VICTORIA
❃
- Wow, to świetne mieszkanie. Sprzeda się na
pieńku - Garret
uśmiecha się szeroko, dokładnie rozglądając się po lofcie.
Widzę w jego mowie ciała, że jest zachwycony tym co widzi - Skierujemy ofertę
do młodych, przedsiębiorczych i samodzielnych ludzi. Możesz mi zaufać,
Victoria.
- Garret, Tobie zawsze ufałam w kwestii
mieszkań i domów. Moi rodzice przesyłają pozdrowienia. Kazali Ci przekazać, że ich nowy dom jest idealny.
- Cieszę się bardzo. Rozejrzę się po innych
częściach domu. Pozwólcie, że zostawię was na chwilę samych - dotyka mojego
ramienia. Uśmiecham się do niego blado, ale kiedy nie odchodzi mrużę oczy.
- Chciałbyś coś jeszcze powiedzieć?
- Przykro mi z powodu Twojej siostry.
- Garret… - przerywam, ale mężczyzna ściska
mocniej ramię które nadal oplata swoimi palcami. Przez chwilę byłam tak
pochłonięta wspomnieniem o śmierci Everly, że nie czułam jego dotyku.
- Podjęłaś świetną decyzję o sprzedaży domu.
Odetniesz się od wspomnień. I podarujesz je komuś innemu.
Kiwam tylko głową, nie potrafiąc
wydusić z siebie nic więcej. Jego słowa podniosły mnie na duchu. Poczułam, że
rzeczywiście słusznie postępuję. Od kilku dni chodzą za mną wyrzuty sumienia.
Coś w mojej głowie ciągle powtarzało mi, że nie powinnam tego robić. W końcu to
mieszkanie w którym Everly spędziła kilka ostatnich miesięcy swojego życia. Ale
z drugiej strony… to tylko mury i kilka mebli. Najważniejsze - czyli pamięć po
mojej siostrze zawsze będę nosić w sercu i wspomnieniach.
Czuję jak Charles obejmuje mnie od
tyłu. Ciepłe dłonie oplata na moim brzuchu, a podbródek układa na moim
ramieniu.
- Oglądałem kilka domów w Norwegii. Myślę, że
niektóre wpadną Ci w oko.
Kiwam głową, z trudnością
przełykając ślinę. Dwa dni temu Charles przyniósł ze sobą wieści - dostał swoją
wymarzoną pracę. Po drugiej stronie oceanu. W zimnej Norwegii. Jest moim mężem
i chociaż przerażała mnie kolejna przeprowadzka, postanowiłam tym razem
postawić na niego. W końcu przez ostatni czas to on stawiał na mnie.
Obracam się w jego objęciach. Stoimy
tak blisko siebie, że stykamy się wargami. Oczy Charlesa spoglądają w moje, a
ja widzę w nich troskę i nadzieję na lepsze jutro. Unoszę dłoń by dotknąć jego
policzka.
- Świetnie - uśmiecham się. Nie przychodzi mi
to z trudem. Ja również chcę nowego jutra i zdecydowanie mnie to napędza do
wyjścia ze skorupy smutku oraz żałoby - Jesteś głodny? Może ugotujemy coś ostatni
raz w tym mieszkaniu?
Muska moje wargi, a kiedy pogłębiam
pocałunek nie pozostaje mi dłużny. Niemal zapominamy o obecności Garret'a,
kiedy ten przypomina o sobie cichym chrząknięciem.
- Już wszystko wiem. Będziemy w kontakcie
Victoria - mówi, co oznacza, że kończy swoją wizytę w lofcie. Dziękuję mu, by
następnie go pożegnać. Zamykam drzwi na klucz. Opieram się o nie lewą stroną
ciała, z przymrużonymi oczami patrzę na mojego męża.
- To na czym stanęło?

Jednak życie toczy się dalej. Skoro
wszechświat nie starał się bym tu została na zawsze, to chyba oznacza, że to
jeszcze nie moje miejsce na ziemi.
- Więc wyprowadzasz się do Norwegii? - Zoe
spogląda na mnie zdziwiona. Nie dziwię się jej zaskoczeniu. Ja sama nie
sądziłam, że trafię właśnie tam.
- Klamka zapadła - odpowiadam wykładając
jedzenie z papierowej torby.
- Ty stąd uciekasz, a ja totalnie się tym
miejscem zachłysnęłam. Nie miałam pojęcia, że istnieje tutaj tyle wspaniałych
miejsc - America kradnie z pudełka zielony groszek. Zjada go ze smakiem.
Obserwujemy ją uważnie. Chyba czekamy na dalszą część.
- Dlaczego tak na mnie patrzycie?
- Może rozwiniesz coś związanego ze
znajomością z Timothee - Zoe w końcu zadaje pytanie.
Ami marszczy brwi, sięgając po
kolejny strączek groszku.
- Jesteśmy przyjaciółmi - wzrusza ramionami -
Lubimy tą samą muzykę i świetnie się dogadujemy. I nie musi to oznaczać, że
staliśmy się szalenie zakochanymi w sobie kochankami.
Nie pozostaje mi nic innego jak
uwierzyć w jej słowa. America nigdy by mnie nie okłamała. Jeśli mówi, że coś
jest czarne, to jest czarne, nie białe. Z resztą, to zawsze ja uwielbiałam
kłamać. Skrywać głęboko tajemnice. Bycie zakłamaną i fałszywą było moim
konikiem, nie Ami.
Żałuję wiele rzeczy z mojego życia.
Ale to właśnie te momenty sprawiły, że jestem tu gdzie jestem. Nadal otaczam
się niesamowitymi ludźmi, wyszłam za mąż. I choć przeraża mnie poznawanie
kolejnego miejsca, nie będę robić tego sama. Będę tam w duecie z Charlesem.
Biegnę teraz szybko przed siebie,
zostawiając przeszłość daleko w tyle.
- Cieszę się, że znalazłaś kogoś takiego jak Timmy
- dotykam jej uda. Uśmiecha się ze zrozumieniem - Najważniejsze byś była
szczęśliwa. I dziękuję wam, że tu ze mną jesteście… w moje ostatnie dni
mieszkania w Nowym Jorku.
- Ale wiesz co Vicky… ja bardzo chciałabym,
żebyś Ty w końcu znalazła prawdziwe szczęście. Jesteś pewna tego wyjazdu?
- Niczego nie można być pewnym w życiu -
wzruszam ramionami. Trochę nostalgii ogarnia moje ciało. Te słowa zawsze
głęboko siedziały w moim umyśle, a teraz w końcu wypłynęły na powierzchnię. Są one
dokładnym opisem mojego życia. Pewnie nie tylko mojego, ale milionów innych
ludzi także.
Kieruję wzrok na Americę. Uśmiecham
się.
- A jakie życie miałoby smak gdybyśmy znali
każdy nowy dzień? - pytam, by nie otrzymać żadnej odpowiedzi.
Ale nie potrzebuję jej.
Nie potrzebuję nic, oprócz tych
dziewczyn w moim życiu.
❃

- Mógłbyś być odrobinkę bardziej cierpliwy? -
unoszę wzrok, ale to jego oczy mrożą mnie spojrzeniem.
- A Ty odrobinkę szybsza?
Od kilku dni właśnie tak wyglądają
nasze rozmowy. Moja zgryźliwa odpowiedź okraszona jest jego równie zgryźliwą odpowiedzią i tak w kółko. Chyba
przechodzimy przez wstępny okres poważnych małżeńskich kłótni.
- Czy moglibyśmy w końcu przestać to robić? -
pytam odkładając taśmę na karton i wstając na proste nogi - Jestem pewna, że
jesteś poirytowany naszymi kłótniami, nie tym, że z dużą dokładnością staram
się ogarnąć ostatnie pakowanie rzeczy. Jest tu wiele wspomnień po Everly i nie chciałabym niczego przegapić.
Mówię to łamiącym się głosem. Jest mi na prawdę przykro. Nie potrzebuję wiele. No, może oprócz odrobiny zrozumienia.
Charles robi krok do przodu, by znaleźć się w pomieszczeniu. Zamyka za sobą drzwi. Jego ręce wiszą bezwładnie wzdłuż ciała. Oddycha płytko, ale z sekundy na sekundę jego klatka piersiowa zaczyna unosić się w rytmicznym tempie.
Charles robi krok do przodu, by znaleźć się w pomieszczeniu. Zamyka za sobą drzwi. Jego ręce wiszą bezwładnie wzdłuż ciała. Oddycha płytko, ale z sekundy na sekundę jego klatka piersiowa zaczyna unosić się w rytmicznym tempie.
- Przepraszam - szepcze.
- Ja też przepraszam.
Robi kilka dużych kroków w moją
stronę. Kiedy się do mnie zbliża wyciągam ręce by mógł się wtulić w moje ciało.
- Masz rację. Trochę świruję, bo stresuję się
wyjazdem i naprawdę nie chcę się z Tobą kłócić. Dużo ostatnio przeszłaś, a
teraz jeszcze wyjazd do nowego miast…
Zamykam mu usta dłonią. Dosłownie czuję jego uśmiech na mojej skórze.
- Potrzebuję nowego startu.
- Chcę powiedzieć, że cieszę się, że jestem w
tym razem z Tobą - wypowiada te słowa kiedy zsuwam dłoń na jego policzek. Przysuwam
go do siebie i całuję.
Czasami gesty wyrażają więcej niż
słowa. Teraz nic nie mówię, po prostu go całuję, a on odwzajemnia moją
pieszczotę.
- To bardzo miłe - muskam jego wargi, po czym
odsuwam się - Jednak przypomniałam sobie jedną rzecz… Czy obraz Everly
bezpiecznie trafił do naszego nowego domu?
- Zgodnie z Twoim życzeniem żono - odpowiada a
ja czuję się totalnie usatysfakcjonowana.
Następnie pomagamy sobie wzajemnie, jak zgrany
team. Ogarniamy wszystkie rzeczy w ekspresowym tempie, by wkroczyć w nowy
rozdział z porządkiem w starym.
Jeszcze tego samego dnia wylatujemy
do Oslo.
Płaczę kiedy ostatni raz spozieram
wzrokiem całe mieszkanie.
Żegnam Nowy Jork z lekkim, ale zarazem
cholernie ciężkim sercem.
Oslo witam z nadzieją. Niepewnością.
Pragnieniem.
"Nie doczekasz świtu, nie odbywszy
drogi przez noc."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz