VICTORIA

Nie
chcę zapeszać. Nie w momencie kiedy jestem po podpisaniu wstępnej umowy na
wynajem najpiękniejszego loftu w całym Nowym Jorku. Co jest najśmieszniejsze
nie jest to też najdroższe i najbardziej ekskluzywne mieszkanie jakie
widziałam, ale ma wszystko co potrzebuję.
A
potrzebuję niewiele. Czterech ścian w których będę mogła być tylko i wyłącznie
sobą. Nową-starą Victorią Santangel.
Nowy
Jork nie przyniósł mi tylko zadowolenia z nowego mieszkania. Przyniósł też
szybkie wieści z Juilliard School.
Rada
podjęła decyzję, że jestem na tyle doświadczona i utalentowana, że powinnam
zacząć naukę od wyższego levelu. Zamiast pójść na pierwszy rok studiów dołączę
do grupy na drugim roku, a w międzyczasie będę również nadrabiać to co
czekałoby mnie do nauki od początku studiów.
Będę
miała totalnie napięty grafik, ponieważ mam zamiar również podjąć jakąś
dodatkową pracę, co najmniej trzy razy w tygodniu uprawiać jogging w Central
Parku i chodzić na studenckie imprezy.
Sam
obraz mojego przyszłego życia sprawia, że cała sława, rozpoznawalność i
brylowanie pomiędzy gwiazdami bledną w mgnieniu oka.
Jednak
zanim stanę się w pełni szczęśliwym człowiekiem muszę zrobić coś czego
wolałabym uniknąć, ale na własną odpowiedzialność i za moim własnym przyzwoleniem
zgodziłam się zrobić.
Dzisiaj
odbędzie się ślub Niall'a oraz Zoey. Aura sprzyja nowożeńcom. Na zewnątrz jest
ciepło, słońce przygrzewa, a ptaki śpiewają wesoło. Albo ja niepotrzebnie się
nakręcam, albo to całe piękno sprawia, że czuję się z tym jeszcze gorzej.
Ale
kto mi się dziwi? Jeszcze niedawno figlowałam z przyszłym mężem Zoey w moim
łóżku, a dziś będę śpiewać prawdopodobnie najromantyczniejszą i najbardziej
wzruszającą piosenkę. Na ich ślubie. Po zmroku. Przy świetle świec. I akompaniamencie
fortepianu.
Czy
może być jeszcze gorzej?
Przewracam
się na drugi bok. Jest godzina dziesiąta, a ja nadal zalegam w pościeli. Zdecydowanie
powinnam zmierzyć się z rzeczywistością, ale po ostatnim wyjeździe do Nowego
Jorku jest mi dobrze w moich słodkich marzeniach.
I
wspomnieniu jego zielonych oczu.
Sięgam
po telefon. Nie musiałam długo namawiać Ver, żeby udostępniła mi swojego
facebooka. Chociaż nie jestem najlepszym śledczym, od razu udało mi się go
namierzyć. Profil Bena nie był zbyt bogaty dla osób które nie należały do jego
grona znajomych. Kilka zdjęć z jego psem, jedno zespołu i selfie z March Jane,
której facebook w przeciwieństwie do niego był pełen informacji o tym gdzie
była, co robiła, gdzie jadła i jak wyglądała w danym dniu.
Zaczęłam
zastanawiać się czy po ludzku się do niego nie odezwać. Albo chociaż zaprosić
go do znajomych. Ale po przemyśleniu i przekalkulowaniu moich zamiarów uznałam,
że lepiej pozostawić to tak jak jest.
W
końcu nie nazywam się Veronica Santangel. Jestem Victoria i muszę zrobić to po
swojemu.
- Śniadanie do łóżka - słyszę
pukanie do drzwi, a kiedy uchylają się one i staje w nich Ed w swojej całej
krasie, uśmiecham się szeroko.
- Co dziś serwuje szef kuchni? -
chichoczę, siadając na łóżku. Rudowłosy podaje mi tacę. Pokrojone owoce,
jajecznica i lekko przypalony tost. Do tego kawa i sok pomarańczowy. Wygląda całkiem
zachęcająco.
- Serwuje swoją obecność i
wsparcie. Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Jeśli nie, to nie ma problemu,
przekabacę Zoey. Powiem, że dostałaś rozwolnienia i ja zaśpiewam.
- To słodkie, ale zrobię to.
Ed
przytakuje. Od naszego wyjazdu wyznaje zasadę "rób co chcesz, ważne żebyś
była szczęśliwa".
- Porozmawiasz dziś z Ami - mówi
pewnie, ale ja udaję, że w ogóle tego nie słyszę. Milę w buzi kawałek mango i
patrzę przed siebie.
Ami.
To do niej chciałam napisać w pierwsze kolejności. O tym, że dostałam się na moją
wymarzoną uczelnię. Że spodobał mi się fajny chłopak. Że ma na imię Ben i co najcudowniejsze
tak się mnie wystraszył, że w popłochu wybiegł z baru. Dla niego może to był
powód do wstydu, moim zdaniem to była najsłodsza rzecz jaką mógł wtedy zrobić.
Chciałabym
powiedzieć, że jestem szczęśliwa i w końcu mogę się spełniać.
Ale
nie powiem jej tego, bo nawet nie rozmawiamy.
Tęsknię
za nią. Tak mocno, że aż bolą mnie wnętrzności.
Jesteśmy
ulepione z podobnej gliny. Trudno nam się godzić, ale kłótnie przychodzą z łatwością.
Jednak
postanawiam, że dziś rzeczywiście z nią porozmawiam.
I
przeproszę. Bo Ami miała rację. Jestem egoistką.
Ubieram
się możliwe najbardziej skromnie. Chyba chcę wtopić się w tłum i udawać, że
mnie wcale tam nie ma.
Ceremonia
sama w sobie jest romantyczna, wyniosła i po prostu piękna. Otoczenie jest
świeże i radosne. Ogromne połacie pól, Zoey i Niall stojący pomiędzy białym,
skromnym ołtarzem na ich tle. Goście, marsz weselny. Łzy. Radość. Pocałunek.
Leżąc
w nocy w łóżku i wyobrażając sobie nadchodzące wydarzenia, myślałam, że będę
się wewnątrz kajać z bólu i wstydu. Jedyne co teraz czuję to ulgę. Widząc piękną,
uradowaną twarz Zoey i dumnego Horana, wiem, że każdy z nas właśnie dziś zamyka
za sobą jakiś rozdział.
Kto
wie czy nie ostatni w moim starym życiu?
Kolacja
odbywa się w podobnie romantycznym stylu, co cała ceremonia zaślubin. Przenosimy
się tylko na tyły ogrodu rodziny Deutch. Okrągłe stoły, złote sznury lampek
oraz ja i Ami przy stole. Na początku jest sztywno, ale z każdą chwilą
zaczynamy dostosowywać się do otoczenia. Tutaj śmiejemy się z żartów Ashtona,
wysłuchujemy fascynujących opowieści Paula, by znów posłuchać o planach
Caroline na najbliższy czas.
I
takim oto sposobem nie wiem kiedy wybija godzina dwudziesta pierwsza, a ja
muszę iść zacząć przygotowywać się do występu.
- Ami? - mówię niewyraźnie. Całe gardło
mam ściśnięte. Jestem bardziej zestresowana niż na przesłuchaniu do Juilliard.
- Tak? - podnosi na mnie oczy. Zagryzam
wargę. Szukam odpowiednich słów.
- Pomożesz mi się przygotować? -
konsternacja pojawia się na jej twarzy. Raz spogląda na mnie, raz na Ashtona. I
kiedy ten ściska jej dłoń, potakując głową, America wstaje i łapie mnie pod
łokieć.
- Chodź.
Nie
mogło być inaczej. Pokój w którym czekała na mnie moja druga suknia, jest tak samo
przestronny i piękny jak reszta domu.
Shiiiiiiiiiiiiiit,
oczywiście, że nie mogło być inaczej.
- To suknia na Twój występ? - Ami
dotyka różowego materiału, ze sporą dozą delikatności.
- Tak. Nie wiedziałam na co się
zdecydować. Padło na tą.
- Yhym. A jak Twoje przesłuchanie?
Rozmawiałam z Veronicą zanim wyjechała. Mówiła, że świetnie Ci poszło.
- Starałam się - z
niewyjaśnionych przyczyn czerwienieję na twarzy. Dosłownie czuję, jak policzki
mi się palą - Jak Malibu? Warto pojechać? Zobaczyć?
- Tak… - Ami wzdycha - Jest
pięknie.
Po
jej słowach zapada chwila niezręcznej ciszy. Postanawiam ją przerwać.
- Przepraszam…
- Chodź tutaj - moja przyjaciółka
wyciąga do mnie rękę. Łapię ją, po czym siadam przy jej boku.
- Przepraszam Ami… - jestem wręcz
bliska rozbeczenia się w jej ramionach, ale ostatkami sił próbuję tego nie
robić. Wolałabym nie wyglądać jak spuchnięty ziemniak w momencie kiedy wyjdę na
scenę.
- Nie byłaś święta - patrzy na
mnie "tym" wzrokiem - Ale ja też nie powiedziałam Ci czegoś ważnego.
Bardzo ważnego.
Teraz
dłoń którą trzymała na swoim udzie, przeciąga na swój brzuch. Mrużę oczy, nie
do końca wiem jak zareagować. Ami i Ashton nie planowali dziecka. Ale przez
ostatni czas więcej z Americą ze sobą nie rozmawiałyśmy niż rozmawiałyśmy, więc
chyba mamy wiele rzeczy do nadrobienia.
- Naprawdę…? - zachłystuję się
oddechem - Jesteś w ciąży?!
- Tak - radość wypisana na twarzy
Ami rozjaśnia pomieszczenie - To dopiero początek. Ale ten mały cud… nasz cud…
Przytulam
wzruszoną przyjaciółkę, również się wzruszając. Będę ciocią!
- Gratuluję! - ściskam ją mocniej
- Ashton szczęśliwy co?
- Powiedziałam mu jak byliśmy w
Malibu. Nie może przestać o tym gadać i popada w małą paranoje. Traktuje mnie
trochę jak jajko. Wierzę, że mu za chwilę przejdzie - śmiejemy się radośnie.
Przez
chwilę gawędzimy jeszcze o jej samopoczuciu, kiedy Carter znów pyta co u mnie.
- Poznałam kogoś - powoli
zaczynam przygotowania, więc ściągam z siebie moją żółtą suknię i zakładam tą
na wstęp.
- Tak? Mów!
- Ma na imię Ben. Jest perkusistą
- spoglądam na nią, po czym wybuchamy śmiechem - Mieszka w Nowym Jorku. I uwielbiam
śledzić go na facebooku. Czuję się jak stalkerka.
- Victoria Santangel śledzi kogoś
na facebooku? Kim jesteś i co zrobiłaś z moją przyjaciółką?
- Dziwne, ale imponuje mi jego
zupełna normalność. Ale w międzyczasie ma coś tak niesamowitego w swoim
spojrzeniu. Czekaj pokażę Ci go.
- Przystojniak - Ami przegląda
jego galerię ze sporym zainteresowaniem.
- Wiem - mówię podekscytowana.
- Mam rozumieć, że raczej
będziesz teraz częściej przebywać w Nowym Jorku niż w Los Angeles?
- Podpisałam wstępną umowę na
wynajem mieszkania, więc tak.
Ami
potakuje. Nasze drogi też muszą się kiedyś rozejść.
- Wyglądasz pięknie, Vick. Jesteś
gotowa?
Spoglądam
w ogromne lustro. Wygładzam sukienkę. Jestem gotowa.

- Chciałam bardzo wszystkim
podziękować za to, że są z nami w tak ważnym dla nas dniu. Szczerze przyznaję -
nigdy nie sądziłam, że spotkam tak fantastycznego i kochającego mężczyznę -
Zoey spogląda z miłością na Niall'a. On sam jest tak samo w nią wpatrzony - Czasami
łatwiej wyrazić wdzięczność muzyką niż samymi słowami. Chociaż na co dzień rozumiemy
się prawie bez słów, dziś chciałam połączyć się z Tobą, mój drogi mężu, w
Twojej pasji. Wiem, że teraz ja jestem na pierwszym miejscu - teraz wszyscy
chichoczą - Ale muzyka na zawsze będzie Twoją drugą miłością.
Zoey
sięga po jego dłoń. Niall wstaje, kradnie jej krótki pocałunek. Po czym pozwala
kontynuować.
- Moja ulubiona piosenka. Dla Ciebie
mój ukochany. W wykonaniu naszej serdecznej przyjaciółki, Victorii.
Światła
zapalają się i wszyscy zebrani goście skupiają na mnie swoją uwagę. Biorę głęboki
oddech.
- For all those times you stood by me / Za każdy raz kiedy stałeś przy
mnie
For all the truth that you made me see / Za całą prawdę, którą mi
odsłoniłeś
For all the joy you brought to my life / Za całą radość, którą wniosłeś
do mojego życia
For all the wrong that you made right / Za całe zło, które przemieniłeś
w dobro
For every dream you made come true / Za każde marzenie, które dzięki
Tobie się spełniło
For all the love I found in you / Za całą miłość, którą znalazłam w
Tobie
I'll be forever thankful baby / Będę wdzięczna na zawsze
You're the one who held me up / Byłeś tym, który zawsze mnie
podtrzymywał
Never let me fall / Nie pozwalał mi upaść
You're the one who saw me through through it all / Byłeś tym kto
wypatrzył mnie w tym wszystkim
You were my strength when I was weak / Byłeś moją siłą kiedy byłam
słaba
You were my voice when I couldn't speak / Byłeś moim głosem kiedy nie
mogłam mówić
You were my eyes when I couldn't see / Byłeś moim wzrokiem kiedy nie
widziałam
You saw the best there was in me / Zobaczyłeś to, co we mnie najlepsze
Lifted me up when I couldn't reach / Podniosłeś mnie, kiedy nie mogłam
dosięgnąć
You gave me faith 'cause you believed / Dałeś mi wiarę, bo sam
wierzyłeś
I'm everything I am / Jestem tym, czym jestem
Because you loved me / Bo mnie kochałeś
You gave me wings and made me fly / Dałeś mi skrzydła i sprawiłeś że
latałam
You touched my hand I could touch the sky / Dotknąłeś mojej dłoni,
mogłam dotknąć nieba
I lost my faith, you gave it back to me / Straciłam wiarę, przywróciłeś
mi ją
You said no star was out of reach / Powiedziałeś, że każdej gwiazdy
można dosięgnąć
You stood by me and I stood tall / Wspierałeś mnie, więc stałam pewnie
I had your love I had it all / Miałam Twoją miłość, więc miałam
wszystko
I'm grateful for each day you gave me / Jestem wdzięczna za każdy
dzień, który mi dałeś
Maybe I don't know that much / Może nie wiem za wiele
But I know this much is true / Ale wiem, że prawdą jest, że
I was blessed because I was loved by you / Zostałam pobłogosławiona, bo
byłam przez Ciebie kochana
You were my strength when I was weak / Byłeś moją siłą kiedy byłam
słaba
You were my voice when I couldn't speak / Byłeś moim głosem kiedy nie
mogłam mówić
You were my eyes when I couldn't see / Byłeś moim wzrokiem kiedy nie
widziałam
You saw the best there was in me / Zobaczyłeś to, co we mnie najlepsze
Lifted me up when I couldn't reach / Podniosłeś mnie, kiedy nie mogłam
dosięgnąć
You gave me faith 'cause you believed / Dałeś mi wiarę, bo sam
wierzyłeś
I'm everything I am / Jestem tym, czym jestem
Because you loved me / Bo mnie kochałeś.
Biorę głęboki oddech. Czuję jakby niewidzialne
łańcuchy właśnie opadły na ziemię, pozwalając bym mogła oddychać.
Coś
się zaczyna, by coś mogło się skończyć.
Coś
się kończy, by coś mogło się zacząć.
Witam
w nowym życiu, Victorio Santangel.
I
życzę Ci powodzenia.
You were always there for me
The tender wind that carried me
A light in the dark shining your love
into my life
You've been my inspiration
Through the lies you were the truth
My world is a better place because of
you.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz