America
Piękny Bugatti Suv o kolorze węgla porusza się ulicami Bristolu.
Jesteśmy prawie na miejscu, a ja wręcz nie mogę się doczekać.
W tyle leci muzyka 5 Second Of Summer, a mojemu chłopakowi zdaje się to kompletnie nie przeszkadzać.
-I’m coming because I need to find you!!! Is anybody there, who can rescue? Somebody like me, cause I’m just waiting for somebody like you, somebody like youu, without you I’m a lost boy!
Śmieję się.
-Masz cudowny głos. - odzywam się, patrząc na jego zadowolony profil.
Jego lewa ręka delikatnie ściska kierownice, natomiast druga odpoczywa na jego kolanie.
Ten widok zapiera mi dech w piersiach.
Gość jest tak uroczy i piękny, że to aż nieludzkie,
Nie mam pojęcia gdzie się uchował.
-Kiedyś nie był taki świetny. Swoimi czasy strasznie fałszowałem.
-Mówisz o „Alright Los Angeles”?
-Nie… - zerka na mnie zażenowany.
-Yep. - kiwam głową.
-Ty też to widziałaś?
Wybucham się.
-Żartujesz? Oczywiście, że widziałam. To był mój hit internetu.
-Jestem oficjalnie speszony.
-Nie byłeś rozśpiewany. A do tego ostro waliłeś w bębny. Jestem pewna, że mnie też by to nie wyszło lepiej.
-Wiesz, śmiesznie słuchać takich starych piosenek. Te teksty są jeszcze takie… dziecięce, co nie?
-Co ty nie powiesz. - patrzę na niego z żenadą. - Nasza pierwsza piosenka nosiła tytuł Hot Problems a tekst szedł mniej więcej tak: „Hot girls we have problems too. We’re just like you, except we’re hot.”
Kręcę głową, dość mocno zakłopotana, bo wciąż nie wierzę, że śpiewałyśmy takie gówno. Za przeproszeniem.
- To najgorsza piosenka jaką słyszałam w całym moim życiu. Baby Justin’a Bieber’a to przy tym klasyk.
-Cóż. Przynajmniej od początku byłyście bardzo pewne siebie. - chichocze.
-Chyba za bardzo. - prycham. - Ale wasze stare piosenki mi się podobają. Mają w sobie coś słodkiego.
-To dlatego naszymi fankami są dziewczynki w przedziale wiekowym dziesięć do siedemnaście.
-Wypraszam sobie. Mam prawie dwadzieścia cztery.
-Ale ty nie jesteś NASZĄ fanką. - spogląda na mnie z tą iskrą w oku. - Jesteś moją. - gdy to mówi, marszczy nos i przegryza dolną wargę. Udaje gwiazdę rock’a.
Ale nie mogę skłamać.
Cholernie mnie to nakręca.
-Yeah. W sumie jestem. - uśmiecham się.
-Zaśpiewaj mi coś z twojej nowej płyty.
-Nie ma mowy! W dniu premiery pójdziesz tak jak każdy inny pospolity człowiek do sklepu, kupisz ją i dopiero przesłuchasz.
Patrzy na mnie spod byka, wysyłając mi wirtualne: „Nope”.
-Dobra, namówiłeś mnie. - odpowiadam z uśmiechem.
Biorę głęboki wdech i zaczynam swój występ acapella.
If I'm not all you need / Jeśli nie jestem wszystkim czego potrzebujesz
Then just set me free / To po prostu mnie uwolnij
I'm down on my knees / Padam na kolana
If you're not the one for me / Jeśli nie jesteś dla mnie tym jedynym
Then just let me be / To po prostu daj mi spokój
I'm begging you please / Błagam cię, proszę
I'm praying for closed doors and open windows / Modlę się o zamknięte drzwi i otwarte okna
I fly the way the wind blows / Lecę tak, jak wieje wiatr
Don't be scared to leave / Nie bój się odejść
If I'm not all you need / Jeśli nie jestem wszystkim czego potrzebujesz
Then just set me free / To po prostu mnie uwolnij
I'm down on my knees tonight / Dzisiaj wieczorem padam kolana
Przemiennie zerka to na mnie to na drogę. Widzę teraz powagę w jego twarzy, dumę ale i jakiegoś swojego rodzaju spokój.
Zawsze widzę w nim spokój. Co by się nie działo..
I to chyba najbardziej mi się w nim podoba.
Mam wrażenie, że przy nim zawsze się wyciszę i odprężę.
To zapewne cecha, której już dawno powinnam szukać u swojego partnera.
-Piękna. - mówi, gdy kończę. - Jesteś bardzo utalentowana.
-Napisałam ją już jakiś czas temu. - wzdycham. - W zasadzie przez cały pobyt w zespole coś bazgrałam na boku. Po prostu to kocham. Chyba nawet bardziej niż śpiewanie.
-To właśnie docenia się u artysty. - drapie się po policzku. - Jest wiele wypromowanych piosenkarek, które mają z góry narzucone utwory i w zasadzie nie grzeszą talentem. Ale nie ty.
-Chciałabym napisać coś z tobą. - uśmiecham się w jego stronę.
Bierze moją dłoń i całuje jej wierzch.
-We will.
Music on
-Myślę, że to odpowiednia pora, żeby wyjąć albumy! - moja mama jest wniebowzięta, że jesteśmy tu wszyscy razem, mogąc sączyć spokojnie porzeczkową nalewkę i cieszyć się swoim towarzystwem.
Ale zdecydowanie nie popieram pomysłu wyjęcia albumu.
-Mamo! - śmieję się. - Nie rób tego.
-Koniecznie muszę to zobaczyć! - Ashton w porównaniu do mnie, entuzjastycznie reaguje na ideę mojej mamy.
-Dobrze! Ale pamiętaj, że robienie niektórych zdjęć w negliżu lub we śnie nie było moim pomysłem, a ja byłam jedynie nic nieświadomą modelką.
-Oh, kochanie! - mama wraca z albumem. - Szaleliśmy na twoim punkcie. Chcieliśmy cię fotografować przez cały czas w każdej sytuacji.
-Creepy… - komentuję.
-Zobaczysz jak będziesz miała swoje dzieci! - słyszę jej stały tekst, który chyba słyszy każde dziecko na ziemi, wypowiedziane właśnie przez swoja mamę.
-No. Może kiedyś. - wzruszam ramionami. Ashton patrzy na mnie w tym momencie ze swoim pół uśmiechem jakby się nad czymś zastanawiał.
Albo coś sobie wyobrażał.
-Byłaś zachwycająca. - szatyn śmieje się na widok kolejnych i kolejnych zdjęć. Biorę jedno z nich do ręki, wybuchając śmiechem.
-Yeah, byłam dość krągłym dzieckiem i jeszcze krąglejszą nastolatką. Po kim mam te geny? - patrzę na moich rodziców, którzy wzruszają ramionami.
Mama opatula mnie ramieniem.
-Twój tata lubił cie zadowalać słodyczami.
-To prawda! Brałem wszystko na co miałaś ochotę. - śmiech mojego taty jest wspaniałą melodią na moje uszy.
Kocham ten dźwięk.
-Ja byłem dość chudym dzieckiem, ale teraz się trochę pozmieniało. - wtrąca się Ash.
-Czyli mamy jakieś… - wyliczam. - Sto procent szans, że nasze dziecko będzie nieco puszyste. - mówię, kiedy zerka na mnie z impetem, marszcząc z uśmiechem brwi.
Dopiero teraz uświadamiam sobie co powiedziałam.
Moi rodzice muszą mnie mieć za wyścigówkę.
Z resztą on również.
Jestem z Ashton’em niecały miesiąc, a już myślę o tym, jakie geny odziedziczy nasze dziecko.
Tak właśnie myślałam, że te albumu przywołają zbyt wiele sentymentu. I emocji.
Dużo, dużo emocji.
-A ty na co się patrzysz? - zerkam na mojego brata. - Jesteś chudy całe życie.
-Nie od dzisiaj wiadomo, że odziedziczyłem te lepsze geny. - rzucam w niego poduszką.
I tak reszta wieczoru mija nam na śmiechu, rozmowach o muzyce, podróżowaniu i planach na przyszłość.
Kiedy kładę się obok Ashton’a w moim starym pokoju, przywołuje to we mnie wiele wspomnień, o których mu opowiadam.
-Wiesz, że na tym łóżku się po raz pierwszy całowałam? - zamykam oczy z uśmiechem na ustach, kiedy opatula mnie silnym ramieniem.
Wtulam się do jego ciepłej klatki piersiowej, uświadamiając sobie, że to zdecydowanie moje miejsce na ziemi.
Zastanawiam się jednocześnie jak wcześniej mogłam bez niego funkcjonować.
-Było chociaż warto? - pyta, przyciszonym głosem.
-Ugh. - otrzepuję się, przypominając sobie ten moment. - Niekoniecznie. O wiele bardziej podoba mi się ta chwila. - bawię się krótkimi włoskami na jego torsie, po czym delikatnie go całuję.
-Wiesz… - robię pauzę. - Czasem zastanawiam się dlaczego wybrałeś mnie. Mógłbyś mieć dosłownie każdą dziewczynę na ziemi i jestem pewna, że każdą z nich rozkochałbyś w sobie do granic możliwości.
-Dlaczego tak sądzisz? - czuję jak obraca głowę, patrząc na mnie zdezorientowany. Podnoszę się i opieram ciężar ciała na przedramionach.
-Bo masz w sobie o wiele więcej niż widać na pierwszy rzut oka. Jesteś dobry dla ludzi, masz do nich szacunek i starasz się stawiać na duchu wszystkich wokół siebie. You’re way much better than this world.
-Mógłbym to samo powiedzieć o tobie… Nie pytaj dlaczego wybrałem właśnie ciebie. Nie powtarzaj, że mógłbym mieć kogoś lepszego. Patrzysz na mnie najczulej i przez twój dotyk rozpływam się w powietrzu. Tyle osób poznałem i nikt nie doprowadzał mnie to takie szaleństwa jak ty, więc nie mów mi, że mógłbym mieć kogoś lepszego, bo nieprawda. Nie mógłbym…
Po tych słowach tonę w brązie i zieleni jego oczu. A on mnie całuje, i całuje.
I nie wiem, czy kiedykolwiek przestanie.
Na drugi dzień zjadamy przepyszny polski obiad przyszykowany przez moją mamę. Ashton zadaje milion pytań dotyczący mojej „pół kultury” a mama z radością mu o niej opowiada. Odwiedzamy również moją babcię, która jak zwykle kituje mnie za goły brzuch, a w między czasie częstuje Ashton'a wszystkimi łakociami jakie istnieją na świecie mówiąc przy okazji, że chyba lubi tego typu słodkości bo „NAPRAWDĘ DOBRZE WYGLĄDA”
Po wizycie mój chłopak kilkukrotnie, że uwielbia Nannę, ale lepiej żeby zbyt długo nie był w jej obecności bo szybko mógłby rozrosnąć się do rozmiarów Hulk’a.
Przyznaję mu w tej kwestii rację, objaśniając, żeby nie dziwił się, że przez prawie całe moje życie byłam przy masie.
Wieczorem postanawiamy wyjść na miasto, to mojej ulubionej restauracji, w której bywałam przynajmniej raz na tydzień za czasów, kiedy jeszcze mieszkałam w Bristolu.
Daję mu poprowadzić mojego starego kadillaka z dziewięćdziesiątego ósmego, który należał do mojego taty. Mój chłopak jest nim zachwycony.
-Dlaczego nie jeździsz tym cudem? - pyta. - Jest niesamowity!
-Sama nie wiem. Odkąd zaczęłam mieszkać w Londynie i innych miejscach na ziemi zawsze mnie wszędzie wożono i nie potrzebowałam samochodu.
-Taki samochód to naprawdę klasyk. Czuję nawet ekscytację, że mogę go poprowadzić.
-Widzisz! Spełniam twoje marzenie. - mówię dumnie, patrząc na jego radość.
Teraz rozumiem, że to co nas łączy jest prawdziwe.
Bo wolałabym patrzeć sto razy bardziej na jego szczęście, niż na swoje.
-Nie tylko jedno.
U Wilson’a przesiaduje masa ludzi. Nic nie zmieniło się od czasów, kiedy tu bywałam. Wystrój wygląda tak samo ciepło, a szafa grająca, która miała zwyczaj grać najlepsze hity lat siedemdziesiątych wciąż stoi w tym samym miejscu.
-Nasze życie polega tylko na jedzeniu. - wzdycham, wywołując u Ashton’a śmiech.
-Najedzony brzuszek to szczęśliwy brzuszek.
-Yep. To moje motto życiowe od X lat. - przyznaję, zerkając w menu.
Zamawiamy mój ulubiony stek, duszone kalmary i butelkę czerwonego wina.
-Jak twoja mama zareagowała kiedy jej powiedziałeś, że ją odwiedzimy?
-Pokochała ten pomysł. Nie może się doczekać, aż cię pozna. Moja siostra też. Jest twoją wielką fanką.
-Naprawdę!? - pytam podekscytowana. - To wspaniale. Przypomnij mi, żebym jej wysłała płytę przed premierą.
-Mnie każesz iść do sklepu i kupić ją jak każdy inny, a jej wyślesz wcześniej? - widzę udawaną obrazę na jego twarzy. - Niedopuszczalne.
-Dziewczyny trzymają się z dziewczynami. Cóż ci mogę powiedzieć? - opieram brodę na ramieniu, podziwiając jego osobę.
To niesamowite jak krótkiego czasu było potrzeba, żeby między nami pojawiła się tak duża więź.
To jak potrzeba, której nie da się zaspokoić, bo nigdy nie masz dość. Jednego dnia idziesz przez życie myśląc, że wszystko jest w porządku - no, a przynajmniej na tyle w porządku, na ile to możliwe - aż tu nagle coś w tobie zaskakuje, po raz pierwszy od dłuższego czasu znów kosztujesz miłości i zdajesz sobie sprawę, że przez cały ten czas umierałeś z głodu, ale sam o tym nie wiedziałeś, i że ta jedna osoba jest wszystkim, czego ci trzeba, żeby naprawdę czuć, że żyjesz.
I kiedy powiedziałam o tym wczoraj mamie, dostałam jej całkowite zrozumienie.
Mówiła o tym, że czasem zdarza się tak, że ludzie się spotykają i między nimi po prostu coś klika. Od razu.
Ci, którzy tego doznali mają niesamowite szczęście. Ale od nich też zależy, czy to kliknięcie zostanie z nimi na zawsze czy wyparuje tak samo szybko jak się pojawiło.
Na tę chwilę, nie wyobrażam sobie, żeby między nami mogło się coś wypalić.
Może dlatego, że nie widzę w nim jedynie pięknej buzi, a uczucie, którym go darzę to coś więcej niż pożądanie.
Momentalnie stał się moim najlepszym przyjacielem, przed którym nie mam żadnych barier, a nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło.
Chyba właśnie dlatego nasza relacja wygląda tak a nie inaczej, idąc swoim własnym, może szybkim, ale bezpiecznym tempem.
-Opowiedz mi o swoich wcześniejszych relacjach z dziewczynami. - zaczynam, smakując pysznego wina.
-Naprawdę? Większość kobiet nie chce słyszeć o byłych związkach swoich partnerów.
-Tak, to prawda. Ale ja lubię słuchać jak mówisz o swojej przeszłości. O tym co już przeżyłeś… Mogę się wtedy poczuć jakbym tam była. - uśmiecham się. - Poza tym, to już historia prawda?
-Ty chyba nie jesteś prawdziwa, co? - łapie mnie za rękę. - Cóż, w zasadzie nie było ich dużo. Oczywiście za czasów zespołu, kiedy dopiero zaczynaliśmy mieliśmy naprawdę sporo dziewczyn. Trochę się tego wstydzę, ale każdy chłopak w naszym wieku korzystałby z tej możliwości. Nie chciałbym, żebyś mnie przez to oceniała.
-Nie oceniam. Oczywiście czuję zazdrość na samą tą myśl, ale nie mogę negować twojej przeszłości. Każdy z nas ma za sobą błędy, których nie zmieni więc pozostaje nam je akceptować.
-Później chciałem ciebie, ale ostatecznie spotykałem się z siostrą twojego byłego chłopaka… - patrzy na mnie znacząco.
Chichoczę.
-Pamiętam. Nie mogłeś skombinować jakiejś wróżki, która by mi powiedziała: „Hej! TO JEST MĘŻCZYZNA, KTÓREGO CHCESZ. NIE MARNUJ CZASU I PRZYJMIJ GO JUŻ TERAZ!”.
-Faktycznie szkoda, że o tym nie pomyślałem. - pauzuje. - Ale widocznie nic nie dzieje się bez przyczyny.
-No, a kto był potem?
-Miałem jedną dziewczynę na poważnie. To chyba ten związek zapadł mi najbardziej w pamięć bo był bardzo uczuciowy.
-Kochałeś ją, prawda? - pytam.
Doskonale wiem o kogo chodzi.
Bianca, przepiękna modelka o długich blond włosach i ciemnych oczach była/jest naprawdę olśniewająca i wcale nie dziwię się, że szybko się w niej zakochał.
Pomimo, że to już przeszłość, ciężko jest myśleć o byłych związkach swojego chłopaka, kiedy dodatkowo wiesz, że dużo dla niego znaczyły.
Ale taka jest rzeczywistość i muszę się z tym pogodzić.
Przez dużą część mojego życia to Harry był dla mnie całym światem i byłam gotowa dla niego zrobić absolutnie wszystko. Wciąż wierzę, że kochałam go tak bardzo, że do tej pory nie potrafię tego wytłumaczyć, ale w efekcie końcowym okazało się, że miłość to nie wszystko.
Mogę mieć jedynie nadzieję, że Ashton ma taką samą opinię na ten temat i poszedł ze swoim życiem dalej.
Tak jak ja to zrobiłam.
-Kochałem. - odpowiada. - Ale okazywanie miłości, jak potem zrozumiałem, to coś więcej niż dwa słowa wymamrotane przed zaśnięciem. Miłość trzeba bez ustanku podsycać, pielęgnować choćby drobnymi codziennymi gestami. Byłem wtedy młody. Teraz, im jestem starszy, tym bardziej się tego uczę i rozumiem pewne rzeczy. I nie chcę zmarnować naszej szansy.
-Wiem co masz na myśli. Też chcę, żeby nam się udało. - całuję jego dłoń. - A gdy już wrócimy do domu, to usiądę Ci na kolanach, oprę moje dłonie na Twoich ramionach i będę całować Twoją twarz. Kawałek po kawałku. Obiecaj mi, że mnie nie rozbierzesz, zanim skończę…
-Obiecuję.
***