AMERICA
W Silver Bullet siedzimy już dobre półtorej godziny. Sala VIP, która mieści się na górze klubu jest bardzo przestronna i świetnie urządzona. Mają tu nawet bilard, który zajęliśmy od razu po przekroczeniu progu tego miejsca.
Ja jestem w drużynie z Shawn’em, a Vicky z Ed’em. Jest tu też przy okazji masa innych ludzi, ale nasz skład postanowił do samego końca zostać razem.
W zasadzie i tak nie kojarzę większości osób przebywających w tej sali, dlatego za bardzo się tym nie przejmuję.
Przejmuję się raczej kolejną przegraną drużyny MASTERPIECE czyli mnie i Shawn’a.
Avengersi, czyli pozostała dwójka zdecydowanie dają sobie z nami radę.
-Shawn! Masz takie długie ręce! Jakim cudem przegrywamy? - pytam już lekko podłamana. Przewaga dwóch punktów przez Avengersów nie wróży niczego dobrego.
-Obawiam się, że to nie kwestia długości rąk. Inaczej Vicky w ogóle nie trafiałaby w bilę. - śmieje się z mojej przyjaciółki, niezaprzeczalnie próbując z nią flirtować, ale Santangelo się chyba nie daje.
-Jesteś wredny!
-Precyzja moi drodzy! - zabiera głos Ed. - To się nazywa precyzja.
-Ja świetnie gram w bilarda. - wzdycham, mówiąc samą prawdę.
-I z tego co pamiętam lubisz też trochę się powyginać na stole bilardowym. - wypomina Vicky, przypominając mi pierwszy seks z Tyler’em. Cóż, było fajnie, ale niekoniecznie jest to mój ulubiony życiowy moment.
-Ale z ciebie suka… - patrzę na nią tak, jakbym miała ją zaraz obedrzeć ze skóry, i w zasadzie już mam zamiar to zrobić, kiedy zaczyna się robić jakoś głośniej, a z drzwi wejściowych słychać liczne powitania.
-Jesteś niegrzeczną dziewczynką Americo Carter! - Ed śmieje się w moją stronę, kiedy obok nas pojawia się Ashton i Michael.
Cześć chłopcy, to ja! Niegrzeczna dziewczynka!
-Hej! Nie wiedzieliśmy, że wpadniecie na koncert! - chłopaki witają się najpierw z chłopakami, przybijając sobie piątki i ogólnie tego typu sprawy, a potem ich oczy kierują się na nas.
Tak! Też tu jesteśmy.
-Milion lat się nie widzieliśmy! - mówi Michael, przytulając mnie do siebie.
Faktycznie. Ostatnio kiedy go widziałam miał niebieskie włosy. Teraz są czerwone.
-Twoje włosy są świetne! - wypowiadam, będąc pod wrażeniem.
-Ciągle się zmieniają. - komentuje i podchodzi do Victorii, natomiast do mnie podchodzi Ashton.
Ten niegdyś lukrowo słodki Ashton, który teraz przypomina bardziej męskiego samce alfa.
-Carter! - zwraca się do mnie po nazwisku i widzę że przynajmniej ta kwestia się nie zmieniła. Nie wiedzieć dlaczego zawsze mówiliśmy do siebie po nazwisku. - A może powinienem zmienić twój pseudonim na „niegrzeczną dziewczynkę”. - śmieje się i przytula do swojego pokaźnego ciała.
-Jeśli nie chcesz skończyć z podbitym okiem, lepiej tego nie rób. - chichoczę.
-Cholera, trochę się zmieniłaś. Myślałem, że nie możesz być seksowniejsza.
-Co ty nie powiesz? - śmieję się, ale moje oczy świecą się coraz bardziej. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że to co mówi, nie robi na mnie wrażenia. - Ty też się zmieniłeś. Przez te dołeczki wciąż jesteś uroczy, ale jakiś tak mężniejszy. I większy? - raczej pytam niż stwierdzam, choć zdecydowanie widzę zmianę w jego sylwetce. - I gdzie twoje włosy?
-Trochę podciąłem. Wszyscy mi mówią, że mam fryzurę jak Elvis.
-No, w zasadzie to trochę masz… - przyznaję.
-I sylwetkę chyba tez. Ale w ciągłym toku pracy spożywa się więcej fast food’ów i tak to się kończy. Ale ty chyba nie wiesz o czym mówię? - lustruje moją sylwetkę.
-Oczywiście, że wiem o czym mówisz. Uwielbiam fast foody! Mój ulubiony to…
-Bruegger’s Bagels! - wypowiadamy razem, bo z tego wychodzi, że typuje w tym samym co ja.
-O nie! - śmieję się. - Nie możemy się kolegować. Skończymy jak dwie toczące się kule.
-Wiesz, burgery w miłym towarzystwie zawsze smakują lepiej.
-To prawda. - zgadzam się. - Ale i tak sądzę, że dobrze wyglądasz. Lubię dużych facetów.
-Naprawdę… - patrzy na mnie z uznaniem ale widzę, że nad jego głową pokazuje się jeden wielki pytajnik, dotyczący myśli, do czego ja właściwie zmierzam.
-No… - mieszam się lekko. - Wiesz o co mi chodzi.
-A co tam u Harry’ego? - zmienia nagle temat, a mnie znienacka robi się gorąco. Jakby z nerwów.
-Co masz na myśli?
-No, wciąż was łączy coś poważnego? - odzywa się, a teraz to chyba nad moją głową pojawia się wielki pytajnik.
-Skąd pomysł, że nas łączyło? - udaję, że nie mam pojęcia o czym mówi, ale aktorka to ze mnie beznadziejna.
-Carter! Chcę ci przypomnieć, że kiedyś byliśmy dobrymi kumplami.
-Wiem! Brałeś się za jego siostrę.
-Prawda. Niestety ktoś inny kto mi się podobał zapominał o moim istnieniu w towarzystwie Pana Styles’a.
-Nie gadaj. - kpię. - Że niby ty się we mnie dłużyłeś?
-Jasne, że tak. Trudniej byłoby wyliczyć kto się w tobie nie dłużył. Ale ty zakochana chodziłaś z głową w chmurach, co?
Patrzę na niego spod byka.
-No dobra, może faktycznie tak było. Młodzieńcze lata miłości. Każdego to spotyka. A tak poza tym, mogłeś się bardziej postarać! Po nazwisku to się zwraca do kumpeli, a nie do obiektu westchnień.
-No widzisz, to jest ten haczyk! Ja do nikogo nie zwracam się po nazwisku. - patrzy na mnie z pewnością.
-Hm. - mrużę oczy. - Dziwny jesteś.
-Tak mówią. - przyznaje mi rację.
-Podoba mi się. - uśmiech zdobi moje jak i jego usta.
-Hej, Ami! - ktoś przerywa nam rozmowę.
-Hej, Luke! - całuję go w policzek. - Jak się masz?
-Dobrze, dobrze. Świetnie was znowu widzieć. Słyszałem, że kończycie z zespołem. - mówi.
-Kończycie z zespołem? - tym razem pytanie pada ze strony zdziwionego Ashton’a.
-Ymm, tak. - przytakuję.
-Cholera, szkoda! - smutna mina Luke’a wskazuje tylko to, że chyba był naszym prawdziwym fanem.
-Na pewno dobrze to przemyślały, skoro podjęły taką decyzję. - komentuje Irwin.
-Tak, przemyślałyśmy. - uśmiecham się. - Teraz będę tylko śpiewającą Americą Carter. Ale! Jeśli chcecie nas posłuchać ostatni raz to siedemnastego lutego mamy koncert w Londynie.
-Ja na pewno będę! - zgłasza się Hemmings.
-Super! - śmieję się i zerkam na Ashton’a. - A ty Irwin? Przytaszczysz swój Elvis’owy tyłek?
-To zależy.
-Od czego? - pytam.
-Czy będziesz dzisiaj grzeczną czy niegrzeczną dziewczynką. - pokazuje mi swój hollywoodzki uśmiech i te dwie dziurki w policzkach, w które chętnie zanurzyłabym palec.
Patrzy na mnie ostatni raz i odchodzi. Jak gdyby nigdy nic. Zostawiając mnie w kompletnym braku orientacji co powinnam teraz zrobić.
Ale wiem, kto mi w tym pomoże.
Szukam Victorii już dobre dziesięć minut. Ona zawsze znika wtedy, gdy jej potrzebuje. Nie mam pojęcia jak to możliwe. Chyba ma w ciele jakiś magnetyzm odciągania od mojej osoby.
-Victoria!!!! - dostrzegam ją przy barze. Pije szoty razem z Ed’em i już teraz wiem, że skończy się to jutrzejszym kacem.
-Ami! Ty pokręcona zdziro! - śmieje się na mój widok. Chyba doskonale się bawi. A jeszcze niedawno chciała wracać do domu, nawet nie słysząc o jakimkolwiek afterze.
Proszę bardzo przyjaciółko, nie musisz mi dziękować.
-Tak, tak, tak. - ignoruję jej przyjemne powitanie. - Mam pytanie.
-Wal śmiało. Szota? - proponuje.
-Tak. Zdecydowanie tego potrzebuję. - odpowiadam i szybkim machem wypijam zawartość kieliszka.
-Przedstawię tą historię w skrócie. Chłopak i dziewczyna mają bardzo kumpelskie relacje, ale oboje chyba czują, że coś ich do siebie ciągnie. Zwłaszcza, że ten chłopak kiedyś dłużył się w tej dziewczynie. A ona bardzo lubi perkusistów. No i gadka się ciągnie w nieskończoność, nie brakuje im tematu, cały czas się śmieją i…
-To ma być historia opowiedziana w skrócie? - patrzy na mnie znudzona.
-I na koniec on jej mówi, że ich tak jakby przyszłość może zależeć od tego jak ona się dzisiaj zachowa. Trochę to egoistyczne, nie sądzisz? No i na koniec patrzy na nią z takim jakby… Sama nie wiem. Pożądaniem? I odchodzi. I ta dziewczyna nie wie teraz co ma zrobić.
-Wow. - robi wielkie oczy, a jej usta układają się w literę O. - Niech zgadnę, tą dziewczyną jesteś ty. - dopowiada równie znudzona co przed chwilą.
-Nieeeee? - odpowiadam, ale patrzy na mnie z miną „JA WIEM”. - Tak.
-No to gdzie ten Ashton?
-Właśnie nie wiem. Straciłam go z oczu… - rozglądam się po klubie, ale nagle widzę go w jakiejś loży w towarzystwie czarnowłosej dziewczyny.
Chyba wolne żarty.
-Łasi się do jakieś wydry! - robię wściekłą minę. Cholipka, szybko się wkręcam w relacje damsko-męskie.
-No to działaj!
-Jak to działaj? Mam za nim latać? Z jakiej niby racji? - pytam, bo uważam to za niedopuszczalne.
NIE DO PU SZCZAL NE.
-Mamy dwudziesty pierwszy wiek! Dziewczyny też mogą pokazać facetom czego chcą i ich poderwać. Powiedz jej Ed.
-Victoria ma rację. - no tak, wszyscy mają rację oprócz mnie. - Jeśli go chcesz, to po prostu weź co do ciebie należy. Uwierz mi, że tym nie pogardzi.
-Ale on woli jakąś czarną meduzę.
-Ami, Ami, Ami… - Vicky patrzy na mnie jak nauczycielka na swojego tępego ucznia. - Ty mały głuptasku. On zastosował taką grę. Chcę zobaczyć jak zareagujesz. Ale wszyscy dobrze wiemy kogo tak naprawdę pragnie… - uśmiecha się do mnie, jakbym była dziecięciem w kołysce.
Czuję się z tym trochę niekomfortowo.
-No, Americo Carter… Masz zamiar być grzeczną czy niegrzeczną dziewczynką tej nocy? - teraz oboje na mnie zerkają, ale tym samym dają mi jakąś nieznaną mi siłę.
Dzisiejsza noc zdecydowanie się jeszcze nie skończyła.
-Niegrzeczną jak diabli.
Przeciskam się przez tłum. Muzyka jest głośna, a tańczące rozgrzane ciała ocierają się o moje ciało. Jestem już prawie u celu.
-Hej… - patrzę na Ashton’a, który odrywa się od dziewczyny. Uśmiech zdobi jego twarz, a po jego minie wnioskuję, że spodziewał się, iż do niego przyjdę.
-Jak masz na imię? - teraz zerkam na dziewczynę, kierując do niej pytanie.
-Roxanne… - spoziera na mnie z podekscytowaniem. - A ty jesteś…
-America. - podaje jej dłoń.
-Wiem! Ale jesteś piękna! - odzywa się ponownie, a ja czuję taką radość jak nigdy.
Oh, biedny Irwin. Kto by pomyślał, że poderwał jedną z moich fanek.
Trzeba mu przyznać, że wiedział co bierze.
Roxanne jest prześliczna.
Jej kruczoczarne włosy sięgają do pasa, a czekoladowe oczy pięknie błyszczą odbijając się od neonowych świateł.
Na dodatek jest cholernie zgrabna i wysoka. Przez chwilę dopadają mnie myśli, że chyba jestem idiotką, jeśli zamierzam z nią konkurować.
-Dziękuję. Chcesz zatańczyć? - odważam się na pytanie, gdy ona robi wielkie oczy. Zerka na chwilę na Ashton’a, który stoi w lekkim osłupieniu. Cóż, chyba muszę przyznać, że nie tego się po mnie spodziewał.
Szczerze powiedziawszy - ja też nie.
-Pozwolisz? - pytam go, uśmiechając się tak słodko, jak tylko potrafię.
Moja nowa zasada bardzo mi się podoba.
Jeśli nie możesz z nią walczyć, to po prostu ją odbij.
Zanim chłopak ma zamiar cokolwiek powiedzieć, biorę ją za rękę i prowadzę na środek parkietu.
DJ gra dziś na moją korzyść. W rytm tej intymnej piosenki poruszam się niczym zawodowa tancerka erotyczna, słowo daję.
