu dotrzeć do brzegu? - z ust Carter pada pytanie, pierwsze od momentu pojawienia się tutaj Styles’a. Harry znów koncentruje swój wzrok na twarzy dziewczyny. Unosi palec by podrapać się po brodzie, udając, że się nad czymś pieczołowicie zastanawia.
- Teraz jestem najlepszym pływakiem w całej ekipie.
Ami w odpowiedzi chichocze cicho. Nie wiem jak udaje się im utrzymać zarazem tyle prywatności i luzu w rozmowie. Choć stoimy, gawędzimy tu wszyscy razem, oni porozumiewają się między sobą w zupełnie inny sposób. Nie wiem ilu osobą to się zdarza, ale oni zdecydowanie to mają.
- No nie! Kochani! Pijemy i lecimy na parkiet - Sheeran z Niną dołączają do naszego grona wzajemnej adoracji. Witamy się ze sobą, spełniamy prośbę Ed'a o piciu (tu trochę przesadziliśmy, bo w ruch poszło kilka kolejek tequili, ostatecznie nie wiem ile i to też już sprawka tequili) i kiedy udałam się na parkiet, wszystko wokół nieźle wirowało. Ale tego potrzebowałam. Resetu.
Ostatnio tyle się dzieje. Moje życie składa się przede wszystkim z oglądania się za siebie na ulicy, czasami udawania, że wszystko jest w najlepszym porządku, uczeniu roli i pisania nowych piosenek.
A pomiędzy tym jest jeszcze Shawn, z którym ostatnio mój kontakt zdecydowanie zmalał. I Niall, z którym mój kontakt zdecydowanie się zacieśnił. To dziwne, ale lubię po prostu wejść wieczorem do ciepłego łóżka, przykryć się kołdrą i czekać na wiadomość od Horan’a. A ona zawsze przychodzi. Niezależnie od tego, czy ja jestem zajęta, czy on ma napięty grafik. Od naszego pierwszego pocałunku coś się między nami dzieje i…
Czuję jak ciepłe ręce oplatają moje ciało. Tańczę już od dobrych trzydziestu minut, z dwoma przerwami na shota. Od razu poznaję to ciało, które szczelnie przyległo do mojego. Shawn.
- Cześć Victoria - nachyla się do mojego ucha, szepcząc moje imię. Skłamałabym, jeśli powiedziałabym, że nie poczułam tego pomiędzy moimi udami. 
Nie odpowiadam. Dłońmi sunę po materiale marynarki, wyczuwając pod nią napięte mięśnie rąk Mendes'a. Kiedy docieram do jego palcy, splatam je ze swoimi.
Nie wiem po co to robię. Po prostu mam na to ochotę. Mam ochotę czuć czyjeś dłonie na moim ciele, tańczyć do upadłego i cieszyć się tą chwilą. Totalnie nie myślę o jakichkolwiek konsekwencjach. Jako osoba znająca show biznes, który pożera żywcem, powinnam trzymać się od Shawn'a z daleka. Nie pozwolić ludziom plotkować. Ale kiedy w moich żyłach płynie paląca tequila, a moje ciało staje na baczność na sam głos bruneta, nie ma dla mnie takiego słowa jak "konsekwencje". Dziś zdecydowanie nie istnieje w moim słowniku.
Puszczam jego dłonie, seksownie odwracając się w stroję jego twarzy. Lubię jego wzrost i jego szerokie ramiona na których mogę się właśnie oprzeć. Lubię szyję wyciągniętą w moją stronę, która aż prosi się o to, żeby złożyć na niej kilka pocałunków.
- Cześć Shawn - uśmiecham się kokieteryjnie, zapominając o całym świecie.
- Wiesz - odsuwa moje włosy z twarzy, a ja odchylam głowę by mógł oddechem błądzić po mojej szyi - Kiedy ostatnio wyobrażałem sobie, jak mogłabyś dziś wyglądać… cóż. To co było w mojej głowie nie umywa się do tego co jest naprawdę.
To tylko alkohol w twoim ciele, Vicky. To ciepło pomieszczenia, otoczenie z każdej strony gorących ciał, to tylko porywający, powabny bit muzyki z głośników. Wszystkie te rzeczy sprawiły, że gdy usta Shawn'a dotknęły moich, nie pomyślałam nawet o tym, żeby się od nich odsunąć. Pogłębiłam pocałunek, wsuwając palce w jego włosy. Kiedy nasze języki się spotkały i jak zawsze nabrały idealny rytm, poczułam szarpniecie za ramię.
Niechętnie odsunęłam się od chłopaka, koncentrując się na osobie za mną. Niall. Próbuję wrócić do rzeczywistości. Odsuwam się od Mendes’a, który zdziwiony spogląda to na mnie, to na Horan’a.
- Co się dzieje? - pada pytanie z jego ust, a ja jestem tak zdekoncentrowana, że nie wiem czy skupiać się na nim, czy na Niall’u. Ostatecznie odwracam się do Shawna, dotykam jego ramienia i uśmiecham przepraszająco.
- Daj mi chwilę. Zaraz do Ciebie wrócę.
Kiedy to mówię, ciemnowłosy kiwa głową i odchodzi w stronę baru. Poprawiam włosy, zakładając je za ucho. Chciałabym sprawiać wrażenie osoby, która kontroluje wszystko wokół siebie. Ale nie jestem pewna czy wyglądam na taką chociaż w jednym procencie. Podnoszę wzrok, spoglądając na Niall'a. Jest… rozczarowany.
- Shawn to mój przyjaciel - tylko tyle. Nie mówi nic więcej. Wszystko wokół nas zostaje takie samo. Muzyka, ludzie, światła, atmosfera. Nic się nie zmienia, oprócz nas.
- Nie rozmawiajmy o tym tutaj - mówię jak najciszej. Nie jest to jednak możliwe ze względu na głośność setu.
- Porozmawiamy o tym właśnie tutaj - odpowiada, wzruszając ramionami. Zaczynam panikować, przeklinając się za brak słowa "konsekwencje" w moim słowniku. Powinnam dawno wiedzieć, że to chyba jedno z najważniejszych słów w moim życiu.
- Niall…
- Vicky, straszna z Ciebie egoistka - cedzi słowa. Stoimy tak blisko siebie, że mogę wyczuć jak jest zdenerwowany - A ja jestem cholernie naiwny. 
- To nie tak… - przerywam mu. Chociaż chciałoby się powiedzieć "to właśnie tak, Niall", słowa te nie potrafią przejść przez moje gardło. Ostatkami sił chcę ratować swoją godność i podnieść z ziemi rozdeptane nadzieje Niall'a.
- To tak nie działa - pociera dłonią policzek, aby uspokoić emocje. Dopiero teraz widzę jak dużo ich w sobie miał. Wydostają się dosłownie z każdej części jego ciała - To tak nie działa, że możesz komuś dać nadzieję, a potem po prostu ją odebrać, poskakać po niej i wyrzucić do kosza. Zawsze myślałem, że jesteś inna. Zawsze uważałem, że można na Ciebie czekać w nieskończoność, bo przecież warto. Że zawsze zasługiwałaś na więcej niż dostajesz. 
Milczę, bo nie wiem co mam powiedzieć. Milczę, bo zdradziłam sama siebie. 
- Jak się okazuje "zawsze" nie jest tak pewne, jak mi się wydawało.
Po wypowiedzeniu tych słów, opuszcza ramiona, obraca się na pięcie i odsuwa kogoś siłą by móc zejść z parkietu.
Rozgrzane ciała dalej poruszają się w swoim rytmie, a muzyka dalej jest głośna tak jak była przed tą rozmową. Nic się we wszechświecie nie zmieniło. Życie płynie dalej.
Życie płynie dalej, a ja straciłam osobę, która jak nikt o mnie walczyła. A ja pozwoliłam mu odejść.
Po prostu odwrócić się ode mnie i puścić wolno. 
Jednak przez to wszystko uświadomiłam sobie jedno. Do cholery, mieliśmy tyle szans. On miał tyle szans i każdą z tych szans zmarnował. Odpowiedzialność za niepowodzenie spadła na mnie, ale tak naprawdę każda ze stron nigdy nie była święta. Obydwoje ponosimy winę za to jak jest teraz między nami. Wkurzona udaję się do baru. Potrzebuję tequili.
Widocznie nie jesteśmy sobie pisani.
Bo nie jesteśmy, prawda?
Tylko dlaczego z całych sił chciałabym w to nie wierzyć?


AMERICA

Odkąd Victoria zniknęła w tłumie, a Caroline wróciła do Paul’a, ja wciąż siedzę w tym samym miejscu przy barze, a ku mojemu zaskoczeniu, wiernym towarzyszem tego wieczoru okazuje się nie kto inny jak Harry. Dzięki temu staję się zupełnie niedostępna dla wszystkich wokół i całą swoją możliwą uwagę poświęcam jego osobie i to z wzajemnością.
Barman serwuje nam drink za drinkiem a my od dwóch bitych godzin mówimy o wszystkim, co nam ślina na język przyniesie. Rozmawiamy, flirtujemy, pożeramy się wzrokiem i tak na przemian. Tym sposobem nie odczuwam w żaden możliwy sposób tego, że nie widziałam go prawie miesiąc czasu.
Nasza dwójka jest jak bumerang. Kiedy tylko jest okazja, brniemy do swojego własnego, wytyczanego celu, ale w ostatecznej fazie i tak do siebie wracamy. I tak mogłoby się dziać w nieskończoność.
I skłamię, jeśli powiem, że nie jestem tym zmęczona. Jestem pewna, że ta sytuacja gnębi nawet ludzi, którzy obracają się w naszym gronie, ponieważ to oczywiste, że przyjaciele zawsze ale to zawsze żyją swoim wzajemnym życiem i niektóre sytuacje dotykają ich niemal tak samo.
Nie potrafię jednak mu odmówić ani w jakikolwiek sposób przestać. Jest dla mnie niczym woda na pustyni. Gdy go widzę, od razu do niego brnę. Gdy wezmę trochę, chcę dostać więcej, ale kiedy woda w butelce powoli się kończy, pozostaje tylko strach i ta jedna nurtująca myśl: czy później nie umrę z pragnienia? Dokładnie tak samo jest i w tym przypadku.
-To prawda, że rozstałaś się z tym facetem? - pyta, a ja wiedziałam, że w końcu nastanie taki moment, że po prostu będziemy musieli o tym porozmawiać.
-Tak… - wzdycham.
-Coś poszło nie tak?
-Najwyraźniej - prycham. 
-Dlaczego z nim zerwałaś? - patrzy na mnie pewnie, jakby to było oczywiste, że to ja zerwałam z nim, a nie on ze mną.
-A dlaczego sądzisz, że to ja zakończyłam ten związek?
-Bo mężczyzna, który by cię opuścił, byłby totalnym kretynem. - zerkam w jego stronę i zastanawiam się nad tym, czy zdaje sobie sprawę z tego co właśnie powiedział. - Wiem to z własnego doświadczenia. 
-Nigdy nie byliśmy w prawdziwym związku.
-Byliśmy… - odpowiada. - Tylko nie dla całego świata. - wzdycham, żeby powstrzymać się przed powiedzeniem słów, które mogę żałować. Nie widzieliśmy się zbyt długo, żebym teraz mu powiedziała ile rzeczy schrzanił on, a ile razy ja byłam zbyt dumna, aby mu wybaczyć. I że ja też spaprałam. Tylko w porównaniu do niego, ja chciałam cieszyć się nim właśnie przed całym światem. Nie miałam ochoty się ukrywać. Ani tego co czuję. A właśnie to ukrywanie sprawiało, że z każdym dniem stawałam się coraz bardziej nieszczęśliwa. Jakby mi czegoś brakowało. I teraz już wiem, że tym czego mi brakowało był sam on. Bo nie oddał mi się w stu procentach. Nie mógł. Bo zbyt wiele by pokazał, a przecież wszystko musiał chować.
-Po prostu stwierdziłam, że jesteśmy swoimi kompletnymi przeciwieństwami i nie łączy nas zbyt wiele. Ale nie mam ochoty o tym rozmawiać. Lepiej powiedz czy byłeś w domu na święta? - pytam, zakładając kosmyk włosów za ucho. Widzę jak mnie przy tym obserwuje.
-Tak. W zasadzie wróciłem kilka godzin temu. 
-I co? Jesteś zadowolony? 
-Z czego? - pyta, uśmiechając się tak, że na pewno zdaje sobie sprawę, że ten widok kompletnie mnie ubezwładnia. Zdecydowanie prościej by było, gdyby w ogóle się nie uśmiechał. Jestem pewna, że dzięki temu przetrwałoby wiele kobiecych serc.
-Z prezentów - odpowiadam sarkastycznie, śmiejąc się. Czasami czuję się przy nim zawstydzona tak bardzo, że aż sama w to nie wierzę. Zupełnie jak nastolatka, której po raz pierwszy spodobał się jakiś chłopak. Tylko on nie jest jakimś chłopakiem, więc moja sytuacja jest jakieś tysiąc raz gorsza. 
-Cóż, dostałem zapas skarpetek i czekoladowych muffinków. Myślę, że jestem zadowolony - oznajmia, delikatnie oblizując usta. -A ty jak spędziłaś czas?
-Byłam u rodziców. Mój brat przeżywa teraz rosterki miłosne, więc podzieliłam się z nimi moimi spostrzeżeniami.
-Tak? - patrzy na mnie w skupieniu, opierając podbródek o swoją dłoń. - Na przykład jakimi?
-Że sercu nie można nakazać kiedy i kogo ma pokochać. - przełykam ślinę i mam wrażenie, że słyszy to cały klub. - Bo łatwo jest się zakochać. Najtrudniejsze przychodzi, kiedy chcesz się odkochać…
-To prawda - potakuje głową. - Bo ja każdego dnia, w wolnej chwili, myślę o tobie i nie wiem, jak o tobie zapomnieć. Nie chcę zapomnieć… Bo zmieniłaś mnie na zawsze. I przez to nigdy nie będę potrafił cię zapomnieć… - wpatruję się w jego twarz kompletnie oszołomiona i dotknięta. Jeszcze nigdy nie powiedział mi tylu szczerych słów. Nie wiem czy to kwestia alkoholu czy po prostu uznał, że to dobry czas na wyznania. Chciałabym go przytulić i trzymać w ramionach już zawsze. Albo żeby chociaż ktoś dał mi gwarancję, że wszystko będzie dobrze i jeszcze połączy nas los. Bez zbędnych problemów i trudności, które zawsze na nas czyhały.
-Ja pierdole… - znikąd słyszę głos Victorii, która pojawia się nagle przy barze i wciska się pomiędzy nas.
-Co się stało? - pytam zdezorientowana, bo zdecydowanie coś musiało się wydarzyć. Coś emocjonującego. Cóż, u mnie też się grubo dzieje.
-Moje życie to jedno wielkie szambo, ot co się dzieje.
-Nie mówisz poważnie.
-Mówię śmiertelnie poważnie - otrząsa się, jakby dostała drgawek, ale widzę że po chwili wszystko z nią w porządku. - Barman, tequila! - woła szatyna gestem dłoni. - Albo ze trzy! - dopowiada, kiedy ten znów się do niej odwraca i kiwa głową. - A niech mnie, przynieś całą butelkę. Dzięki!
-Jesteś pewna, że dobrze robisz? - pytam. - Może powinnaś napić się wody?
-Ami, Ami, Ami. Moja słodka przyjaciółko. Przypomnij mi, kto z nas dzisiaj wznosił toast za najlepszy wieczór w roku? - patrzy na mnie przymrużonymi i już nieźle wypitymi oczami. - Ty! - wbija palec wskazujący w mój dekolt. - I co tam jeszcze było? Fajna zabawa, dobre drinki… - kręcę zażenowana głową bo wydaję mi się, że nie skończy się to zbyt dobrze. - I dobry seks!!!! - wykrzykuje tak głośno, że przypuszczam, że słyszy ją nawet DJ, który puszcza muzykę z końca sali.
-Dobry seks… - powtarza Harry jak mantrę. Oczywiście tylko to usłyszał, bo jak żeby inaczej.
-No, dobry seks… - wtóra mu Vicky. - Wiesz, że twoja była dziewczyna wypiła dzisiaj toast za dobry seks? Helou, czerwony alarm, to coś znaczy! - nagle Vicky staje z Harry’m twarzą w twarz i jedyne na co spoglądam to jej plecy. - ONA CHCE SIĘ PIEPRZYĆ…- moja przyjaciółka sądzi, że mówi to tylko do niego i jest przy tym cicha jak myszka, ale rzeczywistość jest zupełnie inna. Wszystko słyszę i jutro jej za to nakopię do dupy.
-Nie mam nic przeciwko… - Harry uśmiecha się po raz kolejny, a ona jak gdyby nic zbija z nim piątkę. Tak zwani: kumple, kumpelki.
-To mi się kurewsko podoba. To francuskie powietrze i pływanie w oceanie zrobiło z ciebie mężczyznę. 
-Mają tam morze północne, nie ocean. - zwraca jej delikatnie uwagę.
-Jeden pies. - komentuje krótko i zabiera od barmana butelkę. To nie wróży niczego dobrego. Oto ja: MAMA AMERICA. Naprawdę powinnam się ogarnąć i wyczilować. Nie mogę jej dawać porad, skoro sama robię ze swojego życia gówno. Widocznie coś musiało ją zmusić, że pragnie sporej dawki alkoholu. Niech idzie i pije. Dziewczynie się należy.
-Dobra, potem przyjdę do ciebie na drinka. - uspokajam sytuację.
-Nie!!!! - wybucha, machając mi rękami przed twarzą. - Ty zostajesz tu z nim… - bierze rękę Harry’ego i wkłada ją w moją dłoń. Nie wiem dokładnie co ma oznaczać ten gest. Pojednanie? To, że mamy się nie rozstawać? Mam nadzieję, że nie przyniesie nam zaraz kajdanek. - I ogólnie to super się bawcie, bzykajcie, chlajcie i sra…- nie daje jej dokończyć.
-Zrozumiałam.
-No. - w końcu uśmiecha się pełna satysfakcji i salutuje na odchodne. - Adios.
-Jest niemożliwa - Styles śmieje się, kiedy widzi jak moja przyjaciółka odchodzi, kręcąc tyłkiem we wszystkie strony. Dzisiaj ją trochę pogrzało, ale nie mam jej za złe. W końcu impreza się dzieje. 
-Jest. Ale to Victoria. Znamy ją nie od dziś.
-Tak…. - odpowiada, po czym następuje chwilowa cisza. - Naprawdę wznosiłaś toast za dobry seks? - pyta, a ja wywracam oczami. Świetnie. Następnym razem będę wznosiła toast za głodne dzieci w afryce i papieża.
-Tak. I co w związku z tym? - pytam pewna, bo nie będę robić z siebie ofiary ani zawstydzonej dziewczynki. Seks to seks. Jestem dorosła, chętnie go uprawiam (niezbyt często, ale jednak) i po prostu za niego wypiłam. Co w tym złego?
-Dużo. I sądzę, że to świetna okazja do toastu. 
-Teraz? - pytam, kiedy wręcza mi w dłoń mojego drinka.
-Tak. Wypijmy za świetną zabawę, dobre drinki i wyśmienity seks. Dzisiaj.
-Dzisiaj, hm? - zerkam na niego figlarnie.
-Zdecydowanie. - uśmiecha się w sposób, w jaki często uśmiechał się tylko do mnie. Wtedy, kiedy miał plany związane z moją osobą i nie zawsze były one do końca „grzeczne”.
-Podoba mi się ten uśmiech. Należy do mnie.
-Wiele moich rzeczy należy tylko do ciebie..
I w tym momencie zdaję sobie sprawę, że niektóre rzeczy trzeba po prostu zrobić. Nawet, jeśli to zły pomysł.


Moja sukienka leży już na podłodze w towarzystwie jego marynarki i białej koszuli. Nagle jestem pchnięta na ścianę i cholernie mi się to podoba.
-Pragnę cię… - mówi w trakcie niezliczonych pocałunków. Przyciąga mnie do siebie bliżej tak, że czuję każdy skrawek jego ciała. Dyszymy głośno, a nasze ciała są rozgrzane do tego stopnia, że czuję się jak w saunie. Bierze mnie na ręce i zrzuca ze stołu wszystko co na nim jest. 
Kładzie mnie, a sam ustawia się pomiędzy moimi nogami. Czuję się jakbym była na haju. Jestem pijana nim, pijana tą nocą, przeznaczeniem, odwagą i życiem.
Zdejmuje mój stanik, dotyka delikatnej skóry, całuje usta i ramiona. Powiedział, że mnie pragnie i dokładnie to pokazuje. Nie śpieszy się, choć mam wrażenie, że to wszystko dzieje się z prędkością światła. Daje mi absolutny, doskonale namiętny początek. Początek mojego końca. Bo gdy ja zatracam się w nim, zatracam się bez pamięci. Zatracam się by wrócić i zacząć od nowa. 
Nagle zdaję sobie sprawę ze swojego podniecenia i łakomym wzrokiem przebiegam po jego ciele. Od wiśniowych warg, poprzez smukłą szyję, odkrywając na nowo obrazy, które widnieją na jego klatce piersiowej. Zerkam na jego męskość, a potem z powrotem do niesfornie drżących ust, które teraz z uwielbieniem posiadają moje. 
Moje majtki są już ściągnięte, a jego zsunięte do połowy kolan. Szybko wyciąga z szuflady prezerwatywę i nawet nie wiem kiedy, jest we mnie.
Zaczyna uderzać tak, jakby chciał dotrzeć do najgłębszego punktu mojego wnętrza. Tak, jakby próbował przebić moje serce.
-Chcę, żebyś zapamiętała… - odzywa się, opatulając oddechem moje ucho. - Nie uczucie, kiedy jestem w Tobie. Tylko uczucie, kiedy na Ciebie patrzę. - i tak też właśnie robi. Patrz na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, tak intymnie i tak przeszywająco, że mam wrażenie, że jestem dla niego niczym otwarta księga. Widzi mnie całą. - Chcę byś zapamiętała, jak twoje serce reaguje na każdy mój pocałunek. - znów dotyka moich warg. Omamia mnie miłością i pożądaniem, jakiego jeszcze nie czułam. - Chcę, żeby zapamiętała, jak moje dłonie nie mogą się od ciebie oderwać. I chcę, żebyś pamiętała, że każdy może cię kochać. Ale tylko ja zasługuję, by kochać się z tobą…

Kiedy leżymy bezwładnie na jego łóżku, moje oczy pozostają zamknięte. Nie pamiętam kiedy ostatnim razem wtulałam się w jego ciało. To uczucie zdecydowanie dorównuje temu, co działo się jeszcze godzinę temu. 
Nie odzywamy się. Myślimy. Zastanawiamy. Snujemy plany i marzenia… O tym co było i co będzie. Chciałabym, żeby wszystko było proste. Żebyśmy rano się obudzili, zrobili sobie wspólne śniadanie, wzięli wspólną kąpiel i zaczęli od nowa. Razem. Dla świata. Ale przede wszystkim dla siebie.
Bo zrobiłabym wszystko, by pozostać jego teraźniejszością.
-Wczoraj zapytałem moją mamę, jak to jest być zakochanym… - słyszę jego głos, pomieszany ze świstem wiatru, który obija się o szyby. - Powiedziała, że to najcudowniejsza i najokropniejsza rzecz, jaka ci się może kiedykolwiek przydarzyć. Wiesz, że znalazłeś coś niesamowitego i chcesz zatrzymać to na zawsze, a każda sekunda, przez którą to posiadasz, to coraz większy strach, że możesz to stracić. I właśnie w tej chwili sobie coś uświadomiłem. - odwracam głowę w jego kierunku, kiedy on przenosi wzrok z sufitu na moją twarz. - Uświadomiłem sobie, że cię kocham. Kocham cię, i powinienem był ci to powiedzieć już dawno temu. Może gdybym to zrobił, udałoby nam się uniknąć wielu głupich błędów.- wzdycha i przytula mnie jeszcze ciaśniej do swojego ciała. - Z drugiej strony, czasem myślę, że przez te wszystkie przeszkody pokochałem cię tak bezgranicznie.
-Ja ciebie też kocham, Harry. - całuje go, i pragnę, aby ta chwila trwała wiecznie. - My dwoje, jesteśmy tylko dwiema zagubionymi duszami, przerażonymi perspektywą niechcianego pożegnania…
-Nie chcę się z tobą żegnać.
-Więc tego nie rób.

I choć pocałunki, którymi się darzymy są niezliczone, a miłość, którą wkładamy w swój dotyk jest ogromna, to jednak nie wiem co wydarzy się jutro. Bo z nami nic nie jest pewne.
Wiem jednak, że zawsze będę myślała o tej nocy. 

Nawet wtedy, gdy nie powinnam.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz