niedziela, 10 lipca 2016

12.And I still don't understand just how your love could do what no one else can.


CAROLINE

W końcu wolne. W końcu spokój, cisza i czas spędzany z miłością mojego życia. Jedziemy właśnie w jego porshe z przyciemnianymi szybami, żeby te paparazzowe skurczybyki nas nie zauważyli. Zresztą wydaję mi się, że i tak nie byłoby to coś szczególnego. Nie pomyśleliby, że między nami coś jest. W końcu Paul jest naszym podrzędnym menadżerem, więc to zupełnie normalnie, że jesteśmy razem widziani. CHOCIAŻ TYLE!
Kierujemy się do domu jego mamy, który mieści się w Bristolu. Uwielbiam tam wracać, zaś nienawidzę wyjeżdżać. Czuję się tam jak w domu. Nie, jak w domu u mojej mamy, w Londynie. Czuję się jak w prawdziwym domu. Takim, w którym zawsze chciałam dorastać. Takim, w którym twoja mama piecze ci cynamonowe bułeczki, takim, gdzie możesz w chwili relaksu spokojnie wyjść z kubkiem herbaty i porozmawiać z rodziną o zwykłej codzienności. Domu pełnym miłości i ciepła. Taki właśnie jest dom Paul'a. I choć wychowywał się bez ojca, zupełnie jak ja, oboje mamy świadomość, że zawsze był obdarowywany matczyną miłością. Jego matka zdecydowanie zastępowała także ojca, przez co nie odczuwał tak bardzo jego braku. Ja niestety nie miałam tak wielkiego szczęścia. Nigdy nie miałam taty, a moja mama nigdy nawet nie starała się go zastąpić. Nie uczyła mnie jeździć na rowerze, ani całowała w czółko, gdy przypadkiem się zranię. Nie robiła niczego, co robią ojcowie z córkami. Rzadko również zdarzało jej się wykonywać to, co robią matki z córkami. No chyba, że ciągłe wizyty w spa, latanie po castingach i pilnowanie bilansu dietetycznego zalicza się do tego typu sytuacji. Niestety szczerze w to wątpię.
-Mówiłeś mamie, że przyjeżdżamy? - pytam, patrząc z uwielbieniem na jego profil. Obserwuję jak jego usta się delikatnie otwierają, jak stabilnie trzyma swoje piękne dłonie na kierownicy, to jak spokojnie oddycha i podnosi kąciki swoich warg, gdy ma świadomość, że na niego patrzę. Ta obserwacja jest czymś zupełnie naturalnym i oczywistym, ale wiem, że już zawsze chciałabym to robić.
-Pewnie. Zabiłaby mnie, gdybym jej wcześniej nie uprzedził. Wiesz, że mogłaby wybuchnąć III wojna światowa, gdyby nie powitała nas swoimi wypiekami i gorącym grzanym winem z goździkami? - śmieję się na te słowa, bo faktycznie jestem niemalże pewna, iż jego przeczucia okazałyby się prawdą. 
-Nie masz pojęcia jak się cieszę na te dwa dni normalności... - mówię, całując wierzch jego ciepłej dłoni i marzę o tym, aby te dłonie dotykały mnie do końca życia.
-Ja także – odpowiada, uśmiechając się szeroko.
-I z dala od tych wariatek...
-Coś mi się wydaję, że one myślą to samo o tobie.
-Hm, to jest możliwe – odzywam się zamyślona. - To w końcu ja jestem największą wariatką w tym domu.
-Prawda.

Grzane wino z goździkami pani Adelain jest najlepszym grzanym winem z goździkami w historii tego kraju. W historii tego świata. Nawet bym rzekła. Benjamin, synek siostry Paul'a wręcz wchodzi mi na głowę, ale kompletnie mi to nie przeszkadza i chętnie pozwalam mu na tę głowę wchodzić. Między innymi dlatego, bo jest najsłodszym dwulatkiem na kuli ziemskiej. Helou?
-Caroline, bardzo bym chciała poznać twoją mamę... - odzywa się nagle Adelain, na co Paul wywraca oczami. Często wywraca oczami jak jego mama coś mówi. Ale nie w złym sensie. Zawsze ma wtedy uśmiech na ustach. 
-Mamoo, rozmawialiśmy już na ten temat.
-Oj, nie musisz się tak bulwersować. Po prostu chciałabym poznać kogoś, kto urodził przyszłą żonę mojego syna... - kobieta wzrusza swobodnie ramionami, a ja wybucham śmiechem.
-Przyszłą żonę? Hm, nic mi nie wiadomo... - odpowiadam, patrząc znacząco na szatyna, który kręci zażenowany głową.
-Ah, ja nie wiem dlaczego tak mozolnie mu to idzie. Myślałam, że jest szybszy, ale widocznie wychowałam żółwia... 
-No widzisz mamo! - zabiera głos tym razem Alex. Siostra Paul'a. - Zawsze mówiłam, że jestem tą lepszą z naszej dwójki rodzeństwa..- na jej twarzy gości promienny uśmiech, kiedy wskazuje na małego Benjamina i swój wielki brzuch, w którym kryje się kolejne maleństwo.
-Tak, zawsze jakoś z opóźnieniem do wszystkiego dochodził...- przyznaje jej rację Adelain. - Wiesz ile miał lat jak pierwszy raz pocałował dziewczynkę?
-Ile!? - pytam z podekscytowaniem i zaciekawieniem.
-17... - odpowiada tym razem jego siostra, na co wybucham śmiechem. Ja sama miałam niedawno 17 lat. Smutne.
-A czy wy moje drogie Panie zejdziecie w końcu ze mnie i przestaniecie się wyżywać? - pyta tym razem mój mężczyzna, obejmując mnie szczelnie w talii.
-Oh, to nic mój kochany. To wszystko przez to, że urodziłeś się dwa tygodnie po terminie. To nic złego. 
-Taa, i szkoda, że tam dłużej nie zostałeś... - Alex pokazuje mu język na co ponownie chichoczę. Nie, to zdecydowanie byłaby wielka strata, jakby został tam dłużej.
-Caroline, czy wspominałem ci już, że mam najlepszą mamę i siostrę na całym świecie?
-Tak. Coś mi się obiło o uszy.


VICTORIA

Wyjście do klubu dobrze mi zrobi. Zwłaszcza, że kilka ostatnich dni… to był koszmar. Dosłownie, zły sen na jawie. Ale od kiedy Oliver zniknął z mojego życia, czuje, że odzyskałam skrzydła. Że całe kłamstwa, matactwa, uciążliwe ukrywanie się po kątach spadło z moich ramion, a ja w końcu mogę oddychać pełną piersią… więc idę się zabawić.
Ubieram jeden z tych sexownych wdzianek, gdzie wszystko jest zakryte, ale pokazuje co trzeba. Ekstrawaganckie buty, droga torebka, to także podstawa w prestiżowym londyńskim klubie. Kiedy jestem już gotowa, zbiegam na dół i żegnam się z dziewczynami. Za drzwiami czeka na mnie Ed z wypasioną furą z wynajętym kierowcą. 
- No, Vick… - mruczy, po czym całuje mnie w policzek i zaprasza do środka wozu. Pachnie tu nowością i nieskrywanym przepychem.
- Ed… to Twoje? – pytam, rozsiadając się na ogromnej kanapie tyłu samochodu.
- Na bogato albo wcale, Victorio – odpowiada dumny z siebie, a ja prycham zażenowana. Jednak rude, oznacza popierdolone.
- Wyczytałeś to w najnowszym BravoGirl, czy jak?
- Nie… - mruczy, nalewając nam szampana do wysokich, przejrzystych kieliszków – Ale poczytać lubię. I zbieram plakaty The Fame.
Klub jest wypełniony po brzegi. Zastanawiam się, czy ilość osób zebranych w jednym miejscu nie przekracza pojemności owego pomieszczenia, ale po kilku głębszych i jednym kolorowym drinku, zaczyna mi  to po prostu wisieć. Tańczę w rytm głośnego bitu hitu lata 2067, bębenki w uszach prawie mi eksplodują, a alkohol z każdą sekundą przedziera się do moich komórek mózgowych powodując rozlanie całego wyraźnego obrazu tuż przed moją twarzą. A potem widzę jego. Wysoki, ciemnowłosy, charakterystyczny i dziwnie spokojny na twarzy, stoi przy barze ze szklanką whiskey z lodem w dłoni. Patrzy na mnie. Czuję, jak jego gałki oczne skanują każdy milimetr mojego rozgrzanego ciała. Utrzymujemy kontakt wzrokowy, dopóki śpiewająca ruda wiewiórka nie staje przede mną z uchachaną, najebaną mordą. Pięknie, dzięki przyjacielu od siedmiu boleści.
- Vick!!!! – krzyczy. Pewnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że jeszcze słyszę – Kozo, słyszysz?! Nieźle się najebałem, wiesz? 
- Co? – pytam głupio. Tak, bo w sumie to jestem głupia – Najebałeś się? I co z tego?
- Wyrwałem niezłą lasencję. Ma na imię Nina. I obiecałem jej, że napiszę o niej piosenkę!
- Piosenkę? Po co?
- Jak mówię tak kobietom… - przerywa na moment, kołysząc się w rytm muzyki -  To stają się łatwiejsze. 
- A. Okej – ja też znów zaczynam kołysać się w rytm muzyki – To idź. Wsadź gdzie musisz i wracaj. 
- Nie!!!! Dziś mam zakwaterowanie u mojej brokatowej wróżki – odpowiedź jest natychmiastowa, a spomiędzy pięknych ciał wyłania się ona. Różowe włosy ścięte do ramion, odziana w dopasowaną czarną sukienkę i buty całe w kolorowym brokacie. No, tak. Mogłam się domyślić. Wszystko co lubi Ed, mieści się w tej dziwnej kobiecie. A potem odchodzi jakby nigdy nic, łapie dziewczynę za dłoń i prowadzi ku wyjściu. Boże, jaki z niego niewyżyty skunks.
Takim oto sposobem zostałam sama. No, może niekoniecznie. Szukam wzrokiem sokoła tamtego mężczyzny, ale nie ma go już przy barze. Na twarz z zażenowania i rozczarowania wpływa mi mina zbitego baranka. 
- Kogo szukasz? – słyszę nad uchem głęboki męski głos. Czuję jak fala podniecenia przebiega mi przez plecy. Chcę się odwrócić. Ale ogromna, umięśniona dłoń trzyma mnie mocno w pasie. Teraz już nie kołyszę się sama.
- Wysoki, przystojny, ciemnowłosy, loki. Biała koszula – spozieram na jego nadgarstek – Znaki szczególne… drogi, srebrny zegarek.
- No, to myślę, że cel Twoich poszukiwań jest bardzo blisko.
Mężczyzna odwraca mnie. Stoimy tak blisko, że nasze nosy stykają się czubkami. Ale potem odsuwa mnie od siebie. I jakby nigdy nic wyciąga dłoń.
- Mam na imię Lucas. Zapamiętaj to imię, bo na długo pozostanie w Twoim życiu – uśmiecha się, a ja jak dzika łania topię się pod jego wzrokiem. 
- Cóż. Do tego pewny siebie – mruczę, nachylając się nad jego uchem. Czuję intensywny męski zapach, który odurza mnie na kilka nanosekund. Klatka piersiowa mężczyzny zaczyna unosić się i opadać. Szybciej i szybciej – A ja jestem Victoria i mam nadzieję, że Twoi sąsiedzi także poznają moje imię.


AMI



Lecę na biegu do studia nagraniowego, gdzie podobnież czeka na mnie Nick. Naprawdę świetnie jest się dowiadywać o tego typu sytuacjach kilka sekund wstecz. Nawet nie miałam czasu powiedzieć o tym Harry'mu. Ani zapytać go, czy też bierze w tej akcji udział. A jeżeli tak, to kogo przydzielono mu do duetu? Coraz bardziej się tego obawiam, i coraz bardziej boję się tego, co wyniknie z mojego duetu. Czy to nie podejrzane, że zostałam dobrana akurat z Nick'iem Jonas'em!? To dla mnie dość dziwne. Może ze względu na to, że się z nim całowałam? I, że oglądałam w kinie jego film, gdzie pokazywał swoje erotyczne umiejętności? I że patrzył się na mnie w taki sposób, jakbym to ja była na miejscu aktorki, którą posiadał? No i może dlatego, że powiedział, iż gdyby był Harry'm to chciałby pokazać całemu światu, że należę do niego. Tiaaaa, NIE-ZRĘCZ-NIE.
-Hej, spóźniłam się!? - wlatuję do studia zupełnie jak muszka w końskie łajno, kiedy Nick przeszywa mnie uwodzicielsko wzrokiem.
-Nie, nie. Wyglądasz obłędnie... - odzywa się, kiedy sama z braku laku zerkam na swój strój. Tym razem naprawdę ubrałam to, co wpadło mi w ręce. Po prostu jestem urodzoną fashionistką, nawet kiedy się nie staram. Włala. 
-Dziękuję – uśmiecham się jak mała dziewczynka, a nawet lekko rumienię. Tak jakby nikt nigdy nie sprawił mi żadnego komplementu. Smutne me życie.
-Więc... - zaczyna Nick.
-Więc... - powtarzam jego słowa jak głupiutka łania. Gdzie się podział mój język? Halo, języku!? 
-Zaskoczona?
-Czym?
-No... Tą całą kampanią. I tym, że razem nagrywamy... - aaaaa, tym!
-Eee, tak bardzo zaskoczona. Ale cieszę się, że to ty, a nie ktoś kogo kompletnie nie znam. Wtedy mogłoby być niezręcznie... - NO BO TERAZ PRZECIEŻ JEST BARDZO ZRĘCZNIE!
-A Harry nie ma nic przeciwko?
-Nie, skąd... - dopowiadam. Przecież on nawet o tym nie wie, co nie? 
-Świetnie... - widzę jak kiwa głową z lekkim uśmiechem i patrzy na mnie w oczekiwaniu. - Może usiądziesz? - pyta, a ja w końcu wróciłam do świata ludzi żywych. Gratulacje Americo, nie zdążyłaś się jeszcze zestarzeć.
-Ah, tak – podchodzę, i siadam obok niego przy miejscu sterowniczym.
-Napisałem już trochę słów na nasz kawałek. Nie jestem pewny czy ci się spodoba.
-A jaki nosi tytuł?
-Blisko – spoziera na mnie spod długich rzęs, a ja na moment zatracam się we własnym oddechu. No, cóż... Ładny tytuł.
-Pokaż! - uśmiecham się i podłapuję kartę ze słowami.

„Jestem tym tak zmieszany
I to mnie niemal szokuje
Wiem, że wiesz, że się boisz
Ale Twoje serce, Twój umysł, Twoja dusza, Twoje ciało
Ich to nie obchodzi
Podejrzewam, że chyba tak naprawdę mnie nie znasz.”

Cóż, szczerze powiedziawszy też jestem zmieszana. Szczególnie tym, jak bardzo dobry jest tekst, który napisał, oraz tym, że w każdym z tych wyrazów szukam jakiegoś powiązania w nas. To głupie. Muszę się totalnie uspokoić, bo przeczuwam, że zdiagnozują u mnie niebawem schizofrenie. 
-To jest bardzo dobre... - odzywam się podekscytowana. Czy to nie dziwne, że na charytatywną galę śpiewamy piosenkę o bliskości? - Zaśpiewasz mi do melodii? - szatyn potakuję i po chwili słyszę jego głęboki głos, który totalnie paraliżuje całe moje ciało. Naprawdę nie można mu nic zarzucić. 

„Nie jestem znana z tego, że braknie mi słów
Ale teraz, teraz jakimś cudem
Moje słowa spływają z mojego języka prosto do Twoich ust...” - dośpiewuje zaraz za nim i sama nie wiem skąd przyszły mi do głowy te wszystkie słowa. Są tak bardzo intymne i seksualne, że sama się ich boję. I boję się też mojego oblicza. Tego, który objawia się przed Nick'iem. Bo nie wiedzieć czemu, nie jestem do końca pewna, czy może to wnieś jakiekolwiek dobro...

Wracam do domu już lekko zmęczona. Siedzieliśmy w studiu do godziny dwunastej w nocy i szczerze powiedziawszy padam z nóg. Ale przynajmniej mam świadomość, że wraz z Nick'iem stworzyliśmy niezły hit. I przypuszczam, że będzie on zapamiętany na dłużej, a nie tylko na jednorazowej imprezie.
-Co ty tu robisz? - przecieram oczy, bo nie wiem czy widzę małpkę z zoo czy mojego chłopaka siedzącego na huśtawce przed moim domem.
-Czekałem na ciebie... - widzę w ciemności jego błysk w oku. Jego głos nie jest na szczęście ani pobudzony, ani zmartwiony, ani zawistny. Albo jeszcze nie wie o moim duecie, albo wie, ale o nic się nie martwi. 
-Oh... - podchodzę do niego, gdy robi mi miejsce obok siebie. Siadam, a po chwili zostaje szczelnie opatulona ramionami. 
-Masz gęsią skórkę... - całuje mnie w skroń,  a ja uświadamiam sobie, że czekałam na to przez cały dzisiejszy dzień. Na tą bliskość, jego dotyk i ciepło ciała.  
-Jak było z Nick'iem? - zadaje mi pytanie, a w jego głosie ponownie nie słyszę niczego podejrzanego. Jest raczej ciepły, ukojony i troskliwy. 
-Dobrze. Wyszła nam fajna piosenka. - wzdycham głęboko, bo ponownie czuję lekkie zmęczenie. - A ty? Bierzesz w tym udział?
-Em.. Chyba tak. Nasz menadżer nie mówił nam jeszcze nic konkretnego.
-Czyli nie wiadomo z kim zaśpiewasz? 
-Nie. - odpowiada krótko, tuląc mnie jeszcze bardziej. Jakby się czegoś bał. Na przykład tego, że zaraz od niego ucieknę, choć ja się przecież nigdzie nie wybieram.
-Zostaniesz na noc? - pytam po chwili milczenia.
-A gdzie mi będzie lepiej niż z tobą? 

***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz