CAROLINE
Niezręcznie. To jedyne słowo, które przychodzi mi na myśl, a także doskonale opisuje sytuację, w której znajduje się właśnie cała nasza wesoła piętnastka. Otóż myślałam, że czekają mnie relaksujące wakacje z moimi przyjaciółkami, a okazało się, że jednak wakacje bez One Direction to nie wakacje! A na pewno nie takie, których oczekiwałyśmy.
Oczywiście nie mówię, że czuję się źle w ich towarzystwie albo jakoś konkretnie mi przeszkadzają, bo akurat wydaję mi się, że ja osobiście mam z tym najmniejszy problem (dosłownie) no i każdego z nich traktuję jak brata więc mogę czuć się przy nich całkowicie swobodnie. Gorzej ma Ami, która jest byłą dziewczyną Harry’ego, gorzej ma również Zoe, która w końcu zakończyła swoją narkotykową przejażdżkę z Liam’em, a nawet gorzej ma Vicki, która ma za sobą tyle dziwnych i niezręcznych sytuacji z Niall’em, że głowa mała. Ale to wszystko to w sumie nic, w porównaniu z tym, że każda z nich jest tu dzisiaj ze swoim partnerem. Nawet Ami zaprosiła Col’a!
A gdzieś my to właściwie jesteśmy? Otóż znajdujemy się na średnich rozmiarów statku, gdzieś na środku wysp liparyjskich. Bez żadnej alternatywy ucieczki. No chyba, że ktoś będzie tak głupi, że wskoczy do wody pełnej rekinów. W sumie to nie jestem pewna, czy faktycznie tu pływają, skoro wyszło to z ust Fat Pat. No, ale lepiej dmuchać na zimne, co nie?
Sprawa wygląda tak, że Lucas i Louis stoją przy barierce, zawzięcie o czymś rozmawiając, a obok towarzyszy im Vicky, kompletnie nie zainteresowana rozmową, która raczej posyła co jakiś czas spojrzenia Niall’owi, który wraz z Oliver’em, Paul’em i Erni’m leżą z wystawionymi brzuchami, pijąc przy tym piwo. Ami oraz Cole stoją przy burcie, cały czas się śmiejąc, a temu wszystkiemu przygląda się ze złością Harry, który towarzyszy Liam’owi oraz jego nowej dziewczynie. Ja natomiast wraz z Zoe siedzimy przy barze, za którym stoi Fat Pat i czekamy, aż ta landrynkowa blondyna zabije nas intensywnością swoich drinków. Żyć nie umierać.
-Wiesz Caroline… Powiem ci coś… - zaczyna brunetka, chyba już lekko wstawiona. Ja też czuję, że jestem. Zwłaszcza, że gorące, jasne słońce świeci wprost na moją mordę.
-Tak moja droga przyjaciółko?
-Po wczorajszej sytuacji, sądziłam, że gorzej być już nie może i wiesz cooo?
-Jesteś w chuj naiwna? - pytam, patrząc na nią spod byka.
-W chuj to mało powiedziane. Jestem naiwna jak Jack w Titanicu, kiedy miał nadzieję, że Rose może jednak posunie swoje dupsko z tych cholernych drzwi i jakoś uratuje się przed utonięciem…
-Hmm, dobrze to wymyśliłaś - ripostuję, bo naprawdę jestem pod wrażeniem.
-Myślałam, że ta wycieczka będzie jakąś odskocznią, a tymczasem…
-A tymczasem przestać biadolić głupiutka surykatko i spróbuj drinka MUA Patricia - fatty stawia przed nami dwa kielichy, które wyglądają naprawdę smakowicie. Może faktycznie powinna być barmanką?
-Co to jest? - pytam, biorąc łyk napoju. Stwierdzam, że jest naprawdę rozkoszny.
-Nazwałam go: czar dziewicy.
-Dlaczego tak go nazwałaś? - pyta tym razem Zoe.
-Bo jestem czarującą dziewicą, idiotko? - Pat patrzy na nią jak niggas na swoje molly, a ja kręcę tylko głową z zażenowaniem.
-Nie, ale chciałabym być. Znów byłoby tak ciasno i przytulnie, i ….
-O nie, parzy… - Zoe wystawia swój język i macha nad nim rękoma. Dziwne, ja nic nie czuję…
-Oh, dodałam trochę tabasco… Akurat przy tym sypnęło mi się troszkę więcej.
-Zabiję cię Fat Patricio!!!!!!! - Zoe krzyczy tak głośno, że nawet reszta naszej ekipy zdąża się obrócić. Woooow, w końcu, tak tak, my też tu jesteśmy!
-Mua!
Kiedy Zoe wypiła już trzy litry wody, Fat Pat posmarkała się z radości, a ja zdążyłam się już dawno zestarzeć, w końcu nasze grupki zaczęły się robić coraz większe, aż doszło do tego, że wszyscy siedzimy w swoim wspólnym gronie, rozmawiając, śmiejąc się do rozpuku i opowiadając sobie śmieszne historię. Nie wspomnę oczywiście o naburmuszonych minach niektórych z osób, bo takie również się zdarzają, ale na razie nikt się nie kłóci, a to chyba jest w tym momencie najważniejsze.
-A pamiętacie jak raz na naszej imprezie Caroline była tak pijana, że pomyliła kuchnię z łazienką i chciała sikać do zlewu? - głos zabiera tym razem Louis, a ja mam ochotę spuścić mu niezły wpierdol, tudzież o tym Paul akurat nie wiedziałam.
-Wybacz, że nie wtajemniczyłam cię w największe żenady mojego życia…
-Oh, to jeszcze nic! A pamiętacie jak Caroline…
-Zamilcz Louis’ie Tomlinson! - grożę mu palcem.
-Wybacz…
-A piana party z Niall’em i Vicky w roli głównej!? - o nie… Liam, where is your brain?
-Szkoda, że nas przy tym nie było! - dogaduję znów Lou.
-To prawda, ale spodziewam się, że Vicky jeszcze nigdy nie była, aż tak mokra przy Horan’ie… - do czego ta rozmowa dąży!? Chyba do niczego dobrego, bo w momencie widzę poważną minę Vicky, napięcie u Lucas’a i panikę u Niall’a. Grubo.
-Em… Ami, ile się znacie z Col’em? - zabiera tym razem głos blondyn, aby uratować swoją sytuację, ale chyba niekoniecznie sytuację Carter.
-W zasadzie poznaliśmy się wczoraj… - odpowiada niewinnie, patrząc na szatyna z uśmiechem.
-To szmat czasu… - komentuje nagle Harry. - Musisz być dla niej ważny, skoro jesteś tu dziś z nami… - zapytam tylko raz. WHAT DA FUCK?
-Cóż… Bardzo miło mi z tego powodu. Wczoraj przegadaliśmy całą noc… - o nie… Karetka, straż pożarna, policja? Wszystkie jednostki wzywane na statek zabójstw gdzieś na wyspach. Bez odbioru.
-Oh, nie żartuj. Jesteśmy wśród swoich… Jeśli robiliście coś więcej możesz powiedzieć… Czyżby szykowała się nowa para? - Harry znów zabiera głos, a ja już mam mokro w majtkach. Przez tą dziwną aurę czuję, że mokro ma również Vicky, Zoe, Ami a nawet Fat Pat. Nie dobrze…
-Nawet jeśli, to nic ci do tego i raczej jesteś ostatnią osobą, która zostanie o tym poinformowana… - ripostuje Ami, a my siedzimy cicho jak myszy pod miotłą. Gdzie te cholerne posiłki!? WZYWAM POSIŁKI!!!
-To bardzo miłe z twojej strony, że tak szybko wyrzuciłaś mnie ze swojego życia. Jesteś wzorową osobą Ami. Dokładnie tak jak wszyscy myślą… - sarkazm Harry’ego czuć na kilometr i trochę się dziwię, że Styles i Ami, bądź Styles i Cole się jeszcze nie biją.
-Nie będę dalej ciągnęła tej konwersacji… - szatynka wstaje, a tuż za nią jej partner. Idą w nieznanym kierunku, a my patrzymy jedynie na Harry’ego jak na ostatniego podciepa, ale on wydaje się, że nic sobie z tego nie robi i za jednym zamachem dokończa swoją whisky z colą, gdzie podejrzewam whisky jednak zdecydowanie góruje nad colą.
Jak żyć?
ZOE
Jak tylko mogę staram się utrzymywać pion. Ciągle jesteśmy na tym wypasionym jachcie, statku, czy jakkolwiek mogę to nazwać. Lazurowa, czysta woda odbija się od burty, a ja spoglądam w dół zastanawiając się czy chce mi się rzygać czy nie. Kolorowe drinki by Fat Pat falują po moim żołądku tworząc tam pewnie kolorową tęczę, która w mgnieniu oka mogłaby opuścić moje wnętrze. Założę się, że na jej końcu znalazłabym różowo-brokatowego jednorożca. Ale staram się być twarda. No, przepraszam, ale jestem na pierwszych poważnych wakacjach z moim... jakby to powiedzieć chłopakiem.
Oliver Hoover, który jest prawdopodobnie najprzystojniejszym facetem jakiego w życiu widziałam siedzi właśnie na białym fotelu tuż obok Lucasa i Erniego, sącząc drinka. On w przeciwieństwie do mnie zna umiar i wie, że na obiektach pływających, latających, a także budynkach stojących na mocnych fundamentach nie przesadza się z alkoholem. Ja o tym też wiem, ale czasami o tym zapominam.
- Zoe! – uradowany głos Caroline dociera do moich uszu. Jest lekko zdeformowany, ale staram się o tym nie myśleć – Zoe, chcesz drinka? Na rozluźnienie atmosfery?
- Fat Pat, wasz anioł z niebios i najszczuplejsza dziewczyna na całej kuli ziemskiej, serwuje drinka...
- O nazwie... – tutaj werble udaje rozchichotana Car. Blondynka jej wtóruje, a potem zza pleców wyciąga duży kielich wypełniony po brzegi zielonym trunkiem. Tęcza dociera do mojego gardła, ale udaje mi się ją przełknąć. Aż tutaj czuję mieszankę tequili, wódki i pewnie jakiejś kolorowego, podejrzanego bimbru. Patricia jest zdolna do wszystkiego.
- Zielone przebaczenie więźnia miłości! – piskliwy głos Fatty Patty wibruje w powietrzu i chyba dociera do chłopaków, bo jak na zawołanie stają tuż obok nas. Erni odbiera swojej dziewczynie kielich, a Oliver oplata moje biodra swoją ręką. Czuję się zdecydowanie lepiej.
- Nie upijajcie tej biednej dziewczyny – Hammerson karci wzrokiem Pat, a ona kuli się pod jego spojrzeniem jak dziecko, które wie, że zrobiło coś źle. Widziałam od dawna zmianę w Kendrick, ale nie sądziłam, że jest aż tak ustawiona do pionu.
- Ale mój złoty ptaszeńku – tutaj Fat posługuje się swoim głosem numer trzydzieści sześć pod tytułem „przestań, przecież nie robiłam nic złego, a moja głupota wcale nie równa się nieskończoności” – Osobiście, prywatnie i prawilnie, uważam, że ten drink, o nazw...
- Pat... – Ernest zakrywa jej usta dłonią, zapewne już po raz tysięczny, a potem odwraca ją i patrząc także na Caroline, która nie sprzeciwia mu się, rozkazuje – Idziemy dziewczęta, myślę, że potrzebne wam będzie dużo aspiryny.
I takim oto sposobem, ja i mój, nie mój, może przyszły chłopak zostajemy sami. Na twarz Olivera wślizguje się słodki, opiekuńczy uśmieszek, kiedy kładzie dłoń na moim rozgrzanym policzku, kciukiem tworząc na nim kółeczka. Jest mi tak dobrze, że mimowolnie przyciskam twarz do jego dłoni.
- Myślę, że powinnaś się na chwilę położyć – mówi, a mnie zalewa ciepło. Od dawna nikt się mną tak nie interesował.
- Jest okej – mruczę nie otwierając oczu, bo jest mi dobrze, z jego dotykiem na moim policzku. - Jeszcze trzymam się na swoich nogach, jak widzisz... Nie mogłam wyobrazić sobie lepszego chłopaka...
Czuję jak ręka i ciało Olivera spinają się. Nie jestem pewna, co złego powiedziałam, ale także prostuję się, odrywając ciało od skóry bruneta. Stoimy teraz naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy, próbując zrozumieć jeden drugiego. Ja staram się zrozumieć czemu właśnie wybudowaliśmy między sobą mur. Mur, który nawet w takim stanie jakim jestem wydaje się bardziej rzeczywisty.
- Powiedziałam coś złego? – mam zaschnięte gardło, przez co mój głos wydaje się bardziej piskliwy. A może to panika?
- Nie... – porusza przecząco głową – Jestem tylko... lekko zszokowany.
- Tego nie powiedziałem... – nastaje między nami cisza, przerywana salwami śmiechu i szumem wody – Chciałbym tylko, żebyś powiedziała mi wszystko co do mnie czujesz, jak nie będziesz pijana. Rozumiesz? Nie chcę żeby to tak wyglądało.
- Ja...
- Dobrze, teraz już cisza – przytula mnie, a potem całuje w czubek głowy. Gdybym mogła rozpłynęłabym się pod jego dotykiem – Chodź, napijesz się wody. Na pewno poczujesz się lepiej. Obiecuję.
VICTORIA
Patrząc na to wszystko modlę się, żeby cały dzisiejszy dzień okazał się żartem, fikcją, albo czymś komedio-podobnym. Nad każdą z głów zebranych tutaj osób wisi zupełnie inna atmosfera, tworząc na tej niewielkiej powierzchni, oddalonej od stałego lądu istny tajfun ludzkich emocji. Oczywiście, kiedy zebraliśmy się wszyscy przy jednym stole musiało dojść do konfrontacji Ami i Harry’ego. Kiedy do organizmu Zoe wlano za dużo alkoholu, obserwowałam jak prowadzi dziwnie poważnie wyglądające rozmowy z Oliverem.
Tylko jedna z nas nie ma przerąbane. Caroline leży tuż obok Paula, wygrzewając swój zgrabny tyłeczek łapie słońce. Jestem pewna, że mieszanka euforii i jej delikatnej skóry skończy się całkiem ładną opalenizną. Tylko następnym razem musi uważać na alkohol. Butelka wody i szklanka z rozpuszczoną aspiryną chronią ją przed jutrzejszym kacem.
A ja siedzę tuż obok Lucasa, który został opuszczony przez Olivera i Erniego, położył swoją rękę na moim kolanie i opowiada o jakimś nie przyjemnym zajściu w jego firmie. Potem przeskakuje z kolejnego tematu na kolejny, a ja częstuję go ciszą, nie odpowiadając na żadne z zadanych pytań. Tak, nazwijcie mnie kretynką, ale nie to jest teraz w centrum mojego zainteresowania.
Na samą myśl o osobie, która siedzi mi od wczorajszego wieczoru w głowie cała się spinam. Mam nadzieję, że Lucas tego nie zauważa, bo zadawałby kolejne pytania. A było ich wczoraj już zdecydowanie za dużo. I zazdrości także.
- Pójdę po wodę, dobrze? – mówię, czując jak gardło zaciska mi jakaś niewidoczna dłoń. Wcale nie chce mi się pić. Widzę tylko jak Niall kręci się blisko barku i mam nadzieję, go tam zaczepić. Brunet uśmiecha się do mnie przyjaźnie, całuje mnie w wierzch dłoni, a mnie zalewa fala wyrzutów sumienia. Wiem, że Lucas jest świetnym facetem. Sama przecież byłam nim zachwycona, ale ostatnio coś się zmieniło. Stał się bardziej stanowczy. Zazdrosny. I jakoś trudno mi go rozgryźć. Jakby uważał, że już jestem jego.
A nigdy nie byłam. Chyba.
Idę więc pewnym siebie krokiem, poprawiając okulary przeciwsłoneczne. Serce wali mi w piersi jak oszalałe. Nie, Vicky, w ogóle się nie denerwujesz. Kiedy stawiam ostatni krok i opieram łokieć na blacie baru, blondyn podnosi głowę i zauważa mnie. A wiem, że trudno mnie nie zauważyć bo jestem odziana tylko w niebieski strój kąpielowy z dekoltem kończącym się przy pępku, okularach i złotych japonkach. Przez pół nanosekundy żałuję, że nie założyłam szpilek. Wyglądałabym jak milion dolarów. Zapewne...
- Jak wczorajszy wieczór, Vicky? – pyta, nie odrywając wzroku od jakiegoś punktu. Tylko ja gapię się na niego przez przyciemniane szkła. Aż w końcu decyduje się je zdjąć. Wtedy odwraca głowę, a nasze oczy krzyżują się w jakiś dziwnym, elektryzującym spojrzeniu.
- Całkiem dobrze się bawiłam. Dopóki Ami i...
- Minie im – przerywa mi – Co pijesz?
- Wodę, poproszę – odchrząkuję, spoglądając na barmana, który pewnie od chwili mojego przyjścia czekał aż coś zamówię. Miło i kulturalnie Victorio – A Ty? Jak się bawiłeś?
- Jak zawsze świetnie – odpowiada, a potem jakby nigdy nic podchodzi do mnie podaje mi wysokie krzesełko, a potem wykonuje tą samą czynność z drugim krzesłem – Dla tej Pani piwo.
Patrzę jak pije swoje i zastanawiam się czemu bywałam dla niego taka nie miła. Najpierw sprawa z Oliverem, potem Lucas. A tak na prawdę tylko Niall był dla mnie kiedy inni myśleli, że ja jestem ich.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – pyta, chociaż wcale na mnie nie patrzy. Robi to rzadko w mojej obecności, zazwyczaj spogląda na mnie kiedy nie patrzę. Ale wiem, że to robi. Przeczucie mi to podpowiada.
- Ja... – siedzę z otwartą buzią, czekając na piwo, żebym mogła uniknąć odpowiedzi. Wysoki, szczupły barman podaje mi je, a ja zatykam sobie nim buzię. Tak jest łatwiej.
- Ty? – do moich uszu dociera jego śmiech, więc kiedy przełykam złoty napój śmieje się razem z nim. Bez powodu.
- Ja się tylko przyglądam, nic więcej.
- Coś się w Tobie zmieniło, Vick – szybka zmiana tematu.
- Tak? – jestem bardziej ciekawa odpowiedzi, niż mogłabym się spodziewać. Serce znów wali mi jak młot.
- Nie nosisz wisiorka – mówi, przemieszczając wzrok na moją twarz, a potem na szyję, nigdzie dalej – Od kiedy spoty...
Urywa, a ja wyczuwam ciepłe dłonie na moich ramionach. Palce Lucasa wbijają mi się w skórę.
- O czym rozmawiacie? – pyta, a ja mam wrażenie, że nie tak chciał skonstruować zapytanie. Chciał powiedzieć: „Czemu siedzicie tak blisko siebie i śmiejecie się ze swoich żartów, kiedy moja kobieta powinna siedzieć i śmiać się ze mną? To chyba logiczne, prawda?”.
- O wszystkim i o niczym, Lucas – odwracam się do niego, wyswobadzając z uścisku. Posyłam mu karcące spojrzenie. Wiem, że je zauważa, ale nie wydaje się nim poruszony.
- Zaraz przyjdę – obiecuję, kładąc dłoń na jego policzku.
- Czekam.
Jego „czekam” wypełnione jest od c do m zazdrością. Lucas jest mężczyzną który lubi zaznaczać swoje tereny, więc wchodzi pomiędzy moje uda, łapie mnie za policzki i całuje tak namiętnie jak przy nikim innym. Jestem pewna, że Niall nie patrzy. Odbieram jego niechęć, czując jak parzy moją skórę pleców.
Muszę dojść do siebie po pocałunku. Odprowadzam wzrokiem bruneta, a kiedy odwracam się z powrotem do Niall’a jego już nie ma.
Wiem jedno. Kiedy wrócę do domu, złoty wisiorek wróci na moją szyję.
AMERICA
Pomimo, iż osiemdziesiąt procent czasu na statku spędziłam w towarzystwie Col’a, byłam czynnym obserwatorem tego co się działo przez cały ten cholerny dzień. Widziałam zazdrość w oczach Harry’ego, za każdym razem, gdy było słychać mój śmiech z powodu jakiegoś żartu Col’a. Widziałam opiekuńczość Olivera, kiedy Zoe była w stanie nietrzeźwości. Widziałam radość Paul’a i Caroline kiedy beztrosko leżeli we dwójkę, trzymając się jedynie za ręce, łapiąc przy tym promienie słońca. Widziałam także rozczarowanie Victorii, kiedy Lucas przerwał jej rozmowę z Niall’em, a także smutek na twarzy blondyna, kiedy odchodził od nieszczędzącej sobie czułości pary. To wszystko jest tak bardzo pokomplikowane, że sama się gubię. W przeciągu małej ilości czasu tak wiele się zmieniło, że przypuszczam, że żadna z nas nie uwierzyłaby w taki przebieg akcji.
Caroline, która była w pseudo związku z Harry’m, w końcu może się cieszyć towarzystwem swojej prawdziwej miłości, i nie być za to karana. Zoe, która na początku wciągnęła się w narkotykowe szaleństwo z Liame’m, aktualnie znalazła oparcie w Oliverze, który wcześniej miał do czynienia z Vicky, a ona przecież darzyła go niemałym uczuciem, natomiast teraz spotyka się z Lucasem, ale w głębi serca wiem, że gdy widzi Niall’a, coś w niej pęka. I wydaję mi się, że to coś jest tak wielkie, że niebawem wybuchnie, a w końcu jeszcze nie dawno tak bardzo się nie lubili… Nawet Fat Pat wygląda na niesamowicie szczęśliwą, a kto by pomyślał, że ta szalona pogromczyni facetów w końcu da się usidlić komuś tak inteligentnemu jak Erni. I jestem też ja. Po swojej własnej przejażdżce życiowej, która zaczęła się od Harry’ego, w którym byłam zakochana od niepamiętnych czasów, i w finalnym efekcie dopięłam swego, lecz musiało to pozostać w ukryciu. A kiedy już była nadzieja na lepsze czasy, to wszyscy rozpadło się w drobny mak, dzięki czemu jestem teraz tu z kimś, kogo znam dwa dni, lecz nie żałuję, że go poznałam. Myślę, że nie powinno się niczego żałować, ponieważ wszystkie wydarzenia z naszego życia i decyzje, które podejmujemy, mniejsze lub większe, kreują nasz własny światopogląd i dalszą przyszłość.
Wycieczka na statku dobiegła końca, i jestem pewna, że każdy z nas jest w jakiś sposób szczęśliwy z tego powodu. Dwanaście godzin w jednym miejscu z tyloma osobami to naprawdę szmat czasu. Zwłaszcza, jeżeli kilka z tych osób nie ma ze sobą zbyt zadowalających relacji.
Wszyscy rozchodzą się w swoją stronę, a ja zamierzam zabrać Col’a do swojego pokoju i po prostu poddać się tym wszystkim emocjom, które ciążyły mi przez cały dzień. Jego piękny wygląd, wspaniały charakter, zdolność słuchacza, a także awantura z Harry’m i jego zawiść sprawiły, że nie mam ochoty na nic innego jak upojna noc z mężczyzną, który w jakiś sposób mnie rozumie. Mężczyzną, który na domiar złego jest niebywale atrakcyjny, więc nad czym się tu zastanawiać?
-Chyba mam dość na dzisiaj - śmieje się, mierzwiąc dłonią włosy. Z nim czuję się naprawdę dobrze. Nie mam wstydu i niczym się nie przejmuję. Kiedy miałam uprawiać seks z Harry’m myślałam, że ze stresu wypluję sobie żołądek. Ale możliwe, że było to spowodowane tym, że był to mój pierwszy razy. Każda dziewczyna się tym stresuje. Jednak kiedy z czasem seks zdarzał nam się coraz częściej, wciąż chwilami byłam nie pewna. Bałam się, że tu mam za dużo, a tu za mało, często prosiłam Harry’ego o zgaszenie światła, a kiedy wiedziałam, że nie jestem odpowiednio przygotowana do współżycia z nim, po prostu znajdowałam inną wymówkę, aby do tego jednak nie doszło. Dla niego chciałam być idealna, bo bałam się, że jeżeli nie będę, on mnie zostawi, bo znajdzie sobie lepszą partię. W końcu w świecie show biznesu nie ciężko o kogoś lepszego, ładniejszego, zdolniejszego czy szczuplejszego. Nigdy mu o tym nie wspomniałam. W zasadzie nikomu tego nie powiedziałam, bo z jednej strony wiedziałam, że usłyszę coś zupełnie odwrotnego. Ale ja wiedziałam swoje, i być może był mi potrzebny psycholog, ale nie potrafiłam sobie wpoić do głowy innego światopoglądu. I to mnie gubiło. Być może jego też zgubiło coś o czym ja nie wiem. Ale teraz to już wszystko jest nie ważne. I nigdy też nie będzie.
-W takim razie… - zaczynam, podchodząc do niego powoli. - Może masz ochotę na coś innego? - pytam, zsuwając z ramienia ramiączko od kostiumu.
-Oh, mam - wzdycha, i patrzy na mnie z uwielbieniem. - I to cholernie wielką… Ale jesteś tego pewna?
-Dlaczego miałabym być nie pewna? - przygryzam wargę i podchodzę do niego bliżej, całując w szyję.
-Ami, nie urodziłem się wczoraj… - odpowiada, choć słyszę jego ciężki oddech. - Wciąż czujesz coś do Harry’ego… - odsuwam się od niego z poważną miną.
-Wolałabym, żebyś nie wspominał przy mnie tego imienia.
-Przyznaj, że jestem w błędzie, a nie będzie rozmowy… - odpowiada, na co patrzę na niego przez chwilę bez słowa.
-Ten człowiek mnie bardzo zranił, Cole. I w chwili obecnej nie myślę o nim, lecz o tobie.
-No właśnie, zranił cię. I chcesz mu pokazać, na co cię stać. Też chcesz go zranić. I wykorzystać przy tym mnie… - patrzę na niego niezrozumiale, bo nie miałam pojęcia, że najdzie go na tego typu wywody. Myślałam raczej, że jest facetem, który nie pogardzi przygodnym seksem.
-Ale dla mnie to żaden problem. Bo pragnę cię od chwili, kiedy oddałem ci kapelusz. I szczerze powiedziawszy marzę o tym, aby być po części tym, przez którego on będzie cierpiał. Bo nie zasługujesz na to co ci zrobił. - jestem zszokowana jak sto pięćdziesiąt i w aktualnej chwili nie mam zielonego pojęcia co mogłabym powiedzieć. Sprawił tylko, że w tym właśnie momencie chciałabym zedrzeć z niego ubranie i pozwolić całować każdy kawałek mojego ciała.
-Czyli, jednak się zgadasz? - pytam.
-W stu procentach. No i chcę zobaczyć jego minę, kiedy dostrzeże, że to nie tylko jednorazowa sytuacja, ale znacznie więcej. Bo teraz ciężko będzie ci się mnie pozbyć… - dopowiada, i z prędkością bierze moje usta w swoją władzę. Całuje mnie szybko, namiętnie i totalnie inaczej niż robił to jego poprzednik. Czuję, że wiruje mi w głowie, gdy sadza mnie na kuchennym blacie i zdziera ze mnie strój kąpielowy. W szybkim tempie odkrywa przede mną kolejne skrawki swojego smakowitego ciała, a ja dotykam go w każde dostępne mi miejsce. Jego skóra jest aksamitna i ma wspaniały opalony odcień. Całuje moje piersi, a jego ręka ląduje ku dołowi. Czuję się jak w niebie, gdy stanowczo we mnie wchodzi, a nasze odgłosy słuchać w całym pomieszczeniu. W trakcie naszych szybkich ruchów, opieram głowę na jego ramieniu i spoglądam w ogromne okno w ścianie, w którym widzę cały krajobraz wysp i doszukuję się w nim decyzji, które będę musiała podjąć, a także złamanych serc, których w tej podróży na pewno nie zabraknie.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz