piątek, 22 marca 2019

E14S4. We belong to the light, we belong to the thunder, we belong to the sound of the words.


VICTORIA

            Przez natłok zdarzeń i planów przez chwilę zapomnieliśmy o ślubie naszej nauczycielki śpiewu. Gdzieś pomiędzy gonitwą o lepsze jutro i naprawie gorszego wczoraj, wszyscy uświadomiliśmy sobie, że przez kilka dni będziemy tańczyć na plaży, celebrować zaślubiny Patricii i pić szampana.


            Cały pierwszy dzień zaraz po przylocie spędziliśmy na niczym innym jak relaksie. Jestem pewna, że każdej z nas przyda się chwila odpoczynku. Piękne plaże Seszeli zdecydowanie nadają się do tego, żeby naładować trochę baterie na nadchodzące tygodnie.
- Ami, masz taki słodki brzuszek - Caroline dotyka jej wypukłości z ogromną czułością. Rozanielona Carter uśmiecha się błogo.
- Chciałabym, żeby maleństwo było już z nami. To wszystko tak do siebie pasuje. Ashton to taka część mnie, której zawsze mi brakowało.
            Po jej słowach serce ściska mi się boleśnie. Odczuwam pewien brak Ben'a, chociaż nadal słabo się znamy. Wzdycham cicho, ale nie uchodzi to uwadze moich przyjaciółek.
- Coś się dzieje? - Zoe spogląda na mnie spod ciemnych okularów. Przez chwilę chcę skłamać, że wszystko jest ok, ale kiedy widzę ich zmartwione miny, wiem, że byłoby to nie sprawiedliwe.
            Zaczynam opowiadać im wszystko od początku, kończąc historię na mojej wiadomości głosowej, którą zostawiłam mu na poczcie zanim wylecieliśmy na Seszele.
- Wszystko się ułoży - Ami unosi kąciki ust ku górze. Pociesza mnie - Jestem tego pewna.


            Lubimy spędzać wspólnie czas, dlatego postanowiliśmy, że chyba nie będziemy odstępować się na ani jeden krok.
            Wieczorem zjadamy przepyszną kolację w eleganckiej restauracji, która serwowała dania z oryginalnych seszelskich przepisów. Jedzenie było pyszne i każdy z nas zachwycał się ich oryginalnością i wielowarstwowością smaków.



            W godzinach późnych, bardzo nocnych udaliśmy się do niewielkiego klubu nieopodal plaży.
            Ja bawiłam się w towarzystwie moich przyjaciółek, które dzieliły nas na dwa. Trochę ze mną, trochę ze swoimi mężczyznami.
            Dostrzegałam wiele plusów przyjazdu tutaj w pojedynkę. Nie byłam od nikogo zależna. Mogłam robić co mi się podobało i nikomu nic do tego, ale z drugiej strony marzyłam, żeby ktoś był obok mnie.
            Zapytał jak się czuje. Powiedział, że pięknie dziś wyglądam. Poprosił do tańca.
            Ale nic takiego się nie dzieje. Noc dobiega końca, kładę się w hotelowym łóżku i sprawdzam telefon. Cisza. Nadal.


             Dzień przed ślubem Patty i Erniego, wypełnione jest już większą ilością stresu. Późnym popołudniem ma odbyć się przyjęcie przedślubne, gdzie pojawi się znaczna część gości weselnych. Poznamy rodziców państwa młodych, babcie, dziadków, ciocie, wujków i kuzynów.
            Przygotowania trwają, Patricia wypija kolejną lampkę szampana i spogląda w lustro. Ma nostalgiczną minę, która wręcz do niej nie pasuje.
- Jak myślicie, za co kocha się takich ludzi jak ja?
            Niezupełnie rozumiemy pytanie.
- Przecież wiecie, że jestem trochę szalona - wywraca oczami.
- Wydaje mi się, że właśnie za to szaleństwo - podchodzę do niej. Patrzymy na siebie w lustrze i uśmiechamy znacząco - My Cię kochamy za Twoje szaleństwo właśnie.
            Na przyjęciu Patricia zachowuje się jak nowo-narodzona. Zaraz po kolacji, wchodzi na scenę i śpiewa przygotowaną przez siebie piosenkę.


- Now there's no turning back
When you say

We belong to the light
We belong to the thunder
We belong to the sound of the words
We've both fallen under
Whatever we deny or embrace
For worse or for better
We belong, we belong
We belong together

Close your...
Close your...

Close your eyes and try to sleep now
Close your eyes and try to dream
Clear your mind and do your best
To try and wash the palette clean
We can't begin to know it
How much we really care
I hear your voice inside me
(I see your face everywhere)
(Still you say)

We belong to the light
We belong to the thunder
We belong to the sounds of the words
We've both fallen under
Whatever we deny or embrace
For worse or for better
We belong, we belong
We belong together

We belong
We belong.



            Nazajutrz ranek to mieszanina stresu i szczęścia. Za kilka godzin Patricia zostanie żoną. Jest to dla nas zupełna nowość. Ta kobieta emanowała wolnością, teraz sytuacja się trochę zmieni.
            Jesteśmy szczęśliwe i dumne, że możemy uczestniczyć w tak podniosłej chwili. Patty zawsze należała i należeć będzie do naszej muzycznej rodziny. Teraz wraz z Ernestem tworzyć będzie nową.
            W momencie kiedy Patricia pojawia się w miejscu zaślubin wraz z taktem marsza weselnego widzimy już nie tylko szaloną kobietę. Widzimy piękną, pełną miłości i światła Patricie, która chociaż serce oddała dawno, dziś odda również całą resztę.
            Ich przemowy sprawiają, że po moim policzku spływa kilka pojedynczych łez. Jestem wzruszona, bo wiem, że oddajemy ją w odpowiednie ramiona.
            Nie mogło być inaczej. Wesele trwa, jest głośne i z pompą. Nikt nie szczędzi sobie alkoholu, tańców i radości.
            Kiedy wczesnym rankiem kładę się, wręcz wykończona, spoglądam na wyświetlacz telefonu. Moje serce zaczyna bić mocniej.
            Spotkamy się kiedy wrócisz? Odsłuchałem Twoją wiadomość. Musimy pogadać. Ben.

wtorek, 5 marca 2019

E13S4. It was a big, big world but we thought we were bigger, pushing each other to the limits, we were learning quicker.


VICTORIA
            Z reguły komplikuje życie wszystkich wokół mnie. Oprócz śpiewania, jest to mój drugi największy talent.
            Po mojej wielkiej imprezie urodzinowej moje życie znów jest szare, smutne i do dupy. Względnie - wystraszyłam faceta który w końcu sprawił, że poczułam się doceniona, piękna i warta każdego jego spojrzenia i dotyku.
            Moje przyjaciółki wliczając w to Ami oraz Caroline, znów trzymają mnie na dystans. I powtarzają moje ulubione słowa "A NIE MÓWIŁAM?".
            Siostry które mimo iż się tolerują jeszcze totalnie nie potrafią przebywać w swoim towarzystwie. Wyczuwam to teraz podwójnie, zważywszy, że jesteśmy w podróży do Manchesteru.
            Tak. To też część mojego "genialnego" planu.
            W mojej głowie był genialny. Spotkanie z zaskoczenia, miłe przyjęcie. Wszyscy w mgnieniu oka zakochują się w uroczej i kochanej Everly.
            Jaka okaże się rzeczywistość? Zaraz zobaczymy.
            Dom rodzinny nie zmienił się od ostatniego czasu kiedy go widziałam. Mama tylko zaczęła aranżować ogród i przestrzeń przed domem na swój sposób. Zauważam podobieństwo do naszego poprzedniego wystroju. Wszystko jest praktycznie takie jak w naszym starym domu.  
            Do domu pierwsza wchodzi Veronica. To dom w którym mieszka na co dzień, więc dla niej to zupełnie naturalne otoczenie.
- Hej wszystkim! - krzyczy już od wejścia.
- Veronica? Szybko wrócił…
            Kiedy mama zauważa mnie w progu nie kończy zdania, tylko najpierw przytula Ronnie, a potem podbiega do mnie.
- Victoria - szepcze mi do ucha.
- Cześć mamo - mówię i równie mocno ją przytulam - Chciałam żebyś kogoś poznała.
            Czuję jak ciało mojej rodzicielki sztywnieje. Odsuwa się ode mnie i patrzy na mnie pytającym wzrokiem.
- Wiem, że to może był głupi pomysł, ale pomyślałam, że łatwiej wam będzie jeśli nic wam nie powiem.
            Mama dalej stoi osłupiała.
- Everly.
            Moja starsza siostra przekracza próg domu. Mam wrażenie, że cały świat przestał się kręcić. Moja mam oddycha ciężko, a mi spada kamień z serca. Teraz czuje się lekko i przyjemnie, chociaż tak naprawdę nie wiem jak wszyscy zareagują na Everly.
            Łzy zaczynają spływać po policzkach mojej mamy. Widzi ona swoją córkę pierwszy raz od porodu. Nigdy nie sądziłam, że przydarzy mi się taka sytuacja. Żyłam w przekonaniu, że moja rodzina składa się ze mnie, Valentiny, Veronicy, mamy i taty. A tak naprawdę jest nas o jedną osobę więcej.
- Dzień dobry - głos Ev jest nieśmiały i cichy. Mama zakrywa usta dłonią, by następnie rozłożyć je szeroko i pozwolić by szczupłe ciało blondyni wtuliło się w nią mocno.
            Nigdy w życiu nie widziałam czegoś takiego. Pewności, że ktoś kogo się widzi, jest tą osobą którą chciało się zobaczyć. Jestem niemal pewna, że moja mama bała się, że Everly nie będzie tą kobietą której się spodziewała. Ale teraz kiedy patrzę jak obie przytulają się i płaczą sobie w ramionach mam pewność.
            Pewność, że to spotkanie było jedną z niewielu rzeczy które naprawdę mi się udały. Tak musiało być. A ja tylko pomogłam przeznaczeniu.

            Trzy godziny później siedzimy przy stole i zajadamy się smakołykami, które moja mama zdążyła przyrządzić.
            Dołączyła do nas również Valentina z Lucasem oraz mój tata. To ich reakcji bałam się najbardziej. Ale okazało się, że to oni zachowali się najbardziej naturalnie. Zupełnie jakby Everly była naszym stałym gościem.
- Więc skończyłaś administrację sztuki na Uniwersytecie Roosvelta? - mój tata posiada kilka rodzajów głosów. Ten ton mówi, że jest naprawdę pod wrażeniem.
-  Tak - Everly potwierdza - Teraz kiedy przeprowadziłam się do Nowego Jorku i będę mieszkać z Victorią, mam szansę na znalezienie pracy w jakiejś galerii. Marzy mi się coś niewielkiego z obrazami mało popularnych artystów.
            Zapamiętuję jej słowa. Wcześniej nie opowiadała mi o swoich planach.
- Mieszkacie razem? - mama przeżuwa kawałek mięsa który ma w ustach.
- Tak mamo - odpowiadam - Everly wprowadziła się do mojego loftu w tamtym tygodniu. Jeszcze nie miałam szansy wam o tym powiedzieć.
- To świetnie - tata uśmiecha się szeroko z uznaniem i puszcza mi oczko.
- A jeśli mogę spytać - Ev spogląda na Valentinę, której brzuszek jest już pięknie zarysowany. Poród zbliża się wielkimi krokami i już nie mogę doczekać się kiedy na świecie pojawi się dziecko Val i Lucasa - Chłopiec czy dziewczynka?
- Dziewczynka - twarz mojej siostry rozpromieniła się i spoglądając na Lucasa, który był równie szczęśliwy co ona pierwszy raz zdradza jakie imię będzie nosić moja siostrzenica - Długo myśleliśmy jakie imię jej nadać, ale uznaliśmy, że musimy kontynuować naszą rodzinną tradycję. Nasza córka będzie miała na imię Vinnie Leonore. Od pierwszych liter naszych imion.

            Kolacja przebiegła w miłej i rodzinnej atmosferze. Nie chciałam by się to kończyło, ale każdy miał swoje życie i musiał do niego wracać. Lucas do swoich obowiązków związanych z firmą, którą zaczął prowadzić w Manchesterze. Valentina do dbania o siebie w czasie ciąży. Veronica do szkoły. Tata do pracy.
            Pokój w którym śpię już nie przypomina tego w którym mieszkałam zanim wyleciałam z matczynego gniazda. Jest jednak przytulny i wiem, że mama włożyła wiele pracy w to, żeby nasz nowy dom przypominał chociaż w jednym procencie nasz stary.
            Właśnie kładę się do łóżka i po samą szyję przykrywam kołdrą, kiedy słyszę pukanie do drzwi. Domyślam się, że to mama, ale kiedy drzwi się otwierają i widzę w nich tatę jestem trochę zdziwiona.
            Myślałam, że to raczej moja rodzicielka chciałaby zamienić ze mną kilka słów. Tata jest wyrozumiały i rozumie większość naszych pomysłów.
- Mogę? - wygląda tak samo jak przez cały dzień. Widzę jednak na jego twarzy więcej zadumy niż wcześniej.
- Jasne - siadam na łóżku i klepię miejsce obok siebie. Tata zajmuje je w mgnieniu oka.
- Mam dla Ciebie prezent - wyciąga z kieszeni małe pudełeczko - Wiem, że to niewiele, ale uznałem, że skoro moja córeczka ma urodziny to coś muszę jej podarować.
            Podaje mi pudełeczko i pozwala do niego zaglądnąć. W środku znajduje się złota bransoletka z trzema kamieniami w różnych kolorach. Tata wkłada mi ją na nadgarstek.
- Jest piękna. Dziękuję - przytulam go, po czym dotykam delikatnej biżuterii. Jestem nią zaaferowana i zachwycona.
- Co u Ciebie Victoria? - pyta tak po prostu, a mnie aż brakuje powietrza. Odrywam się od podziwiania prezentu. Ostatnimi czasy zapomniałam, że można mnie pytać o coś takiego. Każdy ma swoje sprawy, swoje życie. Nie mamy czasu już na takie pytania.
- Nie wiem, tato - wzruszam ramionami i patrzę na obraz na przeciwległej ścianie - Chyba znów się trochę pogubiłam.
- Dlaczego?
- Miałam plan. Genialny plan - wzruszam ramionami - Genialny według mnie. Rzeczywistość jednak okazała się zupełnie inna.
- Potrzebowałaś planu na życie? - spoglądam na tatę, który wydaje się być lekko zdziwiony. Raczej zna mnie z tej spontanicznej strony. Myślę, robię. Ale to było lata temu. Byłam nastolatką i wydawało mi się, że mogę złapać życie za nogi. Teraz jestem już dorosła i nadal popełniam najmniejsze błędy, z których wychodzą wielkie sprawy.
- Przez sławę, rozgłos, plotki, zamieszanie wokół mnie… przez to wszystko potrzebowałam czegoś bezpiecznego. Prostego, a zarazem bogatego. Chciałam mieć pewność, że wszystko co dzieje się w moim życiu jest moim dziełem. Nie dziełem moich managerów, doradców i kolegów z branży.
            Mój ojciec kiwa ze zrozumieniem głową. Milczy przez chwilę, więc wiem, że analizuje wszystko co mu powiedziałam.
- Chcesz robić wszystko po swojemu, ale nie do końca Ci to wychodzi?
            Idealne podsumowanie. Od razu zgadzam się z jego słowami. Ciepła dłoń taty obejmuje moją.
- Kochanie, tego nie nauczysz się w miesiąc, dwa, rok.
            Milczę. Tata mocniej ściska moje palce. Spoglądam na niego z oczami pełnymi łez.
- Szczerze? Nigdy się tego nie nauczysz. Los i życie pobiegną swoimi ścieżkami. Możesz je zaplanować, ale niewiele z rzeczy przez Ciebie zaplanowanych pójdą zgodnie z planem.
            Ciepłe łzy spływają mi po policzkach. Wtulam się w ciało mojego taty i płacze jak dziecko.
- Jesteśmy tutaj, żebyś miała do czego wracać kiedy Twoje życie nie pójdzie zgodnie z planem. Pamiętaj o tym.
            Płaczę dalej, tak długo, aż nie wypłaczę chyba wszystkich łez.
            Zasypiam późną nocą, w ramionach mojego taty, który układa mnie na poduszce i przykrywa kołdrą.
            Czuję się spokojna, pełna życia i dopiero teraz wiem, że mój nowy początek tak naprawdę nigdy się nie zacznie. To tylko słowa. Mam wspaniałą rodzinę, kochanych przyjaciół, robię co kocham i poznałam kogoś na kim zaczyna mi zależeć. Dopiero przyjazd tu pozwolił mi zrozumieć, że mam wszystko i jedyne czego potrzebuję to zaakceptowanie siebie.
            Pozwolenie samej sobie żyć w zgodzie ze mną.
            I chyba w końcu mi się to udało.