Rękami błądzę po ramionach dziewczyny dotykając przy okazji jej pleców, brzucha i pupy. Nie poznaję siebie. Nigdy nie ciągnęło mnie do dziewczyn. Ale dzisiaj czuję, że płynę.
Czuję, że się bawię.
Że to ja jestem całym światem.
Zbliżam się do jej twarzy, uśmiechając zalotnie. Ona reaguje tak samo. Kiedy dotykam jej ust, mam wrażenie, że dotykam gwiazd. To tak cholernie pociągające, że sama się sobie dziwię, że wcześniej tego nie próbowałam.
Ona delikatnie masuje moje wargi swoimi. To naprawdę idealny, wolny i namiętny pocałunek.
Jestem w stu procentach pewna, że nie poczułabym tego dreszczyku emocji i popędu seksualnego z niejednym facetem.
Kiedy się od niej odrywam, zerkam w prawą stronę. Ashton stoi na swoim miejscu, wpatrzony w nas jak w prawdziwe dzieło sztuki. Wołam go do nas palcem wskazującym.
Przybywa do nas w mgnieniu oka. Teraz poruszamy się wszyscy tak blisko siebie, że to aż boli. Moje libido robi ogromny przeskok w górę.
Chwytam jego szyję i zbliżam swoją twarz. Jego usta jakby wołają mnie, żeby ich dotknąć. Wzdycham w nie, trzymając go w słodkiej niepewności.
Po chwili odrywam się jednak i przybliżam go do Roxanne. Pozwalam im się pocałować. I nie wiedzieć czemu, podnieca mnie to na co patrzę.
Podoba mi się to, jak ona masuje jego kark i to, jak on błądzi rękami po jej plecach. To, z jaką łatwością przychodzi im ten pocałunek i jak dużo seksualności w niego wkładają.
Delikatnie się wycofuję, zostawiając ich w tym przebłysku uzależnienia.
Idę przed siebie.
Odwracam się jedynie na chwilę. Widzę, że on patrzy na moją oddalającą się postać.
Mówi coś do Roxanne. Odwracam się znów przodem.
Wiem, że za mną idzie.
Znikam za zakrętem, opierając się o ścianę.
Pozostawiam za sobą salę pełną ludzi zaciekle walczących o chwilę przygody. Impulsu. Bodźca. Po prostu żywiołu.
On pojawia się po chwili i staję tuż przede mną.
-Nie wiedziałam czy mi się uda. - odzywam się.
-Gdyby każdy, kto uważał, że mu się nie uda, nawet nie spróbował, to gdzie bylibyśmy dzisiaj? - zbliża się do mnie i znów czuję się jak przed chwilą. Znów jestem jak jedna z tych osób, które walczą o chwilę przygody. Ale ja już czuję ten impuls. Bodziec. Ten żywioł mnie unosi.
-Skąd wiedziałeś, że to zrobię?
-Nie pytam dwa razy gdy mam wątpliwości. I rzadko się mylę.
-Więc co teraz zrobisz?
-Zapytałbym, czy mogę cię pocałować.
Chcę, żeby mnie pocałował. Chcę, żeby poczuł zapach pożądania, który bucha z mojej skóry, tak jak ja gdy wdycham oszałamiający zapach jego pragnienia.
Zbliża usta do mojego ucha.
-Ale nigdy nie pytam o zgodę kiedy odwracam wzrok. - cofa twarz i znów jest przede mną. - I patrzę tylko prosto w oczy.
Wiedzie wzrokiem wzdłuż linii mojego profilu, po gładkiej skórze szyi, wzdłuż ramienia do luźno podwiniętego rękawa przy nadgarstku, aż do delikatnej dłoni.
-Co robisz? - pytam, z trudnością łapiąc oddech.
-Zapamiętuję cię.
-Dlaczego?
-Bo chcę mieć ten obraz przed oczami gdy będę dziś zasypiał.
Przyciąga do siebie moją głowę i całuje mnie lekko, mrucząc z zadowoleniem. Ten dźwięk dociera bezpośredni do mięśni w moim podbrzuszu.
Całuje mnie tak, jakby zależało mu na tym, żeby ten pocałunek został zapamiętany - nieważne, czy przez niego czy przeze mnie.
Tylko ja nie chcę tego pamiętać. Chcę to powtarzać raz za razem.
Nie wiem jak wygląda to z zewnątrz, ale mam wrażenie że ten pocałunek to coś innego niż jego pocałunek z Roxanne.
Coś nieprawdopodobnie głębszego.
I kiedy odsuwa się ode mnie, świdruję go wzrokiem.
On robi to samo.
Uśmiecham się, splatając palce z jego palcami, czując uspokajające ciepło jego dłoni.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz