CAROLINE
To nasz ostatni dzień na wyspach. Jutro wylatujemy do domu i powracamy do obowiązków i rzeczywistości, która nas otacza. Nie chcę wyjeżdżać. Spodziewam się, że żadna z nas tego nie chce. Trzy dni wakacji to zdecydowanie zbyt krótko, na cały ten wachlarz zajęć, które czekają na nas w Londynie. Dopiero teraz zacznie się ostra harówa, zważywszy, że po drodze mamy masę występów, premierę nowej płyty oraz największą galę muzyczną, którą w tym roku prowadzimy. Cud, miód, malina.
Aktualnie siedzimy wraz z dziewczynami nad basenem i w końcu mamy kilka chwil na swobodną rozmowę bez świadków. Patricia wraz z Erni’m wybrali się na wycieczkę, nasi chłopcy poszli nurkować, a my z braku laku rozłożyłyśmy się jak księżniczki na leżakach, aby poplotkować o ostatnich dniach, w których działo się aż za dużo.
-Ami. Idziesz pierwsza do odstrzału… - mówię, biorąc łyka przepysznej cytrynowej lemoniady. Po wczorajszym dniu stwierdziłam, że do końca wyjazdu nie wezmę do ust alkoholu. Zoe oczywiście wtóruje mi w abstynencji.
-Jedna odpowiedź. Bzyknął cię czy nie? - pyta bezpośrednio Vick.
-Tak - Ami uśmiecha się od uch do ucha, po czym z łatwością można stwierdzić, że jej się podobało. Tak trzymać dziewczyno!
-Było ostro czy spokojnie i romantycznie? - odzywa się Zoe.
-Różnie. Mieliśmy na to całą noc…
-Czy twoja wagina przypadkiem jeszcze nie umarła? - pytam tym razem ja. Nie pamiętam kiedy uprawiałam seks przez całą noc. Zazwyczaj ja i Paul wykonujemy szybkie numerki. Jak stare dobre małżeństwo. Muszę powiedzieć, że chyba faktycznie już się starzeje.
-Myślę, że raczej się konkretnie ożywiła… Szkoda tylko, że tak szybko wyleciał - Ami robi smutną minę i trochę mi jej szkoda, ponieważ na dzisiejszy wieczór salsy pójdzie bez pary. ZNOWU.
-A był chociaż seks na pożegnanie? - pyta znów Vick.
-Nie. Zostawił mi kartkę.
-A co napisał? - jestem tego mega ciekawa.
-Ty wcale nie śpisz słodko… - odzywam się ze zdziwieniem.
-No właśnie. Często się ślinisz w trakcie… - komentuje tym razem Vick.
-A ty chrapiesz!!! - naskakuje na nią Ami.
-A ty przestań mnie nagrywać jak śpię!
-Muszę mieć jakieś dowody, bo nigdy mi nie wierzysz!
-Dobra, i co dalej? - Zoe przerywa tą krótką, totalnie bezsensowną kłótnie, głodna dalszej wiedzy.
-No i napisał jeszcze, że musi wracać do LA, ale niebawem się zobaczymy.
-Uuuuu, tajemniczy. Lubię takich - poruszam śmiesznie brwiami, aby trochę rozśmieszyć to towarzystwo, co na szczęście mi się udaje. Jupikajej.
-No, a co z tobą Zoe? - odzywa się Ami.
-W porządku… Wciąż mam posmak alkoholu w ustach.
-Drinki Fat Pat były przekozackie… - przyznaję, bo naprawdę mi smakowały. Co prawda nie do końca pragnę wiedzieć o ich dokładnym składzie, żeby nie polecieć szybko do kibla, ale ogólnie były naprawdę w porządku.
-A tak poza tym? - dopytuje znów Ami. - Jak sprawa z Oliverem? - Zoe patrzy na nią przez chwilę w ciszy, i wydaję się, że chce rozwinąć jakiś ważny temat, ale znów postanawia odpowiedzieć krótko.
-To trochę dziwne, że tu jest. -odzywa się tym razem Vick. - To znaczy, nie zrozum mnie źle, zaczęłam nowy rozdział w życiu i on mi nie przeszkadza, ale sama nie wiem… Jest trochę niezręcznie.
-No i jest bardzo cichy. Prawie w ogóle z nim nie rozmawiałam… - komentuje Ami. - Zawsze był trochę zamknięty, ale aż tak? - cóż, widząc po minie Zoe, robi się lekko nieswojo, a to zdecydowanie nie moment na tego typu rozmowy, więc szybko zmieniam temat.
-Vick, co się dzieje między tobą, a Niall’em?
-Co masz na myśli? - blondynka patrzy na mnie jakby imię NIALL słyszała pierwszy raz w życiu.
-Widziałam jak wczoraj rozmawialiście. A potem kiedy przyszedł Lucas, on sobie poszedł…
-Po prostu rozmawialiśmy o wakacjach, to wszystko. Poza tym atmosfera na statku była na tyle napięta, że chociaż ja próbowałam ze wszystkimi pogadać i pokazać, że nie mam do nikogo urazy. - odpowiada pewnie, chociaż każda z nas w głębi duszy wie, że Vick nie mówi nam wszystkiego.
-Za to Harry odwalił maniane życia… - Zoe wzdycha, i spoziera współczująco na Ami.
-Było mi tak cholernie wstyd przy Col’u, że nie zdajecie sobie z tego sprawy…
-Za cholerę nie wiem co go napadło… - odzywa się Vick. - Był zazdrosny czy jak?
-A ja wiem? - Ami kończy swojego drinka, który zdecydowanie jej się należy, bo ona chyba miała najtrudniej z nas wszystkich na tych przeklętych wakacjach. A to nawet jeszcze nie koniec atrakcji. -Myślę, że on sam nie ma pojęcia czego chce. Tak jakbym miała mu z miejsca wybaczyć i czekać na księcia do końca życia.
-Po prostu jest zazdrosny. To on nie może sobie wybaczyć, że tak spieprzył, a teraz może cię mieć ktoś inny… - sugeruję, bo przecież jestem prywatną panią psycholog The Fame.
-Cóż, chyba trochę na to za późno. - Carter kończy rozmowę i wszystkie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki się uciszamy, rozkoszując dalej słońcem, które grzeje nasze ciała i niebieskim niebem, w którym szukamy złotych porad odnośnie naszego życia. Ale czy któraś z nas będzie potrafiła znaleźć chociaż jedną?
ZOE
To, że jestem podekscytowana wizytą w klubie z muzyką latino zauważył chyba już każdy. Oczywiście jestem pewna, że będąc u nas w Londynie znalazłybyśmy wiele ciekawych miejsc do tańczenia salsy, ale zazwyczaj każda z nas ma inny pomysł na spędzanie wolnego czasu. Ale teraz kiedy jesteśmy wszystkie razem, mamy wakacje, do tego w przepięknym miejscu, korzystamy z tego maksymalnie.
Ubieram na siebie czarną spódniczkę z długimi frędzlami i czerwony crop top z wycięciami na ramionach. Żółte kwiatki na bluzeczce dodają całej stylizacji troszeczkę wyrafinowania. Do tego dobrałam wysokie czarne szpilki i długie, złote kolczyki.
Kiedy spoglądam w lustro jestem z siebie wręcz dumna. Nie wiem czy to ta cała ekscytacja spowodowana lekcjami tańca, czy fakt, że tuż obok mnie jest Oliver. Wszystkie pozytywne emocje we mnie zlewają się w całość, tworząc bombę pełną szczęścia, która tyka i mam wrażenie, że zaraz wybuchnie.
Bo dziś postanowiłam powiedzieć Oliverowi, że jestem w nim zakochana.
Umówiłam się w hotelowym holu tylko z dziewczynami. Chłopacy mieli dojść do nas chwilkę później. Kiedy zobaczyłam Ami, Vick i Caroline ubrane w całości na czerwono moje oczy powiększyły się do wielkości spodka od słoika. Jeśli ktoś widziałby tą sytuację z boku pomyślałby, że każda z nas dostała rozkaz odziania się w kolor czerwony. Jednak taka sytuacja nie miała miejsca. Po prostu wszystkie mamy jeden mózg w czterech głowach.
- Dziewczynki... –mówię, kiedy jestem na tyle blisko, żeby mnie usłyszały. Założę się, że każda z nich miała taki sam wyraz twarzy jak ja – Czy to się serio dzieje?
- Chyba mamy one brian, laski – Caroline kładzie rękę na ramionach Ami. Ona wygląda z nas wszystkich zdecydowanie najbardziej ponętnie.
- Mnie salsa kojarzy się z sexem. A sex z namiętnością. Namiętność z czerwienią, a czerwień z corridą... – Victoria zaczyna wyliczać, a my patrzymy na siebie jak idiotki. A to ktoś inny nią jest.
- Skończ, Vick – Ami karci ją wzrokiem – Nie pisałyśmy się na zabawę w skojarzenia, przyjaciółko.
Blondynka smutnieje, ale po chwili kiedy udajemy się do wyjścia z hotelu, a od ścian odbijają się nasze głosy i śmiech, czuję jak zaczynam się denerwować. Dochodzę do wniosku, że sprawiedliwie byłoby powiedzieć dziewczynom o wszystkim. O moich uczuciach do Olivera.
- Wiem, że to nie może być najlepszy moment... – urywam. Przyjaciółki zatrzymują się. Każda patrzy na mnie pytającym wzrokiem. Pewnie wyglądam na lekko przejętą, więc ich miny z uśmiechniętych zamieniają się w dziwny wyraz konsternacji.
- Coś się stało, Zoe? – głos zabiera Caroline. Kiwam przecząco głową.
- Jest tylko jedna sprawa...
Nie, to nie jest sprawa Zoe, Ty się chyba...
- Jaka sprawa? Zoe, mów, bo zaczynam się martwić – America jak zwykle opiekuńcza, wyciąga do mnie dłoń. Ujmuje ją. Czuję się zdecydowanie lepiej, a cały stres odpływa.
- Ja i Oliver... – słyszę prychnięcie Victorii i mam ochotę się wycofać. Chyba nigdy nie zdobędę aprobaty tej dziewczyny – Myślę, że...
- Tak? – zielone oczy blondynki skanują moją twarz – To śmieszne. Przecież wiesz jaki jest. Jaki był.
- To nie prawda, Vick – bronię się – To Ty masz złe wspomnienia z nim, nie ja.
- No właśnie, dlatego chcę, żebyś trzy razy pomyślała o tym czy warto tracić na niego czas.
- Wiecie co... –mówię, czując rosnącą gulę w moim gardle – Myślicie, że fakt, że go nienawidzicie sprawia, że jestem szczęśliwa? Rozumiem... jest inny i niestały, ale ja go nie nienawidzę. Nie potrafię! Myślę, że się w nim zakochuję...
AMERICA
Jest mi przykro z powodu Zoe. Nie potrafię sobie wyobrazić co musi czuć, kiedy jest tak bardzo rozstrojona emocjonalnie. Po jednej stronie ma człowieka, w którym się zakochuje, a po drugiej stronie swoje przyjaciółki, które nie do końca tę relację aprobują. Ale to tylko dlatego, ponieważ jest jeszcze bardzo młoda, a my się o nią martwimy. Jesteśmy przewrażliwione przez całą tą sytuację z narkotykami i martwimy się, iż jeśli coś nie pójdzie po jej myśli, albo ktoś ją zrani, ona znów kompletnie się załamie i powróci do tego złego, narkotykowego świata.
Jednak dzisiejszy wieczór jest naszym ostatnim wspólnym wieczorem na wyspie i raczej staramy się nie myśleć o tych mniej pozytywnych aspektach. Ale czy to faktycznie jest takie łatwe?
Spotykamy się wszyscy pod klubem, który znajduje się na otwartym powietrzu. Wszędzie jest dużo czerwieni, złota i czerni, więc idealnie wpasowujemy się w kolorystykę miejsca. Na środku jest ogromny drewniany parkiet, wokół niego mnóstwo stolików i trzy bary. Kolejne pary znajdują swoje miejsce na panelu, a ja jestem pod wrażeniem ich umiejętności tanecznych, bo mam wrażenie, że są wyjęci prosto ze step up. Albo innego tanecznego filmu. No wiecie…
To, że chłopcy z one di są tu teraz z nami kompletnie mi nie przeszkadza. Denerwuje mnie po prostu obecność jednego z nich, co chyba jest całkowicie naturalnym odruchem po tym, co wczoraj mi zasugerował. Dlatego siadam jak najdalej od niego, nie dając po sobie poznać jakichkolwiek negatywnych emocji. To nasz ostatni wieczór i mam zamiar się cholernie dobrze bawić.
-Co będzie dla państwa? - pyta nas kelnerka, która również wygląda jak profesjonalna tancerka salsy.
-Na pewno coś wielkiego… - Lucas uśmiecha się promiennie, przytulając do boku swoją ukochaną. Skłamię, jeśli powiem, że nie wyglądają razem dobrze. Tylko tu nie chodzi o dopasowanie zewnętrzne, ale wewnętrzne, a co do tego drugiego nie jestem całkowicie pewna.
-Poprosimy cztery butelki najlepszej whisky, dwie butelki rumu iii cóż, może zaproponuje nam Pani coś włoskiego? - odzywa się tym razem Erni, który chyba złapał najlepszy kontakt z Lucas’em. Czego zdecydowanie nie mogę powiedzieć o Horan’ie. Nie wiem czy ta dwójka w ogóle zamieniła choć jedno słowo na wyjeździe.
-Osobiście polecam grappe, jeśli jeszcze nie próbowaliście. Jest to najsłynniejszy drink na wyspach i z pewnością jeden z najmocniejszych… - dziewczyna częstuje nas filmowym uśmiechem i muszę stwierdzić, że przekonała mnie ową śpiewką. Przede wszystkim dlatego, bo występuje w niej słowo „najmocniejszy”.
-Na bazie czego jest wykonywany? - pyta tym razem Caroline.
-Grappę otrzymuje się poprzez destylację wytłoczyn, pestek i gałązek z winogron pozostałych po produkcji wina. - odpowiada kelnerka, a ja jak i reszta dziewczyn patrzymy na siebie z obrzydzeniem.
-A idź pani w chuj z takimi drinkami. - głos Fat Pat dźwięczy nam w uszach, na co wszyscy śmiejemy się pod nosem, i kiedy widzę uśmiech Harry’ego tak samo szczery i tak samo prawdziwy jakim obdarowywał kiedyś mnie, moje serce mięknie, ale wiem, że w tej sytuacji nie do końca powinnam się nim kierować.
-Przepraszam? - pyta brunetka.
-To nic… - ster przejmuje Erni. - To taki angielski slang. Po prosimy również po drinku dla każdego. Dziękuję.
-Jesteś popieprzona - Vicky wybucha dźwięcznym śmiechem zaraz po odejściu kelnerki.
-Kurwa, w następne lato zatrudnię się tu jako barmanka i wszyscy będą obsrani kompozycją drinków mua Patricia. A te cholerne pestki winogron wsadzę im tak głęboko w dupę, że…
-Język… - wtrąca się znów Erni. Jestem zdumiona ogromem cierpliwości, jakim obdarza swoją narzeczoną.
-Jeśli żaden z was jaskiniowcy nie ma zamiaru ruszyć swojego tyłka na parkiet, to ja będę pierwsza… - Care wstaje uradowana, przepychając się przez resztę towarzystwa.
-Świetnie kochanie, pokaż co potrafisz - kibicuje jej Paul.
-Żartujesz sobie? - blondynka zakłada ręce na ramiona i patrzy na niego spod byka. - Ty. Koło mnie. Teraz. - szatyn wykonuje jej wszystkie rozkazy, a po chwili oddalają się od nas coraz bardziej, aby porwać się w wir namiętności salsy. Zazdro. Coś mi się wydaję, że potupię sobie dziś po stołem.
Kiedy wszyscy tak rozmawiają ze sobą i śmieją się z wydarzeń, których mój mózg nie rejestruje, ja siedzę, piję tą cholerną grappę, która smakuje jak gówno w lesie i myślę o tysiącach rzeczy na sekundę. A najbardziej o wyluzowanej postawie Harry’ego, który wpatruje się teraz w Fat Pat urządzającą sobie bitwę na rymy wraz z Liam’em.
Zastanawiam się, czy faktycznie jest na tym skupiony, bo nie śmieje się tak samo jak reszta towarzystwa, ale ma raczej neutralną minę. I nagle zdaję sobie sprawę, że wcale nie interesuje go Fat Pat, Liam czy ktokolwiek z naszej sielankowej ekipy, bo spoziera właśnie na mnie. Jego palce niecierpliwie stukają o blat, a ja zaciskam zęby, bo nie wiem czy mam się czegoś spodziewać.
-Ami, a co się stało z Cole’m? - tą MEGA INTYMNĄ CHWILĘ przerywa nam Niall.
-Pojechał do Los Angeles. - odpowiadam krótko i nieszkodliwie, wciąż czując na sobie wzrok lokowatego.
-Czyli koniec miłości? - pyta tym razem Louis, na co kręcę głową i spuszczam wzrok na ziemię, bo raczej nie jestem gotowa na tego typu rozmowy.
-W takim razie skoro jesteś dziś wolna, bądź moją partnerką - Niall wstaje i podaje mi dłoń, na co chichoczę.
-Z przyjemnością mój przyjacielu…
Horan to zdecydowanie taneczny zwierz. Obracał mną tak szybko i tak często, że teraz wręcz kipię z radości, iż dopiłam swojego drinka tylko do połowy, ponieważ mogłabym zostawić na parkiecie niemałą niespodziankę.
Wychodzę przed klub i schodzę na plażę. Ktoś musiał wpaść na znakomity pomysł, żeby to wszystko tak zorganizować. I choć dochodzi dwunasta w nocy wciąż jest ciepło, a lekki wiatr przyjemnie smyra moją rozgrzaną twarz.
Siadam na pobliskim leżaku i wpatruje się w przezroczyste morze, którego dźwięk koi moje uszy. Gdybym tylko mogła, chciałabym tu zostać na zawsze.
-Jest pięknie… - nawet nie muszę zgadywać, że osobą, która siada po mojej prawej stronie jest Harry. Pomimo tego, że jest ciemno, wciąż doskonale rozpoznaję jego rysy twarzy i głos, który zapamiętam do końca.
-To prawda. - odpowiadam bez urazy. -Tak dużo podróżujemy, a nigdy nie mamy okazji zobaczyć tego co świat przed nami kryje…
-Często też nie zwracamy uwagi na to, jak wiele mamy obok siebie… - wzdycha ciężko, a ja wiem, że jest to porównanie do nas. Do tego co było.
-Nie jesteśmy idealni. Żaden z nas. Często popełniamy błędy i potrafimy wiele spieprzyć.
-Rzadko rozmawialiśmy w ten sposób… - mówi, i patrzy na mnie, a jego oddech staje się spokojniejszy.
-To pewnie dlatego, że nigdy nie byliśmy w stu procentach dla siebie.
-Zawsze znajdowało się coś ważniejszego… - kręci głową, prychając. Dokładnie tak, jakby chciał cofnąć czas i zmienić wszystko to, co sprawiło, że nasze losy potoczyły się w tak beznadziejny sposób. - Przez cały czas żyliśmy w kłamstwie i fikcji.
-Aż w końcu sami chyba zaczęliśmy myśleć, że to co nas łączyło, też nie było prawdziwe.
-Moim zdaniem jest prawdziwe… - tym razem ja spoglądam na niego, zastanawiając się do czego to dąży. Bo nie kryję faktu, że wciąż mam ochotę go pocałować i wciąż chętnie bym do niego wróciła, jeśliby tylko na to pozwolił. Jeśli dałby mi jakiś znak. Ale czy to jeszcze możliwe?
-Chciałem tylko powiedzieć, że przepraszam cię za to jaki byłem wczoraj i za to co ci powiedziałem. Zmieszałem cię z błotem i uznałem za łatwą, choć doskonale wiem, że byś tego z nim nie zrobiła… - odzywa się, i właśnie w tym momencie wszystko staje się tylko marnym tłem, gdy uświadamiam sobie to, co zaraz powiem i jak bardzo go to zrani.
-Właściwie to… - nastaje cisza, a ja przełykam z ciężkością ślinę. Czuję, że jakaś ogromna piłka utknęła mi w gardle, bo nie jestem w stanie swobodnie mówić. - Wczoraj całą noc spędziłam właśnie z nim. I zrobiłam to. - on przez krótki moment patrzy na mnie zwyczajnie, ale dopiero za kilka chwil uświadamia sobie, co do niego dotarło. Widzę to po wszystkich symptomach, które uwydatnią się na jego ciele. Zmarszczki na czole, pokazujące się na wskutek zwężenia brwi, ogromny żal połączony z rozczarowaniem w tych przepięknych zielonych oczach, lekko rozchylone wargi, z których wydobywa się cichy wdech i dłonie, które zaciskają się w pięści. I szczerze powiedziawszy sama nie wiem co mam w tym momencie zrobić, tudzież jedyne na co mi przychodzi ochota to wybuch płaczem, który nigdy się nie skończy.
-Wiesz Ami… - odzywa się nagle przyciszonym głosem. - Prawdę mówiąc nie wierzyłem, że między nami się wszystko skończyło. - nagle wstaje i robi kilka kroków w kierunku morza, odwracając się do mnie tyłem. - Bo po tym cholernym występie z Taylor nienawidziłem siebie. Za to, że nie miałem pojęcia co planuję, i w momencie kiedy mnie pocałowała, nie zrobiłem nic, żeby temu zaradzić. Moje ciało było sparaliżowane, tak jak jest teraz… - powoli odwraca się, a pojedyncza łza spływa po moim policzku. - A najbardziej zabolało mnie to, że ty musiałaś na to patrzeć, a ja cię zawiodłem. I w żaden sposób nie potrafiłem się wytłumaczyć. Ale wciąż wierzyłem, że nie rozstajemy się na zawsze. Że wrócimy do siebie choćby nie wiem co. Że zawsze będziemy do siebie wracać… - szybko podnoszę się na nogi, kiedy on idzie w moją stronę.
-Ale dzisiaj ta nadzieja zgasła i w końcu sprawiłaś, że uwierzyłem jak bardzo byłem w błędzie. I teraz już wiem, że to definitywny koniec… - kończy i mija mnie bez słowa, kiedy daję upust wszystkim emocjom, które pojawiły się w przeciągu ostatnich minut. Szloch narasta z coraz większą siłą, a bezradność sprawia, że czuję jak drętwieją mi nogi. Między innymi dlatego, bo nadzieja, o której mówił, kryła się też we mnie. I również dlatego, ponieważ z prędkością światła jego dotychczasowa wina za wszystko co złe, stała się moją winą. I choćbym bardzo chciała, nie powrócę do tego co było. Teraz już nie…
VICTORIA
Skłamię, jeśli powiem, że nie potrzebowałam dużej dawki alkoholu. Jestem w niemałym szoku po wyznaniu Zoe. Na prawdę? Czy ona wie w co się pakuje? Oliver nie jest łatwym człowiekiem. Bywa humorzasty i nieznośny. Oczywiście potrafi być miły, kochany i do rany przyłóż... ale, że nasza mała Zoe zakochała się w Olivierze Hoover, to chyba dobry żart. Rzekłabym – żart roku.
Nie chce mi się także przebywać w towarzystwie Lucasa. Wiem, jestem nieźle jebnięta i zakręcona, zważywszy, że jeszcze niedawno spuściłabym się za nim w majtki. Ale teraz coś się zmieniło.
Obserwuję jak Ami tańczy z Niall’em, a w moim podbrzuszu tworzy się ogromny skurcz. Nie wiem czy to zazdrość, czy fakt, że wszyscy się lepiej bawią ode mnie, a ja łoję najmocniejsze drinki w całym barze czy coś jeszcze innego. Nie będę ukrywać, że jestem już lekko podpita, a towarzystwo Lucasa nie pomaga mi w wytrzeźwieniu. Zapadam się w jakąś dziwną otchłań, tracąc zdecydowanie grunt pod moimi stopami. Jestem pewna, że nie wróży to nic dobrego.
Wstaję więc i idę w stronę Ami oraz Niall’a, którzy próbują być seksowni i powabni, ale w międzyczasie na prawdę dobrze się bawią. Mam zamiar im przerwać, ale brakuje mi odwagi, kiedy dzieli nas dosłownie pół metra, skręcam lekko w prawo, odbijając w stronę baru.
Stoję gapiąc się w butelki z alkoholami. Mam lekko zamazany obraz i kręci mi się w głowie. Ale przynajmniej jestem sama. Do pewnego momentu.
- Dla tej Pani piwo, poproszę. - irlandzki akcent dźwięczy mi w uszach, a w sercu wybucha ekscytacja. Skąd się to wzięło i jak się rozwija? Nie umiem wyjaśnić. Spoglądam na blondyna, a na moją twarz wpływa błogi uśmiech. Dosłownie.
- Myślę, że nie powinnam mieszać – mówię, poprawiając włosy. Niall odwzajemnia uśmiech, poprawiając koszulę. Patrzę na niego i widzę przystojnego mężczyznę, takiego jakiego nie widziałam wcześniej.
- Widziałem, że pomieszałaś już trzy różne rodzaje drinków. Jedno piwo nie zrobi Ci różnicy, zawodniczko – śmieje się. Chłopięcym, cudownym śmiechem. Nie potrafię nie odwzajemnić gestu.
- Proszę, nie mów tak – chichoczę jak wariatka – Poczuję się jak alkoholiczka!
- Więc, może... – tutaj delikatnym ruchem głowy wskazuje na parkiet – Może warto byłoby wytańczyć zbędne procenty?
Zostawiamy wcześniej zamówione piwo i ruszamy w stronę zatłoczonego parkietu. Kiedy Horan obejmuje mnie w talii, a ja trzymam jego umięśnione ramiona muzyka sprawia, że nasze biodra zaczynają kołysać się w takt melodii. Jestem oczarowana wszystkim co się wokół mnie dzieje. Ciepłem jego ciała, jego dotykiem, zapachem, intensywnością jego wzroku. Intensywnością tego doznania.
Jestem zaskoczona, kiedy obraca mnie, a potem z łatwością prowadzi, tańcząc najprawdziwszą salsę. Cholera, gdzie on się tego nauczył?
- Podpatruję ludzi jak tańczą – odpowiada, a ja zaczynam się zastanawiać czy wypowiedziałam to pytanie na głos – Fajnie jest umieć coś jeszcze oprócz kiwania biodrami w klubie i dzikich szaleństw na scenie.
- Może... – otwieram buzię, aby zaproponować przejście się. Ale najpierw okręcam się i sprawdzam gdzie jest Lucas. Zniknął.
- Może pójdziemy na spacer? – pyta, a moje oczy robią się wielkie jak spodki od słoików. Albo ten koleś czyta mi w myślach, albo odbieramy te same fale. Niesamowite.
Przechadzamy się w ciszy po jakiś małym molo, zupełnie oddalonym od naszego hotelu. Dojście tutaj zajęło nam dłuższą chwilę w której nie padło ani jedno słowo. Jednak cisza jak między nami panowała nie była czymś dziwnym ani krępującym. Była zupełnie naturalna.
- Więc... – w końcu ja odzywam się pierwsza – Co miałeś wczoraj na myśli? Z łańcuszkiem?
- A, to – wzrusza ramionami jakby ta sprawa była już zamknięta – Po prostu nosiłaś go wcześniej, a od kiedy jesteś...
- Nie jestem z Lucasem. Nie oficjalnie – wcinam mu się w słowo. Chyba chcę się usprawiedliwić. Sama nie wiem co mam już myśleć.
- Ale jesteście tu razem, więc pomyślałem, że pewnie dlatego... nie nosisz prezentu ode mnie.
Spoglądam w jego niebieskie jak niebo oczy, ale jest na tyle ciemno, że widzę tylko jak księżyc zawieszony wysoko na niebie odbija się od jego tęczówek. Trudno też rozszyfrować mi jego wyraz twarzy. Jego szczerość i otwartość powodują, że wszystkie moje kłamstwa duszą się ze śmiechu.
Bo właśnie teraz uświadamiam sobie jak bardzo się okłamuję. W zbyt wielu kwestiach.
- Rozumiem, Vick – cichy głos Nialla wydobywa się z jego gardła – Czasami po prostu nie możemy dostać to czego byśmy pragnęli.
Czuję jak coś niewidzialnego wyrywa mi serce i roztrzaskuje je z hukiem na drewnianych deskach molo.
Kolejny raz widzę, jak sylwetka Niall’a oddala się ode mnie. A ja nie mam odwagi by za nim pobiec.
Bo czuję, że ciągle coś trzyma mnie za mocno...
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz