Zanim podjęłam decyzję
W dniu premiery mojej książki w końcu poczułam co to prawdziwy stres. Występując z dziewczynami w zespole nie czułam tego, co czułam dzisiejszego poranka. Serce waliło mi w piersi, dłonie pociły się i dreszcze przebiegały mi moich plecach. Wyobrażałam sobie, jak owe dreszcze podśmiechują się ze mnie. Czułam, że słabo to znoszę.
Cóż. To nie było nawet uczucie, przeczucie, czy cokolwiek jeszcze - taka była prawda.
Kilka tygodni temu rozstałam się z Dylanem. Całe to moje kiepskie samopoczucie zrzucałam na barki tego wydarzenia. Zaraz po tym jak przeżyliśmy wybuch namiętności rozpoczynając naszą przygodę, musieliśmy się rozstać. Dylan nagrywa film w Australii. Po dziś dzień pamiętam jak tamten telefon rozdarł mi i tak nieźle poharatane serce.
Wydaje mi się, a może i jestem tego dość pewna - już wtedy wiedziałam, że zbliża się nasz nieunikniony koniec. Znów jestem sama i choć zawsze przerażała mnie myśl o byciu samotną, bądź jak to mówi moja młodsza siostra "singielką" czuje się w tym wydaniu całkiem nieźle. To plus całej tej sytuacji.
Napisałam książkę dla dzieci, którą zadedykowałam mojej zmarłej siostrze. Na premierze nie mogło więc zabraknąć całej mojej rodziny. Około godziny dziesiątej mają zameldować się w hotelu w centrum, by następnie spotkać się ze mną na lunchu.
Z racji, że w Londynie nastała już zima ubieram na siebie coś ciepłego. Od dobrego miesiąca moim jedynym środkiem transportu jest Uber, więc zamawiam go i cierpliwie czekam aż pojawi się pod moim mieszkaniem. Upewniam się jeszcze czy wszystko zabrałam, a kiedy mam taką pewność zamykam drzwi mojego londyńskiego mieszkania. Zmierzam na spotkanie z moją rodziną i nic nie może popsuć mi tego wczesnego popołudnia.
- Jak na studiach? - po zadaniu pytania wciskam kawałek sałaty z kawałkiem kapara do buzi. Veronica wzrusza ramionami.
- Obstawiałam, że będzie gorzej.
- Nasze najmłodsze dziecko ma najlepsze wyniki na całym roku - tata ją chwali, głaszcząc dumnie po głowie. Widzę, że nie jest z tego szczególnie zadowolona, ale wie, jak tata uwielbia obdarzać nas takimi gestami, wic pozwala mu na to.
- Cóż. Sama jestem lekko zdziwiona - przyznaje po chwili, popijając kawę - Lepiej teraz mów do u Ciebie a nie tylko my musimy opowiadać co u nas.
Unoszę oczy, studiując każdą z twarzy po kolei. Chyba mam strach przed przyznaniem się o rozpadzie mojego kolejnego związku wypisany na twarzy, bo mama wyciąga do mnie rękę i ujmuje dłoń, której palcami nerwowo stukam po blacie.
- Wiemy, że nie jesteś już z Dylanem - oznajmia.
- Szkoda tylko, że wcześniej dowiadujemy się tego z JustJared, niż od Ciebie - głos Valentiny jest rozczarowany, ale nie zdziwiony. Wiedzą jaka jestem.
- Dodali nasze zdjęcie rozpadające się na pół? - pytam, bo od dawna nie śledzę tego typu miejsc w sieci. Rozluźniam tymi słowami atmosferę, która przez chwilę zrobiła się zbyt poważna, jak na kilku miesięczny związek. Przytakują, a ja dziwnie spokojna wracam do konsumpcji mojej sałatki.
Lżej mi. Bo uświadomiłam sobie, że to mój ostatni związek jakim kiedykolwiek zainteresuje się prasa. I ostatni o którym moja własna rodzina dowie się z sieci.
Chciałabym obiecać sobie, że to mój ostatni związek w ogóle. Ale nie mogę. Nigdy nie wiem co mnie jeszcze spotka w życiu. Zawsze rzucałam sobie obietnice pełne pustych słów, których większość nigdy się nie spełniała. Dziesiątki razy zaczynałam nowe rozdziały pełne patosu. Setki razy spoglądałam w lustro mówiąc sobie, że od jutra nie będę tą Victorią którą byłam dzisiaj.
I chociaż bardzo chciałam coś w sobie naprawić, psułam się jeszcze bardziej. Jedyne osiągnięcia z moich zmian to nowe mieszkania, nowi mężczyźni i coraz większe obrzydzenie do samej siebie.
Ostatnia samotność dała mi bardzo dużo. Zrozumiałam, że jej właśnie potrzebuje. Potrzebuje spokoju, samotności, głębokiego oddechu. Potrzebuję siebie, bo mnie nigdy w życiu popularnej piosenkarki pop Victorii Santangel nie było.
Zawsze tamtą dziewczynę stawiałam na pierwszym miejscu. Czas by zeszła z piedestału. W końcu przyszedł czas na mnie.
Światła na scenie tamtego życia, które prowadziłam powoli gasną. To była długa przygoda. Cholernie wyboista droga na której spotkałam wiele wspaniałych osób. Dzięki nim tkwiłam w tym co dziś już nie sprawia mi grama przyjemności. Śpiew był kiedyś czymś co kochałam. Kochałam być na scenie, dawać ludziom radość. Ale śpiew zabrał mi też wszystko inne co miałam we wcześniejszym moim życiu - tą iskrę, która wypalała się razem z coraz większą popularnością.
Uśmiecham się do mojej kochanej rodziny. Wiem, że zawsze ze mną będą, jakąkolwiek decyzję podejmę. A podejmę jakąś decyzję na pewno, bo nie chcę dłużej takiego życia.
Ani minuty dłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz