AMERICA
Dzisiejszy poranek nie jest aż tak bolesny, jak większość minionej nocy. Po wspaniałej kolacji, okazało się, że musiałam szybko wrócić do domu, ponieważ owoce morza niekoniecznie przypadły do gustu mojemu żołądkowi.
Spędziłam drugą połowę nocy w toalecie, zastanawiając się czy wydobywam z siebie małże, szparagi czy może krewetki.
Do teraz nie znam odpowiedzi na to pytanie.
Schodzę na dół kompletnie bez sił, mając nadzieję, że w kuchni czeka na mnie zimna woda i kilka kromek czerstwego chleba. Nie jestem pewna czy w tej chwili przyjęłabym jakiekolwiek inne pyszności.
Stoję przy kuchennym blacie z zamglonymi oczami przysięgając sobie, że nigdy więcej nie tknę owoców morza.
-Cześć Caroline! - wołam, kiedy blondynka przechodzi przez salon niczym burza, kierując się na taras.
-Hej Ami! - krzyczy, a po kilku kolejnych krokach zatrzymuję się. - America?
-Tak mam na imię. - odpowiadam.
-Jesteś w domu. - raczej stwierdza, niż pyta.
-Na to wygląda.
-Dlaczego? - patrzy na mnie, jakby to było coś najdziwniejszego na świecie i już nie wiem, czy to ja jestem bardziej zdezorientowana czy ona.
-Hmm, bo normalny człowiek jak gdzieś wyjdzie to wraca do swojego domu?
-No tak, ale… Myślałam, że zostałaś u Nick’a!
-Cóż, nie było mi dane, ponieważ przez resztę nocy próbowałam wypluć żołądek.
-Cholera. - zastanawia się chwilę. - Myślałam, że to na ulicy ktoś rzyga.
-Nie. - prostuję. - To byłam ja! - macham dłonią.
-Czyli nie poszliście na całość? - marszczy brwi.
-Nope. - komentuję. - Śmiem sądzić, że nie wyglądałoby to zbyt smacznie.
-Ale żałujesz czy nie żałujesz? - siada na przeciwko mnie.
-Czy ja wiem? - zastanawiam się. - Jeśli mam być szczera to nie mam jakiegoś mocnego ciśnienia jeśli chodzi o te sprawy. To znaczy, lubię go. Nawet bardzo. Ale, jakoś… Potrafię bez tego na razie funkcjonować.
-Hm… - patrzy na mnie jak psycholog, który próbuję zbadać swojego pacjenta. - Pozwól, że to streszczę. Lubisz Nick’a, on lubi ciebie, ale nie masz parcia by się z nim bzyknąć?
-No… - przyznaję jej rację. - Tak to wygląda.
-A myślałaś, czego to jest powodem? Bo wiesz, nie chcę tego kwestionować, ale w dzisiejszych czasach kiedy ktoś się spotyka ze sobą miesiąc, zważywszy, że owa para miała już kiedyś ze sobą do czynienia, to, jakby to powiedzieć … Ciśnienie na te sprawy jest naprawdę mocne. - milknie. - Tak mocne, że pragniesz coś rozwalić!! - wybucha, aż się przelękom.
-W zasadzie, nie zastanawiałam się nad tym.
-To może powinnaś zacząć?
Wzdycham.
-Jaka jest więc twoja puenta?
-Może się mylę, ale sądzę, że twoja relacja z Nick’iem nie zmieniła się zbyt dużo od relacji, którą przetwarzaliście pół roku temu. Mam wrażenie, że starasz się oszukać samą siebie by zapomnieć o Harry’m.
-Ale ja już zapomniałam o Harry’m.
-Może i tak. Lubię Nick’a, nawet bardzo, ale sądzę, że pojawił się w twoim życiu za wcześnie. Sprawa z Harry’m była zbyt świeża, żeby zacząć budować coś innego. Poza tym do cholery, ty nigdy nie czułaś do Nick’a czegoś więcej. Zawsze traktowałaś go jako… kolegę?
-Kiedyś tak, ale teraz gdy jestem z Nick’iem nie myślę o Styles’ie i wiem, że nasza relacja jest… - zastanawiam się. - Bezpieczna.
-A tego właśnie chcesz?
Teraz ja milknę.
-Już sama nie wiem czego chcę…
-Wydaję mi się, że tak jest ci lepiej. Wygodniej. Przestałaś być tą dziewczyną, która pragnęła dreszczyku emocji w związku. Wiem, że masz już dość udawanych związków i chciałabyś zbudować coś stałego. I tak jak powiedziałaś… bezpiecznego.
Ma rację.
Tamta dziewczyna już dawno zniknęła i zastąpiła ją kobieta, która wie czego chcę i marzy o czymś prawdziwym. Ale czasem mam wrażenie, że wstępuje we mnie ktoś trzeci. Istota, która jeszcze nie do końca zdążyła się wyszaleć i pragnie w końcu zacząć żyć.
Bo tak naprawdę kiedy ja żyłam? Skoro od ostatniego roku cały czas wchodzę w nowe związki oraz inne zauroczenia, goniąc za czymś, o czym tak naprawdę istnieniu nawet nie jestem pewna.
Nie do końca wiem, czy w ogolę chcę za tym gonić.
-Jeśli jesteś przekonana, że on może dać ci taką miłość, jakiej potrzebujesz i jaka cię uszczęśliwi, zrób wszystko, żeby go zatrzymać. Prawdziwa miłość to rzadki skarb, a tylko ona nadaje życiu sens. Jeśli jednak coś w głowie podpowiada ci, że to nie ten czas, odpuść. Niech twoje życie pędzi swoim rytmem, a pewnego dnia znowu spotkasz kogoś niezwykłego. Ludziom, którzy już raz kochali, zazwyczaj to się zdarza. Taką mają naturę.
Po jej słowach, wszystko straciło nagle sens. A może tak naprawdę nigdy go nie miało, a ja dopiero teraz to zrozumiałam.
Przez ostatnie tygodnie szukałam spokoju. Myślałam, że to stan, w którym nie ma turbulencji ani strachu. Gdzie nigdy nie jest się za wysoko ani za nisko, a szczęście jest tylko pośrodku. Wreszcie zrozumiałam, że spokój nie polega na unikaniu pewnych rzeczy. Chodzi o to, by wybrać życie, w którym chce się żyć pomimo jego chaosu, i akceptując to wszystko, czuć spokój w sercu.
Spokój, który w końcu pragnę poczuć.
Impreza odbywa się w prywatnym klubie The Three. Są tu organizowane tylko przyjęcia dla znanych osobistości więc nikogo nie dziwi, że Harry wybrał akurat to miejsce na swoje dwudzieste czwarte urodziny.
Pamiętam rok temu, kiedy spotkaliśmy się wszyscy w jego domu w Londynie i celebrowaliśmy tę okazję z tak wielkim hukiem, że nad ranem nikt nie pamiętał jak się nazywa. Mam wrażenie, że przez te dwanaście miesięcy zmieniliśmy się nie do poznania. Wtedy - jakby dzieci, dziś - dorośli, którzy zarządzają swoim życiem w taki sposób, jaki tylko im się podoba, będąc odpornym na wszelkie konsekwencje i ewentualne błędy swoich decyzji.
-Wyglądasz na zmęczoną. - słyszę słowa, które Nick wymawia do mojego ucha. Oczywiście nie ma pojęcia o mojej nocnej „imprezie” w toalecie. Nie miałam serca mu tego mówić. Zapewne obwiniałby się przez kolejny tydzień, a ja zdecydowanie pragnę mu tego oszczędzić. Chociaż tyle mogę dla niego zrobić.
-To nic. Po prostu jestem trochę przepracowana. Jutro pośpię dłużej i mi się polepszy. - składam obietnicę jemu, ale przede wszystkim sobie. Sen to zdecydowanie coś, czego potrzebuję teraz najbardziej.
Witam się z Niall’em i Zoey, pytając co u nich słychać. Dziewczyna jak zwykle wygląda pogodnie i wesoło zagadując towarzystwo. Co innego jej chłopak, który wydaje się być nieobecny, tropiąc co chwilę kogoś wzrokiem.
I chyba dokładnie wiem kogo.
-Victorio Santangel, poczekaj! - wołam, po kilku minutach poszukiwania blondynki.
-Co tam? - przybiera jak zwykle opanowany wyraz twarzy, ale mnie nie oszuka.
-To ja się ciebie pytam co tam? Dlaczego Niall wygląda na kogoś, kto szuka zagubionego kotka?
-Nie wiem. - odpowiada. -Może zgubił kotka.
-A czy tym kotkiem nie jesteś przypadkiem ty?
-Dlaczego tak myślisz?
Moja przyjaciółka jest naprawdę doskonałą aktorką. Wróżę jej świetlaną przyszłość w jej karierze.
-Proszę cię. Czasy, gdy ukrywałaś przede mną pewne sprawy minęły w momencie, gdy dowiedziałam się o twoim romansie z Oliver’em.
-Nie przypominaj mi takich rzeczy, błagam.
-Będę, jeśli nie powiesz o co chodzi!
-W porządku! - wzdycha, kręcąc głową. Wiem, że ją męczę, ale na pewno nie dam za wygraną. - Byłam wczoraj z Niall’em na próbie. No i później zrobiło się trochę intymniej.
-Intymniej? - robię zdziwioną minę. - Co chcesz przez to powiedzieć?
-Po prostu… - walczy ze sobą, ale i tam obie wiemy, że prawda wyjdzie zaraz na jaw. - Zaśpiewałam mu piosenkę.
-I? - kontynuuję.
-I tak jakby go… pocałowałam?
Robię wielkie oczy i zaraz po tym kryję twarz w dłoniach.
-Vicky! - karcę ją.
-Spanikowałam!
-Nie możesz tego robić.
I choć bardzo chciałabym ją wesprzeć i cieszyć się z takiego obrotu sytuacji, to po prostu nie potrafię. Zbyt dużo wiem o ich relacji, żeby teraz dać się ponieść tej chwili. Zbyt dobrze wiem, ile Niall przeszedł przez Vicky oraz w ilu życiowych dołkach Victoria wylądowała przez Niall’a.
-On jest teraz z Zoey. Dobrze o tym wiesz.
-Wiem. Nie mówię, że to co zrobiłam było słuszne.
Wzdycham.
-Po prostu staram się was oboje chronić. Przed samymi sobą. Nie możesz wciąż dawać mu złudnej nadziei, jeśli nie jesteś pewna, że się z niej wywiążesz. Nie teraz kiedy jest z Zoey. A ona nie jest niczemu winna. Zdajesz sobie sprawę, że na to nie zasługuje?
-Nie, nie zasługuje. Ale skąd wiesz, że wciąż daję mu złudną nadzieję? Ludzie się zmieniają Ami. Myślałam, że ty jedna postawisz się w mojej sytuacji. Że będziesz wiedziała jak ciężko jest dać komuś odejść. Ale widocznie jesteś tak idealna, że zawsze podejmujesz słuszne decyzje, prawda?
I odchodzi.
Mając stu procentową rację w tym co powiedziała.
Kim ja jestem, żeby dawać jej jakiekolwiek reprymendy?
Sama wielokrotnie pogubiłam się w swoim życiu tak bardzo, że raniłam osoby, które na to nie zasługiwały.
I robię to dalej…
Próbuję uspokoić oddech. Nie mam ochoty teraz na towarzystwo nikogo. Ale kiedy wchodzę na przestrzenne patio i widzę tak dobrze mi znany tył pewnej sylwetki, uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy.
Powracają wspomnienia jednego pięknego wieczoru na kwiecistym tarasie, gdy pragnęłam, żeby ktoś zmienił układ gwiazd na niebie, tak żeby zapisywały jego słowa.
-Witaj urodzinowy chłopcze… - kiedy słyszy moje słowa odwraca się w mgnieniu oka. Na chwilę uśmiech zdobi jego twarzy. - Przeczuwałam, że cię tu znajdę.
Z jego ust wydobywa się krótki dźwięk śmiechu.
-Urodzinowe tarasy to nasza specjalność. - odpowiada, dając mi do zrozumienia, że też pamięta.
-Więc… - podchodzę do barierki, stojąc już obok niego. - Jak się czujesz? Starszy o rok?
-Czuję się jakby… - zastanawia się. - Pusty. - spogląda w dal, doszukując się sama nie wiem czego.
Może jakiegoś znaku bądź nadziei, która ustrzeże go w fakcie, że jutro nadejdzie lepszy dzień. Że przyszłość, która na niego czeka ma do zaoferowania o wiele więcej.
-Po tym wszystkim, tylko tyle mi zostało. Pustka.
Wzdycha.
-Miałeś mnie.
Teraz patrzy w moją stronę. Marszczy czoło, jakby ból malował się na jego twarzy. Ten gest szybko przekłada się również i na mnie.
-Straciłem cię w momencie, gdy potrzebowałaś mnie najbardziej, a mnie przy tobie nie było. A może nawet tak naprawdę nigdy cię nie miałem.
Po tych słowach sięgam do torebki, by po chwili wyjąć coś, co dał mi w moje urodziny. Coś, co było jego obietnicą, a zarazem dowodem miłości jakim mnie darzył.
-Mam coś dla ciebie Nie wiedziałem, czy to będzie dobry wybór, ale zaryzykowałem… - otworzył malutkie pudełeczko, w którym ukazał się cudowny pierścionek z chabrowym szafirem i diamentami.
-Jest przepiękny.
-Mam świadomość, że jeśli się komuś daje pierścionek, może to być oznaka jednego, ale nie dbam o to. Wiem, co do ciebie czuję i to właśnie z tobą chciałbym spędzić resztę życia. I nawet jeśli tak będzie, uznajmy, że to przedsmak tego, co nastąpi…
-Prawdą jest, że należałam do ciebie odkąd pamiętam. Zawsze kochałam tylko ciebie i nie widziałam poza tobą świata. I choć przeżyliśmy masę kłótni i zostawiliśmy za sobą wiele niewyjaśnionych spraw to byłeś czymś najlepszym, co spotkało mnie w życiu. Dzięki tobie poznałam co to szczęście. Bo zawsze gdy cię widziałam, właśnie tak się czułam. Szczęśliwa. Podarowałeś mi coś, co nawet trudno nazwać. Poruszyłeś we mnie coś, o istnieniu czego nawet nie wiedziałam. Jesteś i zawsze będziesz częścią mojego życia. Zawsze.
Spuszcza głowę, gdy oddaję mu pudełeczko.
-Nigdy nie powinienem był pozwolić, żeby tamtego grudniowego wieczoru twoje usta rozłączyły się z moimi. Nie powinienem się odsuwać, panikować. Odpychać cię bez powodu. Nie powinienem zmarnować tyle czasu bez ciebie. I choć może myślisz, że to wina nas obojga, że ten związek potoczył się tak, a nie inaczej, to nie możesz się za to obwiniać. Nie zrobiłaś nic złego. To zawsze ja wszystko psułem. Wiem, że masz dobre serce, Ami. Bo z chwilą, gdy cię poznałem, zapragnąłem o nie walczyć.
Zbliża się do mnie i teraz stoimy na przeciwko siebie. Tak, jak staliśmy miliony razy, gdy miał nas złączyć pocałunek. Ale teraz nadszedł czas na coś zupełnie innego.
Wyznanie.
-To co teraz powiem jest prawdopodobnie najbardziej samolubną rzeczą jaką kiedykolwiek powiedziałem.
-Harry…
-Ale muszę to powiedzieć, a ty musisz mnie wysłuchać. Kocham cię Ami. Pomimo, że oboje mamy teraz innych ludzi przy swoim boku, ja wciąż cię kocham. I dlatego właśnie nie mogę być samolubny w stosunku do ciebie. Bo zasłużyłaś na wszystko, co najlepsze na tym świecie… A ja z pewnością się do tego nie zaliczam.
W tym momencie pragnę wyciągnąć rękę i dotknąć jego twarzy. Powiedzieć, że będzie dobrze, że pogodzi się ze wszystkim i zapomni o nas. Ale nie robię tego. Jak mogę go pocieszać, sama będąc w środku pusta?
-Czy ty kochasz mnie? - pyta
Z łzami w oczach pociągam cichutko nosem.
-Kocham. - mówię, czując jak po moich policzkach spływają wielkie krople łez.
-Mogę pocałować cię po raz ostatni?
Zamykam oczy i ledwo widocznie kiwam głową.
Dotyk jego warg tak naprawdę jest tym, czego potrzebowałam przez cały ten czas. Tak znany, a zarazem tak obcy, i teraz doskonale zdaję sobie sprawę, że już ostatni.
Po chwili patrzę na niego, wdzięczna, że wszystko co miało być powiedziane już dawno, objawiło się właśnie dzisiaj.
W końcu udaję mi się odezwać.
-Dziękuję, że kochasz mnie dość mocno, by pozwolić mi odejść…
Harry nauczył mnie wielu rzeczy.
Nauczył mnie, że póki oddycham, moje życie nie jest skończone.
Może i nie mam kontroli nad wszystkim, co mnie spotka, ale to ja decyduję, jak to przyjąć.
Nauczył mnie, że im bardziej ryzykuję, tym mniej strachu będę później odczuwać.
Jeżeli jestem zbyt przerażona, by cokolwiek zrobić, nawet wychylić się ze swojego bezpiecznego kokonu, to nigdy nie będę mogła żyć naprawdę, tak, jak powinnam.
Nauczył mnie też, czym jest miłość.
To najpotężniejsze uczucie, jakie tli się w każdym z nas. A jeżeli mamy miłość, to pomaga zmniejszyć wszystkie bolesne emocje, ukryte tak głęboko, że trudno je dostrzec.
Powrót do domu okazał się cichy. W drodze odzywałam się mało. Nie tylko ze względu na Caroline i Paul’a, którzy zazwyczaj są nadzwyczaj rozgadani, a akurat dzisiaj muszą milczeć jak grób, ale też ze względu na to, co się dziś wydarzyło.
Wiem, że Nick na to nie zasługuje. Dlatego tak bardzo boli mnie świadomość tego, że choć tego nie wie, tak bardzo go ranię.
-Ami, możemy chwilę porozmawiać? - odzywa się, kiedy reszta wchodzi już do posiadłości.
-Oczywiście. - odpowiadam, lekko się uśmiechając.
-Dziś rano dowiedziałem się o czymś, czego nie chciałem mówić ci przed imprezą. Ale ten moment wydaję się właściwy.
-Co się dzieję? - pytam już lekko poddenerwowana.
-Wyjeżdżam w trasę. Długą trasę, która potrwa kilka miesięcy. Dlatego muszę cię opuścić.
-Nick…
-Nie ma nic bardziej niesprawiedliwego niż nieodwzajemniona tęsknota. To nawet gorsze niż nieodwzajemniona miłość. Znacznie gorsze, Ami…
-Przepraszam cię. - mówię, bo w jego oczach widzę, że on już wie, a może nawet widział to, co zaszło między mną, a Harry’m.
-Nie obwiniam cię.
-Starałam się. Naprawdę starałam się ciebie kochać. Przeżyliśmy razem coś cudownego i pragnę, żebyś na zawsze zachował to wspomnienie. Nie chcę też, byś choć przez chwilę pomyślał, że nie znaczyłeś dla mnie tyle co ja dla ciebie. Jesteś wyjątkowym i pięknym człowiekiem.
-Wiem. - uśmiecha się w moją stronę. - Wiem, że chciałaś dobrze. Doceniam wszystkie chwile, które z tobą spędziłam, bo każda z nich była wyjątkowa. Zupełnie jak ty. Tylko zrób coś dla mnie.
-Cokolwiek… - wypowiadam.
-Na zawsze zapamiętaj pierwsze spotkanie naszych spojrzeń, a ja przysięgam twemu sercu, że to zupełnie wystarczy.
Kiwam głową. Łzy znów ciekną po mojej twarzy, choć nie zdawałam sobie sprawy, że jeszcze dam radę je wydostać.
-Jesteś lepsza od niego, Ami. - mówi. - Jesteś lepsza od nas obojgu.
Po tych słowach, schyla głowę i całuje moje czoło.
Odchodzi, pozostawiając za sobą żal i głuchą ciszę.
Gdybym nigdy nie poczuła się z nim szczęśliwa, nie brakowałoby mi tego po jego odejściu.
A jednak pomimo tego, czuję w sobie siłę.
Bo życie nauczyło mnie, że czasami trzeba zaryzykować.
Że pomimo wszystkich dobrych, czy złych decyzji, nastanie nowy dzień.
I znów wstanie słońce.
Jeden dzień może zmienić wszystko, ale czasem jedna noc zmienia jeszcze więcej.
VICTORIA
Urodziny Harry’go nie okazały się dla mnie najlepszym wydarzeniem. W czasie ich krótkiego trwania zdążyłam:
1) pokłócić się z Americą,
2) pokłócić się z Joe,
3) wrócić do domu przed 1.
A teraz jestem w taksówce, która wiezie mnie na coroczny festiwal filmów pod gołym niebem.
Dzisiejsza noc jest spokojna, cicha i ciepła, co sprawia, że czuję podekscytowanie. Nie tylko tym, że za chwilę obejrzę jeden z najlepszych filmów niezależnych, ale tym, że tą noc spędzę z Niall'em Horanem.
Sama nie dowierzam co właśnie dzieje się w moim życiu. W teorii i praktyce przewraca się ono do góry nogami. I zupełnie mi to nie przeszkadza.
Płacę za taksówkę, po czym opuszczam samochód i już z daleka widzę Niall'a opartego o bramę wejściową. Chociaż festiwal zaczął się kilka godzin temu, nie przeszkadza nam to by do niego dołączyć właśnie teraz.
- Miło znów Cię widzieć - słyszę jego głos, na co moje serce wybucha tysiącem fajerwerk. Uśmiecham się leniwie.
- Mi Ciebie też - nachylam się by złożyć pocałunek na jego policzku. Jednak moje usta lądują na jego i żadne z nas nie przerywa tego krótkiego, ale zarazem dziwnie intensywnego pocałunku.
- Gotowa?
- Jak najbardziej - odpowiadam, przygryzając wargę.
Niall odwraca się i idzie przed siebie. Nie trzyma mnie za dłoń, chociaż ja z chęcią bym to zrobiła. Trzymała się go blisko. Nie chciałabym puścić.
Docieramy do jego samochodu w przeciągu krótkiej chwili. Kiedy siadam na miejscu pasażera, rozglądam się by sprawdzić czy nikt nas nie rozpoznał. Na szczęście większość osób skupiona jest na ogromnym, połyskującym ekranie albo na sobie.
Siedzimy w ciszy. Nagle sam fakt bycia na festiwalu filmów pod gołym niebem wydaje się bezsensu. Nie mamy samochodu bez dachu. Siedzimy z zasuniętymi szybami. Zamiast dialogów słyszę przyśpieszony oddech bruneta.
Ja również nie oddycham równo.
- Pokłóciłam się dziś z Ami. - mówię, odwracając głowę w stronę Niall'a - O nasz pocałunek.
- Pewnie sądzi, że to niewłaściwe? - automatycznie prycham w odpowiedzi.
Niewłaściwe to są wszystkie słowa, jakimi opiszemy naszą relację. Znajdujemy się gdzieś pomiędzy czymś, a niczym.
Właściwie pomiędzy wszystkim.
- A Ty uważasz, że to niewłaściwe? - pyta. W odpowiedzi sięgam po jego dłoń i splatam ze swoją.
- Czy jak trzymasz moją dłoń, to masz pewność, że właśnie chciałbyś być tu, teraz, ze mną? A nie z nikim innym?
Widzę jak marszczy czoło.
- Szczerze? Na ten moment sam nie wiem czego chcę. - ja również marszczę czoło. Jego odpowiedź mnie zadziwia, ale zarazem totalnie się jej spodziewałam. Sama mam mętlik w głowie, ale wiem jedno. Ja za chwilę będę wolna. Decyzja o rozstaniu z Joe już dawno zapadła w mojej głowie.
Powstaje pytanie, czy Niall będzie chciał być wolny?
- Czy jak jesteś z Zoey, to czujesz to samo kiedy jesteś ze mną? - wiem, że tym pytaniem wchodzę na niepewny grunt. Ale zarazem, wiem, że albo teraz albo nigdy.
- To nie tak, Vicky. - uwalnia swoją rękę z mojego uścisku. Z niedowierzaniem spoglądam najpierw na swoją dłoń, a potem na jego twarz.
Uświadamiam sobie, że skomplikowałam wszystko. Skomplikowałam swoje życie, skomplikowałam jego i tym pytaniem nie dałam mu wyboru. Wróć, dałam mu wybór. Albo chociaż zachęciłam do tego, by mógł wybierać.
Ale Niall zdecydowanie nie jest na to gotowy. Nie jest gotowy by wybrać mnie czy ją. Sęk w tym, że kiedy ja nie byłam gotowa, on był.
- Ostatniej rzeczy jakiej teraz chcę, to ranienie Zoey.
- Już ją zraniłeś. - odpowiadam zła - Tylko ona jeszcze o tym nie wie.
Zapada chwila ciszy. I już wiem o czym myśli. O tym, że nie powinno nas tutaj w ogóle być.
- Myślę, że powinniśmy wracać do domu.
Bez słowa odpala samochód, po czym wyjeżdża z parkingu.
W momencie, kiedy myślałam, że otworzyłam nowy rozdział, uświadomiłam sobie, że jeszcze nie dopisałam poprzedniego.
Ale wiem jedno - chociaż w międzyczasie popełnię milion nieświadomych, bądź zupełne świadomych błędów, będę o niego walczyć.
Bo jego brak, sprawia, że przestaję oddychać.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz