czwartek, 21 kwietnia 2016

9.How does it feel to leave me this way, when all that you have's been lost in a day?


CAROLINE

Po wczorajszej sytuacji czuję się ohydnie. Dopiero jak nakrzyczałam na Zoe, a ona opowiedziała mi w nerwach o swojej tragicznej przeszłości, coś we mnie wybuchło. Żal. Żal za to, że tak postąpiłam. I za to, że tak bardzo nie liczyłam się z jej uczuciami. Bo ostatnimi czasy, tak naprawdę nie liczyłam się z żadnymi uczuciami. Nie obchodziło mnie to czy jest komuś przykro, gdy pojadę po jego uczuciach, albo czy cierpi w środku, zupełnie nie pokazując tego na zewnątrz. Wiem, że ona cierpiała. Ale nie dlatego, że tak bardzo ją dyskryminowałam. Cierpiała dlatego, bo od najmłodszych lat nie miała przy swoim boku kogoś, kto właśnie by jej nie dyskryminował. Była zawsze porzucana i samotna. Aż w końcu los się do niej uśmiechnął, ale na swojej drodze musiała spotkać kolejną szmatę, która to szczęście jej odbierała. Mnie. 
I właśnie to jest najgorsze. Nie wiemy o człowieku nic, raniąc go, nawet nie wiedząc kiedy. Czujemy się usatysfakcjonowani, gdy się na kimś wyżyjemy, nie mając pojęcia o tym, że sprawiamy im ból.
-Caroline... - słyszę przyciszony głos Vicky.
-Jestem suką, Vick.
-Nie jesteś suką... - mówi, kiedy patrzę na nią znacząco. - No dobra, może czasami ci się zdarza. Ale często bywa, że każdy z nas ma taki instynkt w stosunku do osób, których nie zna. Pamiętasz co się działo, jak się poznałyśmy?
-Tak. Wlałam ci do kubka kawy tabletki przeczyszczające...
-A co zrobiłaś Ami?
-Cóż... Podłożyłam jej pająki do łóżka, gdy spała.
-No widzisz. A teraz wszystkie się kochamy i jesteśmy przyjaciółkami na wieczność.
-Hej, czemu nie wspomniałaś o tym, co wy zrobiłyście mnie?
-Oj, tam. Twoje włosy szybko odrosły. Ale tak, masz rację. My też okazałyśmy się mściwymi sukami. Taka nasza natura kobiet. - odpowiada, pijąc bezalkoholowe piwo. Mnie chyba jest coś potrzebne z alkoholem, ale postanowiłam go jednak ograniczyć.
-Właśnie w tym rzecz. Ona nie zrobiła mi nic złego. To ja byłam zazdrosna o to, że gdy tylko do nas dołączyła i siedziała w tym dosłownie pięć minut, wszyscy zaczęli jej proponować gwiazdki z nieba. Kiedy ja sama musiałam pracować tak strasznie ciężko, na wszystko to co teraz mam. Nie wiedziałam, że nie ma rodziców. Myślałam, że całe życie dopisuje jej takie szczęście. Ale okazało się oczywiście inaczej, a mądrą Caroline zawsze ocenia książkę po okładce...
-Care, to nie twoja wina. Jestem pewna, że się pogodzicie.
-Taa, o ile Zoe właśnie nie obmyśla planu zemsty... - jest dziesiąta rano, a brunetki wciąż nie ma w domu. Wyszła wczoraj po naszej kłótni, cholera wie gdzie i wciąż się nie pojawiła. Kiedyś miałabym to w dupie, ale teraz kiedy wiem wszystko i to ja jestem prowokatorką tego, że jej tu nie ma, zaczynam się mocno denerwować. O Americę się nie martwię, ponieważ jest teraz z Harry'm i w końcu mają czas dla siebie. Cieszy mnie to ogromnie, bo w końcu im się to należy. To, aby byli również szczęśliwi.
Nagle słyszę przekręcany kluczyk w drzwiach i wręcz wstaję jak poparzona, ale w wejściu widzę tylko Americę i Harry'ego. Zadowolonych z życia jak nigdy. Ona nagle uderza go lekko w ramię, a on łapie jej dłoń i przyciąga jej usta do swoich. Ten widok jest chwilowym ukojeniem moich nerwów i serca. Są tak cudowni i książkowi, że lepiej się tego nie da określić.
-Kurczę, myśleliśmy, że jeszcze śpicie... - wita nas Ami, ze swoim/moim chłopcem u boku.
-Cóż, nie śpimy.
-A gdzie Zoe? - pyta, siadając obok mnie na kanapie.
-Wyszła wczoraj wieczorem i jeszcze jej nie ma.- odpowiada jej Vicky. A tak w ogóle, dlaczego Vicky spożywa piwo o dziesiątej nad ranem? Niby bezalkoholowe, ale wciąż...
-Może zmieniła decyzję i poszła na After Party? - odzywa się tym razem mózg Harry.
-Tak, chyba z Liamem... - odpowiada Ami. Kurwa, Liam. Totalnie o nim zapomniałam. Może rzeczywiście jest z nim teraz i tak naprawdę nic jej nie jest? Szkoda tylko, że Liam jest najmniej odpowiednim gościem, z którym widzę teraz Zoe. 
-W takim razie to nie wróży nic dobrego. - komentuje Vicky, i znów słyszymy otwieranie drzwi. Zoe pojawia się w progu, wygląda na zmęczoną i rozkojarzoną, ale wciąż prezentuje się pięknie. Nie, wcale nie jestem zazdrosna. 
-Zoe, gdzie ty byłaś całą noc!? - Vicky doskakuje do niej, jakby była jej mamą. 
-U Liam’a. - odpowiada krótko, rzucając mi nano sekundowe, wrogie spojrzenie.
-Zoe, czy możemy porozmawiać? - pytam spokojnie. Nie pamiętam kiedy używałam w stosunku do niej takiego tonu. Nie pamiętam kiedy używałam takiego tonu do kogokolwiek.
-Musi Pani wybaczyć, ale jestem trochę zmęczona.
-Co tu się dzieje? - Ami nagle orientuje się w sytuacji, patrząc na nas podejrzliwie.
-Nic... - odpowiadam szybko.
-No pewnie, że nic. Caroline nigdy nic nie robi. A szczególnie nic złego... - odpowiada brunetka, kierując się na górę. Wszyscy milczymy, a wraz z Vicky wzdychamy ciężko. Pewnie dlatego, bo obydwie byłyśmy przy wczorajszej kłótni i obydwie nie przespałyśmy pół nocy rozmawiając o życiu, nie licząc dzisiejszych porannych zmartwień o naszą koleżankę z zespołu. Americy przy tym nie było, więc nie ma się czym przejmować. Lepiej dla niej.
-To chyba jednak nie było nic... - odzywa się szatyn, gdy patrzę na niego z wyrzutem.
-Harry, bądź cicho i ciesz się tym, że przeleciałeś wczoraj tą ślicznotkę. - odpowiadam i widzę na jego twarzy uśmiech, a na twarzy Ami lekkie zarumienienie. Tak myślałam, że to się stało. Finally!
-Caroline, jesteś bezwstydna. - komentuje niebieskooka, po czym bierze swojego chłopca za rękę i idą w stronę tarasu.
-Tylko troszkę.

ZOE

Kładę się do łóżka i nawet nie wiem która jest godzina. Po wczorajszej nocy i o jednym wypalonym skręcie za dużo, mam ochotę przykryć się kołdrą i zniknąć z powierzchni ziemi. Nie wiem czy czuję się gorzej psychicznie czy fizycznie. W głowie wiruje mi milion myśli, tysiące wyrzutów sumienia i niezliczone setki zbieżności. Bo mi się ta używka całkiem spodobała.
Nawet nie wiem kiedy zasypiam. Głośne pukanie do drzwi budzi mnie, a ja zrywam się z poduszki jakby jej temperatura sięgała 150 stopni Celsjusza. Podnoszę się, lustrując mój pokój. Co się do cholery dzieje?
- Zoe? – słyszę cichy głos Caroline. W głowie, jak zacięta płyta odtwarza mi się nasza wczorajsza wymiana zdań. Szczerze, nie mam ochoty patrzeć na jej twarz, ale w tonie jej głosu słyszę szczerość. Jest jej przykro. Z resztą takimi samymi uczuciami obdarza mnie każdy, kto dowiaduje się o mojej przeszłości.
- Coś się stało?
- Chcę pogadać.
- Nie mam ochoty – chcę zakończyć naszą wymianę zdań przez taflę drewna i układam się z powrotem na poduszce, ale znów po pokoju rozlega się energiczne pukanie.
- Zoe, proszę. Muszę z Tobą pogadać, bo zaraz zwariuję. Czuję się winna. Nie wiedziałam...
- Nikt nie wiedział, ale tylko Ty byłaś na tyle chamska, żeby oceniać książkę po okładce! – nie kontroluję unoszącego się głosu. Odpowiada mi kilkusekundowa cisza.
- Proszę, porozmawiaj ze mną.
Biorę głęboki wdech, jakbym co najmniej miała zmierzyć się z kilkumilionowym tłumem. Znów mam mętlik w głowie. Czuję się jeszcze bardziej zmęczona, zanim zapadłam w sen.
- Wejdź – uchylam drzwi. Caroline jak duch wchodzi do środka. Mierzę ją wzrokiem. Ma podkrążone oczy, ubrana jest w zwykły biały top i jasne jeansy. Włosy ma spięte w luźny koczek. Patrzy na mnie jak zbity pies, próbując udobruchać moje połamane jak lusterko serce. 
- Przepraszam – mówi cicho i nie wyraźnie. Jest jej trudno. Milczę – Wiem, nie powinnam tego mówić... nie znałam Cię. Nie wiedziałam ile przeszłaś.
- Dobrze, ale teraz już wiesz – mruczę pod nosem. 
- Chcesz o tym pogadać?
- Nie, dzięki – kolejne mruknięcie. Car kiwa porozumiewawczo głową.
- Czyli mi nie wybaczysz? 
- Już Ci wybaczyłam, Caroline.
Blondynka podnosi na mnie wzrok, niespodziewanie robi krok w przód, a potem przytula mnie mocno. Czuję ciepło jej ciała i uspokajający się powoli oddech.
- Dziękuję. I przepraszam.
- Car, wiem, że nigdy nie będziemy najlepszymi przyjaciółkami, ale starajmy się zrozumieć siebie i nie mówić rzeczy, które mogą nas wzajemnie ranić. 
Obiecałyśmy sobie – nigdy więcej głupich kłótni. A na pewno nie kiedy będziemy o siebie zazdrosne, a przede wszystkim złe. Po prostu nie będziemy już rzucać w siebie błotem. Moja skorupka szczęśliwej, niezniszczalnej dziewczynki pękła. Teraz jestem dorosłą kobietą, z głębokimi, ciętymi ranami. Zagoiły się, tworząc tylko grube, widoczne blizny. Ale jest lepiej, lepiej niż kiedykolwiek. 
Stoimy razem z Victorią w jej garderobie, szukając odpowiedniego stroju na galę. Garderoba Santangel jest większa od jej pokoju. Seryjnie, zmieściłaby tutaj wszystkie najnowsze kolekcje najsławniejszych projektantów i jeszcze kilka serii ubrań zwykłych sieciówek. Garderoba Vick różni się od mojej nie tylko wielkością, ale także kolorem. Jej jest w barwach pudrowego różu, wykończona srebrnymi dodatkami. Moja jest cała biała i prosta. 
- Co ja mam ubrać? – do pomieszczenia wchodzi zdesperowana Ami, trzymając stertę różnokolorowych sukienek, wykonanych z najróżniejszych tkanin i krojów. Jedna, pomarańczowa ciągnie się za nią po ziemi. Vicky wybucha śmiechem, a potem pomaga Americe położyć to wszystko na pikowanej, srebrnej sofie.
- Ja myślę, że tą kanarkową – wskazuje palcem na kusą sukienkę bez ramiączek – Wyglądałabyś w tym jak ptaszek z Puszczy Amazońskiej.
- Ptaszek z Puszczy? Vick, gadasz jak Fat Pat – brunetka mierzy ją wzrokiem, a ja chichoczę. 
- Kuźwa. Racja. Źle ze mną – blondynka piszczy, a potem opada na wolne miejsce na sofie – Weź tą czerwoną. Podkreśli błękit Twoich oczu. 
- Laski, ja już nic nie wiem – tym razem do pokoju wparowuje Caroline. Ale zamiast sterty sukienek trzyma kilka par szpilek – Te czarne? Czy te? – pokazuje na buty, unosząc rękę w górę.
Jeszcze przez co najmniej pół godziny siedzimy w garderobie Vick i wybieramy sukienki, buty i dodatki, spędzając razem czas. Śmiejemy się, gadamy, i tak, przez kilka krótkich chwil zawiązujemy na mocny supeł sznur porozumienia. Zapowiada się dobry wieczór.


AMERICA

Wszystkie wyglądamy prześlicznie na premierze filmu Nick’a, a ja jestem nad wyraz zadowolona, że Zoe i Caroline się pogodziły. W KOŃCU! Powiedziałbym nawet, że takie z nich koleżanki, że chyba żadna z nas nie spodziewała się tego, że ich relacja może się tak skończyć. Aż dziwnie mi się na to patrzy. Miło, ale dziwnie.
Nie mogę się doczekać, aż w końcu zobaczę „Uważaj o co prosisz” zwłaszcza, że podobno Nick odwalił kawał dobrej roboty wcielając się w rolę Douga. W zwiastunie dodatkowo mogłam zobaczyć fragment gorącej sceny łóżkowej, z szatynem w roli głównej więc trochę się naoglądamy. Chyba wszystkie nie możemy się doczekać. 
Przed tym jednak pozujemy na ściankach, rozmawiamy z ludźmi i rozkoszujemy się dobrym jedzeniem i jeszcze lepszymi drinkami. Czuję się tu dobrze, bo nikt nie lata za mną co chwilę z aparatem, a atmosfera jest dość luźna. 
-Cieszę się, że przyjechałaś… - podchodzi do mnie Nick, a ja jestem zdziwiona, że znajduje na to czas, ponieważ w zasadzie jest gwiazdą wieczoru.
-Cóż, nie mogło mnie to ominąć! Zwłaszcza, że jesteś w Londynie tak rzadko.. - odpowiadam smutno, bo prawdą jest, że nie widujemy się nad wyraz często, a szkoda. 
Nick’a poznałyśmy na jednej z gal, dwa lata temu. Można powiedzieć, że ja poznałam go pierwsza i pamiętam tę sytuację jak dzisiaj. 
Szłam sobie beztrosko po czerwonym dywanie w tak wysokich szpilkach, jakich jeszcze na sobie nie miałam, dodatkowo trzymając w ręce szampana. Nick szedł wtedy z drugiej strony. Oczywiście go nie zauważyłam, i kiedy odwróciłam się w inną stronę na dźwięk swojego imienia, z impetem również wpadłam na biednego bruneta, a pozostałości mojego szampana wylądowały na jego śliczniutkim, niebieskim garniturze od Armaniego. Nie był na mnie zły. Wręcz przeciwnie. Obrócił wszystko w żart, a potem jak krzyczeli do nas, abyśmy razem zapozowali do zdjęć, tak też zrobiliśmy. Innymi słowy - fun życia. 
-Uważaj lepiej na tego szampana - wskazuje na mój kieliszek, na co wybucham śmiechem.
-Będziesz mi to wypominał do końca życia, prawda? 
-Chciałabym… - uśmiecha się, patrząc na mnie zadziornie. Nick jest świetnym facetem. Mega przystojnym, dobrym, kochanym, miłym i pełnym szacunku. Jestem pewna, że gdyby Harry nie zawrócił mi w głowie, zrobiłby to Nick. Ale Harry jednak istnieje w moim świecie, dodatkowo wczoraj mieliśmy przełomowy moment w naszym życiu, więc raczej nie ma opcji, abym to zaprzepaściła. 
-Jak sprawa z Harry’m? - przeczuwam, że Nick czyta w moich myślach, skoro tak szybko zmienia temat.
-Ty wiesz, prawda?
-Oczywiście, że wiem. Kiedy się z wami przebywa, łatwo to zauważyć. 
-Czyli tak naprawdę udawanie idzie nam cholernie źle… - wzdycham, bo chyba moja wizja o perfekcyjnym kamuflażu jest jednak gówno warta.
-Myślę, że nikt poza tym się nie domyśla. Ale widzę, że wasz związek szybko nie ujrzy światła dziennego? - pyta i patrzy w prawą stronę, gdzie widzę Harry’ego i Caroline, roześmianych od ucha do ucha, w grupce jeszcze jakichś innych celebrytów. Wiem jak sprawa stoi i wiem, że to wszystko jest na pokaz, ale to nie znaczy, że nie wolałabym go mieć jednak przy sobie.
-Cóż, jak widzisz nie jest łatwo…
-Ja na jego miejscu bym tak tego nie zostawił…
-Co masz na myśli? - pytam, patrząc na niego uważnie. Widzę jak się zbliża w moim kierunku, a jego umięśnione ramiona napinają się pod materiałem granatowej koszuli.
-Postawiłbym się wszystkim tym, którzy są przeciwko, aby pokazać światu, że jesteś tylko moja… -  odpowiada, po czym odchodzi, zostawiając mnie w kompletnym szoku… 
Stoję chwilę sparaliżowana i w momencie patrzę w stronę Harry’ego. Wzrokiem pyta mnie, czy wszystko w porządku, na co uśmiecham się i lekko kiwam głową. 
Gdy spostrzegam, że wszyscy ustawiają się już w kolejce do sali kinowej, dobiegam do Victorii i idę razem z nią.
-Coś ty taka zamyślona? - pyta mnie, uśmiechając się do wszystkich, którzy się z nami witają.
-To nic. Powiem ci później. 
-Myślisz, że widok klaty Nick’a sprawi, że posikamy się w majtki? - szepcze mi do ucha, na co chichoczę.
-Myślę, że już teraz powinnyśmy sobie zająć toaletę…
I faktycznie żałujemy, że owej toalety nie zajęłyśmy. Isabel wyszła znakomicie, ale dziwne, jakby wyszła źle, skoro jej twarz i figura są warte miliony dolarów. Nick pobija wszystko. Jego dłonie na ciele blondynki, jego usta wbijające się w jej. Moment, gdy sadza ją na blacie stołu i uprawia z nią namiętny seks. Jest tak bardzo dziki i pociągający w tym wszystkim, że przy oglądaniu, moje uda na chwilę się zaciskają, a oddech przyśpiesza. Nawet Victoria na mnie dziwnie patrzy. Ten jeden raz jestem wdzięczna, że Caroline z Harrym siedzą zupełnie z innej strony niż my, i nie widzą mojej reakcji. Szczególnie Harry. 
Ale w odróżnieniu do niego, Nick siedzi jedynie rząd dalej, kilka siedzeń w prawą stronę ode mnie tak, że w zasadzie przez cały czas mam na niego widok. I nagle czuję jego spojrzenie na sobie. Właśnie teraz, właśnie przy tej scenie. Jego oczy patrzą na mnie tak samo, jak główny bohater patrzy teraz na tą piękną blondynkę. I przez chwilę czuję się, jakbym to ja była na jej miejscu. Czuję się pożądana jak nigdy wcześniej i tak naprawdę za nic w świecie nie wiem co powinnam z tym zrobić. Przełykam ślinę i upojona wzrokiem Nick’a marzę o tym, aby wszystko stało się łatwe. 

VICTORIA

Jeśli miałabym opisać ten wieczór jednym słowem, powiedziałabym, że jest DZI-WNY. W posiadłości miałyśmy kilka fajnych chwil, miałyśmy kilka fajnych chwil na wyświetlaniu filmu, ale wszystko rozsypało się w momencie, kiedy do naszej zgranej grupki dołączył nikt inny jak sam, jedyny w swoim rodzaju Niall Horan. 
Do sali kinowej wpadł spóźniony jakieś pół godziny. Na moje nieszczęście znalazł jedyne wolne miejsce... obok mnie.
- Cześć – mówi, a ja patrzę w ekran i nawet nie omieszkam na niego spojrzeć. Do moich nozdrzy dociera tylko bardzo ładny, wręcz cudowny zapach jego męskich perfum.
- Hej, Niall – Ami macha do niego energicznie. Widzę jak się uśmiecha i mam ochotę rzygnąć tęczą jak kolorowy jednorożec stojący na chmurce z lodów waniliowych.
- Co tu robisz? – przerywam im tą cudowną, przyjacielską wymianę uprzejmości. Blondyn patrzy na mnie zaskoczony. No i czemu się dziwisz tleniony leniwcu?
- Przyszedłem tutaj w roli Twojego partnera. Harry nic Ci nie wspominał? – jestem w takim szoku, że nie wiem co mam powiedzieć. Brakuje mi powietrza – Ładnie wyglądasz – dodaje po sekundzie – Pasujemy do siebie. Mam różową chustkę w butonierce. Jak kwiatki na Twojej sukience.
Okej. Jeden primo: jak on w ciemności dostrzegł malutkie kwiatuszki naszyte na mojej sukience? Dwa primo: Harry? Co ten lokowany zjeb niby miał mi wspomnieć? Że ten Słodko Pierdzący zostaje dziś moją „parą”? Trzy primo: jestem wkurzona jak kogut, któremu żadna zielononoga kura nie chce dać chwili rozkoszy. Nie, jest gorzej. Jak stado wkurwionych gęsi. I mam ochotę krzyczeć. Głośno. Prosto w tą przesłodzoną jak zimna herbata irlandzką twarz.
- Zmień miejsce, proszę.
- Vick, daj spokój, niech siedzi. Szkoda, że przyszedłeś tak późno. Nie będziesz wiedział o co chodzi w tym filmie – Matka Teresa w postaci Ami przemawia do niego współczującym, przyciszonym głosem. Niall wzdycha głośno. Kurwa, mam ochotę odciąć dostęp tlenu do jego płuc. 
- Wiem, Ami, wiem – fala słodkości przelatuje przed moim nosem – Musiałem trochę dłużej zostać na polu golfowym. Tam zawsze tracę poczucie czasu. 
- I jak Ci idzie? – kolejne pytanie. A ja w desperacji chcę wyskoczyć stąd nawet oknem. Problem w tym, że nawet ich tu nie ma.
- Dobra, koniec tych uprzejmości. Niall, możesz ze mną? – patrzę na blondyna i nie oczekuję innej reakcji, oprócz takiej, że podnosi swój chudy jak wykałaczka tyłek i wychodzi ze mną. Chyba musimy pogadać, Panie Horan. 
Kilka ciekawskich spojrzeń odprowadza nas, kiedy pcham chłopaka w stronę wielkich drzwi. Kiedy znajdujemy się już poza zasięgiem wzroku gości zaproszonych na premierę, jęczę i łapię się za głowę.
- Coś się dzieje? – Niall opiekuńczo łapie mnie za ramię, a ja z odrazą wyrywam się z jego objęć. Skandal, skandal!
- Dzieje się Twoja obecność, Niall. 
- Ale, Victoria, wiedziałaś, że tu będę prawda? 
- A zachowywałabym się jak zdziwiona surykatka, gdybym wiedziała, że Twoja szanowna, gwiazdorska dupa też tu będzie? – oddycham ciężko, wyrzucając z siebie narastającą frustrację. Horan patrzy na mnie zaskoczony.
- Nie wiedziałem, że...
- Ja też nie wiedziałam. I wierz mi lub nie, ale nie spodziewałam się... – tu lustruję jego ciało od czubków palców u stóp po samą głowę. Patrzę mu w oczy i chyba trochę mięknę, bo widzę w nich szczerość - ...że Cię tu zastanę.
- Przepraszam. 
- To był pomysł Harry’ego, tak?
- Nie. To był mój pomysł – kłamie. 
- Wierzę Ci – ja też łżę – Ale nigdy więcej takich numerów, okej? 
- Jasne. Przepraszam.
- Przestań mnie prze... 
Gdzieś w oddali, w wielkim holu słyszę stłumiony dźwięk mojego imienia. Obydwoje jak na komendę patrzymy w stronę jego źródła. Widzimy tylko jak krwisto-czerwona kulka biegnie w naszą stronę. W górze ma uniesione ręce, długie blond włosy kołyszą się w rytmie jej ciężkich jak ołów ruchów. UWAGA! Fatty Patty na horyzoncie.
- Chyba będę spadał – blondas wycofuje się powoli w stronę drzwi kinowych – Nie chcę słuchać, jak dobry w łóżku jest Harry Styles, a na pewno nie z ust Patrici. 
Odprowadzam go wzrokiem. Kurwa,
bohater domu, ucieka zawsze kiedy najbardziej go potrzebuję. A potrzebuję go teraz, bo czuję, że będę miała dziwne starcie z hipopotamem w obcisłej bandażowej sukience.
- Tinkaaaa! Biegnę do Ciebie jak łania na dragach, a Ty stoisz jak drzewo kakaowca w samym środku pustyni Sahara – zziajana Fat Pat, wiesza mi się na szyi. Dziwne. Intensywność jej zmęczonego oddechu powoduje, że sama czuje się jakbym przebiegła maraton. 
- Co się stało? – pytam, próbując odsunąć od siebie blond klocek. 
- Kurwa, na wszystkich Sułtanów Państwa Osmańskiego i ich nałożnice... nie uwierzysz... – przerywa by złapać oddech – Nie uwierzysz, mi Tinka Mandarynka...
- Ale w co mam wierzyć?! Fat Pat co się dzieje?
- Kurwa, stało się coś niewyobrażalnie dziwnego.
Jest to pierwsze normalne zdanie jakie wypłynęło z ust Fatty Patty od momentu kiedy ją poznałam. Czuję, że szykuje się niezła akcja.
- Spotkałam... samego Boga z Olimpu. Objawił mi się taki czysty i piękny, że kurwa, chyba narobiłam w moje drogie jak ropa naftowa z Rosji majtki od Victoria’s Secret.
- Jesteś naćpana? – pytam retorycznie, bo wiem, że to nic nowego.
- Tak, ćpałam cudowny proszek Wróżki Wandy w kolorze czerwieni, wykonany z serca samego Elvisa Presleya.
- Czy to niebezpieczne? Jakieś ciężkie dopalacze? – ujmuję jej policzki, a potem podnoszę jej twarz, by spojrzeć w oczy. Ma rozszerzone źrenice. Diagnoza: jest, kurwa źle.
- Czy widzisz serca w moich oczach, Tinka Turner minus trzydzieści na wadze i metryczce w dowodzie osobistym? 
- Widzę, że już z Tobą niedobrze. Może powinnaś iść na odwyk? Rozmowa z psychologiem...
- Blond Sexy Bondzie, ja się kurwa zakochałam. Głęboko jak Jezioro Bajkał i niewytłumaczalnie jak sam Trójkąt Bermudzki. Erni. On ma na imię Erni.

***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz