VICTORIA
Ostatni tydzień obfitował w wiele ważnych dla nas wszystkich wydarzeń.
W sobotni poranek, budząc się koło Shawna, który wtulał się w moją szyję i obejmował mnie mocno w pasie, poczułam, że to powinien być nasz ostatni raz. Nowojorska impreza była mocno zakrapiana i kiedy położyłam się już do hotelowego łóżka z zamiarem pójścia spać, dostałam bardzo wymownego sms'a o treści: "Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę jak bardzo za Tobą tęsknimy? Ja i mój przyjaciel;)". Choć od momentu pocałunku w toalecie, starałam się unikać Shawn'a, nie potrafiłam tego zrobić kiedy w mojej krwi buzowały hormony i wódka. Potrzebował całych piętnastu minut, żeby znaleźć się w naszym apartamencie, cicho zakraść się do mojego pokoju i uprawiać ze mną seks na podłodze. Potem na komodzie. I na końcu w łóżku. Tak, to był zdecydowanie ostatni raz.
Następnego dnia wróciłyśmy do Londynu, gdzie czekała mnie kolejna paczka. Tym razem zaciągnęłam Americę do pokoju i z drżącymi dłońmi otwarłam jej zawartość. W środku znajdowała się płyta. Kiedy moja przyjaciółka włączyła mój komputer i wsunęła nośnik do czytnika naszym oczom ukazał się najbardziej obleśny film pornograficzny jakikolwiek w życiu widziałam. Jednak nie to było najgorsze. Przez całe pięć minut orgii, moja uśmiechnięta twarz była wklejona na miejsce twarzy cycatej aktorki porno. Moja uczucia zmieniały się wtedy jak w kalejdoskopie. Od szoku, przez przerażenie do strachu o moje życie. Ami tuliła mnie mocno, głaszcząc moją głowę i szepcząc, że teraz już nie może tak tego zostawić. Nie minęła kolejna godzina, kiedy w naszych drzwiach stanął ktoś z policji wraz z Margaret. Przez kolejne sześćdziesiąt minut zostałyśmy obie przesłuchane, oddałyśmy dowody mężczyźnie. Oprócz tego padła obietnica. Od jutra będziemy pod specjalną ochroną kogoś z ich szeregów specjalnych.
Nie zdziwiłyśmy się kiedy kolejnego dnia w drzwiach stanął dwumetrowy, wysportowany, około czterdziestoletni mężczyzna z opalenizną tak mocną, że zaczęłam się zastanawiać się czy ma wykupiony dożywotni karnet do solarium. Przedstawił się jako Dwayne Austin. Uśmiechnął się do nas swoim wielkim, niedźwiedzim uśmiechem, błyszcząc białymi zębami.
- Ale mówcie do mnie Rocky - poklepał mnie, a potem Ami po ramieniu - Już czuję, że się zaprzyjaźnimy.
W tym samym dniu również dowiedziałam się, że dostałam rolę. Audrey Mea Williams to od przyszłego roku moja twarz. Będę aktorką. Cholera. Nowe wyzwanie? Jestem gotowa by wyjść naprzeciw moim nowym marzeniom.
Jednak dziś, w sobotnie popołudnie rozpoczynające miesiąc grudzień, moja siostra poślubi mężczyznę swojego życia. Minnesota jest piękna i kiedy wraz z Ami, Caroline i Zoe poszłyśmy zobaczyć magiczne miejsce gdzie ta dwójka powie sobie sakramentalne "tak", zaparło nam dech w piersi. Organizatorka ślubów, którą wynajęłam zaraz po tym jak dowiedziałam się o planach mojej siostry i Lucasa, zrobiła świetną robotę. Na organizację tego ślubu miała niecały miesiąc, ale jak okazuje się dla sławnej Allie Clakrson nic nie jest straszne.

Kiedy spoglądam ostatni raz na miejsce, w którym Val zostanie żoną, czuję jak pod moimi powiekami formują się łzy. To miejsce samo w sobie jest przepełnione magią, zapachem świerków, a kiedy dodamy do tego wszystkiego szczyptę jej ulubionego boho i hortensji… cóż, zapiera dech w piersi. Jest idealnie. Jest po prostu idealnie.
Pomagam mojej siostrze się przygotować. Układam jej włosy, które spływają po jej plecach. Jedyną ich ozdobą jest warkocz tworzący aureolkę na czubku jej głowy. Jeszcze nie miałam okazji zobaczyć jej sukni ślubnej. Oprócz mojej mamy i panny młodej nikt nie widział co włoży na siebie tego ważnego dla niej dnia.
- Jesteś gotowa? - pyta, kiedy przynosi z garderoby schowaną w futerale suknię. Wstrzymuję oddech, po czym klaszczę w dłonie i podskakuję w miejscu.
- Jak nigdy! - odpowiadam natychmiast przejęta. Mam wrażenie, że sekundy tworzą godziny, kiedy kładzie suknie na łożu małżeńskim i rozsuwa zamek. Kiedy podnosi wieszak, a sukienka opada na ziemię, zamykam usta dłonią.

Ślub zaczyna się za pięć minut. W pierwszym rzędzie siedzą moi rodzice wraz z Veronicą i mamą Lucasa. Tuż za nimi moi dziadkowie oraz chrzestni Val oraz ojciec chrzestny Lucasa, który jest bratem jego tragicznie zmarłego ojca. W trzecim rzędzie siedzą moje przyjaciółki.
Pierwsza od lewej jest America, odziana w cudowną, delikatną sukienkę z nadrukowanymi na nią różowymi kwiatkami. Jej włosy zdobi duża opaska z kwiatami w tym samym kolorze. Całość dopełniona jest kwiecistą torebką oraz brązowymi butami. Tuż obok niej znajduje się Tyler, z lekko zniesmaczoną miną. Ubrał się zdecydowanie zbyt elegancko w stosunku do tego, jak wygląda reszta gości i zdecydowanie mu się to nie podoba.
Obok niego miejsce zajmuje Paul, który wygląda bardzo przystojnie, dopełniając idealnie wygląd Caroline. Blond włosa ma na sobie długie, luźne spodnie boho, w kolorach od zielonego do brązu. Dobrała do tego bluzeczkę z falbanką w tym samym kolorze oraz drobniutkie kwiatki wpięte w jej falowane włosy, które dodają jej dziewczęcego looku.
Ostatnie krzesło zajmuje Zoe. Woods ma na sobie czarną sukienkę od Zimmerman’a, której rękawy spływają po jej skórze i ruszają się przy każdym małym ruchu. Zoe nie przyozdobiła włosów kwiatami, ale jej szyję zdobi szeroki, czerwony choker w kwiecisty wzór. Gdzieś w oddali zauważam także Rocky'ego, który stoi z rękami splecionymi na piersi i czujne obserwuje wszystko co dzieje się wokół. Z nim czuję się bezpieczna i oddycham z ulgą, kiedy mam go pod swoją ręką. Reszta gości to przede wszystkim nasza włoska rodzina, rodzeństwo mojego taty oraz kilka koleżanek z pracy Val i współpracowników Lucasa.
Jeśli chodzi o mnie, to mam na sobie długą różowo-fioletową suknię w kwiecisty design. Tak jak w przypadku Americy i Caroline moje rozpuszczone włosy zdobi ogromna opaska przyozdobiona kwiatami, które kolorystycznie pasują do mojej kreacji i butów w kolorze nude.
Ja i Oliver pełnimy dziś rolę świadków, stoimy już przy ołtarzu spoglądając na siebie kątem oka. Coś się miedzy nami zmieniło i kiedy posyłam mu lekki uśmiech, odpowiada tym samym, tylko zdecydowanie większym oraz promiennym. Dołącza do nas również Lucas. Z nim także utrzymuję krótki kontakt wzrokowy. Zauważam, że zbliża się do mnie, po czym nachyla tak, żebym mogła usłyszeć jego szept.
- Dziękuję Ci, Vicky - mówi drżącym głosem - Gdybym nie spotkał Ciebie, nigdy nie zakochałbym się w Valentinie.
Nie bolą mnie jego słowa. Dosłownie napełniają mnie nową nadzieją. Nadzieją, że dla nich właśnie otwiera się nowy, lepszy rozdział życia.
Wszędzie słychać szepty, śpiew ptaków i podmuchy wiatru, wprowadzające las w swoją oryginalną melodię. Jednak kiedy zostaje puszczona piosenka, którą moja siostra wybrała do tego, by sunąć do jej nut w stronę ołtarza wszyscy cichniemy. Zza drzew wyłania się jej postać i choć nie chcę, nie mogę powstrzymać ciepłych łez płynących po moich policzkach. Wszyscy odwracają się w jej stronę. Słyszę szloch dobiegający z miejsca zebranych gości i wiem, że to Car. Nasza najlepsza przyjaciółka.
Kiedy rozanielona Val dociera do ołtarza, całuje delikatnie usta Lucasa, po czym wsuwa swoją dłoń w jego. Patrzy na niego tak, jakby jej świat zaczynał się i kończył w jego oczach. Lucas nie jest jej dłużny. Jeśli ta dwójka nie jest sobie przeznaczona, to nie wiem jak inaczej mogę nazwać to co między nimi jest.
- Zebraliśmy się tutaj, żeby połączyć węzłem małżeńskim Valentinę i Lucas’a - muzyka cichnie, a głos zabiera ksiądz - Jesteście gotowi wygłosić swoje mowy?
Obydwoje kiwają głowami, po czym ksiądz przekazuje mikrofon w ręce Lucas’a. Chociaż dziś jest najważniejszy dzień w jego życiu i powinien trząść się jak owsik na wietrze, ciemnowłosy jest spokojny, tak spokojny, że kiedy odwraca się by znów spojrzeć na Val, nie widzę niczego innego oprócz pewności. Pewności, że to co teraz robią jest tym, co powinni zrobić.
- Valentino - zaczyna - Jesteś kobietą mojego życia. Nie wyobrażam nie zasypiać i nie budzić się koło Ciebie. Chociaż masz pochłaniającą czas pracę, potrafisz wrócić do mnie po dwudziestoczterogodzinnym dyżurze, siąść obok mnie na kanapie i obejrzeć nowy odcinek naszego ulubionego serialu. Doceniam w Tobie te małe rzeczy, których nie doceniałem nigdy wcześniej u nikogo innego. Uśmiech o poranku, Twój mały pieprzyk na szyi, który tak bardzo lubię i Twoje oddanie. Ty oddałaś mi siebie, ja oddaje Ci całe moje serce. Choć nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, kochanie, ale zostając moją żoną, spełniasz moje największe marzenie. Kocham Cię, Valentino Claudio Santangel.
Ciałem Val wstrząsa szloch, spowodowany słowami Lucasa. Już nie tylko ja wypłakuje oczy, bo robi to także moja mama i teściowa mojej siostry.
- Lucasie Marco Glynee - jej głos jest urywany i nerwowy. Wie, jak to brzmi, więc bierze głęboki oddech by chociaż trochę się uspokoić - Ja z tego miejsca chciałabym Ci podziękować. Za miłość, którą mnie darzysz. Za czas który mi oferujesz. Za pomoc którą mi dajesz. Za te pocałunki, które każdego dnia są słodsze i słodsze. I dziękuję za obietnicę, że będziesz najlepszym mężem i ojcem dla naszych dzieci, którą dziś rano mi wyszeptałeś prosto do mojego ucha. I ja też Ci to obiecuję. Będę najlepszą żoną i matką dla Twoich dzieci. Będę dla Ciebie. Cała. Na zawsze.
Ksiądz wygłasza mowę, Val i Lucas mówią sobie sakramentalne "tak", wymieniają się obrączkami i w momencie, kiedy dostają pozwolenie na pocałunek, robią to. Całują się krótko, ale z uczuciem. Gdzieś pomiędzy ich łzami, bijącymi sercami, szlochami gości, melodią płynącą z głośników, właśnie ta dwójka dopełnia słów, które wcześniej sobie powiedzieli.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje.
Tymi słowami ksiądz kończy uroczystość, zapraszając wszystkich do dalszego świętowania tego pięknego dnia wraz z nowożeńcami.
Wszędzie unosi się zapach lasu. Goście wiwatują. Państwo młodzi idą przez leśny dywan, trzymając się mocno, co chwilę skradając sobie pocałunki. A ja stoję, po raz kolejny roniąc łzę, która toczy się po moim policzku. Nie potrafię się ruszyć. Fala emocji przelewa się przez moje ciało, a przed moimi oczami ukazuje się twarz Niall'a.
Dawno nie czułam tego co czuję teraz. Nie czułam się tak rozdarta. Między szczęściem mojej siostry a moim rozgoryczeniem. Przygryzam wargę, chcąc zatrzymać kolejną falę łez, ale okazuje się to zbyt trudne. Bo nadchodzi sztorm, tak mocny, że wszystko to co było pewne w moim życiu, okazuje się tylko błahostką.
Kiedy pierwszy raz poczułam coś do niego? Nie pamiętam. To może było już wtedy, kiedy uważałam, że go nie lubię. A może wtedy, kiedy poznałam naszą historię z dzieciństwa? A może wtedy, kiedy pocałował mnie po raz pierwszy?
Stoję w miejscu, zupełnie jakby nadprzyrodzona siła przymocowała moje buty do podłoża. Dopiero kiedy słyszę głos Dwayn'a i jego ciepłą dłoń na moich plecach, robię krok przed siebie.
- Musimy dołączyć do reszty - mówi swoim grubym, głębokim głosem. Spoglądam na niego, unosząc głowę. Chociaż moje buty są naprawdę wysokie, on nadal góruje nade mną swoim wzrostem.
- Rocky, kochasz kogoś?
- Kocham - odpowiada natychmiast, ale nad kontynuacją zastanawia się chwilę - Kocham, chociaż jej już ze mną nie ma - wzdycha - Moja żona umarła pięć lat temu na białaczkę. Jest i była jedyną kobietą w moim życiu.
- Kiedy uświadomiłeś sobie, że jest miłością Twojego życia? - z moich ust pada kolejne pytanie. Zatrzymujemy się na chwilę, a on obraca mnie w swoją stronę.
- Tego człowiek sobie nie uświadamia. Człowiek to wie. Jeśli jest w Twoim życiu taka osoba, to ta osoba swoją obecnością rozjaśni każdy Twój dzień. Wystarczy mały gest. Czasami nawet głupi sms, czasami dotyk dłoni. Wtedy poczujesz, że to osoba, którą kochasz. Jednak… bądź cierpliwa - ruszamy znów, jego dłoń znów ląduje na moich plecach, jakby motywował mnie do robienia kolejnych kroków - Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Powtarza słowa księdza.
Odtwarzam je w głowie.
Będę cierpliwa.
Bo warto.
NIALL
Byłem bardzo zaskoczony, kiedy wczoraj Kate zadzwoniła i zaprosiła mnie na kolację w jej apartamencie na obrzeżach Londynu. W sumie długo się nie widzieliśmy, więc z chęcią przyjąłem zaproszenie. Kiedy stanąłem w progu jej drzwi, uważnie obserwowałem, czy nikt za mną nie szedł. Kamień spadł mi z serca, kiedy zauważyłem, że na ulicy, oprócz spacerującej pary z psem jestem tylko ja. To zdecydowanie są plusy mieszkania w strzeżonych dzielnicach.
Kate otwiera mi drzwi, a ja lustruję ją od góry do dołu. Ma na sobie czarną, satynową bluzkę i szare spodnie. Na stopach ma wiązane szpilki, które w połączeniu z resztą stroju wyglądają jeszcze bardziej seksownie. Nie pada między nami żadne słowo. Brunetka od razu wyciąga dłoń, ujmując moją bluzkę i wciąga mnie do środka pomieszczenia. Dopada moje usta, a kiedy nasze torsy się ze sobą spotykają, czuję przebijające przez cienki materiał stwardniałe sutki. Cholera.
- Cześć przystojniaku - mówi w moje usta, cały czas ściskając górną część mojej garderoby. Ma przymknięte oczy i leniwy uśmiech na ustach.
- Cześć Kate - odpowiadam, po czym sunę dłońmi po jej plecach, zatrzymując się tuż nad tyłkiem. Odruch bezwarunkowy, tłumaczę sobie z automatu.
- Chodź, zjemy coś.
Odsuwamy się od siebie, a ja muszę wziąć jeden głęboki wdech. Nie będę ukrywał, że podnieciło mnie to co się przed chwilą stało. Trudno nie zareagować na brak stanika i gorący pocałunek na dzień dobry.
Siadamy przy stole, który nakryty jest białą zastawą. Oprócz złotych dodatków w postaci prostokątnych podkładek i świec, przygaszone światło powoduje, że szampan stojący w naczyniu z lodem srebrzy się delikatnie. Wszystko jest już podane, jedzenie jest gorące i pachnące tak dobrze, że nie trzeba mnie nawet prosić, żebym zaczął jeść. Spoglądam tylko na Kate, uśmiecham się i życzę jej smacznego.
- Dziękuję - bierze pierwszy kęs piersi z kaczki, wcześniej mocząc go obficie w sosie z malin - Jak Ci minął tydzień? Wszystko w porządku?
Kiwam potwierdzająco głową, rozkoszując się smakiem mięsa. Rozpływa się w moich ustach, ale kiedy znów spoglądam na brunetkę i tym razem nie skupiam wzroku na jej twarzy. Moje oczy patrzą w jej dekolt. Czuję się strasznie rozkojarzony. Wiem, że to nie był przypadek, że ona dziś nie ma na sobie stanika, ale nie potrafię przyznać przed sobą, że totalnie mi się to podoba.
- Wiesz, Niall… - zaczyna, po czym odkłada sztućce i wyciąga dłoń by objąć moją - Chciałabym… żebyś kogoś poznał.
- Tak? Kogo?
- Moją córkę.
Przepyszne mięso z kaczki staje mi bokiem w gardle i zaczynam się lekko krztusić. Mam nauczkę, że nie powinno się jeść, kiedy ma się ochotę na pogawędkę. Albo na słuchanie faktów z życia drugiej osoby. Takich faktów. Nie wiedziałem, że Kate ma dziecko. Jej córka jest mała czy może jest nastolatką? Z przerażeniem w oczach wbijam wzrok w ciemne tęczówki brunetki.
- Spokojnie, jeśli nie masz ochoty robić tego teraz albo chociaż w najbliższym czasie, to rozumiem - cedzi pospiesznie - Lily ma osiemnaście lat i zrozumie, że jeszcze nie nadszedł odpowiedni moment na poznawanie mojego nowego partnera.
O S I E M NA Ś C I E LAT. Jej córka jest młodsza ode mnie o cholerne sześć lat! SZEŚĆ LAT! Czuję jak jedzenie powoli i z trudem spływa mi do żołądka. Biorę więc szampana i choć nie chcę by Kate pomyślała, że w jakikolwiek sposób mnie to ruszyło, to i tak wypijam trunek do samego dna.
Reszta kolacji przebiega w mało komfortowej atmosferze, ale ratuje nas wspólny temat dotyczący filmów akcji, które lubimy i fajnych miejsc w Londynie.
Pomagam jej sprzątać i kiedy oznajmiam, że chyba pora się zbierać Kate przyciąga mnie do siebie. Dłońmi sunie po moim torsie, by dotrzeć nimi na moją szyję, którą obejmuje delikatnie.
- Przygotowałam dla nas coś jeszcze - szepce, przysuwa mnie do siebie. Znów czuję jej stwardniałe sutki, ciepły oddech na mojej skórze i posmak malin na moich ustach.
Ta mieszanka powoduje, że zapominam o jej dorosłej córce oraz Victorii, która pewnie teraz świetnie bawi się na weselu swojej siostry. Dopadamy do siebie, namiętnie całując się, zdzieramy z siebie ubrania. Nie docieramy nawet do sypialni, lądując na ogromnej kanapie w jej salonie.
Ostatnie pchnięcia, głośne jęki. Tylko tyle. Żadnych fajerwerków. Żadnych uczuć.
Wychodzę z niej, spoglądam w jej promienną twarz, której usta jeszcze pół minuty temu krzyczały moje imię. I nie widzę nic. Nic co by mnie zachwyciło, nic co spowodowałoby, że moje serce będzie pragnąć tego ponownie. To był tylko seks. Tylko akt fizyczny.
- Przepraszam Kate - mój głos jest ochrypły. Wydaje mi się, że wcale to nie ja to powiedziałem - Przepraszam… - brunetka ściąga brwi ze zdziwieniem na twarzy - To już nigdy więcej nie może się powtórzyć. Nigdy.
Z ciężkim sercem opuszczam ten dom, zdając sobie sprawę, że już nigdy tutaj nie wrócę. To koniec.
Definitywny, cholernie krępujący koniec.
AMERICA
Uroczystość była przepiękna i muszę przyznać, że dawno nie wzruszyłam się tak bardzo na przysięgach małżeńskich.
Valentina i Lucas są dla siebie stworzeni, to niezaprzeczalne. I to samo mogę powiedzieć jeszcze o jednej parze, którą znam i tą parą jest Paul i Caroline. Mam wrażenie, że jeszcze przed ich urodzeniem, było gdzieś zapisane w gwiazdach, że tę dwójkę łączy przeznaczenie.
Kiedy teraz zerkam na mojego naburmuszonego partnera, który siedzi obok mnie, nie jestem pewna, że mogłabym powiedzieć o nas to samo. Z zewnątrz wyglądamy raczej jak koledzy, albo co gorsza brat z siostrą.
Od czasu gdy poznałam Tyler’a minęły tylko dwa miesiące. I choć na początku wszystko było tak magiczne, że aż sama nie wierzyłam we własne szczęście, to jednak wiele spraw zostało podjętych zbyt szybko. I takie są tego efekty.
Nasza dzisiejsza kłótnia zaczęła się od tego, że nie powiedziałam Tyler’owi, żeby nie ubierał się zbyt elegancko, ponieważ to raczej wesele w stylu boho i nikt nie przyszedł w garniturze, bo nawet sam Pan młody wystąpił bez marynarki.
Cóż, szkoda, że ostatnimi czasy miałam na głowie tyle spraw, że nie wiedziałam w co włożyć ręce, a on oczekiwał ode mnie, że podam mu detale dotyczące ubioru na wesele.
Strasznie mnie tym zdenerwował i można powiedzieć, że przez ostatnie dwie godziny zamieniliśmy ze sobą może jedno słowo.
Myślałam, że ta relacja będzie inna od wszystkich, które miałam okazję przeżyć w swoim życiu. Karciłam się w myślach, aby tylko mi się to nie znudziło, a uczucia do Harry’ego nie wzięły nade mną góry i żebym nie odstawiła Tyler’a z kwitkiem.
I starałam się. Naprawdę się starałam. To jednak nie moja wina, że człowiek, którego poznałam, był zupełnym przeciwieństwem tego, który teraz siedzi obok mnie ze skwaszoną miną, wbijając wzrok w ekran swojego telefonu.
-Do końca wieczoru masz zamiar się dąsać? - pytam, biorąc kęs przepysznej pieczeni, choć szczerze powiedziawszy, w tym momencie nie mam ochoty na konsumpcje.
-Czuję się jak głupek, więc nie traktuj mnie jak winnego - odpowiada. No tak, to ja jestem winna za to, że ubrał garnitur i czuje się jak głupek. Zważywszy, że pewnie nikt nawet na to nie zwraca uwagi. Faceci naprawdę potrafią zrobić coś z niczego. I wcale nie chodzi mi tu o wełnę, która zaraz zamienia się w sweter.
-Zachowujesz się dziecinnie. Nikogo nie obchodzi czy masz na sobie garnitur czy strój spider mana.
-Ale mnie obchodzi. I to nie ja zachowuje się dziecinnie. To twoje podejście do sytuacji jest niedojrzałe. - odpowiada, a kawałek pieczeni wręcz zastyga w moim gardle. Nie mam ani ochoty ani nastroju na dalszą konwersację z nim. I wcale nie mam zamiaru udawać szczęśliwe zakochanej, skoro rzeczywistość jest zupełnie inna.
-To może znajdź sobie kogoś w swoim wieku - burczę, następnie wstaję i odchodzę od stołu w zamiarze pójścia na spacer. Inaczej mówiąc: oddalenie się od tego miejsca jak najmożliwiej daleko. Choć na jedną krótką chwilę.
Rozmyślam o wszystkim co przynosi mi moje życie. Wspaniała kariera, kochający fani, trzy najlepsze na świecie przyjaciółki i on. Ten, który powinien być najważniejszy, choć wcale tak nie jest. Jeśli w jakiś sposób miałabym uszeregować te cztery pozycje to związek z Tyler’em znalazłby się na ostatnim miejscu. I to naprawdę mnie przeraża.
Przypominam sobie chwile, kiedy byłam zakochana w Harry’m. Byłam w stanie zrobić dla niego wszystko. Dosłownie - wszystko.
Wiedziałam, że nawet jeśli musiałabym zrezygnować z wielu ważnych dla mnie osób czy rzeczy, na pewno bym to zrobiła.
Może to chore, ale czy miłość nie rządzi się swoimi własnymi prawami?
Gdy jestem z Tyler’em, myślę o tych wszystkich wspaniałych rzeczach, które mogłabym robić bez niego. To okrutne, ale prawdziwe.
Ostatnimi czasy zastanawiałam się po co w ogóle tkwię dalej w tym związku. Na co jest mi potrzebny?
Może między nami czuć jeszcze jakiś pociąg fizyczny, a seks z nim jest niesamowity, ale co z tego, skoro nie towarzyszą temu żadne emocje?
Pragnę czegoś więcej od życia.
„Bezinteresowności. To ona powinna stanowić podstawę każdego związku. Jeśli ktoś naprawdę o Ciebie dba, będzie czerpał większą przyjemność z tego jak ty czujesz się dzięki niemu, nie jak on czuje się dzięki Tobie…”
-Ami? - z rozmyśleń wyrywa mnie głos Vick. Wygląda dzisiaj tak pięknie, tak kwitnąco i radośnie, że aż miło mi się na nią patrzy.
-Chciałam trochę zaczerpnąć świeżego powietrza. - kłamię.
-Przecież wesele jest na dworze - przejrzała mnie i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wzdycham.
-Pokłóciłam się z Tyler’em. Nie mam teraz ochoty na niego patrzeć.
-Widziałam, że jest jakiś naburmuszony. Ale kłótnie się zdarzają każdemu, prawda?
-Tak, chociaż nam coraz częściej. - patrzę w pola, doszukując się w nich jakiejś odpowiedzi na moje aktualne problemy, ale nie widzę nic, oprócz kołyszących się zbóż i trawy.
-Nie jesteś pewna tego związku, prawda? - pyta mnie, jakby czytała mi w myślach.
-Nie. Kompletnie nie jestem tego pewna Vick. Nie wiem tylko jak z tego wybrnąć. Nie chcę podejmować decyzji zbyt pochopnie. Co, jeśli za nim zatęsknię? Może po prostu nie daję mu wystarczającej szansy? Powinnam akceptować jego wady, tak samo jak zalety. Może już na początku zbyt mocno go wyidealizowałam i teraz czepiam się, gdy popełnia jakiś błąd.
-Znacie się dopiero dwa miesiące. Może powinnaś jeszcze chwilę poczekać. Zrób coś, co zaskoczy. Potrzeba tylko jednej iskry, do rozpalenia całego ogniska.
-Masz rację. To dobra rada - uśmiecham się i przytulam ją mocno, bo tak naprawdę nie wiem co bym bez niej zrobiła.
-Wracamy?
-Zaraz cię dogonię. - odpowiadam. - Muszę jeszcze tylko coś zrobić.
HARRY
Po czterogodzinnym kręceniu scen w wodzie, jestem totalnie zziębnięty i cieszę się, że czekają mnie kolejne trzy godziny przerwy. Gra aktorska to nie łatwy orzech do zgryzienia, ale od początku byłem o tym uświadomiony.
Gdybym wybrał komedię romantyczną, może właśnie całowałbym się z jakąś piękną, znaną aktorką, a nie pływał w minusowej temperaturze.
Ale nie żałuje mojego wyboru.
Zrobiłem coś, co było sprzeczne z oczekiwaniami świata.
Bo właśnie większość wyobraża sobie, że były członek boybandu zagra w filmie, który przyśpieszy o bicie serca. Tymczasem ja wybrałem coś zupełnie odwrotnego.
Coś co nie przyśpieszy, a rozczuli i złamie serca milionom ludzi, ze względu na los tych, którzy poświęcili życie za swój kraj.
I zdecydowanie z tym mi lepiej.
Wchodzę do swojego pokoju i zdejmuje z siebie mokre ubrania. Gorący prysznic to na tę chwilę wspaniała alternatywa. Dawno nie doceniałem tak bardzo źródła ciepłej wody. Kiedy temperatura mojego ciała zaczyna się zwiększać, czuję się jak w niebie.
Po chwili owijam ręcznik wokół swojego pasa i kładę się na łóżko. Odpoczynek to teraz dokładnie to, czego pragnę. Pierwsze życzenie o prysznicu już zdążyło się spełnić.
Nie przypominam sobie kiedy byłem ostatnio tak padnięty. Mam wrażenie, że kiedy byliśmy w trasie, nasz wysiłek był trzy razy mniejszy, a można by rzec, że to właśnie ten czas sprawiał, że mój organizm się momentami poddawał.
Wchodzę na konto Americy, żeby zobaczyć czy dodała coś nowego i nie mylę się. Ona w porównaniu do mnie jest bardzo aktywna na portalach społecznościowych. Ale niewątpliwie jej fani nie mają jej tego za złe. Ja w zasadzie tym bardziej. Bez tego, zżerałaby mnie ciekawość co takiego dzieje się w jej życiu.
Na zdjęciu jak zwykle wygląda obłędnie, a jej twarz to jedna z najpiękniejszych, jakie miałem okazję widzieć na własne oczy. W opisie widzę, że wybiera się (a raczej już wybrała) na wesele siostry Victorii.
Skłamię, jeśli powiem, że nie chciałbym tam dzisiaj być tylko po to, żeby ją zobaczyć. Chociaż przez krótką chwilę.
Klikam w napis „OBSERWUJ”, który widnieje na jej koncie. Żałuję, że robię to dopiero teraz. I kiedy nagle widzę jej imię na ekranie mojego telefonu, mam wrażenie, że to albo jakiś niewiarygodny zbieg okoliczności, albo to los przyciąga nas do siebie.
-Ami? - szepczę, chociaż wiem, że to ona.
-Harry, cześć. - słyszę jej zdezorientowany głos. Wydaję mi się, że jest bardziej zaskoczona niż ja, a to przecież ona wybrała mój numer. Mam wrażenie, że jednak nie była pewna, czy odbiorę, albo w ostatnim momencie chciała zmienić decyzję, ale nie zdążyła. - Co u ciebie?
-Wszystko w porządku. Właśnie jestem w pokoju po kręceniu porannych scen. Za trzy godziny mamy kręcić kolejne.
-I jak ci idzie?
-Szczerze powiedziawszy nie jest źle. Całkiem niezły ze mnie pływak. - chichocze.
-Pływak? - pyta oniemiała.
-Na razie tak. Jeszcze nie odezwałem się ani jednym słowem. Na razie tylko pływam. - nastaje chwila ciszy.
-A docierasz chociaż do brzegu?
-Pracuję nad tym - mówię, uśmiechając się. Czuję, że ona też to czuje. - A ty dlaczego właśnie nie bawisz się na weselu?
-Cóż, to w zasadzie nie takie typowe wesele. Nie ma parkietu, ale za to dużo tu lasów, pól, świeże powietrze i wszędzie rosną akacje - śmieje się. - Spodobałoby ci się.
-Nie wątpię. - odpowiadam, bo do cholery, jestem pewny, że jest tam dzisiaj z Tyler’em. Nie wiem tylko dlaczego dzwoni w takim razie do mnie.
-Ja… - odzywa się zakłopotana. - Nie wiem czemu zadzwoniłam - chyba czyta mi w myślach. Nawet jeśli dzielą nas setki tysięcy kilometrów. - Po prostu chciałam wiedzieć co u ciebie.
-Dziękuję, że to zrobiłaś. Mam nadzieję, że u ciebie też wszystko dobrze.
-Tak - mówi krótko. - Wszystko dobrze.
Nie wiedzieć czemu nie do końca jej wierzę, ale teraz nie mogę tego kwestionować. Nie, kiedy ja jestem tu, a ona jest tak daleko. Tak poważna rozmowa przez telefon nic by nie dała, choć mam wrażenie, że nasza dała nam tak wiele.
Po chwili żegnamy się, a ja cieszę się, że choć nie mogę jej zobaczyć, to miałem możliwość usłyszeć jej głos.
Bo prawda jest taka, że cholernie za nią tęsknię.
Tęsknię za tym, jak jej zimne stopy szukają pod kołdrą moich w celu ocieplenia. Tęsknię za zapachem jej włosów na mojej poduszce. Tęsknię za tym, kiedy obraża się przed snem i kiedy zaraz po tym wyciągam ramię, żeby mogła się we mnie wtulić. Tęsknię za jej pocałunkami w środku nocy, i za tym, że jest tak słodko naiwna myśląc, że ich nie czuję. Tęsknię za widokiem jej otwartych ust w momencie, gdy maluje rzęsy i za wywracanie oczami, kiedy mówię, że zbyt długo się szykuje, bo przecież wcale tego nie potrzebuje. Tęsknię za jej wrażliwością i współczuciem, jakim darzy los biednych ludzi. Tęsknię za jej niepoprawnym romantyzmem i zapałem do snucia planów i marzeń. Tęsknię za tym, że choćby nie wiem co, zawsze potrafi dojrzeć nadzieję i dobro. Nawet w najmniejszej rzeczy.
Tęsknię za wszystkim co z nią związane.
Bo to ona jest tęsknotą.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz