poniedziałek, 28 stycznia 2019

E7S4. You gotta get up and try and try and try.



VICTORIA

            Ostatnie dni były po prostu… dobre. Nie potrafię opisać ich inaczej. A może nie chcę? zawsze chciałam dobra w moim życiu. I może w końcu będę je miała?
            Nie chcę zapeszać. Nie w momencie kiedy jestem po podpisaniu wstępnej umowy na wynajem najpiękniejszego loftu w całym Nowym Jorku. Co jest najśmieszniejsze nie jest to też najdroższe i najbardziej ekskluzywne mieszkanie jakie widziałam, ale ma wszystko co potrzebuję.
            A potrzebuję niewiele. Czterech ścian w których będę mogła być tylko i wyłącznie sobą. Nową-starą Victorią Santangel.
            Nowy Jork nie przyniósł mi tylko zadowolenia z nowego mieszkania. Przyniósł też szybkie wieści z Juilliard School.
            Rada podjęła decyzję, że jestem na tyle doświadczona i utalentowana, że powinnam zacząć naukę od wyższego levelu. Zamiast pójść na pierwszy rok studiów dołączę do grupy na drugim roku, a w międzyczasie będę również nadrabiać to co czekałoby mnie do nauki od początku studiów.
            Będę miała totalnie napięty grafik, ponieważ mam zamiar również podjąć jakąś dodatkową pracę, co najmniej trzy razy w tygodniu uprawiać jogging w Central Parku i chodzić na studenckie imprezy.
            Sam obraz mojego przyszłego życia sprawia, że cała sława, rozpoznawalność i brylowanie pomiędzy gwiazdami bledną w mgnieniu oka.  
            Jednak zanim stanę się w pełni szczęśliwym człowiekiem muszę zrobić coś czego wolałabym uniknąć, ale na własną odpowiedzialność i za moim własnym przyzwoleniem zgodziłam się zrobić.
            Dzisiaj odbędzie się ślub Niall'a oraz Zoey. Aura sprzyja nowożeńcom. Na zewnątrz jest ciepło, słońce przygrzewa, a ptaki śpiewają wesoło. Albo ja niepotrzebnie się nakręcam, albo to całe piękno sprawia, że czuję się z tym jeszcze gorzej.
            Ale kto mi się dziwi? Jeszcze niedawno figlowałam z przyszłym mężem Zoey w moim łóżku, a dziś będę śpiewać prawdopodobnie najromantyczniejszą i najbardziej wzruszającą piosenkę. Na ich ślubie. Po zmroku. Przy świetle świec. I akompaniamencie fortepianu.
            Czy może być jeszcze gorzej?
            Przewracam się na drugi bok. Jest godzina dziesiąta, a ja nadal zalegam w pościeli. Zdecydowanie powinnam zmierzyć się z rzeczywistością, ale po ostatnim wyjeździe do Nowego Jorku jest mi dobrze w moich słodkich marzeniach.
            I wspomnieniu jego zielonych oczu.
            Sięgam po telefon. Nie musiałam długo namawiać Ver, żeby udostępniła mi swojego facebooka. Chociaż nie jestem najlepszym śledczym, od razu udało mi się go namierzyć. Profil Bena nie był zbyt bogaty dla osób które nie należały do jego grona znajomych. Kilka zdjęć z jego psem, jedno zespołu i selfie z March Jane, której facebook w przeciwieństwie do niego był pełen informacji o tym gdzie była, co robiła, gdzie jadła i jak wyglądała w danym dniu.
            Zaczęłam zastanawiać się czy po ludzku się do niego nie odezwać. Albo chociaż zaprosić go do znajomych. Ale po przemyśleniu i przekalkulowaniu moich zamiarów uznałam, że lepiej pozostawić to tak jak jest.
            W końcu nie nazywam się Veronica Santangel. Jestem Victoria i muszę zrobić to po swojemu.
- Śniadanie do łóżka - słyszę pukanie do drzwi, a kiedy uchylają się one i staje w nich Ed w swojej całej krasie, uśmiecham się szeroko.
- Co dziś serwuje szef kuchni? - chichoczę, siadając na łóżku. Rudowłosy podaje mi tacę. Pokrojone owoce, jajecznica i lekko przypalony tost. Do tego kawa i sok pomarańczowy. Wygląda całkiem zachęcająco.
- Serwuje swoją obecność i wsparcie. Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Jeśli nie, to nie ma problemu, przekabacę Zoey. Powiem, że dostałaś rozwolnienia i ja zaśpiewam.
- To słodkie, ale zrobię to.
            Ed przytakuje. Od naszego wyjazdu wyznaje zasadę "rób co chcesz, ważne żebyś była szczęśliwa".
- Porozmawiasz dziś z Ami - mówi pewnie, ale ja udaję, że w ogóle tego nie słyszę. Milę w buzi kawałek mango i patrzę przed siebie.
            Ami. To do niej chciałam napisać w pierwsze kolejności. O tym, że dostałam się na moją wymarzoną uczelnię. Że spodobał mi się fajny chłopak. Że ma na imię Ben i co najcudowniejsze tak się mnie wystraszył, że w popłochu wybiegł z baru. Dla niego może to był powód do wstydu, moim zdaniem to była najsłodsza rzecz jaką mógł wtedy zrobić.
            Chciałabym powiedzieć, że jestem szczęśliwa i w końcu mogę się spełniać.
            Ale nie powiem jej tego, bo nawet nie rozmawiamy.
            Tęsknię za nią. Tak mocno, że aż bolą mnie wnętrzności.
            Jesteśmy ulepione z podobnej gliny. Trudno nam się godzić, ale kłótnie przychodzą z łatwością.
            Jednak postanawiam, że dziś rzeczywiście z nią porozmawiam.
            I przeproszę. Bo Ami miała rację. Jestem egoistką.



            Ubieram się możliwe najbardziej skromnie. Chyba chcę wtopić się w tłum i udawać, że mnie wcale tam nie ma.
            Ceremonia sama w sobie jest romantyczna, wyniosła i po prostu piękna. Otoczenie jest świeże i radosne. Ogromne połacie pól, Zoey i Niall stojący pomiędzy białym, skromnym ołtarzem na ich tle. Goście, marsz weselny. Łzy. Radość. Pocałunek.
            Leżąc w nocy w łóżku i wyobrażając sobie nadchodzące wydarzenia, myślałam, że będę się wewnątrz kajać z bólu i wstydu. Jedyne co teraz czuję to ulgę. Widząc piękną, uradowaną twarz Zoey i dumnego Horana, wiem, że każdy z nas właśnie dziś zamyka za sobą jakiś rozdział.
            Kto wie czy nie ostatni w moim starym życiu?
            Kolacja odbywa się w podobnie romantycznym stylu, co cała ceremonia zaślubin. Przenosimy się tylko na tyły ogrodu rodziny Deutch. Okrągłe stoły, złote sznury lampek oraz ja i Ami przy stole. Na początku jest sztywno, ale z każdą chwilą zaczynamy dostosowywać się do otoczenia. Tutaj śmiejemy się z żartów Ashtona, wysłuchujemy fascynujących opowieści Paula, by znów posłuchać o planach Caroline na najbliższy czas.
            I takim oto sposobem nie wiem kiedy wybija godzina dwudziesta pierwsza, a ja muszę iść zacząć przygotowywać się do występu.
- Ami? - mówię niewyraźnie. Całe gardło mam ściśnięte. Jestem bardziej zestresowana niż na przesłuchaniu do Juilliard.
- Tak? - podnosi na mnie oczy. Zagryzam wargę. Szukam odpowiednich słów.
- Pomożesz mi się przygotować? - konsternacja pojawia się na jej twarzy. Raz spogląda na mnie, raz na Ashtona. I kiedy ten ściska jej dłoń, potakując głową, America wstaje i łapie mnie pod łokieć.
- Chodź.
            Nie mogło być inaczej. Pokój w którym czekała na mnie moja druga suknia, jest tak samo przestronny i piękny jak reszta domu.
            Shiiiiiiiiiiiiiit, oczywiście, że nie mogło być inaczej.
- To suknia na Twój występ? - Ami dotyka różowego materiału, ze sporą dozą delikatności.
- Tak. Nie wiedziałam na co się zdecydować. Padło na tą.
- Yhym. A jak Twoje przesłuchanie? Rozmawiałam z Veronicą zanim wyjechała. Mówiła, że świetnie Ci poszło.
- Starałam się - z niewyjaśnionych przyczyn czerwienieję na twarzy. Dosłownie czuję, jak policzki mi się palą - Jak Malibu? Warto pojechać? Zobaczyć?
- Tak… - Ami wzdycha - Jest pięknie.
            Po jej słowach zapada chwila niezręcznej ciszy. Postanawiam ją przerwać.
- Przepraszam…
- Chodź tutaj - moja przyjaciółka wyciąga do mnie rękę. Łapię ją, po czym siadam przy jej boku.
- Przepraszam Ami… - jestem wręcz bliska rozbeczenia się w jej ramionach, ale ostatkami sił próbuję tego nie robić. Wolałabym nie wyglądać jak spuchnięty ziemniak w momencie kiedy wyjdę na scenę.
- Nie byłaś święta - patrzy na mnie "tym" wzrokiem - Ale ja też nie powiedziałam Ci czegoś ważnego. Bardzo ważnego.
            Teraz dłoń którą trzymała na swoim udzie, przeciąga na swój brzuch. Mrużę oczy, nie do końca wiem jak zareagować. Ami i Ashton nie planowali dziecka. Ale przez ostatni czas więcej z Americą ze sobą nie rozmawiałyśmy niż rozmawiałyśmy, więc chyba mamy wiele rzeczy do nadrobienia.
- Naprawdę…? - zachłystuję się oddechem - Jesteś w ciąży?!
- Tak - radość wypisana na twarzy Ami rozjaśnia pomieszczenie - To dopiero początek. Ale ten mały cud… nasz cud…
            Przytulam wzruszoną przyjaciółkę, również się wzruszając. Będę ciocią!
- Gratuluję! - ściskam ją mocniej - Ashton szczęśliwy co?
- Powiedziałam mu jak byliśmy w Malibu. Nie może przestać o tym gadać i popada w małą paranoje. Traktuje mnie trochę jak jajko. Wierzę, że mu za chwilę przejdzie - śmiejemy się radośnie.
            Przez chwilę gawędzimy jeszcze o jej samopoczuciu, kiedy Carter znów pyta co u mnie.
- Poznałam kogoś - powoli zaczynam przygotowania, więc ściągam z siebie moją żółtą suknię i zakładam tą na wstęp.
- Tak? Mów!
- Ma na imię Ben. Jest perkusistą - spoglądam na nią, po czym wybuchamy śmiechem - Mieszka w Nowym Jorku. I uwielbiam śledzić go na facebooku. Czuję się jak stalkerka.
- Victoria Santangel śledzi kogoś na facebooku? Kim jesteś i co zrobiłaś z moją przyjaciółką?
- Dziwne, ale imponuje mi jego zupełna normalność. Ale w międzyczasie ma coś tak niesamowitego w swoim spojrzeniu. Czekaj pokażę Ci go.
- Przystojniak - Ami przegląda jego galerię ze sporym zainteresowaniem.
- Wiem - mówię podekscytowana.
- Mam rozumieć, że raczej będziesz teraz częściej przebywać w Nowym Jorku niż w Los Angeles?
- Podpisałam wstępną umowę na wynajem mieszkania, więc tak.
            Ami potakuje. Nasze drogi też muszą się kiedyś rozejść.
- Wyglądasz pięknie, Vick. Jesteś gotowa?
            Spoglądam w ogromne lustro. Wygładzam sukienkę. Jestem gotowa.

            Wychodzę na scenę, kiedy jeszcze światła nie zostały skierowane na mnie. Zanim zaczynam śpiewać, mikrofon przejmuje panna młoda. Wznosi toast, unosząc wysoko kieliszek z szampanem.
- Chciałam bardzo wszystkim podziękować za to, że są z nami w tak ważnym dla nas dniu. Szczerze przyznaję - nigdy nie sądziłam, że spotkam tak fantastycznego i kochającego mężczyznę - Zoey spogląda z miłością na Niall'a. On sam jest tak samo w nią wpatrzony - Czasami łatwiej wyrazić wdzięczność muzyką niż samymi słowami. Chociaż na co dzień rozumiemy się prawie bez słów, dziś chciałam połączyć się z Tobą, mój drogi mężu, w Twojej pasji. Wiem, że teraz ja jestem na pierwszym miejscu - teraz wszyscy chichoczą - Ale muzyka na zawsze będzie Twoją drugą miłością.
            Zoey sięga po jego dłoń. Niall wstaje, kradnie jej krótki pocałunek. Po czym pozwala kontynuować.
- Moja ulubiona piosenka. Dla Ciebie mój ukochany. W wykonaniu naszej serdecznej przyjaciółki, Victorii.
            Światła zapalają się i wszyscy zebrani goście skupiają na mnie swoją uwagę. Biorę głęboki oddech.
- For all those times you stood by me / Za każdy raz kiedy stałeś przy mnie
For all the truth that you made me see / Za całą prawdę, którą mi odsłoniłeś
For all the joy you brought to my life / Za całą radość, którą wniosłeś do mojego życia
For all the wrong that you made right / Za całe zło, które przemieniłeś w dobro
For every dream you made come true / Za każde marzenie, które dzięki Tobie się spełniło
For all the love I found in you / Za całą miłość, którą znalazłam w Tobie
I'll be forever thankful baby / Będę wdzięczna na zawsze
You're the one who held me up / Byłeś tym, który zawsze mnie podtrzymywał
Never let me fall / Nie pozwalał mi upaść
You're the one who saw me through through it all / Byłeś tym kto wypatrzył mnie w tym wszystkim

You were my strength when I was weak / Byłeś moją siłą kiedy byłam słaba
You were my voice when I couldn't speak / Byłeś moim głosem kiedy nie mogłam mówić
You were my eyes when I couldn't see / Byłeś moim wzrokiem kiedy nie widziałam
You saw the best there was in me / Zobaczyłeś to, co we mnie najlepsze
Lifted me up when I couldn't reach / Podniosłeś mnie, kiedy nie mogłam dosięgnąć
You gave me faith 'cause you believed / Dałeś mi wiarę, bo sam wierzyłeś
I'm everything I am / Jestem tym, czym jestem
Because you loved me / Bo mnie kochałeś

You gave me wings and made me fly / Dałeś mi skrzydła i sprawiłeś że latałam
You touched my hand I could touch the sky / Dotknąłeś mojej dłoni, mogłam dotknąć nieba
I lost my faith, you gave it back to me / Straciłam wiarę, przywróciłeś mi ją
You said no star was out of reach / Powiedziałeś, że każdej gwiazdy można dosięgnąć
You stood by me and I stood tall / Wspierałeś mnie, więc stałam pewnie
I had your love I had it all / Miałam Twoją miłość, więc miałam wszystko
I'm grateful for each day you gave me / Jestem wdzięczna za każdy dzień, który mi dałeś
Maybe I don't know that much / Może nie wiem za wiele
But I know this much is true / Ale wiem, że prawdą jest, że
I was blessed because I was loved by you / Zostałam pobłogosławiona, bo byłam przez Ciebie kochana

You were my strength when I was weak / Byłeś moją siłą kiedy byłam słaba
You were my voice when I couldn't speak / Byłeś moim głosem kiedy nie mogłam mówić
You were my eyes when I couldn't see / Byłeś moim wzrokiem kiedy nie widziałam
You saw the best there was in me / Zobaczyłeś to, co we mnie najlepsze
Lifted me up when I couldn't reach / Podniosłeś mnie, kiedy nie mogłam dosięgnąć
You gave me faith 'cause you believed / Dałeś mi wiarę, bo sam wierzyłeś
I'm everything I am / Jestem tym, czym jestem
Because you loved me / Bo mnie kochałeś.

            Biorę głęboki oddech. Czuję jakby niewidzialne łańcuchy właśnie opadły na ziemię, pozwalając bym mogła oddychać.
            Coś się zaczyna, by coś mogło się skończyć.
            Coś się kończy, by coś mogło się zacząć.
            Witam w nowym życiu, Victorio Santangel.
            I życzę Ci powodzenia.
           
You were always there for me
The tender wind that carried me
A light in the dark shining your love into my life
You've been my inspiration
Through the lies you were the truth
My world is a better place because of you.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz