sobota, 7 października 2017

39. I don't feel like myself lately, won't you stay with me?


VICTORIA

Dwa dni po premierze filmu Dylan'a, przychodzi dzień w którym pożegnamy naszą przyjaciółkę Caroline. Tak, dokładnie. Właśnie dziś, w ten zimny listopadowy wieczór Caroline Amelia Turner, w przyszłości (najprawdopodobniej) Walker odcina pępowinę. I od jutrzejszego dnia po czterech latach spędzonych pod jednym dachem, zamieszkiwać będzie nie dużą, ale świetnie urządzoną posiadłość na obrzeżach Londynu. 
Siedzimy z Americą na podłodze i sprawnie składamy jeansy oraz koszulki Car, których jest jakieś milion. Mam na sobie szare, krótkie dresowe spodenki, żółtą koszulkę i obszerny sweter. Jak na Ami przystało, nawet w zaciszu domowym wygląda jak modelka, odziana w biało-bordowy zestaw - krótkie spodenki i bluzę z haftowanymi rękawami.
Wokół nas porozkładane są kartony, jedne puste, drugie pełne, które zdążyłyśmy już zapełnić. Blondynki nie ma z nami bo cały czas nadzoruje ostatnie wykończenia salonu i kuchni. A że jesteśmy cudownymi przyjaciółkami zgłosiłyśmy się do pomocy w pakowaniu. 
W tle sączy się muzyka Queen, którą America wręcz wielbi. Podśpiewuje pod nosem, a w bardziej charakterystycznych momentach udaje nawet grę na gitarze.
- Podasz mi tamte swetry? - mówię i wyciągam rękę w kierunku sterty przerzuconych przez fotel sweterków w różnych kolorach. Ami kiwa głową, wstając.
- Gdzie masz flamaster? - podaje mi wełniane i jedwabne ubrania, rozglądając się po pomieszczeniu - Musimy opisać, że tutaj są same topy i t-shirty. 
Podaję jej flamaster. Zgrabnie zapisuje na górze kartonu "Twoje sexy koszulki".
- A tak, w ogóle… - zaczynam zapinać czarny sweterek od Chanel. Podnoszę wzrok na dziewczynę i czekam, aż również na mnie spojrzy. Kiedy to robi, uśmiecham się do niej lekko.
- Co tam u Tylera? Pewnie się cieszysz, że go dziś zobaczysz - dodaję, susząc zęby.
Brwi Ami łączą się w jedną. Usta zaciska w wąską linię.
- Hej, co jest? - pytam. Wzrusza ramionami. Flamastrem dorysowuje kwiatki wokół swojego napisu.
- Nie będzie go - odpowiada. Znów na mnie spogląda. Chociaż pewnie wolałaby unikać mojego wzroku, nie robi tego. Widzę w jej niebieskich tęczówkach smutek i rozczarowanie. Nie będę kłamać. Na jej miejscu czułabym się tak samo.
- Ale miał jakiś konkretny powód, prawda?
- Tak… - przytakuje - Wypadły mu zdjęcia nocne, bardzo, bardzo ważne. Podkreślam bardzo ważne zdjęcia.
Wyciągam dłoń, zakrywam jej, która ciągle spoczywa na kartonie. Ściskam ją lekko. W duchu modlę się, żeby to był pierwszy i ostatni raz, kiedy dla Tylera o wiele ważniejsze jest praca niż America. Nie ręczę za siebie, kiedy okaże się, że taka sytuacja będzie powtarzać się cały czas. Wezmę motykę, siekierę i rewolwer, a z jego jaj zrobię jajecznicę. Jak Tinę Turner kocham, zrobię to bez kiwnięcia palcem.
- Ale wiesz jak się nazywam? - pyta, a ja patrzę na nią z miną mówiącą: NIE, GŁUPIA, PROSZĘ OŚWIEĆ MNIE - Nazywam się America Carter i zaprosiłam na imprezę kogoś innego. 
Mrużę oczy, wymieniając po kolei w głowie kogo mogłaby zaprosić na to przyjęcie. Ed idzie ze mną, więc odpada. O Colu Carterze dawno zapomniała. Nick Jonas? Jego chyba nie ma u nas w kraju. Ktoś z One Direction… Harry?
- Nick - przygryza wargę. A JEDNAK! - Zaprosiłam Nick’a. Spotkałam go wczoraj na zakupach w Londynie i jakoś tak w rozmowie wyszło, że zaproponowałam, że może on chciałby wpaść. Nasze relacje są czysto koleżeńskie, chłopak jest zabawny i wszyscy się lubimy, nie będzie intruzem, prawda? 
- Oczywiście przyjaciółeczko, że nie będzie - śmieję się, wkładając kolejny sweterek do kartonu - Nick zawsze jest mile widziany w naszych skromnych progach. I jest zarąbistym kompanem do picia. Sama wiesz.
Rozglądam się po ogromnej, białej jak śnieg garderobie i aż chce mi się śmiać na dźwięk moich słów. Kiedy zauważam kilka ostatnich par butów Car, schowanych głęboko w szafie, moje oczy zachodzą łzami. Będzie mi jej brakowało na co dzień. Ona trzymała ten dom w ryzach. Wszystko organizowała. Nad wszystkim czuwała. 
- Vicky - ciepły głos Ami sprawia, że wracam na ziemię - Caroline wyprowadza się do własnego domu dziesięć minut drogi od naszej posiadłości. Nie wyjeżdża na drugi koniec świata ani nie wylatuje na księżyc. Pewnie będzie tu tak często, że ostatecznie będziesz miała jej dość.
- Wiem, Ami - ciągnę nosem - Każda z nas dorasta, co? Ty masz trzydziestoletniego faceta, który pewnie szybko będzie chciał się ustatkować, Caroline ma cudownego mężczyznę, z którym teraz zamieszka. Zoe ma Olivera. Pewnie również będą ze sobą na zawsze… mam przeczucie, że to ona następna wyprowadzi się z posiadłości The Fame. Z naszego domu, Ami.
- A Ty, Vicky? - America spogląda na mnie palącym wzrokiem.
- Co ja?
- Shawn - chrząka, jakby to było takie oczywiste - Cały czas widzę, że masz od niego wiadomości.
Wbija wzrok w wyświetlacz mojego IPhone. Ma rację. Nie zauważyłam powiadomień. 
- To nic takiego. Już mówiłam.
- Pewnie, Victorio Santangel, jak zwykle seks to nic takiego - prycha - Nie żebym Ci coś wypominała…
Nie, w ogóle, Americo Carter tego nie robisz!
- Ale z Oliverem też był tylko seks. A powiedziałaś mu, że go kochasz. Zawsze mówisz, że to tylko seks, że to nic takiego. Znam Cię, Vicky. To zazwyczaj nie jest nic takiego. Podoba Ci się?
- Shawn? - unoszę brwi. Podoba mi się w cholerę i gdybym mogła, zjadłabym go łyżeczką - Trochę mi się podoba, rzeczywiście - odpowiadam zimnym głosem. 
- Znam Cię tyle lat - Ami wstaje, wrzuca ostatnią parę jeansów do pudła, po czym siada obok mnie - A Ty nic a nic się nie zmieniasz. Nadal świetnie potrafisz sama siebie oszukiwać. 
Kładę głowę na ramieniu Carter, wzdychając bardzo głęboko. 
Nie mogę nie przyznać jej racji. America zawsze ma racje. Zawsze jeśli chodzi o mnie. Czasami myli się w osądach co do swojej osoby, ale w moim przypadku trafia w sedno. I tak, cholernie się oszukuję.
Sięgam po telefon, odblokowuję go i otwieram wiadomości.
Shawn: co robisz?
Shawn: czemu nie odpisujesz? 
Shawn: Victoria, zadzwonię później. Po koncercie. 
Shawn: chcę zobaczyć jak dziś wyglądasz. Zakładasz tą różową, cekinową sukienkę?
Shawn: tęsknię za Tobą, wariatko!!!!!!!!!!!!!!!!
- Jemu chyba też odbiło - komentuje i obie wybuchamy śmiechem. 
- Dziękuję Ami - ponownie ściskam jej dłoń - Za wszystko.
- Nie dziękuj - odwzajemnia uścisk - Obiecaj tylko, że Ty też zawsze będziesz.
- Obiecuję, Ami, obiecuję.


CAROLINE


Nie byłabym sobą, gdybym w dzień mojego oficjalnego „pożegnania” nie latała po domu jakbym miała owsiki w tyłku. Na każdej imprezie zawsze wszystko musiało być idealne, ale teraz musi być bezbłędnie. To w końcu uroczystość na moją cześć. Nie może być inaczej.
Dzisiejszego wieczoru nasza posiadłość wygląda nadzwyczaj efektownie. Chyba jeszcze nigdy nie było tu aż tylu dekoracji i efektów specjalnych, więc z łatwością mogę stwierdzić, że nowa ekipa organizacyjna, którą wynajęła dla nas Margaret, spisała się na medal.
Dookoła widać tylko fiolet i srebro. Barwy, w które sama się dzisiaj odziałam i sprawia mi to niesamowitą radość. Dosłownie jakbym przyjechała na ostatnią wieczerze, a dom, który tak długo był moim domem, żegnał mnie z najwyższą klasą i oddaniem.
Nawet cholerny szampan mieni się na srebrny kolor, a jego konsystencja wygląda jak ciecz połyskujących diamencików. Widzieliście kiedyś co takiego? 
Rozglądam się uważnie po salonie, w którym działo się tak dużo. To pomieszczenie zapamiętało miliardy naszych śmiesznych pogaduszek, miliony litrów wylanego alkoholu, tysiące rozgrywanych konkursów karaoke, setki imprez i dziesiątki kłótni. A ja jak za pstryknięciem palca, również pamiętam je wszystkie. I choć łza, która spływa po moim policzku jest oznaką szczęścia, to jednak będzie mi tego brakować. 
-Podoba ci się? - słyszę głos Americy, która pojawia się przede mną w prześlicznej czerwono-beżowej sukience. Jej uśmiech od razu sprawia, że wraca mi radość.
-Jest perfekcyjnie. - przytulam ją mocno, ponieważ to właśnie z nią od samego początku miałam najlepszy kontakt. Później do naszej spółki dołączyła Victoria, a na sam koniec Zoe, za którymi również byłabym gotowa wskoczyć w ogień przy byle jakiej okazji. 
-No, dziewczyny. Chyba czas zacząć największą imprezę w historii ludzkości - Vick dołącza do nas, zarzucając mi dłoń na ramieniu.
-Czuję się jakby to była ostatnia nasza impreza - wzdycham.
-A pewnie będzie ich jeszcze tysiące - tym razem Zoe pojawia się znikąd, wpatrując się na nas z uśmiechem.
-Ona ma rację - Ami przytakuje. - Jestem pewna, że pomimo, iż będziesz mieszkać gdzie indziej, to i tak będziesz główną organizatorką przyjęć w domu THE FAME.
-Ten dom zawsze będzie twoim domem - Vick całuje mnie w skroń. 
-A ty będziesz zawsze z nami - odzywa się Ami.
-Zawsze… - uśmiecham się i zdaję sobie sprawę, że mam najlepsze przyjaciółki na świecie.
Gości robi się coraz więcej i nawet nie przypuszczałam, że pojawi się ich aż tyle. Naprawdę tak wielu ludzi mnie wielbi? Kto by pomyślał.
Zdążyłam już przywitać Fat Pat i Ernie’go, którzy zgodnie ubrali na siebie ciuchy w kolorach brudnego różu. Grunt to dopasowanie.
Pojawił się również Niall, który jak zwykle wyściskał mnie za wszystkie czasy i uraczył przemiłą rozmową. To on zawsze był moim ulubieńcem. I patrząc na Kate, która stoi u jego boku, nie widzę jakiś większych nieprawidłowości. Co prawda faktycznie, wygląda jak jego matka, i tak, nie pasują do siebie ani trochę, to nie mogę powiedzieć, żeby kobieta była niemiła lub w jakiś sposób nieprzyjemna. Na razie…
Witam również Ed’a oraz Nick’a, którego ponoć zaprosiła America, co bardzo mnie cieszy, oraz witam także Dylan’a, którego zaprosiłam ja. Cóż, to dla mnie niebywałe osiągnięcie, że mogłam ściągnąć kogoś z ekipy Teen Wolf’a (mojego ulubionego serialu), a że porozmawialiśmy sobie ostatnio z Dylan’em i dowiedziałam się, że zostaje w Londynie jeszcze trzy dni, to nadarzyła mu się impreza jak znalazł. Jestem mega podekscytowana!
Kiedy wszyscy znajdujemy się już w salonie, a ze mnie stres mimowolnie schodzi, widzę jak America wstaje, uderzając nożem o kieliszek od szampana. Zupełnie tak jak w filmach, kiedy ktoś chce wygłosić jakieś przemówienie.
-Witam wszystkich bardzo serdecznie. Chciałam wygłosić krótkie przemówienie… - zaczyna, a ja zastanawiam się, czy to do niej należy druga połowa mojego mózgu. Bardzo możliwe, że tak. -  Moja najdroższa Caroline… - zaczyna, a ja już zaczynam mieć mokre oczy. Świetnie. Ciekawe, kto odda mi kasę za makijaż. Chociaż w zasadzie, ja wcale nie musiałam za niego płacić. - Kiedy pierwszy raz cię spotkałam, groziłaś jakiejś dziewczynie z Bootcampu, która zrobiła niemiły żart innej dziewczynie na obozie. Pomyślałam sobie wtedy, że lepiej z tobą nie zadzierać. Ale ta sama dziewczyna, której groziłaś, kilka dni później, zrobiła mnie tak samo niemiły żart. A ty znowu uczyniłaś to samo. Powiedziałaś wtedy, że jeśli jeszcze raz zobaczysz, że wlewa do mojej pasty do zębów olejek do opalania, ty wlejesz jej do buzi coś znacznie gorszego. - uśmiecha się, a ja na samo przypomnienie tej sytuacji chichoczę. - Do tej pory nie wiem co takiego chciałaś jej wlać, ale wiem jedno. Właśnie wtedy wiedziałam, że zostaniesz moją najlepszą przyjaciółką. Od tej pory dałaś się poznać nie tylko jako osoba, która broni słabszych czy tych, którzy nie zasługują na pewnie traktowanie, ale okazałaś się również osobą ciepłą, pomocną, pełną współczucia i wrażliwości. Jesteś najwspanialszą organizatorką imprez jaką znam, a także modową ikoną, która zawsze ma na siebie pomysł. Zawsze poradzisz sobie w każdej sytuacji, ale nie jestem pewna czy my poradzimy sobie tutaj bez ciebie… - Ami wzrusza się, a ja w tym momencie wręcz tonę w moich łzach. Jedyne co mnie pociesza, to ciepła dłoń mojego ukochanego, która przekonuje mnie w myśli, że jednak podjęłam dobrą decyzję. - Na szczęście to, że wyprowadzasz się z naszego domu, nie oznacza, że wyprowadzasz się z naszych serc. Bo nie tylko na scenie, ale również w tych właśnie sercach, już zawsze będziemy razem. - kończy, a ja mówię jej bezgłośne dziękuje, ponieważ dostrzegam, że po Americe wstaje Victoria.
- Kochanie - mówi, łamiącym się głosem - Dziś zapakowałyśmy ostatnie kartony Twoich ciuchów i w momencie kiedy spojrzałam na kilka par butów, które samotnie stały na półkach w Twojej garderobie prawie się poryczałam. Ale wtedy Ami - tutaj spogląda na szatynkę - Powiedziała mi, że przecież nie wyjeżdżasz na zawsze. I, że będziesz nas często tutaj odwiedzać. Miała rację. Bo pamiętaj, tutaj jest Twój dom. Twój najprawdziwszy z prawdziwszych. Chociaż, Car, nie przesadzaj - parska śmiechem, a wraz z nią wszyscy zebrani goście - Jak Cię tu będzie za dużo i zaczniesz się rządzić… wiesz, gdzie są drzwi, prawda? - kiwam głową, chichocząc, kiedy ona wyciera samotną łzę spływającą po policzku, po czym uśmiecha się. 
- Bardzo Cię kocham. Opiekuj się nią - piorunuje wzrokiem Paul’a - Pamiętaj, że mam sporo kontaktów. W jakiejś szajce sprzedające lewe pistolety też by się coś znalazło - unosi kieliszek z szampanem w górę - Za nowy dom, moi drodzy! - wszyscy bierzemy łyk szampana, kiedy przychodzi czas na Zoe.
-Bardzo żałuję, że tak krótko ze sobą mieszkałyśmy - czarnowłosa robi smutną minę, ale patrzę na nią pocieszająco. - Mimo dość pokręconego początku bardzo się zaprzyjaźniłyśmy i mogłam przyjść do Ciebie z każdym problemem. Teraz będę dzwonić. Nawet w środku nocy. Cieszę się, że możemy być dalej zespołem. Choć już nie będziemy razem mieszkać, nic się między nami nie zmieni. Jesteśmy The Fame. Mieszkając w tym ogromnym domu w centrum Londynu, czy w innym miejscu na świecie. Uwielbiam was i mam nadzieję, że życie w nowym miejscu okaże się sielanką i najlepszymi latami waszego życia. - kiwam głową z uśmiechem, dziękując im za to wszystko jeszcze raz i już mam wstać, aby je wszystkie przytulić, kiedy na środek wychodzi Fat Pat. I coś czuję, że to naprawdę nie wróży czegokolwiek dobrego. Ale może się mylę.
-Przygotowałam dla was wiersz - mówi, odchrząkując i spoglądając na mnie i Paul’a. - Na górze łóżko, na dole sex. Carcia je mlecz, Paul pije ciecz. Przeprowadzki czas, kryzys w nas. Łezki płyną, świat szaleje, Fatty Patty znów coś w siebie wleje. Piję za was wino, piję za was wódkę, chociaż wolę pomidorówkę. Razem z Vicky coś  przeskrobiemy, w chuj się najebiemy. - patrzy na Victorię, puszczając do niej oczko, kiedy ta marszczy zażenowana czoło. - Ami taka grzeczna, chociaż pojebana z deczka. - reakcja Americy jest taka jak się spodziewałam, czyli zupełnie zszokowanie i zapewne ukryte pretensje do Patrici, dlaczego padło akurat na nią. - Zoe cicha w duchu wzdycha. Ale najważniejsza Carcia. Carcia dorosła już być chciała, więc do koguta z rana zapiała. Kup mi dom, kup mi dom, klaszcze w dłonie, kup mi dom, albo Ci przypierdole! - w salonie zapada cisza. Jedyne co zwraca uwagę to dźwięk wypluwającego szampana przez Dylan’a. Widzę jak America pokrzepiająco klepie go po ramieniu. Biedny Dylan. Nie zdążył jeszcze poznać Fat Pat na tyle, żeby wiedzieć, iż to zupełnie normalnie zachowanie. - Kurwa, sarenki gnu i lisie głowy, pijemy!!! Czy ja mówię w języku majów albo innych pojebów z przeszłości, że nie skumaliście puste jak langusty głowy? - krzyczy i pije wódkę prosto z butelki. Nie będąc jej w niczym winni, każdy zbija się kieliszkiem ze swoim sąsiadem i z nietęgą miną wypija szampana.
Pomimo, iż atmosfera po przemowie Patricji całkiem zdechła, to jednak decyduję się zabrać głos.
-Z całego serca dziękuje wam za te cudowne słowa, a także każdemu z osobna za to, że tu dzisiaj przyszedł. Ja również napisałam kilka zdań podziękowań, które zapewne będą się tyczyć każdego obecnego w tym pomieszczeniu. Innych mniej, drugich bardziej - uśmiecham się i wyciągam kartkę, którą studiowałam przez całą wczorajszą noc. - Dziękuję ci za to, że zwykłe chwile, przeobrażasz w nadzwyczajne. Dziękuje za to, że zawsze mówisz mi prawdę, bez względu na to, jak brzydka potrafi być. Dziękuje ci za szczerą rozmowę i spotkania w połowie drogi. Dziękuje za to, że potrafisz współczuć i masz dla mnie czas. Dziękuje za komplementy, które sprawiają mi radość, ale również krytykę, która mnie podbudowuje. Dziękuje za to, że czasem wkładasz dodatkowy wysiłek, aby mnie zrozumieć, a także za świadomość, że doskonale wiesz, kiedy coś złego się ze mną dzieje. Dziękuje za to, że czasem mogę popełnić błąd i że wspierasz moje decyzje. Dziękuje za to, że jesteś lojalny, nawet gdy nie jesteśmy razem… Dziękuje, że jesteś ze mną na dobre i złe i, że nie zawsze muszę być silna. Dziękuje, że wspierasz mnie, gdy się potknę i pójdziesz za mną mimo, że czasem nie jest to dla ciebie wygodne. Dziękuje Ci, że we mnie wierzysz i szanujesz mój czas. Dziękuje za to, że pozostaję sobą, ale najbardziej dziękuje za to, że Cię mam…


VICTORIA

DJ puszcza remix Toxic Britney Spears, a ja wraz z moim przyjacielem Ed’em zaczynamy tańczyć na samym środku prowizorycznego parkietu. Wymachuję rękami, totalnie zsynchronizowana z kończynami rudowłosego.
- Teraz wycieraczki! - krzyczę, wykonując serię unoszeń i opadań przedramienia. 
Śmiejemy się głośno, śpiewając wraz z Britney. Łapię go za dłoń i zmuszam, żeby mnie okręcił wokół mojej własnej osi kilka razy. Bawimy się jak zawsze - nie interesując się całą resztą, totalnie zatapiając się w muzyce lecącej z głośników. 
- Ręce w górę, Vick! - Sheeran podnosi ręce w górę. Ja razem z nim. 
- Taniec robotów! - wykonuję polecenie i w momencie kiedy nadchodzi refren poruszamy naszymi ciałami jakby ktoś zamontował nam komputer pokładowy i sterował nami joystickiem. 
Kiedy piosenka się kończy, a salę wypełnia głos Rihanny i jej Only Girl, Ed ciągnie mnie w stronę barku. Oddycham szybko i czuję pot na plecach, chociaż moja kondycja ostatnio bardzo się poprawiła. 
- Szampan - mówi do barmana, a do mnie puszcza oczko - Dwa razy - teraz spogląda na mnie - A Ty mów co się dzieje. 
- Uprawiam sex - wzruszam ramionami - Endorfiny. Czy wiedziałeś, że w czasie stosunku wzmacniane są mięśnie dna miednicy? A wy, mężczyźni dzięki uprawianiu seksu, zmniejszacie ryzyko zachorowania na raka prostaty?
- Ja też uprawiam sex - totalnie nie obchodzi go moja wiedza na temat anatomii człowieka - Z Niną. Pamiętasz ją? Z klubu? Kolorowe włosy. Szalone buty. Napisałem o niej piosenkę. Mam nadzieję, że nie zachoruję na raka prostaty - przytakuję, bo nie da się jej nie zapomnieć.
Barman zdążył nalać nam alkohol i obsłużyć inne osoby, kiedy sięgamy po szkło i wlewamy w siebie procenty. Srebrna ciecz jest pyszna, słodka, ale zarazem orzeźwiająca i tak cudownie musująca.
- Kto tym razem, Vicky? - wywracam oczami i w momencie kiedy mam odpowiedzieć, czuję jak coś wibruj mi w kopertówce. Przepraszam przyjaciela, odwracam się, sięgając do środka torebki. Na ekranie mojego telefonu pojawia się twarz Shawna. Odbieram najszybciej jak mogę.
- Halo? - krzyczę do słuchawki - Daj mi chwilkę. Znajdę ustronne miejsce.
W odpowiedzi słyszę krótkie "okej" i dźwięczny śmiech.
- Jestem - mówię, opierając się o barierkę na naszym tarasie, który jest zupełnie pusty. Temperatura na dworze nie zachęca do spędzania czasu na zewnątrz, ale to było najbliższe miejsce gdzie mogłabym pobyć sama. Zupełnie sama. Tylko ja i jego głos w słuchawce mojego telefonu.
- Cudownie - słyszę głos ciemnowłosego i od razu mi cieplej - Jak się bawisz?
- Świetnie. Chociaż kilka razy zdążyłam się już wzruszyć. Niby nic się nie zmieni, ale mimo wszystko zmieni się tak wiele. Moja mała Caroline wyfruwa z gniazdka - wzdycham.
- To całkiem zrozumiałe - odpowiada - Ale Ty, Victoria… Pięknie dziś wyglądasz.
Serce bije mi w nierównym tempie w momencie, kiedy słyszę jego ostatnie słowa. Dawno nie słyszałam tylu komplementów.
- Dziękuję - czuję jak czerwienieją mi policzki - A jak koncert? Wszyscy szaleli, co?
- Tak - wyobrażam sobie, że przytakuje teraz głową i zaczesuje mokre od prysznica włosy - Moi fani są niesamowici. A jak skrypt? Czytałaś?
Dziś rano dostałam paczkę, w której znajdował się scenariusz do filmu na którego casting zostałam zaproszona. Tom zadbał o każdy szczegół, pozaznaczał nawet kwestie które mam umieć na pamięć i przykleił samoprzylepną karteczkę, życząc mi powodzenia w nauce. 
- Tak - pocieram dłonią skórę na mojej ręce. Mam gęsią skórkę - Jest świetny. Nawet nie wiesz jak bardzo jestem podekscytowana tym filmem. I jak bardzo się denerwuję. Nie wiem czy dam radę zapamiętać wszystkie kwestie. 
- Dasz radę - jego głos jest pewny. Wierzy w to co mówi - I w końcu się zobaczymy.
Słyszę jak drzwi na taras się zamykają. Obracam się na piecie, a moim oczom ukazuje się sylwetka Niall'a z piwem w lewej ręce i czarnym płaszczem w prawej. Jak długo tu stał? Czy coś słyszał?
- Ja też nie mogę doczekać się naszego spotkania - mówię do słuchawki, cały czas patrząc w oczy Horana - Wiesz, muszę kończyć. Zdzwonimy się jutro, okej?
Shawn żegna się ze mną i obiecuje nagrać kawałek piosenki, która przed chwilą przyszła mu do głowy. Staram skupić się na tym co mówi, ale jestem rozdarta między tym, żeby utrzymać naszą znajomość w tajemnicy, a pytającym wzrokiem Niall'a.
- Przyniosłem Ci coś do okrycia - podchodzi do mnie, narzucając na moje ramiona płaszcz.
- Dzięki - łapię za kołnierz, opatulając się nim mocniej. Od razu poznaje jego perfumy.
- O jakim scenariuszu mówiłaś? Będziesz aktorką?
Bierze łyk piwa. Zagryzam zęby wkurzona.
- Nie powinno Cię to interesować - syczę.
- Ale interesuje - teraz on opiera się o barierki i patrzy przed siebie. Jest wyluzowany i chyba trochę pijany. Widziałam go kilka razy w nietrzeźwym stanie, ale dziś jest jakiś inny.
- Nie powinieneś być ze swoją kobietą? - przerywam, by dodać ironicznym głosem - Przepraszam, przyjaciółką. Bo tak nadal nazywasz waszą znajomość… przyjaźń?
Robię krok w jego stronę. Jest to kompletnie nie kontrolowany odruch. Znajdujemy się tak blisko siebie, że byłabym w stanie ocenić jaką temperaturę ma jego ciało. Kiedy Niall prostuje swoją sylwetkę, stoimy praktycznie oko w oko.
- Tak, nadal to tak nazywam - odpowiada, po czym znów bierze łyk piwa.
Całą noc udawało mi się omijać szerokim łukiem Niall'a i Kate, która do cholery znów wygląda jak milion dolarów. Ale teraz stoję tuż przed nim i sama nie wiem czego chcę. Z mojego telefonu wydobywa się dźwięk powiadomienia. To pewnie wiadomość od Shawn'a. To ją wykorzystuję jako moje koło ratunkowe.
- Przepraszam, ale muszę… - pokazuję na telefon - To ważna wiadomość.
Zsuwam płaszcz z ramion, oddając do właścicielowi. Dziękuję i ruszam, ale zatrzymuje mnie dłoń Niall'a na moim łokciu. Obraca mnie do siebie, mocno przyciągając. 
- Nie spałem z Kate - wyczuwam desperację w jego głosie - Musisz mi uwierzyć. Nie jestem taki. Nie taki, za jakiego mnie uważasz. Widziałam, że mnie oceniłaś. Twój wzrok mówił wszystko.
- Mam gdzieś czy z kimś sypiasz. Psujesz mi imprezę, Niall… Car się przeprowadza, jestem wzruszona i smutna, a Ty… - patrzę mu głęboko w oczy. Mam wrażenie, że ciemnieją - Ty…
Nie dane jest mi dokończyć. Zgrzyt otwieranego wejścia na taras skutecznie nas rozdzielił.
- Co tu jest grane, Niall? - Kate również wyszła bez okrycia i choć stoi na dworze jakieś pięć sekund, cała drży z zimna - Wejdź do środka, bo jutro będziesz chory. Ty, Vick, lepiej też.
Mierzy mnie wzrokiem, mówiącym o wiele więcej niż by się wydawało. Ta kobieta wygrała. Wie o tym. I skutecznie się tym karmi.
Mijam ją, zła na wszystko i wszystkich. Odnajduję wzrokiem Caroline i Americę, które właśnie wlały w siebie shota. Podchodzę do nich, pokazując trzy palce w stronę barmana. Kiedy mnie zauważają, posyłają mi szerokie uśmiechy.
- To za co tym razem pijemy, lasencje?

W moim życiu jedna rzecz jest pewna. To przyjaźń. Bez tych dziewczyn, byłabym nikim. Dzięki nim jestem wszystkim.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz