piątek, 21 grudnia 2018

E1S4. And did I really fucking love you or was it just my messed up head?


VICTORIA

            Ostatnie dni nie różniły się niczym od wszystkich innych dni. Każda z nas prowadziła swoje życie, wypełniała swoje obowiązki, uczyła się nowych rzeczy.
            Choć nasz zespół został zawieszony, zostałyśmy zaproszone na galę MTV Music Awards, gdzie zgarnęłyśmy dwie statuetki. Jedną dla najlepszego zespołu muzycznego oraz najlepszy teledysk.
            Kiedy stojąc na scenie z dziewczynami uśmiechałam się do tłumu, trzymając w dłoni srebrną statuetkę uświadomiłam sobie jak ogromną pracę wykonałyśmy jako zespół. Tworzyłyśmy coś naprawdę dobrego i trafiającego w ludzkie serca. I zawsze w siebie wierzyłyśmy.
            ZAWSZE.
            Z racji tego, że na gali pojawiłyśmy się wszystkie, Zoe oraz Caroline odwiedziły nas w Los Angeles. Jednak tych dwóch dziewczyn zdecydowanie nie da się zatrzymać. Uznały, że skoro przyjechały do swojego drugiego ulubionego miasta, zaraz po Londynie muszą trochę zaszaleć.
            Ich dzisiejsza wycieczka zaczyna się od obserwatorium Griffith. Caroline uznała, że potrzebuje połączenia rozrywki z nauką oraz wiedzą, więc odnalazła to miejsce.
- Człowiek rozwija się całe życie, prawda? - powiedziała, po czym z podnieceniem pokazała nam miejsce o którym mówi.
            Potem mają zamiar odwiedzić Santa Monica Bay. Nie określiły o której wrócą. Czy to będzie przed zachodem słońca, czy po. Dziewczyny kochają swoje towarzystwo. Potrafią przegadać godziny, a ciepła, luzacka aura Los Angeles na pewno poniesie je gdzieś daleko i przyniesie kilka fajnych, nowych, niezapomnianych wspomnień.
            Ja postanowiłam, że coś ugotuję. Nie wiem czemu założyłam, że jak nakarmię Americę to będzie skłonniejsza do rozgrzeszenia mnie z rzeczy które robię. Dokładniej, rzeczy które już zrobiłam.
            Kiedyś wychodziłam z założenia, że lepiej nic nie mówić. Chociaż jesteśmy przyjaciółkami od lat, wolałam zachowywać pewne rzeczy dla siebie. Potem okazywało się, że to nigdy nie był dobry pomysł.
            Teraz nadarzył się idealny moment, żeby powiedzieć Americe, co takiego wydarzyło się w noc kiedy odwiedziłam klub Exchange.
            Unoszę do ust drewnianą łychę na którą nałożyłam odrobinę sosu. Smakuje idealnie. Taki
makaron przyrządzała mi moja babcia zawsze kiedy odwiedzałam ją we wakacje we Włoszech. Nie wiem co wpływało na smaki potraw babci, ale chociaż uważam, że to co przyrządziłam jest dobre - jej było jeszcze lepsze.
- Co tak pięknie pachnie? - America bezszelestnie zjawia się w kuchni, dopiero kiedy się odzywa zauważam ją. Jak zwykle wygląda niesamowicie. Ubrana jest w rdzawy, sportowy crop top który podkreśla jej płaski brzuch i spodnie do kompletu.
- Makaron przepisu mojej babci. Jest jeszcze deser - mówię, sięgając po talerze z szafki - Mam nadzieję, że jesteś głodna. Przygotowałam porcję jak dla armii.
            Ami śmieje się pod nosem, zajmując miejsce przy naszej wyspie.
- Chcesz coś do picia? Wino? - pytam, podchodząc bliżej przyjaciółki. Chociaż z daleka Ami wyglądała jak zawsze, teraz zauważam, że jej twarz jest lekko blada, a policzki zaróżowione. Jet lag, dwa słowa przebiegają mi przez głowę. Jesteśmy tylko ludźmi a zmiany czasu wpływają na nasz organizm. Nie zawsze regenerujemy się po kilku dniach.
- Wodę, jeśli można prosić. Trochę wczesna pora jak na alkohol - Ami częstuje mnie słodkim uśmiechem. Nie protestuje. Nalewam jej wody, wkrajam plaster cytryny, dodaję miętę i podaję jej. Bierze mały łyk. Ja nalewam sobie wytrawne białe wino. Jest doskonałe.
- To co dziś gotujesz?
- Makaron z kurkami i włoskim boczkiem. Będziesz zachwycona.
            Kończę danie. Mieszam sos z pastą, wykładam na nowoczesne talerze, które są prezentem od Zoe po czym podstawiam Americe pod nos. Jemy w ciszy. Przyjaciółka wstaje od stołu, by dolać sobie wody. Postanawiam komplementować jej wygląd. Chociaż komentarz będzie w pełni szczery, mam nadzieję, że złagodzi nadchodzące newsy, które mam zamiar jej przekazać.
- Oh… jaki masz płaski brzuch. Nowe ćwiczenia?
            Ami spogląda na mnie znad talerza. Przełyka wszystko co ma w ustach, po czym sięga po wodę.
- Yeah… mój trener daje mi w kość.
            I na tym kończy się temat. Postanawiam go nie kontynuować. Nie wiem od kiedy America ma swojego trenera personalnego, bo o nim nie wspominała. Ale nie dziwię się. Nowa miłość. Dużo seksu. Od razu chętniej chce się lepiej i zdrowiej wyglądać dla swojej drugiej połówki.
            Sprzątam talerze, po czym podaję deser. I postanawiam w końcu wszystko opowiedzieć.
- Ami… wiesz, że mam swój plan. Ten na nowe życie.
- Tak - przyjaciółka kiwa głową - Zmieniłaś plany? Zostajesz w show biznesie? - Ami trochę się ożywia, ale od razu gaszę jej zapał.
- Nie. Plany na przyszłość zostają bez zmian. Ale stworzyłam coś na wzór listy rzeczy, które chciałabym zrobić zanim wyjadę do Nowego Jorku. Zanim naprawdę zacznę od nowa.
- Chcesz zjeść coś obrzydliwego czy polecieć w kosmos? - America chichocze. Wiem, że to dla niej trochę śmieszna sprawa. Całkowicie ją rozumiem. Jej myślenie jest zdecydowanie dojrzalsze niż moje. Zawsze z resztą było. Carter zawsze myślała przyszłościowo. Ja myślałam i żyłam chwilą teraźniejszą. Zapewne dlatego ona straciła dziewictwo z mężczyzną do którego coś czuła, a nie na domówce w szkole średniej. Zapewne dlatego ona ma teraz wspaniałego chłopaka i partnera na życie, a ja sypiam z przyszłymi mężami innych kobiet.
- Nie. Ja już coś zrobiłam.
- Vicky… - Ami odkłada łyżeczkę, po czym spogląda na mnie palącym wzrokiem - Co zrobiłaś?
            Przygryzam wargę. Potem zaczynam bawić się własnymi skórkami u paznokci. Nie wiem jak ugryźć ten temat. Jak powiedzieć to co chcę powiedzieć, żeby nie wyjść na idiotkę. Aby wydusić z siebie coś ładnego potrzebuję chwili. Ale tej chwili nie mogę też marnować, więc mówię prosto z mostu:
- Przespałam się z Niall'em.
            Odpowiada mi głucha, ciężka cisza. Nie wiem czego się spodziewałam. Na pewno nie salw radości i poklepania po ramieniu. Wartości jakie wyznaje America Carter zdecydowanie nie idą w parze z moimi.
- Przespałam się z Niall'em. Na jego wieczorze kawalerskim. W moim pokoju. To była rzecz na mojej li…
- Nie chce tego słuchać! - Ami wstaje. Głuchy dźwięk krzesła odbijającego się od wyspy wypełnia pomieszczenie.
- Chciałam tego - wiem, że dolewam oliwy do ognia, ale skoro bawię się w dzień szczerości, to na całego.
- Czekaj. Muszę to ułożyć sobie w umyśle - Ami łapie się na głowę. Chyba myśli, że jestem popierdolona. W sumie ma rację - Stworzyłaś sobie listę na której umieściłaś seks z Niall'em, który za chwilę się żeni. Uważasz, że zaczynasz nowe życie, czy totalnie się cofasz?
            Milczę. Cofam się. Myślałam, że zrobiłam jeden krok wprzód. A tak naprawdę zrobiłam dwa do tyłu.
- Jak mogłaś?
- Nie wiem…
- Niall znalazł szczęście. Odciął się od Ciebie… - Ami krąży wokół, wzburzona jak ocean podczas sztormu - Zoey będzie jego żoną. A on będzie żył z myślą, że ją zdradził. Będą się rodziły ich dzieci, nieświadome, że tatuś wskoczył przed ślubem innej do łóżka.  
            Ciągle milczę. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
- Spierdoliłaś sprawę, Victoria - podsumowanie trafione w dziesiątkę - Jesteś egoistką. Zawsze o tym wiedziałam. Jednak jesteś moją przyjaciółką, więc przymykałam na to oko. Bo dlaczego miałabym tego nie robić? Zawsze obiecywałaś poprawę. I zawsze wszystko naprawiałaś. Ale to? To był cios poniżej pasa. Pomyśl o tej dziewczynie, która zapewne szykuje się teraz do ślubu, cała w skowronkach bo myśli, że wychodzi za ideał mężczyzny.
- Zrozumiałam. Ja zła, Niall nieskazitelny.
- Nikt z was nie jest święty - komentuje. Wzrok ma rozczarowany, smutny i przepełniony uczuciem którego nie mogę rozgryźć - Mam nadzieję, że będziesz potrafiła spojrzeć Zoey w oczy. Mam nadzieję, że kiedyś sama sobie wybaczysz.

            Cała otoczka, którą wybudowałam wokół siebie przez ostatnie kilka tygodni pęka pod napływem emocji. Oczyszczenie jakie sobie zafundowałam, okazało się złudne. Bo teraz czuję się brudna.
- Yhym. Dokładnie tak… - jęczę, kiedy czuję jak ciepły język Luka sunie po moich udach.
            W skrócie - poszłam na imprezę. Spotkałam Luka. Chyba się trochę na siebie napaliliśmy. Jesteśmy u niego w domu. Pijemy alkohol. Robimy grę wstępną. Jest fajnie.
            Luke przysuwa mnie do siebie. Nie wiem kiedy zdążył dosięgnąć znów moich ust, bo jego usta połączyły się z moimi w gorącym pocałunku. Jego język jest zwinny jak cholera, w sumie już nie musi nawet dotykać mojej kobiecości, żeby doprowadzić mnie do orgazmu. Wystarczy, że będzie mnie całował.
            Dotarliśmy do kuchni. I tutaj zostaliśmy.
- Może przejdziemy do konkretów? - pytam, a niski śmiech Luka dociera do moich uszu.
- Konkretów? - mówi w moje usta, przygryzając je lekko. Czuję jak jego ciepłe dłonie suną po moich udach, docierając do majtek. Nie wiem jak to zrobił, ale nie poczułam kiedy je ze mnie zdjął.
- Konkretów - udaje mi się powiedzieć pomiędzy oddechami. Jego palce to magia.
- Okej - odsuwa się ode mnie. Pokaz jaki mi daje, doprowadza mnie na skraj szaleństwa. On też ma coś dzikiego w oczach. Rozpina spodnie, które zsuwają mu się do kostek, potem pozbywa się swoich bokserek.
- Chcesz konkretów, będziesz je mieć.
            Miałam konkrety. Mocne. Szybkie. I takie których chce się więcej.
            Więcej i więcej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz